W niedzielę spotkałam się z Kasią Enerlich, której książki zatytułowane: "Czas w dom zaklęty" i "Kiedyś przy Błękitnym Księżycu" poruszyły mnie do głębi. To było już moje drugie spotkanie z Kasią. Poznałam też koleżanki po fachu autorki "Prowincji...", Panią Kasię Zyskowską-Ignaciak, której dwie książki czytałam i byłam nimi oczarowana i Panią Joannę Chmielewską, której twórczości jeszcze nie znam, ale mam zamiar nadrobić to niedopatrzenie w najbliższych miesiącach.
A teraz przechodzimy do słynnych babeczek wydawnictwa Filia.
Miały ogromne wzięcie i budziły zainteresowanie nie tylko dorosłych, ale też dzieci. Pewna malutka dziewczynka bardzo chciała poczęstować się tą pięknie wyglądającą babeczką. Ja się nie skusiłam, ale autorka "Szczęścia pachnącego wanilią" tak...
I wydaje mi się, że była zachwycona. Magdalena Witkiewicz podpisała mi mój własny egzemplarz "Zamku z piasku", ponieważ najnowszej książki nie posiadam niestety.
Kolejne moje spotkanie z pisarką to ciepłe, przemiłe chwile w towarzystwie Pani Renaty Piątkowskiej. Gdy się przedstawiłam, pisarka wstała i uściskała mnie, co było dla mnie wielką niespodzianką. Bardzo dziękuję za tak urocze momenty, będę je wspominać jeszcze przez długi, długi czas.
Poznałam też autorkę serii o Uli, Kasię Majgier, którą znałam tylko i wyłącznie wirtualnie. Kasia podarowała mi dla moich Miśków "Amelkę" i tak naprawdę była to jedyna książka, którą dostałam dla swoich dzieci na targach. Tym bardziej dziękuję za ten gest. O, przepraszam, zapomniałabym, dostałam jeszcze od Pani Małgosi z M-D-M książkę "Duda i wielka przygoda", poprzedniego dnia.
A tu już Ałbena, przy stoisku Akapit Press.
Jak ona ciekawie opowiadała dzieciom, o czym są jej książki. Ze spokojem i ciepłem, nawet nie umiem tego dobrze określić. To po prostu wyjątkowa osoba.
I po raz drugi Pani Renata Piątkowska, to właśnie przy stoisku wydawnictwa BIS zostałam tak ciepło przyjęta. Okazuje się, że nie tylko Pani Lidia, która tam pracuje, ale i autorzy, którzy tam wydają książki to ludzie o złotym sercu, życzliwi i sympatyczni.
A teraz ostatnie moje spotkanie na Warszawskich Targach Książki. Z niebywale wesołą i przemiłą Panią Moniką Szwają. To obok Katarzyny Grocholi jedyna polska pisarka, której wszystkie, ale to absolutnie wszystkie książki czytałam, i to jeszcze zanim zaczęłam prowadzić blog. Twórczość Pani Moniki wiele razy rozbawiła mnie do łez, a stworzone przez nią bohaterki i ich historie pomagały mi przetrwać trudny czas, chwile zwątpienia.
Pani Monika to naprawdę wspaniała osoba, taka, jak jej książki, wesoła, prawdziwa, naturalna. Zapytałam o to, kiedy pojawi się nowa powieść, zakupiłam w prezencie dla mojej mamy "Anioła w kapeluszu", ale też poprosiłam o autograf w moim własnym egzemplarzu. To było cudowne spotkanie i nawet teraz, gdy o nim pomyślę, uśmiecham się "pełną gębą". Może kiedyś uda mi się przeprowadzić z Panią Moniką wywiad? Byłoby wspaniale.
Podsumowując: targi, jak targi. Bywały chwile wielkiej radości, ale też ogromnego smutku, o którym wolałabym nie pamiętać. Potrzebowałam tego wyjazdu. I tak, jak powiedziała jedna z autorek, wirtualnie też można poznać ludzi, przekonać się, jaki ktoś jest. To prawda. Moja intuicja nie zawiodła mnie, choć w kilku przypadkach chyba jednak się pomyliłam, ale wyjątek potwierdza regułę. Przykre doświadczenia postaram się jak najszybciej wyrzucić z pamięci, a wspominać tylko te przyjemne i serdeczne spotkania. Dziękuję tym, z którymi udało mi się zobaczyć. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja spotkać się z Olą, tym razem nie dałam rady, za co bardzo przepraszam i z moją dawną koleżanką Ewą.
Zakupiłam tylko kilka książeczek dla Zuzi, trzy dla Kamila, których nie ma na tym zdjęciu. Dwie książeczki dostałam dla moich szkrabów, ale o tym już wspominałam. Jedną książkę dostałam od Ewy Bauer, za co pięknie dziękuję, bo umiliła mi czas powrotu do domu. Dziękuję Pani Lidii i pisarce Kasi M. za propozycje noclegu, Pani Monice z wyd. Sol za wyszukiwanie taniego hotelu, Joli Kwiatkowskiej za to samo. Pozdrawiam wszystkie Panie bardzo serdecznie i dziękuję za życzliwość.
Najbardziej oczywiście dziękuję mojemu mężowi, bo gdyby nie on nie mogłabym pozwolić sobie na ten wyjazd. Wiele razy mówiłam, że nie, że następnym razem, gdyby nie jego konsekwencja pewnie nigdzie bym nie pojechała. Buziaki :)))) I dzięki wielkie, M.