Heather Morris pochodzi z Nowej Zelandii, mieszka w Australii. O Żydach nie wiedziała nic, dlatego tytułowemu tatuażyście wydała się odpowiednią osobą do opowiedzenia historii swego życia. Między tą dwójką szybko nawiązała się nić sympatii, a następnie połączyła ich prawdziwa przyjaźń. Lale powierzył Heather swoje największe sekrety, opowiedział jej z rozbrajającą szczerością o sobie, swoich uczuciach i emocjach, jakie mu towarzyszyły i jakie nim targały w czasie pobytu w piekle Auschwitz.
Lale miał zaledwie 26 lat, gdy trafił do obozu koncentracyjnego. Znał kilka języków, był inteligentny i pełen uroku osobistego. Miał też dobre serce i pomagał innym, dzięki czemu inni pomagali i jemu, kiedy wpadał w tarapaty i był bliski śmierci. W Auschwitz o takie chwile nie było przecież trudno... Niestety.
Lale został tatuażystą. Za pomocą igły pozostawiał trwały ślad na ludzkim przedramieniu. Naznaczał więźniów. Kiedy w kolejce do tatuowania numeru pojawił się ona, od razu wiedział, że to ta jedna jedyna. Postanowił, że czeka ich wspólna przyszłość. Przyszłość z dala od piekła.
"Tatuażysta z Auschwitz" to książka niezwykła, ponieważ napisana przez życie. Tylko ono mogło ułożyć taki scenariusz... Czytałam już wiele o II wojnie światowej, poznałam losy Polaków, Żydów i innych ludzi, którym przyszło żyć w tych okrutnych czasach, ale nigdy nie zastanawiałam się, kim był człowiek tatuujący na nich numery. Naznaczający ich na całe życie. Skąd czerpał siłę, by wykonywać polecenia oprawców, w jaki sposób panował nad swoimi emocjami?
Czy opowiadając o swoim życiu, nie bał się oceny ze strony ludzi dzisiejszych czasów? Tych mądrych, wiedzących wszystko, krytycznie do niego nastawionych? Bo przecież tak łatwo jest oceniać, bo my nigdy byśmy się na to nie zgodzili, bo wolelibyśmy umrzeć. A jednak to on musiał przeżyć w tamtej obozowej rzeczywistości, nie my. Przeżył i jeszcze pomagał innym. Na tym powinniśmy się skupić.
To historia bohatera. Człowieka, który w tych okropnych czasach dodawał innym nadziei, osładzał ich los kostkami czekolady, chronił i opiekował się nimi na taką skalę, na jaką to było możliwe. Warto przeczytać jego opowieść. A gdzie tam warto. Trzeba. Szczerze polecam. Mimo trudnej tematyki, całość czyta się szybko, to interesująca i pouczająca lektura, obok której nie sposób przejść obojętnie.