▼
środa, 10 grudnia 2014
Miłość pisana na maszynie. Alison Atlee
Przepiękna okładka, romantyczny tytuł i intrygujący, jak też ciekawy opis książki spowodował, że sięgnęłam po nią z prawdziwym zainteresowaniem. Przypomniałam sobie przy okazji fakt, iż przed wieloma laty sama uczyłam się pisać na maszynie.
Autorka wykorzystała w tej powieści zabieg, który niesamowicie mi się spodobał, a mianowicie każdy rozdział zapoczątkowany jest dobrą radą na temat pisania na maszynie właśnie. Jednakże czy tylko tego dotyczy ten wstęp? A może odnosi się do wszelkich aspektów życia, jest wskazówką dla nas, jak mamy postępować?
Alison Atlee ukończyła anglistykę, mieszka w Kentucky. Już jako dziecko pokochała dziewiętnastowieczne stroje, projektowała je bowiem dla swoich lalek. Kolekcjonuje różnorakie wydania "Alicji w Krainie Czarów", a więcej dowiedzieć się można o niej zaglądając na stronę: http://alisonatlee.com/.
"Maszynistka nie musi zbyt wiele myśleć.
Betsey to wiedziała. Rozumiała, że skupienie i bystrość są konieczne, żeby pisać szybko i dokładnie; uczyła się tego, wystukując setki stron. Kiedy przyłapywała się na tym, że przestaje uważać, potrafiła sama sobie udzielić upomnienia: koncentracja, nie kontemplacja!" [1]
Kim jest Betsey? Kobietą wyjątkową i nietuzinkową. To na pewno. Co prawda nie ukończyła kursu w Instytucie Szkoleń dla Pracujących Kobiet i nie otrzymała świadectwa, ale jakie to miało znaczenie, skoro radziła sobie jako maszynistka doskonale? Była szybka, dokładna, a jej praca dawała wymierne efekty. Nie zawsze była uczciwa, nie bójmy się tego powiedzieć głośno, ale czy było to aż tak ważne? Czasem musiała postąpić niezbyt etycznie, aby utrzymać się na powierzchni. Wymagała od siebie i od innych, była pracowita, surowa, konsekwentna w swych działaniach. Życie jej nie rozpieszczało, ale nauczyła się walczyć o swoje.
Tym razem chyba jednak nie uda jej się wyjść cało z opresji. Wysiada z pociągu pełna obaw i nie do końca przekonana, co będzie z nią dalej? Nie miała nawet na bilet... Co prawda być może czekała tu na nią praca, ale miała mieć referencje z poprzedniego miejsca zatrudnienia.
Betsey Dobson ma tylko starą walizkę, ukochane ptaszysko i przekonanie, że już gorzej być nie może. Czy aby na pewno?
Dzięki czemu uda jej się przetrwać? Czy bezczelność, brak dobrych manier i zahamowań może przynieść komukolwiek korzyści? Czy człowiek pozbawiony skrupułów naprawdę nie ma serca i zawsze postępuje nieuczciwie? Czy nie gryzą go wyrzuty sumienia? Co dostrzeże w tej rozwiązłej kobiecie mężczyzna taki jak John? I czy to wystarczy?
To książka, która między innymi odpowiada na te właśnie pytania. Pokazuje nam też problemy, z jakimi od wieków muszą zmagać się kobiety, uważane za gorszych pracowników, mniej odpowiedzialnych, mniej odpornych na stres. Jakże powszechne było jeszcze nie tak dawno przekonanie, że panie są naiwne, ale czy taka jest nasza bohaterka? Nie! Nie pozwoli nikomu sobą rządzić, będzie bezczelna, gdy wymagać będzie tego sytuacja, będzie bezkompromisowa. Język, jakim zacznie się posługiwać stanie się niewyszukany, mało wybredny, kontrowersyjny, żeby nie powiedzieć prostacki. Czasami jednak nie można inaczej...
Betsey doskonale wie, czego chce. Potrafi szybko się opanować, zachować spokój, ale też dosadnie odpowiedzieć. Cięta riposta staje się jej atutem.
Autorka wykreowała rewelacyjnie tę postać. Być może książka ta nie jest dla grzecznych panienek z dobrego domu, ale na pewno znajdziecie w niej prawdziwe emocje i zakończycie czytanie z wypiekami na twarzy. Pisarka świetnie operuje słowem, potrafi wciągnąć nas w stworzony przez siebie świat, z żalem będziemy opuszczać ten nadmorski kurort, w którym w większym stopniu dzieje się akcja powieści. Lektura inspirująca, może dzięki niej i my staniemy się bardziej przebojowe, pewne siebie? Wypniemy pierś śmiało krocząc do przodu, bez obaw, z uśmiechem na ustach, przekonane o własnej sile będziemy doskonale zdawać sobie sprawę z naszych atutów i podkreślać je na każdym kroku? Zapomnimy o kompleksach?
Polecam Wam "Miłość pisaną na maszynie". I zapewniam, że nie jest to publikacja o niczym. Jak napisała jej autorka w podziękowaniach, nie jest to historia z serii ckliwych powieścideł z kiepskim tytułem. To pięknie napisana książka o tym, że z trudnych początków też może zrodzić się coś wartościowego, godnego uwagi. Nigdy nie traćmy nadziei. Wierzmy w siebie. Bo warto.
[1] "Miłość pisana na maszynie" Alison Atlee, Grupa Wydawnicza PWN 2014, strona 5
Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńWierzmy w siebie! ;)
Okładka jest naprawdę śliczna, a nad książką jeszcze się zastanowię:)
OdpowiedzUsuńWitam ostatnio moja dziewczyna powiedziała mi, że wraca do czytania książek. Powiedziała mi również, że przeczytałaby z przyjemnością jakąs ciekawą książkę, o miłości. Chyba właśnie znalazłem dla niej coś ciekawego w tej pozycji. Jeśli macie jakieś pomysły, na takie książki miło , by było gdybyście się podzielili ze mną swoimi pomysłami w tym wpisie pozdrawiam i z góry dziękuję.
OdpowiedzUsuńPodobno sporo w tej książce literówek i innych błędów, co bardzo mnie dziwi, gdy patrzę na wydawnictwo. Dawniej PWN to była klasa sama w sobie...
OdpowiedzUsuń