▼
sobota, 31 stycznia 2015
Kokaina Arkadiusz Siedlecki
To jedna z tych książek, które musiały swoje odczekać. Po pierwsze omijałam ją szerokim łukiem, odkładałam, jak tylko mogłam najdłużej, bo zwyczajnie bałam się poruszonego w niej tematu, o którym nie mam nawet bladego pojęcia, po drugie po zapoznaniu się z tą historią nie wiedziałam, jak zabrać się za opisanie jej i przedstawienie na swoim blogu. Taka jest prawda i nie będę owijać w bawełnę, bo nie lubię się bawić w takie rzeczy.
Tytuł mówi sam za siebie, więc może napiszę słów kilka o autorze. Arkadiusz Siedlecki to mój równolatek, ponieważ urodził się w 1982 roku. Zajmował się publicystyką, przeprowadzał wywiady z artystami. W trakcie studiów filozoficznych wyjechał do Anglii, by osiedlić się tam na stałe i nie ukończyć rozpoczętej edukacji na Uniwersytecie Śląskim. Ma dwoje dzieci i dwa psy. Obecnie prowadzi spokojne życie, choć pracuje w korporacji. Marzy o domku na wsi i tworzeniu kolejnych powieści.
Jego bohater uzależniony był od kokainy. W tej chwili wraz z żoną i synkiem mieszka w Wielkiej Brytanii. Dzieciństwo Krzysztofa nie należało do najszczęśliwszych, chociaż nie urodził się w rodzinie biednej i niewykształconej. Rodzice jego zajęci byli głównie pracą, syna nie dostrzegali, nie zauważyli też pierwszych symptomów uzależnienia od narkotyków. Autor wraca bardzo często do przeszłości swojego bohatera, szukając tam powodów, dla których stoczył się na samo dno. Pierwszoosobowa narracja pozwala czytelnikowi wczuć się w klimat historii, jego kłopoty stają się naszymi kłopotami, jego rozterki i porażki są naszymi. Dogłębna analiza przytłacza nas, czujemy się osaczeni i martwimy się, jak wyjść cało z tej opresji. Trzymamy kciuki za Krzysztofa, ale wiemy, że kokaina znowu staje się jego ukochaną, kiwamy głowami, chcemy go obronić przed nim samym, ale nie wiemy jak.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nijak nie umiałam rozgraniczyć fikcyjnej postaci stworzonej na potrzeby książki od losów autora. Cały czas wydawało mi się, że tak emocjonalne i wnikliwe zobrazowanie tematu nie wzięło się znikąd. Czyżby ta książka miała być swoistego rodzaju oczyszczeniem, policzeniem się z przeszłością, odgrodzeniem się od niej? Przestrogą dla innych, wskazówką, czego nie należy robić, jakich błędów nie popełniać?
Cholernie dobra to proza, choć początkowo raziła mnie minimalna ilość dialogów. Specyficzny styl autora jest jednak jego atutem, bo spowodował to, iż wczułam się w atmosferę tej nietuzinkowej historii i choć nigdy nie miałam do czynienia z narkotykami, zdołałam wyobrazić sobie gehennę bohatera, postawić się w jego sytuacji, współczuć mu, a nie oceniać.
"Kokaina" jest powieścią, na którą warto zwrócić uwagę, ponieważ pokazuje, jak niszczycielskie bywa działanie narkotyku, jak trudno wyjść z nałogu i wytrwać w swoim postanowieniu. Nikt nie będzie też mógł nam pomóc, gdy wpakujemy się w to bagno, nagle zostaniemy sami, bez kumpli. Stracimy wszystko, łącznie z wiarą we własne siły, w to, że cokolwiek znaczymy, że jesteśmy kimś. "Kokaina" przenika nas na wskroś i nie sposób o niej szybko zapomnieć. I dobrze.
Niezbyt często sięgam po takie książki, ale ta wydaje się godna uwagi. Poszukam, tymczasem tytuł zapisuję.
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam. Cudze przeżycia są najlepszą przestrogą.
OdpowiedzUsuńnigdy jakoś specjalnie nie interesowałem się odwiedzaniem blogów - wydawało mi się, że nie można na nich zbyt wiele ciekawego znaleźć a tu niespodzianka! od godziny przeglądam rózne blogi i okazuje się, że jest na nich wiele ciekawych informacji. Dzięki temu będę regularnie odwiedzać Twojego bloga;)
OdpowiedzUsuńjeszcze jej nie czytałam ale miałam okazję brać udział w czacie z autorem i na pewno po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńA ja pomyslałam, że mnie czasem przydałaby się kokaina, ot tak po prostu, by przetrwać.
OdpowiedzUsuńMusze przeczytać.
OdpowiedzUsuń