▼
czwartek, 25 czerwca 2015
Rosół z kury domowej. Natasza Socha. Premiera: 29.07.2015
Natasza Socha to autorka zabawnych, ale i niezwykle celnych, inteligentnych powieści. Moją sympatię zdobyła za sprawą "Macochy", z wielką niecierpliwością czekałam też na "Maminsynka", ale dopiero w książce "Rosół z kury domowej" pokazała, jak doskonałym kunsztem i talentem włada. Język polski nie ma przed nią tajemnic i jest jedną z lepszych obserwatorek życia wśród pisarek. Życia codziennego, bez przejaskrawienia, bez upiększania, bez zawoalowanego słownictwa. Prosto z mostu wygłasza prawdę o nas samych, o tym, jak bardzo jesteśmy stłamszone, zaniedbane, smutne... Czy naprawdę tak beznadziejnie i szaro musi wyglądać nasza codzienność? Kto może nam uświadomić i wytknąć nasze błędy lepiej od czterech bohaterek nietuzinkowej opowieści Nataszy Sochy? Osób takich jak my...
Żyjemy sobie w błogiej nieświadomości i pozornym szczęściu, spokojnie i bez fajerwerków, a jednak wydaje nam się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. W sumie nie mamy czasu na zastanowienie się, czy tego oczekiwałyśmy od życia, czy to spełnienie naszych marzeń? Gotujemy, prasujemy, jesteśmy coraz lepsze w wykonywaniu domowych obowiązków. Coraz częściej rządzimy i mamy cokolwiek do powiedzenia już tylko w kuchni, w ręku trzymając łyżkę, przygotowując posiłek dla ukochanego męża. Nieświadome tego, co właśnie robi nasz małżonek szorujemy z niebywałą dbałością i perfekcją posadzki, operujemy mopem doskonale!
Czerwona lampka w naszych głowach zapala się coraz rzadziej, bo brak czasu na chwilę refleksji nad własnym życiem jest najlepszą dla nas wymówką. Jesteśmy zmęczone, żyjemy z dnia na dzień, zaczynamy wierzyć w to, że nadajemy się tylko "do garów".
Natasza Socha wyjaśnia nam krok po kroku, czym jest kura domowa i jak można przyrządzić z niej najwspanialszy rosół na świecie. Bawi się, wciągając i nas w tę zabawę, pozwala na zrzucenie ubrań i wszelkich kompleksów. Nie wstydzimy się już siebie, wreszcie dostrzegamy, jak wiele jesteśmy warte. To książka, która może zmienić nasze myślenie. Może nauczyć nas kochać siebie. Akceptować z wadami i zaletami, wszelkimi niedoskonałościami. Jest dowcipnie i ciekawie. Po prostu rewelacyjnie zaczynamy się czuć dzięki jej powieści. Cieszymy się życiem, swoją kobiecością, czerpiemy radość ze wszystkiego, oddajemy się chwilom zapomnienia i namiętności, o jakiej nigdy wcześniej nie mogłyśmy nawet marzyć.
Ale zanim dotrzemy do tego miejsca, czeka nas bolesne zderzenie z brutalną rzeczywistością. Wiktoria cierpi na okropną migrenę. Właśnie uciekła do Niemiec, choć wcześniej za nic w świecie nie pomyślałaby o tym, by zamieszkać w kraju, który tak destrukcyjnie wpłynął na historię Polski. I nie tylko na jej historię. Autorka przy okazji bardzo trafnie i interesująco opowiada o poglądach Polaków i Niemców, o tym, jak jedni myślą o drugich i zastanawia się, skąd wynika tak schematyczne i sztampowe podejście obu narodów. Czy uda jej się obalić mity? Pokazać, że nie ma sensu ocenianie kogokolwiek przez pryzmat jego wykształcenia, miejsca zamieszkania, kraju, z jakiego pochodzi?
Mało tego, nasza bohaterka nie zna języka niemieckiego. Nie na tyle, by posługiwać się nim i zrozumieć, czego chce od niej listonosz, który właśnie zawitał do domostwa, w którym osiadła. A ten przemiły pan chce po prostu dostarczyć jej przesyłkę.
"Cztery wielkie kartony. Szare i bardzo zwyczajne, a jednak zawierające dorobek jej małżeńskiego pożycia. To trochę przykre, iż po dwunastu latach zapełniła tylko cztery pudła. Podzieliła je tematycznie. (...)
Wszystko to jeszcze do niedawna mieszkało w wielkiej, białej kuchni w wielkim, białym domu, gdzieś daleko w Polsce. Wiktoria początkowo nie chciała ich zabierać, potem jednak pomyślała, że w końcu stanowiły część jej dotychczasowego życia. Życia kucharki. No i najwyraźniej Tymon uznał, że nie będzie potrzebował tylu kuchennych gadżetów, bowiem jego nowa wybranka była esencją wszelkiego rodzaju inteligencji i dotowanie do niej nie pasowało. A do Wiktorii-jak najbardziej."
W powieści tej poznamy cztery panie. Każda z nich jest inna, ma swoje własne problemy i demony, z którymi musi się uporać. To historia o pięknej przyjaźni, o sile kobiet, o tym, że w każdym wieku można być szczęśliwym. Polecam zdecydowanie! To najlepsza z książek Nataszy Sochy, bezsprzecznie!!!
Premiera: 29.07.2015
Autorka daje zabawne tytuły swoim powieściom. "Rosół z kury domowej" jest chyba najbardziej chwytliwy. Zapowiada się nieźle:)
OdpowiedzUsuńBrzmi całkiem ciekawie, może i ja dam się na nią namówić :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się z opinią nie zgodzić - chociaż nie porywa, to coś w sobie jednak ma ;)
Thievingbooks.blogspot.com
Przeczytam na pewno! :)
OdpowiedzUsuńDzięki za recenzję! Książkę już zamówiłam w Matrasie i z niecierpliwością będę jej oczekiwać. Nie znałam wcześniej twórczości Nataszy Sochy, mam nadzieję, że wywiąże się z tego dłuższa znajomość. Sam tytuł "Rosół z kury domowej" wywołuje uśmiech na twarzy, więc fabuła na pewno mnie wkręci. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń