▼
wtorek, 4 sierpnia 2015
Sama tego chciałaś, Zuzanno Krystyna Bartłomiejczyk
Moje pierwsze spotkanie z mieszkanką Kraśnika można zaliczyć do udanych. Autorka ukończyła studia w Lublinie, w Katowicach uczyła literatury i gramatyki rosyjskiej, by ponownie osiąść w Kraśniku. Tutaj imała się różnych zajęć, prowadziła cegielnię, windykowała należności spółdzielni mieszkaniowej, by wreszcie zająć się pisaniem. W tej chwili jest na emeryturze. Domatorka, matka dorosłych już dzieci, miłośniczka psa, który wyprowadza ją na spacer.
"Sama tego chciałaś, Zuzanno" to w gruncie rzeczy całkiem przyzwoita powieść obyczajowa, przy której na pewno będziemy się dobrze bawić, ale nie jest też pozbawiona nutki goryczy. Jak to w życiu bywa, raz przyjdzie nam otrzeć łzy wzruszenia, by innym razem płakać po prostu z bezsilności.
Tytułowa bohaterka jest matką dwóch jedenastoletnich córek, żoną zapracowanego prawnika i przyjaciółką dwóch kobiet. Jej egzystencja pozbawiona jest spontaniczności. Wszystko ma być dopięte na ostatni guzik i zaplanowane w każdym, najdrobniejszym nawet szczególe.
Czasami zastanawia się nad tym, czy odpowiada jej rola gosposi, praczki, sprzątaczki i kucharki, ale tak naprawdę nie ma zbyt wiele czasu na tego typu rozważania. Brakuje jej także impulsu, czegoś, co pomogłoby jej spojrzeć na życie z dystansem. Zresztą małżonek Zuzy skutecznie zabija w niej jakiekolwiek przejawy buntu. Nie zgadza się, by pracowała. Uważa, że nikomu nie przyniesie to niczego dobrego.
Zuzanna stara się robić dobrą minę do złej gry. Wie, że powinna coś zmienić, ale brakuje jej przebojowości i impulsu do zmian. Z drugiej strony jest zwariowaną i pełną sprzeczności osobą. Ma w sobie siłę, może uśpioną, ale warto byłoby sobie o niej przypomnieć, by być szczęśliwą i spełnioną kobietą.
Moim zdaniem to doskonale napisana historia, która tylko pozornie ma nas rozbawić i rozweselić. Warto zwrócić uwagę na wielką samotność, jaką odczuwa nasza bohaterka, beznadziejność jej sytuacji. Bliźniaczki dorastają, mają swój świat, mąż spełnia się zawodowo, a cóż pozostaje Zuzie? Na szczęście ma dwie naprawdę cudowne i oddane przyjaciółki. Znają się od wieków i mogą na sobie polegać.
Nie można nie wspomnieć o matce, zaborczej i nadopiekuńczej, której zachowanie na pewno przyczyniło się do tego, jaka jest obecnie nasza bohaterka. A nie zawsze była taka zahukana i pozbawiona charyzmy.
Czyta się w tempie ekspresowym, po częstokroć utożsamiając się z główną bohaterką i rozumiejąc jej rozterki, dylematy, myśli. Mimo wszystko jest to lektura nastrajająca nas pozytywnie, dająca nadzieję, choć nieco nostalgiczna i miejscami melancholijna. Nie zawsze jednak może być dowcipnie i kolorowo, potrzebujemy chwili zadumy dla zachowania w życiu równowagi. Polecam.
Czyli samo życie....:)
OdpowiedzUsuń