niedziela, 31 sierpnia 2014

Sekret czarownicy Anna Klejzerowicz recenzja premiera: 2 września 2014


Po zapoznaniu się z wcześniejszymi tomami serii nie miałam wątpliwości, że i "Sekret czarownicy" chcę przeczytać. Od razu napiszę, że każdą z części można spokojnie czytać osobno. Łączą je co prawda bohaterowie i podobna atmosfera, nutka tajemniczości, jak też chęć odnalezienia własnej drogi, poszukiwanie swojej ścieżki, celu w życiu, ale każdy tom pisany jest oddzielnie. W każdej książce znajdziemy inną opowieść, która zaczyna się i kończy w tej, a nie innej publikacji.
 "Czarownica", "Córka czarownicy" i "Sekret czarownicy" opowiadają o kolejnych latach Małgosi. W pierwszej więcej miejsca zajmuje historia jej przybranych rodziców, w drugiej jej nastoletnie lata, w trzeciej z kolei dorosłe, odpowiedzialne życie statecznej zdawałoby się pani doktor. Małgorzata jest już po ślubie z Damianem, przyjacielem z dzieciństwa, z którym rozumie się bez słów. Znają się przecież jak "łyse konie". Nie zawsze jednak w pierwszych latach małżeństwa  wszystko układa się po naszej myśli, szczególnie, gdy obok nas jest ktoś, kto stale jątrzy i próbuje skłócić tak dobrze dobraną parę. Banalne, codzienne problemy urastają nagle do rangi niezwykle ważnych, istotnych spraw, których nie da się zbagatelizować i przejść nad nimi do porządku dziennego. Nieporozumienia, niedopowiedzenia, brak chęci do rozmowy, infantylne zachowania, wszystko to może sprawić, że ludzie, którzy się naprawdę kochają zaczynają odsuwać się od siebie, ranić wzajemnie. To tylko jeden z wątków, które poruszyła w tej historii autorka. Głównym tematem jest raczej zagadka mająca około siedemset lat. Zagadka, którą Małgosia musi rozwiązać. Śnią jej się bowiem zadziwiająco realistyczne sny, powiązane z tajemnicą. Nasza świeżo upieczona pani doktor weterynarii czuje, że sprawa odkrytej przez archeologów tajnej krypty za szczątkami średniowiecznego rycerza ściśle wiąże się z jej snami. Kiedy okazuje się, że ów rycerz został zamordowany młoda kobieta jeszcze intensywniej włącza się w badanie historii swych okolic. Przy okazji poznaje przystojnego Roberta, który nie tylko podziela jej pasję związaną z wykopaliskami, ale też najwyraźniej zaczyna się interesować jej osobą. Czy zagubiona i przemęczona Małgosia ulegnie pokusie?

Anna Klejzerowicz nie tylko w ciekawy sposób przedstawiła nam niezwykle prawdopodobne i pasjonujące losy średniowiecznych bohaterów, ale też wplotła je umiejętnie w rzeczywistość współczesnych postaci. Pokazała nam, że warto poznać okoliczne legendy, lokalne mity, historie własnych stron. Może i my, podobnie jak Małgosia, odkryjemy fascynujące sekrety, które dadzą nam do myślenia, które czegoś nas nauczą i pomogą zrozumieć, co jest istotne dla nas samych?  Rozwiązanie zagadki zaskoczy wielu: jednych rozczaruje, innych usatysfakcjonuje, uzmysłowi i przypomni coś, o czym często zapominamy. Całość polecam zdecydowanie.

Postać Babci od jajek jak zawsze wzbudziła we mnie sympatię, a do niej dołączyła kolejna niesztampowa osoba, wiekowy Kronikarz. Chciałabym choć raz znaleźć się w wiosce, w której żyje Małgosia, przespacerować się wraz z nią do jednych czy drugich jej rodziców, odwiedzić Babcię od jajek i spróbować jej wypieków, jak też ziółek. Chętnie zajrzałabym też do pasjonata okolicznych legend, który pomimo ponad osiemdziesięciu lat pamięć miał świetną. Nie chciałabym tylko spotkać na swojej drodze matki Damiana, ale wiem, że i tacy ludzie istnieją. Cieszę się, że autorka nie przedstawiła wyidealizowanego świata, bohaterów idealnych, tylko prawdziwe oblicze polskiej prowincji, z jego wadami i zaletami, troskami i problemami, drobnymi radościami i przyjemnościami. Niejednego ucieszy też fakt, że Anna Klejzerowicz nie zapomniała o zwierzętach, przedstawiła nam losy kilku czworonożnych bohaterów i ich właścicieli, czasem mniej od nich rozumnych niestety. Myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie, wielbiciel przygody, historii, miłośnik zwierząt, jak też romansów na pewno nie będzie się nudził z "Sekretem czarownicy". Co jest dodatkowym atutem powieści? Język, jakim posługuje się młodzież oddany został przez autorkę bardzo realistycznie, nie zapomniała o tym, że inaczej rozmawiają ze sobą ludzie młodzi, starsi, mniej lub bardziej wykształceni, a czasem niestety pisarze o tym nie pamiętają. 

"Sekret czarownicy" Anna Klejzerowicz, wydawnictwo Prószyński i Spółka, premiera: 2 września 2014



Za możliwość poznania trzeciej części perypetii Małgosi i jej bliskich dziękuję wydawnictwu Prószyński i Spółka. 






sobota, 30 sierpnia 2014

Renata Piątkowska Siedem pytań do pisarza.

Renata Piątkowska jest absolwentką socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Uhonorowana wieloma nagrodami autorka pisze w sposób zrozumiały, zabawny i interesujący. Uwielbia jeździć konno, ceni dobre malarstwo, ma dwoje dzieci. Spod Jej pióra wyszły między innymi takie tytuły jak: "Opowiadania dla przedszkolaków", "Opowiadania z piaskownicy", "Nie ma nudnych dni" czy "Wszystkie moje mamy". 

12 sierpnia pod moimi skrzydłami ukazało się drugie wydanie książeczki pouczającej i zabawnej, ciekawej i niebanalnej. "Szczęście śpi na lewym boku", bo o tej publikacji mowa jest naprawdę lekturą wartą uwagi. Niebawem napiszę o niej kilka słów, a dzisiaj zapraszam na Wasz wywiad, na siedem Waszych pytań odpowiedziała autorka. 


1. Jakiego koloru jest szczęście?
W mojej wyobraźni szczęście to taki piękny, mieniący się kolorami ptak, który czasem znienacka przysiada na naszym ramieniu. I zanim zdążymy się nim porządnie nacieszyć już zrywa się do lotu.

2. Czy ma Pani wpływ na oprawę artystyczną swoich książek i wybór ilustratora?
W zasadzie nie mam takiego wpływu. Oddaję tekst w ręce wydawcy i to Wydawnictwo wybiera ilustratora. Często kilku ilustratorów robi próbne ilustracje do danej książki i potem wydawca decyduje, które rysunki najbardziej mu odpowiadają. Zdarza się jednak (i bardzo sobie to cenię), że wspólnie podejmujemy taką decyzję. Bywa też i tak, że proszę wydawcę o konkretnego ilustratora, bo bardzo mi zależy na współpracy z tą właśnie osobą. Tak było w wypadku Pana Edwarda Lutczyna, który zilustrował książkę "Szczęście śpi na lewym boku", jak i wypadku Pana Macieja Szymanowicza, który wspaniale dopełnił ilustracjami książkę "Wszystkie moje mamy". Ciągle marzę o wspólnej książce z Panem Wilkoniem.




3. Czy bała się Pani w dzieciństwie szczepionek?
A jakżeby inaczej? Igła zbliżająca się do mojego ramienia albo co gorsza pośladka, przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Choć zwykle okazywało się, że strach miał wielkie oczy i zastrzyk nie bolał tak bardzo. Echa tych przeżyć znaleźć można na kartkach książki "Twardy orzech do zgryzienia".

4. Dlaczego szczęście nie śpi na prawym boku?
Ja wiem, że ono powinno spać na pleckach, ale szczęście już takie jest, że wierci się i kręci, aż w końcu zasypia na prawym boku. Może dlatego, że na lewym chrapie zwykle nieszczęście.


5. Czy lubi Pani koty?
Uwielbiam! Dowodem niech będzie książka pt. "Mruk", która w połowie września ukaże się na rynku. Opisałam w niej 10 wspaniałych kotów, a co najważniejsze, nie są to historie zmyślone, tylko oparte na prawdziwych wydarzeniach. Przygotowując się do napisania tej książki, sama zdziwiłam się, jak niezwykłych rzeczy mogą dokonać te urocze, mruczące istoty. Wszystkich miłośników kotów zapraszam do lektury, a tych którzy za kotami nie przepadają, zapraszam tym bardziej - zapewniam, że zmienią zdanie.

6. Co by Pani powiedziała na umieszczenie swojej książki w spisie lektur szkolnych?
Byłabym zachwycona! Wiele moich opowiadań lub fragmentów książek jest wykorzystywanych w wypisach i zestawach tekstów przeznaczonych dla uczniów szkół podstawowych. Ale to nie to samo, co umieszczenie całej książki w spisie lektur. Myślę, że byłoby pięknie, gdyby np. książka "Wszystkie moje mamy" trafiła w ręce wszystkich dzieci. Książka opowiada o Pani Irenie Sendlerowej, która uratowała podczas wojny, od pewnej śmierci, 2500 dzieci. Niestety dzisiaj uczniowie nie wiedzą o Pani Sendlerowej nic, lub prawie nic. Często, gdy na spotkaniach autorskich pytam, kim była Pani Irena, padają niepewne odpowiedzi: Aktorką? Piosenkarką? Modelką? To się powinno zmienić, bo była jedną z najwspanialszych Polek i ważne jest, by młode pokolenie o tym wiedziało. Mam nadzieję, że choć ta książka do kanonu lektur nie należy, to i tak (przynajmniej w niektórych szkołach) dzieci znajdą ją w bibliotece.

7. Czy nie ma Pani ochoty zmierzyć się z literaturą dla dorosłych?

Na tym etapie mojego życia - nie. Mam głowę pełną pomysłów na książki dla dzieci. Czasem aż się boję, że mi ulecą, zanim przeniosę je na papier. Zadomowiłam się w świecie wyobraźni dziecięcej i pewnie poruszam się na tym gruncie. Cieszę się, że potrafię wywołać uśmiech na dziecięcych buziach, a czasem wręcz całkiem głośne parskanie i chichotanie. Że ciągle udaje mi się je zadziwić albo zachęcić do zastanowienia. A zresztą Maksym Gorki mawiał że: "Dla dzieci trzeba pisać jak dla dorosłych, tylko lepiej".

Gdybym mogła, nagrodziłabym wszystkich egzemplarzem książeczki, ale niestety do dyspozycji mam tylko jeden jedyny. "Szczęście śpi na lewym boku" trafi do Eli, autorki 2 pytania, gratuluję, a wszystkim dziękuję za wspólną zabawę. 

czwartek, 21 sierpnia 2014

Angry birds Action game gra podwórkowa



Wielka radość zapanowała w moim domu, gdy Zuzia i Kamil zobaczyli, co też przyniósł kurier tym razem. Angry Birds to od pewnego czasu ukochane postaci moich młodszych dzieci. Zaczęło się oczywiście od Kamila, a później "przeszło" i na Zuzankę. I tak mamy w domu książeczki o wściekłych ptakach, maskotki przedstawiające tych niecodziennych bohaterów (Zuza śpi ze swoją różową Stellą), a na pytanie wujka, co chce dostać na urodziny bez namysłu odpowiedziała, że bluzeczkę ze Stellą i książeczkę. Nie było więc wielkiego wyboru. Trzeba było rozejrzeć się też za grą planszową. Mamy w domu dwie związane z Angry Birds. Dzisiaj opowiem Wam o jednej z nich. Druga to nietypowy chińczyk, który przypadł moim dzieciom do gustu wyjątkowo, zabieramy go zresztą ze sobą na urlop, by grać w niego bez żadnych ograniczeń.


Gra podwórkowa to wspaniały pomysł na wakacje. Dzieci spędzą aktywnie czas na świeżym powietrzu, a przy tym będą zadowolone. Pierwsze, co przykuło moją uwagę-gra jest fantastycznie wykonana. Zadbano o szczegóły, bohaterowie mogą służyć także jako maskotki, albo po prostu do zabawy. Wszystkie elementy mieszczą się do czerwonego worka-poręcznej torby.




Gra przeznaczona jest dla dzieci mających co najmniej 4 lata. Moim zdaniem jest świetnym pomysłem na zabawę w plenerze. Możemy zaprosić do gry dziecko znajomych lub sami pograć z naszą pociechą, jeśli nie ma rodzeństwa. Wściekłe ptaki w roli głównej to dla naszych milusińskich gwarancja rewelacyjnej zabawy! 

Co znajdziemy w środku solidnego, pokaźnych rozmiarów kartonu? Na pewno instrukcję rysunkową. 




Tak właśnie wygląda nasza instrukcja. 

A tak ptaki rozrabiaki. 


Czerwony. 


Żółty. 


I plastikowa zielona świnia. 


I wszyscy razem. 

Mamy też matę, o średnicy 1 metra. 

Trzy drewniane klocki, wykonane tak, że dziecko nie skaleczy się i nie utkwi w jego rączkach drzazga. Na każdym klocku napis Angry Birds. To naprawdę dopracowana gra i zadbano o każdy detal. 

Mamy też cztery plastikowe, czerwone szpilki, za pomocą których przytwierdzamy mate do podłoża, by nam nie odfrunęła, nie uciekła. Wszystko przemyślane, prawda? 



Co jeszcze znajdziemy wewnątrz kartonu? Notatnik, byśmy mogli zapisywać wyniki. 


To co? Zaczynamy zabawę! 


Świnię ustawiamy na trzech ekologicznych klockach i musimy ją strącić żółtym lub czerwonym ptakiem. 



W zależności od tego, gdzie spadnie, zdobywamy taką czy inną ilość punktów. 


Dla dzieci to niesamowita frajda i świetna zabawa. 




U nas śmiechu było i radości całe mnóstwo! 



Później Zuzanka musiała trochę odpocząć po tej wyczerpującej zabawie. 



Ale się zmęczyła! 


I znowu ma siłę do kolejnej rozgrywki! 

Grę polecam i ja, i moje dzieci. Jesteśmy usatysfakcjonowani. Dbałość o szczegóły wyjątkowo mnie urzekła, naprawdę warto zakupić tę "plenerówkę" swoim szkrabom. Zapewnimy im w ten sposób najlepszą rozrywkę! 


Zapowiedź książki dla dzieci, mój siódmy patronat.

Dzisiaj przedstawiłam Wam już ósmą książkę, która zostanie wydana z moim logo na okładce, a przed chwilą otrzymałam okładkę do siódmego patronatu.



Rafał Witek

Pierwszaki z kosmosu
Ilustracje Aneta Krela-Moch
Format 19,5 x 19,5 cm, str. 92  oprawa twarda,

ISBN 978-83-7551-394-3


Pola właśnie rozpoczyna naukę w pierwszej klasie. A razem z nią w szkole zjawiają się przybysze z kosmosu - Titi i Toto. Tym wesołym stworkom trudniej niż innym dzieciom przyswoić sobie szkolne reguły i zwyczaje. Niekiedy wpadają w tarapaty, ale zawsze jest z nimi wesoło. „Pierwszaki z kosmosu” to doskonała lektura dla każdego pierwszoklasisty.


Książeczka ukaże się na początku października. 



Ósmy patronat medialny. Ewa Bartkowska "Ja, judaszka". Wydawnictwo JanKa, seria Janeczka.



Na przełomie września i października pojawi się na rynku wydawniczym druga powieść z serii JaneczKa wydana pod moimi skrzydłami w wydawnictwie JanKa. To propozycja literacka debiutującej w roli autorki Ewy Bartkowskiej, kobiety dojrzałej, matki, która jak sama o sobie mówi, trochę jest egoistką, trochę ekscentryczką.

"Jednak od chwili, gdy postawiłam ostatni znak na końcowej stronie mojej powieści, jestem też nareszcie naprawdę samą sobą.
Uwielbiam książki, książki i jeszcze raz książki, podróże, rozległe otwarte przestrzenie, i ostre zakręty losu. Nie przywiązuję się do stanowisk ani życiowych ról. Po latach odwróciłam się plecami do wszystkiego, by spełnić swoje największe marzenie – napisać własną książkę. To marzenie jedyne i najważniejsze, od dzieciństwa, gdy wypychałam zapisanymi kartkami kolejne szuflady, teraz się spełniło – zrobiłam to. Pytam siebie, dlaczego nie wcześniej."
Ewa Bartkowska 

Autorka o książce:
„Ja, judaszka” to próba opisania wychodzenia z torów, w które wtłacza nas życie i społeczeństwo. Kluczenia, szukania rozwiązań, nowych ścieżek i trudnych wyborów – pomiędzy utartym i znanym a upragnionym. To powieść o przyjaźni i wielkiej miłości wbrew zasadom, o rozczarowaniach, ogromnej samotności, jakiej, pośród tłumów, doświadcza człowiek. O zmaganiu z cieniami przeszłości i samym sobą. 

Wydawnictwo JanKa o książce: 
Krnąbrna nastolatka  i  wypalony czterdziestoparolatek – czy mogą być pokrewnymi duszami, sobie przeznaczonymi, jak się jej, Alicji, od pierwszego spotkania wydaje? I czy mają szansę na miłość szczęśliwą, jeśli ona jest uczennicą, a on, Wiktor, jej nauczycielem i wychowawcą? Jakich wyrzeczeń wymaga taki związek? Czy jego ciało sprosta jej namiętności i potrzebom? I czy zdrada może mieć postać inną niż fizyczne oddanie?
Ewa Bartkowska opowiada przede wszystkim z perspektywy dojrzałej kobiety, która przeżyła wielką miłość i wielki dramat, ale oddaje też głos mężczyźnie. Czytelnik ma więc szansę sam poznawać i oceniać spotkanie wrażliwości, lęków i nadziei.

Moją z kolei opinię poznacie najprawdopodobniej we wrześniu. Mam nadzieję, że zaciekawiłam Was tą historią, która różni się co prawda od pierwszej wydanej w tej serii "Wiosny po wiedeńsku", ale jest równie interesująca i warta uwagi. 


środa, 20 sierpnia 2014

Lawendowy pokój Nina George




Nina George jest dziennikarką, pisarką, miłośniczką kotów, która uważa, że najlepiej pisze się przy filiżance kolumbijskiej kawy. Ma w swoim dorobku ponad dwadzieścia powieści, wiele felietonów i jeszcze więcej opowiadań. "Lawendowy pokój" to moje pierwsze spotkanie z twórczością pisarki.

"-Czy często pani przeprasza?-zapytał teraz Annę. Kobiety zawsze czuły się bardziej winne niż należało. 
 -Czy ma pan na myśli coś w rodzaju 'Przepraszam, nie skończyłam jeszcze zdania', czy raczej 'Przepraszam, że się w tobie zakochałam, będziesz miał przeze mnie tylko kłopoty'.
 -Jedno i drugie. Mam na myśli każde poczucie winy. Niewykluczone, że przyzwyczaiła się pani mieć poczucie winy w związku z wszystkimi przejawami samej siebie. Często to nie my wpływamy na słowa, lecz słowa, których często używamy, wpływają na nas.
 -Dziwny z pana księgarz.
 -Tak, wiem, mademoiselle Anna." [1] 

To lektura na pewno niebanalna. Każdy chyba, kto kocha książki chciałby choć raz zawitać w miejscu stworzonym przez głównego bohatera tej fabuły. Jean jest właścicielem wyjątkowej księgarni, której sama nazwa-Apteka Literacka- mówi nam tak wiele. I co? Nie chcielibyście zostać uleczeni dzięki tej czy innej historii? Taką szansę dała nam autorka, właśnie nam, czytelnikom. Wystarczy, że sięgnięcie po "Lawendowy pokój", a jestem pewna, że przepadniecie, tak jak ja. Poczujecie ten niesamowity, niepowtarzalny klimat owej powieści. Spędzicie czas ciekawie, doznacie wielu różnorodnych emocji, ale nie będziecie chcieli opuścić tego miejsca dopóty, dopóki nie doczytacie książki do końca. A i po zakończeniu czytania będziecie nadal pod urokiem tej opowieści. Pisarka potrafi czarować słowem, kreować rzeczywistość doprawdy niesztampowo, wykwintnie, magicznie.
Jean Perdu ma wielki dar, potrafi dobrać książkę do danej osoby, by ją uleczyć, by wywołać uśmiech na jej twarzy. Doskonale, niczym lekarz antybiotyk na receptę, przepisuje daną publikację na taką czy inną troskę. I ulecza swoich pacjentów, jednak samemu sobie nie potrafi pomóc. Od dwudziestu lat zmaga się z cieniami przeszłości, nie potrafi się od nich uwolnić, zmierzyć z tym, co było. Żyje na pół gwizdka, o ile w ogóle można w jego przypadku mówić o życiu. Nazwałabym to prędzej wegetacją. Niby jest, niby pracuje, pomaga innym, ale sam jest niczym głaz, twardy jak kamień, nie dopuszcza do siebie nikogo i niczego. Uczucia, emocje? Dla Perdu nie istnieją. Czy zawsze był taki? I co kryje się za drzwiami zamkniętego pokoju lawendowego?

"-Książki były moimi przyjaciółmi-odezwała się Catherine chłodząc zaczerwienione od jedzenia wargi kieliszkiem z winem.-Wydaje mi się nawet, że wszystkich swoich uczuć nauczyłam się z książek. To w nich kochałam i śmiałam się. To z nich dowiedziałam się więcej niż w całym realnym życiu." [2]

"Czytanie-niekończąca się podróż. Długa, ba, wieczna podróż, w trakcie której stajemy się łagodniejsi, czulsi i bardziej ludzcy." [3]

Po tym, jak ujrzałam okładkę spodziewałam się lekkiej i przyjemnej historii z lawendą w tle. Czułam wręcz jej zapach, wyobrażałam sobie uroczy, fioletowy pokoik. Miało być zupełnie inaczej. Nie takich emocji  oczekiwałam, nie tak wielkiego cierpienia głównego bohatera. Ta książka po prostu wytrąciła mnie z równowagi.  Pokazała, że nie możemy chować się w swojej skorupie, unikać ludzi, wzruszeń, życia, bo mamy je tylko jedno! Jedyna, wyjątkowa okazja, żadnej innej mieć nie będziemy, więc nie marnujmy cennych chwil. Czasu, gdy możemy być szczęśliwi, oddychać pełną piersią, być wśród osób wartościowych, bliskich nam.
"Każdy człowiek ma taki swój wewnętrzny pokój, w którym czają się demony. I dopiero kiedy go otworzy i stawi im czoła, będzie naprawdę wolny." [4]

Piękna, mądra, głęboko zapadająca w serce opowieść nie tylko o miłości, czerpaniu garściami, głodzie życia, ale też o śmierci. Trudno było mi czytać fragmenty dotyczące ostateczności, tego, co było nieuniknione. To naprawdę bardzo dobrze napisana książka, która wzrusza, daje nadzieję, przypomina o tym, co ważne. Bohaterowie stworzeni przez autorkę sympatyczni mniej lub bardziej, ale na pewno nie papierowi, bez wyrazu, banalni. Księgarz wzbudza naszą sympatię niemalże od pierwszych stron, wszyscy, którzy go otaczają są postaciami równie interesującymi i fascynującymi, jak on sam. Pisarka spisała się rewelacyjnie. Opowiedziała nam bowiem historię dającą do myślenia, wzruszającą, ale też ciekawą, dla każdego mola książkowego idealną, ponieważ jest w niej tak wiele o książkach właśnie! Dla mnie to była prawdziwa uczta. Polecam jak najbardziej.

[1] fragment pochodzi z książki "Lawendowy pokój" Nina George, Wydawnictwo Otwarte, 2014, strona 43
[2] tamże, strona 72
[3] tamże, strona 132
[4] tamże, strona 319






SIEDEM PYTAŃ DO PISARZA Katarzyna Enerlich

Nowy cykl na blogu, odsłona piąta.
Tym razem niezwykła pisarka, którą miałam przyjemność poznać osobiście.
O spotkaniu autorskim, na którym po raz pierwszy widziałam się z Kasią jest tutaj: http://asymaka.blogspot.com/2014/04/spotkanie-autorskie-z-kasia-enerlich.html
Tu moja recenzja "Kiedyś przy Błękitnym Księżycu": http://asymaka.blogspot.com/2014/08/kiedys-przy-bekitnym-ksiezycu-katarzyna.html

Czytałam już kilka książek napisanych przez Katarzynę Enerlich. To autorka inna niż wszystkie, ponieważ swoje historie opiera na prawdziwym życiu. Słucha i pięknie opisuje losy swoich bohaterów, ubiera je w emocje i odczucia tak namacalne, trudne i skomplikowane, że nie sposób przejść obok nich obojętnie. Nie można też szybko o nich zapomnieć.


Spod Jej pióra wyszły między innymi: "Kiedyś przy Błękitnym Księżycu", "Studnia bez dnia", seria Prowincji: "Prowincja pełna marzeń", "Prowincja pełna gwiazd", "Prowincja pełna słońca", "Prowincja pełna smaków", "Prowincja pełna czarów",  "Prowincja pełna szeptów". Każda z książek napisanych przez autorkę jest ciekawa i niebanalna. Opowiada o pięknych okolicznościach przyrody, głównie tych otaczających pisarkę w życiu codziennym. Kocha swoją prowincję i naprawdę umiejętnie nam ją przedstawia. 

SIEDEM PYTAŃ DO PISARZA:
1. Zabawa zaczyna się dzisiaj, 20 sierpnia i potrwa do  3 września, do godziny 23:00.
2. Każdy z Was może zadać Autorce jedno pytanie, wystarczy zostawić je pod tym postem konkursowym, wraz z adresem e-mail.
3. Spośród wszystkich pytań wybranych zostanie SIEDEM, na które Autorka udzieli odpowiedzi na moim blogu. Jedno, najciekawsze pytanie zostanie nagrodzone egzemplarzem powieści "Czas w dom zaklęty".

4. Nagrodę ufundowało wydawnictwo MG i Autorka.

5. Możecie udostępniać informację o konkursie, polubić mój FP, dodać mój blog do obserwowanych, za wszystko to jak zawsze serdecznie Wam dziękuję. 




wtorek, 19 sierpnia 2014

Obietnica Wschody i zachody Jolanta Wachowicz-Makowska recenzja przedpremierowa




Zaintrygował mnie tytuł, zaciekawiła okładka, opis wydawcy również zwrócił moją uwagę, w związku z tym z chęcią przyjęłam propozycję zrecenzowania tej książki. Zastanawiałam się, co też miała na myśli autorka, dając taki, a nie inny tytuł tej powieści? Nie mogłam się jednak spodziewać tego, co otrzymałam. A już zakończenie pozostawiło we mnie tak wielki niedosyt, rozżalenie, że nie mogłam o tej historii szybko i łatwo zapomnieć.
Jolanta Wachowicz-Makowska to autorka, o której nigdy w życiu nie słyszałam i której twórczości nie miałam wcześniej przyjemności poznać. Jest publicystką, dziennikarką, doktorantką Instytutu Pedagogiki, ukończyła socjologię na Uniwersytecie Warszawskim. Spod Jej pióra wyszło kilka publikacji naukowych i popularno-naukowych, książek dla dzieci i powieści obyczajowych. Niektóre pisała wraz z innymi autorami.

"Obietnica" to książka, w której znajdziemy sporo ciekawych  informacji, ale przede wszystkim opis wielu lat życia głównej bohaterki i osób z jej najbliższego otoczenia. Zobaczymy, jak młoda dziewczyna ewoluuje, zmienia się, rozwija, poznamy jej myśli, dylematy, rozterki sercowe. Zdawać nam się będzie, że Joanna jest szarą myszką, ale tak naprawdę to kobieta, której pragnie niejeden mężczyzna. Marzy nie tylko o zbliżeniu się do niej, ale również o rozmowie, przyjaźni, tańcu z nią. Co takiego ma w sobie nasza bohaterka?

Pierwszym partnerem Joanny jest Krzysztof, początkujący, utalentowany malarz, który prosi ją o pozowanie do obrazu. Dziewczyna zgadza się i bardzo szybko w nim zakochuje. Jej fascynacja mężczyzną powoduje, że Joanna zaczyna też interesować się sztuką. Wiele rozmawiają na temat poszczególnych obrazów, malarzy i te rozmowy są moim zdaniem niebywałym atutem książki. Zresztą nie tylko te dialogi stworzone przez autorkę powieści ciekawią czytelnika, konwersacje na temat życia, miłości, zarówno z pierwszym, jak i kolejnym mężczyzną Joanny są według mnie doprawdy zajmujące.
Rozstanie z Krzysztofem, rozwianie złudzeń, smutne zderzenie z rzeczywistością bawidamka nasza bohaterka ciężko odchoruje, ale niestety od początku wiadomo było, że ta znajomość nie może zakończyć się inaczej. Joanna jest przecież kobietą z porządnej rodziny, marzy o stabilizacji, prawdziwej, odwzajemnionej miłości i odpowiedzialności. Potrzebuje bezpieczeństwa, spokoju, gwarancji, że jej przyszłe życie będzie udane. Kiedy przyjmuje oświadczyny prawnika jest przekonana, że teraz nareszcie wszystko będzie dobrze, idealnie, tak, jak sobie wymarzyła i zaplanowała. Tylko, czy naprawdę można sobie cokolwiek zaplanować? Czy czegokolwiek możemy być pewni?

Przepiękna opowieść o prawdziwym życiu, nie wyimaginowanym, wymyślonym na poczekaniu. To historia młodej kobiety, która nie zdaje sobie sprawy z tego, jak działa na mężczyzn, jak bardzo jest urokliwa i wyjątkowa ze swoimi niecodziennymi, mało powszechnymi poglądami. Wiele musi się jeszcze nauczyć, zrozumieć, pojąć, przede wszystkim jednak tego, że nie na wszystko możemy mieć wpływ, że nie da się przetańczyć całego życia, z uśmiechem na ustach. Gorzkie to będą rozczarowania, zderzenie z rzeczywistością brutalne, ale jakże bliskie naszym własnym losom. Ktoś choruje, ktoś inny umiera lub jest bliski śmierci, ktoś musi zrezygnować z tego, co kocha, czym się pasjonuje, dla dobra własnego, ale i innych ludzi. Książka ta uczy pokory, daje do myślenia, ale pozostawia nas w niedosycie. Choć opisana jest na niemalże pięciuset stronach nie czujemy się nią znużeni i żałujemy, że to już koniec. Nadal żyjemy życiem bohaterów, zastanawiamy się, jak dalej potoczyły się ich losy, co postanowiła ta czy inna osoba? Polecam zdecydowanie. Mnóstwo wiedzy z niej zaczerpnęłam, o malarstwie, tańcu, ale też skomplikowanych relacjach damsko-męskich. Pasjonująca to była lektura.
Liczę, że powstanie ciąg dalszy.



                                                       

Świerszczyk recenzja dwutygodnika dla dzieci



Kupowałam dzieciom już wiele różnych czasopism, których nazw nie będę wymieniać ze względu na to, że treścią w nich zawartą nie byłam nigdy zachwycona. Dodatki, tak zwane gratisy, były równie nietrwałe i mało ciekawe, jak sama gazetka. Gumeczki, spineczki czy inne gadżety psuły się po dotknięciu, dosłownie. Pierścionki i bransoletki zaraz po założeniu na małą rączkę Zuzi.
O tym, że "Świerszczyk" nadal istnieje wiedziałam już od pewnego czasu, ale dopiero niedawno postanowiłam zapoznać się z tym znanym mi z dzieciństwa dwutygodnikiem. Czy wtedy, w czasach, gdy byłam dzieckiem ukazywał się raz na dwa tygodnie? Nie wiem. Maluchy na takie rzeczy nie zwracają uwagi. Za to zwracają, i to baczną, na kolorowe, interesujące wydanie. I na zabawne historyjki, niebanalne zagadki, wierszyki ulubionych autorów czy opowiadania.


Tyle jest tych gazetek na rynku, powiecie. Czym wyróżnia się "Świerszczyk"? Dlaczego to na niego mamy wydać pieniądze? Już odpowiadam. On nie tylko bawi dziecko, ale też uczy. Przykuwa jego uwagę, rozśmiesza. Można z nim spędzić o wiele pożyteczniej i ciekawiej czas niż przed telewizorem, oglądając po raz setny te same bajki, które nic nowego nie wnoszą w życie naszego potomka. To dzięki tej właśnie publikacji nasza latorośl zacznie myśleć, rozwijać kreatywność, pobudzi wyobraźnię i zmusi ją do działania. Numer 12, bo o nim dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć idealnie wkomponował się w naszą sytuację, ponieważ planujemy wyjazd. Właśnie zabieramy się do pakowania na tygodniową wyprawę nad morze. I temat poruszony w tym wydaniu jest jak najbardziej "na czasie" w naszym przypadku. 



Piękne, barwne ilustracje, szczegóły dopracowane, a przede wszystkim wierszyki, zadania, opowiastki, pamiętnik pewnego świerszczyka, ćwiczenia, ukryte obrazki, krzyżówka, kawały wywołujące uśmiech na twarzy dziecka, wszystko to i o wiele więcej znajdziemy w czasopiśmie. 


Niesztampowe postaci, jak Czarownica Irenka, świerszczyk Bajojek, Kotek Mamrotek, rodzina Kwiatków, Zając Kicaj, od razu zostają przez młodego człowieka polubione, ponieważ budzą sympatię i są doprawdy wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju. 


Moja czteroletnia Zuzia uwielbia wierszyki, a te, które stworzyła Dorota Gellner w szczególności, dlatego z zainteresowaniem słuchała mojego czytania "Pakujemy się nad morze". Autorka pisze zabawnie, Jej rymowanki naprawdę podobają się dzieciom, zawsze też znajdziemy w nich ciekawe i zaskakujące zakończenie. Na kolejnej stronie Małgorzata Strzałkowska w cyklu "Litery znam, więc czytam sam!" opisała dowcipnie i z fantastyczną puentą wyprawę pod namiot. Pan instruktor zdawał się być solidnie przygotowany teoretycznie do wygłoszenia wykładu, tylko czy w praktyce wyszło mu to wszystko tak, jak sobie zaplanował? Z pamiętnika pewnego świerszczyka spotykamy Bajojka, którego mama prosi o spakowanie plecaczka, z najpotrzebniejszymi rzeczami na dwutygodniowy wyjazd. Nasz zielony bohater bez problemu zabrał się do pracy i już po chwili miał mnóstwo przedmiotów w środku. Jak Wam się wydaje, czy cokolwiek ze spakowanych rzeczy przyda mu się nad morzem? 
Bardzo przypadły mojej Gosi do gustu ćwiczenia z myślenia. Wraz z Zuzią usiadły i próbowały rozwiązać zagadki. 

Musiały na przykład zdecydować, która naklejka na walizce Tomka nie pasuje do pozostałych. Musiały też znaleźć drogę przez labirynt, połączyć bagaże pasujące do danego podróżującego. 


Mamy też opowieść o Kotku Mamrotku, zadania do wykonania związane z historyjką o nim. Mamy Pakowanie na śniadanie, którego autorką jest Agnieszka Urbańska. Tutaj poznamy właśnie rodzinę Kwiatków, którzy również wybierają się na wakacje. Oni z kolei mają zamiar wypoczywać pod namiotami, nad jeziorem. W planach mają pieczenie kiełbasek, ziemniaczków, jak również przeżyć przygody znane im z książek. Czy uda im się zrealizować zamierzenia? 



Mamy tu także krzyżówkę z obrazkami, bagażową wykreślankę, rebus, możemy własnoręcznie zrobić nietrzaskacz, a co to takiego, nie powiem. Domyślcie się sami! 

Na końcu znajdziemy uśmiech numeru czyli kawały z równie dowcipnymi rysunkami. I nie zapominajmy o Zającu Kicaju, który przedstawi nam Akiro Pukatao, japońskiego mistrza w sztuce pakowania plecaka. Czy ów gość faktycznie jest ekspertem od pakowania? 

Mój Kamil zagadek rozwiązywać nie miał ochoty, wolał paradować z tym na głowie: 





poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Kobieta z pazurem Anna Kleiber premiera: 19.08.2014



Debiutancka powieść Anny Kleiber pozytywnie mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się lektury tak wciągającej, zabawnej, lekkiej i kobiecej. Bawiłam się z nią doprawdy rewelacyjnie, podobnie jak z kolejną publikacją autorki, zatytułowaną "Głupia baba", która swoją premierę będzie miała we wrześniu i ukaże się pod moimi skrzydłami.

Anna Kleiber bardzo chętnie czytuje powieści, które wyszły spod pióra Joanny Chmielewskiej.
Do tej pory ukazały się doceniane w wielu literackich konkursach opowiadania. "Kobieta z pazurem", choć napisana po "Głupiej babie", opublikowana została jako pierwsza, jest więc traktowana jako debiut autorki. Moim zdaniem debiut bardzo udany. Mieszkająca w Luboniu początkująca pisarka jest doktorem nauk rolniczych z zakresu ogrodnictwa. Pracuje w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu.

Główna bohaterka historii, o której chcę Wam dzisiaj opowiedzieć ma na imię Justyna. Niestety nie ma szczęścia w miłości, za to jej ojciec zdaje się je mieć. Zakochany po uszy we właścicielce warzywniaka, która nie stroni od mężczyzn, ale on tego zdaje się nie dostrzegać, nie zważa na problemy własnego dziecka! Co prawda już od dawna pełnoletniego, ale jednak dziecka! Nasza bohaterka zostaje więc pozbawiona miłości nie tylko jakiegokolwiek partnera, ale też jedynego rodzica. Ponadto traci pracę, a jakby tego wszystkiego było mało umiera jeszcze niezupełnie z nią związany pan Kazimierz. W dodatku nie umiera sam z siebie, naturalnie, a zostaje zamordowany! Co jeszcze może wydarzyć się w życiu Justyny? A może, może, i to wiele.

Pełna zagadek, tajemnic, arcyzabawnych perypetii opowieść pomimo dosyć dużej dawki przewidywalności jest książką bardzo dobrą. Idealną wręcz na relaks przy kawie. Postaci stworzone przez autorkę są ciekawe, prawdopodobne, mniej lub bardziej sympatyczne, ale na pewno zapewniające nam interesującą rozrywkę.

Czy Justynie uda się znaleźć jakąkolwiek pracę? A może tuż obok pojawi się ktoś, na kim warto "oko zawiesić"? Tylko co zrobić, jeśli ideał wprost z marzeń stanie przed nami, ale okaże się nieosiągalny, ponieważ wybrał rolę kapłana? Życie bywa doprawdy skomplikowane...

Całość polecam. To lektura naprawdę warta uwagi. Jeżeli szukacie książki, która Was rozbawi, poprawi Wam humor, pozwoli oderwać się od szarej i smutnej codzienności, jak też zapomnieć o troskach i problemach, to powinniście sięgnąć po "Kobietę z pazurem". Jestem pewna, że nie zawiedziecie się na niej, a zabawa będzie przednia!


Za możliwość spędzenia czasu z uroczą i dowcipną powieścią obyczajową z wątkiem kryminalnym dziękuję bardzo Pani Lidii i wydawnictwu BIS. 





Wywiad z Moniką Siudą i konkurs, w którym można wygrać egzemplarz "Dwudziestej szóstej ofiary".

Monika Siuda wywiad i konkurs


Monika Siuda zadebiutowała tytułem „Tajemnica Niny”, niedawno ukazała się druga powieść autorki, zatytułowana „Dwudziesta szósta ofiara”. Obie równie udane, zapadające w pamięć, klimatyczne. Jak zaczęła się przygoda z literaturą mieszkającej od niedawna w Knurowie pisarki? Mam nadzieję, że uda mi się poznać odpowiedź na to, jak i na inne pytania.


 AG: Skąd biorą się Pani niesamowite pomysły na powieści? Jak długo trwa praca nad książką?
 MS: Pierwsza część Pani pytanie nie należy do najłatwiejszych. Trudno powiedzieć skąd biorę pomysły. One po prostu się pojawiają. Nie ma też żadnych szczególnych chwil, kiedy pomysł wpada mi do głowy. To się dzieje o każdej porze dnia i nocy.
Mogę dodać, że pomysł na książkę nigdy nie dotyczy całej jej fabuły. Wszystko zaczyna się od pojedynczej sceny, wyobrażenia jakiejś sytuacji. To, w jaki sposób potoczy się akcja książki, nigdy nie jest dla mnie oczywiste.
Nad „Tajemnicą Niny” pracowałam dziewięć miesięcy. „Dwudziesta szósta ofiara” powstała w siedem miesięcy. 

AG: Czy trudno jest tworzyć bohatera dalekiego od ideału? Łatwiej tworzy się negatywne czy pozytywne postaci?
MS: Nie wydaje mi się, że stworzenie bohatera dalekiego od ideału, stanowi dla mnie duży problem. Myślę, że dzieje się tak dlatego, iż staram się, by postaci w moich książkach były jak najbardziej realne, podobne do zwykłych żyjących ludzi. A przecież nie ma ludzi idealnych. Tak więc, im bardziej realny będzie bohater mojej książki, tym mniej będzie idealny.
Myślę, że równie trudno jest stworzyć negatywną, jak i pozytywną postać, kiedy się pragnie, by była ona jak najbardziej realistyczna.

AG: Jaką literaturę Pani preferuje?
MS: Czytam sporo, a książki jakie trafiają do mojej domowej biblioteczki są różnorodne. Bardzo cenię twórczość Marka Hłaski, Jerzego Kosińskiego oraz literaturę polskiego pozytywizmu. Cenię również Manuelę Gretkowską. Bardzo lubię książki Karola Dickensa, ale także Kurta Vonneguta, Philipa K. Dicka, Stephena Kinga. Czytam również książki dotyczące tematu drugiej wojny światowej oraz okresu stalinizmu i hitleryzmu.
Jedyny gatunek literatury, który omijam, to romanse.


AG: Czy zawsze marzyła Pani o tym, by pisać? A może był to chwilowy impuls, po prostu usiadła Pani i zaczęła tworzyć?
MS: Nigdy nie marzyłam o tym, by pisać. Bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że się przed tym wzbraniałam.
Myślę, że można powiedzieć, że po prostu usiadłam i zaczęłam tworzyć.

AG: Ma Pani kogoś, kto jako pierwszy czyta tekst, doradza, nad czym warto jeszcze popracować, a co napisane jest po mistrzowsku?
MS: Istnieje taka osoba i bardzo liczę się z jej zdaniem.


AG: Jak Pani uważa, czy okładka jest ważna, czy nie ma żadnego znaczenia, bo tekst broni się sam?
MS: Czytam wiele książek i nigdy nie zwracam uwagi na okładkę. Wybieram książki pod kątem tematyki lub autora, którego twórczością jestem zainteresowana. Mogę szczerze powiedzieć, że nie pamiętam żadnej z okładek książek stojących u mnie na półce.

AG: Proszę nam zdradzić, o czym będzie kolejna Pani powieść, bo tworzy Pani coś nowego, mam nadzieję? 
MS: Obecnie mam do dokończenia dwie powieści. Nie chcę jednak zdradzać ich fabuły. Dla tych którzy są zainteresowani, mogę powiedzieć, że fragment jednej z nich znajduje się na mojej stronie autorskiej.

AG: Jak odbierane są Pani książki przez czytelników? Czy ceni sobie Pani zdanie innych?
MS: Byłam zaskoczona, że moja pierwsza książka została tak dobrze przyjęta. "Tajemnica Niny" zebrała bardzo dużo świetnych opinii na przykład na Lubimy czytać. "Dwudziesta szósta ofiara" również podoba się czytelnikom, choć na razie trudno powiedzieć, czy zdobędzie tak wiele pozytywnych ocen jak pierwsza książka. Jest za wcześnie, by to stwierdzić.
Cenię sobie każde zdanie innych ludzi. Oczywiście dobre opinie sprawiają, że jest mi miło. Czuję, że moja praca została doceniona. Złe opinie sprawiają z kolei, że zaczynam się zastanawiać, co jeszcze powinnam poprawić i nad czym popracować.
Zdanie innych na temat moich książek jest dla mnie bardzo ważne, bowiem piszę dla Ludzi, nie dla siebie.
 

AG: Dziękuję za rozmowę. 

KONKURS: 
Do wygrania jest egzemplarz najnowszej powieści Moniki Siudy, a mianowicie "Dwudziesta szósta ofiara". 


Zabawa zaczyna się dzisiaj, 18 sierpnia, potrwa do 1 września, do godziny 12:00. 
Sponsorem nagrody jest autorka. 
Wystarczy pod tym postem odpowiedzieć na pytania: Jaki polski autor piszący książki z gatunku thriller/kryminał zwrócił ostatnio Twoją uwagę? Jaka jego książka spodobała Ci się najbardziej i dlaczego?
Nie zapomnijcie podać adresu e-mail w komentarzu, wraz z odpowiedzią na pytania, bym mogła skontaktować się ze zwycięzcą konkursu. Wyniki pojawią się w ciągu tygodnia od zakończenia zabawy. Miło mi będzie, jeżeli udostępnicie post, powiadomicie znajomych o możliwości wygrania tej książki. 


Strona autorki: http://www.monikasiuda.pl/


sobota, 16 sierpnia 2014

SIEDEM PYTAŃ DO PISARZA Wasz wywiad z Joanną Kruszewską.




Cykl nazywa się Siedem pytań do pisarza, ale autorce tak bardzo przypadły do gustu Wasze pytania, że wybrała ich aż trzynaście i na tyle odpowiedziała. 

 Joanna Kruszewska pochodzi z Białegostoku. To tam mieszkała jako dziecko i nastolatka, uczęszczała do szkoły podstawowej i średniej. Studiowała w Warszawie na Wydziale Pedagogicznym, ale po ukończeniu studiów wróciła w rodzinne strony.
Zadebiutowała w 2009 roku tytułem "Aby do mety". We wrześniu ukaże się Jej kolejna powieść, pod moim patronatem. 




A tymczasem zapraszam na Wasz wywiad z Joanną Kruszewską.

1. Skąd bierze Pani pomysły na książki? Z podpatrywania rzeczywistości? No i kto wymyśla tytuły? Dla mnie są wręcz genialne. "Awaria uczuć", po której następuje "Miłość raz jeszcze?", by w końcu w naszym życiu mogło zagościć "Szczęście spod igły".
 Niestety, pod autorstwem… tytułów, przynajmniej tych wymienionych, nie mogę się podpisać:(. Wydawnictwo wykazuje się wyjątkową inwencją…
Z podpatrywania rzeczywistości… W pewnym sensie tak, bo wyobraźnia może mi podpowiedzieć ogólny zarys przedstawionej historii, ale szczegóły są często z „życia wzięte”. Jakaś zasłyszana anegdota, czyjś zapożyczony fragment przeszłości, coś co da się przekształcić, ubarwić, wplatam w całość czasami zupełnie nieświadomie, dopiero po jakimś czasie zawodna pamięć podsuwa mi konkretne osoby, których to dotyczy. To jedna ze znajomych zderzyła się niefortunnie ze sklepową szybą, to ojciec mojej przyjaciółki w dzieciństwie lepił z popiołu placki… trochę tego się znajdzie:).
Są też rzeczy, które chcę opisać, bo drażnią w pewien sposób, bulwersują i sprawiają, że czuję się bezsilna. Ot, taki mój prywatny sposób na pozbycie się frustracji.


2.  A mnie interesuje pani warsztat pracy. Pisarza w trakcie pracy wyobrażam sobie siedzącego za biurkiem, na którym znajduje się sterta papierów i maszyna do pisania oraz kilka kubków po kawie. W nogach jakiś kocur...To tak pewnie z jakichś starszych wiekiem lektur mam takie skojarzenia... Jak wygląda Pani otoczenie podczas tworzenia, co Pani lubi mieć, co przeszkadza itp.?
 Bardzo dobre skojarzenia. Ja do tego kocura, sterty papierów i kubków po kawie dodaję jeszcze biurko ustawione przy wielkim oknie, z którego widok obowiązkowo rozpościera się na las, albo małe jezioro… w zależności od aktualnego widzimisię.
Tyle w kwestii daleko sięgającej wyobraźni, bo rzeczywistość przenosi mnie do mojej własnej, małej kuchni, gdzie zamiast biurka jest niewielki stół, gra cicho radio, za ścianą zamiast kocura tupta w swoim kółku chomik, a jedynym oknem na świat jest monitor laptopa.
Jeżeli mam pomysł, a w głowie historia jest już praktycznie ”napisana”, wtedy nic mi nie przeszkadza, pakuję się bezceremonialnie w życie swoich bohaterów, zaczęte wątki ciągnę do szczęśliwego, jakżeby inaczej, zakończenia i niewiele jest rzeczy, które mogłyby stanąć mi na przeszkodzie. Między innymi dlatego też, nauczona doświadczeniem, nie wstawiam już niczego na gaz, bo niejeden gulasz, zapomniany, przystał sobie do garnkowego dna.
Aha, a kubki po kawie i z kawą są. W dużych ilościach.


3.  Może mało oryginalne będzie pytanie, ale ciekawi mnie, co skłoniło Panią do pisania?
Najpierw były pamiętniki. Dużo grubych zeszytów, zapisanych skrupulatnie kratka po kratce, później były pliki w komputerze, a na samym końcu pojawiło się pytanie mojego męża – skoro tak lubisz pisać, to może spróbowałabyś się w jakimś artykule? Początkowo pomysł wyśmiałam, no bo jak to, z jakiej racji właściwie mam się brać za coś, czego kompletnie nie potrafię. Ja, pedagog z wykształcenia mam się zmierzyć z dziennikarstwem? Niedorzeczność. Ale rzucone mimochodem pytanie nie dawało mi spokoju, uwierało i pojawiało się w zupełnie nieoczekiwanych momentach pomysłem na artykuł. Dlaczego nie? Napisałam, wysłałam do trzech lokalnych gazet i jedna z nich, ku memu ogromnemu zdumieniu odpowiedziała propozycją współpracy. Okazało się jednak, że krótkie formy wypowiedzi nie są tym, w czym czuję się najlepiej. Coraz głośniej więc zaczęłam marzyć o tym, co kołatało mi się po głowie już od dzieciństwa – może książka…? Udało się:).

4.   Czy można domowym sposobem uszyć sobie szczęście?
Wydaje mi się, że tak…:) Potrzebne są tylko wyjątkowo grube nici cierpliwości, bela kompromisu, no i skrawki codzienności, w których powinno się znaleźć zrozumienie, dystans do siebie i otoczenia, a przede wszystkim radość z życia. Taki mniej więcej jest mój wzór i sposób, a czy się udaje? Oczywiście z różnym skutkiem, czasami podpatruję u innych, sprawdzam, może mają pomysł na lepszy ścieg niż mój, staram się korzystać z ich rad i nie trwać uparcie przy swoim. I chociaż szczęście to ulotna sprawa, bo nici bardzo często się przerywają w zupełnie nieoczekiwanych momentach, a chwilami po prostu brakuje materiału,  nie poprzestaję w wysiłkach krawieckich, bo… warto:)

5. Szczęście to pojęcie względne, dla jednych to zdrowie bliskich, dla drugich dobry samochód i pokaźna suma na koncie, dla trzecich dobra praca.. A czym dla Pani jest to szczęście? Czymś konkretnym? Stanem długoterminowym? Czy raczej (jak dla mnie) zlepkiem wielu momentów, niepowtarzalnych, wywołujących uśmiech na twarzy, pełnych radości..? Czy można być szczęśliwym ciągle?
Wszystko jest możliwe…:) zależy od tego jak kto postrzega to szczęście. Dla mnie jest czymś, co nie podlega żadnej, ściśle określonej definicji. Może być chwilą… nikt mi nie zabierze pierwszego spojrzenia i uśmiechu mojej córki, czy było to dla mnie szczęście? Ze spokojnym sumieniem mogę powiedzieć, że w najczystszej postaci. Może też być chwilą refleksji, swoistym podsumowaniem i docenieniem tego co się posiada i czego los nam łaskawie raczył oszczędzić. Czy można być szczęśliwym ciągle… nie wiem… i nie mogę zdecydować czy właściwie chciałabym…

6. Z jakim pisarzem lub pisarką się Pani utożsamia i mogłaby się Pani porównać? mówimy o stylu, doświadczeniach, ideałach..
Bardzo ciężko zdobyć się na obiektywizm w stosunku do własnej twórczości, dlatego nie jestem w stanie porównać się do nikogo. Czasami czytając jakąś książkę podziwiam styl autora, lub autorki i łapię się na pobożnych, cicho wyrażanych pragnieniach pisania w chociaż odrobinę przybliżony sposób, budowania takich pięknych, okrągłych zdań, wyrażania jasno swoich myśli. Ale podobieństw nigdzie nie znajduję.

7. Gdyby mogłaby Pani zamienić się na 1 dzień w jakąś część garderoby to co by to było:)?
A to zależy jaki byłby to dzień:), czy upalny, słoneczny, czy mroźny, zimowy… Pierwsze jednak co przyszło mi do głowy to sweter. Niewinnym pytaniem wywołała Pani lawinę wspomnień:) i takim swetrem, granatowo – białym, otulającym ciepło w mroźny dzień w górach, chciałabym być.

8. Czy przywiązuje się pani do bohaterów pani książek?
Przywiązałam się do trzech przyjaciółek z „Na trzy sposoby” i „Szczęście spod igły”, może dlatego, że najdłużej z nimi byłam i miałam okazję najbardziej je poznać i polubić? Zdążyły przybrać już całkiem konkretne kształty w mojej wyobraźni, do tego stopnia, że widząc u kogoś jakieś zachowanie, czy gest, notowałam w pamięci – o, tak mogłaby zrobić Iwona, albo Anita… Ale ze spokojnym sumieniem mogę przyznać, że reszta postaci też jest mi bliska, mniej lub bardziej, ale jednak…

9. Gdyby miała się Pani znaleźć w jednej ze swoich książek, to w której i dlaczego akurat w tej?
Wyobrażona rzeczywistość niech taką pozostanie:), ale… ja właściwie w pewnym sensie cały czas jestem w swoich książkach, zwłaszcza w tych, które opisują już białostocką codzienność. Chodzę tymi samymi ulicami co moi bohaterowie, w parku siadam na tej samej ławce co Iwona, Martyna, czy Justyna… zamawiam najchętniej te same smaki lodów. Fikcja więc przeplata się z faktami, a kto wie, może niejednokrotnie byłam całkiem blisko rzeczywistego odpowiednika swojej bohaterki…?

10. Czy pisząc książkę jest Pani jak malarz, który nie pozwala nawet zerknąć na zarys obrazu dopóki go nie skończy? Czy jednak chętnie podsuwa Pani część tekstu bliskim, aby wysłuchać ich sugestii?
O nie! Ja mam problem z tymi, którzy chcieliby ewentualnie rzucić okiem i podsunąć jakieś ciekawe pomysły:), bo absolutnie nie miałabym nic przeciwko. A na poważnie, mam przyjaciółkę, która zawsze jest na bieżąco, znajduje czas na przeczytanie tego co akurat „tworzę” i nie skupiając się na roboczej wersji, jest w stanie wyłapać ogólny sens i podesłać parę konstruktywnych uwag.

11. Co takiego jest w Białymstoku, że postanowiła Pani do niego powrócić ? jakie są ulubione Pani miejsca i jak one wpływają na Pani twórczość ?
Uwielbiam Warszawę, nawet teraz przejeżdżając znajomymi ulicami czuję lekką nostalgię. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, z tego, że to tutaj, w Białymstoku czuję się jak w domu. Warszawa świetnie nadawała się na czas studiów, szybka, hałaśliwa. Białystok jest dla mnie przystanią, w której czas płynie wolniej, a dzięki temu mam go więcej dla swojej rodziny, znajomych. Tu mama woziła mnie wózkiem, mam zdjęcia jako osesek pod tą samą fontanną, pod którą teraz ja trzymam w objęciach swoją córkę. Kontinuum:)

12. Ja się będę powtarzać :). Czy kończąc pisać książkę odczuwa Pani pustkę? Czy czuje Pani że coś Pani zabrano? Czy jest może wręcz przeciwnie i nie ma Pani oporów przed "oddaniem" danej książki światu, czytelnikom? Wiadomo, że oddaje Pani część siebie i chodzi mi o to czy lekko to następuje. 
Lekko nie:). Czuję ulgę, że kolejną rzecz udało mi się doprowadzić do końca, że kolejni bohaterowie znaleźli rozwiązanie życiowych problemów, których sama im przecież namnożyłam. No i smutek – matko kochana, przecież napisałam już wszystko, niczego nowego nie będę w stanie wymyślić. Nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób, że oddaję część siebie… myślałam tylko o tym, że jeżeli ktoś podczas czytania się uśmiechnie, wzruszy, będzie to dla mnie wyjątkową gratyfikacją. I z tą nadzieją wysyłam zawsze „propozycję wydawniczą” do Repliki.

13. Jak to się dzieję, że Pani książki czytają nie tylko kobiety? Czy jest to taki zamiar by dawać intrygujące tytuły by zachęcić także panów. Pisząc książkę zastanawia się Pani nad grupą odbiorców? P.S Od czasu do czasu lubię zerkać na książki które ma żona na nocnym stoliku ;) 

Co do tytułów – wydawnictwo odpowiada za większość. A czy mężczyźni czytają, tego nie wiem, wiem tylko o jednym, który przeczytał moje książki:). Nie zastanawiam się nad grupą odbiorców, może chwilami coś mocniej ocenzuruję, ale to wszystko. Gdzieś, kiedyś padła sugestia – napisałabyś coś dla facetów, to bym przeczytał. Na co zwięźle i krótko odpowiedziałam – jestem kobietą, więc piszę jak kobieta, ale czy tylko dla kobiet…? Czy jest w ogóle coś takiego jak książki dla kobiet i mężczyzn? 

Wszystkim dziękuję za interesujące pytania, nagroda książkowa czyli egzemplarz "Szczęścia spod igły" trafi do Moniki, za zabawne i niebanalne pytanie dotyczące uszycia szczęścia.  Pozdrawiam i przypominam, że w tym tygodniu mamy w cyklu Siedem pytań do pisarza autorkę książeczek dla dzieci, Pani Renata Piątkowska zgodziła się odpowiedzieć na zadane przez Was pytania. Gdybyście chcieli wygrać ciekawą książeczkę dla swoich dzieci, zapraszam: http://asymaka.blogspot.com/2014/08/siedem-pytan-do-pisarza-renata.html