czwartek, 28 lutego 2013

Niewidzialni Stef Penney




Stef Penney urodziła się i wychowała w Edynburgu, ukończyła filozofię i teologię, następnie rozpoczęła studia filmowe, napisała po ich ukończeniu dwa scenariusze filmowe. To druga jej powieść, pierwsza nosi tytuł "Czułość wilków" i na sto procent teraz jej poszukam, po zapoznaniu się z tym tytułem.

"Niewidzialni" to opowieść niesamowita! Mamy tu zatrzęsienie wątków, wyrazistych bohaterów i  mnóstwo bardzo mrocznych tajemnic. Nie czytałam nigdy książki o Cyganach, ta jest pierwsza, myślę, że warto było sięgnąć po coś, czego na co dzień ludzie nie znają, z czym nie potrafią się utożsamić, ponieważ nie mogliby na przykład przemieszczać się, tak jak Romowie, wolą prowadzić osiadły tryb życia. Nie umiałabym   i ja tak żyć, z miejsca na miejsce się przenosić, nie mieć prywatności i wygód, bo przyczepa do miejsc komfortowych nie należy. Warto zburzyć natomiast wszelkie stereotypy związane z Cyganami, bo wcale nie są prawdziwe, a im więcej o czymś wiemy, tym bardziej się do tego możemy przekonać, zrozumieć to.
Bardzo podoba mi się styl autorki,  jej pomysłowość, ciekawie rozwiązane poszczególne elementy akcji, nie sposób przewidzieć kolejnego kroku, czy rozwikłać zagadkę, jaką ukrywają członkowie klanu. Powodem ich wszelkich nieszczęść i chorób zdaje się być przekleństwo, jakieś fatum, klątwa wisząca nad nimi wszystkimi. Tylko czy aby na pewno tak jest?

Poznajemy tu detektywa o imieniu Ray, który próbuje odnaleźć zaginioną przed wieloma laty Rose, nikt nie wie, gdzie przebywa i z jakiego powodu opuściła męża i maleńkiego synka. Sama zastanawiałam się, co mogło spowodować porzucenie dziecka przez matkę, strasznie mnie to intrygowało i ciekawiło... Niestety możecie zapomnieć o tym, że cokolwiek więcej ujawnię z treści, po prostu nie mogę Wam tego zrobić, wybaczcie! Jeszcze mi podziękujecie! Książka jest po prostu rewelacyjna, pół nocy nie spałam, by ją skończyć, by rozwikłać zagadkę, a  i tak prawda okazała się zupełnie inna niż myślałam. Takiej lektury nie możecie odpuścić, przejść obok niej obojętnie, bo wyróżnia się świetną konstrukcją, prawdziwie realnymi bohaterami, krok po kroku dowiadujemy się, co miało miejsce, a co było fikcją. Polecam!

Za "Niewidzialnych" dziękuję bardzo Wydawnictwu Sonia Draga.


Barbara O' Neal "Recepta na miłość"

Autorka uwielbia podróżować i gotować, co można dostrzec i w tej pozycji, poza tym lubi koty, psy i górskie wycieczki. Urodziła się w roku 1969, ma swoją stronę internetową
 KLIK > , jest amerykańską pisarką bestsellerowych powieści i romansów, tutaj proponuje nam niezawodną receptę, sposób na uczucie rzadkie, za którym tęsknią wszystkie kobiety.
Zanim sięgnęłam po ten tytuł przeczytałam o czym jest, opis z okładki niesamowicie mnie zachęcił:

"Czy zaparzyłaś  już aromatyczną herbatę i przygotowałaś ciepły koc? Czy 'Recepta na miłość' czeka już obok fotela? A więc miłego wieczoru..."

Mój wieczór na pewno należał do udanych, chociaż zamiast herbaty piłam kawę z mlekiem, koc sobie podarowałam, ponieważ akurat moja Zuzanka zasnęła obok mnie i to ją przykryłam, a po drugi nie chciało mi się już wstawać, tak wciągnęła mnie lektura. Poza tymi drobnymi szczegółami wszystko się zgadzało z zaleceniami i radami z opisu.

Poznajemy Ramonę, kobietę czterdziestoletnią, która kocha pieczenie chleba, przygotowywanie zakwasu, wszystko robi z wielką miłością, zapewne dlatego jej pieczywo jest takie smaczne! Z miłą chęcią bym go spróbowała! Jej przepisy są bardzo ciekawe, może warto byłoby z nich skorzystać? Prowadzi piekarnię. Gdy miała piętnaście lat urodziła córkę, Sofię, którą kocha całym sercem. Niestety mąż jedynego dziecka zostaje ranny i  nie wiadomo czy przeżyje. Jakby tego było mało córka jest w zaawansowanej ciąży i jeszcze trzeba zająć się nastoletnią Katie, dla której Sofia jest macochą. Trzynastolatka jest zagubiona, nieufna, ale być może uda się Ramonie jakoś jej pomóc, zrozumieć ją, skoro sama miała mnóstwo problemów w podobnym wieku?
W tym wszystkim szczególnie ważne są relacje, uczucia, Ramony z matką, Katie z matką, czy uda się wszystko poukładać? Czy nasza czterdziestoletnia matka, córka, niebawem babcia, ma szansę na miłość, związek? Czy jej własna matka to wszystko zrozumie i zaaprobuje? I co z Sofią, jej mężem, czy oni sobie poradzą?
Książka napisana w sposób niezwykle umiejętny, opowiada o prawdziwym życiu, nie wyimaginowanym, wymarzonym, lecz takim, jakie mamy na co dzień. Znajdujemy tu codzienne kłopoty, radości, smutki, ale i wiele mądrości, popartej doświadczeniem, nie ma oceniania, wyszydzania, jest zrozumienie i wyrozumiałość. Może nie wszyscy bohaterowie pojmują, jak należy podchodzić do pewnych spraw, ale nawet jeśli nie od razu, to po jakimś czasie sami wyciągają wnioski. Mamy tu mnóstwo ciepła, wzruszeń, emocji, a wszystko to doprawione dawką humoru, dzięki czemu pieczemy dobry chleb, znajdujemy receptę na życie wartościowe i choć nie jest idealne, to jednak szczęśliwe. A podobno nie samym chlebem człowiek żyje...
Za książkę pragnę podziękować Wydawnictwu Literackiemu.

środa, 27 lutego 2013

Twarda szkoła życia Aleksandra Jolanta Tabor



Aleksandra Jolanta Tabor pochodzi z Warszawy, mieszkała w domach dziecka, ukończyła liceum i wyjechała za pracą do Berlina. Uwielbia śledzić postępy w dziedzinach naukowych, fascynują ją zjawiska zachodzące w przyrodzie.
Książka oparta jest na faktach, to dramatyczne losy opisane bardzo szczerze, bez owijania w bawełnę przez samą zainteresowaną. Prawda jest w tym wypadku brutalna, trudna, jednak powiedzenie tego wszystkiego na głos zdaje się oczyścić autorkę, pozwala jej spojrzeć na wszystko to, co się stało z dystansem, zobaczyć to z innej strony, zanalizować, przemyśleć.
Miałam wielką nadzieję, że wydarzy się w jej życiu coś dobrego, pozytywnego, ciężko jednak było mi coś takiego znaleźć. Skomplikowane i niesprawiedliwe było życie dla tej kobiety, najpierw placówki, próba zrozumienia siebie, szukanie miłości, matki, nie, nie tej biologicznej, ale tej, która potrafi przytulić, pocieszyć. Znajduje taką osobę, choć i jej nie rozumie w wielu kwestiach, nie ma odwagi zapytać, bo to zbyt trudne, zbyt bolesne. Była bita, poniżana, wyzywana, traktowana jak człowiek gorszej kategorii, a przecież nie zawiniła, nie wybrała sama sobie takiego losu. Które dziecko chciałoby mieszkać w domu dziecka? Które o tym marzy? Ona nie miała prawa wyboru, urodziła ją taka, a nie inna kobieta, skazując na los wychowanki sierocińca.  Dziecko nie chce żyć w takim miejscu, na pewno, gdyby je ktoś zapytał wybrałoby normalną rodzinę, z mamą, tatą, może rodzeństwem, zapewne z miłością, zaufaniem, poczuciem bezpieczeństwa.
Zdawało się, że małżeństwo Aleksandry odmieni jej pecha, jednak nic bardziej mylnego, wpadła z deszczu pod rynnę!
Wiele razy jeszcze płakałam nad jej losem, zastanawiałam się dlaczego jedni mają szczęśliwe, spokojne życie, z dala od trosk i zmartwień, nie doceniając tego, co mają i zamartwiając się kompletnymi bzdurami, a inni muszą być tak okrutnie doświadczani przez los? Przyjmować te razy dzielnie, bez zająknięcia?
Warto zapoznać się z tą historią, ponieważ dzięki niej można sobie wiele uzmysłowić, zrozumieć, przypomnieć może... Polecam, jest to szczere, dobrze napisane wyznanie kobiety po przejściach, schorowanej, ale z nadzieją patrzącej nie tyle już może na swoją przyszłość, co na to, co czeka jej bliskich.

Dziękuję za ten tytuł Wydawnictwu Novae Res.

Zapora Hubert Hender

  Hubert Hender kolekcjonuje i uwielbia czytać książki, szczególnie Dostojewskiego, Kundery, Hrabala i Eco. Lubi także dobre kryminały, powieści grozy, stąd w tytułach, które napisał znajdujemy elementy tych gatunków. W mrocznych miejscach, jak też w górach czuje się jak ryba w wodzie! Z pasją popija kawę, to tak samo jak ja!

"Zapora" zapowiadała się wyśmienicie i na szczęście okazała się warta uwagi! Już od pierwszych stron było mrocznie, niebezpiecznie, ciekawie, przejmująco!
Niby spokojnie, ale wieje, mgła okrywa okolicę, ale wędkujemy sobie, czuć w powietrzu wilgoć, ale próbujemy złapać rybę, nie zniechęcamy się. Jest druga w nocy, przestało wreszcie padać, ale siedzimy tu już cztery godziny i chyba nic nie złapiemy, wrócimy z pustymi rękami do domu. Zimno, nieprzyjemnie i jeszcze ten... PISK!!!
Tak to się wszystko zaczyna i bynajmniej nie kończy na jednych zwłokach kobiety 60-letniej lub trochę starszej. Ciało wygląda koszmarnie, moja wyobraźnia miała pole do popisu, po raz pierwszy byłam niezadowolona z tego, że jest tak wybujała, że tak dokładnie potrafię przywołać obraz tego, o czym czytałam. Omal nie ściągnęłam okularów, by usunąć z nich krwawe ślady, jakie chlapały na mnie wprost ze stron książki. Pewnie była to zasługa szczegółowego opisu, na samą myśl o tym, jak obrazowo przedstawiał nam autor wszystkie te straszne sytuacje, okoliczności aż robi mi się słabo i oglądam się za siebie!
Nawet policjanci są zdezorientowani i mocno przestraszeni, a co dopiero mówić o mieszkańcach tych okolic, niektórzy wyjeżdżają, inni nie wychodzą z domów, by nie paść ofiarą... właściwie kogo? Zakapturzonej postaci, ubranej na czarno, która jest szybka, pojawia się i znika, jakby była duchem? O co w tym wszystkich chodzi? Czy wszyscy muszą zginąć? Czy tytułowa zapora ma związek z makabrycznymi zabójstwami? Czy stanowi jakiś klucz do rozwiązania zagadki?
Muszę zauważyć, że Oficynka ma naprawdę w swojej ofercie rewelacyjne kryminały, jak  na przykład "Schodząc ze ścieżki", który czytałam nie tak dawno temu, KLIK do recenzji.  Z wielką chęcią sięgnę po kolejne mroczne opowieści tego Wydawnictwa.

Westerplatte. W obronie prawdy. Mariusz Borowiak



Mariusz Borowiak urodził się w 1964 roku, napisał 16 książek historycznych, współtworzy hasła do encyklopedii. Ten tytuł został wydany po raz czwarty, niedawno w kinach pojawił się film "Tajemnica Westerplatte", który powstał na podstawie tej książki.

Jest to książka wzbudzająca mnóstwo kontrowersji, ponieważ podważa to, czego uczyłam się w szkole, stąd też początkowo nie miałam zaufania i podchodziłam do tej pozycji sceptycznie. Nie byłam w związku z tym zdziwiona, że ludzie byli nieufni słysząc i czytając na temat tego, że było zupełnie inaczej, niż wpajano im przez tyle lat! Autor uważa bowiem, i ma ku temu powody, które przedstawia nam bardzo skrupulatnie i dokładnie, że nasz bohaterski major Henryk Sucharski w rzeczywistości przypisywał sobie zasługi, które nie były jego udziałem.

" W ciągu tych kilku dramatycznych dni ujawniły się słabość psychiczna Sucharskiego i niezachwiana wiara Dąbrowskiego w kontynuowanie walki."

Czytamy w tej książce o faktach, których wcześniej nie znaliśmy, dowiadujemy się o ludziach, którzy mogli poświadczyć, że prawda wyglądała inaczej, że relacja wcześniejsza była mocno naciągana, czujemy się świadkami i uczestnikami tamtych tragicznych wydarzeń, w których niejednemu puszczały nerwy, ponieważ był człowiekiem, nie posągiem...
Mamy tu przedstawione sylwetki osób związanych z tamtym czasem, poznajemy historię Sucharskiego, który jak się okazuje miał słabą psychikę, załamał się podobno jako pierwszy. Dąbrowski nie chciał się poddać, zdjął wywieszoną przez majora białą flagę.
O Westerplatte można mówić wiele, ale uważam, że warto samemu przeczytać i wyrobić sobie opinię.
W tym tytule mamy zdjęcia, dokumenty, jest to nie lada gratka dla wielbicieli historii, polecam jak najbardziej!

"Film będzie musiał zmierzyć się z legendą(...) Kino mity obala, ale przede wszystkim je tworzy. Jest wręcz w tej funkcji niezastąpione - twierdzi Zdzisław Pietrasik, znany krytyk i wieloletni dziennikarz tygodnika 'Polityka' ."
Cytaty pochodzą z książki, za którą dziękuję bardzo Wydawnictwu Alma-Press i bardzo niecierpliwemu Panu Marcinowi.

wtorek, 26 lutego 2013

Elmer David McKee

Ciekawa opowieść o nietypowym słoniku, nie jest szarej barwy, jak jego towarzysze, jest... kolorowy!!!

Słonie różnią się wiekiem, niektóre są wysokie, inne niskie, chude lub potężne, każdy z nich jest inny, ale wszystkie, absolutnie wszystkie mają taki sam kolor, nieciekawy, banalny, smutny, po prostu szary. Jeden jedyny wyjątek stanowi Elmer i potwierdza tym samym regułę, lecz gdyby go zabrakło, inne słonie byłyby niepocieszone. To on je rozbawia, z nim nie nudzi się całemu stadu, jest wesoło! Niestety kolorowy słoń uważa, że to źle być innym, chce być koloru słoniowego, jak każde zwierzę z jego otoczenia. Jak to się zakończy? Czego nas nauczy ta historyjka? Co zrozumiemy dzięki niej? Musicie się przekonać sami!

Książka jest naprawdę pięknie napisana, rysunki są barwne, kolorowe, a treść ciekawa, zajmująca. Moje dzieci były zachwycone i oczywiście chciałyby poznać inne tytuły z tej serii. Dzięki Elmerowi możemy zrozumieć, że warto się wyróżniać, znać swoją wartość, być tolerancyjnym, otwartym, dobrym, trzeba starać się z całych sił rozwijać swoje talenty i wierzyć w siebie, w to, że wszystko się może udać, jeżeli tylko będziemy bardzo tego pragnąć, że wiele zależy od nas samych i naszego myślenia, naszego postrzegania świata.

Za spotkanie ze słonikiem w kratkę: koloru żółtego, pomarańczowego, czerwonego, różowego, fioletowego, niebieskiego, zielonego, czarnego i białego dziękuję bardzo ja i moje dzieci Wydawnictwu Papilon, należącemu do Grupy Publicat.
Polecam!!!

poniedziałek, 25 lutego 2013

W cudzym domu HANNA CYGLER

Hanna Cygler mieszka w Gdańsku, tutaj się urodziła, to miasto pokochała. Zawodowo zajmuje się tłumaczeniem z języka szwedzkiego i angielskiego, pisze dla swojej i czytelników przyjemności. Miałam właśnie ową przyjemność czytać trylogię autorki o Zosi Knyszewskiej, do której recenzję zamieściłam TUTAJ KLIK>.
Już po pierwszej części wiedziałam, że losy Zosi są bardzo rzeczywiste, pięknie napisane, z wyobraźnią i z dużym doświadczeniem życiowym. Pierwszy tom to "Tryb warunkowy", drugi to "Deklinacja męska/żeńska", a trzeci "Odmiana przez przypadki". Wszystkie były jednakowo ciekawe, barwne, skomplikowane. Podobały mi się i zapadły w pamięć, polecam je jak najbardziej, a po nich wiedziałam, że muszę poznać nowy tytuł, który napisała autorka.
Jest to opowieść zupełnie inna od wspomnianej wyżej trylogii, akcja umiejscowiona jest w latach osiemdziesiątych XIX wieku, mamy tutaj ówczesną Warszawę, ale nie tylko. Wędrujemy wraz z bohaterami przez Paryż, Berlin, Gdańsk, miasta carskiej Rosji. Poznajemy Joachima, Louise i Dmitrija, którzy umiejscowieni są się w naszej obecnej stolicy. Mają nadzieję na nowe, lepsze życie, niestety los, jak to bywa, potrafi spłatać im niezłego figla.
Znajdziemy tutaj wątki interesujące, ciekawe, osadzone w realiach ówczesnych czasów. Nie sposób przewidzieć, jak wiele może się wydarzyć, rzeczy niezwykłych i niebanalnych.
Hanna Cygler doskonale poradziła sobie z przedstawieniem nam bohaterów w taki sposób, by byli prawdziwi, realni, żywi. Mamy tu, i miłość, i wątki sensacyjne, do tego czasy są niebezpieczne. Można bez powodu znaleźć się w więzieniu lub zostać straconym, bądź wywiezionym na Sybir.
Powieść czyta się bardzo szybko, język jest piękny i charakterystyczny dla Hanny Cygler. Wie, o czym pisze i jak zainteresować czytelnika stworzoną przez siebie historią. Każdy element książki jest przemyślany i dopracowany.
Nie zawiodłam się na tej pozycji, zadziwiała mnie niejednokrotnie, zaskoczyła. Szczególnie zachwyciło mnie ujęcie tutaj tematu kobiety i jej roli w tamtych realiach, w ówczesnych czasach. Autorka poruszyła tu bardzo ciekawe moim zdaniem zagadnienie, zwróciła uwagę na to, jak wtedy było, jak traktowana była płeć piękna. Zastanawia mnie, czy potrafiłabym się odnaleźć w tym świecie, czy dałabym sobie radę, czy byłabym potulna jak myszka, czy raczej tupnęłabym nóżką i próbowała wtrącić swoje trzy grosze? Czy buntowałabym się przeciw rzekomej wyższości mężczyzn nad niewiastami?
Tytuł ten polecam z całego serca, choć oczywiście Zosia i jej życiowe perypetie zajmują w moich myślach czołowe miejsce i  najnowsza powieść nie jest w stanie przebić tego, co odnalazłam w trylogii o Zosi.  Łączyło ją z Witkiem ogromne uczucie, chociaż to, jakie rodzi się między Louise i Joachimemteż nalezy do ciekawych.
Dziękuję za książkę "W cudzym domu" Wydawnictwu Rebis i pani Danieli, której jestem niezmiernie wdzięczna. Dla mnie to była wielka przyjemność, bawiłam się doskonale przenosząc się w tamte czasy...

Trzy kids. Zoo Larsona

Ten tytuł jest pięknie wydany, w twardej oprawie. Zaraz na początku mamy przedstawione osoby, które są głównymi bohaterami tej książeczki dla dzieci i młodzieży.  Poznajemy tu trzech nieustraszonych, młodych detektywów! Każdy z chłopców ma 10 lat i należy do klubu Trzech znaków zapytania. Pierwszy z nich to Justus, jest białym znakiem, uwielbia jedzenie, trudne zagadki, spędza czas czytając, chciałby zostać kryminologiem. Peter lubi pływać, uprawia lekkoatletykę, jest niebieskim znakiem zapytania i marzy o tym, by zawodowo zajmować się sportem. Trzeci z kolei, czerwony znak to Bob, który słucha muzyki, chodzi do kina, uwielbia coca-colę, nie lubi zaś pająków, przyszły zawód, jaki chciałby wykonywać to reporter i detektyw. Całą trójka nienawidzi, gdy ciocia Matylda każe im sprzątać, łączy ich to, jak też miłość do rozwiązywania zagadek, tajemnic i sekretów. Są dociekliwi, nie boją się, potrafią poradzić sobie  z każdym problemem! Kiedy znajdują w wodzie malutka foczkę są bardzo zaskoczeni, ale postanawiają jej pomóc, znaleźć jej dom, ponieważ nie mogą zająć się nią sami. Zwierzątko otrzymuje imię od nazwiska Justusa, Jonas, chłopiec sam wpada na ten genialny jego zdaniem pomysł, a gdy koledzy się buntują odpowiada:

"Dlatego, że ona nie ma rodziców, zupełnie tak jak ja."

Co dalej się będzie działo, gdzie zamieszka to sympatyczne stworzonko i jaka tajemnicę kryje ten tytuł, musicie przekonać się sami. Ja mogę tylko polecić Wam ten tytuł, jest zabawnie, ciekawie, nie będziecie się. nudzić, a  na pewno doskonale można się bawić  z tą książeczką! Jest też inna część tej serii, za którą zaraz się zabiorę, już jestem jej bardzo ciekawa! Polecam! Za możliwość poznania chłopców i odbycia wraz z nim wyprawy do Zoo Larsona dziękuję Wydawnictwu Sylabus.


HUGO i mapa z wyspy potworów Rob STEVENS



Wyruszyłam w daleką i niebezpieczną przygodę wraz z odkrywcami nowych, nieznanych lądów! Przeniosłam się w czasy Krzysztofa Kolumba, cóż to była za frajda! Znowu byłam dzieckiem, nieustraszonym bohaterem!
Poznajemy tu dwunastoletniego chłopca, o imieniu Hugo, który doskonale radzi sobie z odczytywaniem map, prawie tak dobrze, jak jego stryj Walter. Poza nimi jest tu także zarozumiały Rupert, którego ojciec ma mnóstwo pieniędzy i spełnia wszelkie zachcianki niezbyt rozgarniętego synalka. Oni, jak też załoga Oliwera Bałaganiarza, do której użycie słowa "załoga" to zbyt wielki komplement, wyruszają szukać nieodkrytych lądów.
Książka niesamowita, pełna ciekawych, zajmujących, miejscami przerażających, sytuacji, stworów, o jakich nigdy nie słyszeliśmy i których nie jesteśmy w  stanie sobie nawet wyobrazić! Mamy tu do czynienia z wieloma sekretami, pułapkami, dziwnymi znakami, których znaczenia nikt nie potrafi rozwikłać, po prostu dzieje się mnóstwo fascynujących rzeczy i nie sposób się z tą historia nudzić, aż żal, kiedy się kończy...
Za tytuł "Hugo i mapa z wyspy potworów" bardzo dziękuję Wydawnictwu Piotra Marciszuka STENTOR.

niedziela, 24 lutego 2013

Miko i Mimiki razem


Jest to pięknie wydana, kolorowa książeczka dla dzieci. Opowiada o myszce Miko, jego mamie, jak też ukochanym przyjacielu Miko - Mimiki. Wybierają się na plażę. Mama cieszy się na myśl o cudownych wakacjach, ale Miko jest troszkę smutny i niepewny! Boi się o swojego malutkiego kompana, więc gdy mama proponuje wejście do wody, rezygnuje z tej propozycji. Wpada jednak na znakomity pomysł i dzięki temu wakacje naprawdę stają się wesołe, ciekawe i Miko już nie jest smutny, nie nudzi się i nie martwi! Ilustracje są bardzo barwne, a książeczka przypomina o letnich, słonecznych dniach, do których teraz tak bardzo tęsknimy!
Polecam zarówno ten tytuł, jak inne z tej samej serii o mądrej i rezolutnej myszce Miko.
Za mój egzemplarz wdzięczna jestem Wydawnictwu MD.

Historie wydobyte z cienia. Autobiograficzne relacje starszych kobiet Ewa Kępa

 Mamy tu do czynienia z osobami, które żyły w okresie trudnym, dramatycznym. Ich losy łączą się z wojną, zmianami ustrojowymi, gospodarczymi i kulturowymi. Nie były bohaterkami, ich pozycja nie była znacząca, ale czy to oznacza, że nie warto o nich wspominać, pamiętać?
Są to opowieści "od kuchni", jednak moim zdaniem właśnie dlatego bardziej ciekawe. Tymi kobietami nikt wcześniej się nie zainteresował, tak jakby ich życie było banalne, nic niewarte. To one jednak żyły w tym czasie, może nie były wykształcone, odważne, ale czy przeżycie tych traumatycznych wydarzeń nie jest  już wystarczającym powodem do tego, by zainteresować się nimi? Takich pań było mnóstwo, mają głowy pełne wspomnień, były doświadczone przez los, ofiarne, moim zdaniem powinny i one być docenione i zauważone.

Autorka "w codzienności badanych kobiet" szukała "odbicia przekonań i norm kulturowych i społecznych, którym podlegały, o których słuszności i oczywistości były przekonane". Zwraca uwagę na czynniki, które "oddziaływały na kształtowanie się ich sposobu postrzegania siebie i otaczającego świata, koncentrując się tym samym na dokonujących się w trakcie trwania ich życia przemianach społeczno-kulturowych". Zagłębiając się w tej lekturze wiele razy ocierałam łzy ubolewając nad niesprawiedliwością i naiwnością tamtych lat.
Ewa Kępa poddała badaniu trzydzieści pań, które przyszły na świat na początku XX wieku. W chwili obecnej owe panie są już u schyłku swego życia, mają od 75 do 89 lat, bądź też ponad 90 lat. Starość swą spędzają w Bielsku Podlaskim. Jest to miejsce specyficzne, na pograniczu polsko-białoruskim, stąd też połowa kobiet jest wyznania religii rzymskokatolickiej, a druga połowa - religii prawosławnej.
Większość doświadczeń rozmówczynie autorki "zgromadziły w ciągu dzieciństwa i młodości". Miały być pracowite, cierpliwe, uległe i wyrozumiałe. Uważały to za normalne, zgodne z zasadami, w jakich funkcjonowały ich matki i babki. "Tak przecież było zawsze."
Nie skarżyły się, nie przyszło im nigdy do głowy, by coś zmienić, bez protestów stawały się tylko i wyłącznie matkami, żonami i gospodyniami domowymi. Nie miały żadnej alternatywy dla małżeństwa, nie były wykształcone, miały minimalne pragnienia, Ewa Kępa używa tu słów "zadowolony niewolnik", które moim zdaniem doskonale oddają sytuację tych kobiet. Były szczęśliwe, gdy dopisywało im zdrowie, powodziło im się w gospodarstwie i miały "udane"potomstwo.

To "zwykłe" osoby, pozornie niewyróżniające się niczym, jednak pod względem nie tylko historycznym wiodły ciekawe, trudne życie.  Ich młodość przypadła na czas II wojny światowej, która niestety odcisnęła na nich swe piętno, dorosłe stały się w okresie PRL-u , a starość spędziły w latach zmian ustrojowych w Polsce. Najbardziej utkwiły mi w pamięci jednak ich dzieci, których umieralność była bardzo wysoka, wiele z nich kończyło swe krótkie życie w okresie dzieciństwa, a one nie mogły im w żaden sposób pomóc.
Cieszę się bardzo z tego, że nie przetrwał schemat z tamtych czasów, że teraz przytulamy nasze maluchy, więcej się nimi zajmujemy, wtedy zwyczajnie nie było na to czasu. Zbyt wiele było pracy w polu, wokół gospodarstwa, a dziećmi interesowano się tylko wtedy, gdy płakały. Z drugiej strony współcześni rodzice również wolą czasem zdobywać pieniądze, władzę, niż spojrzeć na własne dziecko i poświęcić mu odrobinę uwagi. Myślą, że wszystko wynagrodzą drogimi zabawkami, gadżetami, kieszonkowym, a nasze potomstwo potrzebuje najbardziej NASZEGO czasu i NASZEJ miłości.


Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu Universitas.

sobota, 23 lutego 2013

Łukasz Wierzbicki "Afryka Kazika"



Łukasz Wierzbicki  jest menadżerem kultury i redaktorem. Osiedlił się na wsi koło Poznania. Uwielbia podróżować, szczególnie w miejsca odległe, nieznane, niezwykłe. Lubi też wycieczki rowerowe i konne po najbliższej okolicy. O "Kaziku" usłyszał po raz pierwszy od swojego dziadka, to on zaszczepił w nim miłość do podróży i polskiego podróżnika, człowieka niebywale odważnego, jak na owe czasy bardzo śmiałego i pomysłowego! Autor odnalazł i zajął się opracowaniem przedwojennych reportaży Kazimierza Nowaka z jego wyprawy do egzotycznej Afryki.
"Afryka Kazika" to cykl opowieści, opowiadań dla dzieci, które pomagają naszym pociechom poznać nie tylko niezwykłego człowieka, ale także odległe, dalekie, egzotyczne miejsca. Podróżnik przemierzył Afrykę w latach trzydziestych XX w. na rowerze !!! Spotykał niesamowitych tubylców, przemierzał odległe i dzikie tereny, był za pan brat z przyrodą, czasami jego wędrówki były bardzo niebezpieczne, mrożące krew w żyłach, zagrażające życiu ! Bywały też przygody interesujące, wesołe, zabawne, a Kazik był człowiekiem ciekawym świata, innych kultur.  Z tą książką naprawdę nie można się nudzić, a zdarzenia w niej opisane są tak nieprawdopodobne, że aż niemożliwe, a jednak prawdziwe!
Uważam, że świetnym pomysłem było ujęcie tych reportaży w sposób przystępny dla dzieci, bo może być to naprawdę godna zainteresowania pozycja w ich rękach!
Bawiliśmy się z tą książką wspaniale, palcem maszerowaliśmy po mapie, która jest dodatkowym gadżetem, zaznaczone są na niej miejsca, które odwiedził nasz bohater w latach 1931-36.
A oto cytat:
"Spytacie pewnie, jak zrodził się w mojej głowie szalony pomysł, by rowerem ruszyć na podbój dzikich krajów? Jako dziecko uwielbiałem słuchać historii o dalekich krajach i egzotycznych przygodach. Dorosłem, urosła mi długa broda, a głowa niemal zupełnie wyłysiała, wciąż jednak tak samo jak w dzieciństwie fascynują mnie dalekie kraje i egzotyczne przygody. Zarabiam na życie pisząc artykuły i robiąc zdjęcia dla gazet. W trakcie mych podróży spotkałem wielu innych podróżników, którzy opowiadali niezwykłe historie o dzikiej Afryce."
Kazimierz Nowak chciał sam przekonać się, ile jest prawdy w opowieściach innych ludzi, postanowił pojechać rowerem, gdyż we wszystkich inne miejscach zawsze towarzyszył mu ten kompan, jak mawiał o nim podróżnik.
Polecam jak najbardziej, muszę przyznać, że chociaż jestem dorosłą osobą, a książka skierowana jest do młodego czytelnika, sama wyśmienicie spędziłam czas czytając o tym niezwykłym człowieku.
Za możliwość poznania Afryki oczami Kazika dziękuję bardzo Wydawnictwu BIS. To książka inna niż wszystkie, gratuluję autorowi pomysłu! To strzał w dziesiątkę!

Dżungla


To książeczka idealna dla mojej małej Zuzanki! Podobały jej się oczka, ruchome, biegające w dół, w górę i na boki! Kształt i twarde, grube kartonowe kartki, widać, że jest to lektura stworzona dla maluchów, które cieniutkie karteczki szybko mogą zniszczyć! Piękne ilustracje i króciutki tekst także świetnie się sprawdził w przypadku dziecka małego, które prędko się nudzi! Książeczką nie można zrobić sobie krzywdy, ponieważ nie ma ostrych rogów, jest w ciekawym kształcie. Nasz maluch poznaje tutaj zwierzątka mieszkające w dżungli, jest tu wąż huśtający się na drzewie, jest mały lampart szukający mamy, kolorowa papuga zapraszająca na bajkę, motylki bawiące się w berka. Polecam wszystkim maluchom, a za swój egzemplarz dziękuję ja i moja 2,5- letnia Zuzanka Wydawnictwu Moniki Dudy MD.
Są też inne książeczki z tej samej serii:


piątek, 22 lutego 2013

Lato w Zatoce Aniołów Barbara Freethy

Jest to pierwszy tytuł z cyklu książek opowiadających o tym, co dzieje się w tajemniczym, specyficznym miasteczku. To tutaj ukazują się anioły, przychodzą wtedy, gdy są komuś potrzebne, wiąże się to z niezwykłą legendą, z rozbitym statkiem. Poznajemy tu nową mieszkankę miasteczka, młodą kobietę, która potrzebuje tylko spokoju, ciszy, samotności. Opiekuje się ona Lexie, jak się okazuje swoją siostrzenicą, która mówi do niej "mamo". Co kryje się za tym wszystkim? Dlaczego kobieta nie szuka rozgłosu, a dziewczynka pragnie spotkać anioły, chce, by jej pomogły? Opiekunka Lexie, jej ciocia Jenna, widząc skaczącą ze skały nastolatkę bez wahania rusza jej na pomoc, niestety tym samym sprowadza na siebie zainteresowanie, staje się popularna. Pojawia się dziennikarz, który chce wiedzieć o niej wszystko, jest nią niebywale zafascynowany, zauroczony. Czy okaże się właśnie tą osobą, która może pomóc młodej kobiecie, czy zaufa mu ona, a on będzie w stanie ją ochronić? Zwłaszcza, że prawda okazuje się naprawdę niebezpieczna.

Bardzo podoba mi się ta opowieść, napisana jest świetnym językiem, bohaterowie książki wydają się tacy realni, sama chciałabym zamieszkać w tej pięknej, uroczej scenerii, przenieść się tam choć na chwilę. Okładka także przyciąga, obiecuje ciepłe, spokojne, leniwe lato. Wszystko zapowiada się tak ciekawie, a w gruncie rzeczy nie możemy sobie nawet wyobrazić, co tam się będzie działo, nie spodziewamy się tylu tajemnic, sekretów, nie wiemy, jaki jest powód ucieczki Jenny, czego się obawia? Czy ten lęk jest uzasadniony? Książka wciąga, nie sposób się od niej oderwać, intryguje, wywołuje napięcie, czasem musimy obejrzeć się za siebie, by sprawdzić, czy jesteśmy sami. Może anioły nas ochronią, a może wcale ich tu nie ma? Tego wszystkiego musicie dowiedzieć się sami, stopniowo odgadując prawdę, którą zna tylko kilka osób.

Za "Lato w Zatoce Aniołów" bardzo dziękuję wydawnictwu Bis, polecam ten tytuł, na pewno się nie zawiedziecie, bo ta książka ma w sobie to wszystko, czego szukamy w dobrej powieści, jest i sensacja, i miłość, i tajemnica. Wszystko w dawce idealnej!

FRANKLIN I KÓŁKO PRZYRODNICZE



Mój synek ma 5,5 roku i uwielbia żółwika Franklina, podobnie jak kiedyś lubiła słuchać opowieści o nim moja starsza córka. Nieważne zatem, czy mamy w domu chłopca, czy dziewczynkę, dzieci po prostu lubią te książeczki, ponieważ są krótkie, pięknie zilustrowane, niosą jakiś przekaz i naukę dla naszego potomka. Można się utożsamić z bohaterem, ponieważ ma takie same przygody, jakie może mieć nasz szkrab, podobne smutki i radości, to tytuły ciekawe, zabawnie napisane, a żółwik Franklin jest niebywale sympatycznym zwierzątkiem. Uwielbia jeść muszkowe ciasteczka, ma młodszą siostrzyczkę, wielu przyjaciół.
"Franklin i kółko przyrodnicze" opowiada o klubie pani sowy, nauczycielki, która uczy dzieci ciekawostek na temat lasu, łąki, rzeki. Chodzą razem na wycieczki, poznają ptaki, rośliny i owady. Pupilem klubu przyjaciół przyrody był gekon, mała jaszczurka. Wszyscy o niego dbali, sprzątali jego terrarium, karmili go. Na okres wakacji ktoś musiał wziąć zwierzątko do domu, zgłosiło się dwóch chłopców, nasz bohater tytułowy i bóbr. Jak zakończyła się ta sytuacja, komu został przekazany gekon? Który  z nich potrafiłby lepiej zaopiekować się zwierzątkiem?
Tego musicie się dowiedzieć sami, ja nie zdradzę rozwiązania tej zagadki.
Polecam wszystkie książeczki o Franklinie, dzieci się z nimi nie nudzą, świetnie bawią i wyciągają wnioski z każdej historyjki.
Korzystam z biblioteki w moim miasteczku, u nas mamy mnóstwo tytułów o żółwiku, zapraszam  KLIK>

Łukasz Modelski Dziewczyny wojenne


Łukasz Modelski urodził się w  roku 1970, z wykształcenia jest historykiem sztuki i cywilizacji średniowiecza, pracuje jako reporter. Jest zastępcą redaktora naczelnego pisma "Twój styl", wszystkie te informacje zaczerpnęłam z okładki książki.

Tematyka zaciekawiła mnie bardzo, jeszcze takiej pozycji nie czytałam, opowiedzianej z perspektywy  kobiet, widzianej ich oczami, dziewczyn z okresu wojny, pomysł uważam za znakomity, oryginalny, po prostu rewelacyjny i interesujący!
Zawsze czytywałam o tym, jak bohatersko zachowywali się mężczyźni, o paniach było niewiele napisane, jakby przypadkiem, niechcący. A to kobiety przecież są niby kruche, delikatne, słabiutkie, więc nieprzystosowane do trudnych warunków, dziwne zatem i bardzo zaskakujące powinno być to, iż dały sobie radę w tym trudnym okresie! Powinny być chwalone, podawane za przykład, popularne, na pewno nie zapomniane! Na szczęście zostały docenione, nagrodzone za swoją pracę, wytrwałość, chęć pomocy, odwagę, wszystko to, co zrobiły odcisnęło jednak na nich swoje piętno, wiele z nich nie doczekało publikacji tej książki, niestety...


"Wojna to z pozoru męska sprawa."

To prawda, zgadzam się z tym stwierdzeniem, ale najważniejsze słowo w tym cytacie moim zdaniem to "z pozoru", ponieważ w wojnie brały udział nie tylko kobiety, niestety także dzieci, nie było innego wyjścia, nie miały wyboru, nie zastanawiały się pewnie nad tym zbyt długo, bo czasu nie było na wahanie, na przemyślenia. Tak samo zginąć mogli mężczyźni, kobiety, jak i dzieci. Wojna nie rozróżniała płci, statusu społecznego, pozycji, nie zwracała uwagi, czy ktoś jest biedny, kaleki, niewidomy, bogaty, zdrowy czy chory, młodszy czy starszy. Śmierć upominała się o nich wszędzie, na środku ulicy, w kawiarni, w domu, w schronie, w lesie, wszędzie było niebezpiecznie i wszyscy zdawali sobie  z tego doskonale sprawę.

Mamy tu historie niebywałe, nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe... Jedna  z kobiet nie doczekała nocy poślubnej, została aresztowana, bita, katowana, traktowana w sposób karygodny, a mimo to przeżyła i mogła podzielić się z nami swoim życiem, opowiedzieć nam o nim.
Poznajemy tu jedenaście pań, jedne były dziećmi, drugie nastolatkami, inne wkroczyły już w dorosłość, miały wielkie plany na przyszłość, jedne były bogate, inne biedniejsze, mieszkały na wsi, bądź w mieście, miały wysoko postawionych rodziców lub pochodziły z ubogich rodzin, miały rodzeństwo, narzeczonych, przyjaciół. Chciały studiować, zdać maturę, uczyć się, wahały się, jaki wybrać zawód, czym chcą się w przyszłości zajmować. Wojna odebrała im przyszłość, dokonała za nie wyboru, musiały w kilka chwil dorosnąć, nauczyć się strzelać, kłamać, bronić przed wrogiem, były aktorkami w najtrudniejszych ze swoich ról, w swoich rolach życiowych, decydujących o ich być albo nie żyć.
Podziwiam każdą z Tych Kobiet całym sercem, dziękuję autorowi, że poruszył ten temat, w naszym obecnym życiu bowiem brak takich pań. W dzisiejszych czasach największe kobiece problemy są niczym w porównaniu z rozterkami Wojennych Dziewczyn, one nie martwiły się, w której kiecce będą lepiej wyglądać, bo miały tylko jedną, łataną wielokrotnie, nie miały co jeść, więc nie musiały stosować diet odchudzających, bo i bez tego były chudziutkie, ta książka uczy pokory. Chylę czoła i na pewno nie zapomnę, że dzięki NIM żyję w wolnym kraju!
"Dziewczyny wojenne" dostępne są w Bibliotece Publicznej w moim miasteczku, KLIK>


czwartek, 21 lutego 2013

Zło czai się wszędzie Agata Christie

Agata Christie to osoba, której przedstawiać nie trzeba, ale może napiszę chociaż kilka słów na Jej temat tytułem wprowadzenia?
Jest bardzo popularną pisarką kryminałów i powieści obyczajowych, tworzyła także pod pseudonimem Mary Westmacott, o czym wcześniej nie wiedziałam. Wymyśliła bardzo przeze mnie lubianego, zawodowego detektywa Herkulesa Poirot i pannę Jane Marple, detektywa - amatora.

Obie te postaci są niezwykle charakterystyczne, ciekawe, nietuzinkowe!
Książki autorki czytywałam już jako nastolatka, mnóstwo tytułów przewinęło się przez moje ręce, wszystkie niezmiennie mnie zachwycały, kilka książek mam w swojej bibliotece, szczególnym sentymentem darzę "Morderstwo w Orient Ekspresie" i "Zwierciadło pęka w odłamków stos". Ostatnio "zaniedbuję" moją ulubioną pisarkę powieści kryminalnych, ale postaram się w najbliższym czasie powrócić i zrecenzować wszystko, co wpadnie mi w ręce Agaty Christie. Dla mnie to mistrzyni tego gatunku! Nigdy nie mogę dobrze wytypować mordercy, dopiero, gdy zagadka zostaje rozwiązana myślę, że to było przecież takie proste! Zawsze trzeba jednak wnikliwie obserwować bohaterów, ich charakter, postępowanie, szukać motywu ich działania...
"Zło czai się wszędzie" to tytuł, w którym występuje uroczy pan z wąsikiem, Herkules Poirot. Niby ma wypoczywać, odpocząć w miejscu niebywale spokojnym, absurdem byłoby szukać tu ofiary i mordercy, lecz nasz bohater nie musi nigdy tego robić, takie historie zawsze odnajdują jego, gdziekolwiek by był, cokolwiek by robił! Mamy tu Wyspę Przemytników, światowej sławy detektywa oczywiście, panią Gardener, jej męża, pannę Brewster, majora Barry, pastora Lane, pani Redfern i naturalnie jeszcze inne osoby. Toczy się rozmowa na temat tego, czy Wyspa Przemytników mogłaby być dobrym miejscem do zbrodni. Detektyw przekonuje pannę Brewster, że zawsze należy pamiętać o "naturze ludzkiej"! I jak zwykle Poirot ma rację, nie będzie się w tym miejscu nudził ani on, ani tym bardziej my, czytelnicy!
Polecam jak najbardziej!
Za książkę "Zło, czai się wszędzie" dziękuję bardzo Wydawnictwu Dolnośląskiemu, wchodzącemu w skład Grupy Wydawniczej Publicat.


środa, 20 lutego 2013

Kelle Hampton Nella. Piękno nieoczekiwanego



Wiecie, co mi napisał Pan z wydawnictwa, kiedy otrzymałam książki? 
Muszę wkleić tu ten e-mail, po prostu muszę! 

"Jeśli nie chce Pani przepłakać weekendu to polecam lekturę dopiero od poniedziałku..."

Niestety nie posłuchałam go! W dodatku tak wciągnęła mnie ta historia, że nie mogłam się od niej oderwać! Była tak szczera, tak wzruszająca, tak prawdziwa, ponieważ napisało ją samo życie... 

Autorka jest pisarką i fotografem, pisze  popularny blog, na którym opowiada o swoim codziennym życiu. KLIK do bloga . Mieszka w Naples na Florydzie, razem z mężem i dwiema córeczkami, a także z dwoma synami męża.  
Bardzo spodobała mi się okładka tej książki, ciekawa byłam jej treści.  Wiedziałam, że czekają mnie chwile pełne wzruszeń, ale nie żałuję, że przeczytałam historię Kelle i jej macierzyństwa.

 Czy z tego zdjęcia nie da się wyczytać wszystkiego? Jest tak przepełnione szczęściem, radością, miłością, a jednak... 
nie zawsze było tak łatwo...

Jest to pozycja niezwykła, inna niż wszystkie. Opowiada bowiem o miłości matki, szczerość bije z każdej strony, prawda, nawet trudna jest napisana prosto, jest tu i obawa, i smutek, i żal, ja zapewne czułabym się tak samo! Nawet myśleć o tym mi trudno! A jednak mimo obaw akceptacja w tym wszystkim jest kluczowym słowem! Mamy tu krok po kroku, jakbyśmy tam byli, napisaną historię pokonania własnych lęków, zaakceptowania i zrozumienia faktów, by wreszcie być szczęśliwym i  pełnym ciepła, miłości, nadziei. Kelle nie od razu oczywiście poczuła się cudownie i wspaniale będąc mama "innego" dziecka, musiała do tej sytuacji dorosnąć, dojrzeć, stawić jej czoło. Zaglądamy do domu, życia autorki, bo nam na to pozwala, czujemy się jak jej goście, zakładamy kapcie i siadamy z filiżanką kawy, a ona mówi, o swoich emocjach, uczuciach. Cudownie, że ma taką rodzinę, przyjaciół, że nie jest sama, bo samotność na pewno w tamtych chwilach byłaby najgorsza, ona ma na kim polegać, ma na kim się wesprzeć!
Wszyscy wraz z nią oczekują narodzin maluszka, wszyscy się cieszą, kiedy dziecko pojawia się na świecie, wszyscy z wyjątkiem najważniejszej dla noworodka osoby... jego mamy. Ona musi to zrozumieć, chociaż to strasznie trudne, że ma dziecko z zespołem Downa. Nie wiedzieli o tym wcześniej, nie byli przygotowani, tylko czy można przygotować się na coś takiego? Nie wiem.

"Kochaj mnie. Kochaj mnie. Nie jestem tym, czego oczekiwałaś, ale jednak proszę, kochaj mnie."

"(...) karmienie tworzy niesamowitą więź. To najpiękniejsze z możliwych połączenie sprawiło, że zakochałam się w tym błogosławionym aniołku. Nie pamiętam tego, ale... uśmiechnęłam się."

"Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy moja dziewczynka stała się starszą siostrą. Nie zapomnę chwili, kiedy dano jej potrzymać młodszą siostrzyczkę. Patrzyłam na to z bólem... ze łzami... z podziwem, bo moja mała córeczka nauczyła mnie, jak kochać. Pokazała mi, co to jest bezwarunkowa miłość... co oznacza brak uprzedzeń... Była... dumna. I był to jeden z najpiękniejszych momentów mojego życia. Potrzebowałam tego."

i na koniec cytat, który uczy pokory...

" Cierpienie nauczyło mnie doceniać to, co mam. (...) Pojęcie ideału obejmuje nie to, co nieskazitelne czy wyjęte z jakiegoś magazynu. Wiąże się ze szczęściem."

To książka, która poruszyła mnie pięknem, prostotą, szczerością... Polecam ją całym swoim sercem i dziękuję pięknie Wydawnictwu Rodzinnemu za możliwość przeżycia tak cudownych chwil z tym tytułem!
Przed chwilką zerknęłam na blog  autorki, właśnie urodziła synka! Ma trójkę dzieci, tak jak i ja!


Bajki na dobranoc


Książeczka spodobała się moim dzieciom wyjątkowo! Nie była ani za długa, ani za krótka, dla nich w sam raz. Mamy tu trzy opowiadania, które postanowiłam tak, jak sugeruje tytuł, przeczytać moim szkrabom przed snem. Skutek tego był taki, że Miś zasnął dopiero wtedy, gdy skończyliśmy czytać trzecią opowieść, ponieważ był zbyt ciekawy i zainteresowany, by iść spać.
Bardzo mi się spodobało to, że książkę można podpisać imieniem dziecka, że należy właśnie do niego! Uważam, że to świetny pomysł!
Mamy tutaj trzy historyjki, pierwsza to "Naiwne kaczątko", nie znaliśmy jej wcześniej. Jest o małym puszystym zwierzątku, na którego głowę spadł duży orzech. Niestety żółty maluch pomyślał, że niebo spada mu na głowę! Opowieść bardzo zabawna, śmieszna, wesoła. Moje dzieci bardzo zaciekawiła!
Druga z nich to doskonale nam znana bajeczka o Jasiu i Małgosi.
Kolejna, ostatnia nosi tytuł "Mysz z miasta i mysz ze wsi", tej także nie znaliśmy wcześniej, jednak niebywale do nas przemówiła.
Każda z trzech zaprezentowanych w tej książeczce opowieści jest bardzo interesująca, uczy nas czegoś, ma morał, dziecko może się zastanowić, przemyśleć, samo wyciągnąć wnioski, dodatkowym atutem są piękne, kolorowe, barwne ilustracje, które zachęcają dziecko do samodzielnego przeglądania tej propozycji. Ze swojej strony bardzo dziękuję wydawnictwu MD. Polecam szczerze i z całego serca! Warto umilić naszemu maluchowi czas taką lekturą!
Nam najbardziej podobała się ta opowieść, o dwóch myszkach, my kochamy nasze miasteczko i nigdy nie chcielibyśmy mieszkać w większym! Tu jest nasze miejsce, nasz dom, utożsamiamy się zatem z myszką ze wsi!

wtorek, 19 lutego 2013

Sklepik z niespodzianką. Adela Katarzyna Michalak

Ta seria podoba mi się chyba tak samo jak seria owocowa i poczekajkowa. Tutaj jest styl Katarzyny Michalak, za jakim przepadam, ten język, wrażliwość, autentyczność, niesamowita wyobraźnia, a może umiejętność obserwacji i słuchania ludzi? Nie wiem, jednego jestem pewna, że taką pisarkę lubię i cenię.
K. Michalak ma dwoje dzieci, dwóch chłopców, dorastającego i  malutkiego, uwielbia otoczenie przyrody i swoich bohaterów, których tworzy z niezwykłą pasją.

"Sklepik z niespodzianką. Adela." to drugi tom serii, obecnie jest już w sprzedaży część trzecia, o Lidce, moim zdaniem najbardziej interesująca, czekam na nią z niecierpliwością. W historii o Adeli mamy do czynienia z tymi samymi bohaterami, co w pierwszym tomie, jest Bogusia, jej ukochany, jego syn i ... jego żona! Jest też Lidka, której życie jest pełne trudnych sytuacji, Konstancja, Stasia i wreszcie Adela, której opowieść niesamowicie wciąga, zaskakuje, wzrusza i miejscami powoduje uczucie żalu, buntu, sprzeciwu! Mamy także wielu innych mieszkańców Pogodnej, które to miasteczko znajduje się między Koszalinem a Kołobrzegiem. Po raz kolejny przekonujemy się, że życie ma wiele różnych barw, odcieni, są i kolory wesołe, żywe, lecz także smutne, przygnębiające. Nigdy nie możemy zaplanować tego, co się wydarzy, bo los może nas rzucić na zupełnie inne wody, my oczekiwać będziemy spokoju, sielanki, a otrzymamy tornado uczuć i chmury burzowe. Tu wszystko jest możliwe i wszystko się może zdarzyć, najważniejsze jednak jest to, że siła przyjaźni jest w  stanie pokonać wszelkie przeciwności. Zazdroszczę kobietom z Pogodnej tego, co je łączy.
Za możliwość zapoznania się z Adelką dziękuję z całego serca cudownej Agnieszce B.!!!

Z dala od domu Jennifer Weiner


Jennifer Weiner ukończyła literaturę na Uniwersytecie Princeton, uwielbia zachody słońca, sushi i długie spacery po plaży. Jest autorką bestsellerowych powieści, mieszka w Filadelfii z mężem i dwiema córkami.
Bohaterka tej książki to Sylvie, kobieta mająca doskonałego męża, wspaniałą rodzinę, udane małżeństwo, jest szczęśliwa realizując się jako osoba "utrzymująca wagę" i pomagająca we wszystkim mężowi. Od razu pomyślałam, że coś tu jest nie tak! Jak to możliwe, by nie miała większych ambicji? I na pewno mąż ją zdradza!
Faktycznie, jest i romans, jest i pozorne tylko zadowolenie ze swojego życia, idealna sielanka rodzinna to także fikcja, jak więc to wszystko poukładać, kiedy życie sypie się jak domek z kart?
Autorki nie znałam, nigdy nie czytałam żadnej jej powieści, czego bardzo żałuję,  ponieważ podoba mi się jej styl, lekkość, z jaką stawia czoło tematom trudnym, skomplikowanym, potrafi świetnie dobierać słowa, jej postaci są wyraziste, prawdziwe, a ich losy poruszają do głębi, wzruszają. Nie brakuje w tym wszystkim również poczucia humoru, różnych odcieni miłości, przyjaźni, jest tu dokładnie to, co potrzebne dobrze skonstruowanej powieści, nie możemy się tu nudzić, dzieje się mnóstwo ciekawych, zaskakujących rzeczy, wartych uwagi. To książka o tym, co jest w życiu ważne, a co mniej istotne.

Polecam z całego serca i  dziękuję bardzo wydawnictwu Sonia Draga.To NOWOŚĆ!!!

poniedziałek, 18 lutego 2013

Gosia Brzezińska Irlandzki koktajl


 Świetna książka i jeszcze ta optymistyczna okładka!
Wystarczyło, bym zaczęła czytać i od razu polubiłam tę historię, ponieważ bardzo chciałabym pojechać kiedyś do Irlandii, poznać ten kraj, klimat, obyczaje tam panujące. W związku z tym ten tytuł od razu mnie zaciekawił i przypadł mi do gustu.
Autorka jest absolwentką Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Pisywała artykuły, zajmowała się promocją i public relations oraz finansami. Wielokrotnie rozpoczynała życie "od nowa" i wiele razy się przeprowadzała. Cztery lata spędziła w Dublinie, gdzie pracowała w banku. Dzięki pobytowi za granicą napisała książkę "Irlandzki koktajl". Obecnie mieszka w Warszawie i pisze kolejną powieść.
Poznajemy Kasię, dziewczynę młodą, ambitną, mądrą, ale niestety niedocenianą w pracy, a w rezultacie po prostu wyrzuconą na bruk! Postanawia wyjechać, choć w Polsce zostaje jej rodzina i ukochany Kuba. W Irlandii początkowo pracuje jako kelnerka, ale po pewnym czasie udaje jej się znaleźć lepszą pracę, w końcu jest po studiach i ma dwuletnie doświadczenie w swoim zawodzie! Dziwnie jednak się to wszystko układa i nic nie jest już takie jak dawniej.
Czy to tutaj jest jej miejsce na ziemi, jej dom? Tu ma przyjaciół, pracę, ale czy jest szczęśliwa? By poznać odpowiedzi na te pytania musicie sami sięgnąć po ten tytuł! Nie zawiedziecie się, tego jestem pewna, ponieważ to książka pełna humoru, świetnych dialogów, interesujących sytuacji, niezapomnianych przygód, ciepła przyjaźni, "nieprzewidywalna jak pogoda na Zielonej Wyspie"! Cytat pochodzi z okładki.

I na koniec ciekawy fragment z książki:
" - George - zaczęłam słodziutkim głosem - nie uważasz, że człowiek nie ma wpływu na pewne rzeczy, na przykład na to, gdzie się urodzi, jakich ma rodziców, jaki kolor skóry(...)Gdybym mogła jednak wybierać, nie zmieniłabym u siebie niczego. A ty?"
Za mój egzemplarz dziękuję bardzo Wydawnictwu Bliskie. 

niedziela, 17 lutego 2013

Musimy pogadać. Trudne rozmowy z dzieckiem Richard Heyman


Autor jest profesorem etnometodologii na Wydziale Edukacji Uniwersytetu w Calgary. Bada relacje i sposób porozumiewania się rodzica z dzieckiem. Jest żonaty, ma troje dzieci i sześcioro wnucząt.
Richard Heyman uważa, że nie ma tematów, których nie możemy poruszyć w rozmowie z dzieckiem. Musimy jednak pamiętać, że należy dobrać słowa odpowiednio do wieku, płci i etapu rozwoju umysłowego naszego potomka. Kiedy mówisz do dziecka zawsze kieruj się nie tylko głową, ale i sercem. Rozmowa z dziesięciolatkiem o rozstaniu jego rodziców na pewno wywoła silne emocje, dziecko będzie zdezorientowane, rozgoryczone, rozżalone, jego marzeniem będzie, by rodzice wrócili do siebie, by było jak dawniej.
Nie należy do naszego potomka mówić lekceważąco, traktujmy go z należytym szacunkiem i nie ignorujmy jego zmartwień, smutków, problemów.
Nie powinniśmy także krzyczeć na dziecko, bo to niczego nie rozwiąże, nie zmieni. Wiem, proste to nie jest, ale warto spróbować, by nasza pociecha ufała nam, kochała nas i szanowała. Warto bowiem być przyjacielem swojego dziecka, wtedy ono zwierzy się nam, będzie nam ufać, a nasze relacje będą dobre.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Helion.

Subtelna rewolucja. Liczenie od pierwszego roku życia Glenn Doman, Janet Doman


Glenn Doman jest ojcem Janet, z którą wspólnie napisał "Subtelną rewolucję...", to trzecia książka z tej serii, z jaką się zapoznałam. Dosyć kontrowersyjny to temat, uczenie małego dziecka czytania, a teraz, w tym tytule liczenia. Podchodziłam do tego raczej sceptycznie, delikatnie mówiąc.
Autor ukończył fizjoterapię na Uniwersytecie Pensylwanii, od tamtej pory prowadził badania dotyczące mózgu dzieci. Pracował w stu różnych krajach, od bardzo dobrze rozwiniętych, po prymitywne.
Janet Doman to dyrektor Instytutu Osiągania Ludzkiego Potencjału w Filadelfii, który w 1955 roku założył jej ojciec. Tutaj się wychowała, od dzieciństwa angażując się w pomoc dzieciom z uszkodzeniami mózgu. Skończyła studia na tej samej, co ojciec uczelni, po czym zajęła się pracą w instytucie.
W tym amerykańskim miejscu badań odkryto, że maluchy mogą nauczyć się wszystkiego, wystarczy tylko jasno i czytelnie im to przekazać, potrafią nawet czytać i liczyć! Nieprawdopodobne? A jednak wykonalne!
Osiągnięcie tego celu jest możliwe, a ten tytuł ma nam w tym pomóc. Nauka może przynieść dziecku radość, jeżeli odpowiednio do tego podejdziemy, jeśli zrozumiemy istotę tego zagadnienia. Nie wiem, czy to działa, ponieważ nie czuję potrzeby uczenia mojej córeczki liczyć, ale jeżeli ktoś ma ochotę, to polecam tę właśnie pozycję. Wszystko jest tu jasno i dokładnie wyjaśnione, poparte latami doświadczeń i pracy, zaangażowania wielu osób, zarówno autorów, dzieci, jak i ich rodziców. Ta książka jest dowodem na to, że małe dzieci mogą, chcą i potrafią liczyć!
Za mój egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Helion.

Mam i ja...

Bardzo Was wszystkie, dziewczyny przepraszam, szczególnie Sabinkę i Anetę,  za to, że dopiero teraz dodaję notkę, ale cierpię na straszny brak czasu, wzięłam na siebie ostatnio masę obowiązków, ponieważ ciągle wytrwale i z uporem wielkim szukam pracy związanej z pisaniem i/lub książkami, a do tego mój "ekstra" aparat znowu szwankuje! Paczkę w każdym bądź razie dostałam, dosyć dawno temu, bo 8 lutego, w dniu, w którym sama wysłałam przesyłkę do Marty. Była to dla mnie ogromna niespodzianka, z samego rana, żadnej z książek nie znam i nie czytałam, moje dzieci były zachwycone słodkościami, choć bardzo się kłóciły o wszystkie smakołyki! Dostałam piękną kartkę walentynkową, jak też kawę, herbatę i masę innych wspaniałości, które widać mam nadzieję na zdjęciu. Anetko, bardzo, bardzo, bardzo Ci dziękuję! I Tobie Sabinko za pomysł i całą wymiankę! 
KLIK> DO WYMIANKI 

Subtelna rewolucja. Czytanie od pierwszego roku życia Glenn Doman, Janet Doman


Już sam tytuł nastawia mnie negatywnie do tej książki, jestem oburzona, bo jak to? Dwunastomiesięczne dziecko mam uczyć czytania? A po co? A gdzie beztroskie chwile dzieciństwa? Już nie wspominając, że ono nie mówi?
Autorzy już na początku przekonują nas, że "na świecie żyją dziesiątki tysięcy dzieci (...), które nauczyły się wczesnego czytania dzięki tej książce". Cieszy mnie to, ponieważ mam dwójkę maluchów w domu i będę ich na pewno musiała nauczyć tej sztuki, jednak wolałabym zrobić to później, moim zdaniem dwa i pół roku to jednak za wcześnie, a tyle ma w tej chwili moje najmłodsze dziecko...
"Wielu rodziców mówi, że przyjemność bycia z ich dzieckiem, uczenia go czytania i obserwowanie jego rozwoju dzień po dniu to najwspanialsze doświadczenie w ich życiu."
W nauce czytania niebywale ważna jest wytrwałość, cierpliwość, konsekwencja, systematyczność. Rodzic powinien być nastawiony do tego optymistycznie, podchodzić do tego z  entuzjazmem. To ma być największa przygoda, radość, zabawa, a jednocześnie nauka, nie kara a nagroda, nie obowiązek, lecz przyjemność. Oczywiście im wcześniej zaczniemy naukę, tym lepiej, a do naszego potomka powinniśmy podchodzić z szacunkiem, jeżeli nie mamy humoru, jesteśmy zmęczeni i smutni, lepiej nie uczyć się, poczekać, aż wróci zarówno nam, jak i dziecku dobry nastrój. Ćwiczmy z naszą pociechą regularnie, a jeżeli nie bawimy się dobrze, przerwijmy naukę!
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Helion.

sobota, 16 lutego 2013

Subtelna rewolucja. Wykorzystaj potencjał swojego malucha od pierwszego dnia życia

Książka ta pisana była przez ponad 50 lat, więc włożono w nią wiele pracy i czasu, mnóstwo wysiłku. Matki były obserwatorkami pracy badawczej, dzieliły się swoimi spostrzeżeniami, mobilizowały do działań. Także dzieci pozwalały poznać siebie, były cierpliwe i błyskotliwe. I znowu spotykam się, w kolejnej już książce, ze stwierdzeniem, że:

"DZIECI SĄ NAJWSPANIALSZYM DOBREM, JAKI OTRZYMUJEMY OD LOSU."

Powtarzam się? Na pewno, ale w tym temacie zgadzam się z autorami jak najbardziej. 

Mózg zaczyna się rozwijać u dziecka już w łonie matki. Pierwszy rok życia to niezwykła nauka, wtedy maleństwo rozwija się niebywale szybko. To bardzo ważny etap dla rozwoju mózgu właśnie.
Matki są dla swoich potomków najlepszymi na świecie nauczycielami, niestety w naszych dziwnych czasach zbyt szybko oddaje się maluszka pod opiekę osób trzecich. Bycie matka staje się niemodne, mało użyteczne. 
Dziecko ma potrzeby nie tylko fizjologiczne, ale także emocjonalne, poza tym powinno rozwijać swoje zdolności, wtedy staje się sprawne i fizycznie, i intelektualnie. 
Przedstawiam tutaj suche fakty, czy je popieram? Czy się z nimi zgadzam? To zależy jak na to wszystko spojrzeć, na pewno warto pomagać dziecku, wspierać je i tłumaczyć, wspierać w dążeniu do samorealizacji.

"Z tej książki dowiesz się, jak zapewnić dziecku najlepszy start do osiągnięcia pełni jego możliwości."
Polecam, a sama sięgam po kolejne tytuły z tej serii. 
Wszelkie cytaty pochodzą z tego poradnika, za który dziękuję Wydawnictwu Helion.

ABC mądrego rodzica. Droga do sukcesu Jolanta Gajda


"DZIECI TO NASZ PRAWDZIWY SKARB"

I ja tak uważam, choć wiem, jaki ten skarb bywa czasem ciężki i trudny do udźwignięcia! Jako rodzic próbuje dziecko nauczyć wszystkiego, co dobre, piękne, wartościowe, staram się "przekazać całą swoją mądrość życiową, nabytą przez lata różnorodnych doświadczeń i przemyśleń". Każda mama chce przecież jak najlepiej dla swojej pociechy, chce, by jej dziecko było szczęśliwe, beztroskie, radosne, zostało w życiu "kimś", odniosło sukces. Niestety wychowywanie małego człowieka nie jest wcale takie proste i łatwe, jakby się mogło wydawać osobom potomstwa nie mającym. Z tego też powodu warto wesprzeć swoje własne doświadczenia książką taką, jak ta. Tutaj znajdziemy bowiem metody, dzięki którym uda nam się jak najlepiej wychować dziecko na człowieka spełnionego i szczęśliwego. 
Autorka tłumaczy nam, próbuje przekonać, że wszystkie maluchy są mądre i inteligentne. Uczą się nadzwyczaj szybko, mają ogromny potencjał intelektualny. Trzeba utwierdzać dziecko w przekonaniu, że jest dużo warte, powinno nie mieć kompleksów, wierzyć w siebie i w swoje możliwości. Nasz potomek powinien mieć pewność, że jest bardzo mocno i bezwarunkowo kochany, wtedy ma poczucie bezpieczeństwa, znajduje w nas oparcie i nie wątpi w nasze uczucia, wierzy w siebie! Nie należy mówić: "Nie kocham Cię", nawet jeżeli dziecko jest niegrzeczne, czy tylko dlatego, że jesteśmy zmęczeni, sfrustrowani, smutni. Nigdy nie wolno tak zwracać się do dziecka! 
Ważne jest również jak najczęstsze przytulanie, głaskanie, ponieważ nasz szkrab potrzebuje naszej bliskości, naszego ciepła, dotyku, miłości. 
Książka mówi o tym, jak budować pewność siebie naszych potomków, pomaga nam być jak najlepszymi rodzicami. Uczy nas, jak wspierać dziecko, by potrafiło poradzić sobie ze swoimi emocjami. Polecam ją każdemu rodzicowi, a sama jestem bardzo zadowolona z tego, że sięgnęłam po ten tytuł i jeszcze niejednokrotnie wrócę do niego, bo rola rodzica to trudna i odpowiedzialna praca. Autorka sama jest matką, uważa, że każde dziecko jest wyjątkowe. 
Polecam Wam ten poradnik, a za jego egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Helion.

piątek, 15 lutego 2013

Madeleine i czterech jeźdźców apokalipsy Jarosław Zaniewski

Jarosław Zaniewski urodził się w Gdańsku, ukończył socjologię, studiuje na Wydziale Ekonomicznym na Uniwersytecie Gdańskim, książka jest jego debiutem literackim, chciałby liznąć choć odrobinę popularności!
Tyle dowiedziałam się o autorze z okładki.
Zainteresował mnie tytuł, okładka także zapowiada interesującą historię. Poznajemy dziewczynkę, tytułową Madeline, która wraz z rodzicami przenosi się do typowego domku w górach. Jest wesoła i śliczna, ma duże niebieskie oczy, złote, lekko kręcone włosy, jest grzeczna, miła i uczynna, a tata nazywa ją "małym aniołkiem". Rodzina Madeline jest doskonała, mama dobra, tata wspaniały, dorasta więc w warunkach ciepła i miłości. Jadąc po raz pierwszy do szkoły w autobusie zaznajamia się z Mateuszem, który niestety nie ma tak cudownego dzieciństwa, rodzice jego nadużywają alkoholu, nie interesują się nim i jego młodszą siostrzyczką. Dochodzi do tragedii, po której rodzice Madeline adoptują młodszą siostrę Mateusza, Adę. Tyle tytułem wstępu.
Mija wiele lat, dziewczyny dorastają. Główna bohaterka staje się piękną i mądrą kobietą, doskonale zna się na historii starożytnej, jest cenionym i szanowanym naukowcem. Potrafi odczytać wszelakie pisma sprzed wieków, wykłada na Uniwersytecie Jagiellońskim. Otrzymuje zaproszenie do Egiptu, gdzie jedzie wraz z Adą. Tutaj odkryto tajemniczą Komnatę Wiedzy.
To opowieść pełna niespodziewanych sytuacji, akcja toczy się szybko i jest niebywale ekscytująca. Każdy chciałby przeżyć taką niezwykłą przygodę, która staje się udziałem młodych kobiet.
Za tytuł "Madeline i czterech jeźdźców apokalipsy" dziękuję bardzo Wydawnictwu Novae Res.

"Sceny z życia za ścianą" Janusz L. Wiśniewski

Z tyłu książki napisane jest, że każda z tych historii jest prawdziwa... 
"Sceny..." Janusza L. Wiśniewskiego to książka, która poruszyła mnie niesamowicie... Zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak często nie doceniamy swojego życia, nie traktujemy osób kochanych z należytym szacunkiem, być może ich  nie kochamy? Każdemu zdarza się błądzić... to fakt bezsprzeczny...
To krótkie opowiadania o różnych ludziach, takich, których być może znamy i my, których mijamy na ulicy, może czasem jest to historia o nas samych... nasze życiowe opowiadanie... często tragiczne
... Dlaczego  zdarza się, że ludzie będący w związku wcale ze sobą nie rozmawiają? Nie mówią o tym, co czują, co myślą, o czym marzą? Zawsze uważałam, że przez to tyle związków się rozpada, bo brak porozumienia, bo nic nie wiemy o tej drugiej osobie, z którą dzielimy życie... bo milczymy... zamiast podzielić się swymi obawami z tą najważniejszą dla nas osobą, wolimy obcym opowiadać nasze tragiczne historie, szukamy wsparcia i rad nie w tym miejscu, co trzeba... Czasem tak jest łatwiej, to prawda, ale czasami trudniej, niestety... oddalamy się od siebie coraz bardziej i bardziej, aż pewnego dnia budzimy się zdziwieni, zastanawiając się, kim jest ta osoba śpiąca obok nas? Nie znamy jej... aż tak dobrze jak nam się wydawało. Nie kochamy... bo się zmieniła... a może jest taka, jak przedtem, tylko my kochaliśmy nie ją, tylko nasze wyobrażenie o niej? I teraz nie chcemy, nie umiemy pogodzić się z tym, że ta osoba też ma wady, bo jest tylko człowiekiem, jak my...
Książkę czytałam od koniec sierpnia 2009 roku, te moje refleksje na jej temat pochodzą z TEGO miejsca KLIK>

czwartek, 14 lutego 2013

Wszystkie dziewczyny kochają brylanty Anna i Siergiej Litwinowie






Anna i Siergiej Litwinowie są rodzeństwem pisarzy, którzy zadebiutowali w roku 1999, wygrywając konkurs na najlepsze opowiadanie kryminalne. Anna jest dziennikarką z wykształcenia, a jej brat inżynierem energetykiem, ona uwielbia skakać ze spadochronu, on interesuje się archeologią. Napisali razem ponad 40 powieści i 4 zbiory opowiadań, a ich cykl o Tani Sadownikowej doczekał się ekranizacji.

"Wszystkie dziewczyny kochają brylanty" to drugi tytuł z cyklu o Tani, ale nie był wyrwany z kontekstu, nie odgadłabym nawet, że to część czegoś, gdybym o tym nie przeczytała na okładce!
Nasza bohaterka żyje sobie całkiem miło, jest śliczna, młoda i  niezależna. Noce spędza na tańcach w klubie, dobrze się bawi i szaleje, wszystko byłoby całkiem przyjemne, gdyby nie telefony matki, Julii Nikołajewny. Julia nie pracuje, ma za dużo czasu i zwyczajnie się nudzi. Postanawia więc zamieszczać ogłoszenia w gazetach w poszukiwaniu członków swojej rodziny, swoich krewnych. O dziwo otrzymuje odpowiedź i dopiero wtedy zaczyna się dziać, oj, zaczyna! Tania będzie poszukiwać przodków, skarbu, a może kogoś, kto należy do jej najbliższej rodziny? I co tak naprawdę okaże się prawdziwym skarbem, czy aby na pewno pieniądze, obrazy, klejnoty?
Książka napisana świetnym językiem, historia niebywale ciekawa i ekscytująca, a dodatkowym jej atutem jest nieznany mi świat odległego i  wielkiego mocarstwa. Warto zapoznać się z tą powieścią, poczuć klimat Rosji, jej przepych, tajemnice. Jeżeli chcecie przeżyć interesującą przygodę z niebanalnymi, mocnymi, wyrazistymi postaciami i jazdę bez trzymanki w wielu momentach, sytuacjach to jest to książka jak najbardziej dla Was, nie zawiedziecie się na niej, nie rozczarujecie, zapewniam!
Mój egzemplarz otrzymałam od Wydawnictwa Oficynka, bardzo dziękuję!

Marek Edelman I była miłość w getcie



Czytałam "I była miłość w getcie" już jakiś czas temu, ale teraz postanowiłam przypomnieć ją sobie, a przy okazji przedstawić także Wam. Okres II wojny światowej interesuje mnie szczególnie, chciałabym czytać jak najwięcej na ten temat. Ta książka ma piękny tytuł, naprawdę piękny. Opowiada o tym, że pomimo strasznych, okropnych przeżyć ludzie potrafili czuć do siebie nie tylko sympatię, kochali się i starali żyć normalnie, w miarę normalnie przynajmniej... Miłość bowiem może zdarzyć się w każdym miejscu, o każdej porze. Może na nas spaść w najmniej spodziewanym momencie. Wtedy, gdy już zwątpimy lub kiedy nie chcemy jej wcale, bo się na przykład obawiamy zranienia.
"Deda (...) . Taka nieśmiała dziewczynka została sama. I nagle się zakochała w jakimś chłopcu(...). Rozkwitła w tej miłości. Przez trzy miesiące żyła z tym chłopcem w wielkim szczęściu w mieszkaniu po aryjskiej stronie. Nic innego nie było po niej widać, tylko tę miłość. Każdy bez wyjątku, kto ją wtedy widział, mówił, że promieniała szczęściem."
Nie tylko jednak o miłości chciałam napisać. Najpierw, idąc za autorem, który odpowiada nam i samemu sobie na pewne pytania, takie jak: Dlaczego trzeba pamiętać i kto ma prawo o tym mówić, pisać?
"Nie mam prawa mówić w ich imieniu, bo nie wiem, czy ginęli z nienawiścią, czy katom przebaczali. I już nikt się tego nie dowie. Ale mam obowiązek czuwać, żeby pamięć o nich nie zaginęła. Wiem, że potrzebna jest pamięć o tych kobietach, dzieciach, ludziach starych i młodych, którzy odeszli w nicość, zostali zamordowani bez sensu i bez powodu. Wiem, że potrzebna jest pamięć o nich."
Chciałam jeszcze wspomnieć o tym, czego pojąć nie potrafię. Nie rozumiem bowiem, dlaczego nikt nie chciał pomóc, dlaczego wszyscy umywali ręce? Im więcej o tym myślę i czytam, tym bardziej mnie to dziwi.
"W ekstremalnych sytuacjach nawet strach nie usprawiedliwia, a bierność naprawdę staje się przestępstwem. Podczas wojny bierny był cały świat. Nie tylko Europa. Bierna była i Wielka Brytania, i Ameryka - chociaż nie musiały się bać. Roosevelt uznał Holokaust za ponoszone przez Żydów koszty wojny. Takie same, jak koszty ponoszone przez Francuzów czy Rosjan. Powiedział, że jak tylko wojna się skończy, to Żydów przestana mordować.
A przecież to nie było to samo. Te fabryki śmierci, w których masowo mordowano, wprowadziły pogardę dla życia ludzkiego. I ta pogarda dla życia przetrwała do dzisiaj."
Książkę przeczytałam dzięki Bibliotece Miejskiej w moim miasteczku KLIK> , cytaty pochodzą z powieści.


środa, 13 lutego 2013

Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły autor: Adele Faber Elaine Mazlish



To książka, która pomogła mi wiele zrozumieć, przede wszystkim pojąć, jakie błędy popełniałam w wychowywaniu swoich dzieci. Zdawałam sobie oczywiście sprawę, że nie zawsze zachowywałam się tak, jak trzeba, bo to niemożliwe być rodzicem idealnym, tak samo jak nie można być doskonałą osobą, każdy z nas ma wady i albo spróbuje się zmienić, albo musi się z tym pogodzić, jaki jest.
Książka napisana jest w bardzo prosty sposób, jej język nie jest skomplikowany, czy trudny. Pierwsze, co zdołałam pojąć to to, że nie wolno udawać, iż czegoś nie czujemy, należy określić swoje uczucia i mówić o nich, myśleć. Mamy prawo odczuwać zmęczenie, niewyspanie, nie zawsze musimy mieć humor i tryskać energią, ale nie należy temu zaprzeczać, nakładać maski, uśmiechać się, kiedy nam smutno, wcale nie do śmiechu!
Autorki to znane pisarki poradników edukacyjnych, które zdobyły zaufanie i rodziców, i wychowawców, i psychologów. Każda z nich ma trójkę dzieci, tak jak i ja, więc zapewne mają pojęcie o tym, co piszą i dlatego ta książka jest tak dobrze skonstruowana, mają doświadczenie w tym temacie, a ten tytuł jest jednym z najlepiej sprzedających się poradników. Podobają mi się ilustracje, które świetnie pokazują, jak powinny wyglądać nasze rozmowy z dziećmi.
Zaraz na początku znalazłam taki fragment, który doskonale odzwierciedla też to, co i ja na ten temat myślę:
" Byłam wspaniałą matką, zanim miałam jeszcze własne dzieci. Doskonale wówczas wiedziałam, dlaczego inni mają z nimi problemy. Później zostałam matką trojga urwisów.
Życie z dziećmi uczy pokory. "
I jest to prawda, zawsze denerwowały mnie osoby, które nie mają pojęcia o wychowywaniu dzieci, a wiedzą lepiej. Sama nigdy nie wypowiadam się w jakiejś sprawie, jeżeli nie wiem o niej zbyt wiele i staram się nie oceniać też innych. Z boku  wszystko wygląda inaczej, dużo prościej, łatwo dawać także cudowne rady, tylko wprowadzić je w życie to już zupełnie inna kwestia, tu już nie jest tak prosto!
I drugi cytat:
"Teraz rozumiem, że nieposłuszeństwo, złość, irytujący i irracjonalny opór, kłamstwa moich dzieci były odpowiedzią na mój krzyk, obelgi, groźby."
Książka godna polecenia, za jej egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina. 


Przewodnik po sadze Zmierzch Stephenie Meyer



Dla mnie jako Wielkiej Fanki sagi "Zmierzch" była to cudowna książka, dzięki której jeszcze więcej zrozumiałam, za pomocą której po raz kolejny mogłam się przenieść w tej magiczny, romantyczny świat... Myślałam, że nic nowego już się dowiedzieć nie mogę, że wszystko już zostało przez autorkę napisane, a jednak tak nie jest! To fantastyczny przewodnik i polecam go każdemu kto polubił sagę o Belli i najbliższych jej osobach/nie osobach?
Za sprawą tego tytułu ponownie mam zamiar przeczytać wszystkie części sagi, by znowu poczuć się tak bajecznie, jak tylko z tą serią mogę! Za miesiąc mam urodziny i chyba sprawię sobie taki piękny prezent, a co!
Całą serię miałam niestety z biblioteki szkolnej mojej Groszek, uwierzycie???
I czytałam nie odrywając się od niej, córka tylko oddawała jeden tom i wracała następnego dnia  z drugim, a ja jak zaczarowana nie mogłam się oderwać. Podchodziłam do tych książek mocno sceptycznie, dopóki sama nie zaczęłam ich poznawać. Myślałam sobie, ze te kobiety "powariowały", że to niemożliwe, by ta seria była aż tak zachwycająca. A jednak! JEST!

I jeszcze te okładki! Piękne! Naprawdę doskonale oddające tematykę, zawartość każdej z tych książek.

Po przeczytaniu pierwszej części nie mogłam doczekać się ciągu dalszego, ale też myślałam sobie, że na pewno będzie coraz to gorzej, że już takich emocji jak w pierwszej części nie zaznam, ale okazało się naturalnie że jedyne czego nie zaznałam to spokoju. Chodziłam nieprzytomna i nie mogłam myśleć o niczym innym, podobnie jak autorka, gdy to wszystko pisała. Jeżeli jeszcze nie znacie sagi "Zmierzch" to czym prędzej powinniście to nadrobić, bo wiele tracicie! I jakże Wam zazdroszczę, że przed Wami ta przepiękna opowieść, a już za mną! Ech...

Wracając do tematu, bo saga sagą, a miało być o przewodniku przecież...
Mamy tu śliczne ilustracje, to po pierwsze, jest wspaniale przeprowadzona rozmowa z pisarką, której drugim uczestnikiem jest koleżanka po fachu autorki. Czułam się czytając to, jakbym była tuż obok, jakbym piła z nimi kawę... tak ciekawie i  nieskomplikowanie poprowadzony jest dialog między nimi. S. Meyer opowiada o śnie, bo od tego wszystko się zaczęło, przyśniła jej się skóra Edwarda, a właściwie promienie słoneczne na jego skórze... pamiętam ten fragment, widzę oczami wyobraźni, jak też ten moment z filmu, bo w zeszłym roku na urodziny mąż zakupił mi DVD ze Zmierzchem, oprócz najnowszej, ostatniej części oczywiście, bo jeszcze jej nie było.
Bardzo podoba mi się to, co mówi autorka, to, że jest nieśmiała, w tej książce tak bardzo szczera, że to aż nieprawdopodobne. Rozumiem ją doskonale, jej obawy, jej radości, wszystko to, co maluje słowami jestem w stanie pojąć i zgadzam się z nią w wielu kwestiach, w wielu tematach. Ma podobnie jak ja trójkę dzieci, więc jest zabiegana i bardzo zajęta, zmęczona.Cytat z książki:
"Kiedy jest się mamą, to każdą minutę trzeba poświęcić DZIECIOM - szczególnie dopóki są małe, bo kiedy podrosną, to już jest łatwiej."
Jeszcze jeden fragment uważam za godny uwagi:
"KSIĄŻKA NIE POWINNA ZNACZYĆ TEGO SAMEGO DLA WSZYSTKICH, BO KAŻDY JEST INNY. I DZIĘKI BOGU. NUDNO BY BYŁO, GDYBYŚMY WSZYSCY MIELI IDENTYCZNE ODCZUCIA NA TEMAT KAŻDEJ KSIĄŻKI."
Mamy tu opisanych bohaterów, pytania i odpowiedzi, części, które w książkach się nie znalazły, całe mnóstwo dodatków, o których mogłabym pisać godzinami. Sądzę jednak, że warto samemu sięgnąć po ten tytuł i zapoznać się z nim, ja polecam całym sercem, szczerze!

Ten przewodnik miałam przyjemność poznać dzięki Wydawnictwu Dolnośląskiemu, które wchodzi w skład Grupy Wydawniczej Publicat. Dziękuję, jestem ogromnie wdzięczna za podsunięcie mi tej książki!




Opowieści przy kominku Dorota Skwark



Tytuł cudny!!!
Kojarzy mi się z chłodnym, zimowym wieczorem, kiedy śnieżek prószy za oknem, a my słuchamy trzaskającego drewna w kominku, przyglądamy się wesołym języczkom ognia i wyobrażamy sobie bohaterów bajki... ja czytam, a moje Miśki słuchają... czytam piękne, barwne, interesujące opowieści.
We wstępie poznajemy Wojtusia i Iskierkę, której królestwem jest ogień. Uświadamia ona chłopcu, jak ważna jest wyobraźnia i zaczyna opowiadać...
o Bambanku, bo tak mówi na Bałwanka małą Monisia, o Karolince, co kocha zwierzęta, ma krowę Rogatkę, świnkę Grubaskę, konia Galopa, kozę Bródkę i psa Cienia, bo chodzi za nią jak cień, krok w krok... Poznajemy też smoka Ludwika z tobołkiem, mamy opowieść o świętym Mikołaju, której fragment chciałabym przytoczyć:
"Do dziś (...) dzieci na całym świecie czekają na upragniony prezent od świętego Mikołaja. Czasem nazywają go Gwiazdorem, czasem Dziadkiem Mrozem, ale jedno jest pewne - wszystkie wierzą, że o nich będzie pamiętał, taka jak kiedyś biskup Mikołaj pamiętał o rodzinie biednego szlachcica. "
Rysunki też oczywiście przykuwają uwagę, przyciągają, a z każdej z tych historyjek możemy tak wiele się dowiedzieć, zrozumieć, nauczyć, poczuć. Jeżeli chcecie na przykład przekonać się, co jada na śniadanie bałwanek zajrzyjcie do tej pięknej, mądrej i doskonale napisanej książki.
Dziękuję bardzo za "Opowieści przy kominku" wydawnictwu JEDNOŚĆ dla dzieci.

wtorek, 12 lutego 2013

Roma Ligocka "Dziewczynka w czerwonym płaszczyku"

Jakiś czas temu przeczytałam  książkę  "Dziewczynka w czerwonym płaszczyku" Romy Ligockiej. Wzruszyła mnie podobnie jak kiedyś Dziennik Anny Frank. Jestem pod wrażeniem obu tych lektur, płakałam jak bóbr czytając je... czułam się, jak one, jak główne bohaterki...bardzo przeżywałam te wszystkie okrutne historie tam opisywane, które przecież są prawdą, żadną tam fikcją literacką. Nigdy przenigdy nie zrozumiem Niemców z czasu wojny...   a najbardziej tego jednego... sprawcy tego wszystkiego... Muszę przytoczyć kilka fragmentów, jeśli nie chcecie to po prostu nie czytajcie...
"Stoję z mamą wśród tłumu ludzi. Czekamy. Jest bardzo, bardzo gorąco. Słońce parzy mnie przez czerwony płaszczyk. Moje nogi są tak zmęczone, że z trudem mogę stać wyprostowana. Strasznie mi się chce pić, moje gardło jest wyschnięte. Wiem jednak, że muszę stać. Mężczyźni w oficerkach skierowali w naszą stronę broń i obserwują nas. Jeden z nich pali papierosa. Jest wysoki jak drzewo, a spod jego czapki widać włosy. Są jasnoblond, jego oczy są niebieskie jak niebo. Nie uśmiecha się. Dlaczego miałby się uśmiechać? Bo stoi przed nim jakaś wstrętna, mała dziewczynka z czarnymi oczami? Żydowskie dziecko! Chętnie nadal bym mu się przyglądała, ale boję się patrzeć w jego twarz. To jest zabronione.
WEITER! LOS! Tłum pcha mnie do przodu, nie widzę już tego mężczyzny w oficerkach. KENNKARTE! Kontrolują papiery. Tuż przed nami mężczyźni w oficerkach. Wyciągają z szeregu młodą kobietę z niemowlęciem na ręku, która płacze i krzyczy, ale to tylko pogarsza sytuację. Blondyn wyrywa jej dziecko i rzuca je na ziemię. Dziecięca główka uderza z tępym dźwiękiem o twardy bruk.
Mama mocniej ściska moją rękę.
- Nie patrz tam!-szepcze.-Nie bój się...
Zawsze tak mówi, kiedy sama się boi."
"To mój przyjaciel. Wydaje mi się, że ma na imię Stefuś. Musimy być bardzo cicho. Inaczej...
Ma w ręce mały kamyk. Nie wolno nam się poruszać. Ale my bawimy się w pewien rodzaj gry. On wkłada kamyk do mojej ręki, a ja mu go oddaję. Tam i z powrotem, tam i z powrotem. Raz za razem. Kamień robi się wilgotny i ciepły. Jest piękny i gładki. Jest nasz. Mam przyjaciela. Nagle Stefuś znika. Widzi swoją mamę, pędzoną przez mężczyznę w mundurze na ciężarówkę. Biegnie do niej. Coś plaska u naszych stóp. Stefuś upada na ziemię. Czy się potknął? Dlaczego nie wstaje? Widzę jego stopy. Jego dużo za duże buty. Ma rozwiązane sznurówki. Pewnie dlatego się potknął. Z jego otwartej dłoni wypada nasz kamyk, toczy się po chodniku, leży spokojnie. Tak spokojnie jak Stefuś. Dlaczego on nie wstaje?
Wąski, czerwony strumyk, który wypływa spod jego płaszcza, jest dla mnie odpowiedzią."

Ten krótki opis pochodzi z dnia 20 marca 2009 r. , lecz nigdy przenigdy nie zapomnę tej książki, podobnie jak filmu "W ciemności" z Robertem Więckiewiczem. 

ZWIERZĘTA Z KRESKÓWEK. SZKOŁA RYSOWANIA Hart Christopher


Są to przystępnie opisane, ba!, narysowane krok po kroku 'kreskówkowe' zwierzątka. Wszystko staje się banalnie proste dzięki tym szkicom, rysunkom, poznajemy między innymi sposoby na ukazanie za pomocą paru kresek charakteru naszych postaci.
Pierwsze wskazówki dotyczą tego, by rysować nie małe zwierzątka, tylko wielkie, by nie żałować kartki, miejsca. Wtedy mamy swobodę, wolność, możemy rysować bez ograniczeń.
Papier może być dowolny, serwetka w restauracji, bo akurat przy obiedzie nabraliśmy ochoty do szkicowania, ważne jest tez światło, bo bez niego nie dopracujemy szczegółów, które sa tu niebywale istotne.
Rysowanie zaczynamy od środka kartki, tak radzi nam autor.
Należy dużo próbować, ćwiczyć, bo nie od razu wszystko nam wyjdzie, nie po pierwszych rysunku, ale nie zniechęcajmy się, bo to normalne, najważniejsze to pracować nad sobą, szkicować, rysować jak najwięcej i najczęściej.
Coś co mnie zdziwiło to linie pomocnicze, są one nam bardzo potrzebne, bez nich nie osadzimy dobrze oczu i nosa, nie miałam o tym zielonego pojęcia. Później je zetrzemy gumką i po sprawie, nic nie będzie widać!
Z tą książką wszystko staje się dużo mniej skomplikowane, ale najważniejsze jest to, by w ogóle spróbować, zacząć, by się odważyć!
Moja Groszek chętnie korzysta z tej książki tworząc swoje rysunki. Polecam, może i Wasze dziecko  ma talent, może warto je zachęcić do malowania, rysowania, szkicowania? Warto wierzyć w nie, wesprzeć i uczyć tego, że trzeba być z siebie czasami zadowolonym, nawet, jeżeli nie wszystko nam się udaje, niezbyt surowym i pełnym kreatywnych pomysłów, dzięki temu możemy się rozwijać!
Za ten tytuł dziękuję bardzo Wydawnictwu ARKADY, polecam!