piątek, 26 lutego 2016

Pisaninka dzieciom Julka Wróbel Hania Humorek Smerfy




Hanię Humorek moje młodsze dzieci uwielbiają, dlatego gdy zobaczyłam zapowiedź powyższej książeczki, wiedziałam, że zainteresuje moje szkraby.
To jedna z publikacji z serii Hania Humorek i przyjaciele, dedykowana dzieciom, które czytają samodzielnie od niedawna. Czcionka jest dla takich czytelników idealna, a krótki tekst nie zniechęci ich do czytania. Dodatkowym atutem są oczywiście kolorowe, zabawne ilustracje, których w książeczce nie brakuje.

Julka Wróbel, tytułowa bohaterka książeczki, uwielbia świnki. Chciałaby mieć miniaturową świnkę-przyjaciółkę, z którą mogłaby czytać, urządzać piżamowe imprezy i jeździć na rowerze. Zbliżają się urodziny dziewczynki, dlatego ma ona nadzieję, że rodzice podarują jej wymarzony prezent. Julka przyjaźni się z Hanią Humorek. To ją poprosi o pomoc w pewnej sprawie. Jaka to sprawa? Musicie przekonać się sami!

Książeczkę czyta się w tempie ekspresowym, dziecko z wielkim zainteresowaniem słucha czytania, bądź też samodzielnie zapoznaje się z lekturą. Polecam wspólnie z Zuzią.



Komiks ten spodobał się mojemu ośmiolatkowi. Dzięki niemu moje dziecko przypomniało sobie o niebieskich stworkach, które sama uwielbiałam w dzieciństwie. Piękne, barwne ilustracje i dowcipny, interesujący tekst zaciekawił mojego synka i przykuł jego uwagę. Bohaterowie tej książeczki są tak wyjątkowi i charakterystyczni, że nie sposób ich nie lubić. I nie uśmiechnąć się przy czytaniu.

Jakie zabawne przygody czekają niebieskich tym razem, zwłaszcza, że Papa Smerf wybiera się w daleką podróż? Pomysły Smerfów przejdą najśmielsze oczekiwania. Wszyscy postanowili naprawić swoje domy. Cieszyli się na myśl o tym, jak dumny będzie Papa, gdy wróci i zobaczy zmiany. Nawet Ciamajda wziął się do pracy, niestety z wiadomym skutkiem...
Śpioch jak zwykle woli odpoczynek, a Smerfiki proszą o nowe zabawki. Kto z tego towarzystwa zostanie nazwany niedzielnym kierowcą i z jakiego powodu? Do czego służyć będzie mąkociąg? Czym będzie się zajmował Pracuś i co z tego wszystkiego wyniknie?

Komiks nie tylko bawi, ale też uczy, dlatego cieszę się, że Kamilowi przypadł do gustu. Polecam wspólnie z moim synem.

Na koniec Humorkowa Księga Kolorowanek. Myślałam, że zadania spodobają się mojej Zuzi, ale na niektóre z nich jest jeszcze za mała.



Kolorowanki oczywiście ozdobiła po swojemu, szybko odnalazła Zaginionego Cukierka, bo w labiryntach jest naprawdę dobra, za to w szukaniu słów pomagała jej Małgosia. Przepięknie za to moja pięciolatka pokolorowała Zwariowane Plasterki, rysując gwiazdki w różnych kolorach i kółeczka. Zuzia potrafi też łączyć kropki, by powstały w ten sposób obrazki. Jakie nowe zwierzątko ma Hania? Dowiecie się tego rozwiązując zadania! 

Większość kolorowanek moja córka zostawiła sobie na później. 


Wszystkie trzy propozycje wydawnicze są dopracowane, kolorowe i naprawdę mogą zaciekawić dziecko. Doskonała zabawa gwarantowana, a przy okazji można się czegoś nowego nauczyć. Polecamy! 

Dziewczyny z Powstania Prawdziwe historie Anna Herbich




Anna Herbich pracowała w "Rzeczpospolitej" i "Uważam Rze", obecnie publikuje na łamach tygodnika "Do rzeczy". Rodowita warszawianka, jej babcia jest jedną z bohaterek powyższej publikacji.

"Mama jeszcze zdążyła mi szepnąć:
-Jakby cię kula nie trafiła, to leż, nie wstawaj. Nie wychodź spod trupów. Czekaj, aż się ściemni i nie będziesz słyszała wokoło głosów. Wtedy uciekaj. 
-Mamo, ale ja naprawdę nie chcę umierać. Nie chcę, żebyś i ty umierała.
-Nie ma się czego bać. Tatuś już na pewno czeka na nas w niebie." [1]

Cóż mogę powiedzieć o tej książce? Niezwykła. Pięknie wydana. Pasjonująca.
To opowieść o odważnych, silnych, mądrych kobietach, którym przyszło walczyć za nasz kraj. O tym, że pomimo niebezpiecznych czasów próbowały żyć normalnie, cieszyć się prozaicznymi sprawami. Zakochiwały się, marzyły, smuciły się, były matkami, żonami, kochankami, a w obliczu wyzwania zostawiały wszystko. Nie spodziewały się, że staną się bohaterkami. Że zrobią wszystko, by ocalić swoje dzieci, że będą walczyć, chronić bliskich, kryć się w piwnicy.

"Dlaczego poszłam do Powstania? To było dla mnie oczywiste. To było naturalną konsekwencją patriotycznego wychowania., jakie otrzymałam w II Rzeczypospolitej. Byłam dzieckiem tego kraju i tej epoki. Wpojono mi wielką miłość do ojczyzny, dla której-w godzinie próby-należy być gotowym na największe poświęcenia." [2]

Dzięki autorce tej publikacji poznamy dramat tamtych dni, dowiemy się, przez co musiały przejść ówczesne kobiety. Anna Herbich opowie nam o losie jedenastu spośród pół miliona warszawianek, które przeżyły piekło. Do tej pory mówiło się głównie o mężczyznach, czas przypomnieć i o paniach, które również zasługują na pamięć i uwagę.

"Przez długie lata po wojnie na dźwięk niemieckiego martwiałam. Po prostu nie mogłam znieść tego języka. Podobnie było z rosyjskim. Pewnego dnia oglądałam występ baletu moskiewskiego... i musiałam ukryć twarz w dłoniach... Przeżycia wojenne prześladowały mnie jeszcze przez wiele lat." [3]

Dziewczyny z Powstania to autentyczne historie nietuzinkowych kobiet. Do głosu dopuszczone zostały: "Sławka"-sanitariuszka z Ochoty, Halinka-matka dopiero co narodzonego dziecka, Anna-hrabianka-działaczka w AK, Jaśnie Panienka z  obozu-"Marzenka", "Jadwiga"-w piekle Woli, "Rena"-marzycielka, Zosia, "Blizna", Sprawiedliwa z Żoliborza-"Dora", Teresa, która przetrwała w kanałach, Irena, której mąż poszedł na wojnę... Co mają do powiedzenia? Jakie odczucia nimi targały? Jak sobie poradziły w najbardziej traumatycznej z życiowych sytuacji? Jak wspominają tamten dramatyczny czas?

"Do Powstania poszłabym raz jeszcze. Bez najmniejszego wahania. Nie zrozumie tego nikt, kto nie przeżył okupacji. Te pierwsze sierpniowe dni... Na domach zawisły niewidziane od 1939 roku polskie flagi, pojawili się polscy żołnierze, ludzie rzucali się sobie w ramiona. To był kawałek Polski, tej prawdziwej, wolnej. Straty, jakie ponieśliśmy, były oczywiście potworne. Do tego ci wszyscy niewinni mieszkańcy Warszawy... Innego wyjścia jednak nie było." [4]


Dla tych dziewcząt skończyło się beztroskie dzieciństwo, strach był ich nieodłącznym towarzyszem. Były niewinne, młode, miały głowy pełne marzeń, były po raz pierwszy zakochane. Ich wspomnienia wzruszają czytelnika, ale też wywołują u niego bunt. Czy to wszystko naprawdę musiało się wydarzyć?  Młode kobiety poradziły sobie doskonale, przetrwały. Każda ma do opowiedzenia inną historię, każda przeżyła wielką traumę, każda inaczej sobie ze swoimi wspomnieniami radzi. Budzą w nas szacunek, podziw, zastanawiamy się, jak my zachowałybyśmy się w podobnej sytuacji...

"-Jadzia, twój tatuś wrócił!
Ja nawet nie zeszłam z piętra, ja spadłam z niego na łeb na szyję. Rzuciłam się na ojca i długo nie mogłam się od niego odkleić. Gdy wróciła mama, zapanowała pełnia szczęścia. Znowu rodzina była razem. Radość nie do opisania. Byliśmy szczęśliwi, mimo że nie mieliśmy niczego. Straciliśmy piękne mieszkanie, bogaty księgozbiór, cały dorobek życia. Wszystko to nie miało jednak znaczenia. Grunt, że żyliśmy i byliśmy razem. To było najważniejsze." [5]


Bardzo się cieszę, że ta książka powstała. Jest przepięknie wydana, a jej treść zdumiewa i naprawdę daje do myślenia. Nie możemy przejść obojętnie obok takich lektur. Warto pamiętać i przekazywać wiedzę na ten temat kolejnemu pokoleniu. Także ku przestrodze.

"Masakra na Kilińskiego, którą spowodowała eksplozja niemieckiego czołgu napakowanego materiałami wybuchowymi, należy do najbardziej tragicznych epizodów Powstania Warszawskiego. Zginęło wówczas kilkaset osób. Ci, którzy byli jej świadkami, nie zapomną tego do końca życia. Do dziś, gdy zamykam oczy, widzę te koszmarne obrazy." [6]

Dzielne, wspaniałe kobiety, które straciły w czasie okupacji niemalże wszystko. Z okrucieństwem wojny spotykały się na każdym kroku, a dramatyczne wspomnienia nie opuszczają ich pomimo upływu kilkudziesięciu lat. To o nich jest ta opowieść, którą czyta się z przerażeniem i niedowierzaniem, bo trudno pojąć ogrom tragedii.


"On tu umarł, a ja potem zostałam... Cel, o który walczyłam w Powstaniu, cel, dla którego zginęło tylu moich kolegów i koleżanek, przecież się ziścił. Tutaj jest więc moje miejsce. Tutaj się urodziłam, tutaj walczyłam i tutaj umrę." [7]


Moim zdaniem autorka i jej bohaterki oddały rzeczywistość wojenną bardzo autentycznie. Mimo upływu lat ich wspomnienia nie zatarły się w pamięci.
Nadal nie potrafię dojść do siebie po lekturze. Nieustanna walka o przetrwanie pań tamtego okresu uświadomiła mi po raz kolejny, jak wiele my, współczesne kobiety, mamy. Dlaczego nie doceniamy małych radości, wyolbrzymiając problemy, które są niczym w porównaniu z rzeczywistością wojenną? Jesteśmy rozpieszczone, inaczej wychowane, nie wpajamy też wartości naszych przodków własnym dzieciom. Warto zastanowić się nad tym...

Książkę polecam z całego serca. To jedna z tych lektur, do których na pewno będę wracać.


[1] Anna Herbich "Dziewczyny z Powstania", Wydawnictwo Znak Horyzont, 2014 rok, s. 207
[2] Tamże, s. 81
[3] Tamże, s. 138
[4] Tamże, s. 199
[5] Tamże, s. 222
[6] Tamże, s. 229
[7] Tamże, s. 251











Prawdziwa historia Ireny Sendlerowej Anna Mieszkowska




Publikacja ta zainteresowała mnie i poruszyła do głębi. Byłam zachwycona faktem, że mogę poznać historię tak niezwykłej, odważnej i skromnej osoby. Któż z nas nie słyszał o Irenie Sendlerowej, która wiele w swoim życiu przeszła, lecz mimo to z wielkim poświęceniem pomagała ludziom i do końca pozostała człowiekiem pełnym empatii, wrażliwości na potrzeby innych.

"Moje pierwsze wrażenie z wizyty u Ireny Sendlerowej: umie słuchać! Ma wewnętrzny spokój i cierpliwość do wielu odwiedzających ją osób. Otwarta, serdeczna. Zawsze uśmiechnięta, mimo wielu dolegliwości wieku podeszłego" [1]


O czasach wojennych rozmawiała tylko z ludźmi, którzy sami ją przeżyli. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nikt inny nie zrozumie dramatu tamtych wydarzeń tak dobrze jak ktoś, kto w nich uczestniczył. Oczywiście, że możemy czytać na ten temat, ale nigdy nie pojmiemy, jak czuły się ofiary II wojny światowej, żaden zapis nie jest w stanie tego oddać w całości, żadna książka nie wywoła w nas tamtej atmosfery, to, czego doświadczamy przy poznawaniu wspomnień tamtych osób, to zaledwie namiastka.

"Świat w czasie drugiej wojny światowej był obojętny na los Żydów. Dorosłych i dzieci. Jan Karski ryzykował życie, wchodząc na teren getta, obozów zagłady. I co?-pytała.-Świat mu nie uwierzył. Wtedy! A dziś chcą, abym opowiadała o tym, co działo się za murem. Ponad sześćdziesiąt lat temu! Komu? Światu? A czy świat mi pomagał, jak szłam ulicą i płakałam z bezsilności? Gdzie wtedy byli ludzie?" [2]


Irena Sendlerowa poszła na wojnę ze złem, takich słów użyła autorka tej książki i myślę, że to najlepsze określenie na to, czym zajmowała się bohaterka publikacji. To ona nosiła do getta odzież, lekarstwa, jedzenie i pieniądze. Wraz z innymi robiła wszystko, co było w jej mocy, by uratować tych skazanych na zagładę ludzi.

"Dobro musi zwyciężyć, powtarzała często. Całym długim, niełatwym życiem udowodniła światu, że można być dobrym nawet wtedy, gdy dookoła są zło, nienawiść i śmierć. Cierpiała, widząc, że świat nie wyciągnął należytych wniosków z okrucieństw drugiej wojny. Że nadal na całym świecie mnóstwo jest przemocy, nietolerancji, cierpienia." [3]

Po tym wstępie autorka zaprasza nas do zapoznania się z rozmową z córką Ireny Sendlerowej, Janiną Zgrzembską, w dzieciństwie nazywanej Asiunią. To ona dzieli się z czytelnikiem wspomnieniami na temat swojej mamy, pokazuje zdjęcia, dokumenty, opowiada o uratowanych dzieciach, o powojennych spotkaniach z ocalonymi.

Poznajemy całe życie Ireny Sendlerowej, Dowiadujemy się, że wywodziła się z rodziny z tradycjami, że marzyła o studiach o charakterze społecznym, jako siedemnastolatka zaczęła studiować prawo, ale kierunek ten zawiódł ją, bo zabrakło na nim podstaw do pracy społecznej. Przeniosła się na wydział humanistyczny o specjalności polonistyka.

Książkę czyta się z prawdziwym zainteresowaniem. Śledzimy losy jej bohaterki z niepokojem, podziwem, doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, jak wyjątkowa to opowieść. Opowieść o kobiecie, o której nie wolno nam nigdy zapomnieć. Jest dla nas wzorem do naśladowania, niedoścignionym, prawdziwym, godnym szacunku.

Anna Mieszkowska podjęła się zadania trudnego, ale moim zdaniem wywiązała się z niego bardzo dobrze. Rzetelnie opowiedziała nam o faktach znanych od dawna, ale też o tym, czego nie wiedzieliśmy. Sprostowała i uzupełniła biografię Ireny Sendlerowej. To publikacja dopracowana i świetnie napisana. Autorka przybliża nam sylwetkę wielkiej, lecz niepozbawionej ludzkich uczuć, takich jak strach czy bezsilność, postaci. Pani Irena nigdy nie uważała się za bohaterkę, jej zdaniem tak należało postąpić, to był jej obowiązek.

Przejmująca, wartościowa to była lektura. Jeszcze wiele razy będę czytać jej fragmenty, ponieważ refleksje Ireny Sendlerowej na temat wojny są bardzo interesujące i dają do myślenia. Powinniśmy wyciągnąć z nich wnioski na przyszłość, zrozumieć zasady, jakimi warto się kierować. Brać z tej niezwykłej osoby przykład.

Pięknie wydana biografia, obok której nie sposób przejść obojętnie. Poznajemy nie tylko opowieść samej zainteresowanej, ale też osób z jej otoczenia, jej bliskich, przyjaciół, znajomych. Myślę, że nie trzeba nikomu polecać tej publikacji.


[1] Anna Mieszkowska "Prawdziwa historia Ireny Sendlerowej", Wydawnictwo Marginesy, 2014, s. 7
[2] Tamże, s. 8
[3] Tamże, s. 10


czwartek, 25 lutego 2016

Siedem pytań do pisarza Wioletta Leśków-Cyrulik




Wioletta Leśków-Cyrulik ukończyła bibliotekoznawstwo i filologię polską, jest koordynatorką kampanii "Cała Polska czyta dzieciom" i instruktorką teatrów dziecięcych. Miłośniczka twórczości Jarosława Iwaszkiewicza i Małgorzaty Południak uwielbiająca morze, listopadowe deszcze i uważne spoglądanie na życie. Prowadzi bloga: http://myslownicelife.blogspot.com/. Prywatnie mama trójki dzieci. Od urodzenia mieszka w Jastrzębiu-Zdroju.

"Sezon zamkniętych serc" to jej debiut powieściowy.





SIEDEM PYTAŃ DO PISARZA:
1. Zabawa zaczyna się dzisiaj, 25 lutego i potrwa do 3 marca, do godziny 23:00. 
2. Jeżeli chcecie wziąć udział w konkursie, pod tym postem powinniście zadać jedno nietuzinkowe pytanie autorce książki, zostawiając również adres e-mail, bym mogła się z Wami skontaktować w przypadku wygranej. 
3. Należy dodać mój blog do obserwowanych, polubić profil bloga na FB: https://www.facebook.com/pisaninkaasymaka, udostępnić ten konkursowy post. 
4. Nagrodę w postaci egzemplarza książki "Sezon zamkniętych serc" ufundowało wydawnictwo Zysk i Spółka i autorka. Organizatorem konkursu jestem ja, prowadząca bloga Pisaninka. 
5. Ogłoszenie wyników nastąpi w chwili, gdy autorka wybierze SIEDEM pytań i odpowie na nie, a ja opublikuję post w formie wywiadu na blogu. 


Recenzja http://asymaka.blogspot.com/2016/02/wioletta-leskow-cyrulik-sezon.html

Siedem pytań do pisarza Joanna Kruszewska wyniki




W "Małych wojnach" porusza Pani szereg codziennych tematów, z jakimi w świecie rzeczywistym mamy do czynienia. Zastanawia mnie, czy książka przypadnie do gustu także młodzieży, zwłaszcza tej z okresu nastoletniego buntu? Czy oni również mogą z fabuły "Małych wojen" coś dla siebie wynieść?
Pozdrawiam :)
iza

Okres nastoletniego buntu ma to do siebie, że bardzo ciężko określić co może przypaść do gustu tym, którzy go aktualnie przeżywają. Rzeczywiście, w powieści pojawiają się dwa wątki – Majki i Igora, oni należą do pokolenia nieco starszej młodzieży, która już buntowanie się przeciwko otaczającej rzeczywistości ma chyba za sobą. Niemniej jednak wydarzenia, które ich bezpośrednio dotyczą, mogą powodować swoisty regres. Oboje radzą sobie ze zmianami lepiej lub gorzej, podejmują próby odnalezienia samych siebie w nowych sytuacjach… Czy ich perypetie mogłyby być rzeczywiście jakąś wskazówką dla młodzieży? Możliwe, bardziej jednak zależało mi na tym, aby ukazać koszt, jaki muszą w obliczu tych zmian ponieść i jak często decyzje dorosłych obarczają zupełnie niepotrzebnym bagażem kolejne pokolenie.

Najpierw marzyła Pani „Aby do mety” dotrzeć, później zdarzyła się jakaś „Awaria uczuć”, którą rozpatrywała Pani „Na trzy sposoby” (ciekawe jakie? – chyba musze przeczytać), by wreszcie posmakować „Szczęścia spod igły” i przeżyć „Miłość raz jeszcze”. Dziś toczy Pani „Małe wojny”. Taka huśtawka emocjonalna… Czy, dzięki takiemu literackiemu „poszukiwaniu”, znalazła Pani może jakąś receptę na szczęście i mogłaby podszepnąć?
Pozdrawiam
Iwona

:)
Czasami sobie myślę, że miło by było z konkretnym problemem, jak z konkretną jednostką chorobową, móc się do kogoś zgłosić po receptę z wytycznymi jak ten problem rozwiązać. Jakie kroki podjąć, żeby zażegnać nieprzyjemny konflikt, co zażyć w przypadku uczucia samotności, żalu, poczucia niezrozumienia… Innym razem dochodzę do wniosku, że samodzielne znalezienie sposobu, żeby wyjść z jakiejś niekomfortowej sytuacji daje poczucie satysfakcji, wiele kosztuje, czasami bardzo boli, ale też i w pewien sposób uczy. Poza tym czy stan permanentnego szczęścia faktycznie jest pożądany? Dałoby się to szczęście wtedy docenić i cieszyć się nim w pełni…? Chyba nie.


Co było Pani inspiracją do napisania książki o tej właśnie tematyce? Własne doświadczenia a może zasłyszane historie?
Pozdrawiam, Iza.


Jak zwykle – życie. Szereg usłyszanych historii, które w miarę spójnie, mam nadzieję:), udało mi się połączyć i stworzyć jednolitą całość. Występujące w powieści postaci są czysto fikcyjne, zawierają w sobie jedynie elementy swoich odpowiedników z rzeczywistości. Cechy charakteru, upodobania, podejście do życia…

Czy jeśli mogłaby Pani przeżyć jeszcze raz jeden dzień swojego życia to jaki byłby to dzień i dlaczego? A może lepiej nie wracać do przeszłości?
Pozdrawiam Agnieszka


Chwila zastanowienia.
Czy chciałabym coś zmienić, przeżyć jeszcze raz... Raczej nie. Pierwsza rzecz – zmiana, nie wiem czy przyniosłaby zamierzony efekt, czy mogłaby ukształtować przyszłość wedle mojego widzimisię, czy raczej spowodowała lawinę zdarzeń, nie dających się w żaden sposób przewidzieć…
Przeżyć coś jeszcze raz… Mam wspomnienia, do których czasami zabiera mnie jakaś kojarząca się z konkretnym wydarzeniem nuta, zdjęcie, słowo. Do wspomnień się uśmiecham, zdarzy się westchnąć tęsknie, ale wracać…? Tak żeby jeszcze raz przeżyć… Raczej nie. Nastawiam się na „tu i teraz”, czasem na jutro, a przeszłości dziękuję, że ułożyła się tak a nie inaczej.

Czy podziela Pani moje twierdzenie, że codzienne małe wojny pomimo tego, że czasami niszczą, to jednak tak naprawdę nadają smak życiu?
Nierzadko też sprawiają, że stajemy się lepsi.
Pozdrawiam
Sylwia

Podzielam, zdecydowanie podzielam… I chociaż chciałoby się powiedzieć, po co one komu? Te wojny, konflikty i dość często niczym nieuzasadnione potyczki, to nie da się ukryć, że bez nich bylibyśmy ubożsi. O wiedzę  przede wszystkim. Wiedzę o samych sobie i o tych, z którymi często przychodzi nam kruszyć kopie w codzienności życia. Każdy zupełnie inny, potrzebujący czegoś innego, odmiennie postrzegający rzeczywistość i to właśnie na styku tych potrzeb i różnic w postrzeganiu, najczęściej słychać ostre zgrzyty…  Jeżeli tylko nie stoimy twardo przy swoim stanowisku, jeżeli uda się chociaż trochę odpuścić, istnieje spora szansa poszerzenia horyzontu:). I oczywiście dojścia do porozumienia.

Pani Joanno, jakie to uczucie zobaczyć swoją książkę na półce w księgarni lub u kogoś w domu? ewa

Tutaj słownik jakim pisarz dysponuje, okazał się zbyt ubogi w adekwatne określenia…:) jedynych zaś, jakie cisną się na końce palców nie napiszę, bo za nimi nie przepadam i kojarzą mi się niezmiennie z cukierkowymi kolorami, nie żebym miała cokolwiek przeciwko słodyczom… Na poważnie zaś – nakłada się na siebie wiele, naprawdę pozytywnych emocji.

Czy "Małe wojny" doczekają się kontynuacji w postaci kolejnej książki w postaci "Dużej wojny"? Czy są takie plany, pomysły...?
1benia

Czy będzie to duża wojna… czy może krajobraz po tym, co zaistniało… Możliwe. Nie chcę mówić na pewno, bo nigdy nie mam stuprocentowej pewności, czy z tych pojedynczych myśli, które co jakiś czas domagają się uwagi, powstanie cała, kompletna powieść. Chciałabym.

Czy cieszy Panią powrót w rodzinne strony po studiach w stolicy? Czy nie czuła Pani pokusy, aby pozostać w Warszawie - czy nie żyło się tam ciekawiej, nie było lepszych perspektyw niż w Białymstoku? Interesuje mnie odpowiedź na to pytanie, ponieważ sama kilka lat temu uciekłam z miasta na wieś i chociaż wymaga to wysiłku i poświęceń, uważam, że była to najlepsza decyzja w moim życiu :)
Pozdrawiam
melisa

Perspektywy oczywiście były lepsze, większe możliwości tylko… nieco zbyt dużym kosztem. Nagle zdałam sobie sprawę, że miasto oferujące mnóstwo atrakcji dla aktywnej studentki, zmieniło swój charakter i zaczęło być bardzo pazerne. Na mój czas. Zaczęły się długie dojazdy do pracy i spędzanie w środkach komunikacji miejskiej całych godzin, pojawiły się nowe obowiązki, a gdzieś z tyłu głowy kołatała się myśl – co będzie dalej? Czy może być jeszcze szybciej? Białystok okazał się alternatywą nie do odrzucenia. Spokojną, wolniejszą i pełną sentymentalnych wspomnień, czyli miejscem gdzie czuję się u siebie.  

Nie czytałam jeszcze Pani książek, czym by mnie Pani zachęciła do przeczytania?
Którą z książek najbardziej Pani ceni?
Od której z książek powinnam zacząć poznawać Pani twórczość ?
avrea

Nie zachęcałabym, choć przewrotnie to może zabrzmieć. Jako autor mogę jedynie próbować się wprosić na jakiś leniwy, chłodny wieczór, do towarzystwa herbaty, lub filiżanki kawy… podeprzeć na kocu otulającym kolana:). Możliwe, że historia znajdzie się we właściwym miejscu i czasie, trafi na odpowiedni nastrój... możliwe, że wciągnie, pozwoli przenieść się w tworzoną przeze mnie rzeczywistość i spędzić tam miło czas… możliwe też, że po paru stronach, lub zdaniach książka zostanie zatrzaśnięta z hukiem i odłożona w daleki kąt z obietnicą nie sięgania po nią nigdy więcej…
Tyle w kwestii zachęcania:).
 Cenię sobie wszystkie, każdą w zupełnie inny sposób,  z kolei zupełny brak obiektywizmu z jakimi się do nich odnoszę nie pozwala mi zasugerować żadnej na początek…

Czym jest dla Pani szczęście? Korzystam z konta żony ;) Marek Udała 


Każdego dnia może być zupełnie czymś innym. Ciężko odpowiadać na takie pytania, wymagają o wiele dłuższej chwili zastanowienia i ważenia słów… Dużo rzeczy potrafi sprawić, że czuję się szczęśliwa, nawet drobiazgi mogą wywołać tą szczególną i bezcenną świadomość, że wszystko jest tak jak być powinno. Tą świadomość, której niejednokrotnie towarzyszy cień i wypatrywanie na horyzoncie miejsca skąd spodziewać się chmur…

Pisanie jest nie tylko pracą, ale i pasją. Nagle okazuje się, że w głowie ma Pani jedynie pustkę, a kolejne dni nie przynoszą poprawy...zero weny! Kursor miga nerwowo, wydawca dzwoni z przypomnieniem o terminach, a tu ani literki gotowego tekstu. Jedynym sposobem na odnalezienie inspiracji jest wynajęcie owianego tajemniczą sławą "Pokoju dla artystów". Wie Pani, że nie czyha tam śmierć, ale ludzie wychodzą z pokoju zupełnie odmienieni. Czy podjęłaby Pani ryzyko i sprawdziła działanie pokoju? Jak wiele znaczy dla Pani pisanie?
Pozdrawiam :)
obliczarozy

Szczęśliwym zrządzeniem losu pisanie jest przede wszystkim moją pasją. Jest sposobem na zabicie tych resztek wolnego czasu, które mi zostają. Wentylem potrafiącym uwolnić od natrętnych myśli, czy codziennych bolączek nękających chyba każdego. Możliwością wyrażenia zdania na tematy, które w jakiś sposób mnie poruszają czy bulwersują. Innymi słowy – wiele dla mnie znaczy. Kursor nie miga nerwowo, raczej zachęcająco, bo nie wiążą mnie terminy. Tak więc z jednej strony mam swoją pracę, której staram się oddawać bez reszty, z drugiej zaś hobby – pisanie. I chociaż wena bywa chwilami bardzo kapryśna… nie wybrałabym się na jej poszukiwania. 


Egzemplarz książki trafi do osoby o pseudonimie Melisa. Gratuluję. 







poniedziałek, 22 lutego 2016

Polak potrafi, Polka też Jan Wróbel Ewa Wróbel Bezużyteczna.PL Marcel Szuplewski Dawid Tekiela




Właściwie nie da się tej publikacji przeczytać szybko i w całości. Należy dawkować sobie zawarte w niej informacje, przyswajać je partiami. To zbiór opowieści o Polsce, o Polakach. Mamy prawo być dumni z naszych rodaków, ponieważ wiele udało im się osiągnąć i to w skrajnie różnych dziedzinach.

Ewa i Jan Wróblowie stworzyli lekturę interesującą. Ewa jest nauczycielką, która niezmiennie od lat wspiera różne projekty teatralne i społeczne, jej mąż, Jan, to człowiek-orkiestra. Publikuje w "Dzienniku Gazeta Prawna" i "Tygodniku Powszechnym", współpracuje z Tok FM i TVN24. Jakby tego wszystkiego było mało, uczy historii w jednej z warszawskich szkół średnich. Autor między innymi "Zbrodni doskonałej". Duet ten postanowił przybliżyć nam wiedzę na temat spektakularnej kariery Polaków, ich niezwykłych osiągnięć, byśmy mogli pękać z dumy. Cieszyć się z tego, że jesteśmy Polakami, a nie stale narzekać i marudzić.

Publikacja upstrzona jest kolorowymi i zabawnymi ilustracjami, interesującymi komentarzami i podpisami. Ładne, przejrzyste i czytelne wydanie powoduje, że z chęcią sięgamy po tę niecodzienną publikację. Trafi nie tylko do odbiorcy dorosłego, myślę, że spokojnie można ją podsunąć młodzieży, ponieważ stworzona jest w sposób nowoczesny. Gdyby tak przekazywano wiedzę w każdej szkole, nikt nie miałby problemów z nauką.





Ta publikacja spodobała się mojemu mężowi i nastoletniej córce, ale i mnie przypadła do gustu. Niewątpliwy sukces Wiedzy Bezużytecznej w internecie wynika zapewne z pracy włożonej przez jej założycieli, ale też z niebanalnego podejścia do tematów. Autorzy potrafią zainteresować odbiorcę, zdobyć uwagę, a to wcale nie jest łatwe w dzisiejszych czasach, gdy wszystko dzieje się zbyt szybko. W każdym razie, informacja nie musi być podawana nam w sposób nudny, Wiedza Bezużyteczna postawiła na to, by szokować i zadziwiać. Myślę, że to był dobry kierunek, by skupić uwagę, zainteresować czytelnika, przyciągnąć go do siebie i nie pozwolić zbyt łatwo odejść. To nie tylko zdobywanie wiedzy, ale też doskonała zabawa. Polecam!

niedziela, 21 lutego 2016

Katarzyna Enerlich Pod słońcem prowincji Zapiski z prostego życia Potrawy z ziemi i pór roku




Katarzyna Enerlich ma swój własny, niepowtarzalny styl. Wabi nas słowem, przypomina, jak ważne jest życie w zgodzie z naturą. Pokazuje uroki prostej egzystencji, odczarowuje prowincję, mówi nam, jak cieszyć się z tego, co otrzymujemy, co mamy w zasięgu ręki.


"Życie może być piękne nawet mglistą i wilgotną jesienią. Jeśli czerpie się radość ze zwykłych chwil, niepotrzebne są te wielkie sprawy dające szczęście tylko na moment." [1]


Pisarka zmienia nasze myślenie, nasz tok rozumowania. Dzięki niej przestawiamy się na inne tory, zaczynamy wstydzić się tego, że marudzimy i nie dostrzegamy prostych, małych radości. Ona nas uczy innego spojrzenia. Pozytywnego myślenia.

"Tak właśnie mówią nudni ludzie. Na prowincji nic się nie dzieje. Nudy. 
I czekają, aż ich ktoś czymś rozbawi. Zorganizuje zabawę, zawody, bal. Żeby coś się działo. Żeby piwo lało się strumieniami. Jak się leje, to się dzieje. 
Albo żeby było głośno i hałaśliwie. 
Nudzą się tylko ludzie nudni. 
Ludzie ciekawi świata, z otwartymi umysłami sami sobie organizują czas. Nie czekają, aż zrobi to za nich sołtys, rada sołecka, grupa wioskowych aktywistów. Oni sami robią coś dla siebie i innych." [2]


Ostatnia z serii Prowincji to coś zupełnie innego od poprzednich części. Tym razem poznamy zbiór opowieści, nie jedną, zwartą historię. Trafne przemyślenia autorki dadzą nam do myślenia, pokażą nam, jak ważne jest osiągniecie harmonii, czerpanie radości z niewielkich, codziennych spraw. Pokój z samym sobą. Zrozumienie, jak istotni jesteśmy my sami. Czasem warto pomyśleć tylko o sobie, by ciekawie spędzić czas, by być szczęśliwym człowiekiem.


Bardzo przyjemnie czytało się "Pod słońcem prowincji". Pisarka pokazała nam, jak wygląda jej życie codzienne, o czym myśli, za co docenia każdą z pór roku, jak radzi sobie w tej czy innej sytuacji. Przedstawiła nam też szereg lokalnych legend, zabrała nas ze sobą w niezwykłe podróże, odkryła przed nami sekretne przepisy na przepyszne potrawy, jak też domowe kosmetyki. Podzieliła się z nami prawdą, przypomniała nam, jak cudowne i szczęśliwe może być życie w zgodzie z rytmem natury, jak proste, ale i najpiękniejsze.

Serdecznie polecam.


[1] Katarzyna Enerlich "Pod słońcem prowincji" Wydawnictwo MG, 2015 rok, s. 262
[2] Tamże, s. 263





sobota, 20 lutego 2016

Samulka Kinga Facon




Kiedy otrzymałam propozycję zrecenzowania tej książki, byłam bardzo zaskoczona. Nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać, ponieważ nigdy wcześniej nie słyszałam o Kindze Facon. Dziś wiem, że autorka tej przesympatycznej powieści jest z zawodu lekarzem medycyny, doradcą życia rodzinnego, bibliotekarką. Z wykonywania pierwszej profesji zrezygnowała na rzecz rodziny, która jest dla niej najważniejsza. Ma czwórkę dzieci, z którymi uwielbia spędzać czas, przy okazji czytając książkę, trzymając na kolanach kota i popijając kawę z filiżanki. Mieszka w otoczeniu lasu, wśród dobrych ludzi. Czyżby ta okolica stała się inspiracją do powieściowego miasteczka?


"Samulka" to historia w gruncie rzeczy optymistyczna, pokazująca, że z każdej traumy można wyjść zwycięsko. Czasami potrzebujemy na to, by na nowo poukładać swoje sprawy kilku lat, ale i tak warto próbować. Pracować nad sobą. Nie rozpamiętywać dramatycznych wydarzeń z przeszłości i nie zamykać się na to, co może być za kolejnym zakrętem. Powtarzam to sobie raz po raz, choć i mnie czasem trudno zrozumieć rzeczywistość, która mnie otacza. Karta musi się wreszcie odwrócić. Musi!
O tym przypomniała mi Ewa. Ewka konewka. Przezywana tak w dzieciństwie, nie umiała zapomnieć o tej znienawidzonej wyliczance przez wiele lat. Niestety nie tylko to doświadczenie odcisnęło na niej swoje piętno. W dorosłym życiu poniosła ogromną stratę, z którą nie potrafi się pogodzić pomimo upływu czasu. Zamknięta w sobie, skryta, nieufna świetnie czuje się w towarzystwie... książek! To z bohaterami literackimi dogaduje się bez jakichkolwiek problemów, rozmawia z nimi przy każdej sposobności. O wiele trudniej jest jej nawiązać zdrowe relacje z ludźmi. Dlaczego tak się dzieje? Czy przesympatyczni i przyjacielsko do niej nastawieni mieszkańcy Samulek odczarują szarą i smutną codzienność Ewy? Czy kobieta wreszcie zrozumie, że życia nie można się bać, że nie wolno jej przechodzić obok niego ze spuszczoną głową, przepraszając za to, że się istnieje? Czy bohaterka tej powieści poradzi sobie z pesymistycznymi myślami, drobnymi dziwactwami, roztrzepaniem? A może niektóre jej cechy wcale nie są tak negatywne, jak myśli, może komuś przypadną do gustu, może ktoś pokocha ją za to, że jest inna, ciekawa, tajemnicza?


Ewa ma trzydzieści lat. Do Samulek przeprowadziła się przed trzema laty, tutaj poszukuje leku na swoje kłopoty. Raczy się kawoterapią, floroterapią i różnymi innymi formami terapii, wszystkimi, jakie tylko przyjdą jej do głowy. Wielbicielka pączków, a od niedawna właścicielka psa, z radością odwiedza bibliotekę, gdzie pracują dwie przemiłe panie, a niebawem trafia nawet do kościoła. Jest samotna, ale czy z własnego wyboru?
Czy Ewie łatwo będzie uwierzyć w to, że ktoś może się o nią troszczyć, martwić, myśleć o niej? Czy będzie potrafiła to zaakceptować, a może ucieknie, gdzie pieprz rośnie?
Czego tak naprawdę się boi i jak może sobie poradzić z tym lękiem?


To idealna lektura dla osób, które potrzebują lektury optymistycznej i dodającej otuchy. Dla mnie
była doskonałym lekiem na chandrę. Przegoniła moje smutki w pięć minut.
Powieść czyta się z prawdziwym zainteresowaniem, szybko. Czytelnik odnajduje w niej zagubiony sens, wiarę i nadzieję. Naprawdę z całego serca polecam, ponieważ każdy z nas potrzebuje czasem wesprzeć się na cudzym ramieniu, zjeść kurczaka w przemiłym towarzystwie, pospacerować z psem ze schroniska. Człowiek nie jest stworzony do życia w samotności, taka jest prawda. Ewie kibicowałam od samego początku, chciałam, by była weselsza. Myślę, że gdybym miała szansę poznać ją w prawdziwym życiu, na pewno szybko znalazłybyśmy wspólny język. Takiej osoby nie można nie polubić. Chciałabym usiąść obok niej, spałaszować pączka, albo nawet dwa pączki... i porozmawiać z nią o wszystkim i o niczym...


Samulki to miasteczko, w którym niejeden czytelnik chciałby znaleźć się choć na chwilę. Przyjazne, serdeczne, pełne dobrych i życzliwych ludzi budzi sympatię odbiorcy i pozwala mieć nadzieję, że gdzieś tam, w głębi kraju istnieją takie miejsca. Wystarczy tylko rozglądać się uważnie, mieć oczy szeroko otwarte i samemu być przepełnionym wiarą, nadzieją i miłością do bliźnich.

Coraz częściej zastanawiam się, czy to przypadek, że trafiają w moje ręce taaaaakie książki. 
"-Marcin?
-Tak?
-Z jakiej ty jesteś książki?
-Z tej samej co ty-powiedział z ciepłym uśmiechem."
Jestem wzruszona i oczarowana. 


Tak właśnie napisałam na Facebooku tuż po tym, jak zapoznałam się z tą książką. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. 

Premiera: 02.03.2016 

piątek, 19 lutego 2016

Powiedz, że mnie kochasz, mamo Grażyna Mączkowska




Polecałam "Powiedz, że mnie kochasz, mamo" w wielu postach na Facebooku, ale niedawno zdałam sobie sprawę, że do tej pory nie napisałam opinii na blogu. Dlaczego? Zwyczajnie się tego bałam, bo historia ta poruszyła mnie głęboko, wycisnęła z moich oczu wiele łez i nie dała o sobie zapomnieć choćby na chwilę. Do tej pory ogarnia mnie smutek na myśl o tym, jak straszne dzieciństwo stało się udziałem głównej bohaterki. Jak wiele w swoim życiu przeszła...

Debiut literacki Grażyny Mączkowskiej to publikacja wyjątkowa. Jedna z tych, które dają nadzieję, pokazują, że nawet po dramatycznych przeżyciach możemy mieć szczęśliwą i pełną rodzinę. To książka, która jest nie tylko poruszająca i przejmująca do szpiku kości, ale też szalenie prawdziwa. Autentyzm bije z każdej niemalże strony, empatia i wrażliwość autorki jest wprost niezwykła.

Mamy tu do czynienia z kobietą dojrzałą, która wreszcie postanowiła uporać się z traumatyczną przeszłością. Nazywa rzeczy po imieniu, nie boi się tego, wie, że tylko w ten sposób może się rozliczyć ze wspomnieniami. Czy tłumaczy, próbuje zrozumieć zachowania swoich rodziców? Czy zaakceptowała rzeczywistość, wie, dlaczego jej mama postępowała tak, a nie inaczej? Czy pogodziła się z tym?

To trudna książka, ale dająca nadzieję i napisana w sposób ciepły, przepełniony mimo wszystko optymizmem, ponieważ Gabrieli udało się ułożyć sobie życie. Cieszą ją małe radości, drobne przyjemności, docenia to, co dostała od losu. Kocha swoich najbliższych. To mądra i pięknie napisana opowieść o tym, że dziecko potrzebuje naszej miłości i akceptacji. Że rozumie o wiele więcej niż może nam się wydawać. Moim zdaniem każdy rodzic powinien przeczytać tę powieść. By wiedzieć, jakich błędów nie popełnić, czego się wystrzegać, a na czym skupić, na co zwrócić uwagę.
Czy mówicie swoim dzieciom, że je kochacie? Jak często?


Moja Zuzia uczy mnie tego każdego dnia. Nawet dziś, gdy odprowadzałam ją do przedszkola, zaspana i roztargniona, bo tyle miałam przecież rzeczy do zrobienia...
Stanęła na ostatnim schodku, tuż obok drzwi prowadzących do jej sali. Pomachała mi wesoło, a ja pomachałam jej.
-Kocham cię, mamo!-powiedziała.
-I ja cię kocham!-odkrzyknęłam nieco speszona, bo obok byli przecież inni rodzice i inne dzieci. A co tam, pomyślałam z radością, nie muszę się wstydzić tego, że moja pięciolatka mnie kocha. Bo i ja ją kocham.

"Powiedz, że mnie kochasz, mamo" polecam zdecydowanie. To książka, która w kwietniu 2014 roku zdobyła wyróżnienie w konkursie literackim "Moja własna książka". Warto po nią sięgnąć. Pomimo niełatwej tematyki, całość czyta się szybko, bo styl autorki jest niebywale plastyczny i obrazowy.

Kruchość jutra Ewa Bauer




"Kruchość jutra" czytałam wiele miesięcy temu, ale z uwagi na wieczny brak czasu odkładałam napisanie recenzji. Książka ta wywarła na mnie spore wrażenie, ponieważ dała mi do myślenia i wzruszyła mnie. Żal było mi głównej bohaterki, marzyłam o tym, by wszystko w jej życiu poukładało się, by była szczęśliwa...

Anna odeszła od męża po zapoznaniu się z pewną wiadomością. Postawiła wszystko na jedną kartę, zabrała dzieci i związała się z innym mężczyzną. Czy wybór ten okazał się dobrym pomysłem? Jak potoczą się losy kobiety?



Ewa Bauer w swojej twórczości stawia na emocje. Aspekt psychologiczny jej powieści jest zawsze niebywale istotny. Za każdym razem precyzyjnie i w sposób przemyślany pokazuje nam uczucia, refleksje, myśli swoich bohaterów. Ludzka dusza jest pełna tajemnic, które autorka odkrywa przed swoimi czytelnikami. Potrafi nas zainteresować i wzruszyć. Takie historie mogłabym czytać bezustannie!

Pisarka doskonale oddała współczesne dylematy, rozterki, jakie targają obecnie ludźmi. Żyjemy szybko, czerpiemy garściami, decyzje podejmujemy pod wpływem impulsu. Dla mnie była to wspaniała lektura, ponieważ zaintrygowała mnie, wciągnęła, nie mogłam jej odłożyć, dopóki nie skończyłam czytać, a i z rzeczywistością wykreowaną przez autorkę nie potrafiłam się rozstać, wciąż analizowałam i zastanawiałam się nad tą historią, nawet po tym, jak zapoznałam się już z całością.

Z wielką niecierpliwością czekam na kolejne powieści Ewy Bauer!!! Mam nadzieję, że nowa książka pojawi się jeszcze w tym roku.


czwartek, 18 lutego 2016

Magdalena Kordel Okno z widokiem Wino z Malwiną




Magdalena Kordel jest autorką ośmiu uwielbianych przez czytelniczki powieści. Stała się ona wzorem dla wielu początkujących pisarzy, ponieważ na swoim blogu zachęca ich do pisania. Nie krytykuje, a pozwala na snucie planów i marzeń, nie podcina skrzydeł. Ośmiela, dodaje odwagi i wiary we własne możliwości.
Blog: http://magdalenakordel.blogspot.com/

Mnie przypadła szczególnie do gustu ostatnia powieść pisarki, zachęcam do zapoznania się z recenzją: http://asymaka.blogspot.com/2015/05/malownicze-tajemnica-bzow-magdalena.html


"Okno z widokiem" to idealna lektura dla osób, które potrzebują relaksu i chwili zapomnienia. Każdą książkę napisaną przez Magdalenę Kordel czyta się w tempie ekspresowym, a jej bohaterów zaczynamy darzyć sympatią już po pierwszych stronach. Są wyraziści, charakterystyczni, doskonale osadzeni w opowiadanej przez autorkę rzeczywistości.
Malownicze, miasteczko gdzieś w sudeckich górach, pokochały już całe rzesze czytelniczek. Sama z wielką radością wracam do tego przesympatycznego miejsca, napawam się jego klimatem, oddycham rześkim powietrzem. Nie dziwi mnie zatem, że Róża pracująca na wydziale archeologii w stolicy nagle postanawia odwiedzić babcię, która tam właśnie mieszka. Ma swoje powody, oczywiście, że ma, ale jakie to powody dowiecie się czytając "Okno z widokiem".

Zabawa będzie przednia, poznacie sekrety z przeszłości, będziecie uczestniczyć w wykopaliskach! Przez moment poczujecie się jak Indiana Jones, staniecie się poszukiwaczami skarbów, przeżyjecie niesamowite przygody.

Jak zawsze u Magdaleny Kordel będzie zabawnie, optymistycznie i serdecznie. Oczywiście polecam.




"Wino z Malwiną" to kolejna opowieść usytuowana w miejscowości o nazwie Malownicze. Dzięki niej znowu przypomniałam sobie, za co uwielbiam książki Magdaleny Kordel. Oczywiście za niezwykły humor, nietuzinkowych bohaterów i wiarę w to, że nie zawsze wszystko musi kończyć się źle. Autorka ma niebanalny, lekki styl, dlatego jej propozycje literackie czyta się szybko, zbyt szybko powiedziałabym nawet.

W tej historii wracamy do życia Majki, która po wcześniejszych zawirowaniach wreszcie zdaje się wieść żywot nieco spokojniejszy. To tutaj odnalazła swoje miejsce na ziemi, tu są jej przyjaciele i miłość. Czy aby na pewno codzienność bohaterki jest tak ustabilizowana, jak początkowo mogłoby się wydawać? Czy Niemka, która nagle pojawiła się w miasteczku zaburzy spokój jego mieszkańców? Czego chce ta kobieta?

Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziemy w książce. Znowu będzie pasjonująco, ciekawie i znów odkryjemy tajemnicę, może nawet więcej niż jedną.

Czy można nie pokochać Malowniczego? Czy da się przejść obojętnie wobec tak radośnie nastrajających powieści?
Magdalena Kordel stworzyła miejsce sympatyczne, dała nam gwarancję dobrej zabawy wśród starych znajomych, a nawet przyjaciół. Tak właśnie się tam czujemy. Jak wśród przyjaciół. I wracamy do Malowniczego po to, by odzyskać równowagę, nabrać dystansu, zrelaksować się. Z całego serca polecam.


Kraków przewodniki




Przewodnik ten faktycznie przydał mi się w wędrówkach po Krakowie. Jest idealny dla osoby, która nie zna miasta, nie ma pojęcia, jak się po nim poruszać, co zwiedzić. Korzystałam z niego wielokrotnie, a ponieważ jest niewielkich rozmiarów, idealnie mieścił się w mojej torebce. Znalazłam w nim spis alfabetyczny turystycznych atrakcji, przepiękne zdjęcia, które oddawały klimat i atmosferę miasta, wskazówki i rady, których potrzebowałam. Z mapek również korzystaliśmy wraz z mężem wiele razy. Są czytelne, więc szybko odnaleźliśmy się w nieznanym nam wcześniej miejscu. To naprawdę przydatna publikacja i warto zaopatrzyć się w nią, jeżeli wybieracie się do grodu Kraka.

Znajdziecie tu informacje o historii miasta, poznacie najpiękniejsze zabytki, traficie do miejsc, o których być może nigdy wcześniej nie słyszeliście. Informacje praktyczne, jak dojazd do Krakowa, noclegi czy gastronomia również mogą okazać się przydatne i potrzebne. Skorzystałam też z notatnika, gdy akurat nie mogłam znaleźć żadnej kartki, a pilnie potrzebowałam coś zapisać.




Druga z publikacji okazała się właściwie tak samo przydatna przy zwiedzaniu, co pierwsza. Bardziej skupiono się w niej na przekazywaniu dogłębnych informacji, trzeba poświęcić jej też więcej czasu. To przewodnik nie tylko po Krakowie, ale też szereg wiadomości na temat Bochni, Wieliczki, Wadowic. Znajdziemy tu informację turystyczną, dojazd, noclegi, jak też wydarzenia i festiwale. Nie zabraknie barwnych i zjawiskowych zdjęć. Warto zaopatrzyć się w jeden z tych dwóch przewodników.  

środa, 17 lutego 2016

Rozdroża W obcym domu Sabina Waszut





Od razu zdradzę, że książki te zajęły w moim sercu szczególne miejsce. Będą stały dumnie na półeczce, bym za jakiś czas ponownie je przeczytała. Zrobię to z ogromną przyjemnością, ponieważ dla mnie była to wyjątkowa lektura, literacka uczta!
Sabina Waszut to autorka, o której po raz pierwszy usłyszałam za sprawą wygranej na Festiwalu Literatury Kobiet "Pióro i Pazur". Pisarka otrzymała nagrodę główną w kategorii Pióro
za powieść "Rozdroża". Dzięki temu zainteresowałam się jej twórczością, a po zapoznaniu się z nagrodzoną powieścią wiedziałam już, że muszę przeczytać i "W obcym domu".


Mieszkanka Chorzowa jest recenzentką, laureatką konkursów literackich, współautorką "Isabelle". Publikowała między innymi w miesięczniku "Śląsk" i w "Akancie". Jest propagatorką śląskiej kultury.

Akcja powieści toczy się na Górnym Śląsku, a wszystko zaczyna się na kilka lat przed wybuchem drugiej wojny światowej. Tutaj poznajemy młodą Niemkę Sophie i jej sąsiada, syna powstańca śląskiego, Władka. Pomimo sprzeciwu ze strony rodzin, młodzi pobierają się, ponieważ są w sobie naprawdę zakochani. Niestety szczęście Młodej Pary nie trwa długo, ponieważ wkrótce wybucha wojna, która  wszystko zmienia...


Pasjonująca lektura opisująca trudne losy wchodzącej w dorosłość dziewczyny, jej rozłąkę z mężem, uczucie, które wielokrotnie poddawane jest niełatwym próbom. Jak poradzi sobie Sophie w tych okrutnych, pozbawionych wrażliwości czasach? Chciałaby tylko spokojnie i szczęśliwie żyć, mając o boku ukochanego. Niestety zostaje na wiele lat pozbawiona tej szansy.

Książkę czyta się w tempie ekspresowym. Dylematy Sophie czy też Zosi są dla czytelnika szalenie interesujące, a pierwszoosobowa narracja wyjaśnia nam jej sposób myślenia i pojmowania świata, w którym przyszło jej żyć. Doskonale oddana przez autorkę atmosfera czasu okupacji na Śląsku
to wielki atut tej powieści, tytuł również dobrany został idealnie, obrazuje rozterki, jakie targają główną bohaterką. To książka, którą się pochłania, jest ona stanowczo za krótka, dlatego z wielką radością sięgnęłam od razu po jej zakończeniu po tom drugi.


"W obcym domu" to kontynuacja "Rozdroży". równie pasjonująca i ciekawie napisana jak jej poprzedniczka. Wojna właśnie się skończyła. Jak teraz żyć? Jakich wyborów dokonać?

Małżeństwo, które rozdzielone było na wiele lat, musi się poznać na nowo. Czy uda im się przypomnieć ten czas, gdy dopiero co zakochani, wpatrzeni byli w siebie jak w obrazek? Czy dramatyczne doświadczenia wojenne nie przekreślą uczucia, jakie ich łączyło? Czy odnajdą się w nowej, niełatwej i szarej rzeczywistości?

Dzięki tym książkom możemy wyobrazić sobie, co czuli i myśleli ludzie, którym przyszło żyć w tych niebezpiecznych czasach. Autorka doskonale poradziła sobie z tematem, który postanowiła poruszyć. Według mnie idealnie oddała emocje bohaterów, ich rozterki i troski, drobne radości. Pokazała nam, jak wyglądała codzienność w tamtym okresie, na tamtym terenie.

Dla mnie to były jedne z najlepszych powieści dotykające tematu drugiej wojny światowej, jakie kiedykolwiek czytałam. Szukam w książkach emocji, wzruszeń, chcę, by dana lektura czegoś mnie nauczyła, bym wyciągnęła wnioski, bym jeszcze wiele razy łapała się na tym, że myślę o bohaterach danej historii.

 Minimalistyczny styl autorki szalenie przypadł mi do gustu, ponieważ nieszczególnie przepadam za przydługimi zdaniami, opisami ciągnącymi się w nieskończoność. Całość czytało się bardzo dobrze i szybko, a to za sprawą sporej czcionki i licznych dialogów. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam!


A tak napisałam na FB zaraz po tym, jak skończyłam czytać:

II Wojna Światowa, mieszkająca w Polsce Niemka Sofie, czy raczej, jak mówi do niej ukochany Polak-Zosia, wielka miłość, ślub i rozłąka na wiele, wiele lat... Dla mnie była to po prostu DUCHOWA UCZTA! Mistrzostwo świata! 
A najlepsze było to, że zaraz po ukończeniu "Rozdroży" mogłam poznać dalszy ciąg opowieści. "W obcym domu" to kontynuacja równie udana, czy będzie część trzecia Droga Autorko, Sabina Waszut
Recenzje napiszą się, kiedy? Nie wiem, ale emocje tak wielkie we mnie buzują, że musiałam już, teraz, natychmiast napisać choć kilka słów... 
Jakże się cieszę, że ktoś do mnie napisał i zaproponował mi przeczytanie obu tomów akurat teraz, gdy szukam lektury wartościowej, chwytającej za serce. Przepłakałam, przeżywałam, trzymałam kciuki za Zosię. Mocna rzecz! Polecam szczególnie!











Gabriela Gargaś Tylko Ty




Czytałam niemalże wszystkie książki autorki, ale każda kolejna zaskakuje mnie ogromną przenikliwością i niespotykaną wrażliwością. Gabriela Gargaś potrafi zauroczyć czytelnika, pokazać mu różne oblicza uczucia. Nie byłam świadoma, jak wielkie pokłady emocji znajdę w najnowszej publikacji pisarki. Spodziewałam się oczywiście historii o miłości, miłości skomplikowanej, ale tak wielkich wzruszeń nie mogłam przewidzieć...

Paulina jest samotną matką. Jedna głupia decyzja, podjęta przed wieloma laty, zaważyła na całym jej życiu. Niestety nie tylko jej egzystencja uległa zmianie, przyszłość wielu osób mogła być zupełnie inna. Spokojna. Szczęśliwa. Radosna. Być może. A może wcale by tak nie było?

Każdy z nas ma jakieś wspomnienia. Z sentymentem myśli o czasach szkolnych, zastanawia się, jak potoczyłoby się jego życie, gdyby kiedyś poszedł w innym kierunku. Może idealizuje tamten okres. Może.
To normalne. Jednak nie każdy z nas rozpamiętuje przez lata przeszłość. Nie każdy kocha, pomimo upływu niemalże dwudziestu lat...


Paulina nie szukała kontaktu z byłym chłopakiem. Ułożyła sobie życie po swojemu. I nagle, jak spod ziemi, Radek znalazł się tuż obok...


"Nie mogłam uwierzyć, że stoi przede mną Radek, mężczyzna, którego kiedyś tak mocno kochałam. Poczułam, że oblewa mnie fala gorąca, a serce zaczyna bić dużo szybciej. Nie widziałam go dziewiętnaście lat. I kiedy go w końcu zobaczyłam, to wcale się nie ucieszyłam. Poczułam raczej panikę, a po chwili strach, że całe moje dotychczasowe życie, które zbudowałam na kłamstwie, może runąć jak domek z kart." [1]


Długo zastanawiałam się, jak może zakończyć się ta opowieść. Tu nie było łatwej drogi, prostego rozwiązania. Życiowa, trudna książka, zmuszająca do odpowiedzi na skomplikowane pytania. Odzierająca ze złudzeń. Ale w tej historii mowa jest nie tylko o ogromnej miłości kobiety do mężczyzny, znajdziemy tu również inną miłość, miłość matki do dziecka. Poznamy emocje, które towarzyszą adopcji, obie strony tego medalu. Dowiemy się, jak radzi sobie dziecko, które wie, że zostało porzucone przez matkę biologiczną. Zrozumiemy, że matka adopcyjna może kochać mądrze i dojrzale, potrafi rozmawiać z dzieckiem o trudnej przeszłości. Pojmiemy również, że nie warto budować niczego na niedomówieniach, a omijanie prawdy szerokim łukiem nie może wyjść nikomu na dobre. Przemilczane fakty nie znikną, a konsekwencje własnych niemądrych decyzji trzeba będzie i tak kiedyś ponieść. Trudno przyznać się do błędów, ale przeszłość przypomni nam o nich i to zapewne w najmniej spodziewanym momencie, gdy będzie nam się wydawać, że jakoś to będzie...



Piękna, ciekawie skonstruowana, wielowątkowa opowieść o miłości. Miłości najprawdziwszej, najsilniejszej, takiej, która potrafi zranić, niszczyć zamiast budować, ale też takiej, która może dać niewiarygodne wprost szczęście. Takiej, która może połączyć po latach, dla której zawsze istnieje nadzieja i druga szansa. Dla której warto zaryzykować. Wybaczyć. Wreszcie o miłości bezwarunkowej. O tęsknocie za matką, o żalu do niej. O potrzebie poznania własnych korzeni. Jednym słowem: warto! Polecam zdecydowanie.


[1] Gabriela Gargaś "Tylko Ty" Wydawnictwo Filia, 2016 rok, s. 9








wtorek, 16 lutego 2016

Niedoręczony list Sarah Blake



Sarah Blake była wykładowcą akademickim i nauczycielem języka angielskiego, prowadziła także zajęcia z kreatywnego pisania. "Niedoręczony list" to druga powieść pisarki i pierwsza, jaką miałam przyjemność czytać.


Zafascynował mnie tytuł, okoliczności niedoręczenia tej jakże ważnej korespondencji. Co stanęło na przeszkodzie? Dlaczego adresat nie otrzymał listu? Moja wyobraźnia szalała, byłam ciekawa i zaintrygowana... a gdy zapoznałam się z opisem książki, dowiedziałam się, że akcja toczy się w czasie II wojny światowej, wiedziałam, że nie przejdę obok tej publikacji obojętnie.

"Niedoręczony list" wydany jest przepięknie, starannie. Książki w twardej oprawie, z interesującym tytułem i subtelną okładką przyciągają moją uwagę szczególnie.

"-Co powiecie o naczelniczce poczty, która postanawia nie doręczyć listu?-zapytałam. 
-Co za historia!-krzyknęła z zachwytem kobieta siedząca na końcu stołu w blasku świec.-Zamieniam się w słuch. 
Moje pytanie wzbudziło żywe zainteresowanie. Poczta, listy napisane ręcznie, włożone do kieszeni i niedostarczone. Świetny żart! Wszystko się może zdarzyć. Rozpadnie się małżeństwo. Ktoś odwoła ślub." [1]


Historia ta rozpoczęła się w 1940 roku. Okres ten był niebezpieczny: trwała wojna, bomby spadały regularnie, a ludzie tracili życie każdego dnia, na każdym niemalże kroku. Czy w tej dramatycznej rzeczywistości można normalnie żyć, kochać, wziąć ślub, marzyć o dziecku? O czym myślą bohaterowie tej opowieści, czego pragną? Czy znajdą sposób, by pomagać ofiarom tej bezsensownej wojny? Czy zrozumieją, jak ważne w tym niełatwym momencie są wartości takie jak honor, odwaga i chęć niesienia pomocy?

W całej tej historii nie wojna jest jednak najważniejsza, stała się ona jedynie tłem dla wydarzeń dziejących się w życiu poszczególnych bohaterów tej opowieści. Ich dramatyczne losy przedstawione są w sposób wiarygodny, zmuszają nas do myślenia i zastanowienia, jak my postąpilibyśmy w tej czy innej sytuacji, jakie podjęlibyśmy decyzje? To książka o normalnych ludziach, którym przyszło żyć w czasach bardzo niebezpiecznych. Musieli nagle, w środku nocy biec do schronu, wybudzeni ze snu i przerażeni. Obraz, jaki roztacza przed nami autorka jest niebywale sugestywny, działa na naszą wyobraźnię. Zapamiętałam szczególnie ten fragment:

"Drzwi do jej mieszkania wyglądały jak zawsze, ale na końcu korytarza widać było niebo. Część mieszkania została zmieciona z powierzchni ziemi. Na stole stała lampka, na drzwiach wisiał wieszak z hakami, a na nich płaszcze Harriet i Dowella. To było całkowicie nierzeczywiste. Bezkształtne. Przez kilka sekund Frankie stała w drzwiach, patrząc na płaszcz koleżanki. Po lewej stronie brakowało sypialni. Z prawej strony przez okna pokoju dziennego, z których wyleciały szyby, wpadało światło poranka." [2]

Świetnie napisana powieść. Poruszająca, ukazująca prawdziwe oblicze wojny, ogrom cierpienia, bezsilność i niedowierzanie. Autorka uchwyciła moim zdaniem istotę dylematów poszczególnych osób, złożoność relacji międzyludzkich, tragizm sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie tej historii. Polecam.


[1] Sarah Blake "Niedoręczony list", Wydawnictwo Świat Książki 2011 r., s. 9
[2] Tamże, s. 116

poniedziałek, 15 lutego 2016

Legenda Robinii Elena Kedros



Mój ośmioletni syn kilka miesięcy temu odkrył, jak pasjonujący może być świat literatury i od tamtej pory z wielką radością sięga po coraz to nowe książki. Cieszy mnie to ogromnie, ponieważ wreszcie znalazłam sposób, by odciągnąć go od gier komputerowych. Wraz z bohaterami powieści dla dzieci i młodzieży przeżywa fascynujące i odrobinę niebezpieczne przygody, świetnie się przy tym bawiąc, a przy okazji ucząc i rozwijając wyobraźnię.

"Legenda Robinii" to będzie dla mojego dziecka idealna lektura, jestem o tym przekonana.

Główna bohaterka tej opowieści ma piętnaście lat. To najpiękniejszy wieczór jej życia, a niebawem ma nadejść najwspanialszy dla niej dzień! Właśnie w dniu jej urodzin, w chwili, gdy cieszyć się powinna z prezentów, w tym z łuku, który otrzymała od najbliższych, brutalnie zostaje zabity jej ojciec. Dziewczynie udaje się przeżyć bestialski atak na osadę tylko dlatego, że jej tata przezornie, czując zbliżające się niebezpieczeństwo, kazał jej się ukryć w studni. Protestowała, chciała ratować rodzinę, nie rozumiała, co się wokół niej dzieje. Wybudzona ze snu nie pojmowała, że właśnie kończy się najszczęśliwszy etap jej życia. Czas się zatrzymał... Straciła oboje rodziców.

Philip, przyrodni brat dziewczyny zostaje porwany. Z ust jednego z napastników padają słowa:
"Ona go chce żywego!". Kim jest osoba, na której polecenie cała osada została zrównana z ziemią? Czy Robinia znajdzie odpowiedzi na nurtujące ją pytania?

Jedynym miejscem, w którym może się ukryć jest las. Tylko tutaj, wśród drzew może się schronić, tu znajdzie też pożywienie, wodę do picia ze strumyka. A może nawet grotę, w której odpocznie? Tylko dlaczego od pewnego czasu towarzyszy jej dziwne uczucie niepokoju, instynkt podpowiada jej, że nie jest tu sama...

Pasjonująca, barwnie opisana opowieść o młodej, zagubionej, ale nie bezbronnej dziewczynie. Robinia nie podda się bez walki, tego możemy być pewni!
Polecam zdecydowanie, książkę czyta się szybko i z prawdziwym zainteresowaniem. Akcja toczy się w tempie ekspresowym, a namalowane przez autorkę obrazy są niebywale plastyczne i sugestywne.



Premiera: 3.03.2016 


Sue Monk Kidd Ann Kidd Taylor Podróże z owocem granatu





Wspólna historia matki i córki


Trudno jest ocenić książkę tak intymną, odsłaniającą rozterki nie tyle bohaterek literackich, co dwóch jej autorek, dlatego tym razem napiszę tylko krótką notkę, nie recenzję. Na doskonały pomysł stworzenia tego swoistego dziennika, pamiętnika, wpadła młodsza z kobiet, córka Sue Monk Kidd, Ann. Jest to publikacja przemyślana i dopracowana, coś zupełnie innego, czego być może nie mogliśmy spodziewać się po autorce "Sekretnego życia pszczół". Pisarka pokazuje nam swoją prawdziwą twarz, mówi wprost o tym, co myśli i czuje, co ją martwi, co boli, nad czym zastanawia się intensywnie. To historia opowiedziana przez dwie kobiety: matkę i córkę, opowieść o tym, jak zmieniają się, dojrzewają, wreszcie starzeją. O tym, jak szybko biegnie czas, jak trudno złapać w biegu coś ulotnego, co za moment jest już tylko wspomnieniem...


"Może kobiety tak mają, sama nie wiem-ilekroć jednak udawało mi się na nowo rozbudzić w sobie świadomość i odnaleźć świeży impuls w mojej twórczości, relacjach z innymi i w samej sobie, odbywało się to poprzez zejście w coś na kształt świętej otchłani, poprzez głębokie przetrawienie doświadczeń i metafizycznych śmierci. Odwieczny cykl: życie, śmierć, odrodzenie." [1]



"Podróże z owocem granatu" to niespieszne relacje, refleksje nad życiem, nad przemijalnością, nad tym, co ważne w danej chwili. Obie autorki piszą ciekawie, każda z własnego punktu widzenia, ale stara się zrozumieć też tą drugą. Czuć ogromną więź między nimi, oddalają się od siebie dosłownie na moment, by wreszcie pojąć rozterki i dylematy, przed jakimi stoją. Dokonać wyborów właściwych. To nie tylko wędrówki po Grecji, Francji czy Turcji, ale także podróże w głąb siebie, by zrozumieć istotę własnej egzystencji, nazwać emocje i odczucia, jakie nimi targają. Nie jest to w gruncie rzeczy sprawa prosta i łatwa do nazwania, do zdefiniowania, ale mimo wszystko możliwa.

Podążymy szlakiem dwóch wrażliwych i inteligentnych kobiet, poznamy ich myśli, zanurzymy się w ten najbardziej osobisty świat pisarek. Dowiemy się, skąd wziął się pomysł na napisanie "Sekretnego życia pszczół", jak też, dlaczego Ann postanowiła stworzyć powieść. Stoją na rozdrożu, nie wiedzą, czego chcą, nie potrafią określić jasno i wyraźnie swoich uczuć. Choć każda z nich jest na innym etapie życia, tak naprawdę łączy je więcej niż początkowo mogłyby przypuszczać.

"Maszyna do szycia zaczyna buczeć nieopodal przymierzalni. Ten dźwięk przywodzi mi na myśl moją matkę i muzykę jej singera. Rozbrzmiewała po całym domu, kiedy matka szyła ubrania dla siebie, dla mnie, nawet dla moich lalek, które nosiły obszywane futrem kombinezony łyżwiarskie, rozkloszowane spódnice, zwiewne piżamy i dziesiątki innych kreacji, jakie tylko przyszły jej do głowy. Gdy wyszłam za mąż, podarowała mi swoją maszynę. Gorliwie uszyłam na niej trzy pajacyki dla Boba, kiedy był mały. To przedsięwzięcie okazało się jednak taką katorgą, że schowałam maszynę do szafy razem z marzeniami, by pójść w ślady matki." [2]

Sue i Ann stworzyły książkę wspólnie i to dodaje jej wyjątkowości. Lektura warta uwagi.


[1] Sue Monk Kidd, Ann Kidd Taylor "Podróże z owocem granatu" Wydawnictwo Literackie 2016, s. 87-88
[2] Tamże, s. 231-232

Premiera: 17.03.2016


niedziela, 14 lutego 2016

Wywiad z Jolantą Knitter-Zakrzewską

Jolanta Knitter-Zakrzewska wywiad






Joanna Knitter-Zakrzewska jest autorką powieści obyczajowych-„Asmodeusz. Portrety” i „Niebieskie cienie na śniegu” i thrillera „Diabeł tasmański”. Pasjonuje się teatrem, literaturą, historią i filmem. Ukończyła administrację na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie i Podyplomowe Studia Pedagogiczne na Uniwersytecie Gdańskim. Wielokrotnie zmieniała miejsce zamieszkania, by wreszcie osiąść w Wejherowie. To tutaj mieszka i pracuje. Jest matką czterech synów, których wychowuje wspólnie z mężem w otoczeniu malowniczej kaszubskiej ziemi.


Anna Grzyb: Kiedy pomyślała Pani po raz pierwszy, że jest w stanie stworzyć powieść?

Jolanta Knitter-Zakrzewska: Kiedy tylko moje pierwsze koślawe litery zaczęły układać się w zdania, rozpoczęło się moje pisanie. Miałam zawsze pełno zeszytów w kratę zapisanych łącznie z okładkami przeróżnymi wierszami, opowiadaniami, szkicami do powieści. Pierwszą powieść napisałam w wieku lat dziewiętnastu. Niestety nie udało mi się jej wydać. Dopiero po wielu latach wróciłam do niej – usunęłam z niej nudne fragmenty, dłużyzny, pocięłam, skróciłam i tym razem – wydałam w zbiorze „Niebieskie cienie na śniegu”.

AG: Czy ma Pani tak zwanego pierwszego recenzenta? Kto mówi Pani, nad czym warto popracować, co zmienić, a co jest w Pani historiach najlepsze? Niektóre z pisarek proszą o opinię mężów, inne przyjaciółki. Czy i Pani potrzebuje oceny kogoś znajomego?

JK-Z: Tak, oczywiście dyskutuję o historiach, które opisuję z moimi najbliższymi. Cenię sobie również rady redaktora, który jako profesjonalista ma celne sugestie.

AG: Skąd czerpie Pani pomysły? Czy łatwiej pisze się opowiadania, czy powieść? Moim zdaniem bohaterowie „Kobiety na końcu peronu” idealnie nadają się do dłuższej opowieści…

JK-Z: Pomysły czerpię z samego życia. Większość historii opisanych w „Kobiecie na końcu peronu” jest w znacznej mierze oparta na faktach. Bohaterowie są bardzo ważni, ale najistotniejsza jest dla mnie „podszewka”, puenta, głębszy sens i chyba dlatego tak bardzo lubię formę opowiadań, również jako czytelnik, ponieważ w krótkiej formie pomijamy całe fragmenty długich opisów podając treść w sposób esencjonalny. Krótka forma daje również możliwość zawarcia w jednej książce wielu różnych historii. To jak podróż pociągiem – mijamy wiele stacji i to czytelnik sam wybiera, która najbardziej mu dopowiada, na której wysiądzie, pozostanie dłużej, albo zabierze ją sobie w pamięci w dalszą podróż. Nie wykluczam jednak, że w przyszłości pozwolę swoim bohaterom zaistnieć w dłuższej powieści.

AG: Wydała już Pani kilka książek, jakie są Pani doświadczenia we współpracy z wydawnictwami? Czy Pani zdaniem łatwo jest wydać powieść? Czy debiutant ma jakiekolwiek szanse na rynku wydawniczym?

JK-Z: Debiutant na rynku wydawniczym jest jak mała płotka w akwarium pełnym dużo większych od niego ryb. Żaden wydawca nie może nikomu zagwarantować, że jego książka zacznie sprzedawać się jak poranne, świeżo upieczone bułki w piekarni. Przy podpisywaniu umowy wydawniczej warto wybrać współpracę z tym wydawcą, który potrafi zapewnić autorowi dobrych patronów medialnych. Mimo wszelkich trudności nawet debiutant ma szansę zyskać grono swoich wiernych czytelników.

AG: Jakich rad mogłaby Pani udzielić początkującym autorom?

JK-Z: Nigdy nie można się poddawać. Nawet jeśli nikt nie chciał nas wydać, nie wolno przestać pisać i spróbować jeszcze raz. Nie można porzucać własnej pasji, bo to tak jakby się porzuciło część swojego życia. Człowiek, który pisze musi pozostać wierny sobie. Nie powinien ulegać modzie, nawet jeśli jego poglądy i sposób pisania są inne niż te obecnie „uznane” za „właściwe”. Szczerość przekazu i głębszy sens – to najistotniejsze sprawy.


AG: Jakiego typu literaturę Pani preferuje?

JK-Z: Zawsze rozczytywałam się w literaturze obyczajowej. Moim ulubionym pisarzem jest Isaac Bashewis Singer. Ze współczesnych pisarzy chętnie sięgam po Schmitta. Cenię sobie jego powieść: ”Kiedy byłem dziełem sztuki”, a króciutką:  „Tajemnicę pani Ming” uważam za jedną z najpiękniejszych książek. Doskonałe są opowiadania Schlinka, który najbardziej znany jest z powieści „Lektor”. Chętnie sięgam również po książki historyczne i biografie. Jeśli chodzi o wątki kryminalne, to sięgam po nie pod warunkiem, że oprócz nich historia ma rozbudowany wątek psychologiczno-obyczajowy. Tak jest u MacDonalda w powieściach „Niebieskie pożegnanie” i „Koszmar na różowo”.

AG: Czy Pani bohaterowie wzorowani są na rzeczywistych osobach, czy przygląda się Pani ludziom, by później wykorzystać ich zachowania, sposób myślenia w swoich opowieściach? Czy historie te są od początku do końca wyssane z palca?

JK-Z: Prawie wszystkie historie w „Kobiecie na końcu peronu” są oparte na faktach, niektóre zmieniłam naprawdę w niewielkim stopniu. Bohaterów również wzoruję na rzeczywistych osobach. Mam taki system pracy, że notuję nawet wypowiedzi konkretnych ludzi i wykorzystuję to później w opowieściach.

AG: Jakie są Pani plany na przyszłość? Kiedy ukaże się kolejna książka Pani autorstwa? O czym ona będzie?

JK-Z: Pracuję teraz nad powieścią o dojrzałym mężczyźnie, który po traumatycznym przeżyciu odszedł przed laty z policji i żeby zapomnieć o przeszłości rzuca się w wir pracy, próbując rozwikłać zagadkę śmierci pewnej kobiety. Więcej nie mogę zdradzić. Kiedy książka się ukaże, to zależy w dużej mierze od mojego najmłodszego synka, czy pozwoli mi wieczorami postukać w klawiaturę. Krzyś właśnie skończył dwa latka i jest w tej chwili najbardziej pochłaniającą mnie opowieścią.

AG: Dziękuję za rozmowę.


JK-Z: Dziękuję:-)

Miłość przychodzi wiosną


Z okazji Dnia Zakochanych publikuję moje opowiadanie o miłości... 
Wszystkiego najlepszego, oby ten dzień był dla Was niezwykły. 
Oczywiście kochać i szanować drugą osobę można cały rok, ale dobrze, że istnieją dni przypominające nam, co jest istotne, a o czym niestety w natłoku spraw często zapominamy. 


Miłość przychodzi wiosną







Poznaliśmy się chyba w najbardziej prozaiczny z możliwych sposobów. Przedstawił nas sobie wspólny kolega. Chodziłam z nim do jednej klasy w szkole podstawowej, mój przyszły chłopak uczęszczał wraz z nim do jednego liceum. Wracałam akurat z przystanku autobusowego, jak zwykle zatrzymując się w parku z koleżankami. To tutaj spotykałyśmy się i rozmawiałyśmy o pięciu dniach spędzonych z dala od domu. Wszystkie chodziłyśmy już do szkół średnich, z tym, że każda z nas wybrała inne miasto i spotykałyśmy się dopiero pod koniec tygodnia. Majka chodziła do szkoły sportowej, ja do ogólniaka o profilu humanistycznym, a Aga do nowo otwartego liceum plastycznego. Gdy teraz o tym wszystkim myślę, dziwne wydaje mi się to, że już wtedy tak doskonale zdawałyśmy sobie sprawę z tego, kim chcemy zostać w przyszłości. My trzy faktycznie odkąd pamiętam miałyśmy plan działania, cele obrane już na początku drogi. Nie wybrałyśmy szkoły bez zastanowienia, jak inni, byle tylko „gdzieś się zaczepić”, my naprawdę wiedziałyśmy, co chcemy w życiu osiągnąć. Często, gdy już pracowałam w swoim wymarzonym zawodzie słyszałam, że ja to mam szczęście.
-Ale ci się trafiło!-Powtarzali z zazdrością moi znajomi.
-Jak ja bym chciała mieć taką pracę, którą lubię.-Kiwały głowami zmęczone i sfrustrowane koleżanki.
-I w dodatku siedzisz sobie w domu i nic nie robisz!-To słyszałam chyba najczęściej i też tego typu wypowiedzi denerwowały mnie najbardziej. Oczywiście, że ja nic nie robię. Ja tylko piszę.
Ale wracając do moich wspomnień…
Domin śmiał się, jak za dawnych lat. Jego radość z byle powodu udzielała się i nam. Zawsze mogliśmy na niego liczyć, jeżeli chodziło o poprawę nastroju. Był człowiekiem pogodnym, wyluzowanym, beztroskim. Często powtarzał, że nie warto niczym się przejmować.
-Mała, nie pękaj.-Powiedział do mnie i tym razem, słysząc jak bardzo przeżywam to, że muszę wrócić do domu i spotkać się ze znienawidzonym ojcem. –A tak w ogóle to poznaj mojego kumpla, Patryka. Patryk-Patrycja, Patrycja-Patryk. O widzicie, jak dobrze wybrałem!-Dominik śmiał się zbyt głośno i teatralnie. –Pamiętajcie, że chcę być świadkiem na waszym ślubie!
Jego zachowanie nigdy mi nie przeszkadzało, ale tym razem stałam zażenowana i oblałam się rumieńcem. Zazwyczaj machnęłabym na to ręką, jednak teraz nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Zastanawiałam się, dlaczego nigdy wcześniej nie dane mi było poznać tego przystojnego chłopaka? Miał ciemną karnację, kręcone czarne włosy, był wysoki. Ubrany w biały obcisły podkoszulek i dżinsy wyglądał o wiele lepiej od naszych szkolnych kolegów, wystrojonych i wystylizowanych na kogoś, kim nie byli. Domin w porównaniu z nim wypadał raczej blado. A ten chłopak wyglądał tak, jakby wszystko przychodziło mu z łatwością, podczas gdy Dominik na każdą jedną rzecz musiał ciężko pracować.
-Patryk.-Przystojniak podał mi rękę, a pode mną, gdy tylko dotknął mojej dłoni ugięły się kolana. Modliłam się w duchu, by nikt nie zauważył mojej reakcji. Dziewczyny stały z pięć metrów od nas i rozmawiały z Kamilem, innym kolegą z byłej klasy. To był taki nasz zwyczaj, że wysiadaliśmy z autobusów i spotykaliśmy się co piątek właśnie tutaj. Nawet nie musieliśmy się specjalnie umawiać, i tak wiadomo było, że wszyscy tu przyjdziemy. 
-Patrycja.-Wyszeptałam z trudem. –Może powiesz mi, skąd się tu wziąłeś?- Dodałam szybko. Nasze miasteczko było małe, wszyscy się tutaj znaliśmy, nie mogło być mowy, by ten brunet tu mieszkał.
-Chodzę z Dominikiem do klasy. Przyszliśmy do parku razem. -Odpowiedział po prostu zapytany.
W parku zieleniły się liście, ptaki śpiewały, w piaskownicy bawiły się dzieci, ale ja zdawałam się nie dostrzegać tego wszystkiego. Miałam szesnaście lat, sprecyzowane plany na  przyszłość, w której nie było miejsca na żadnego mężczyznę, ale zaczynałam mieć poważne wątpliwości, czy aby na pewno?
„Wiosna jest taka piękna!” Pomyślałam rozglądając się jednak wokoło. Jest cieplutko, gdyby tak nie było nowo poznany chłopak miałby kurtkę zimową i nie mogłabym obejrzeć całej jego sylwetki! Same plusy! I nie pada deszcz. Nie ma burzy, wiatru…
-Czyż życie nie jest piękne? I wiosna tego roku taka cudowna!-Zanim spostrzegłam okazało się, że powiedziałam to na głos.
-Jezuuuu…-jęknęłam jeszcze bardziej zażenowana.
-Patryk, uważaj na naszą Pati, ona wiesz, wiersze pisze, opowiadania, czy co tam jeszcze! Zaraz ciebie w którymś umieści!-Dominik nie omieszkał wspomnieć o moim umiłowaniu do słowa pisanego. Ale wstyd! Ludzie, którzy mnie nie znają zawsze dziwnie reagują na tego typu informacje. Myślą, że jestem inna, mam nie po kolei w głowie.
-To bardzo ciekawe, naprawdę piszesz wiersze?
-Oj tam, zaraz wiersze! Takie tam…
-Pokażesz mi kiedyś?-Zapytał z prawdziwym zainteresowaniem, nie tylko z grzeczności, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
-Może kiedyś…-wzruszyłam ramionami.
Faktycznie kiedyś mu pokazałam moje wiersze... 
Okazało się, że Patryk jednak mieszka w naszym niewielkim miasteczku, z tym, że od niedawna. Jego rodzice byli w separacji, mama wyprowadziła się od ojca i wróciła do rodzinnego domu. Tutaj mieszkała babcia Patryka, a właściwie pomieszkiwała, bo częściej przebywała w szpitalach i sanatoriach niż we własnym lokum. Znałam panią Zawczyńską doskonale, ponieważ mieszkała przy sąsiedniej ulicy. Patryk nigdy wcześniej tu nie bywał. Dla mnie było to bardzo dziwne, ale podobno ojciec nie znosił jego babci, zresztą  z wzajemnością, i dlatego ani mój nowy kolega, ani jego matka nie odwiedzali starszej, schorowanej kobiety. Często zastanawiałyśmy się z moją mamą, jakim trzeba być człowiekiem, by nie interesować się własną rodziną? Okazało się jednak, że nie powinno się oceniać nikogo po pozorach. 
Później Patryk opowiedział mi swoją historię. Dowiedziałam się o tym, że jego ojciec pił, bił, poniżał jego mamę. Wiele lat znosiła to wszystko w imię chorej miłości. I po co? Kiedy podjęła decyzję o odejściu, to Patryk szybko spakował ich najpotrzebniejsze rzeczy i załatwił im nocleg u matki kolegi, bojąc się, że jego rodzicielka się rozmyśli. Początkowo mieszkali właśnie tam, u znajomych, później wynajęli kawalerkę, ale gdy mama straciła pracę nie mieli wyboru, poprosili babcię o pomoc. Zgodziła się bez wahania. Mama Patryka dostała pracę w szkole, w bibliotece potrzebna była pomoc. Wszystko zaczynało się układać.
Mój chłopak opowiadał mi o tym wszystkim stopniowo, dawkował informacje o sobie. Chyba bał się, że mogłabym się wystraszyć, nie zrozumieć go. A przecież miałam podobne życie, moja codzienność wyglądała niemalże identycznie jak jego. I mój ojciec zaglądał do kieliszka. Nie tak często być może jak jego, ale kończyło się podobnie. Awantury, krzyki, poczucie zagrożenia. Jak ja się bałam, kiedy on wracał do domu. Z tego, między innymi, powodu zdecydowałam się na zamieszkanie w internacie, bo przecież mogłam dojeżdżać do szkoły, jak inni uczniowie. Mój ojciec sprawiał wrażenie człowieka uroczego, wspaniałego, przemiłego, wszyscy myśleli, że to anioł! Ideał! Wykształcony, grzeczny, sympatyczny prawnik nie mógłby przecież nadużywać alkoholu, on ma po prostu stresującą pracę!
Tak, stres był u nas częstym gościem. I wtedy moja mama obiecywała, że odejdzie od niego. Nigdy tego nie zrobiła, a on długo nie potrafił się zmienić.
Patryk to najlepsze, co otrzymałam od losu. Tamtej wiosny, gdy wszystko budziło się do życia, a ja miałam szesnaście lat poznałam swoją pierwszą i największą miłość. Jedyną. Od razu wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Nie musieliśmy wiele mówić, rozumieliśmy się niemalże bez słów. On chciał powiedzieć mi tak wiele o sobie, swoich zainteresowaniach, o które go wypytywałam, ja również dzieliłam się z nim swoimi pasjami i marzeniami. Szybko okazało się, że plany na przyszłość możemy mieć tylko wspólne, a Dominik, tak jak wtedy nam ze śmiechem przepowiedział, stał się naszym świadkiem. Ślub również wzięliśmy wiosną. Kończyłam właśnie polonistykę, Patryk AWF w Poznaniu. Od wielu już lat mieszkaliśmy razem. Patryk szybko dostał pracę w szkole, jak kiedyś jego mama, ja pisałam do lokalnego tygodnika o wydarzeniach kulturalnych w naszym powiecie. I powoli przymierzałam się do opowiedzenia naszej historii. Historii naszej wiosennej miłości. Majka i Aga namawiały mnie do tego gorąco, a i Patryk jak zawsze mnie wspierał. Martyna, nasza córka, wolałaby pewnie mieć braciszka. Kto wie? Może to jej marzenie też kiedyś się spełni?

Warto mieć nadzieję, planować, marzyć i pragnąć z całego serca, a wtedy na pewno się uda zrealizować to, co sobie wymyśliliśmy. Warto wierzyć w siebie i uparcie dążyć do celu. Jestem najlepszym tego przykładem. Pracuję w zawodzie, który kocham, jestem człowiekiem szczęśliwym i spełnionym. Mam najcudowniejszą rodzinę, męża, córeczkę i mamę. To znaczy teściową, bo moja własna mama nie potrafiła uwolnić się z toksycznego związku, trzy lata zmarła temu na raka piersi. Ojcu wybaczyłam, bo wreszcie przejrzał na oczy i przestał pić. Jest dobrym dziadkiem, takim, jakim nigdy nie był ojcem, ale nie rozpamiętuję już przeszłości. Cieszę się z tego, co mam. I dziękuję za to każdego dnia. Dzisiaj jest tak pięknie, wiosennie. Ptaszki śpiewają za oknem, słoneczko świeci, Patryk z Martynką bawią się w piaskownicy za domem, a ja piekę rogaliki na deser. W ogrodzie mam piękne, kolorowe kwiaty, o których zawsze marzyłam. Czerwone i biało-czerwone tulipany. Jestem szczęśliwa.