Z okazji Dnia Zakochanych publikuję moje opowiadanie o miłości...
Wszystkiego najlepszego, oby ten dzień był dla Was niezwykły.
Oczywiście kochać i szanować drugą osobę można cały rok, ale dobrze, że istnieją dni przypominające nam, co jest istotne, a o czym niestety w natłoku spraw często zapominamy.
Miłość
przychodzi wiosną
Poznaliśmy
się chyba w najbardziej prozaiczny z możliwych sposobów. Przedstawił nas sobie
wspólny kolega. Chodziłam z nim do jednej klasy w szkole podstawowej, mój
przyszły chłopak uczęszczał wraz z nim do jednego liceum. Wracałam akurat z
przystanku autobusowego, jak zwykle zatrzymując się w parku z koleżankami. To
tutaj spotykałyśmy się i rozmawiałyśmy o pięciu dniach spędzonych z dala od
domu. Wszystkie chodziłyśmy już do szkół średnich, z tym, że każda z nas
wybrała inne miasto i spotykałyśmy się dopiero pod koniec tygodnia. Majka
chodziła do szkoły sportowej, ja do ogólniaka o profilu humanistycznym, a Aga
do nowo otwartego liceum plastycznego. Gdy teraz o tym wszystkim myślę, dziwne
wydaje mi się to, że już wtedy tak doskonale zdawałyśmy sobie sprawę z tego,
kim chcemy zostać w przyszłości. My trzy faktycznie odkąd pamiętam miałyśmy
plan działania, cele obrane już na początku drogi. Nie wybrałyśmy szkoły bez
zastanowienia, jak inni, byle tylko „gdzieś się zaczepić”, my naprawdę
wiedziałyśmy, co chcemy w życiu osiągnąć. Często, gdy
już pracowałam w swoim wymarzonym zawodzie słyszałam, że ja to mam szczęście.
-Ale
ci się trafiło!-Powtarzali z zazdrością moi znajomi.
-Jak
ja bym chciała mieć taką pracę, którą lubię.-Kiwały głowami zmęczone i sfrustrowane koleżanki.
-I
w dodatku siedzisz sobie w domu i nic nie robisz!-To słyszałam chyba
najczęściej i też tego typu wypowiedzi denerwowały mnie najbardziej.
Oczywiście, że ja nic nie robię. Ja tylko piszę.
Ale
wracając do moich wspomnień…
Domin
śmiał się, jak za dawnych lat. Jego radość z byle powodu udzielała się i nam.
Zawsze mogliśmy na niego liczyć, jeżeli chodziło o poprawę nastroju. Był
człowiekiem pogodnym, wyluzowanym, beztroskim. Często powtarzał, że nie warto niczym się przejmować.
-Mała,
nie pękaj.-Powiedział do mnie i tym razem, słysząc jak bardzo przeżywam to, że
muszę wrócić do domu i spotkać się ze znienawidzonym ojcem. –A tak w ogóle to
poznaj mojego kumpla, Patryka. Patryk-Patrycja, Patrycja-Patryk. O widzicie,
jak dobrze wybrałem!-Dominik śmiał się zbyt głośno i teatralnie. –Pamiętajcie, że chcę być
świadkiem na waszym ślubie!
Jego
zachowanie nigdy mi nie przeszkadzało, ale tym razem stałam zażenowana i
oblałam się rumieńcem. Zazwyczaj machnęłabym na to ręką, jednak teraz
nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Zastanawiałam się, dlaczego
nigdy wcześniej nie dane mi było poznać tego przystojnego chłopaka? Miał ciemną
karnację, kręcone czarne włosy, był wysoki. Ubrany w biały obcisły podkoszulek
i dżinsy wyglądał o wiele lepiej od naszych szkolnych kolegów, wystrojonych i
wystylizowanych na kogoś, kim nie byli. Domin w porównaniu z nim wypadał raczej blado. A ten chłopak
wyglądał tak, jakby wszystko przychodziło mu z łatwością, podczas gdy Dominik
na każdą jedną rzecz musiał ciężko pracować.
-Patryk.-Przystojniak
podał mi rękę, a pode mną, gdy tylko dotknął mojej dłoni ugięły się kolana.
Modliłam się w duchu, by nikt nie zauważył mojej reakcji. Dziewczyny stały z
pięć metrów od nas i rozmawiały z Kamilem, innym kolegą z byłej klasy. To był
taki nasz zwyczaj, że wysiadaliśmy z autobusów i spotykaliśmy się co piątek
właśnie tutaj. Nawet nie musieliśmy się specjalnie umawiać, i tak wiadomo było,
że wszyscy tu przyjdziemy.
-Patrycja.-Wyszeptałam
z trudem. –Może powiesz mi, skąd się tu wziąłeś?- Dodałam szybko. Nasze
miasteczko było małe, wszyscy się tutaj znaliśmy, nie mogło być mowy, by ten
brunet tu mieszkał.
-Chodzę
z Dominikiem do klasy. Przyszliśmy do parku razem. -Odpowiedział po prostu
zapytany.
W
parku zieleniły się liście, ptaki śpiewały, w piaskownicy bawiły się dzieci,
ale ja zdawałam się nie dostrzegać tego wszystkiego. Miałam szesnaście lat,
sprecyzowane plany na przyszłość, w
której nie było miejsca na żadnego mężczyznę, ale zaczynałam mieć poważne
wątpliwości, czy aby na pewno?
„Wiosna
jest taka piękna!” Pomyślałam rozglądając się jednak wokoło. Jest cieplutko,
gdyby tak nie było nowo poznany chłopak miałby kurtkę zimową i nie mogłabym
obejrzeć całej jego sylwetki! Same plusy! I nie pada deszcz. Nie ma burzy,
wiatru…
-Czyż
życie nie jest piękne? I wiosna tego roku taka cudowna!-Zanim spostrzegłam
okazało się, że powiedziałam to na głos.
-Jezuuuu…-jęknęłam
jeszcze bardziej zażenowana.
-Patryk, uważaj na naszą Pati, ona wiesz, wiersze pisze, opowiadania, czy co tam
jeszcze! Zaraz ciebie w którymś umieści!-Dominik nie omieszkał wspomnieć o moim
umiłowaniu do słowa pisanego. Ale wstyd! Ludzie, którzy mnie nie znają zawsze
dziwnie reagują na tego typu informacje. Myślą, że jestem inna, mam nie po
kolei w głowie.
-To
bardzo ciekawe, naprawdę piszesz wiersze?
-Oj
tam, zaraz wiersze! Takie tam…
-Pokażesz
mi kiedyś?-Zapytał z prawdziwym zainteresowaniem, nie tylko z grzeczności,
przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
-Może
kiedyś…-wzruszyłam ramionami.
Faktycznie kiedyś
mu pokazałam moje wiersze...
Okazało się, że Patryk jednak mieszka w naszym niewielkim
miasteczku, z tym, że od niedawna. Jego rodzice byli w separacji, mama
wyprowadziła się od ojca i wróciła do rodzinnego domu. Tutaj mieszkała babcia
Patryka, a właściwie pomieszkiwała, bo częściej przebywała w szpitalach i
sanatoriach niż we własnym lokum. Znałam panią Zawczyńską doskonale, ponieważ
mieszkała przy sąsiedniej ulicy. Patryk nigdy wcześniej tu nie bywał. Dla mnie
było to bardzo dziwne, ale podobno ojciec nie znosił jego babci, zresztą z wzajemnością, i dlatego ani mój nowy kolega,
ani jego matka nie odwiedzali starszej, schorowanej kobiety. Często
zastanawiałyśmy się z moją mamą, jakim trzeba być człowiekiem, by nie
interesować się własną rodziną? Okazało się jednak, że nie powinno się oceniać
nikogo po pozorach.
Później Patryk opowiedział mi swoją historię. Dowiedziałam się o tym, że jego ojciec pił, bił, poniżał jego mamę. Wiele lat znosiła to wszystko w imię
chorej miłości. I po co? Kiedy podjęła decyzję o odejściu, to Patryk szybko
spakował ich najpotrzebniejsze rzeczy i załatwił im nocleg u matki kolegi,
bojąc się, że jego rodzicielka się rozmyśli. Początkowo mieszkali właśnie tam,
u znajomych, później wynajęli kawalerkę, ale gdy mama straciła pracę nie mieli
wyboru, poprosili babcię o pomoc. Zgodziła się bez wahania. Mama Patryka
dostała pracę w szkole, w bibliotece potrzebna była pomoc. Wszystko zaczynało
się układać.
Mój
chłopak opowiadał mi o tym wszystkim stopniowo, dawkował informacje o sobie.
Chyba bał się, że mogłabym się wystraszyć, nie zrozumieć go. A przecież miałam
podobne życie, moja codzienność wyglądała niemalże identycznie jak jego. I mój
ojciec zaglądał do kieliszka. Nie tak często być może jak jego, ale kończyło
się podobnie. Awantury, krzyki, poczucie zagrożenia. Jak ja się bałam, kiedy on
wracał do domu. Z tego, między innymi, powodu zdecydowałam się na zamieszkanie
w internacie, bo przecież mogłam dojeżdżać do szkoły, jak inni uczniowie. Mój
ojciec sprawiał wrażenie człowieka uroczego, wspaniałego, przemiłego, wszyscy
myśleli, że to anioł! Ideał! Wykształcony, grzeczny, sympatyczny prawnik nie
mógłby przecież nadużywać alkoholu, on ma po prostu stresującą pracę!
Tak,
stres był u nas częstym gościem. I wtedy moja mama obiecywała, że odejdzie od
niego. Nigdy tego nie zrobiła, a on długo nie potrafił się zmienić.
Patryk
to najlepsze, co otrzymałam od losu. Tamtej wiosny, gdy wszystko budziło się do
życia, a ja miałam szesnaście lat poznałam swoją pierwszą i największą miłość.
Jedyną. Od razu wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Nie musieliśmy
wiele mówić, rozumieliśmy się niemalże bez słów. On chciał powiedzieć mi tak
wiele o sobie, swoich zainteresowaniach, o które go wypytywałam, ja również
dzieliłam się z nim swoimi pasjami i marzeniami. Szybko okazało się, że plany
na przyszłość możemy mieć tylko wspólne, a Dominik, tak jak wtedy nam ze
śmiechem przepowiedział, stał się naszym świadkiem. Ślub również wzięliśmy
wiosną. Kończyłam właśnie polonistykę, Patryk AWF w Poznaniu. Od wielu już lat
mieszkaliśmy razem. Patryk szybko dostał pracę w szkole, jak kiedyś jego mama,
ja pisałam do lokalnego tygodnika o wydarzeniach kulturalnych w naszym
powiecie. I powoli przymierzałam się do opowiedzenia naszej historii. Historii
naszej wiosennej miłości. Majka i Aga namawiały mnie do tego gorąco, a i Patryk
jak zawsze mnie wspierał. Martyna, nasza córka, wolałaby pewnie mieć braciszka.
Kto wie? Może to jej marzenie też kiedyś się spełni?
Warto
mieć nadzieję, planować, marzyć i pragnąć z całego serca, a wtedy na pewno się
uda zrealizować to, co sobie wymyśliliśmy. Warto wierzyć w siebie i uparcie
dążyć do celu. Jestem najlepszym tego przykładem. Pracuję w zawodzie, który
kocham, jestem człowiekiem szczęśliwym i spełnionym. Mam najcudowniejszą
rodzinę, męża, córeczkę i mamę. To znaczy teściową, bo moja własna mama nie
potrafiła uwolnić się z toksycznego związku, trzy lata zmarła temu na raka
piersi. Ojcu wybaczyłam, bo wreszcie przejrzał na oczy i przestał pić. Jest
dobrym dziadkiem, takim, jakim nigdy nie był ojcem, ale nie rozpamiętuję już przeszłości. Cieszę się z tego, co mam. I dziękuję za to każdego dnia. Dzisiaj
jest tak pięknie, wiosennie. Ptaszki śpiewają za oknem, słoneczko świeci,
Patryk z Martynką bawią się w piaskownicy za domem, a ja piekę rogaliki na
deser. W ogrodzie mam piękne, kolorowe kwiaty, o których zawsze marzyłam.
Czerwone i biało-czerwone tulipany. Jestem szczęśliwa.