poniedziałek, 28 maja 2018

Tatuażysta z Auschwitz Heather Morris




Heather Morris pochodzi z Nowej Zelandii, mieszka w Australii. O Żydach nie wiedziała nic, dlatego tytułowemu tatuażyście wydała się odpowiednią osobą do opowiedzenia historii swego życia. Między tą dwójką szybko nawiązała się nić sympatii, a następnie połączyła ich prawdziwa przyjaźń. Lale powierzył Heather swoje największe sekrety, opowiedział jej z rozbrajającą szczerością o sobie, swoich uczuciach i emocjach, jakie mu towarzyszyły i jakie nim targały w czasie pobytu w piekle Auschwitz. 

Lale miał zaledwie 26 lat, gdy trafił do obozu koncentracyjnego. Znał kilka języków, był inteligentny i pełen uroku osobistego. Miał też dobre serce i pomagał innym, dzięki czemu inni pomagali i jemu, kiedy wpadał w tarapaty i był bliski śmierci. W Auschwitz o takie chwile nie było przecież trudno... Niestety. 

Lale został tatuażystą. Za pomocą igły pozostawiał trwały ślad na ludzkim przedramieniu. Naznaczał więźniów. Kiedy w kolejce do tatuowania numeru pojawił się ona, od razu wiedział, że to  ta jedna jedyna. Postanowił, że czeka ich wspólna przyszłość. Przyszłość z dala od piekła. 


"Tatuażysta z Auschwitz" to książka niezwykła, ponieważ napisana przez życie. Tylko ono mogło ułożyć taki scenariusz... Czytałam już wiele o II wojnie światowej, poznałam losy Polaków, Żydów i innych ludzi, którym przyszło żyć w tych okrutnych czasach, ale nigdy nie zastanawiałam się, kim był człowiek tatuujący na nich numery. Naznaczający ich na całe życie. Skąd czerpał siłę, by wykonywać polecenia oprawców, w jaki sposób panował nad swoimi emocjami? 
Czy opowiadając o swoim życiu, nie bał się oceny ze strony ludzi dzisiejszych czasów? Tych mądrych, wiedzących wszystko, krytycznie do niego nastawionych? Bo przecież tak łatwo jest oceniać, bo my nigdy byśmy się na to nie zgodzili, bo wolelibyśmy umrzeć. A jednak to on musiał przeżyć w tamtej obozowej rzeczywistości, nie my. Przeżył i jeszcze pomagał innym. Na tym powinniśmy się skupić. 
To historia bohatera. Człowieka, który w tych okropnych czasach dodawał innym nadziei, osładzał ich los kostkami czekolady, chronił i opiekował się nimi na taką skalę, na jaką to było możliwe. Warto przeczytać jego opowieść. A gdzie tam warto. Trzeba. Szczerze polecam. Mimo trudnej tematyki, całość czyta się szybko, to interesująca i pouczająca lektura, obok której nie sposób przejść obojętnie. 

wtorek, 22 maja 2018

Kogut domowy Natasza Socha



Kolejna powieść Nataszy Sochy, z którą możemy spędzić wesoło czas. Sam pomysł wydał mi się rewelacyjny, ponieważ oczami wyobraźni widziałam ojca, który tak naprawdę ojcem nigdy nie był, a teraz skacze na głęboką wodę i stara się robić dobrą minę do złej gry. Będzie się działo, pomyślałam!

Kogut domowy nigdy nie należał do domatorów, niewiele wiedział o własnych dzieciach, choć nie do końca była to jego wina. Jakoś tak mimochodem i bez większego żalu z którejkolwiek ze stron nastąpił tradycyjny podział ról w domu Koguta. On jako głowa rodziny dbał o sprawy finansowe, z kolei Berenika - żona, zajmowała się praniem, sprzątaniem, gotowaniem, wychowywaniem dziewczynek, etc.

Kogut stracił jednak dobrze płatną pracę w banku i zamiast zajmować się arcyważnymi zadaniami, dzięki którym czuł się prawdziwym mężczyzną, postanowił skupić się na prowadzeniu domu i zostaniu tytułowym kogutem. Początkowo zajęcie to wydawało mu się proste i nieskomplikowane, szybko jednak okazało się, że oczy trzeba mieć naokoło głowy, znać się dosłownie na wszystkim i o wszystkim pamiętać, jak też wykonywać jednocześnie kilka czynności. Na przykład zajmować się najmłodszą córką, rozmawiać z najstarszą, przygotowywać posiłek i próbować zrozumieć średnią, szukając wraz z tą ostatnią rajstop, które powinny być w określonym kolorze, pasującym do reszty stroju. Czy mężczyzna jest w stanie ogarnąć tyle tematów w tym samym czasie???

Już rozumiecie, dlaczego czytając opis książki miałam na twarzy uśmiech od ucha do ucha. Wiedziałam też, że lektura ta wywoła we mnie mnóstwo pozytywnych emocji i śmiechu będzie wiele. Było, a jakże. I wszystko byłoby pięknie i ładnie, gdyby nie fakt, że zakończenie było łatwe do przewidzenia. Nieco mnie ono rozczarowało. Miałam nadzieję, że autorka trochę jeszcze namąci w życiu głównych bohaterów. Że pokaże pazurki, do czego przyzwyczaiła czytelników w poprzednich powieściach.




"Kogut domowy" to lekka i zabawna opowieść o małżeństwie dalekim od ideału, czyli takim, jakich wiele. Miewają wzloty i upadki, nie potrafią ze sobą rozmawiać i chyba to właśnie jak zawsze doprowadza do narastającego konfliktu. Jedno z nich zaczyna błądzić, szukać szczęścia gdzie indziej... To historia, w której pisarka pokazała nam mnóstwo ciekawych postaci, poznaliśmy też mysz Grażynę, która budzi sympatię czytelników, córeczki Koguta są cudowne, a dialogi rewelacyjne. I jeszcze Marianna od naleśników, i masażysta - fryzjer z synkiem Stasiem... Polecam zdecydowanie! Świetna powieść na nadchodzący letni czas, na urlop gdzieś w tropikach czy też na relaks w przydomowym ogródku...