czwartek, 26 lutego 2015

Siedem pytań do... Krystyna Śmigielska, wyniki.



1. Pisze Pani książki dla dzieci, młodzieży i dla dorosłych. Jak Pani to robi, że dzieci, jak i dorośli nie odchodzą od książki, dopóki nie przeczytają ostatniego rozdziału? Jak mogłaby Pani scharakteryzować Swoją twórczość?

      Z racji swojego wieku, doświadczeń życiowych mogę swobodnie rozmawiać zarówno z dziećmi, jak i z dorosłymi czytelnikami. Pracowałam przez wiele lat z ludźmi dużo od siebie młodszymi i zawsze miałam z nimi dobry kontakt. Moją twórczą drogę rozpoczęłam od książek dla dzieci, chcąc dać czytelnikom do ręki nową, polską opowieść, zgodną z duchem współczesnych czasów. Czy mi się to udało, nie wiem. Po kilku latach pracy, doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że rynkiem wydawniczym również rządzi pieniądz.
     A ja, jakby na przekór trendom, staram się pisać zgodnie z własnym widzeniem świata. Pogodnie, bez patosu, ale też mądrze. Uważam, że sztuka jest nierozerwalnie połączona z misją niesienia głębszych wartości, które mają pozwolić nam żyć w świecie lepszym, przyjaznym dla człowieka.
      Nigdy nie lekceważę czytelników, bo oni przecież zawsze mają rację. Słucham krytycznych głosów i starannie je rozważam. Piszę jednak tak, jakbym pisała dla samej siebie, dlatego może moje książki uważane są za interesujące. Opowiadane historie muszą mnie porwać. Kiedy tworzę, nie mogę się nudzić lub męczyć. To jest chyba najlepszy przepis na sukces. Staram się używać języka zrozumiałego dla przeciętnego, nawet nieprzygotowanego czytelnika, ale moja polszczyzna musi być poprawna i łatwa w przyswajaniu.
        Chcąc scharakteryzować swoją twórczość, powiem krótko:
piszę o codziennych, może mało ważnych sprawach. Zawsze staram się odnaleźć dobre strony tego naszego, trudnego przecież, istnienia. Im mniej ciężkich do pokonania przeszkód mają moi bohaterowie, tym lepiej dla nich. Nie chcę nikogo pouczać, naprowadzać na jedyne, dobre rozwiązania. Pokazuję ludzi z ich rozterkami, wadami i wspaniałymi cechami, które niekiedy długo muszą czekać na zaprezentowanie się światu. Przyjmujemy różne postawy wobec otaczającej nas rzeczywistości, ale każda z nich może być wartościowa. Tworzę bohaterów uwikłanych w codzienne problemy, mocno osadzonych w realiach współczesnego świata, ale potrafiących cieszyć się małymi, codziennymi sukcesami.


2. Czy urodziła się Pani z myślą: tak będę pisarką, czy też może odkryła Pani swój talent z późniejszym czasie?


     Zdecydowanie niektóre talenty posiadam od urodzenia. Wewnętrzny strach, skromność czy może zwykła niewiara we własne siły sprawiły, że chociaż całe swojej życie tworzyłam w głowie rozmaite opowieści, nigdy nie doczekały się one zapisania i udostępnienia czytelnikom pod ocenę. Prowadziłam normalne życie, starając się ukrywać wewnętrzną potrzebę pisania. Pokonanie samej siebie uważam za największy mój sukces. Piszę! Moje książki są wydawane i trafiają do rąk czytelników… To jest piękne. Czasem myślę, że powinnam przełamać się szybciej, ale widocznie tak musiało być. Do pisania, które traktuję bardzo poważnie, należało dorosnąć. Dojrzewałam powoli, ale udało mi się. Talent, doświadczenie, praca nad stylem i własnymi emocjami dają mi możliwość ciągłego tworzenia, a to teraz jest całe moje życie.
    
3. Powiem szczerze, że swoją przygodę z Pani twórczością zaczęłam od "Berżeretki", później przeczytałam "Ty to głupia jesteś" i z niecierpliwością czekałam na kolejną książkę dla dorosłych, na którą musiałam chwilę czekać i w związku z tym mam pytanie: czy tworzenie książek w Pani przypadku jest takie, że od pomysłu do finalnego zakończenia musi upłynąć więcej czasu, czy raczej takie, że książka powstaje w przysłowiowej minucie?

      Bardzo mi miło, że jest Pani moją wierną czytelniczką. Dziękuję za zainteresowanie napisanymi przeze mnie książkami. Polecam jeszcze „Gotowe na zmiany” J.
     Dwie książki powstały bardzo szybko. Każdą z nich pisałam mniej więcej około jednego miesiąca, ale teraz żałuję niepotrzebnego pośpiechu. Z natury jestem osobą bardzo niecierpliwą i działającą pod wpływem chwili. Dlatego pierwsze napisane książki chciałam od razu widzieć w rękach czytelników. Teraz już wiem, że wszystko musi jakiś czas we mnie dojrzewać. Identyfikuję się z bohaterami, poznaję ich. Znam historie ich życia, motywy kierujące ich postępowaniem. Nie wszystko umieszczam w powieści, ale sama lepiej rozumiem, co i dlaczego chcę opisać. „Kochanek pani Grawerskiej” powstawał dwa i pół roku i myślę, że dzięki spokojnemu przyglądaniu się wymyślonym przeze mnie postaciom, mogłam w pełni oddać kierujące ich postępowaniem motywy. Fabuła pisała się sama, a ja jedynie dopracowywałam jej szczegóły, a to jest misterna, długo trwająca praca. Delektuję się teraz pisanymi opowieściami, pieszczę je, dokładam kolejne zdania, całe akapity. Jestem pewna, że pośpiech źle wpływa na ostateczną formę powieści. Piszę wolno, ale za to ciągle, dzięki czemu nadal mam co robić.

     4Jak zachęci Pani mnie do przeczytania swojej książki? Jakichciał argumentów Pani użyje? Ciekawi mnie "Kochanek",ale mam kilka innych pozycji...Po którą sięgnąć? 

      Tyle książek ukazuje się każdego dnia, że od tego natłoku może zakręcić się nam w głowie. Dziś pisać wszyscy mogą i wielu z tej możliwości skrzętnie korzysta. Wybrać wartościową lekturę, odpowiadającą naszym wymaganiom intelektualnym i estetycznym jest naprawdę trudno.
       Pomogę Pani ;).
       Jeżeli lubi Pani opowieści współczesne, dziejące się tu i teraz (dziś w Polsce), mówiące o tematach omawianych we wczorajszych dziennikach – proszę przeczytać „Kochanka pani Grawerskiej”.
       Jeżeli interesuje się Pani polityką, śledzi pani na bieżąco wszystkie wydarzenia i ma swoich ulubionych partyjnych liderów – zapraszam do przeczytania „Kochanka pani Grawerskiej”.
       Jeżeli lubi Pani ciekawe, nietuzinkowe opowieści obyczajowe, z wielowątkową akcją, gdzie poznajemy ludzkie postawy w sytuacjach codziennych i tych bardzo wyjątkowych, w trakcie których trzeba zdać egzamin z wytrwałości, lojalności, miłości i mądrości – serdecznie polecam „Kochanka pani Grawerskiej”.
       Jeżeli lubi Pani sensacyjne wydarzenia, szybką, trzymającą nas w napięciu akcję i pełną emocji opowieść – proszę prześledzić losy bohaterów „Kochanka pani Grawerskiej”.
       Jeżeli marzy Pani o wielkich porywach serca lub przeżywa Pani wspaniałą miłość i chce Pani poznać, zgłębić podobne uczucia, którym poddają się inni ludzie – proszę sięgnąć po „Kochanka pani Grawerskiej”.
       Jeżeli w Pani małżeństwie coś się nie układa, a próby porozumienia spełzają na niczym – proszę zajrzeć do „Kochanka pani Grawerskiej”.
       Jest jeszcze kilka powodów, ale myślę, że już wystarczy wyliczania.
       Chciałam przekazać czytelnikom dobrze napisaną, starannie skonstruowaną powieść o zawiłości ludzkich losów, o uczuciach, które nie bacząc na nasze nastawienie potrafią owładnąć nami bez reszty. Stawiając bohaterom przeszkody, kładąc im pod nogami kłody, i pchając ich w przepaść zadaję im pytania o granice zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Pokazując codzienne życie i demaskując wyidealizowane środowiskowe przywileje starałam się uświadomić czytelnikom, że blichtr i władza nie każdemu dadzą szczęście. Nie potępiając swoich bohaterów, usprawiedliwiając ich postępowanie drobnymi lub większymi wadami wynikającymi z niezrozumienia rządzących światem praw, stworzyłam galerię postaci odzwierciedlających nasze społeczeństwo. A wszystko bez patosu, napuszonej, wydumanej stylistyki, tak, żeby nie zastanawiać się, co też chciał autor powiedzieć.
         W „Kochanku pani Grawerskiej” każdy znajdzie coś dla siebie. Trochę polityki, trochę sensacji, trochę miłości, trochę obyczajowości, trochę humoru, ot tak… Zwykłe życie.
     
        Nie wiem, czy Panią zachęciłam, czy zniechęciłam…
        Dziękuję za zadanie mi tego pytania.
        Serdecznie pozdrawiam i zachęcam do lektury.
        



      5. Kochanek, romans, zdrada... te słowa są nacechowane negatywnie, od razu oceniamy ewentualnych "złoczyńców". A czy Pani sądzi, ze czasem zdrada może być usprawiedliwiona...? Chociaż częściowo?
    
         Oczywiście, że może być usprawiedliwiona. Problem jest bardzo szeroki i na pewno nie uda mi się go tu rozwinąć. Powiem jednak, jakie są moje poglądy w tej sprawie.
         Życie czasem płata ludziom nieprzyjemne figle. Miłość przychodzi w chwilach bardzo nieoczekiwanych. Nigdy nie będę usprawiedliwiała zwykłej, perfidnej zdrady. Żadne zauroczenia, zapatrzenia i tym podobne brednie nie mogą pozwolić jednemu człowiekowi upokarzać i niszczyć drugiego. Prawdziwa, zdarzająca się bardzo rzadko, miłość, ta, nad którą nie można zapanować, która uszczęśliwiając niszczy ludzi usprawiedliwia nawet zdradę. Pytanie o przyzwoite wybrnięcie z takiej sytuacji jest jak gwóźdź do trumny. Tu kończą się logiczne argumenty.
     Zdradę fizyczną można wybaczyć, z czasem może zapomnieć. Prawdziwego uczucia, którym partnerka, partner obdarzył inną osobę nie można zlekceważyć. Po takiej (przecież wcześniej usprawiedliwionej przeze mnie) zdradzie, nie ma już powrotu do normalności.
      Miłość to okropne uczucie. Uskrzydla nas i zabija jednocześnie. Wiem, co mówię. Emocje związane z miłością, zdradą, rozpadem małżeństwa są mi znane z autopsji. Udało mi się również przeżyć wielkie, szczęśliwe uczucia.
      Moja Marta Grawerska dużo w życiu przeszła (piszę o tym w drugiej części książki, która właśnie powstaje). Jej zdrada nie jest zwykłą zemstą, a ma ona podstawy aby mścić się na mężu. Ona znajduje człowieka, którego kocha bezgranicznie i którego jedynym sensem życia staje się miłość do niej. Pani Grawerskiej i jej kochankowi życzę jak najlepiej.

                         Nienawidzę zdrady! Nie cierpię krzywdzić ludzi!


6Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością było w czasach szkolnych? Jak Pani wypracowania oceniali poloniści – co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Pani talent literacki czy wręcz przeciwnie?
      

      W moim wieku powrót to szkolnych wspomnień jest już wyłącznie widzeniem jak przez mgłę, ale to akurat pamiętam. Z nauką nigdy nie miałam kłopotów, a język polski był zawsze moją najsilniejszą stroną. Chodziłam do wielu szkół, często zmieniałam miejsca zamieszkania lecz każda moja polonistka zawsze dostrzegła we mnie tę lekkość w pisemnych i ustnych wypowiedziach. Wiele anegdot z życia szkolnego mogłabym Pani opowiedzieć. Na moim talencie żerowały koleżanki i koledzy. Już w pierwszej klasie liceum pomagałam czwartoklasistom w przygotowaniach do matury. Pod każdym moim wypracowaniem klasowym pani profesor umieszczała taką notatkę: „Krystyna, będziesz pisarką. Czekam na twoją pierwszą powieść”.
     W darowany mi talent tylko ja nie wierzyłam. Całe lata musiałam sama siebie przekonywać, że potrafię.
      Piszę, bo to lubię. Wydaję, bo są ludzie, którzy uważają, że warto we mnie zainwestować. Niektórzy nawet czytają, to co napisałam. To kocham!

    



      7. Jest Pani autorką książek dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Czy zdarzyło się Pani porzucenie jakiegoś pomysłu na książkę lub też jakiegoś jej wątku z innych powodów niż banalność, miałkość? Czy są tematy, których nigdy Pani „nie tknie”, jeśli tak to jakie i dlaczego?

    
       Uważam, że w ogólnie rozumianej sztuce nie ma dziś tematów nowych, świeżych. Kwestia polega na podejściu do problemu i przedstawieniu go w mniej lub bardziej artystyczny sposób.
       Nigdy nie mówię „nigdy!”. Tego nauczyłam się od życia. Są tematy, których nie chciałabym opisywać i póki będę mogła, nie zrobię tego. To na przykład narkomania, alkoholizm, holokaust, wydarzenia historyczne oraz sprawy, o których nie mam najmniejszego pojęcia.
        Nie lubię fantastyki. Tu odniosę się do porzuconych projektów… Mam taki. Jest nim właśnie opowieść fantastyczna dla młodzieży. Myślę, że jednak uda mi się ją kiedyś dokończyć. Ciągle we mnie dojrzewa. Już (tu znów banalność się nam kłania) kilkakrotnie zmieniałam tok akcji, jej wymowę, i nadal poszukuję tej najbardziej odpowiedniej drogi.
        Nie uznaję również epatowania okrucieństwem i tego też nie chciałabym robić.
        Ale jak już powiedziałam, nigdy nie mówię „nigdy!”.
        I jeszcze jedno… Unikam wszelkich wątków autobiograficznych, chociaż opisuję wiele autentycznych wydarzeń. Moje „wnętrzności” chcę mieć na swoim miejscu, a oczyszczania się przez pisanie nie pochwalam. Pisanie cudzej biografii uważam za bezczelność.
    
       Bardzo serdecznie pozdrawiam i dziękuję za zadane mi pytania.
     
       Krystyna Śmigielska
                       

Autorka pytania wyróżnionego kolorem fioletowym wygrywa. Gratuluję i zapraszam do kolejnych konkursów. 

środa, 25 lutego 2015

Valentina i spółka. Nowa szkoła, nowi przyjaciele. Angelo Petrosino.



Jestem doprawdy pozytywnie zaskoczona tą historyjką dla młodzieży. Napisana jest ciekawie, ciepło i z humorem. Valentina i jej najbliżsi przyjaciele kończą właśnie szkołę podstawową i po wakacjach mają rozpocząć naukę w gimnazjum. Dla nich to ogromny krok do przodu, zmiana, której niektórzy się boją, inni oczekują z wielką niecierpliwością. Czy uda im się zaprzyjaźnić z innymi uczniami? Czy nowa szkoła okaże się równie sympatyczna jak ta, którą właśnie ukończyli?

Angelo Petrosino był dzieckiem ciekawym świata. Biegał po podwórku, wspinał się po drzewach. Po wyprowadzce ze wsi doskonale odnalazł się w nowych miejscach, Owernii i Paryżu. Studiował chemię, więc nie zamierzał uczyć języka włoskiego, nie planował tego, iż będzie miał stały kontakt z dziećmi. A jednak tak się stało i okazało się, że to wymarzona praca dla niego.  Uwielbia swoim uczniom... czytać! Potrafi też słuchać tego, co mówią. To rozmowy z młodzieżą stały się inspiracją do pisania książek, to o niej tworzy swoje historie. Zaprasza na stronę:  http://www.angelopetrosino.com/  Czeka na opinie czytelników!

Valentina jest niezwykle żywiołową postacią, optymistycznie nastawioną do świata i innych ludzi. Przyjaźni się  z wieloma osobami i marzy o tym, by w przyszłości zostać pisarką. Namawia Otylię, by razem rozpoczęły edukację w gimnazjum o profilu humanistycznym, chciałyby być w jednej klasie. Na razie jednak czekają je egzaminy i chociaż ich ulubiona nauczycielka mówi, że są świetnie przygotowane i nie mają się o co martwić, one, jak i pozostałe osoby z klasy, stresują się.

"-Moi drodzy, nie ma sensu tak się denerwować-powiedziała pani Linda.-To ważne, byście umieli wykazać się dotychczas zdobytą wiedzą. Egzamin jest próbą, przez którą od czasu do czasu musi przejść każdy. Jednak największemu z egzaminów, czyli egzaminowi z życia, poddawani jesteście każdego dnia. W każdym razie-zacznijcie myśleć o waszej przyszłości." [1]


Bardzo mądra i dojrzała jest to opowieść. Dotykająca problemów nastolatków, w sposób interesujący, ale i prawdziwy, ukazujący ich kłopoty, mówiący o nich wprost, bez upiększania i kluczenia. Naprawdę widać w niej to, że autor zna się na dziecięcych sprawach, że ma z nimi doskonały kontakt, że obserwuje je i wyciąga wnioski, pomaga im, jest im przyjacielem. Polecam zdecydowanie. Prosty przekaz, doskonała zabawa, nazwanie dziecięcych lęków, określenie ich i pokazanie, jak można sobie z nimi poradzić, rozkładając je na czynniki pierwsze.


[1] "Valentina i spółka. Nowa szkoła, nowi przyjaciele" Angelo Petrosino, Wydawnictwo AKAPIT PRESS 2014, strona 9

Siedem pytań do pisarza. Agnieszka Lingas-Łoniewska

Z okazji dzisiejszej premiery drugiej części sagi chorwackiej zapraszam do środowego cyklu Siedem pytań do pisarza Agnieszkę Lingas-Łoniewską. Twórczość Jej poznałam za sprawą trylogii o braciach Borowskich-"Zakręty losu" szalenie mi się podobały i polecam je wszem wobec. Do tej pory miałam przyjemność przeczytać niemalże wszystkie książki, jakie napisała autorka. Do kolekcji brakuje mi jedynie "Zakładu o miłość", na swoją kolej czeka też "Szósty".
Po raz drugi dane mi było patronować medialnie Jej powieści.



Agnieszka Lingas-Łoniewska to jedna z moich ulubionych pisarek. Cenię Ją nie tylko "zawodowo", ale również prywatnie. Jeśli nie mieliście okazji zapoznać się z Jej twórczością, powiem Wam jedno: żałujcie! Drugie imię Agi powinno brzmieć EMOCJA, bo każda z Jej historii przesycona jest emocjami. Jak diabli.

A tu słów kilka na temat autorki z Jej profilu na FB:
Agnieszka Lingas - Łoniewska - wrocławianka, pisząca książki łączące sensacje z romansem, kochająca zwierzaki, Within Temptation i jeszcze kilka ostrzejszych dźwięków.
Autorka książek:
Bez przebaczenia (debiut)
TRYLOGIA Zakręty losu
Zakład o miłość
Szósty
W zapomnieniu
Dirty World (wydana w USA, w 2014 r. ukazała się w Polsce pod
tytułem Brudny świat)
W szpilkach od Manolo
Łatwopalni
Obrońca nocy
Brudny świat
Przebudzenie - Łatwopalni II
Wybaczenie - Łatwopalni III
Szukaj mnie wśród lawendy. Zuzanna. Tom I
Szukaj mnie wśród lawendy. Zofia. Tom II
Laureatka konkursu na kryminalne opowiadanie z Dolnym Śląskiem w tle.
Ma także na swoim koncie udział w antologiach literackich:
Książki Moja Miłość
31.10 Halloween po polsku
Zatrute pióra
Tworzy w internecie stronę Czytajmy polskich autorów, która ma na celu propagowanie polskiej prozy, prowadzi bloga z recenzjami, organizuje cykliczne konkursy, w których można wygrać książki polskich autorów.
W 2012 roku została uhonorowana Żelaznym Glejtem Ambasadora Krakowskich Targów Książki.
Od 2014 roku jest członkiem Stowarzyszenia Autorów Polskich oddział Wrocław.
Strona autorki: www.agnesscorpio.pl
Blog autorki: www.agnesscorpio.blogspot.com
Portal: http://www.polscyautorzy.pl/
Mail: agnieszka.loniewska@gmail.com




Moja recenzja "Szukaj mnie wśród lawendy. Tom 2": http://asymaka.blogspot.com/2015/02/szukaj-mnie-wsrod-lawendy-zofia-tom-ii.html

KONKURS
Siedem pytań do pisarza:
1. Zabawa zaczyna się dzisiaj, 25 lutego i potrwa do 4 marca, do godziny 23:00.
2. Każdy z Was może zadać autorce jedno pytanie, wystarczy zostawić je pod tym postem, wraz z adresem e-mail.
3. Spośród wszystkich pytań wybranych zostanie SIEDEM, na które autorka odpowie na moim blogu.
Jedno, najciekawsze pytanie zostanie nagrodzone egzemplarzem powieści.


Książka dnia. Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej" Fragment piąty, ostatni.

Książka dnia.
Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej"
Fragment piąty, ostatni.
"-O czym ty mówisz?-Nie rozumiała.
-O zdradzie! Czyhającej na każdym kroku, za każdym rogiem. Nie ma ludzi lojalnych, są tylko mniej lub bardziej przekupni. Nikomu nie możemy ufać!
Użycie liczby mnogiej upewniło Martę, że zachowanie męża nie jest spowodowane jej dzisiejszym spotkaniem z Piotrem. Kilka sekund zastanawiała się nawet nad wypowiedzianymi przez Marka słowami dotyczącymi nowych, podejrzanych znajomości. Krok po kroku przypomniała sobie wydarzenia mijającego dnia, aby w rezultacie uspokoić sumienie krótkim stwierdzeniem: 'Nic w tym złego, niezbyt wyszukany podryw. Za jedyną niezwykłą okoliczność tego zdarzenia można uznać fakt, że ktoś zwrócił na mnie uwagę, ale widocznie nadal mogę podobać się mężczyznom.'
-Chodź do mnie-Marek mówił cicho, czule.-Siadaj tu i przytul się mocno. Potrzebuję twojej bliskości. Trzymajmy się razem, a nie zginiemy. Musisz dbać o siebie, pokazywać się, bywać. Pojedziemy na zakupy do Berlina, Wiednia, a jak będziesz chciała, to do samego Paryża! Ty się o nic nie martw, już ja wiem, jak to wszystko załatwić, żebyśmy mieli i władzę, i pieniądze.
-A co z Warszawą, wyborami? Co z sejmem?-pytała, pieszcząc jego tors.
-Tam zawsze zdążymy. Otwierają się nowe możliwości, ale to jeszcze odległe sprawy i o nich ani mru-mru. Im mniej wiesz, tym dla ciebie i dla mnie lepiej, bezpieczniej. Polityka to wielkie gówno, straszne szambo, w którym piękne panienki nie powinny brudzić sobie pachnących rączek. Kochaj mnie i ufaj mojej intuicji, a wszystko będzie po naszej myśli. To jak wielka wygrana. Udało nam się trafić w dziesiątkę. Sam nie mogę uwierzyć. Szansa jedna na milion! Możesz być dumna ze swojego męża."  


wtorek, 24 lutego 2015

Książka dnia. Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej" Fragment czwarty.

Książka dnia.
Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej"
Fragment czwarty.

"-Podam pani wazon-zaproponował kelner.
Grawerska potakująco skinęła głową. Sztucznie uśmiechnięty Piotr Michalski nadal stał przed jej stolikiem. Czekał, aż chłopak włoży bukiet do wody i ustawi go na najbliższym okiennym parapecie.
-Proszę usiąść, panie Piotrze-ośmieliła go.-Nie chcę zdradzać mojego nazwiska, jestem mężatką... Myślę, że łatwiej będzie się nam rozmawiało, kiedy przejdziemy na 'ty'. Mam na imię Marta.
-Tak, słuszna uwaga. Jestem Piotr. Bardzo się ucieszyłem, bo prawdę mówiąc bałem się, że wyrzuciłaś moją wizytówkę do pierwszego lepszego kosza.
-Powinnam była tak zrobić-przyznała.-Widocznie jednak nie mijałam żadnego, dlatego włożyłam ją do torebki.
Zapadło krępujące milczenie. Starali się nie patrzyć na siebie, błądząc wzrokiem po sporej, o tej porze prawie pustej, sali. Obiadów jeszcze nie podawano i pewnie z tego powodu goście pijący kawę albo zimne piwo woleli usiąść przy rozstawionych przed restauracją stolikach.
-Na co właściwie liczy mężczyzna zaczepiający nieznajomą w kawiarni? Flirt, przelotna znajomość, jednorazowy seks czy może przyjaźń? To fascynujące zagadnienie, nie sądzisz?-niespodziewanie zapytała Marta."



Książka dnia. Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej" Fragment trzeci.

Książka dnia.
Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej"
Fragment trzeci.
"-Macie chore pomysły-Marcin śmiał się kpiąco.-Do takiego przekrętu trzeba być urodzonym bandytą, a wy co? Fajki w sklepiku u Tadka rąbnęliście i to kiedy, jak byliśmy w podstawówce. Nie mogę uwierzyć... Jak to sobie wyobrażacie? W każdym fachu trzeba mieć podstawy teoretyczne i praktykę. Złapią was za pierwszym zakrętem. Wielcy gangsterzy! W łeb się, k..., puknijcie! 
-Filo wszystko super wymyślił. Zobaczysz, że się uda, a my obłowimy się tak, że do końca życia nie będziemy pracować-Porno próbował go przekonać.
-W to akurat wierzę, bo pracy tu nie ma i nic nie wskazuje na to, że kiedykolwiek będzie.
-A ty co, taki, k..., mądry jesteś? To czemu tu siedzisz? Z ciebie to dopiero fachowiec jak z koziej dupy trąba. Informatyk z bożej łaski, z innych się naśmiewa, a sam zarobić nie potrafi.
Marcin próbował go uspokoić. Kamila znał od dzieciństwa, wiedział więc dobrze, że racjonalne argumenty nie przemówią do jego wyobraźni."



Książka dnia. Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej" Fragment drugi.

Książka dnia.
Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej"
Fragment drugi.
"-A mogło być tak romantycznie-mówiła sama do siebie, siedząc już w samochodzie.-Potajemne schadzki, wyznania, nocne porwanie, a potem seks do utraty tchu. Niestety, wszystko odbyło się prozaicznie. Wizytówka i po sprawie. Mężczyźni nie zadają sobie już trudu, aby zdobyć kobiece serce. Chcesz, to chodź, a jak nie-spadaj! Masz tu numer telefonu, kotku, reszta zależy od ciebie. Nie ma czasu ani miejsca na krygowanie się, nadskakiwanie, miłosne podchody. Gadka jest krótka: dziś 'jestem do dyspozycji', jutro-'szukaj innego jelenia'.
Jadąc głównymi ulicami miasta, obserwowała motocyklistę, który z głośnym warkotem silnika ścigał się z nią, czekając na kolejnych światłach, aż ustawi swoje auto obok jego maszyny. Zaglądając bezceremonialnie do wnętrza samochodu, puszczał do niej oczko i przyjaźnie machał dłonią. Zgubiła go dopiero przed galerią handlową. Motocyklista, pozdrawiając ją mrugnięciem świateł, nie kontynuował pościgu, a ona, już bez asysty, zjechała na podziemny parking. Nie wysiadła jednak od razu. Poprawiając makijaż, dała sobie chwilę na zastanowienie.
'Może to nie ostatni dzwonek...'-myślała, patrząc w lusterko.-'Czas jednak leci, a okazji coraz mniej. Medalu za cnotę i wierność już nie dostanę. W Warszawie trudno mi będzie poznać smak miłości. Działaj z rozwagą, a wszyscy będą zadowoleni.'-upomniała samą siebie."



Książka dnia. Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej" Fragment pierwszy.

Książka dnia.
Krystyna Śmigielska "Kochanek pani Grawerskiej"
Fragment pierwszy.
"-Czy ty aby nie przesadzasz?-pytał rozwścieczony.-Ogarnij się, zrób ze sobą porządek! Nie myślę ulegać twoim fanaberiom, nie mam czasu na głupie fochy, to dziecinada.
Przysiadł na brzegu łóżka. Położył prawą dłoń na jej głowie, chwilę bawił się włosami, dotykając ich delikatnie, jakby chciał uśpić czujność kobiety, a kiedy uznał, że osiągnął swój cel, zdecydowanym, szybkim ruchem zacisnął palce. Nawijał długie pasma włosów na pięść, jednocześnie przyciskając jej twarz do poduszki. Nie próbowała się uwolnić. W oczekiwaniu na ciosy zamknęła jedynie oczy, wiedząc z góry, że opór na nic się tutaj zda. Rozjuszony sapał ciężko. Niemiarowy świst wypuszczanego przez otwarte usta powietrza przenikał ją całą, napełniając odrazą. Lepkie wargi przylgnęły do jej ucha.
-Pamiętaj, kim jesteś!-krzyknął.-Mnie reprezentujesz, suko, mnie! Rozumiesz?
-Tak, rozumiem...-odpowiedziała, starając się przezwyciężyć niechęć.
Uniósł ramię, otrzepał ręce jak robotnik, który właśnie usłyszał fabryczną syrenę obwieszczającą fajrant. Podniósł się, stanął przed dużym lustrem i starannie poprawiał marynarkę, obciągając ją z przodu i z tyłu. Nie patrząc na leżącą na łóżku żonę, mówił spokojnym, dobrotliwym tonem:
-Masz karty kredytowe, samochód, ładny, duży apartament w centrum miasta. Jesteś swobodna, możesz robić, co tylko chcesz. A obowiązki? Dużo nie wymagam! Kiedy trzeba, masz stać przy mnie i dobrze wyglądać. Zadbana, ślicznie ubrana, uśmiechnięta, to wszystko..."



niedziela, 22 lutego 2015

Pierwsza na liście Magdalena Witkiewicz



Jeszcze jakiś czas temu uważana byłam za specjalistkę od książek tej autorki. Czytałam wszystkie powieści, jakie napisała, zarówno dla dorosłego czytelnika, jak i dla dzieci. Wiele z nich stoi dumnie na mojej półce, na trzech okładkach pojawiły się fragmenty moich recenzji. Było to dla mnie wielkie wyróżnienie, jak również to, że pisarka wymieniała mnie w podziękowaniach.
Każda z jej historii urzekła mnie, rozbawiła, dała do myślenia. Trudno jest mi powiedzieć, która jest moją ulubioną, chyba największym sentymentem darzę "Szkołę żon", ponieważ była to powieść, od której rozpoczęłam swoją przygodę z twórczością autorki. Prawie dwa lata temu pisarka przysłała mi wiadomość z propozycją przeczytania przedpremierowo właśnie tej książki. Byłam podekscytowana, zgodziłam się od razu i spędziłam przed komputerem niedzielę, zapominając o całym świecie. Oczy piekły mnie okropnie, bo przecież czytanie w ten sposób, na komputerze, nie należy do czynności przyjemnych, ale warto było cierpieć. Dzisiaj nie czytam już w ten sposób, pdf przesyłam na czytnik i nie męczę wzroku.

"Pierwszą na liście" przeczytałam w czasie, gdy przechodziłam ogromny kryzys. Nie cieszyło mnie prowadzenie bloga, recenzowanie książek, ale postanowiłam przemóc się i zapoznać z najnowszą  propozycją literacką autorki. Byłam zaniepokojona faktem, że jest to opowieść poruszająca trudny temat, jakim jest przecież nowotwór, ale pisarka uspokoiła mnie, że nie ma w tej książce smutnych wątków. I miała rację. Witkiewicz pisze optymistyczne powieści i pewne jest, że dzięki nim zrelaksujemy się.

"Pierwsza na liście" intryguje już samym tytułem. Kim jest tytułowa postać, o jakiej liście mówi pisarka? W drzwiach ambitnej i bezkompromisowej dziennikarki staje młoda, zagubiona dziewczyna. To ona próbuje rozwikłać zagadkę sprzed lat, dowiedzieć się, co łączyło jej matkę z tą chłodną i niedostępną kobietą? Moim zdaniem to historia przede wszystkim o przyjaźni, prawdziwej, wznoszącej się ponad wszystko. Podziwiam osoby, które potrafią wybaczyć, zapomnieć, dać drugą szansę, czy sama umiałabym tak postąpić? Nie wiem...
Autorka porusza tu problem, na który warto zwrócić uwagę, bo każdy z nas może zrobić coś dobrego dla innych. Wystarczy tylko chcieć. Oddać szpik, który to dar może uratować życie ludzkie. Czy jest coś bardziej wartościowego od tego? Za sprawą tej decyzji możemy dać komuś wyjątkowy prezent, dlatego nie wahajmy się, zróbmy to!

Witkiewicz jak zawsze napisała książkę ciepłą, dającą nadzieję, optymistyczną i radosną. Pokazała, jak różne od siebie bywają kobiety, ukazała ich wady i zalety, przedstawiła bez makijażu i retuszu. Za to cenię jej twórczość, jak również za to, że mogę jej powieści polecać w ciemno. Czyta się je szybko, jest ciekawie i nawet ta przewidywalność szczęśliwego zakończenia zdaje się nie mieć znaczenia. Bo ona po prostu dobrze pisze. Wie, jak "ugryźć" dany temat, jak zainteresować czytelnika.

"Pierwszą na liście" czytałam jeszcze przed poprawkami, dlatego z góry przepraszam za dosyć powierzchowne potraktowanie tematu. Nie chciałam zaraz po premierze opisywać tej powieści, ponieważ w sieci w owym czasie pojawiło się tak wiele recenzji, że ja ze swoją wolałam poczekać.

Zaufaj mi, Anno Joanna Opiat-Bojarska



Autorkę książki poznałam na Warszawskich Targach Książki w maju zeszłego roku. To przesympatyczna osoba, która zajmuje się pisaniem powieści kryminalnych. W jej historiach znaleźć można jednak wiele elementów książek obyczajowych, dlatego tak chętnie są czytywane nie tylko przez miłośników publikacji o morderstwach, ofiarach i machlojkach.

"Zaufaj mi, Anno" to kontynuacja "Słodkich snów, Anno". Polecam również "Gdzie jesteś, Leno?", powieść Opiat-Bojarskiej, od której zaczęłam przygodę z jej twórczością. Moja recenzja jest tutaj: http://asymaka.blogspot.com/2013/10/gdzie-jestes-leno-joanna-opiat-bojarska.html
Opinia na temat pierwszej części historii o Annie Rogozińskiej, dziennikarce śledczej: http://asymaka.blogspot.com/2014/02/3joanna-opiat-bojarska-sodkich-snow.html
I moja rozmowa z pisarką: http://asymaka.blogspot.com/2013/10/wywiad-z-joanna-opiat-bojarska-i.html

Joanna Opiat-Bojarska na stałe związana jest z okolicami Poznania. Nigdy nie myślała o tym, by zostać pisarką. Jak sama mówi, pisać zaczęła właściwie przez przypadek. Zadebiutowała tytułem "Kto wyłączy mój mózg?" pod koniec 2011 roku. Ma na swoim koncie jeszcze takie powieści, jak "Blogostan" czy "Klub Wrednych Matek". Niebawem na rynku wydawniczym pojawi się jej najnowsza książka, zatytułowana "Koneser", której już teraz jestem bardzo ciekawa.

"Zaufaj mi, Anno" opowiada o dalszych losach tytułowej bohaterki. Matka Anny po śmierci jej ojca nie radzi sobie najlepiej, zastanawia się nawet nad sprzedażą domu, który wydaje się dla niej samej zbyt duży i pusty. Poznańska gwiazda telewizji stara się odwiedzać rodzicielkę, ale tak naprawdę dalej zajęta jest robieniem kariery i śledztwami, które intrygują ją i pochłaniają bez reszty. Łukasz, z którym spotyka się dziennikarka wykazuje większą inicjatywę, jest bardziej od niej zaangażowany w ten związek. Ambicja każe jej pracować wytrwale, dążyć do realizacji upragnionych celów za wszelką cenę, starać się z całych sił. A wszystko w tej części zaczyna się od pozornie prostego zlecenia, wywiadu z ojcem, który stracił dziecko, ukochanego syna. Zbolały i cierpiący polityk pokazuje emocje, nie ukrywa, jak bardzo dotknęła go samobójcza śmierć dziecka. Szybko okazuje się jednak, że to Król przechytrzył Annę, tym razem to nie ona trzymała stery, to nią manipulowano. Niebawem umierają kolejne osoby, a wszystkie znały się, przyjaźniły i prowadziły razem interesy. Czy Rogozińskiej uda się rozwikłać zagadkę ich śmierci? Kto za tym wszystkim stoi? Jaką rolę odegra w całej sprawie prokurator znany naszej bohaterce od wielu już lat?
Autorka porusza w tej książce temat jakże aktualny, dotyczący dopalaczy. Problem ten pojawił się w naszym kraju stosunkowo niedawno, próbowano z nim walczyć, jednak wkrótce wszelkie wysiłki spełzły na niczym. Opiat-Bojarska w sposób ciekawy opowiada nam swoją najnowszą historię, jest napięcie, niedopowiedzenia, niełatwe wybory, intryga i pasjonujące sekrety. Całość doprawdy ekscytująca, choć muszę przyznać, że tom pierwszy wciągnął mnie dużo bardziej i zaintrygował o wiele mocniej. Zapewne dlatego, że dotyczył samej bohaterki, to na nią wówczas polowano, ona była w centrum wydarzeń od samego początku do samego końca. Nie mogę zapomnieć o świetnym przygotowaniu autorki do tematu, dużo przyjemniej czyta się powieść, w której widać dopracowane szczegóły i doskonałą znajomość tematu. Pisarka zanim przystąpiła do stworzenia tej historii, spotykała się i wypytywała ekspertów z wszystkich dziedzin, którymi zajęła się w tej książce. Przyglądała się pracy prokuratora, wielokrotnie konsultowała się z pracownikiem Zakładu Medycyny Sądowej, z poznańskim przewodnikiem, przeszła nawet przyspieszony kurs montażu materiału filmowego.

Akcja powieści rozgrywa się w okolicach Święta Zakochanych, który dla samej autorki wiąże się z niezwykłym wydarzeniem. Jakim? Tego nie zdradzę, musicie sięgnąć po książkę, by poznać ten sekret. A przy okazji dowiecie się, kto stoi za zabójstwem kilku młodych mężczyzn. Czy odkrycie prawdy okaże się łatwe, czy jednak sprawi Wam pewną trudność? Jestem tego bardzo ciekawa...
Polecam. To idealna lektura dla czytelnika, którego interesują historie dynamiczne, dziejące się współcześnie i dotykające aktualnych tematów.


piątek, 20 lutego 2015

W jednej walizce Polska arystokracja na emigracji w Kanadzie. Beata Gołembiowska



To już trzecia publikacja autorki, jaką miałam przyjemność czytać. Z wielką sympatią wspominam moją przygodę z wcześniejszymi książkami Beaty Gołembiowskiej. Uważam, że pisze znakomicie i warto zapoznać się z jej twórczością.
Recenzja Malowanek: http://asymaka.blogspot.com/2014/11/malowanki-na-szkle-beata-goembiowska.html
Opinia o "Żółtej sukience": http://asymaka.blogspot.com/2014/03/zota-sukienka-beata-goembiowska.html

Tym razem nie mamy do czynienia z powieścią. "W jednej walizce" to album niezwykły. Piękne wydanie, twarda oprawa zachwycają. Autorka przybliża nam obraz polskiej arystokracji, która osiedliła się w Kanadzie.
Gołembiowska urodziła się w Poznaniu. Kolejne lata spędziła w Puławach. Jako dorosła osoba osiedliła się w Radomiu, by dwadzieścia sześć lat temu wyemigrować do Kanady. Tutaj spełniała się zawodowo jako malarka, pisarka opowiadań, scenariuszy, artykułów związanych z przyrodą, malarstwem i fotografią. Wreszcie zadebiutowała tytułem "W jednej walizce". Obecnie ma na swoim koncie trzy publikacje, o późniejszych wspominałam przed momentem.

Najpierw powstał film dokumentalny o tych niezwykłych osobach, które z jednym bagażem cennych przedmiotów wyruszyły w nieznane. To on stał się inspiracją do stworzenia książki.

"Temat polskiej arystokracji i ziemiaństwa nie był mi obcy. Moja babcia, Jadwiga z Maringów Gołembiowska opowiadała mi o życiu w majątku Straszków, w którym mieścił się zbudowany w połowie dziewiętnastego wieku dwór, oraz o swoich braciach, znanych ziemianach, Witoldzie i Tadeuszu Maringach. Szczegóły z lat okupacji spędzonych w zamku hrabiów Tarnowskich w Dzikowie poznałam dzięki mojej mamie, Janinie z Krynickich Gołembiowskiej, która wysiedlona wraz z rodziną z poznańskiego znalazła bezpieczne schronienie dzięki gościnności Róży hrabiny Tarnowskiej"-pisze we wstępie autorka.

Pisarka w dzieciństwie karmiona była więc przeszłością, wyrosła w atmosferze dawnej świetności arystokratycznego rodu. Teraz, pod wpływem filmu, postanowiła odnaleźć przyszłych bohaterów książki zatytułowanej "W jednej walizce". Dotarła do osiemnastu przedstawicieli arystokracji, którzy opowiedzieli jej o czasach przedwojennych, a młodsze pokolenie o tym, co zapamiętało z relacji rodziców. Te spotkania uświadomiły jej, że w obliczu tak wielkiej tragedii, jaką była wojna, nic nie miało znaczenia, ani majątek, ani wykształcenie, czy stanowisko. Wszyscy byli równi, tak samo boleśnie mogli zostać doświadczeni przez wojenną rzeczywistość jak reszta społeczeństwa. Często opuszczali swoje domostwa w strachu, z tą tytułową jedną walizką, byli ścigani, źle traktowani, torturowani.

Wśród opisanej przez autorkę arystokracji znaleźli się między innymi: Krzysztof Książę Czartoryski, którego rodzice uciekli pod koniec II wojny światowej z Polski do Słowacji, Seweryn Książę Czetwertyński, który wyemigrował do Kanady w 1960 roku z pięcioma dolarami w kieszeni, Krystyna Księżniczka Czetwertyńska, której rodzice kładli spory nacisk na to, by czuła się Polką i wyrastała w atmosferze polskości, Jerzy Książę Czetwertyński, którego rodzice wyjechali do Anglii tuż po wojnie, Gabriela Hrabianka Komorowska, która opuściła Polskę wraz z rodzicami i rodzeństwem w wieku trzynastu lat, by wyjechać do Kongo, Kazimierz Hrabia Plater-Zyberk, który o wiele boleśniej przeżył powojenną okupację ojczyzny niż utratę domu rodzinnego w Pilicy, Róża Hrabina Siemieńska-Lewicka z domu Hrabiów Plater-Zyberk, która nadal, pomimo upływu lat, czuje się Polką i kocha Polskę, ale nie chciałaby już w niej zamieszkać, Elżbieta Hrabina Tyszkiewicz z domu Hrabiów Plater-Zyberków, Antoni Hrabia Potocki, Anna Hrabina Wodzicka z domu Księżniczka Sapieha.
Życie wszystkich osób opisanych w tej publikacji jest niezwykle pasjonujące, oryginalne i ciekawe. Dołączone fotografie ludzi, zdjęcia pamiątek, odznaczeń, przytoczone wspomnienia, wszystko to składa się w fascynującą i godną uwagi całość, choć zapewne temat nie został jeszcze wyczerpany. Do albumu powraca się wielokrotnie, ponieważ jest obszerny, dokładnie przedstawiono nam świat arystokracji, nie byle jak, po macoszemu. Bohaterowie tej książki odznaczają się patriotyzmem, pogodą ducha, hardością i honorem, szanują tradycję, historię, swoich przodków. Całość czyta się z wielkim zainteresowaniem, autorka zadaje trafne pytania, jest wnikliwą obserwatorką, idealnym pośrednikiem między czytelnikiem a przedstawicielami arystokracji.

Po skończonej lekturze nasuwa się nam wiele pytań, zaczynamy zastanawiać się nad tym, czy mogło być inaczej, lepiej, gdyby arystokracja nie musiała opuścić ojczystej ziemi? Album polecam zdecydowanie.


Kulminacje Janusz L. Wiśniewski M. Warda, P. Holtz, I. Sowa, M. Witkiewicz, M. Kalicka, A. Niezgoda, M. Krajniewska, J. Jodełka



Zaciekawiło mnie to niebanalne połączenie tekstów znanego pisarza z opowieściami niemniej znanych pań z obszaru literatury, kultury. Czego się spodziewałam po tej lekturze? Czy znalazłam w niej coś godnego uwagi? Na te i inne pytania postaram się odpowiedzieć właśnie dzisiaj.

Janusz L. Wiśniewski niebywale popularny stał się za sprawą powieści "Samotność w sieci", którą i ja czytałam, którą się zachwycałam, bo dzięki niej dostrzegłam, jak złożone mogą być relacje damsko-męskie, jak dalekie od ideału, a jednocześnie jak pasjonujące i ciekawe, niejednoznaczne i trudne w ocenie. Tylko czy powinniśmy w ogóle je oceniać, osądzać ludzi zagubionych, samotnych, nieszczęśliwych? Kto daje nam, pozornie normalnym, takie prawo?

W najnowszej publikacji autor pokazuje nam różne życiowe drogi, sytuacje, jakie mogą mieć miejsce w naszym nieidealnym świecie. To on zaczyna snuć opowieść, by za moment dopuścić do głosu panie, poznać kobiecy punkt widzenia, bardziej delikatny, emocjonalny, odpowiedzialny? Komu lepiej udaje się oddać uczucia płci pięknej, kto lepiej potrafi je zrozumieć, przedstawić czytelnikowi w sposób nietuzinkowy i interesujący? A może i mężczyzna, i kobieta potrafią doskonale odnaleźć się w roli, jaką sami sobie wyznaczyli? Może wspólnie uda im się stworzyć nietuzinkową całość, bez rywalizacji, zazdrości? Staną się dopełnieniem, jedno bez drugiego nie mogłoby istnieć, tworzyć spójnej opowieści, jedności.

Komplet opowiadań, które warto poznać. Ciekawie i oryginalnie przestawiony temat kobiecości. Osiem historii opowiedzianych na dwa sposoby, razem zbiór szesnastu tekstów. Autorkami tych drugich są znane mi ze swojej twórczości literackiej: Małgorzata Warda, Izabela Sowa i Magdalena Witkiewicz. Z wielką przyjemnością zapoznałam się też z opowieściami snutymi przez Paulinę Holtz, Manulę Kalicką, Joannę Jodełkę i Agnieszkę Niezgodę. Jednak w pamięci utkwił mi najbardziej tekst Mariki Krajniewskiej, to on mnie urzekł, oczarował, wzruszył i rozłożył na łopatki.




"Samotność sprzyja klaustrofobii, która się wyostrza, tak jak wyostrzają się wszystkie zmysły, kiedy odczuwasz lęk. Najgorszą z samotności jest samotność narodowościowa. Kiedy nie wiesz, kim jesteś i kim powinieneś być." [1] 

Porusza do głębi również opowiadanie zatytułowane "Kochanka", obraz, jaki przedstawia nam Wiśniewski jest tak boleśnie prawdziwy, tak niezwykle sugestywny, że nie potrafimy jego bohaterki potępiać, budzi w nas sympatię i współczucie już od pierwszych zdań, od chwili, gdy tylko ją poznajemy w tej jakże intymnej i trudnej dla niej sytuacji. Czy każda kobieta, będąca tą drugą, czuje się podobnie? Czy rani ją do głębi obrączka z wygrawerowanym imieniem żony i datą ślubu? Czy każda litera, cyfra sprawia jej fizyczny niemalże ból? I po co skazuje samą siebie na to cierpienie? 

Dlaczego "Klaustrofobia", jak również "Noc poślubna", bo oba teksty są połączone ze sobą, najbardziej przypadły mi do gustu? Powód jest banalnie prosty, druga z tych historii, w książce pierwsza, dzieje się między innymi pierwszego maja 1945 roku, a jak wie każdy, kto mnie zna, opowiadania z okresu II wojny światowej interesują mnie szczególnie. Dodam jeszcze tylko, że łzy wycisnął mi z oczu obraz cierpienia dzieci, długo nie mogłam dojść do siebie na samo wspomnienie "Nocy poślubnej". Z kolei "Klaustrofobia" opowiada o doświadczeniach dziecka żyjącego w "wielkim mocarstwie", to tutaj właśnie, paradoksalnie, zaczyna się jego tytułowa klaustrofobia. Długo nie mogło ono pojąć, kim jest, z uwagi na zbyt szybko zmieniający się świat. Na historię, jaka tworzyła się niemalże na jej oczach, oczach dziewczynki dwunastoletniej, młodszej, starszej. Jak sama mówi, wojna tkwiła w niej, nie umiała o niej zapomnieć, nie myśleć, była jej częścią, bo nie dawała jej wytchnienia choćby na chwilę. 

 "Najgorszy strach to ten z dzieciństwa. Bo żadne dziecko nie powinno się bać. Niczego." [2]

Całość polecam zdecydowanie. Różne spojrzenia, zaskakujące, ciekawe, mocne i przejmujące do granic wytrzymałości. Warda jak zawsze wstrząsa, nie daje nam czytać bez emocji, na spokojnie. Pretekstem do opisanej przez nią historii było oczywiście opowiadanie Wiśniewskiego, ale to jej opowieść wzbudziła we mnie prawdziwie silne uczucia. Gdybym mogła, wyszłabym z siebie i zrobiła porządek z pewnym osobnikiem... ale nie będę zdradzać szczegółów, bo sami musicie to przeczytać. 
Pomysł dialogu między kobietą a mężczyzną moim zdaniem rewelacyjny. Czyta się z wielkim zainteresowaniem, niecierpliwością, oburzeniem, niedowierzaniem, buntem, tęsknotą, zdumieniem. W "Kulminacjach" znajdziecie wszystko. Absolutnie wszystko to, z czego składa się życie. 


[1] "Kulminacje" Janusz L. Wiśniewski, opowiadanie "Klaustrofobia" Marika Krajniewska, Wydawnictwo Wielka Litera, 2015, strona 188
[2] Tamże, s. 187 

czwartek, 19 lutego 2015

Dziennik z internowania Władysław Bartoszewski




W dniu urodzin autora postanowiłam przybliżyć Wam publikację niezwykłą. Władysław Bartoszewski nie tylko zna się na historii, ale też aktywnie uczestniczy w jej tworzeniu, sam w sobie jest historią. Czytając "Dziennik z internowania" czujemy się wyjątkowo, jakbyśmy byli tuż obok, na własne oczy widzieli, co działo się w czasie stanu wojennego. Rewelacyjnym pomysłem było przedstawienie nam autentycznych kart pocztowych, jakie otrzymywał internowany, z pieczątką OCENZUROWANO oczywiście. Dla mnie była to lektura wyjątkowa, ponieważ "Dziennik..." powstał w moich okolicach, tuż obok mnie można by rzec nawet, bo kod pocztowy Kalisza Pomorskiego, bo Jaworze, bo szpital w Wałczu. Nie wiem, czy to akurat powód do dumy, ale nie miałam pojęcia, że w pobliżu Mirosławca był ośrodek tego typu. Teraz już wiem. Człowiek uczy się przez całe życie.

Sam pamiętnik zawiera suche fakty, nie znajdziemy w nim emocji, odczuć, jakich moglibyśmy się w takim miejscu spodziewać. Dużo bardziej wzruszają wpisy do księgi stworzonej specjalnie dla Bartoszewskiego w dniu Jego sześćdziesiątych urodzin. Wypadały dokładnie 19 lutego 1982 roku. A ja, po tylu latach, gdy zapiski działacza społecznego i kulturalnego zostały wreszcie opublikowane oficjalnie, mogę o nich opowiedzieć wszem wobec i każdemu z osobna.

Przez karty tej książki przewijają się nazwiska osób popularnych i znanych nam ze świata polityki czy kultury. Wszyscy internowani starali się w miarę normalnie żyć, funkcjonować, jakoś sobie radzić w tym niełatwym okresie. Niektórzy próbowali pisać, rysować, opowiadać o tym, co się działo. Wielokrotnie spotykali się na wieczorach PEN Clubu, słuchali wystąpień kolegów, ich wykładów. Nie chcieli marnować czasu, bezczynnie patrzeć przez okno. Tak naprawdę nie wiedzieli, czego się spodziewać, czy maja przed sobą jakąkolwiek przyszłość. Zostali przewiezieni lub przetransportowani helikopterem do miejsca kompletnie im nieznanego, bardzo oddalonego od ich domów, bez pewności, czy kiedykolwiek do nich wrócą. Mało tego, trudno było im zrozumieć, czym kierowały się osoby, które zadecydowały o ich uwięzieniu, z jakiego powodu jednych wypuszczano, a innych przetrzymywano dłużej? Ktoś chciał zasiać w internowanych ziarno nieufności, zawiści, niepewności, ale na szczęście nie udało się mu złamać osadzonych. Spowodować, że przestaliby darzyć kolegów sympatią i szacunkiem. W tym właśnie tkwi potęga tej publikacji. Znajdziemy w niej ogromny wyraz podziwu, radości niemalże z tego, że wraz z autorem Dziennika inni internowani znaleźli się w tym miejscu i w tym czasie, co on. Niektórzy naprawdę cieszyli się, że to Bartoszewski był ich Starostą, przewodniczył tej grupie, trzymał ich razem, nie poddawał się i nie pozbawiał nadziei na to, że będzie lepiej. Historyk nie po raz pierwszy był więziony, zapewne dlatego podchodził do całej tej sytuacji z większym niż inni spokojem, z większą pokorą. Jego wcześniejsze doświadczenia dawały mu prawo do tego, by przewodzić grupie internowanych. Podobno zagrażali państwu, ale dlaczego? Kto o tym zadecydował? Trzeba pamiętać o stanie wojennym, o tym, jaki był, co działo się w tamtym czasie. Tak, wiemy, że na ulicach stały czołgi, każdy z nas widział w telewizji to jakże słynne przemówienie, ale czy zdajemy sobie sprawę, jak wiele ludzkich dramatów wydarzyło się wówczas? Jak czuli się internowani, ich bliscy, jak wyglądał taki obóz, co w nim się działo, jak traktowano rzekomych wrogów kraju?
"Dziennik z internowania" to, jak wspomniałam, dosyć specyficzne zapiski, ponieważ autor pisał ostrożnie, nie chciał, by trafił w niepowołane ręce i oskarżał kogokolwiek. Nie mógł wprost mówić o tym, co myślał, co czuł, nie chciał też narażać kolegów. Jest to jednak obraz prawdziwy, spisywany na bieżąco, opisujący fakty z życia obozu, z codzienności internowanych. Polecam zdecydowanie. Warto.


środa, 18 lutego 2015

Siedem pytań do pisarza. Barbara Sęk.



Barbarę Sęk poznałam osobiście na zeszłorocznych Targach Książki w Krakowie. Wiele dobrego słyszałam o jej debiutanckiej powieści-"Dlaczego ona?", a o wiele więcej o niewydanej jeszcze "Miłości na szkle". Tematyka zainteresowała mnie do tego stopnia, że z niecierpliwością oczekiwałam dnia premiery.
Premiera "Miłości na szkle" jest dzisiaj, 18 lutego, i w związku z tym w moim środowym cyklu tym razem Barbara Sęk. Młodsza ode mnie trzy lata autorka odznacza się wielką wrażliwością i niebywałym talentem literackim. Chciałaby za sprawą opowiadanych przez siebie historii poruszyć czytelnika do głębi, zmusić go do myślenia, by nie mógł o lekturze zapomnieć przez długie, długie tygodnie.

Moja recenzja "Miłości na szkle": http://asymaka.blogspot.com/2015/02/miosc-na-szkle-barbara-sek.html

FP autorki: https://www.facebook.com/pages/Barbara-S%C4%99k/371241276279277?fref=ts

KONKURS
Siedem pytań do pisarza:
1. Zabawa zaczyna się dzisiaj, 18 lutego i potrwa do 25 lutego, do godziny 23:00.
2. Każdy z Was może zadać autorce jedno pytanie, wystarczy zostawić je pod tym postem, wraz z adresem e-mail.
3. Spośród wszystkich pytań wybranych zostanie SIEDEM, na które autorka odpowie na moim blogu.
Jedno, najciekawsze pytanie zostanie nagrodzone egzemplarzem powieści.




Miłość na szkle Barbara Sęk



O tej książce słyszałam już wcześniej, wiedziałam, że pojawi się w 2015 roku i opowiadać będzie o sprawach ważnych społecznie, które trzeba poruszać. Z wielką niecierpliwością oczekiwałam zatem zapowiedzi, czułam, że powieść ta przypadnie mi do gustu. I nie zawiodłam się, chociaż było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. W międzyczasie nabyłam jej debiutancką prozę-"Dlaczego ona?", z którą zamierzam zapoznać się w najbliższych tygodniach.

Barbara Sęk wyznaje następującą zasadę: "SĘK w tym, by pisać tak, żeby odbiorca czytał trzy dni, a myślał o lekturze trzy lata". I moim zdaniem w najnowszej powieści udało jej się przyszpilić czytelnika, dać mu do myślenia, bo niełatwo zapomnieć o tej historii, o uczuciach, jakie towarzyszyły nam przy czytaniu, jakich nie możemy się wyzbyć nawet kilka tygodni po skończeniu książki. I ja jestem zdania, że wartościowa lektura, taka, która zmusza nas do refleksji, jest nam potrzebna. Być może zmieni nas, na pewno pozwoli spojrzeć na problemy innych z ich punktu widzenia, nauczy empatii, wrażliwości, dostrzeżemy kogoś poza sobą, przestaniemy widzieć tylko siebie, nie będziemy już myśleć egoistycznie.

"Miłość na szkle" jest powieścią złożoną, nietuzinkową, rewelacyjnie napisaną. Idealnym pomysłem było przedstawienie czytelnikowi punktu widzenia mężczyzny. Męża, który pragnie dziecka niemniej niż żona, który również ma uczucia, martwi się, niepokoi, próbuje zrozumieć, dlaczego spotyka to właśnie jego, ich. Kobieta, która stara się o potomka opisywana była już chyba we wszelki możliwy sposób, jej rozterki, jej emocje, to, jak sobie radzi z tą trudną sytuacją, ale męski punkt widzenia? Czy spotkaliśmy się kiedykolwiek z tak przedstawioną historią bezdzietnej pary? Chyba nie. A przecież powinno być to takie oczywiste! Mężczyzna również ma uczucia, on także cierpi, próbuje sobie poradzić z zaistniałą sytuacją, odnaleźć się w niej.

W książce tej poznajemy dobrze sytuowaną parę małżonków. Są zadowoleni, spełnieni zawodowo, ale do pełni szczęścia brakuje im dziecka. Coraz intensywniej i z coraz większą niecierpliwością zaczynają starania o potomka, jednak owocu miłości ani widu, ani słychu. Dlaczego? Czy coś z nimi jest nie tak? Pojawiają się wątpliwości, pytania, bezsilność. O tym, że mają problem mówią otwarcie dopiero w gabinecie lekarskim w prywatnej klinice leczenia niepłodności. Przyznanie się do tego, że nie mogą mieć dziecka nie jest jednak takie proste, jak mogłoby się wydawać, dużo trudniej też przychodzi to Wojtkowi niż Anecie. Mężczyzna próbuje bagatelizować problem, obraca wszystko w żart, nie chce uwierzyć w to, że coś nie idzie po jego myśli. Do tej pory nie musiał się zbytnio przejmować, żył według własnych zasad, uwielbiał palić papierosy, pić alkohol, nie gardził też "trawką". Używał życia, cieszył się nim, dlatego tym trudniej przychodzi mu zrezygnowanie z atrakcji, na rzecz spokojnych wieczorów i zdrowego odżywiania. Musi przewartościować pewne sprawy, dojrzeć do pewnych decyzji, dorosnąć. Stać się odpowiedzialnym człowiekiem, by w przyszłości zostać ojcem. Wojtek jest idealnym przykładem współczesnego mężczyzny, jest zabawny, przystojny, wykształcony. Ludzie jego pokroju najpierw chcą osiągnąć jakąś pozycję zawodową, mieć co zaoferować przyszłemu potomkowi, a dopiero później rozpoczynają starania o dziecko. Wcześniej nie dopuszczają do siebie myśli, że może się nie udać. Wreszcie problem zaczyna ich przerastać.

Od samego początku książka ta przesycona jest emocjami. Kobiety mogą dzięki niej dowiedzieć się, jak myśli mężczyzna, z kolei płeć brzydka utożsamiać się będzie z głównym bohaterem i będzie go rozumiała doskonale. Szalenie podoba mi się styl autorki, myślę, że idealnie oddała męski punkt widzenia, jest zabawnie, ciekawie, niebanalnie. Przechodzimy wraz z rewelacyjnie przez nią stworzonymi postaciami wszystkie etapy: niedowierzanie, bunt, bezsilność, żal, niemoc. Dochodzą tutaj też do głosu uczucia pozytywne, jak to w życiu bywa, od euforii po łzy, mamy całą gamę emocji. Wybory, przed jakimi stają bohaterowie są zdawałoby się patowe, trudne do zaakceptowania. Codzienność nie ogranicza się jednakże tylko do walki o dziecko, w ich egzystencję wkradają się nieoczekiwane sytuacje, dzieje się o wiele więcej niż mogliby przypuszcza. Pojawiają się straty i zyski, muszą przewartościować swoje życie, podjąć istotne decyzje, pogodzić się z tym, co nieuniknione. Czy to małżeństwo przetrwa jakże bolesną próbę? Ile razy będziemy chcieli rzucić książkę w kąt, bo będą nami targać tak silne emocje, nie do zniesienia po prostu! Perfekcyjnie stworzona fabuła, nietuzinkowe postacie, znakomite i dowcipne przemyślenia głównego bohatera, dialogi niezwykle żywe, wszystko to składa się w wyjątkową całość. Prawdziwa do bólu to opowieść, nad którą nieszybko przejdziemy do porządku dziennego. To książka, którą po prostu trzeba przeczytać.
Jestem mamą trójki dzieci i nigdy nie miałam do czynienia z problemami, jakie spotkały bohaterów tej historii, ale po zapoznaniu się z tą lekturą wiem już, co czują osoby postawione w takiej sytuacji, rozumiem je, współczuję im i trzymam kciuki, by wreszcie mogły wziąć w ramiona maleńką istotkę, którą pokochają bezgranicznie, całym sercem i która pewnego dnia powie:"Totam cię...", jak moja Zuzia. Bezcenne.

wtorek, 17 lutego 2015

Dzień z książką. "Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli tom II sagi" Ałbena Grabowska. Fragment piąty, ostatni.

Dzień z książką.
"Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli tom II sagi"
Ałbena Grabowska.
Fragment piąty, ostatni. 

"W nowym mieszkaniu Henryk załamał się, kiedy zobaczył zawartość walizki. Żona początkowo nie wiedziała, o co ma do niej pretensje, powtarzała, że ona tu nie zostanie ani chwili, ale szybko zrozumiała, że nic tu nie będzie zależało ani od niej, ani od jej męża czy ojca. 
-Nie zostaniemy tu długo-broniła się.-Przecież to jest jakieś bezprawie. 
-Jeśli chcemy żyć, musimy się podporządkować-tłumaczył jej ojciec i powtarzał mąż. 
Zrozumiała to, kiedy zobaczyła, jak niemiecki żołnierz strzela do rabina, wcześniej tłukąc go kolbą, aż krew lała się na chodnik. Potem wstrząśnięta pytała, co takiego ten człowiek zrobił, a ojciec powiedział jej smutnym tonem, że po prostu urodził się w niewłaściwym czasie w niewłaściwej rodzinie. Postanowiła zatem się podporządkować, ale na swoich warunkach. Wcześniej nie pracowała. Chociaż liceum i Instytut Pedagogiki ukończyła z wyróżnieniem i biegle mówiła w trzech językach: francuskim, angielskim i niemieckim, nigdy nie chciała wykonywać konkretnego zawodu. Wystarczyła jej opieka nad dziećmi i pilnowanie, żeby mąż po powrocie ze Szpitala im. Dzieciątka Jezus spędził popołudnie oraz wieczór w ciepłym i spokojnym domu. Róża chodziła do teatru i na koncerty oraz na przyjęcia, na jakie zapraszała ich Izba Lekarska oraz liczni znajomi ojca i męża.
Po tygodniu płaczu w zapchlonym mieszkaniu otrząsnęła się i postanowiła zapomnieć, że była damą. Zaczęła od urządzenia mieszkania, w którym przyszło im żyć. W tym celu sprzedała swoje eleganckie kapelusze i perełki, targując się jak byle przekupa i za te pieniądze kupiła koce oraz ciepłe ubrania. Potem znalazła pracę w kawiarni, gdzie na zmianę z inną śpiewaczką śpiewała piosenki współmieszkańcom getta. Mąż, kiedy usłyszał, że występuje w lokalu, załamał się. Szlochając, prosił, żeby przestała, bo przynosi wstyd rodzinie. Róża odpowiedziała hardo, że wstyd to będzie, kiedy pomrą tutaj z głodu, po czym włożyła jedną ze swoich jedwabnych bluzek i poszła do pracy. 
Zmienniczka Róży śpiewała smutne pieśni. Róża, mimo że nie miała tak pięknego głosu, nadrabiała wdziękiem i lekkim repertuarem."