Recenzja pisana kilka miesięcy temu.
Niedawno miałam przyjemność poznać pierwszą powieść napisaną
przez autorkę, wydaną w 2011 roku debiutancką propozycję literacką Beaty
Gołembiowskiej, zatytułowaną „Żółta sukienka”. Lektura ta nie należała do
najłatwiejszych. Trudne, traumatyczne przeżycia głównej bohaterki wywoływały we
mnie żal, gniew, rozgoryczenie i ogromne poczucie niesprawiedliwości.
Pisarka nie boi się poruszać delikatnych tematów, uważanych
za wstydliwe społecznie, takich, o których się nie mówi, które przykrywa się
zasłoną milczenia i którym daje się nieme przyzwolenie. Cieszę się, że za
sprawą takich książek jak ta nasza wrażliwość wreszcie zbudzi się z uśpienia.
Być może zaczniemy zwracać uwagę na to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami
domostw naszych sąsiadów, a może nawet naszych bliskich, przyjaciół? Polecam
„Żółtą sukienkę” z całego serca, z niecierpliwością czekałam też na kolejne
historie i wreszcie się doczekałam.
„Malowanki na szkle” to druga powieść autorki urodzonej w Poznaniu. Studiowała
biologię środowiskową w rodzinnym mieście, które później opuściła, by założyć
rodzinę i osiedlić się w Radomiu. Jest matką dwóch córek, Iwy i Tiny.
Wyemigrowała wiele lat temu do Montrealu. Ukończyła studia fotograficzne w 1997 roku, pokazując, że warto spełniać
marzenia i realizować swoje pasje. Dostrzeżono jej talent do ciekawych ujęć i
wystawiano tworzone przez nią prace w montrealskich galeriach. Pracowała też
jako malarka dekoracyjna, jednocześnie zaczynając układać w spójną całość
literki. Pisywała opowiadania, scenariusze, artykuły dotyczące dobrze jej
znanych tematów, takich jak: fotografia,
przyroda i malarstwo. Wyreżyserowała film dokumentalny o polskim ziemiaństwie,
zatytułowany „Raj utracony, raj odzyskany”. Nie osiadła na laurach, jest
przykładem kobiety, która ma wiele zainteresowań, pomysłów, nie boi się stawiać
samej sobie zadań trudnych do realizacji, nigdy nie mówi, że coś jest
niemożliwe, nie do osiągnięcia. Według mnie to osoba o niespożytej energii,
którą zaraża wszystkich wokół.
„Malowanki na szkle” to historia nie mniej trudna i bolesna
od pierwszej propozycji literackiej autorki. Poznajemy tu Jolę, dorosłą już
kobietę mieszkającą z nieszczęśliwą i kapryśną matką. Michalina nie potrafiła
kochać, okazywać miłości swojemu jedynemu dziecku, za to doskonale wiedziała,
jak zranić ją do głębi, być może nieświadomie? Córka mieszkała z nią z poczucia
obowiązku, ze strachu przed samotnością, z litości? W pracy była zupełnie inną
osobą, wesołą, spontaniczną, pełną nadziei i wiary we własne siły.
Przekraczając próg znienawidzonego domostwa stawała się zgorzkniałą i
zalęknioną córką swojej siedemdziesięciodwuletniej rodzicielki. Tutaj to ona
rządziła, stawiała warunki, ona była stroną dominującą. Dlaczego Jola zgadzała
się na to wszystko? Z uwagi na dramatyczną przeszłość matki, na trudne
przeżycia wojenne.
Michalina jako jedenastoletnia dziewczynka była świadkiem śmierci
z rąk niemieckich bestii całej swojej rodziny. Zginęli wtedy jej rodzice i trzyletni braciszek, ona zaś cudem ocalała
tylko dlatego, że w tamtym momencie przebywała w piwnicy. Próbowała ratować
małego Jacusia, chciała wybiec na zewnątrz, ale nie dała rady otworzyć wiecznie zacinającego się zamka. Kiedy
wreszcie udało jej się pokonać przeszkodę, było już za późno.
„Jacuś jeszcze żył,
chciał nawet coś siostrze powiedzieć, lecz po kilku minutach skonał. Trzymając
cały czas w objęciach martwego chłopczyka, odnalazła ciała rodziców. Śmierć
ojca i matki dotarła do jej świadomości, ale z utratą braciszka nie mogła się
pogodzić.
„Jacuś… kochany, maleńki… wyzdrowiejesz, będziesz żył…”- szeptała,
trzymając go w ramionach.
Tak zastali ją
powstańcy. Przemocą oderwali Michalinę od ciała brata i odeszli, gdyż Niemcy
mogli wrócić i nie było czasu na grzebanie ofiar. Mama przeżyła zostawienie
ciała Jacusia równie silnie jak jego śmierć.
-Zawiodłam go i
porzuciłam dwa razy, nigdy sobie tego nie wybaczę- powtarzała za każdym razem,
ilekroć zbierało się jej na wspomnienia.”*
Jola miała wiele pytań do matki, których nigdy nie odważyła
się zadać. Dzieliła z nią jej przeszłość. Podobnie jak Michalina stała się
więc ofiarą wojennych dramatów,
pośrednio, ale jednak. Błędem matki było rozpamiętywanie traumatycznej
przeszłości, która położyła się cieniem na całym jej życiu, jak też na życiu
jej jedynej córki. Nie umiała stworzyć relacji opartej na mocnych filarach,
bała się okazać Joli jakiekolwiek pozytywne uczucie, wolała narzekać zamiast
przytulić tak potrzebujące miłości swoje dziecko. To było największe marzenie
naszej bohaterki-kochająca, troskliwa matka. Kiedy wreszcie udało jej się
poznać człowieka, który gotowy był na założenie z nią rodziny, najbardziej
cieszyła się z tego, że przyszła teściowa okazała się tak cudowną i ciepłą
osobą. Cieszyła się, że pomimo dojrzałego już wieku, wreszcie ma szansę mieć
mamę, kobietę, która weźmie ją w ramiona, przytuli, pogłaska, uśmiechnie się do
niej radośnie i spojrzy na nią z miłością w oczach.
To nie jest lektura, obok której możemy przejść obojętnie.
Autorka posiada umiejętność poruszania w nas najcieńszych strun, wyzwalania
emocji i uczuć skrajnych, trudnych do opisania. Zmusza do refleksji, wzrusza do
łez, pozwala zrozumieć, jak ważne są nasze dziecięce lata, jak wiele od nich
zależy, jak nas określają. Rozpamiętywanie przeszłości nigdy nie prowadzi do
niczego dobrego, może nas okaleczyć na długie lata, a takich ran nie da się
łatwo zabliźnić. Nasza bohaterka nie ma życia usłanego różami, bowiem jej
przyszły mąż podobnie jak matka nie potrafi uporać się z dramatyczną
przeszłością, żyje ciągle tym, co było.
To naprawdę ciekawie skonstruowana fabuła, wielowątkowa,
pełna niezwykle istotnych tematów, ale napisana językiem przystępnym,
zrozumiałym dla odbiorcy. Książkę czyta się szybko, to wartościowa lektura
dająca nam do myślenia, pozwalająca przeżyć coś naprawdę ważnego, zmieniająca
nas wewnętrznie. Tytuł nie jest przypadkowy, bohaterowie wyraziści i
nieprzerysowani, całość dopięta na ostatni guzik. Podobnie jak w debiutanckiej
powieści, tak i tym razem Beata Gołembiowska okazuje się autorką, która
dopracowuje, dopieszcza stworzone przez siebie dzieło, nim podda je ocenie
czytelników. Niezwykła lektura dająca nadzieję na to, że nawet uczucie trudne i
skomplikowane ma szansę przetrwać, jeżeli tylko jest prawdziwie silne i warte
tego, by o nie walczyć. Polecam jak najbardziej.
*fragment pochodzi z książki
Anna Grzyb, http://asymaka.blogspot.com/
Trudna tematyka, barwne postacie. Okładka przyciągająca wzrok. Z pewnością sięgnę.
OdpowiedzUsuńOkładka trochę oszukuje choć niewątpliwie jest śliczna. Patrząc na nią wydaje się, że to będzie miła, radosna lektura.
OdpowiedzUsuńAniu, serdecznie dziękuję za tak piekną recenzję. Zapraszam do obejrzenia zwiastuna książki.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=rObdtNUs8Wk
Uwielbiam czytać książki jednakże u mnie są to najczęściej kryminały itp. książka zapowiada się bardzo ciekawie - czasami rozgraniczam książki na damskie i męskie ale myślę, że Twoja recenzja powinna zachęcić nei tylko panie ale i panów więc moze gdzieś uda mi się ją znaleźć
OdpowiedzUsuńKsiążka nieźle się zapowiada. Na pewno ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na recenzję: http://recenzje-dagi.blogspot.com/
Juz przy czytaniu recenzji płakałam....
OdpowiedzUsuńKsiążka przejmująca dla mnie: bardzo prawdziwa i przywołująca bolesne wpsomnienia:) Nietuzinkowa lektura, o której mysli się w czasie, kiedy sie jej nie czyta:) bardzo dziękuję za polecenie:) I wygranie u Ciebie, Aniu:)
OdpowiedzUsuń