piątek, 28 sierpnia 2015

Dziękuję.

Jesteście cudowni, naprawdę. Szczerze mówiąc, bałam się, czy moja książka w ogóle kogokolwiek zainteresuje i czy znajdą się osoby, które będą chciały wydać na nią swoje pieniądze. Dziękuję. Od wielu dni dostaję takie wiadomości, że gęba mi się śmieje od ucha do ucha. Pozdrawiam Was najserdeczniej, jak tylko potrafię. 
A teraz kilka wiadomości, które otrzymałam:
"(...) sama jestem zainteresowana zakupem Twojej książki z autografem (a może dedykacją?). Wiesz, mam świadomość, że teraz, gdy wydajesz książkę, jakiś procent - pewnie mały, ale to nieważne - trafi do Ciebie i chcę mieć w tym swój maleńki udział. Na recenzję i tak możesz liczyć i żaden konkurs nie jest mi do tego potrzebny Emotikon smile"
"Już się nie mogę doczekać Twojej książki Emotikon smile
Nawet nie wiesz jaka jestem dumna, że Ci się udało i cieszę się razem z Tobą. I trzymam kciuki za kolejne książki"
"Aniu za Twoją książkę to każde pieniądze...jestem dumna."
"Szczerze pozdrawiam i czekam na kolejne. Czytałam wszystkie fragmenty, które wystawiłaś na Fb i powiem Ci, że bardzo fajnie się czyta."
"hej Emotikon smile piętnasty raz chyba piszę, że chcę Twoją książkę z autografem Emotikon smileale to tylko dlatego, że naprawdę mi zależy Emotikon smile jestem pełna podziwu dla każdej osoby, która daje coś od siebie światu i mam nadzieję, że kiedyś dasz się zaprosić na kawę Emotikon smile chciałabym wiedzieć przez jaką drogę przeszłaś Emotikon smilepozdrawiam"
Buziaki dla Was Emotikon heart
Dodajecie mi siły i otuchy.

Mam najlepszych czytelników na świecie. 


środa, 26 sierpnia 2015

Siedem pytań do pisarza. Anna Kasiuk.




Anna Kasiuk zadebiutowała powieścią obyczajową "Piąte-nie zabijaj". Już we wrześniu ukaże się jej kolejna książka-"Lewy brzeg". Autorka jest matką, żoną, kobieta pracującą w korporacji. Pisanie na początku było odskocznią od codzienności, dzisiaj nie potrafi sobie wyobrazić dnia bez skreślenia choć paru słów. Uwielbia Mazury, góry, mieszka pod Warszawą.


SIEDEM PYTAŃ DO PISARZA:
1. Zabawa zaczyna się dzisiaj, 26 sierpnia i potrwa do 2 września, do godziny 23:00. 
2. Jeżeli chcecie wziąć udział w konkursie, pod tym postem powinniście zadać niebanalne pytanie autorce książki, zostawiając również adres e-mail, bym mogła się z Wami skontaktować w przypadku wygranej. 
3. Należy dodać mój blog do obserwowanych, polubić profil bloga na FB: https://www.facebook.com/pisaninkaasymaka, udostępnić ten konkursowy post. 
4. Nagrodę w postaci egzemplarza książki ufundowało wydawnictwo Replika i autorka. Organizatorem konkursu jestem ja, prowadząca blog Pisaninka. 
5. Ogłoszenie wyników nastąpi w chwili, gdy autorka wybierze SIEDEM pytań i odpowie na nie, a ja opublikuję post w formie wywiadu na blogu. 
6. Wygra osoba, która zada najbardziej interesujące pytanie. 
7. Zapraszam też do polubienia FP autorki: https://www.facebook.com/pages/Anna-Kasiuk/1459911044312417?fref=ts



Siedem pytań do pisarza. Wyniki. Grażyna Mączkowska.





Dziękuję osobom, które wzięły udział w konkursie. Szkoda, że mogłam wybrać tylko siedem pytań, bo chętnie odpowiedziałabym na wszystkie. Pytania są ciekawe, i z niektórymi miałam problem, jak skrótowo  na nie odpowiedzieć, bo dotykały emocjonalnych głębin… Przy okazji mojego tu pobytu, dziękuję Ani Grzyb za ten konkurs, oraz czerwcowy dzień z moją książką w Pisanince, czyli udostępnienie czytelnikom kilku jej fragmentów, oraz Wydawnictwu AKURAT za egzemplarze książek na oba konkursy.

1)      Wróblica – Pani Grażyno, z tego co widzę jest Pani wielką miłośniczką zwierząt - to tak jak ja - chyba wszystkie Grażyny tak mają ;) Jak postąpiłaby Pani z ludźmi, którzy znęcają się nad tymi biednymi i bezbronnymi istotami? Ja nie mogę patrzeć na te okrucieństwa. ;(
– Witam Cię Wróblico. Czyli moja imienniczko - Grażyno, Grażko? Najczęstszym widokiem są psy na łańcuchach. Taki stereotyp. Na wsiach, niestety, jeszcze wiele psów egzystuje na skrawku wydeptanej ziemi przy budach, lub dziurach wyciętych tuż przy ziemi w ścianie stodoły. Taka zapchlona psina, wciąż się drapiąca, żyje w towarzystwie naczynia oblepionego błotem i robactwem, do którego to pan-sadysta czasem wrzuci resztki z obiadu. Bywa, że łańcuch jest nieproporcjonalnie gruby i zbyt ciężki dla małego kundelka. Serce się ściska. Ale i te w zagrodzonych kojcach nie zawsze mają lepiej. Żyją na metrze kwadratowym betonu bez możliwości wybiegania się. Bez czystej wody. To też jest okrucieństwo, choć właściciel posesji tak nie uważa. Co bym zrobiła? Dla wzbudzenia empatii i zrozumienia postępku, przypięłabym takiego ograniczonego myślowo człowieka łańcuchem do budy na kilka dni, i traktowała go jak on psinę. Oczywiście przedtem bym go zapchliła. Poza tym, pomimo zakazu, wciąż włóczą się hordy psów, i rozmnażają bez jakiejkolwiek kontroli. To długi temat, trudny… prawo sobie, a życie sobie. Bo i transport zwierząt na ubój, niehumanitarny. I wciąż działające cyrki ze zwierzakami. I wnyki na sarny w lasach… Mieszkam w otoczeniu lasów i często  na spacerach znajduję druciane pętle. Zabieram je do domu. Ale  jednak świadomość społeczeństwa wzrasta i wierzę, że większość ludzi nie traktuje zwierząt jak rzeczy. Pozdrawiam serdecznie tych, co kochają zwierzaki!

2)      Anonimowy –  Czytam recenzje Pani książki i boję się do niej zajrzeć, tak bardzo przywołuje bolesne wspomnienia... Czy myśli Pani, że da się wybaczyć w takich sytuacjach, nawet tak bliskim osobom, jak rodzice?
–  Dziękuję za pytanie poruszające bardzo trudny temat. Przebaczenie najczęściej wyobrażamy sobie jako spotkanie osób, wyjaśnienie sobie problemu, usłyszenie magicznego słowa, oczywiście przyjęcie go, i ewentualnie podanie ręki, czy poklepanie po ramieniu. Ale nie zawsze tak jest. Są osoby, którym przeprosiny nie przejdą przez gardło, albo takie, które nie widzą nic złego w tym co zrobili komuś, i nie czują się w żaden sposób winne. Tak może być w przypadku rodziców, którzy świadomie lub nieświadomie przez całe dzieciństwo stosowali przemoc fizyczną i psychiczną wobec dziecka. Wypaczyli dziecięcą psychikę, a zamiast solidnych podstaw do życia, wypuścili młodego człowieka w dorosłość z niską samooceną i wieloma zahamowaniami. Co wtedy? Łatwo jest radzić komuś słowami: daj sobie spokój, zapomnij, nie myśl o tym, jak nie przeżyło się czegoś podobnego.
Warto oddzielić pamięć od przebaczenia. Są przeżycia, których nigdy się nie zapomni, bo mamy świetną pamięć. Z jej fenomenem nie warto walczyć, lecz trzeba się z tym pogodzić. Ale przebaczenie pozostaje już w naszej gestii. Myślę, że do tego trzeba dojrzeć. Przebaczenie to wybór. To świadomość. Można je dokonać w sobie, bez udziału sprawców krzywdy. No i ważna jest odpowiedź na pytanie - co dają niekończące się rozmyślania i żal? Chyba nic pozytywnego, prawda?  Pielęgnujemy tylko w sobie złe emocje, i ładujemy się nimi na własne życzenie. I jeszcze poświęcamy na to naszą energię i czas myślowy. Robimy krzywdę tylko i wyłącznie sobie. Można by także zapytać siebie, co dałoby usłyszenie słowa „przepraszam”? Czy ono by coś  zmieniło? Z tym pytaniem borykała się moja bohaterka, Gabi. Najpierw stwierdziła, że byłaby usatysfakcjonowania, ale potem uznała, że nic to w jej życiu nie zmieni i przestała oczekiwać na to słowo. Dokonanie przebaczenia w sobie ma wielką moc. Jest możliwe. Myślę, że to stan transcendentalny, tak samo jak poczucie wewnętrznego piękna. Do tego trzeba dojrzeć, ale jednak warto się pośpieszyć, bo życie tak pędzi, a ma tyle dla nas dobrych dróg. A może teraz, z perspektywy czasu, warto spojrzeć na rodziców ze współczuciem, jako na chorych ludzi, zagubionych, nieszczęśliwych, którzy mieli wielkie problemy ze sobą, ranili, bo mieli jakiś szkopuł wewnętrzny? Coś było tego powodem. Przebaczenie to zakończenie, które odmienia nasze życie. Dodam jeszcze, że osoby, które przeżyły dzieciństwo w „złym” domu, często mają wspaniałe cechy charakteru. Są wyczulone na wszelkie zło, są empatyczne, są piękne wewnętrznie. Naprawdę! Życzę wszystkiego dobrego!

3)      Martucha180 – Co takiego zauroczyło Panią w okolicach Szczytna, że znalazła tam Pani swoje miejsce na ziemi? Pozdrawiam z północnych Mazur.
 – Martucho180, uściski! Bardzo mi miło,  że Pani też z Mazur. Przedtem mieszkałam również na Mazurach, tyle że po drugiej stronie, w dolinie Drwęcy. Ze Szczytnem to był zupełny przypadek. Zrodziło się marzenie o własnej stajni, koniach i rekreacji konnej. Nie znikąd, lecz z pasji syna, który jest dyplomowanym hodowcą koni, kawalerzystą i przodownikiem turystyki jeździeckiej. Marzenie dojrzewało, aż spadło rumiane jak jabłko z drzewa… Problem był ze znalezieniem takiego miejsca, gdzie wszystko byłoby pod ręką. Dom, konie, stajnia, i pastwiska. Pewnego razu zadzwonił do nas znajomy, że zna takie miejsce. I jest na sprzedaż. Pojechaliśmy, zakochaliśmy się, i kupiliśmy kawałek Mazur z niebem nad nim. Przez wiele lat trwało stajenne życie. Niesamowita przygoda. Równie dobrze mogło to być gdzieś indziej, ale przypadło na okolice Szczytna, i bardzo się cieszę, bo miasto jest piękne, a ja mam swój las i łąki, z żurawiami, boćkami, kuropatwami i skowronkami. I nawet mam własną brzezinę, taki brzozowy lasek, którego biel wciąż cieszy moje oko. Nie mówię jednak, że to miejsce ostateczne, bo jestem taki trochę pędziwiatr…

4)      Bogumiła Sławska – Witam :), co spowodowało, że poruszyła Pani tak ważny ale smutny temat ?
Pozdrawiam Bogusia
– I ja witam serdecznie, Pani Bogusiu. Temat jak każdy inny. I chociaż o wszystkim już napisano książki, te, które traktują o tym samym, różnią się bardzo. Każdy autor w inny sposób patrzy na wybrany temat. Pisze z innej perspektywy i swoimi emocjami. Ja sama do niedawna nie miałam pojęcia, że istnieje syndrom DDA. A nawet jak już o nim usłyszałam, nie wiedziałam, że to temat-rzeka, że tyle jest przypadków, ile osób żyjącym z nim.  W mojej książce większą uwagę  chciałam zwrócić  już na dorosłe dzieci alkoholików, na ich trudne życie, na ciągłe zmaganie się ze wspomnieniami, niż na samo dzieciństwo. Bo takie osoby nie chcą za bardzo rozmawiać o tym, co było, lecz skupiają się na tym, jak sobie radzić teraz. One walczą z tym, co było, grzebiąc w samotności przeżycia przez całe dorosłe życie, przeważnie bezskutecznie. To liczna grupa osób. Mówi się, że w Polsce jest ich milion, ale przecież nie każdy „się ujawnia”, więc może to być dwa, albo trzy razy tyle. Wiele osób nie wie, że są takie zaburzenia osobowości, że ktoś może mieć aż takie wielkie zahamowania i być chorobliwie nieśmiałym dlatego, że wzrastał w domu, gdzie przez lata wmawiano mu, że jest nic niewart. Postanowiłam więc o tym napisać. Dobrze, że obok pięknych książek o miłości i beztrosce, są mniej piękne. Są też potrzebne, bo obok widocznego kolorowego świata, toczy się inny, niewidoczny, skrywany…

5)      Bąblowa Mama – Mówi się, że każda matka kocha swoje dzieci. Moim zdaniem albo jest to bzdurą, albo niektóre kobiety kompletnie nie potrafią miłości okazać...
Jakie w takim razie jest Pani zdanie na temat miłości dzieci - czy zawsze, mimo wszystko powinny kochać i szanować rodziców? Nawet, jeśli czasem wydaje się to takie trudne, że wręcz niemożliwe...?
– Tak, mówi się, że każda matka kocha swoje dzieci, ale z mediów dobrze wiemy, że nie każda. Dzieci są katowane, gwałcone przez partnerów matki, nawet zabijane, bo przeszkadzały w kontynuacji beztroski sprzed porodu. To są skrajności. Ale jest wiele rodzin, gdzie dzieci są poniżane, żyją bez miłości, przez całe dzieciństwo są same ze swoimi problemami, smutkami, radościami i porażkami. Są małe, wymagają opieki. Są zaniedbane emocjonalnie. Nie mają dokąd pójść. Czy takie dzieci będą w dorosłości kochały swoich rodziców? Do miłości nie można nikogo zmusić. To są bardzo indywidualne sprawy, jak wszystkie inne, które dotykają psychik, emocji, uczuć. Pozdrawiam ciepło Bąblowa Mamo.

6)      Monika Płatek – Witam Pani Grażyno! Tyle razy byłam w Szczytnie i nie przypuszczałam nigdy w życiu, że będę miała możliwość wrócić w te piękne okolice za sprawą książki. Kocham Mazury. Chętnie wracam nad jezioro Niegocin oraz Rydzewo i jego okolice. Kiedy po raz pierwszy przeczytałam fragmenty Pani książki "Powiedz, że mnie kochasz mamo" w cyklu Dzień z książką wiedziałam, że muszę książkę przeczytać w całości. Ta książka z jednej strony przywołuje bolesne chwile z mego dzieciństwa, z drugiej strony głęboko wierzę, że może pozwoli mi rozliczyć się z przeszłością. Moje pytanie brzmi: Uważa Pani, że każdy człowiek jest jak księga, z której można czytać - zatem jaki jest tytuł i gatunek Pani księgi?
– Bardzo mi miło, Pani Moniko, serdecznie pozdrawiam. Wiele osób mi mówi lub pisze, że „Powiedz, że mnie kochasz, mamo” przywołuje smutne wspomnienia. Dostałam nawet mejla od pani, która twierdzi, że to książka o jej dzieciństwie, choć czas i sytuacje inne. Wiele osób pisze do mnie o swoich odczuciach po jej przeczytaniu, ktoś inny zastanawia się, czy nie pójść do psychologa, bo od kilkudziesięciu lat nosi w sobie tę smutną tajemnicę, i marzy aby ktoś go wysłuchał i porozmawiał z nim. Żyje "nieuporany" z przeszłością, a chciałby, aby ktoś mu wszystko wytłumaczył, poukładał, wskazał drogi wyboru, jak Gabi z powieści. Inni dopiero z mojej książki dowiedzieli się, że istnieje syndrom DDA. Nie mieli o tym pojęcia. Niektórzy recenzenci napisali, że teraz inaczej patrzą na takie osoby. Bardziej je rozumieją. I zastanawiają się, czy nie mówią zbyt rzadko swoim dzieciom, że je kochają. To miłe w tym smutnym temacie, że książka wywarła jakiś wpływ na czytelnika, że coś dała, że została na dłużej po przeczytaniu.
Tak, piszemy swoje księgi życia, ale nie wszyscy potrafią czytać te nasze opowieści, choć raczej każdy wie, że najważniejsze jest niewidoczne dla oka. Jaka jest moja opowieść…? To trudne pytanie, bo my piszemy, a czytają inni i oni są krytykami. Tytuł, owszem, mogę dać – „Opowieść o nieposkromnionej”, albo niepokornej. Jestem taka pod prąd. Wciąż coś lubię zmieniać i to nie fryzury. Lubię wielkie zmiany, które wywracają życie do góry nogami. Chciałam koni i dogoniłam marzenie. Potem zamarzyło mi się zostać autorką książki. To było niedoścignione marzenie, bo tyle osób pisze, a według statystyk mało czyta. Ale zanim książka została wydana, wysłałam ją w wersji elektronicznej na ogólnopolski konkurs literacki i zdobyłam wyróżnienie. A potem już poleciało… Spełniło się i to marzenie. Wciąż mnie gdzieś gna. Nie lubię monotonii. Chcę życia wyjątkowego, a im w wiek tym szybciej, bo czasu tak mało… I nie jestem pracoholikiem. Lubię życie celebrować.

7)      Aneta Kasza – W   moim życiu bywają momenty, w których tęsknię za dzieciństwem. Żeby choć na krótką chwilę powrócić do tych wspaniałych czasów, sięgam po książki z "dziecinnych" lat. "Dzieci z Bullerbyn'', "Ania z Zielonego Wzgórza", "Karolcia", "Tajemniczy ogród", "Plastusiowy pamiętnik", "Kubuś Puchatek", "Kajtkowe przygody", "Pies, który jeździł koleją... Byłam i jestem zakochana w baśniach Braci Grimm i Hansa Christiana Andersena. Do tej pory uwielbiam czytać
"Jasia i Małgosię", "Śpiącą Królewnę", "Księżniczkę na ziarnku grochu", czy "Królową Śniegu".
Mam ogromny sentyment do bajek i baśni. Kiedy sięgam po książki z dzieciństwa, ze wzruszeniem i radością przypominam sobie te cudowne czasy, które były najpiękniejszą bajką. Każdy z nas jest pisarzem własnego losu i główną postacią swojej bajki.
Czy Pani - podobnie jak ja - sięga i powraca do książek z dziecięcych lat, i czy ma Pani ulubioną bajkę z dzieciństwa?
Czy zgadza się Pani z twierdzeniem, że w każdym człowieku skrywa się małe, bezbronne dziecko spragnione beztroskich chwil?
–   Pani Aneto, piękne pytanie i z wielką przyjemnością na nie odpowiadam. Kocham książki i ludzi, którzy je czytają. Dla mnie są wyjątkowi. Mam wielu rozczytanych znajomych. A może do takich ludzi lgnę? Uwielbiam z nimi rozmawiać o książkach. A teraz się boję, bo na taki temat nie potrafię krótko pisać. J
Z sentymentem wspominam kilkunastostronicowe książeczki z serii „Poczytaj mi mamo”. W domu mieliśmy ich mnóstwo. „Karolcia”, o tak! Marzyłam o takim czarodziejskim koraliku latami. Baśnie Andersena też wciąż się pamięta, prawda? Niesamowicie pobudzały wyobraźnię! „Dziewczynka z zapałkami” wpędziła mnie prawie w depresję. Nie mogłam spać, tak bardzo przejęłam się jej losem. I ja znam bajki, które Pani wspomina. Często zacierała się granica między bajkową fikcją a prawdziwym życiem. Te same bajki czytałam moim dzieciom, a potem już czytały same. Zawsze dużo czytałam, i raczej wszystko co wpadło mi w ręce. Czytałam do końca najbardziej nudne i banalne powieści. Bo było mi żal. Teraz już tak nie jest. Czas pędzi, a tyle książek, więc już nie zmuszam się do dokończenia jak mnie nie wciągają. Wybieram skrupulatnie tematykę. Nie powiem jakich nie lubię, lecz jakie lubię. Ostatnio dużo czytam noblistów. Uwielbiam biografie i tematykę  o religiach i kulturach wschodu. Tematykę hinduską i buddyjską. Czytam książki z listy stu książek polecanych przez BBC. Poczytuję też powieści historyczne. Czytam książki z dużą dawką psychologii. Moja koleżanka stwierdziła kiedyś, że czytam takie „nieszczęśliwe” książki. Ale odskocznią od nich jest tematyka toskańskich i prowansalskich winnic. Ciepła i lekka. I książki podróżnicze. Czytam też poezje, tam jest inny świat… Lubię czasem  w nim pobyć.
Ma Pani rację, w każdym jest coś z dziecka. Nie powinniśmy z tym walczyć. Trzeba czasem siąść na huśtawkę, namalować laurkę koleżance, wylizać talerzyk po torcie. Trzeba podskoczyć i klasnąć w dłonie z radości, jak dziecko. Ja nie mam z tym problemu. Jeśli chodzi o ulubioną bajkę, chyba nie mam. To trudne pytanie, tak samo jak o ulubioną książkę. Czytałam trzy razy „Dolinę Issy” Miłosza, mam własną. Kocham „Noce i dnie”. To taki cudny świat… bez gadżetów elektronicznych, gdzie ludzie byli ze sobą. Pozdrawiam serdecznie i posyłam moją książkę, którą dodatkowo ufundowałam dla jednej osoby, która mnie czymś ujmie. Bo książki to moja pasja, to moja wielka miłość.

Książkę za najciekawsze pytanie wygrywa Anonimowy. Gratuluję!
Pozdrawiam wszystkich bywalców Pisaninki. Dziękuję za poświęcony mi czas.






poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Anna Kasiuk "Lewy brzeg" premiera: wrzesień 2015

Anna Kasiuk „Lewy brzeg” recenzja




Nazwisko Anny Kasiuk poznałam przy okazji czytania jej debiutanckiej powieści obyczajowej z wątkiem kryminalnym zatytułowanej „Piąte-nie zabijaj”. Już wtedy widziałam w niej wielki potencjał, ale nad warsztatem należało jeszcze popracować. W porównaniu z debiutem, „Lewy brzeg” wygrywa w przedbiegach. To książka dopracowana w każdym szczególe i zaskakująco dobra. Historia wciąga nas od pierwszych zdań, nie nudzi, a fascynuje i ciekawi. Z ogromnym zainteresowaniem śledzimy losy bohaterów, chcemy dowiedzieć się o nich jak najwięcej, zrozumieć ich metody postępowania i tok rozumowania. Powieść ta kryje w sobie wiele tajemnic, które chcemy jak najszybciej odkryć, znaleźć odpowiedź na dręczące nas i ich pytania.

Majka wierzy w ludzi, w to, że nie mogą być pozbawieni skrupułów, bez serca, z gruntu źli. Uważa, że praca w podupadającej praskiej przychodni jest idealnym miejscem dla niej. Tutaj czuje się dobrze, jest usatysfakcjonowana i szczęśliwa. Czegoś jednak brakuje w jej życiu. Spełnia się zawodowo, choć nie zarabia zbyt wiele. Może uważa, że pieniądze to nie wszystko?
Jej przyjaciółka Ewa chce od życia czegoś więcej i chętnie przystaje na propozycję pracy za lepsze pieniądze w prywatnej klinice na Ochocie, choć wiąże się to najprawdopodobniej z umówieniem się z raczej obleśnym i mało atrakcyjnym personalnym. Postanawia skorzystać z szansy, jaką otrzymała od losu, wszak zależy jej na rozwoju. Nie myśli o tym, jak zakończy się ta historia.
Kobiety różnią się od siebie, ale nie przeszkadza im to w żadnym stopniu. Majka należy do osób raczej spokojnych, marzy o księciu z bajki, gromadce dzieci i prawdziwym, ciepłym i szczęśliwym domu, Ewa jest żywiołowa, stawia sobie jasne cele i dąży do nich uparcie. Nie martwi się na zapas, nie poddaje melancholii. Pierwsza z nich opiekuje się schorowanym ojcem, który tęskni za żoną. Jest idealistką w każdym calu, zakompleksioną i niepewną własnej wartości psycholożką. Druga doktor psychologii nie ogląda się za siebie, czerpie z życia garściami i zawsze doskonale wygląda.
Obie wybierają się do klubu, by uczcić nową pracę Ewy. Bawią się świetnie, ale Majkę zaczyna niepokoić utkwiony w niej wzrok pewnego mężczyzny. Czuje się dziwnie, nieswojo, oczami wyobraźni widzi sceny żywcem wyjęte z horrorów, które oglądała. Paweł, bo tak ma na imię przystojny mężczyzna, który budzi w niej niepokój, okazuje się całkiem zwyczajnym facetem. Przynajmniej pozornie. Nawiązują bliższą znajomość. Czyżby to on miał być jej upragnionym księciem, na którego czekała i o którym marzyła?

Dzięki niebywale plastycznym opisom, szybko i bez najmniejszego problemu przenosimy się w okolice, o których opowiada autorka. Niezwykle piękny jest krajobraz, jaki roztacza przed nami. Bohaterowie wykreowani zostali ciekawie, zaskakują nas i zadziwiają. Cała historia daje do myślenia i pozostawia w nas ogromny niedosyt. Z niecierpliwością oczekuję na kontynuację serii Łowiska i na kolejne spotkanie z nietuzinkowymi postaciami, jakie stworzyła Kasiuk.
Całość polecam zdecydowanie, szczególnie wielbicielom mrocznym sekretów, zagadek rodzinnych sprzed lat. Czy zawsze rany mają szansę zagoić się wraz z upływającym czasem, a miłość jest lekarstwem na wszelkie bolączki? Jak wielka siła tkwi w kruchej i mało przebojowej Majce? Tego wszystkiego dowiecie się z tej jakże pasjonującej i wciągającej lektury.


Anna Grzyb/blog Pisaninka 


Premiera: wrzesień 2015 

Książce tej patronuję medialnie. Niebawem konkursy. 




niedziela, 23 sierpnia 2015

Śnieżynki Liliana Fabisińska premiera: 02.09.2015





Nazwisko Liliany Fabisińskiej poznałam przy okazji czytania książeczek skierowanych do młodszego czytelnika. Wraz z moimi dziećmi przenosiłam się szybko i bez jakiegokolwiek problemu do świata wykreowanego przez pisarkę, dlatego z wielkim zainteresowaniem sięgnęłam po powieści, które napisała dla dorosłego odbiorcy. I tak poznałam piękne oblicze przyjaźni stworzone w książce „Z jednej gliny”, zagubioną nastolatkę i różne odcienie miłości w „Córeczce”, a wreszcie ogromną potrzebę posiadania dziecka w „Śnieżynkach”.


Tytuł i opis znajdujący się na okładce książki przekonuje nas, że tym razem będziemy mieli do czynienia z lekturą niebanalną i tematyką arcytrudną. Zaskakujące i pomysłowe jest tutaj połączenie dwóch światów-ludzi bogatych i tych biedniejszych, żyjących skromnie. Odmienność ich poglądów, zachowań, postrzegania rzeczywistości, dzieli ich dosłownie wszystko, ale połączy jedno-obie pary chcą zostać rodzicami. Czy to wystarczający powód, by zacząć się przyjaźnić? 
Monika i Mateusz są głęboko religijnymi osobami, od wielu już lat starającymi się o maleństwo. Z kolei Dagmara i Igor nie mają żadnych zahamować, są szczęśliwi, spełniają się i w życiu prywatnym, i zawodowym. Nigdy wcześniej nie myśleli o tym, by starać się o potomka, dlatego też uważają, że szybko i bez problemu uda im się zostać rodzicami. Czy faktycznie za pieniądze można kupić wszystko?

Monika jest dużo starsza od Dagmary, dlatego ma mniejsze szanse na zostanie matką. Pragnie tego jednak z całego serca i dla tego pragnienia gotowa jest postępować wbrew sobie i swoim przekonaniom. Jej mąż, wychowany w głębokiej wierze, brat księdza, waha się i nie wie, czy powinien zgodzić się na rozwiązania, które proponuje mu jego ukochana żona.


To książka niezwykła. Czytałam już kilka innych poruszających temat miłości na szkle, ale ta historia wstrząsnęła mną i nie pozwoliła, bym się od niej oderwała choć na chwilę. Skończyłam ją czytać późno w nocy i nie mogłam zasnąć, tak silne targały mną emocje. Uważam, że zakończenie jest po prostu idealne, wreszcie znalazłam prawdziwe życie, nie cukierkową i przesłodzoną opowieść o ludziach, którzy znaleźli się w sytuacji patowej, zdawałoby się, bez wyjścia.

Temat ciągle jeszcze jest zbyt rzadko poruszany, ale naprawdę ważny społecznie, dotyczący przecież całej rzeszy ludzi. Współczujemy im, ale tak naprawdę nie mamy pojęcia, czym jest dla nich życie bez dziecka. Walka, bezsilność, kluczenie, kłamstwa, poczucie wyobcowania  to ich codzienność. Nie radzą sobie z tym, że nie mogą zostać rodzicami, bo ich ciało nie jest doskonałe, bo czegoś mu brakuje.
To powieść przede wszystkim skupiająca się na emocjach, odczuciach jej bohaterów, nie medyczne informacje, suche fakty. Ukazuje ona rozdarcie wewnętrzne, dylematy moralne, często zbyt trudne, by o nich myśleć, by dokonywać wyborów, tak po prostu bawić się w Pana Boga. Bo kto daje nam takie prawo? Czy powinniśmy oceniać osoby, które wykorzystały już wszelkie inne możliwe sposoby? Czy jesteśmy w stanie im pomóc? Cokolwiek im doradzić?
A gdyby to dotyczyło nas samych…?

Ciągle mam przed oczami obraz, jaki roztoczyła przede mną autorka. Scena, gdy matka jednego z bohaterów, nastawiona sceptycznie i pałająca nienawiścią do jego żony, wykrzykuje mu w twarz, że nie powinien wiązać się z kobietą tak rozrzutną, po prostu rozłożyła mnie na łopatki. Powaliła na kolana. Mąż wspomnianej rozrzutnej wolał okłamywać własną rodzicielkę, wyrażając się mało pochlebnie o ukochanej małżonce, niż przyznać, że postępują wbrew religii, w jakiej zostali wychowani. W tym właśnie momencie poczułam się osaczona i zdradzona, choć nie mnie dotyczyła zaistniała sytuacja. Była ona wyrazista i przesiąknięta emocjami, rzetelnie przedstawiona nam, czytelnikom, pokazała ogrom emocji, bezsilności i samotności tej postaci. Tego męża, który wolał oczerniać żonę niż przyznać, że starają się o dziecko metodą daleką od tradycyjnej.

Mądra, wartościowa to była lektura. Nie sposób przejść obok niej obojętnie. Nie poczuć emocji bohaterów, nie współczuć im. Poruszająca do głębi, szczera, boleśnie prawdziwa i uświadamiająca nam, którzy być może takich problemów nie mamy, że warto wykazać się zrozumieniem, empatią, wrażliwością. Polecam z całego serca.

Premiera: 02.09.2015 







niedziela, 16 sierpnia 2015

Obietnica Łucji Dorota Gąsiorowska




Dorota Gąsiorowska uciekła od zgiełku miasta, by zamieszkać pod Krakowem. Pisała odkąd pamięta, ale długo nosiła się z zamiarem przesłania swojej powieści wydawcy. Wreszcie się odważyła.

Zadebiutowała tą obszerną opowieścią o miłośniczce zabytków, Łucji, opowiedziała nam o jej smutnej przeszłości, od której bohaterka postanowiła wyzwolić się za sprawą przeprowadzki do małego, urokliwego miasteczka. To w Różanym Gaju zamieszkała, tutaj chciała odnaleźć siebie, przy okazji odkrywając sekrety tego niezwykłego miejsca.


Książkę czyta się szybko, ale nie znajdziemy w niej w gruncie rzeczy niczego nowego, tylko czy tak naprawdę zawsze szukamy w literaturze czegoś odkrywczego, innego? Czytelnik potrzebuje czasem pocieszenia i w tej powieści na pewno znajdzie to, czego szuka. Wiarę i nadzieję na to, że będzie lepiej. Z góry wiadomo, jak zakończy się ta historia, to prawda, że jest przewidywalna. To taka idealna lektura na kilka wieczorów, relaksująca i dosyć banalna, sympatyczna można powiedzieć. Dobry "umilacz" czasu.

Sympatyzujemy z główną bohaterką, jesteśmy po jej stronie, a nawet uczymy się od niej, ponieważ za sprawą tej powieści możemy uświadomić sobie, że przeszłości nie da się zmienić i nie ma sensu rozpamiętywać jej po wielokroć i rozkładać na czynniki pierwsze, wciąż i wciąż na nowo. Spójrzmy z radością i optymizmem w to, co dopiero przed nami. Na tym się skupmy. Zapewniam, że warto, bo o ile przeszłości zmienić już nie możemy, o tyle przyszłość zależy od nas samych. I tego się trzymajmy.

Pomimo przewidywalności oceniam książkę dosyć wysoko i polecam ją czytelnikom mojego bloga, ponieważ dzięki tej lekturze możemy miło spędzić czas, dobrze się bawiąc i rozwiązując zagadki sprzed lat.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Krystyna Mirek Szczęśliwy dom. Premiera: 26.08.2015

Krystyna Mirek „Szczęśliwy dom” recenzja 





Twórczość Krystyny Mirek znam i cenię już od kilkunastu miesięcy, a z każdą kolejną powieścią jestem coraz bardziej oczarowana talentem, warsztatem i stylem pisarki. Absolwentka polonistyki 
na UJ w Krakowie potrafi wciągnąć czytelnika w swoje historie i naprawdę zainteresować go stworzoną przez siebie fabułą. Jej bohaterowie nigdy nie są papierowi, zawsze wzbudzają emocje i to często całkiem skrajne. Dzięki wykreowanej przez nią rzeczywistości sami zaczynamy zastanawiać się, jak postąpilibyśmy w tej czy innej sytuacji, ale też równie często odnajdujemy nasze własne dylematy, rozterki i problemy.
Krystyna Mirek to mama czwórki dzieci: trzech dorastających córek i jednego, najmłodszego synka. Przez wiele lat pracowała jako nauczycielka, obecnie skupiła się na tworzeniu powieści i opiece nad dziećmi.
„Szczęśliwy dom” to pierwsza część serii zatytułowanej „Jabłoniowy Sad”. W historii tej poznajemy cztery córki małżeństwa, które właśnie szykuje się do uroczystości związanej z czterdziestą rocznicą ślubu. Zdawać by się mogło, że wszystko w tej rodzinie układa się wspaniale, kłopoty ją omijają szerokim łukiem i nic nie spędza snu z powiek żadnemu z członków tej familii. Mają przecież siebie, kochają się, ufają sobie nawzajem i mogą liczyć jeden na drugiego w każdej sytuacji.
Do pięknej, klimatycznej scenerii przenosimy się szybko i lekko. Nie sprawia nam to najmniejszego problemu, wszak mamy wakacje, a akcja powieści dzieje się z końcem lipca i początkiem sierpnia. Doskonale odnajdujemy się w świetnie opisanej przez autorkę rzeczywistości. Chcemy pomóc rodzinie zbierać soczyste i aromatyczne żółto-zielone jabłka prosto z drzewa, przy okazji wgryzając się w jedno z nich. Ślinka cieknie mi na samą myśl… przypominam sobie dzieciństwo u babci.
Nawet jeżeli nie zdążymy udać się do sadu, w koszach w kuchni stoją już owoce i czekają tylko na to, byśmy wzięli się za ich obieranie i przetwarzanie. Marta, ciocia i siostra pani domu na pewno nie da nam po łapkach, jeśli ładnie się do niej uśmiechniemy i w zamian za jedno jabłuszko zaoferujemy swoją pomoc przy smażeniu konfitur.
Julia, jedna z córek Heleny, uwielbia papierówki i zajada się nimi z rozkoszą, rozmawiając z siostrą matki o miłości. Marta uważa, że jest przereklamowana.

„Nie przejmuj się tak bardzo. Przeceniamy miłość. Zbyt wielkie oczekiwania niosą tylko rozczarowania, płacz, zawiedzione nadzieje. Dobry, uczciwy układ jest o niebo lepszy.”

Czy zapracowana pani weterynarz, mająca niebawem podjąć arcyważną decyzję w sprawie swojej przyszłości, zgadza się z ciotką? Czy i ona uważa, że należy kierować się głosem rozsądku, zapominając o porywach serca i innych tego typu dyrdymałach?

Kolejna z sióstr, Gabrysia, pragnie z całego serca dziecka. Poświęci dla tego marzenia wiele, może nawet swoje małżeństwo. Czy wreszcie przejrzy na oczy i czy nie będzie za późno na zmiany?

Marylka, mama dwóch synów, rozwódka, na siłę próbuje znaleźć sobie partnera. Czy naprawdę potrzebny jest jej mężczyzna, a życie w samotności jest aż tak przykre, jak jej się wydaje?

I wreszcie pracująca wraz z ojcem w ukochanej księgarni Anielka, samotna matka Ani, której ojca nie poznał nikt. Ta ostatnia zdaje sobie świetnie ze wszystkim radzić. Panuje nad własnym życiem i nigdy nie skarży się na swój żywot. Martwi ją tylko stan taty, bo Jan za bardzo przejmuje się losem swoich córek i uważa, że czegoś nie dopilnował, skoro żadna z nich nie jest teraz w pełni szczęśliwa. Czy ma rację?

Prowincjonalne miasteczko gdzieś pod Krakowem zdaje się być idealnym miejscem dla rodzinnej sagi. To tutaj rozgrywają się niemalże wszystkie sceny, tu poznajemy głównych, jak i pobocznych bohaterów. Jabłoniowy Sad jawi się nam jako sielankowa, bajeczna przystań, gdzie można się zatrzymać, odpocząć, pomyśleć, odnaleźć na nowo nadzieję na lepsze jutro. Czy Szczęśliwy dom oprze się każdej burzy, po której zza chmur wyłoni się słońce?


"Z pewnością są na świecie ludzie, którzy zdecydowanym krokiem idą przez życie, podejmując przewidywalne decyzje i budując związki oparte na racjonalnych przesłankach. Ale nawet ktoś taki, kto pod wpływem impulsu akwizytora do domu nie wpuści, w obliczu prawdziwej miłości może zupełnie stracić głowę. 
Dlatego to takie ważne, żeby rozumieć, co dzieje się w naszych sercach. Budować życie na fundamencie prawdziwego, żywego uczucia. I nie pozwolić się okłamać."


Książka pełna życiowej mądrości, pozwalająca nam się zrelaksować i doskonale bawić, przy okazji dająca do zrozumienia, co jest istotne w naszej egzystencji i na czym powinniśmy się skupić. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że Krystyna Mirek jest aktualnie jedną z najlepiej piszących polskich autorek, a jej historie mogą wzruszyć, zaciekawić i zainspirować nas do zmian. Jej bohaterki, tak różne, a jednocześnie tak sobie bliskie, pokazują nam, co znaczą prawdziwe więzy krwi. Scena rozgrywająca się w kuchni pomiędzy dwiema siostrami, Martą i Heleną, została opisana tak pięknie, z niebywałą prostotą, czułością i ciepłem, że nie sposób było nie uronić choć jednej łzy. 
Powróciłam za sprawą tej opowieści do miejsca, które ukochałam w dzieciństwie, do Zielonego Wzgórza i Avonlea, do rudowłosej i krnąbrnej Ani. Co prawda nie ma między tymi historiami zbyt wiele podobieństw, ale klimat jest niemalże identyczny. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Z całego serca.



Anna Grzyb


Premiera: 26.08.2015 

Siedem pytań do pisarza. Wyniki. Jacek Ostrowski.


Głos oddaję autorowi.
Ania



Na wstępie chciałbym Państwu podziękować za udział w zabawie. Muszę przyznać, że pytania są bardzo ciekawe i miałem poważny problem z wyborem „tych siedmiu”.  No i stało się, na polu bitwy zostało osiem pytań, dlaczego osiem? O tym napiszę później.
A zatem, zaczynamy.

Pragnę zacząć nietypowo, gdyż chciałam najpierw podziękować Pisanince (Annie Grzyb) nie tylko za świetną zabawę, jaka miała miejsce w ostatni wtorek (Dzień z książką Transplantacja Jacka Ostrowskiego), ale przede wszystkim za odkrycie autora, o którym istnieniu jak dotąd nie miałam pojęcia i oczywiście jego książkach. Mam wyrzuty sumienia, że nie przeczytałam dotychczas żadnej książki autorstwa Jacka Ostrowskiego, ale wiem , że wszystko przede mną. Nietypowe połączenie tak różnorodnego zainteresowania, pasji robi wrażenie. Studiował Pan prawo, z zawodu programista maszyn cyfrowych, prowadzi Pan firmę informatyczną, pisze książki - brzmi imponująco - tyle dokonań. Akcja niektórych książek toczy się we Włoszech. Intryguje mnie postać Raula Gomesa, ciekawi historia Julity. Porusza Pan tak wielu uniwersalnych problemów, tematów, nie boi się Pan mówić ( pisać) o najbardziej mrocznych zakamarkach człowieka. Na myśl przychodzi mi tu "Zbrodnia i kara " Dostojewskiego i "List do ludożerców" Różewicza - w głowie tyle pytań. Ale można zadać tylko jedno. Zatem pytam: Jak brzmiało by Pana przesłanie do współczesnych ludzi, jakich rad by Pan udzielił, przed czym przestrzegł?

Szanowna Pani, świetnie, że ma Pani wyrzuty sumienia. Nic tak nie cieszy pisarza, jak następny potencjalny czytelnik, wszak jesteśmy po to, by dać Wam wszystko to, co najlepsze. Autor jest wyrobnikiem w służbie czytelnika.  Odnośnie samego pytania, to do dziś przez ten świat przewinęło się mnóstwo mądrych ludzi. Byli to myśliciele, niekiedy politycy, mężowie stanu. Głosili mądre rzeczy, pisali ciekawe księgi, ale czy ktoś ich wysłuchał? Płonęli na stosach, stawali przed plutonami egzekucyjnymi, czy też tracili głowy pod toporem kata.  Dlaczego tak się działo? Bo głupota jest powszechniejsza od mądrości i z całą zaciekłością ją zwalcza. Życie jednego z bohaterów „Transplantacji”  niejakiego Batuttiego daje pośrednią odpowiedź na pytanie, czy warto wyjść poza ramy wszechobecnej głupoty.  Uważam, że szkoda czasu na udzielanie rad, czy na przesłania. Dużo lepszym, efektywniejszym rozwiązaniem jest zmuszenie czytelnika do myślenia, do zastanowienia się nad losami bohaterów powieści, nad motywami ich poczynań. To są ukryte przesłania, które dużo łatwiej docierają do czytelnika niż mądre wywody filozofów. Myślę, że lektura powieści „UT”, „Posiadłości w Portovenere” czy „Transplantacji”  da Pani wyczerpująca odpowiedź na to pytanie.

Panie Jacku, w jednym z wywiadów z Panem wyłonił mi się obraz człowieka obdarzonego niesamowitą wręcz wyobraźnią. Pan nie obserwuje ludzi, pan "widzi" powieść w konkretnych realiach. Mam na myśli genezę powstania "UT". Czy każda Pana książka "powstaje" w takich okolicznościach jak to co się wydarzyło w toskańskim hotelu "z duszą"? Czy wena przychodzi również w innych sytuacjach?


Po treści pytania domyślam się, że zapoznała się Pani z „UT”, co mnie niezmiernie raduje.  Tak, widzę powieść, to jest bardzo trafne określenie i dopiero później przelewam ją na papier. Uważam, że każde nawet drobne zdarzenie można rozwinąć w ciekawą opowieść.  Na pewno uroczy hotelik, opuszczone zamczysko, podupadły wiatrak, czy spalony dom wariatów bardziej pobudza wyobraźnię, ale nawet krasnal ogrodowy może być zalążkiem świetnej historii, to tylko kwestii wyobraźni. Krasnal może być narzędziem zbrodni, można w nim przemycić narkotyki, również może być nim ukryta kamera szpiegowska. Teraz tylko należy historię rozwinąć i powieść jest gotowa.   

Czy uważa Pan, że transplantacja głowy może się udać?:) jeśli tak, jakie może mieć skutki?(przejęcie cudzych cech czy sposobu rozumowania?) pozdrawiam serdecznie !
Domyślam się, że słyszała Pani o zamierzeniach włoskiego neurochirurga Sergio Canavero i stąd to pytanie.  W Transplantacji skupiłem się na przeszczepie serca i możliwości przejmowania cech dawcy. Zapoznałem się z opiniami znanych filozofów, wyznawców różnych religii.  Owszem, istnieją teorie mówiące o wyższości mózgu nad sercem, ale nie są wiodące.  Lekarze stanowczo odrzucają hipotezę o przejmowaniu cudzych cech , czy sposobu rozumowania. Oni jednak na każdym kroku starają się nas  obedrzeć z tego co w nas najpiękniejsze, czyli duszy.  Czekam na pierwszy przeszczep i zobaczymy, co się później wydarzy.

Gdyby miał Pan mieć transplantację, po której przejąłby Pan cechy dawcy to kto miałby nim być i dlaczego?
        
Gdybym odpowiedział na to pytanie to oznaczałoby, że chcę czyjejś śmierci, a nikomu tego nie życzę.  Jestem Jacek Ostrowski i dobrze się czuję w swojej skórze, nie chcę być nikim innym. 

No cóż, transplantacja, to jeden z największych cudów medycyny, a ponieważ bądź co bądź jestem na profilu jej bliskim, pytanie brzmi: Czy sądzi Pan, ze przeszczep serca od zmarłej osoby, w jakiś sposób włącza biorcę do grona rodziny dawcy, czy ma on do tego jakiekolwiek prawa? Pozdrawiam serdecznie, proszę ucałować ode mnie...a niech będzie...wszystkie pieski.

Ponownie wracamy do aspektów etycznych samej transplantacji. No cóż, to wszystko zależy jak podchodzimy do zagadnienia. Jeśli podejdziemy do tematu od strony medycznej to biorca nie jest w żaden sposób związany z rodziną dawcy. Jednak pisarz  nie powinien w ten sposób ogarniać tego tematu, on powinien czuć w tym pewną metafizykę, jakąś duchowość. Jak powiedział  Raul Gomes, bohater Transplantacji „Kiedy człowiek przestanie wierzyć, że ma duszę, kocha sercem, myśli głową, to kim będzie?”. Skoro dostanie czyjeś serce, to po części stanie się kimś innym.

Czy wierzy Pan w istnienie przypadku czy bliżej Panu do przekonania, że nic nie dzieje się bez przyczyny? Może przedstawi nam Pan jakąś ciekawą historię z własnego życia dotyczącą działania przypadku :)
Pozdrawiam!

Każda z tych teorii jest tak samo trudna do obalenia, jak i obrony. Im dłużej żyję tym bardziej skłaniam się do teorii, że w moim życiu nic nie dzieje się przypadkowo. No niemniej to nie oznacza, że akurat ja jestem celem tego spisku przeznaczenia. Może chodzić tu o jakiegoś mojego potomka lub dalekiego kuzyna. Daleki jestem od stwierdzenia, że  życie wszystkich ludzi  jest w jakiś sposób zaprogramowane.  Uważam, że żyjemy w pewnym chaosie wydarzeń, ale z tego bałaganu wyłania się pewien dość stabilny kręgosłup zdarzeń, które mają doprowadzić do takiej, a nie innej sytuacji. Niektórzy z nas są tylko zwykłymi statystami w zdarzeniach, które zmieniają historię, a inni biorą w tym aktywny udział .
Nieraz sam czuję się statystą w zdarzeniach dotyczących mojej córki, która jest młodym
ambitnym naukowcem zajmującym się onkologią eksperymentalną. Jeśli wymyśli lek na raka przestanę być statystą, a poczuję się elementem tej układanki, bo to co ona wyniosła z domu, co jej zaszczepiliśmy z żoną nie wspominając o tym, że jest moją córką mogło mieć tu duże znaczenie.  

Panie Jacku,
W swoich książkach nie boi się Pan zadawać trudnych pytań, "dręczyć" czytelnika moralnymi zagadnieniami, podsuwać skrajne opinie. Nie obawia się Pan też oceny, pragnie, by czytelnik zaczął myśleć, wysuwać własne wnioski. A czy Pan, pisząc o trudnych, kontrowersyjnych tematach, miewa moralne wybory/rozterki? Jak sobie Pan z nimi radzi?
Pozdrawiam
                                                                                                                          
Oczywiście poruszając jakiś problem wcześniej myślę o nim i analizuję. Raczej staram się podsuwać tematy ciekawe, nieraz zupełnie zapomniane, ale często bardzo ważne.   
Mam rozterki duchowe, bo wiem, że każdy kij ma dwa końce, że dojście do prawdy nie zawsze jest wygodne, że niejednemu jest zupełnie nie na rękę. Często do  bohatera negatywnego czuję prawdziwą odrazę, ale staram się być obiektywny. Nawet zbrodniarz ma prawo do obrony, warto spojrzeń na środowisko w jakim wyrastał i co przyczyniło się do jego deprawacji. Ustalenie przyczyn demoralizacji człowieka może pomóc w zapobieganiu przestępczości, wyeliminować zagrożenia. To są trudne tematy, ale staram się przedstawić je w zjadliwej formie, czyli w postaci powieści sensacyjnej lub kryminału.  

Na koniec chciałbym się odnieść do jeszcze jednego pytania.

W czym pies potrafi być lepszy od pisarza?

Chciałbym zaapelować do młodych ludzi, żeby nie sięgali po dopalacze i narkotyki, to naprawdę lasuje mózg i zmienia człowieka.  Szkoda marnować życie, tym bardziej, że nie ma pewności, że istnieje drugie, to po śmierci. Serdecznie dziękuję za zainteresowanie moją skromną osobą, polecam najnowszą powieść „Transplantację” oraz zapraszam do konkursu, w którym będzie do wygrania komplet moich książek.
Jacek Ostrowski


Książkę wygrywa Monika Płatek. Gratuluję. 

Przy okazji chciałabym jeszcze nagrodzić kogoś z innego konkursu, bardzo długo czekałam na odpowiedzi na Wasze pytania przy okazji Siedmiu pytań do pisarza do pewnej autorki. Nie otrzymałam ich do tej pory, dlatego muszę Was przeprosić. Wywiadu nie będzie, ale wyniki tak. 
Egzemplarz książki "Nie waż się" trafi do Jolanty Murawskiej. 
Ania 


niedziela, 9 sierpnia 2015

Pierwsza, przedpremierowa recenzja mojej powieści.

"Anna Grzyb w swojej debiutanckiej powieści przedstawiła świat, którego częścią jesteśmy, w sposób absolutnie pozbawiony złudzeń. Jej powieść odziera z obłudy, wskazuje rzeczy, które skrzętnie pomijamy pragnąc zachować tym samym pozory normalnego, niczym nieróżniącego się od innych życia. Wyraźnie pokazuje błędy, wady i niedoskonałości naszej egzystencji w sposób ironiczny a momentami nawet prześmiewczy. Która bowiem matka przyzna, że wychowanie dzieci sprawia jej problem, bądź najzwyczajniej w świecie potrafi przerosnąć? Grzyb bezceremonialnie otwiera drzwi do naszych domów i mieszkań a czyni to z wyjątkową precyzją i prostotą ukazując prawdziwe oblicze życia bez zasłon, ogródek. Bezwzględnie.
Książka, którą dane mi było przeczytać, napisana jest językiem prostym, nieskomplikowanym, czym autorka podkreśla szeroki zasięg odbiorców, do których kieruje swój przekaz. A czego on dotyczy? 
Ja swoje wnioski wyciągnęłam.
Z pewnością powieść Anny Grzyb stanie na mojej półce wśród innych wartościowych pozycji, do których wracam. 
Gorąco polecam lekturę tej powieści ze względu na świeży i niebanalny sposób, w jaki przedstawiono w niej rzeczy oczywiste i przyziemne." 

Całość opinii tutaj:  http://www.granice.pl/ksiazka,Zycie-z-drugiej-reki,3447140
i tu: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/260915/zycie-z-drugiej-reki.



sobota, 8 sierpnia 2015

Zapłata Małgorzata Rogala




Małgorzata Rogala ma na swoim koncie już trzecią powieść i z każdą kolejną pisze coraz lepiej. Rozwija swój warsztat pisarki i naprawdę przyciąga czytelnika do swojej twórczości. Moim zdaniem doskonałym pomysłem było pisanie powieści kryminalnych, bo zarówno "Kiedyś Cię odnajdę", jak i najnowsza-"Zapłata" wciągają i intrygują. Osadzona w polskich realiach, w stolicy, ówcześnie, nie jest historią przegadaną i przejaskrawioną.

Wszystko zaczyna się w 1993 roku od niezwykłej przyjaźni dwóch skrzywdzonych dziewczynek. Jedna z nich okazuje się na tyle silna, że znajduje sposób, by uwolnić się od oprawcy. Druga postanawia zostać policjantką i spełnia to przyrzeczenie, dane samej sobie.


Współcześnie trafiamy do męskiej toalety znajdującej się w popularnym klubie. Tam właśnie mocno już wstawiony syn wpływowego adwokata zostaje zamordowany. Kto mógłby chcieć jego śmierci? To pytanie na krótko pozostaje bez odpowiedzi, bo szybko okazuje się, jak bezdusznym i pozbawionym kręgosłupa moralnego był osobnikiem. Nie jest nam nawet go żal...
Czy zagadka śmierci mężczyzny zostanie rozwiązana? Czy ma jakikolwiek związek z niechlubną przeszłością ofiary? Kim jest morderca i czy poprzestanie na zabiciu tego jednego człowieka? A może ktoś jeszcze jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, choć kompletnie nie zdaje sobie z tego sprawy?


Świetnie się czytało "Zapłatę". Byłam zaskoczona rozwiązaniem, zainteresowana zachowaniem głównych bohaterów kryminału. Wielokrotnie zastanawiałam się, jak postąpiłabym, gdybym znalazła się w sytuacji, w jakiej oni się znaleźli. Emocje sięgały zenitu, kipiałam ze złości i z bezsilności. Nie mogłam pojąć, dlaczego ludzie mogą zachowywać się w ten sposób...

Moim zdaniem to bardzo realistycznie opowiedziana historia. Poznajemy za jej sprawą prawdziwe ludzkie oblicza, reakcje. Dowiadujemy się, jakie są między nimi relacje, w jaki sposób myślą i dokonują wyborów. Czy zawsze warto coś przemilczeć, chronić tych, którzy na to nie zasługują? To książka o dylematach, przed jakimi stają: matka, ojciec, siostra, dziewczyna, przyjaciółka.
O tym, że bywamy bezmyślni, okrutni, brutalni czasem zupełnie bez powodu. Także o tym, że rany goją się bardzo, bardzo długo, a bywa, że nie zabliźniają się nigdy. Niestety.
Czy tym razem prawda zwycięży? Czy istnieje coś takiego, co może usprawiedliwić zbrodnię?

"Zapłata" daje nam do myślenia. Autorka zwodzi nas i mami. Próbujemy połączyć fakty, znaleźć zabójcę, zrozumieć, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej. Wiarygodna, doskonale napisana, bez zbędnych słów historia, o której nie sposób zapomnieć. Wstrząsa i odziera ze złudzeń, bo niestety coraz częściej dochodzi do podobnych zbrodni.

Z bohaterami tej książki, parą policjantów, chciałabym się spotkać ponownie na kartach kolejnej powieści kryminalnej autorki. Stworzyła ich w sposób wiarygodny i ciekawy. Wzbudzili moją sympatię. Całość polecam.


Tam, gdzie rodzi się zazdrość. Recenzja. Edyta Świętek. Premiera: 11.08.2015

Tam, gdzie rodzi się zazdrość. Recenzja.




Druga część książki zatytułowanej „Tam, gdzie rodzi się miłość” opowiada o dalszych losach rodziny Hajdukiewiczów i osób z nimi powiązanych. Zaczyna się od ślubu Marka i Darii, którzy po pokonaniu wielu przeszkód, wreszcie osiągają pełnię szczęścia i zamierzają być ze sobą na dobre i na złe. Uczucie, które ich połączyło zdaje się być gorące, pełne namiętności, ale czy idealne, pozbawione zazdrości? Czy dzięki przysiędze małżeńskiej wreszcie zapanuje w tej familii spokój? Czy niebezpieczeństwo minęło, a teraz wszyscy będą wieść sielankowe, stateczne życie? Bez trosk, zmartwień?

Chyba nie będzie im to dane…

Edyta Świętek ma na swoim koncie już kilka bardzo dobrych powieści. Za przykład mogę tutaj podać chociażby: „Cienie przeszłości” czy „Banki mydlane”, ale i „Zanim odszedł” czy „Zakręcone życie Madzi Kociołek” to podobno świetne historie. Niebawem ukaże się także „Cappuccino z cynamonem”, która to książka szalenie mnie interesuje. Pisarka tworzy coraz więcej i zdobywa kolejne rzesze zadowolonych czytelników.

„Tam, gdzie rodzi się miłość” to powieść obyczajowa z wątkiem sensacyjnym, którą czytało się z prawdziwym zaciekawieniem. Nie inaczej jest w przypadku jej kontynuacji. Szybko i bez jakiegokolwiek problemu przenosimy się w świat stworzony przez autorkę, przypominając sobie, za co obdarzyliśmy jej bohaterów sympatią, bądź wręcz przeciwnie, dlaczego odrzucało nas na samą myśl o postaciach mniej wzbudzających zaufanie. Czy i tym razem uda nam się zrozumieć postępowanie tej czy innej osoby?

Edyta Świętek wykreowała pełen tajemnic i intryg świat, który wbrew pozorom wcale nie jest aż tak bardzo odległy od naszego własnego. Miłość, nienawiść, zazdrość, zawiść, wszystkie te uczucia targają przecież ludźmi od zarania dziejów. Wielu z nich marzy o zemście, o odebraniu wrogowi tego, na czym najbardziej mu zależy, o upodleniu go, zniszczeniu, unicestwieniu. Niejednokrotnie dochodzi do morderstwa… bez cienia skrupułów czy wyrzutów sumienia.

Daria, wychowana w rodzinie Hajdukiewiczów, zawsze czuła, że grozi jej jakieś niebezpieczeństwo, jednak po śmierci najbardziej zagorzałego wroga ojca wydawało jej się, że wreszcie może spać spokojnie. Tylko, czy na pewno tak jest? Czy z ręką na sercu może powiedzieć, że nie zagraża jej już nikt inny? Że nie ma nikogo, kto źle by życzył jej i jej najbliższym?

Wydawało jej się, że małżeństwo z Markiem będzie spełnieniem marzeń, ale nie wszystko układa się po jej myśli. Rozterki i obawy, jakie odczuwała w związku ze zmianą stanu cywilnego, okazują się nie być bezpodstawne. Ukochany jest porywczy, charyzmatyczny, zazdrosny. Ma wybuchowy charakter, najpierw mówi i działa, a myśli dopiero później i po raz kolejny Daria boleśnie się o tym przekonuje. Czy mimo wszystko miłość będzie w stanie pokonać przeciwności losu?

Całość wciąga od pierwszych stron. Fabuła zaskakuje nas i nie pozwala na chwilę wytchnienia. To historia pełna niesamowitych zwrotów akcji, dla czytelnika, który z radością rozwiązuje zagadki, szuka wskazówek. Dla miłośnika rodzinnych tajemnic mających początek przed wieloma laty to idealna lektura. Trzyma w napięciu do ostatniego niemalże momentu. Emocjonująca i ciekawie skonstruowana, choć przypomina trochę amerykańskie historie, dzieje się w polskich realiach, mniej lub bardziej nam bliskich. Nie rozczaruje nas, a szybko przekona do siebie. Polecam.

Premiera: 11.08.2015 







piątek, 7 sierpnia 2015

Siedem pytań do pisarza. Iwona J. Walczak Wyniki





Iwona J. Walczak to kobieta, która nie boi się zmian i chętnie podejmuje wyzwania. Uwielbia czytać książki, ale radość sprawia jej też ich pisanie. Mieszka w Poznaniu. Prywatnie mama dwóch dorosłych już synów. Do tej pory spod jej pióra wyszły cztery książki: "Nagie myśli", "Złocista Dolina", "Dom złudzeń. Iga" i "Dom złudzeń. Zosia". Ostatnia z powieści będzie do wygrania w dzisiejszym cyklu Siedem pytań do pisarza.



Ewelina Wiśniewska
Czym jest dla Ciebie "Dom złudzeń"? Domem, który został zbudowany na marzeniach czy domem zbudowanym na kłamstwie i bólu?    eve_ew@wp.pl

Dzień dobry, Ewelino, serdeczności. J
Oczywiście przyjemniej jest, gdy spełniają się marzenia. Nawet sobie tego życzymy z okazji rocznic, urodzin czy świąt. Niemniej złudzenia towarzyszą nam zawsze, są z nami, czy to nam się podoba czy nie. 
Mój literacki dom złudzeń zbudowany jest na marzeniach właśnie, ale bywa różnie, czasem w nim gości szczęście, spełnienie, ale jakże często, jak w życiu każdego z nas, kłamstwo, złość, niezgoda i rozczarowanie. Wtedy rodzą się złudzenia. Uważam, że to jest normalny dom, bez polewy czekoladowej, choć w przypadku każdej bohaterki nieco inny. Iga budowała go inaczej i Zosia także czyni to po swojemu.
Skąd nazwa? Niewielu czytelników wyławia z treści tę wiedzę. „Dom złudzeń” - tak dziadek Igi nazwał stojący na środku wsi (Złotniczki to prawdziwa nazwa) gminny dom dla ludzi bez ziemi. „Jedynym stanem posiadania kobiet z tego domu są niespełnione marzenia, co sprawia, że w konsekwencji karmią się one złudzeniami”. – Tak powiedział. Dla dziadka Igi najważniejsza była ziemia. Iga będąc dzieckiem wypatrywała znamion „nieposiadania ziemi”, ale mieszkanki tego domu niczym złym ani szczególnym się nie wyróżniały. Po latach, po bankructwie firmy i odejściu męża, zamieszkała w tym domu, pracując z pasją i wielkim talentem. Mimo iż był także miejscem jej kilku niespełnionych marzeń, dawał jej siłę, a także schronienie, bezpieczeństwo.
„Dom złudzeń” to jedna z nazw jaką miałam w głowie pisząc sagę, tak na marginesie. Druga to „Zapach kumaryny”. Polska wieś w maju i czerwcu pachnie suszoną trawą, która to zawiera właśnie tę substancję, kumarynę. I o tym „zapachu” polskiej wsi też są te książki.

Izabela 81
Pani Iwono, jaką definicję stworzyłaby Pani myśląc - DOM? Co dla Pani znaczy to słowo i w jakim stopniu jest ważne?
Pozdrawiam serdecznie :)  iza.81@o2.pl

Dzień dobry Izo, również pozdrawiam serdecznie
J
Dla mnie domem jest miejsce (i jego otoczenie), w którym czuję się bezpieczna, swobodna, który lubię budować, tworzyć. Jest to także obszar spraw, za które (gospodarując po swojemu) odpowiadam. Nie zawsze potrzebuję towarzystwa, więc poczucie bliskości z innym człowiekiem nie jest warunkiem dla istnienia mojego domu. Często się gdzieś udaję, wyjeżdżam, i dzisiaj po latach uważam, że w swoim życiu miałam wiele domów. Wieszam ubrania w hotelowej szafie, w łazience stawiam kosmetyki, odsłaniam okna, żeby otworzyć „drzwi” przyrodzie, parzę zieloną herbatę, i już jestem u siebie.  
W czerwcu i maju tego roku moim domem był niewielki pokoik w sanatorium, w lipcu zagracony (malarskimi akcesoriami) pokój hotelowy pod czeską Pragą. A ostatnio, podczas upałów, bywa nim pergola w ogrodzie. I choć kocham mój najważniejszy dom w Poznaniu, i jest on dla mnie po równo miłością, ale i utrapieniem (kosztowne remonty), to jednak wyjeżdżając z tamtych domów, wracając do mojego głównego domu, było mi smutno.

Anna Dudkowiak
Gdyby Pani życie zamieniło się w książkę, jaki byłby jej tytuł i gatunek?
Pozdrawiam serdecznie.
annis16@op.pl

Dzień dobry Aniu, dziękuję za pozdrowienia. Odwzajemniam je serdecznie J
To bardzo ciekawe pytanie, wymuszające poszperanie w duszy i w pamięci. Niedawno, podczas spotkania autorskiego, kiedy się już „rozkręciłam” i powiedziałam sporo o sobie, pewien mężczyzna zapytał, kiedy napiszę autobiografię. Odpowiedziałam wtedy, że nie miałabym o czym pisać, w sumie miałam życie nudne, jeden mąż, przeciętna liczba potomków, tylko trzy przeprowadzki, zero botoksów i plastycznych operacji, no, może tylko ciekawych podróży uzbierałoby się kilka. No, interesujących znajomych też. To wszystko. Mało spektakularna byłaby to biografia, może nawet dyskwalifikująca mnie jako osobę coś tam tworzącą. Poza tym, ja wcale siebie nie słucham, nie rozmyślam o swoim życiu, rzadko wracam do przeszłości. Najchętniej słucham innych. Nawet wtedy, gdy przez parędziesiąt minut ktoś snuje opowieść o zamrażaniu owoców albo wyjaśnia mi, jak się obsługuje pocztę e-mailową J  
„To proszę kłamać, wymyślać” – zaproponował wtedy ten mężczyzna. Pozostali uczestnicy go poparli. Zaczęłam intensywnie myśleć. Za chwilę miałam ewentualny tytuł.
A było to taka sytuacja:
Wielkanoc. Drugi dzień świąt. Synowie z żonami wyjechali już do domów, nawet nie chcieli zjeść obiadu. Zasłaniali się długą podróżą. Zostaliśmy sami z tonami jedzenia w lodówce. W domu zapadła cisza, zrobiło się smutno, siedliśmy po przeciwnych stronach długiego, pustego stołu. Coś tam migało w telewizorze. Po chwili na stole stanęła waza pełna ciepłej zupy. I usłyszałam słowa: „Nieco żurku, mój Kocurku?”.  
Świetny tytuł! – usłyszałam, gdy opowiedziałam tę historię.
„Nieco żurku, mój Kocurku?” – mogłaby to być moja biografia, ale pewnie będzie to książka o życiu, o upadkach i podnoszeniu się, o rozstaniach i powrotach, o smutku i radości. O dramacie i niewiarygodnym szczęściu. O cudzie narodzin i tajemnicy śmierci. Gatunek? Nieco komedia, nieco dramat, nieco romans. Jak w życiu. Nie o mnie.
Gdybym jednak na poważnie miała napisać o swoim życiu użyłabym tytułu: „Biografia  niezwykle zwyczajna” J

Bogumiła Sławska
Czy podróżując i fotografując szuka Pani "domu" dla swoich bohaterek?
Jaki wpływ mają Pani fotografie na Pani książki?
Pozdrawiam. 
bm101@op.pl

Dzień dobry Bogumiło, pozdrawiam i za pozdrowienia pięknie dziękuję. J
Chciałabym, żeby moje fotografie miały jakiś związek z moimi książkami, ale tak nie jest. Jako kobieta „pracująca”, mam wielką wadę (pewnie niejedną)-staram się być samowystarczalna. Pisząc książkę chodzę z projektem okładki w głowie, choć nie do mnie należy jej wymyślenie, oczywiście wyobrażam sobie lico, które bazuje na mojej fotografii.  Z tego rzecz jasna nic nie wychodzi, bo Wydawca ma inny pomysł. Czy to dobrze, czy źle? Nie mnie oceniać. Najbardziej zbliżona do mojej wizji jest okładka  książki „Dom złudzeń. Zosia”. Najmniej „Nagie myśli”.
Podróżując (i fotografując) zbieram pomysły na książki i podświadomie szukam domów dla bohaterów, oczywiście tutaj słowo „dom” jest bardzo pojemne. Szukam też ciekawych (zwłaszcza wizualnie) protoplastów moich bohaterów. Ich nie fotografuję J
Czasem usłyszę ciekawe zdanie, inspirującą historię, nieraz zobaczę piękny obraz. Bywa, że umieszczę coś z podróżniczych inspiracji w swojej książce, ale przekonałam się, że to, co mnie uwiedzie, nie zawsze zainteresuje czytelnika. Ba, najczęściej nawet bywa niezauważone.   

Martucha 180
Mieszka Pani w Poznaniu, a w „Złocistej Dolinie" opisywała Pani piękno mazurskiej ziemi w okolicach Ełku. Co łączy Panią z Mazurami? Pozdrawiam z Mazur.   martucha180@tlen.pl

Witaj Marto, pozdrawiam cudnie J
Na Mazurach byłam tylko raz, ale intensywnie. Obezwładniła mnie cisza domu na wsi, w jakim zamieszkałam. To było pierwsze, ale tak mocne doznanie, że będąc tam postanowiłam napisać książkę. („Złocista Dolina” to moja pierwsza książka, ale wydana później, po „Nagich myślach”)
Umieściłam ten pierwszy mazurski obraz w „Złocistej Dolinie”, która (mam nadzieję) oddaje moje wrażenia z tamtych stron, w tamtym domu. Równie dobrze książka mogłaby się zacząć słowami: „Dzień zaczął się leniwie, a jednak miałam wrażenie, że ów spokój nie będzie mi dany na zawsze.” Lubię Mazury, zachwyciłam się tym regionem, ludźmi, historią. Nic więcej. 
Tak przy okazji – zapraszam do Wielkopolski i do zainteresowania się między innymi pięknem secesyjnych willi, których niemało w Poznaniu, czy realizacjami artystycznymi nad Maltą, albo do zgłębiania tajemnic Powstania Wielkopolskiego. Zapraszam też nad polodowcowe jeziora, do wielkopolskich lasów, do odwiedzenia licznych u nas dworków i pałaców. J  

Edyta Chmura
Nie wyobrażam sobie życia bez marzeń, wyznaczają cel, popychają do działania, a czasami zwyczajnie wywołują uśmiech na twarzy. Wiadomo, że wszystkie spełnić się nie mogą, ale czasami przecież się udaje. Jakie marzenie z dzieciństwa Pani udało się zrealizować (chodzi mi o takie, z którym łączy Pani najwięcej radości)?
Pozdrawiam :)  
edyta.cha@wp.pl

Dzień dobry Edyto, pozdrawiam cudnie J
Tutaj będę precyzyjna. Bo choć ciągle marzyłam, zwłaszcza przed snem, niewiele z tych dziecinnych marzeń mi się spełniło. Pamiętam, że zawsze chciałam mieć aksamitną sukienkę w kolorze purpury i czarne lakierowane buciki. Długo o tym marzyłam, ale zamiast tego otrzymałam sukienkę żółtą uszytą z amerykańskiej tkaniny i białe buty. Choć ta żółta sukienka była śliczna, ja nadal marzyłam przed snem o aksamitnej purpurowej, tak długo, aż z niej „wyrosłam”. Ale kilka marzeń mi się spełniło.
Podobnie jak w „Domu złudzeń. Iga” – i ja w dzieciństwie chciałam podróżować, wyjeżdżać „do świata”. To marzenie spełniło mi się, nawet z nawiązką. Dokładnie tak samo jak mała Iga, będąc dzieckiem siadałam na kamiennych schodach dworca kolejowego w Pobiedziskach i marzyłam, by pojechać pociągiem choć paręnaście kilometrów. To byłaby bardzo daleka podróż! Kiedy poznałam region pobliski, zamarzyłam o dalszych podróżach, zaczęłam zbierać mapy, w szafie miałam ich wiele, a później doszły książki - tak zwane przewodniki turystyczne. Do dzisiaj mi to zostało. Niedawno otrzymałam w prezencie bon podarunkowy do empiku –  i już wiem, w jaki sposób go zrealizuję. Nie kupię beletrystyki, bo używam czytnika, ale widziałam takie niewielkich rozmiarów przewodniki... Bo ja wciąż marzę o podróżach J   

Ania Mania
Ma Pani na swoim koncie już parę książek. Wiem, że ciężko wskazać swoje ukochane dziecko, ale niech Pani spróbuje wybrać książkę, której historia bądź któryś z wątków narodził się z Pani własnego doświadczenia i dlatego ta powieść jest najbliższa Pani sercu. Więc, którą Pani wybiera?  Ania_0970@wp.pl

Dzień dobry Aniu, pozdrawiam miło J
W każdej mojej książce są fragmenty, z którymi się utożsamiam. Nie zawsze słusznie. Fikcja z rzeczywistością nieraz mi się pomieszała J Bywa, że po pewnym  czasie pisania i wchodzenia w emocje moich bohaterów, życia z nimi, zastanawiam się, czy to jeszcze ona czy już ja?  Ale nie. Większość treści, wszystkie historie to wyobraźnia.
Najbardziej emocjonalnie związana jestem z „Domem złudzeń. Iga”. Dziadek Igi w jakimś stopniu przypomina mojego dziadka, który był bardzo ciekawym mężczyzną. To właśnie mój dziadzio Jan „wysłał mnie do świata”, on mi o nim opowiadał, on też zaszczepił we mnie pracowitość i obowiązkowość. 

Oczywiście ja nie jestem powieściową Igą, moi rodzice zmarli w mojej dorosłości, nie jestem bogata, ani tym bardziej nikt mi nie podrzucał ruloników ze stówkami z przeznaczeniem na „cukiereczki”. A tak przebojowa jak Iga chciałabym być. Tylko. J
Autorka postanowiła wyróżnić trzy osoby: 
1. Anna Dudkowiak!!!! Bardzo dobre pytanie
2. Ewelina Wiśniewska
3. Bogumiła Sławska

Gratuluję. Zapraszam też do kolejnej zabawy: http://asymaka.blogspot.com/2015/08/siedem-pytan-do-pisarza-grazyna.html