piątek, 29 stycznia 2016

Małe wojny Joanna Kruszewska



"Małe wojny" to druga powieść Joanny Kruszewskiej, której patronuję medialnie. Ucieszyła mnie ta propozycja wydawcy, ponieważ styl autorki przypadł mi do gustu, a poruszane w jej historiach tematy uważam za aktualne. Ciekawe, trafne spostrzeżenia, nieszablonowość i autentyzm, jaki bije z tworzonych przez nią historii urzekły i przekonały mnie. Na pewno sięgnę po kolejne publikacje pisarki.

Książka ta oczarowuje nas już samą okładką. Przepiękne odcienie niebieskiego nadają jej subtelności i delikatności. Ładnie została wydana.
Treść równie interesująca, bo to opowieść z życia wzięta.
Poznajemy parę. Grzegorz jest ideałem, naprawdę. Kocha Kingę, wspiera, jest cierpliwy, dobry z niego człowiek. Ona jest zapracowana, silna psychicznie, opoka i ostoja całej rodziny. Kto ją tak postrzega? Jaka naprawdę jest? Czy i ona miewa chwile zwątpienia, popełnia błędy i nie jest do końca przekonana do słuszności swoich wyborów?

W oczach innych zawsze wyglądamy inaczej. Zawsze.
Joanna Kruszewska naturalnie i z prawdziwą lekkością mówi o sprawach, z jakimi spotykamy się każdego dnia. Małe zatargi urastają czasem do rangi ogromnego problemu tylko dlatego, że nie mamy czasu na rozmowę. Boimy się konfrontacji, odpuszczamy, zamiast powiedzieć wprost o tym, co nas uwiera, co nam przeszkadza, co spędza nam sen z powiek.

„Małe wojny” Joanny Kruszewskiej to książka, która opowiada o prawdziwym życiu pewnej rodziny. Uważana jest ona za idealną, Grzegorz jawi się jako wspaniały mąż i ojciec, jego żona silna i zawsze doskonale zorganizowana. Kinga stara się radzić sobie z codziennością najlepiej, jak tylko to możliwe, ale ma mnóstwo żalu do własnej matki o to, że nigdy nie okazywała jej miłości, wsparcia i zaufania. Wkrótce okazuje się, że relacje z rodzicielką powiela, traktując starszą córkę podobnie, jak sama była traktowana w dzieciństwie. Nic nie jest tu tak proste, jak początkowo mogłoby się wydawać…

Wciągająca już od pierwszych stron, świetnie skonstruowana powieść, chwytająca za serce i ukazująca rzeczywiste oblicze relacji międzyludzkich. Bohaterowie są wyjątkowo  prawdopodobni, a całość budzi empatię i każe nam się zatrzymać, byśmy zamyślili się nad tym, co dzieje się w naszych własnych domach. Jak cienka jest granica między tym, co dobre a tym, co złe? Na to i inne pytania odpowiada autorka w książce nieoczywistej, obnażającej lęki, obawy i troski, ale też pokazującej różne oblicza miłości. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. 

czwartek, 28 stycznia 2016

Nieznajomy mąż Holly Peterson



Holly Peterson przez ponad dekadę była producentką ABC News, współpracowała z tygodnikiem "Newsweek", stała się laureatką nagrody Emmy. Jej teksty publikowano również w "New York Timesie" czy "Vogue'u". Napisała powieść "Niańka", która szybko stała się bestsellerem. "Nieznajomy mąż" to pierwsza książka autorki, jaką czytałam.


Główna bohaterka to Allie Crawford, której życie zdaje się być ze wszech miar uporządkowane. Pozornie. Szybko dowiadujemy się, że mąż głównej bohaterki ma tendencję do "skoków w bok", a ona do wybaczania i zapominania o zdradzie, podobno jednorazowej. Czyżby? Nie do końca wierzyłam w to, że można przejść nad czymś takim do porządku dziennego, ani też w to, że Wade nagle stał się idealnym małżonkiem.

Allie chyba już nie ufa mężowi, podejrzewa go i przygląda się jego reakcjom na widok pięknych kobiet. Gdzieś w środku czuje, że Wade coś przed nią ukrywa i nie jest z nią szczery, ale próbuje bagatelizować to i nie myśleć o popełnianych przez niego błędach.

Dlaczego go poślubiła? Coraz częściej zaczyna zadawać sobie to pytanie. Wraca myślami do tragicznego wypadku samolotowego, w którym zginął jej ukochany ojciec niemalże na jej oczach, bo i ona była w tym samolocie...

Powieść ta nie zapada jakoś szczególnie w pamięć, ale czyta się ją szybko i z prawdziwym zainteresowaniem. Śledzimy pasjonujące losy Allie, ale też osób w ten czy inny sposób z nią związanych. Na jaw wychodzą ciemne sprawki, oszustwa na wielką skalę, afery i zdrady, jakich nie mogliśmy przewidzieć. Nie wiadomo, kto w tej historii jest po naszej stronie, komu ambitna i w gruncie rzeczy niezwykle silna kobieta może ufać i na kogo liczyć. To gra pozorów, dobrze opowiedziana historia pełna niespodziewanych zwrotów akcji, z niebanalnym zakończeniem. Polecam.

środa, 27 stycznia 2016

Bella i Sebastian 2




Ta niewielkich rozmiarów książeczka skierowana ewidentnie do młodszego czytelnika, poruszyła mnie do głębi i wycisnęła z moich oczu łzy. Z wielką radością podsunę ją mojemu ośmioletniemu synowi, ponieważ historia ta uczy empatii, wrażliwości, pokazuje, że warto być dobrym człowiekiem. Takie wartości staram się wpajać moim dzieciom, a ta mądra lektura na pewno jeszcze bardziej przekona moje szkraby do godnej pochwały postawy.


"Bella i Sebastian 2" na podstawie scenariusza do filmu to opowieść o chłopcu i jego ukochanej czworonożnej towarzyszce. Właśnie skończyła się II wojna światowa i Sebastian z niecierpliwością oczekuje powrotu Angeliny. Nie ma ochoty chodzić do szkoły, woli otwarte przestrzenie i nie umie oprzeć się wołaniu gór.

Niestety Angelina nie wraca. Samolot, którym leciała nie dotarł na miejsce. W górach pozostał tylko jego wrak...

Odważny i zdeterminowany Sebastian nie chce uwierzyć w to, że Angelina nie żyje. Zrobi wszystko, co w jego mocy, by ją odnaleźć. Czy niebezpieczna wyprawa może okazać się wspaniałą przygodą, dzięki której chłopiec otrzyma od losu coś więcej niż kiedykolwiek pragnął?

To przepiękna, poruszająca opowieść o tym, że nie wszystko jest takie, jakim nam się wydaje, ale też o prawdziwej miłości, przyjaźni i zaufaniu. Aktualna i niebywale obrazowa.
Publikacja wzbogacona w zdjęcia z filmu na pewno będzie atrakcyjną i interesującą lekturą dla dziecka w wieku szkolnym. Czyta się ją w tempie ekspresowym, napisana jest lekkim i przystępnym językiem. Polecam zdecydowanie!

Siedem pytań do pisarza. Hanna Greń.

Kolejna odsłona mojego środowego cyklu.

Tym razem chciałabym zaprezentować Wam sylwetkę autorki dwóch powieści kryminalnych z wątkiem obyczajowym.



Hanna Greń jest mieszkanką Bielska-Białej, urodziła się w Wiśle, ukończyła Akademię Ekonomiczną w Katowicach. Zawodowo zajmuje się ekonomią, pisarką jest z zamiłowania. Cykl wiślański rozpoczęła debiutancką powieścią "Cień Sprzedawcy Snów". "Cynamonowe dziewczyny" to kolejna publikacja wydana w tej serii.



SIEDEM PYTAŃ DO PISARZA:
1. Zabawa zaczyna się dzisiaj, 27 stycznia i potrwa do 3 lutego, do godziny 23:00. 
2. Jeżeli chcecie wziąć udział w konkursie, pod tym postem powinniście zadać nietuzinkowe pytanie autorce książki, zostawiając również adres e-mail, bym mogła się z Wami skontaktować w przypadku wygranej. 
3. Należy dodać mój blog do obserwowanych, polubić profil bloga na FB: https://www.facebook.com/pisaninkaasymaka, udostępnić ten konkursowy post. 
4. Nagrodę w postaci egzemplarza książki ufundowało wydawnictwo Replika i autorka. Organizatorem konkursu jestem ja, prowadząca blog Pisaninka. 
5. Ogłoszenie wyników nastąpi w chwili, gdy autorka wybierze SIEDEM pytań i odpowie na nie, a ja opublikuję post w formie wywiadu na blogu. 

Moje recenzje książek autorki: 
http://asymaka.blogspot.com/2016/01/cynamonowe-dziewczyny-hanna-gren.html
http://asymaka.blogspot.com/2015/12/cien-sprzedawcy-snow-hanna-gren.html

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Na imię jej Rose Christine Breen



"Na imię jej Rose" to książka niezwykła. Wydana w serii Leniwa niedziela zdaje się być opowieścią lekką, łatwą i przyjemną. Klimatyczna okładka również sugeruje, że czytelnika czeka lektura ciepła i wzruszająca. Moje oczekiwania względem niej sprawdziły się w stu procentach. O czym jest ta historia?

Iris próbuje poradzić sobie po śmierci męża, choć nie dotrzymała jak dotąd złożonej mu obietnicy. Czy powinna odnaleźć biologiczną matkę tytułowej Rose, którą wraz z mężem adoptowała przed wieloma laty? Gdyby nie rozmowa z lekarką i niepewność, jaka jej towarzyszy po otrzymanej od niej informacji być może prawda nigdy nie wyszłaby na jaw... Kobieta decyduje się jednak opuścić wiejski dom na zachodzie Irlandii, by wyruszyć jedynym tropem, jaki ma. Trafia do Bostonu, czy odnajdzie tam rodzicielkę dziewczyny? Z jakiego powodu matka zostawiła Rose? Co się z nią stało? Kim jest jej ojciec?

Adoptowana dziewczyna również ma wiele problemów. Nie potrafi sobie z nimi poradzić, zaczyna zastanawiać się nad rzuceniem studiów, choć tak kocha muzykę.

Czy tajemnica z przeszłości wyjdzie na jaw? Jak potoczą się losy Iris i Rose?

Ciekawie poprowadzona fabuła, trudne wybory i wyraziste postaci w debiutanckiej powieści Christine Breen przekonały mnie do tej historii. Iris, podobnie jak autorka książki zajmuje się ogrodnictwem, dlatego tak pięknie opisała na przykład czerwone maki. Jej porównania działają na wyobraźnię czytelnika, szczególnie teraz, gdy za oknem zima.

"Maki eksplodują niczym korki z butelek szampana, a widok ich jedwabiście czerwonych wnętrz zapiera ogrodnikowi dech w piersiach. Na twoich oczach w godzinę pąki rozwijają się w duże kielichy i tak dotrwają aż do rana." [1]

Całość ujmująca, zaskakująca i dająca nadzieję. Emocjonująca. Pokazuje nam ogrom matczynej miłości, siłę tego uczucia i wewnętrzną walkę, jaką niejednokrotnie trzeba stoczyć z samym sobą. Polecam.


[1] Christine Breen "Na imię jej Rose", Wydawnictwo Świat Książki 2016, s. 17

niedziela, 24 stycznia 2016

Katarzyna Misiołek Ostatni dzień roku



To moje drugie spotkanie z twórczością Katarzyny Misiołek, i o dziwo!, jeszcze lepsze niż pierwsze. Zaskoczyło mnie podejście autorki do tematu, a już zakończenie... po prostu najlepsze z możliwych. Ujmujące, dające do myślenia, naprawdę ciekawe. Tym bardziej polecam "Ostatni dzień roku".

Wyobraźcie sobie, że właśnie szykujecie się na Sylwestra. To ostatnia noc tego roku, chcecie go pożegnać w gronie przyjaciół, dobrze się bawić, by wkroczyć w kolejny z jeszcze większą radością, pełni nadziei i planów... I nagle dociera do Was ta wiadomość. Najgorsza z możliwych, jak się okazuje.

Monika nie wyglądała na osobę, którą coś trapi. Wszyscy zgodnie twierdzą, że nie miała wielkich problemów, powodów do zmartwień. Szczęśliwa w małżeństwie, cieszyła się życiem, pracowała. Pozornie wszystko było idealne, przynajmniej tak wyglądało to z boku. Czy miała jakikolwiek powód, by odejść? Bliscy zaczynają zadawać sobie coraz trudniejsze pytania, a ich rzeczywistość zamienia się w niekończący się koszmar, kiedy okazuje się, że Monika zaginęła. Gdzie się podziała? Czy uda się rozwiązać zagadkę jej zniknięcia?

Młodsza siostra kobiety nie potrafi sobie poradzić z tym, co się stało. Wciąż rozmyśla, zastanawia się, analizuje i pragnie wierzyć w szczęśliwe zakończenie. Rodzina zaginionej nie cofnie się przed niczym, by spróbować ją odnaleźć, naprawdę będą zdesperowani, ale czy można im się dziwić? Może Monika jest poza granicami naszego kraju, może trafiła do sekty, może tkwi w jakimś szemranym miejscu wbrew swej woli?

Magda zostaje pozbawiona złudzeń. Intensywnie szuka starszej siostry, jednocześnie poznając rodzinne sekrety, o których wcześniej nie miała pojęcia. Czy zaakceptuje nową rzeczywistość, czy poradzi sobie z traumą, jaka ją spotkała? Czy tęsknota za Moniką odbije się na jej poukładanym życiu? Niestety tak. Studentka nie będzie widziała innego sposobu, jak rzucenie studiów, wszystko, co wcześniej miało znaczenie, teraz straci sens.
Chłopak? Nie będą potrafili się już porozumieć, a tylko przypadkowo poznani mężczyźni dadzą jej chwilowe ukojenie i zapomnienie.

Świetna powieść. Trzymająca w napięciu, doskonale rozplanowana i przemyślana w najmniejszym nawet szczególe. Poruszająca, pobudzająca do refleksji, nie dająca o sobie zapomnieć, głównie ze względu na mało oczywiste zakończenie. Bohaterowie tej historii prawdziwi, a rzeczywistość oddana bez przekłamań. Dla mnie jedna z lepszych książek, jakie czytałam. Naprawdę polecam.







W niebie na agrafce Iwona Grodzka-Górnik





Wreszcie znalazłam czas, by przeczytać "W niebie na agrafce" Iwony Grodzkiej-Górnik.
Historia ta zaintrygowała mnie, gdy okazało się, że ojciec głównej bohaterki przepadł bez wieści w czasie stanu wojennego i od tamtej pory nikt nie wie, gdzie się podziewa. Czy jeszcze żyje? Dlaczego rozstał się z matką Zuzanny, skoro tak bardzo byli w sobie zakochani?

Niebanalny tytuł, sympatyczna okładka i ta intrygująca zagadka przekonały mnie, że warto sięgnąć po niniejszą opowieść. Ciekawa byłam, jak potoczą się losy samotnej matki czteroletniego chłopca, czy znajdzie ojca, a może nie tylko jego?

Zuzanna nie ma nawet trzydziestu lat, a już tak wiele przeszła w swoim życiu. Przez przypadek dowiaduje się jeszcze, że jej biologiczny ojciec był malarzem, wreszcie wychodzi na jaw, skąd pojawiła się u niej tak wielka pasja do malowania. Talent odziedziczyła po ojcu, po prostu! Idąc jego tropem wyjedzie do Italii, by tam przeżyć wiele niebezpiecznych przygód. Czy uda jej się wyjść cało z tej opresji?

"W niebie na agrafce" zapowiadała się na powieść obyczajową w lekkim stylu, ale moim zdaniem to zabawna opowieść kryminalno-obyczajowa. Szczególnie ujęły mnie momenty, w których pojawiał się syn Zuzanny, Łukasz, chłopiec roztropny i odznaczający się inteligencją i dowcipem. Od razu przypominały mi się rozmowy i pytania moich dzieci. Widać, że autorka świetnie zna się na świecie naszych milusińskich.

Główna bohaterka przeżyła przed laty dramat, kiedy to ojciec jej nienarodzonego jeszcze wtedy dziecka zginął w wypadku. Mały został pozbawiony jednego z rodziców, nigdy nie miał szansy go poznać, a jej zawalił się cały świat. Podniosła się jednak, nie poddała się. Przeprowadziła się, by nowe miejsce nie przypominało jej o tragedii, jaka ją spotkała. Tutaj odzyskiwała spokój i powoli uczyła się życia na nowo. Sama. Przynajmniej do momentu, w którym ją poznaliśmy.

Obok Zuzanny pojawia się dwóch mężczyzn, którego z nich wybierze? Który okaże się być tym jedynym? A może nie wybierze nikogo? Przy okazji poszukiwania ojca pozna swoich dwóch przyrodnich braci, czy połączy ich prawdziwie bliska, rodzinna więź? Czeka ją też wiele niebezpiecznych przygód, we Włoszech spotka się z szajką fałszerzy obrazów.

To książka, która nie pozwoli czytelnikowi na nudę. Czyta się ją szybko i lekko, choć to nie tylko zabawna historyjka o samotnej kobiecie. Zuzanna poszukiwać będzie własnych korzeni, zastanawiać się nad własnym życiem, nad tym, czego w nim brakuje, czego potrzebuje, by być naprawdę szczęśliwą. Tutaj barwna i interesująca fikcja literacka mieszać się będzie z szarą i smutną rzeczywistością, z autentycznymi problemami, jakie ma wielu z nas. To opowieść, w której przeplatają się wątki miłosne z sensacyjnymi, odkrywane są rodzinne sekrety, a wszystko okraszone jest sporą dawką dowcipu. Idealna mieszanka dla czytelnika szukającego dobrej, lekkiej lektury na chwil kilka.

piątek, 22 stycznia 2016

Niekochana Katarzyna Misiołek



Katarzyna Misiołek jest mieszkanką Krakowa, która przez kilka lat przebywała w słonecznej Italii, gdzie pracowała i uczyła się języka. Obecnie współpracuje z kilkoma wydawnictwami prasowymi, ale z żadnym nie jest związana na stałe. Pasjonuje ją ezoteryka, psychologia, medycyna niekonwencjonalna i turystyka. Czyta powieści grozy, sama pisuje krótkie horrory.


"Niekochana" to pierwsza książka autorki, z jaką miałam możliwość się zapoznać. Urzekła mnie i dała mi do myślenia, podobnie jak kolejna powieść pisarki-"Ostatni dzień roku", o której opowiem przy innej okazji.


"Niekochana" to historia o pozorach. Główna bohaterka zdaje się być osobą szczęśliwą i zadowoloną z życia, dlaczego zatem ta powieść ma tak wymowny tytuł, zastanawiamy się rozpoczynając czytanie. Intryguje nas ono, nurtuje.  Jesteśmy zwyczajnie, po ludzku, ciekawi. Nie spodziewamy się jednak, co rozgrywa się za drzwiami domostwa tej zdawałoby się idealnie dobranej pary.
Osoby, które tkwią w wieloletnich związkach być może szybko odnajdą się w stworzonej przez Misiołek rzeczywistości. W niejednym małżeństwie dochodzi do kłótni, niesnasek i nieporozumień. Znużenie, znudzenie, rozczarowanie, szara i smutna codzienność nie pomagają w odbudowaniu relacji, jaka łączyła małżonków na samym początku. Potrzeba wiele odwagi i siły, by przetrwać kryzys. Nie każdemu się to udaje...

Jakie myśli zaczynają zadręczać Agnieszkę? Do jakich konkluzji dochodzi? Czy naprawdę jest taka radosna i beztroska, jak mogłoby się wydawać? Ma przecież doskonałego męża, dobrą pracę, przyjaciół i piękny dom z ogrodem! Czy ma powody do narzekania? Dlaczego nagle zaczyna odczuwać dyskomfort i dostrzegać, że Igor traktuje ją inaczej niż kiedyś? Z jakiego powodu jej mąż stał się wyzuty z uczuć? Bohaterka tej historii jest w stanie zrobić wszystko, byleby tylko odzyskać miłość ukochanego. Jak wiele będzie w stanie poświęcić?

Autorka książki odpowiada w niej na pytanie, czy zawsze i za wszelką cenę warto walczyć o uczucie. Czy istnieją takie sytuacje, w których powinniśmy odpuścić, dać sobie spokój? Kiedy człowiek przekracza granicę i traci szacunek do samego siebie? Czy zdradę można wybaczyć? Zapomnieć o niej?

"Niekochana" naprawdę dała mi do myślenia. Poruszająca, ciekawa, ujmująca to była lektura. Pokazująca prawdziwe życie, a takie książki cenię szczególnie. Nie te ckliwe, słodkie opowieści mocno odrealnione, a właśnie takie, które zadziwiają autentycznością, z których na każdym kroku i z każdej strony wylewa się prawda. Gorzka, smutna, ale nie do końca. Bo to książka dająca nadzieję. Kobiety mają w sobie wielką siłę, której wcześniej się po sobie nie spodziewały. W sytuacjach dramatycznych, trudnych, potrafią wykrzesać z siebie wielkie pokłady odwagi, by zawalczyć o siebie i swoje szczęście. Dla mnie to była idealna lektura. Tak emocjonujące, budzące skrajne reakcje historie są mi szczególnie bliskie. Polecam.

Krystyna Mirek Jabłoniowy sad Rodzinne sekrety




Drugi tom sagi o rodzinie Zagórskich. Opinia na temat części pierwszej jest tu:  http://asymaka.blogspot.com/2015/08/krystyna-mirek-szczesliwy-dom-premiera.html.

Z wielką niecierpliwością czekałam na kontynuację sagi o tej wyjątkowej familii. Ciekawa byłam, jak potoczą się losy Anielki, jaką decyzję podejmie Julia, niestety zupełnie zapomniałam o Maryli... Nie wiem dlaczego tak się stało, ale była dla mnie osobą mało ciekawą, nie zajmowała moich myśli, nie zastanawiałam się, jak potoczą się jej sprawy. Za to autorka utarła mi nosa, pokazując, że i ona jest postacią barwną, interesującą i inspirującą. I jej warto poświęcić chwilę uwagi, bo choć sprawiała wrażenie nudnej i nieatrakcyjnej, okazała się być bohaterką odważną i potrafiącą walczyć o szczęście swoje i swoich dzieci.

W tej części Krystyna Mirek nie da nam ni chwili wytchnienia. Znowu będzie emocjonująco, po raz kolejny pokaże nam, jak trafić na właściwe tory, choć wszystko wskazuje na to, że to już koniec, że po burzy nic nie będzie takie, jak kiedyś...

W domu Zagórskich zjawia się brat Jana, którego ten miał spłacić przed czterdziestoma laty. Ojciec czterech córek ma do wyboru sprzedaż sadu z domem lub ukochanej, rodzinnej księgarni. Jakie decyzje podejmie, czy wytrzyma to jego osłabione serce? Czy wreszcie spojrzy za siebie i przyzna się do błędów, jakie popełnił w przeszłości?

I wreszcie Anielka, najbliższa mi bohaterka tej sagi. Do tej pory samotnie wychowywała córeczkę, nikomu nie wyjawiając, kto jest jej ojcem. Co takiego zainspiruje ją do zmiany zdania? Czy i ona będzie miała wreszcie szansę na szczęście?

Kłopoty finansowe, nawarstwiające się problemy, trudne do podjęcia decyzje... Wiele zmian, istnych rewolucji czeka rodzinę Zagórskich, czy uda im się pokonać przeciwności losu, powiedzieć: "przepraszam" tym, których zranili? Czy przepraszanych stać będzie na wybaczenie?

Ciężko opuszczało się to niezwykłe miejsce pełne ciepła, zapachu ciasta i bliskości. Krystyna Mirek stworzyła przepiękną sagę o rodzinie dalekiej od ideału, ale za to wspierającej się w każdej, nawet najbardziej dramatycznej sytuacji. Któż z nas nie chciałby choć przez chwilę usiąść obok nich przy stole i miło spędzić czas w gronie przychylnych i sympatycznych ludzi?


Powieść ta jest jak najpyszniejsze jabłko mieniące się wieloma kolorami. Z jednej strony bardzo chcemy je zjeść, z drugiej żałujemy, że tak szybko je skonsumowaliśmy... To książka, na którą czekałam niecierpliwie, cieszyłam się, że powrócę do dobrze mi znanych bohaterów, ale po zakończeniu lektury zrobiło mi się smutno i żal. To już? Już przeczytałam te prawie czterysta stron?
Nie muszę chyba wspominać, że czekam na następny tom. Oczywiście z niecierpliwością.

"Rodzinne sekrety" polecam z czystym sumieniem. Wartościowa to była lektura.


czwartek, 21 stycznia 2016

Opowiedz mi, Babciu Książka do przechowywania wspomnień

Na Krakowskich Targach Książki czekając w kolejce do Mai Popielarskiej zwróciłam uwagę na poniższą publikację. Oboje z mężem byliśmy nią zachwyceni i zgodnie stwierdziliśmy, że to wspaniały pomysł i idealny sposób, by wnuki mogły poznać swoją babcię, dowiedzieć się, jaka była, o czym myślała, o czym marzyła...




Przepięknie wydana, w twardej oprawie, z zakładką, może stać się wielkim skarbem każdej rodziny.



To prawda, że każdy z nas ma do opowiedzenia jakąś ciekawą historię. Interesującą szczególnie dla niego samego i jego najbliższych. Żałuję, że nie rozmawiałam o przeszłości ze swoją Babcią, ale gdy człowiek jest dzieckiem wydaje mu się, że ze wszystkim zdąży, że jeszcze ma tyle czasu...
Że dowie się później, pozna historię własnej rodziny. Niestety często brakuje tego czasu... Niestety...

Warto właśnie dzisiaj sprawić Babci taki prezent. Prezent wyjątkowy, ponieważ skorzystają z niego i obdarowana, i ci, którzy Ją obdarują. Co przeżyli nasi przodkowie? Czym chcieliby się z nami podzielić? Jacy byli, jakie zawody wykonywali, z czego się cieszyli, a co ich smuciło?

Jak wyglądało ich codzienne życie? Czego możemy się dzięki Ich wspomnieniom nauczyć? Co zrozumieć?


Dlaczego ta publikacja jest tak wyjątkowa, taka ważna? Dlatego, że sami możemy ją stworzyć. To księga przeznaczona do spisywania przeszłości Babci. Może opowiedzieć o swoim dzieciństwie, ulubionych zabawkach czy koleżankach. Może podzielić się z nami chwilami najistotniejszymi z Jej życia, może dowiemy się, jak poznała Dziadka, jaki był w dzieciństwie nasz tata czy nasza mama? 



Można według własnych pomysłów udekorować tę książkę, wkleić zdjęcia, coś narysować, coś napisać. Czy wiecie, jak nazywała się Babcia Babci? Skąd pochodziła? Czy miała braci i siostry? 



Serdecznie polecam, bo to doprawdy wyjątkowa książka! Świetna zabawa i dla Babci, i dla Jej wnucząt. Zabawa, ale też skarb. Skarb  całej rodziny. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam! 


środa, 20 stycznia 2016

Moje córki krowy Kinga Dębska



Absolutna perełka!!! Dla takich książek warto czytać setki przeciętnych, niczym niewyróżniających się historii!!! Naprawdę!!!


Tak napisałam zaraz po jej ukończeniu na FB:
Wzruszająca, mocna i najprawdziwsza książka, jaką kiedykolwiek czytałam. Nie ma tu przebierania w słowach, cudownych ozdrowień i szczęścia, o które tak trudno w rzeczywistym świecie. To nie jest fikcja literacka, z każdego zdania wyziera szczerość, zalewa nas i odziera ze złudzeń. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Czyta się w tempie ekspresowym, a choć tematyka do łatwych nie należy, za sprawą lekkiego, niewymuszonego stylu autorki nie możemy się od książki oderwać. Bohaterowie niezwykle ciekawie nakreśleni. Z wadami, zwyczajnie ludzcy... To było jedno z najważniejszych spotkań z literaturą. Dziękuję. Opinia pisana na szybko, na telefonie, bo chciałam się podzielić z Wami tymi emocjami.



"Moje córki krowy" przykuły moją uwagę już samym tytułem. Filmowa okładka (świetne ujęcie) również mnie zaintrygowała. Zaczęłam ją jednak czytać bez większego entuzjazmu, ponieważ dosyć nieufnie podchodzę do książek, którymi zachwycają się wszyscy. A jednak... 
A jednak nie mogłam się od niej oderwać. 

Nie raził cięty język, bo bohaterki tej powieści nie mogły przebierać w słowach, zresztą, jej bohaterowie także nie mogli. To prawdziwa, szczera do bólu, pokazująca życie takim, jakie jest, historia. Na zmianę śmiałam się i płakałam, byłam zaskakiwana i odzierana ze złudzeń. 

To historia dwóch sióstr, które nie lubią siebie nawzajem, ale bardzo się kochają. Jak to z rodzeństwem bywa. Muszą wreszcie dorosnąć. Obie w tym samym czasie, bo zostają postawione przed ostatecznością. Tracą rodziców. W jaki sposób i czy na zawsze? Czy coś mogą zyskać, zrozumieć? Pełna humoru, piękna i mądra książka, którą naprawdę, naprawdę, naprawdę serdecznie polecam. 
Wciąż nie potrafię o niej zapomnieć. 

Co nowego? Zapowiedzi wydawnicze

Jakim książkom będę patronować medialnie w najbliższym czasie? Które zapowiedzi wydają mi się interesujące? Na jakie powieści czekam z niecierpliwością? Co będę czytać w najbliższym czasie?


Przede wszystkim przypominam o styczniowych premierach:



Moja recenzja jest tu: http://asymaka.blogspot.com/2016/01/cynamonowe-dziewczyny-hanna-gren.html



Moja opinia: http://asymaka.blogspot.com/2016/01/awaria-mazenska-magdalena-witkiewicz.html

Polecam również bardzo gorąco:



Recenzja: http://asymaka.blogspot.com/2016/01/jestes-moja-dzikusko-agnieszka-lingas.html


Najprawdopodobniej dzisiaj zacznę czytać:




Moja opinia na temat tomu pierwszego: http://asymaka.blogspot.com/2015/08/krystyna-mirek-szczesliwy-dom-premiera.html

W najbliższym czasie będę patronować medialnie tym książkom:



Cykor nie posłuchał mamy Mrau i wyszedł za ogrodzenie. I natychmiast się zgubił. Znalazł go Fuks, nieco wrzaskliwy psi stróż, i zabrał do nowego domu. Cykora wszyscy tam uwielbiają, nic więc dziwnego, że kotek nie zauważa wśród domowników śmiertelnego wroga. Bo nawet w przyjaznym psio-kocim świecie jest miejsce na zazdrość i zdradę.
Krótka opowiastka o tym, że nie warto być zawistnym.




Rodzinna tajemnica, nagłe zniknięcie młodej dziewczyny, plotka, która przykrywa prawdę, uczucie, które potrafi popchnąć ku zbrodni... Jolanta Knitter-Zakrzewska w mistrzowski sposób łączy w swoich opowiadaniach subtelny zmysł psychologicznej obserwacji z kryminalną zagadką. „Kobieta na końcu peronu” to nie tylko opowieść o meandrach ludzkich motywacji. To również historia o potędze uczuć, które potrafią wznieść nas na wyżyny oraz o tym, że czasem to, co widzimy nie jest takie, jakie nam się wydaje…


Małe wojny i większe, gwałtowne wybuchy i fajerwerki – tak oto w skrócie wartkim tokiem akcji prowadzi Czytelnika autorka opowieści. Codzienność wcale nie jest tu oczywista, małe nieprawdy się nawarstwiają, a ułudy gromadzą i przesłaniają to, co najważniejsze. 
Granica między rodzinną sielanką a koszmarem jest wyjątkowo płynna, niedojrzałość i dorosłość okazują się zaskakująco względne. Ale do głosu dochodzi również niezwykła wartość kobiecości - jej słabości i siły, a przede wszystkim przeróżne odcienie matczynej miłości. 

Nic nie jest przesądzone, ale czy prawda faktycznie ma niezaprzeczalną wartość i musi zostać ogłoszona? Wszak „to, co przemilczane, nie znika, to musi gdzieś i kiedyś znaleźć ujście”... 

Pod koniec stycznia wreszcie ukaże się: 




Niebawem zapoznam się z: 


Nie wygrałam w totolotka. Nie dostałam spadku po bogatej ciotce. Porzuciłam codzienność znaną, bezpieczną, choć niekoniecznie satysfakcjonującą. Zaryzykowałam. Razem z mężem i dziećmi wyruszyłam w drogę, nie wiedząc, co kryje się za kolejnym zakrętem. 
Szklarska Poręba. Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe ścieżki. Przeszkody i fascynacje. Perypetie remontowe, wędrówki śladami artystów, odkrywanie ludzkich losów zaplątanych w wielką historię. Poezja i proza życia.
Bywa różnie. Czasami bardzo trudno. Ale nie zamieniłabym tej mojej ścieżki na żadną inną.
I o tym właśnie mówi ta opowieść.

A na początku lutego z ogromną przyjemnością sięgnę po: 



Opowieść o tym, jak trudne i wymagające odwagi jest adopcyjne rodzicielstwo. Wzruszająca, niekiedy smutna, chwilami zabawna opowieść o tym, jak trudnych wyborów musimy niekiedy dokonać, o silnej chęci odkrycia swoich korzeni, o potrzebie miłości, którą każdy z nas nosi w sobie.


22 lutego ukaże się książka debiutantki, którą miałam przyjemność czytać zaraz po Świętach Bożego Narodzenia. Polecam powieść na okładce, jak tylko będę mogła powiedzieć coś więcej na ten temat, na pewno podzielę się z Wami tą informacją. 

W marcu zostaną wydane dwie ciekawie zapowiadające się publikacje, na których okładkach pojawi się moje logo. Szczegóły wkrótce. 

Co jeszcze ciekawego pojawi się w najbliższym czasie na półkach księgarń? 


Kiedy Nina stanęła przed bramą starej lwowskiej kamienicy, nie przypuszczała, że kryje się za nią tajemnica. Historia słynnej primabaleriny prowadzi ją śladem rodzinnych sekretów, a kresowy Lwów staje się coraz bliższy sercu. Okazuje się, że Nina może tu odnaleźć klucze do własnej przeszłości.

Ale przyszłość też nigdy nie jest taka, jak się spodziewamy. 
Kiedy Nina przypadkowo spotkała Michaiła, oboje poczuli, że łączy ich coś szczególnego. Czy w powodzi emocji rozpozna to jedno jedyne prawdziwe uczucie? Czy zdoła zawalczyć o szczęście, które czasem bywa kruche jak porcelanowa figurka baletnicy?


Unikatowe autobiograficzne dzieło, osobisty opis, jak dramatyczne wypadki rozgrywające się na świecie wpływają na nas wszystkich.


Podczas całego okresu drugiej wojny światowej Astrid Lindgren pisze dziennik, w którym opowiada o świecie w tym nieludzkim czasie, o codzienności w Sztokholmie i o tym, jak toczy się życie w jej rodzinie. Między własne notatki wkleja wycinki ze szwedzkich gazet i komentuje je.

Książka zawiera wiele niepublikowanych zdjęć rodzinnych oraz wkładkę ze skanami kilkunastu stron oryginalnego dziennika pisarki.



To one – ich zawrotne kariery i wielbiąca je, gigantyczna publiczność. To one – ich niezapomniane przeboje, śpiewane z towarzyszeniem ogromnych orkiestr. To one – swingujące, jazzujące, dorównujące dramatyzmem, talentem i muzykalnością koleżankom z Nowego Jorku czy Paryża. To one – w sukienkach z wielu metrów materiału czy z intrygującym dekoltem – i ich szyk, szarm i urok. To one – te, których tournée to podróże po całym świecie czy koncertowe rejsy „Batorym”. 

Piosenkarki, które były legendą muzyczną PRL-u: Marta Mirska, Maria Koterbska, Regina Bielska, Natasza Zylska, Rena Rolska, Ludmiła Jakubczak, Hanna Rek, Joanna Rawik. Jak wyglądały ich świetlane kariery? Jak potoczyło się ich życie? I co niektóre z nich robią dziś? 

Emilia Padoł powraca do piosenek powojennych, z lat 50. i 60. minionego wieku, aby spotkać się z wielkimi gwiazdami polskiej estrady, o których często nie wiadomo niemal nic, ale których szlagiery nuci się do dziś. Dzięki bezpośrednim kontaktom z artystkami czy tymi, którzy je znali, archiwaliom i innym relacjom, Emilia Padoł odsłania kulisy ich popularności.


Dziecięce wspomnienia, rodzinne anegdoty, cytaty z prywatnych listów, rysunki, skrupulatnie spisywane i gromadzone przez gwiazdę Hollywood przepisy na ulubione dania, które zapewniły jej doskonałą sylwetkę i przeszło 250 niepublikowanych wcześniej fotografii z domowego archiwum! To wszystko składa się na wyjątkową książkę, którą porównać można jedynie z głośnymi przed kilku laty „Fragmentami” Marilyn Monroe.

Tym bardziej niezwykła to lektura, że ukazuje osobę zupełnie inną niż ekranowa Audrey-trzpiotka, którą wielbiły tłumy. Lucca Dotti tworzy portret spełnionej matki i żony, doskonałej kucharki, wielbicielki domowego ogniska, która gotowa była porzucić czerwony dywan dla rodzinnych kolacji i przyjęć w ogrodzie. Trzon książki stanowią osadzone w rodzinnym kontekście przepisy kulinarne. Są one jednak smakowitym, ale tylko pretekstem, niecodziennym sposobem na bezprecedensowe pokazanie prawdziwego życia legendy kina, poczynając od dzieciństwa spędzonego w Holandii podczas II wojny światowej, przez karierę w Hollywood, życie aktorki, matki i żony w Rzymie, aż po ostatnie lata spędzone na podróżach po świecie w roli ambasadora UNICEF.

„Audrey w domu” to rodzaj intymnego albumu, barwnego patchworku pokazującego świat aktorki i tych, których kochała najbardziej – jej dzieci, przyjaciół, zwierzęta. To wyrafinowana i piękna opowieść, która rozwija się od śniadania do lunchu, od lunchu do kolacji, od kolacji do przyjęcia w ogrodzie. Książka, która pozwala nam zajrzeć do domu Audrey przez dziurkę od klucza.



Przeznaczenie, traf, przypadek to zbiór opowiadań, które dotykają tego, co nieuchwytne, ale dla nas najważniejsze.

Bohaterowie książki z powodu pozornie błahych zdarzeń stają przed koniecznością przewartościowania całego życia. Choć bardzo chcą, nie potrafią zrozumieć tej „magii”, co wykrzywia ich ścieżki, nie dając się objąć umysłem i emocjami. Za sprawą przypadku lub – jak wolą inni – przeznaczenia stają w zdumieniu wobec niespodziewanych meandrów losu, często zawiedzeni, bo przecież chcieli tak niewiele, a innym razem niewytłumaczalnie szczęśliwi.

Czy przeznaczenie istnieje? Czy o naszym życiu przesądza jedynie splot przypadków?

Autor za sprawą literackiej wrażliwości dostrzega pod powierzchnią codzienności więcej i wydobywa sens z pozornie nic nieznaczących zdarzeń. Dzięki temu historie jego bohaterów inspirują do osobistych przemyśleń.


Sonia Hunamska prowadzi dziennikarskie śledztwo w sprawie tajemniczych pochówków w lokalnym kościele. Komuś jednak bardzo zależy, by jej artykuł nigdy nie ujrzał światła dziennego. 
Za dnia bohaterka próbuje odkryć prawdę, a w nocy dręczą ją niepokojące sny. Wkrótce dowiaduje się, że wszystkie kobiety w jej rodzinie posiadają pewien dar. Daje on siłę, ale może też okazać się przekleństwem… To przecież przez niego zaginęła przed laty jej matka.
Na szczęście w drodze ku przeznaczeniu Sonia nie jest sama. Przewodniczką po świecie magii staje się ciocia Hala. Nie brak także mężczyzn gotowych stanąć po jej stronie. Czy Sonia zaufa ekscentrycznemu archeologowi, czy może diabelnie przystojnemu adwokatowi? Z kim zdecyduje się związać swój los? 
Powieść Anny Litwinek pokazuje, jak ważne jest, by iść za głosem serca, odnaleźć wewnętrzną siłę i kobiecość.

Mama Jaśka Meli – dzielna lwica z potężnym pazurem miłości. 

ks. Jan Kaczkowski

Mama najmłodszego zdobywcy dwóch biegunów, która nie rozczulała się nad sobą po wypadku syna. Silna kobieta, która po serii tragicznych wydarzeń nieraz budowała wszystko od nowa. Twarda babka z charakterem, która nie boi się mocnych słów. Optymistka, która nie wierzy w łatwe rady i „pozytywne myślenie”. Doświadczona terapeutka, która już wie, gdzie kończy się psychologia, a zaczyna działanie dobrego Boga.
Ula Mela szczerze opowiada o tym, co spotkało jej rodzinę. O śmierci młodszego syna, ostrych zakrętach w małżeństwie i odkrytej po latach wierze. O byciu matką do bani, o ryzyku, które warto podjąć i o momentach przełomowych, dzięki którym nauczyła się żyć pełnią życia.

Jednego dnia zawalił jej się świat, potem było takich dni więcej. Ale zawsze był Ktoś, kto dawał jej kopa w górę.


Z okazji dziesiątej rocznicy wydania "Zmierzchu" Stephenie Meyer podarowała swoim fanom wspaniałą niespodziankę - napisała nową wersję pierwszego tomu sagi.

Tym razem na kartach książki pojawia się piękna wampirzyca Edythe, w której zakochuje się chłopak o imieniu Beau.



Recenzja tomu pierwszego: http://asymaka.blogspot.com/2015/08/anna-kasiuk-lewy-brzeg-premiera.html

wtorek, 19 stycznia 2016

Cynamonowe dziewczyny Hanna Greń



"Cynamonowe dziewczyny" to druga powieść początkującej autorki Hanny Greń. Czytałam jej debiutancką książkę, recenzja znajduje się pod tym linkiem: http://asymaka.blogspot.com/2015/12/cien-sprzedawcy-snow-hanna-gren.html


Długo biłam się z myślami, zanim zdecydowałam, czy polecę "Cynamonowe dziewczyny". Dotąd patronowałam medialnie historiom weselszym, chwytającym za serce, dającym nadzieję. Ta książka była niebezpieczna, brutalna, z każdej strony wylewała się przemoc i krew. Trudne do zrozumienia zachowania, opisy, o których nie potrafiłam zapomnieć przez długi, długi czas... Obrazy, jakie namalowała przede mną autorka poruszyły mnie i zatrwożyły.

W książce tej spotykamy dobrze nam już znanych bohaterów poprzedniej publikacji, ale moim zdaniem możemy zagłębić się w tej lekturze bez znajomości tomu pierwszego.
"Cynamonowe dziewczyny" to odrębna opowieść, podobnie jak "Cień sprzedawcy snów" jest to kryminał z wątkiem obyczajowym. Połączenie to, choć szalenie w ostatnim czasie popularne, nadal przyciąga uwagę czytelników.
Całość rozpoczyna się od tajemniczej śmierci policjanta z Bielska-Białej. Dlaczego zginął i kto posunął się do tak drastycznych środków? Czyżby komuś przeszkadzał? Odkrył zaskakującą prawdę? Czym zajmował się zamordowany w ostatnim czasie? Prowadził sprawę zabójstwa młodej kobiety. Czyżby wpadł na trop mordercy i ten postanowił go uciszyć? W tej historii nie ma prostych odpowiedzi, a pytania mnożą się w zastraszającym tempie. Oddech mordercy czujemy tuż za plecami, niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku!

Daniel Laszczak właśnie wrócił do mieszkania. Było tuż przed pierwszą, gdy do niego dotarł. Marzył tylko i wyłącznie o gorącym prysznicu, dlatego w ciemnościach zaczął się rozbierać. Nagle usłyszał dziwny dźwięk... Ktoś próbował dostać się do jego lokum...

"Odpiął kajdanki od paska i rozpiął kaburę. Czekał." [1]


Na kogo?

Najnowsza publikacja Hanny Greń dostarczy czytelnikowi wielu emocji. Będzie przerażająco, momentami zabawnie, na pewno intrygująco. Stworzeni przez nią bohaterowie są charakterystyczni, niepozbawieni wad, dzięki czemu odbiorca czuje się w wykreowanej przez autorkę rzeczywistości jak w prawdziwym świecie. Przynajmniej do pewnego momentu...
Wątki obyczajowe ciekawią i wywołują uśmiech na twarzy czytelnika, by za moment przestraszyć go brutalnością i pomysłowością mordercy. Świetnie oddana została w tej historii złożoność psychiki ludzkiej, jak też wpływ traumatycznych wydarzeń z dzieciństwa czy okresu dojrzewania na życie dorosłego człowieka. Morderca na pewno nie odpuści tak łatwo, a kolejne ofiary będą bezlitośnie okaleczane.
Zatrważająca to była lektura, mrożąca krew w żyłach. Polecam czytelnikom o mocnych nerwach, takim, którzy docenią dobrą opowieść kryminalną z wątkiem obyczajowym. Nie zabraknie tu ciętego języka, jakże adekwatnego do sytuacji, świetnie poprowadzonej, interesującej akcji.


[1] Hanna Greń "Cynamonowe dziewczyny" Wydawnictwo Replika 2016


piątek, 15 stycznia 2016

Simona Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak Anna Kamińska




Anna Kamińska jest wydawcą telewizyjnym i dziennikarką, której teksty ukazywały się w "Wysokich Obcasach", "PANI" czy "Zwierciadle". To trzecia napisana przez nią książka. Kiedy nie pisze, gra na wiolonczeli.

Czy opowieść o Buntowniczce z Białowieży zaciekawi czytelnika, zaintryguje go? Zacznie się zastanawiać, jaka naprawdę była bohaterka niniejszej publikacji? A może pozna ją dzięki tej historii od A do Z?

W Simonie pokładano wielkie nadzieje, wszak miała być czwartym Kossakiem! Miała trzymać w dłoni paletę, podobnie jak jej przodkowie, pradziadek Juliusz, dziadek Wojciech i ojciec Jerzy, niestety nie dawała się zaszufladkować. Była inna. Jej wyborów nie akceptował nikt z bliskich, nikt jej nie wspierał i nie utwierdzał w przekonaniu, że te wybory są słuszne. Przeniosła się do leśniczówki, gdzie szybko okrzyknięto ją "czarownicą". Rozmawiała ze zwierzętami, za przyjaciół uważała sarny, oswoiła dzika, który stał się mieszkańcem jej domu, a inny lokator, kruk, kradł złoto i "bronił" jej aż nazbyt gorliwie przed rowerzystami. Na pewno się nie nudziła i na pewno żyła tak, jak chciała, a to chyba najważniejsze.


Pasjonująca lektura. Zafascynowała mnie i pokazała, jak bogatą osobowość miała Simona Kossak. Jak ciekawym była człowiekiem. Dla zwierząt miała wielkie serce, jak sama o sobie mówiła, to nie studia biologiczne, ale prawdziwy kontakt z nimi, w lesie, pozwolił jej zrozumieć ich mowę.

Nie spełniła pokładanych w niej nadziei, wybrała własną drogę. Miała w sobie wiele sprzeczności, z jednej strony była krucha i delikatna, z drugiej silna i odważna. Każdy z nas mógłby się od niej czegoś nauczyć. Na pewno pasji i wielkiej mocy, z jaką broniła swojego zdania. Czy i my odważylibyśmy się tak żyć? W zgodzie z samym sobą, nie przejmując się opinią rodziny, naszych bliskich?

Ta niezwykła lektura uczy pokory i cierpliwości. Wartościowa, napisana z ogromnym wyczuciem i subtelnością, urzeka nas już od pierwszych stron, pochłania nas bez reszty. Czujemy się związani z przyrodą, wreszcie oddychamy pełną piersią, uczymy się obcowania ze zwierzętami...

To historia oparta na faktach, która wymagała od Anny Kamińskiej rzetelności i pracowitości. Przeprowadziła wiele rozmów, spotkała się z mnóstwem osób, by oddać rzeczywisty obraz Simony. Dla mnie to była piękna, magiczna podróż, przeniosłam się w przeszłość, zajrzałam do miejsca, które ukochała bohaterka tej książki. Chodziłam po lesie, oddychałam tym samym powietrzem. To było wyjątkowe spotkanie z wyjątkową osobą. Polecam i Wam niezwykłą przygodę.

Pozytywka Agnieszka Lis




Nie czytałam wcześniejszych książek autorki, dlatego nie miałam pojęcia, czego mogę spodziewać się po tej powieści. Jaki jest styl Agnieszki Lis? Czy urzeknie mnie i zaciekawi ta historia, zastanawiałam się, zanim przystąpiłam do lektury.

Trafiłam na ślub. Ślub jakże wystawny, na pokaz. Najważniejszym punktem programu było zachowanie pozorów. Nawet Panna Młoda, zamiast skupić się na tym, co ważne, zastanawiała się, czy nie za bardzo jest spocona, rozmazana, i tak dalej...
Dlaczego? Dlaczego zamartwiała się tak nieistotnymi sprawami, zamiast patrzeć w oczy ukochanemu i cieszyć się tym dniem. Jej dniem. Ich dniem...

Rodzice z uporem maniaka wmawiali jej, że powinna być wdzięczna, bo taaaaki mężczyzna zwrócił na nią uwagę, bo to z nią się żenił. Monika jest szczęśliwa, bo wreszcie wyzwoli się spod władzy rodziców. Wreszcie zacznie żyć u boku męża. Czy będzie to jednak taka sielanka? Czy rzeczywistość okaże się jak z bajkowego snu, a wybranek będzie niczym książę z owej bajki?

Kobieta żyje cicho, mówi szeptem, stara się nie przeszkadzać ani mężowi, ani teściom, w których wielkim domu teraz mieszka. Nieprzyzwyczajona do bogactwa i przepychu, skromna, nie potrafi odnaleźć się w nowej roli. Sytuacja, w jakiej się znalazła jest dla niej trudna, a szybko okazuje się, że to dopiero początek zmian. Czy teściowa pomoże jej rozwinąć skrzydła, doda jej wiary i pokaże, w którym kierunku powinna się udać? A Robert? Czy jej mąż stanie na wysokości zadania i będzie równie czuły i wrażliwy, jak przed ślubem? Czy będzie pamiętał o romantycznych listach, które pisał? O spacerach po łąkach?

Cała wieś zazdrościła jej przystojnego kawalera i eleganckiego, pełnego przepychu ślubu, przyszłego życia w ogromnej willi na Żoliborzu. Czy Monika będzie miała szansę na szczęście?


Książka ta zaskoczyła mnie i oczarowała. Wycisnęła z moich oczu łzy. Pokazała, że los bywa przewrotny, a życie nie składa się z samych szczęśliwych chwil, raczej ma smak słodko-gorzki, bardzo często z przewagą goryczy. Zarówno historia teściowej, matki Panny Młodej, jak i jej samej udowodniła mi, jak bardzo możemy być samotni w związku. Dlaczego nie potrafimy mówić najbliższym o tym, co czujemy? Dlaczego nie staramy się rozwiązywać konfliktów, opowiadać i słuchać, rozumieć tych, których kochamy? Tylko czy na pewno ich kochamy? A może kochamy tylko nasze wyobrażenie o nich?

Strata, jaką poniesie Monika odsłoni prawdziwe oblicze tych, których uważa za najważniejszych w życiu. Jak poradzi sobie z nią ona, skoro w innych wyzwala najgorsze instynkty? Czy dramat, jaki przeżyje stanie się momentem przełomowym w jej egzystencji?

Nie jest to lektura z serii łatwych, lekkich i przyjemnych, skłania do przemyśleń, uczy nas pokory i udowadnia, że warto szukać własnej drogi, zwłaszcza, gdy napotykamy na szereg trudności. To historia niebywale prawdziwa, istne studium dojrzewania do kolejnych życiowych ról. Autorka odpowiada w niej na pytania, dlaczego postępujemy tak, a nie inaczej, czym kierujemy się dokonując wyborów, czego pragniemy od życia. Dla mnie to była piękna, mądra, ambitna powieść, o której tak szybko nie zapomnę. Polecam.



kruchość życia...

Tym razem napiszę o czymś innym. Nie będzie to opinia o książce. Od paru dni biję się z myślami, bo po raz kolejny przyszło mi się zmierzyć z ostatecznością. Znowu w brutalny sposób los uświadomił mi, że nikt z nas nie jest nieśmiertelny...

Pisałam już o tym w "Życiu z drugiej ręki", nigdy nie zapomnę zresztą oburzonego komentarza redaktora, że ktoś taki musi być niezrównoważony. Ci, którzy czytali moją powieść wiedzą, w czym rzecz. Niezrównoważony? A może zagubiony? Może problemy nawarstwiały się, komplikowały przez lata... Może ktoś nawet próbował tej osobie pomóc, wyciągnąć do niej pomocną dłoń... Może... A może nie pomógł nikt.

Nie rozumiemy takich ludzi. My, "normalni". Nie wierzymy, że mógł postąpić tak nieroztropnie! Tak samolubnie! Tylu ludzi walczy z chorobą, nie poddaje się, a tu tak po prostu...

Nie. Nie tak. I nie po prostu. Na pewno nie.


Wśród ludzi jest się najbardziej samotnym. Nakłada się maskę, uśmiech numer pięć i wmawia samemu sobie, że wszystko jest dobrze. A nie jest. Mówią, tylu miał przyjaciół, takie idealne życie! Nie oceniajmy, bo nigdy nie byliśmy w podobnej sytuacji.

Znałam kiedyś chłopaka wesołego i zadowolonego z życia. Rozśmieszał nas wszystkich, zawsze doskonale się bawił. Był otwarty i życzliwy. A jednak miał problemy... Co kryło się w Jego duszy? Nie wiem.



Wierzę, że mimo wszystko po tamtej stronie jest IM lepiej, choć bliskim zawsze trudno się z tym pogodzić... Tak. Wiem.
W mojej pamięci pozostaną takimi, jacy byli. Jakich Ich zapamiętałam... Jeszcze z czasów podstawówki.

"Przez moment miałam wrażenie, że ktoś zaraz przybiegnie, zawoła: "To żart! Ona nie umarła!" i zacznie się śmiać. Przecież to było niemożliwe. Dopiero co rozmawiałyśmy, była cała i zdrowa, pełna nadziei na lepszą przyszłość. Mogła mieć męża, kochać, urodzić dziecko." [1]



[1] Anna Grzyb "Życie z drugiej ręki", Wydawnictwo Szara Godzina, 2015 rok, s. 164

czwartek, 14 stycznia 2016

Pan Darcy nie żyje Magdalena Knedler



Magdalena Knedler z zawodu jest nauczycielem wymowy scenicznej i logopedą medialnym, pracuje z aktorami, lektorami, dziennikarzami. Zakres jej działań obejmuje prowadzenie zajęć i warsztatów, spotkań literackich i imprez artystycznych. Poza tym jest recenzentką i felietonistką, współpracującą z kilkoma portalami internetowymi. Na stałe związana jest z Wrocławiem. Uwielbia morze, najbardziej, gdy jest chłodno i wieje...


"Pan Darcy nie żyje" zaskakuje nie tylko tematyką czy formą, ale wziąwszy pod uwagę zawód autorki, nie powinniśmy być zdziwieni tym, że postanowiła opowiedzieć o współczesnej adaptacji dzieła Jane Austin. Wszystko szło zgodnie z planem, przynajmniej do czasu, kiedy nie okazało się, że każdy z aktorów ma jakieś wady i mniej lub bardziej wstydliwe sekrety. Żyjąc w blasku fleszy nie mogli pozwolić sobie na skandal, a jednak nie obejdzie się bez tego, bo tytułowy pan Darcy nie żyje!

Ekranizacja planowana z takim rozmachem, miała okazać się wielkim hitem, niestety poza klimatycznym widokiem i pięknym dworkiem nic nie spełniło oczekiwań twórców i pokładanych w nowej wersji "Dumy i uprzedzenia" nadziei. Śmierć Petera jest tylko początkiem lawiny nieszczęść i komplikacji, wiele tajemnic ujrzy światło dzienne. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że każdy, naprawdę każdy mógł przyczynić się do morderstwa aktora. Nikomu nie można ufać w tym sfrustrowanym, pełnym zawiści i brutalności światku.

Jak już wcześniej wspomniałam, książka ta zaskoczyła mnie. Okazała się być lekturą niebanalną i dobrze napisaną, ale to znajomość psychiki ludzkiej i niesamowita atmosfera, jaką udało się autorce uzyskać, spowodowała, że powieść ta to moim zdaniem kawał świetnej literatury. Jestem pod wielkim wrażeniem talentu Magdaleny Knedler. Rzadko kiedy zdarza mi się czytać coś równie niesztampowego. Całość niezwykle udana, a połączenie historii kryminalnej z obyczajową, choć znane od lat, okazało się być doskonałym pomysłem. Z niecierpliwością czekam na kolejne książki autorki. Poprzeczkę ustawiła sobie wysoko, więc tym bardziej jestem ciekawa, co jeszcze nam pokaże, czym nas zaskoczy.

"Pan Darcy nie żyje" to powieść dla osób poszukujących lektury innej niż wszystkie, gdzie nie ma prostych rozwiązań i utartego szlaku. Czytelnik wielokrotnie zostanie zwiedziony na manowce, a wyobraźnia będzie płatać mu figle. Polecam.




czas na kredki czyli moje dzieci kolorują



Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia otrzymaliśmy niezwykłą przesyłkę. Zuzia, moja najmłodsza, pięcioletnia córeczka, po powrocie z przedszkola rozpakowała zawartość. Cieszyła się, że w paczce były kredki, kolorowanki i puzzle, bo uwielbia rysować i układać.



Kredki na początku zostawiła, by ułożyć w całość obrazek. 




Poszczególne elementy układało jej się bardzo szybko, sprawnie jej to poszło, ponieważ puzzle składają się z dużych części i są łatwe do ułożenia. Świetnym pomysłem okazało się to, że po ułożeniu jednego z obrazków, można ułożyć drugi, ale po stronie niepomalowanej. Dzięki temu dziecko może patrzeć na pierwszą układankę, a kolorować drugą. 



Obrazek przedstawia scenkę ze znanej wszystkim dzieciom bajki o Czerwonym Kapturku. 




A tutaj druga układanka, do pokolorowania... 


W zestawie były także kredki, dlatego Zuzia od razu przystąpiła do kolorowania... 





Oprócz puzzli otrzymaliśmy zestawy różnokolorowych, dobrze wykonanych kredek. 


W naszym domu wiecznie szukamy czerwonej kredki, ołówka, gumki do ścierania, że nie wspomnę o długopisach, bo dziwnym trafem nigdy nie możemy znaleźć tego, co w danym momencie potrzebujemy. Przy robieniu generalnych porządków znajdujemy mnóstwo skarbów: elementów klocków, zabawek, zagubione kredki, linijkę, z których znalezienia dzieci cieszą się, bo przecież "właśnie tego szukałem" albo "tyle czasu zastanawiałam się, gdzie to jest".

Niedawno na moim biurku, przy którym pracuję postawiłam kilka pojemników, w których
 mają stać osobno: ołówki, kredki i długopisy.

Gdy moja najstarsza córka zaczęła rysować szukałam porządnych kredek. Takich, które nie będą się na każdym kroku łamać, przy temperowaniu których nie zostanie w moim ręku tylko "ogryzek". Solidnych, dobrze wykonanych, bo co z tego, że te dostępne na rynku były tanie, skoro ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. W gruncie rzeczy i tak zawsze musiałam wydać więcej...

Kredki firmy Bambino są nam doskonale znane, a ponieważ jestem mamą trójki dzieci, które mają wiele pomysłów, nigdy się nie nudzą i uwielbiają kreatywnie spędzać czas, wiedziałam, że kolorowanie i rysowanie sprawi im radość i skutecznie zajmie ich czas w tej dłuuuuuuugiej i bezśnieżnej przerwie świątecznej. Nie myliłam się.




Gosia ucieszyła się z kredek Lyra, ładnie i atrakcyjnie wykonanych.



Moim dzieciom spodobały się również dwie niezwykłe kredki-złota i srebrna. Grubsze, chyba bardziej odpowiednie dla mniejszych rączek, trafiły do ośmioletniego Kamila i pięcioletniej Zuzy. 
Zaraz też pojawiły się typowo świąteczne kolorowanki i do dzieła! 

Dzieci zabrały się za kolorowanie. 



Kamil wybrał ogromną bombkę, Gosia choinkę, a Zuzia obrazek zimowy. 


Kolory kredek są zachwycające, a żadna z nich, pomimo długiego użytkowania nie złamała się i nie trzeba było jej temperować. Do kredek Bambino dołączone zostały zresztą specjalne temperówki. Dzięki tym kredkom obrazki moich dzieci nabierają kolorów, barwy są nasycone, nie matowe. 


Kamil zaczął ozdabianie bombki od tego elementu: 


W takim pojemniczku są kredki Bambino: 



A w takim, bardziej tradycyjnym, Lyra: 



Praca wre: 








Kredki Bambino są trójkątne, my otrzymaliśmy dwanaście sztuk w zestawie wraz z temperówką. 
Kredki Lyra wyposażone są w antypoślizgowe zagłębienie na paluszki, by łatwiej trzymało się je w dłoni, nawet, jeżeli rączka się spoci, rysunek nie ucierpi na tym. Myślę, że to doskonały pomysł, bo sama pamiętam, jak często kredka wyślizgiwała mi się z ręki. Tych kredek także mamy dwanaście. 

Polecam zarówno kredki, jak i Malowanki układanki, które składają się z dwóch zestawów puzzli. Po jednej stronie puzzle są kolorowe, po drugiej czarno-białe, przygotowane do pokolorowania. Wykonane solidnie, z grubej tektury, nie ulegną szybkiemu zniszczeniu, Każda z układanek zawiera osiem części, a całość przeznaczona jest dla dziecka co najmniej czteroletniego. Dla mojej Zuzi to była wspaniała zabawa.