Wywiad z Aleksandrą Seghi.
Aleksandra
Seghi publikuje na łamach magazynu "La Rivista ", jest współredaktorem portalu
informacyjnego: http://www.polacywewloszech.com/, z wykształcenia zaś filologiem włoskim. Na
stałe mieszka w Toskanii i prowadzi tam kursy kulinarne, bo gotowanie jest jej
wielką pasją. Spod jej pióra wyszły już takie publikacje, jak: "Smaki
Toskanii", „Słodkie pieczone kasztany czyli toskańskie opowieści ze
smakiem”,"Domowa kuchnia włoska", "Zielona Toskania",
„Toskania Pascal 360°stopni”, „Fanklub bułeczek z rozmarynem czyli ciąg dalszy
toskańskich opowieści ze smakiem”.
Przy okazji premiery najnowszej książki autorki-"Miasta widma w Toskanii. Przewodnik, historia, tradycja, ludzie", postanowiłam zadać jej kilka pytań.
Zapraszam na blog zawsze uśmiechniętej i radosnej Aleksandry: http://www.aleksandraseghi.com/.
Przy okazji premiery najnowszej książki autorki-"Miasta widma w Toskanii. Przewodnik, historia, tradycja, ludzie", postanowiłam zadać jej kilka pytań.
Zapraszam na blog zawsze uśmiechniętej i radosnej Aleksandry: http://www.aleksandraseghi.com/.
Anna Grzyb:
Skąd wzięła
się Twoja miłość do Italii i kiedy pomyślałaś, że warto zarazić nią Polaków,
pisząc książki o włoskich potrawach, zwyczajach, miejscach?
Aleksandra Seghi: Miłość do Włoch wzięła się już w odległych czasach podstawówki,
kiedy to razem z mamą i siostrą wybrałyśmy się na tzw. objazdówkę po tym kraju.
Musnęłyśmy tylko włoskiego klimatu, obejrzałyśmy trochę zabytków i posmakowałyśmy
kuchni. Ale to wystarczyło, by stało się początkiem wielkiej pasji do Włoch.
Potem poszłam na Italianistykę i zostałam filologiem włoskim. Pomysł napisania
książki kulinarnej dotyczącej Toskanii był jednym z moich pierwszych idei wydawniczych,
gdyż wtedy na rynku brakowało takiej pozycji. Było to mniej więcej w 2009, może
na początku 2010 roku. Mieszkałam już w tym regionie od wielu lat i doskonale
orientowalam się w tradycjach kulinarnych. Chciałam, żeby książka miała mały
format oraz obfitowała w piękne i smakowite fotografie.To był traf w dziesiątkę!
Od razu zgłosiły się trzy wydawnictwa!
Pytanie od
Iwony, czytelniczki:
Pani
Aleksandro, zazdroszcząc Pani cudownego miejsca zamieszkania, również pod kątem
niebiańskiej kuchni, mam pytanie: Czy jest coś czego Pani w tym Raju brakuje? I
to niekoniecznie, jeśli chodzi o kulinaria:) Pozdrawiam serdecznie i mam
nadzieję, na spotkanie w Bibliotece w Rybniku:)
AS: Dzień dobry pani Iwono, jeśli chodzi o kulinaria to już
pewnie pani wie z Rybnika, że uwielbiam ogórki kiszone. Tego brakuje mi we Włoszech.
Natomiast pozostawiając temat jedzenia: brakuje mi rodziny i przyjaciół, którzy
mieszkają w Polsce. Widzę ich raz-dwa razy do roku.
I od
Bąblowej Mamy:
Niestety nie byłam jeszcze nigdy w Toskanii nawet na
chwileczkę i bardzo Pani zazdroszczę, że ma Pani możliwość być tam na stałe :)
Pisze Pani książki o "obcym" kraju, jego kuchni, tradycji, kulturze, historii itp. Czy trudno jest, będąc jednak z pochodzenia Polką, wczuć się w klimat innego państwa? Musi Pani dużo czytać, dopytywać, sprawdzać? Czy może czuje się już bardziej jego częścią i pisanie o nim nie stanowi najmniejszego problemu?
Pisze Pani książki o "obcym" kraju, jego kuchni, tradycji, kulturze, historii itp. Czy trudno jest, będąc jednak z pochodzenia Polką, wczuć się w klimat innego państwa? Musi Pani dużo czytać, dopytywać, sprawdzać? Czy może czuje się już bardziej jego częścią i pisanie o nim nie stanowi najmniejszego problemu?
AS: Dzień dobry Bąblowa Mamo, rzeczywiście na temat kuchni toskańskiej
chcę dowiedzieć się jak najwięcej. Kolekcjonuję książki kucharskie z tego regionu, zbieram wszelakie wycinki, a sąsiadki
oddają mi stare gazety lub dodatki do gazet traktujące o tej właśnie kuchni.
Jednym słowem: im więcej informacji, tym lepiej. W torebce noszę zawsze
dyktafon i kiedy mam okazję, to nagrywam przepis, który jest mi opowiedziany.
Wszystkie informacje sprawdzam, dopytuję się i eksperymentuję w kuchni.
Uwielbiam jeździć na festyny, święta tradycyjnych produktów regionalnych. Zaglądam
do kuchni i podziwiam jak mieszkanki smażą tysiące frittelli (kulek ryżowych),
przygotowują naleśniki kasztanowe czy gotują polentę.
Pytanie od
Marty:
Jest Pani
współredaktorem portalu informacyjnego: http://polacywewloszech.com/ i moje
pytanie dotyczy tej części Pani życia: z czym mają największe problemy Polacy
przyjeżdżający do Włoch? Co sprawia im najwięcej trudności, z jakiego rodzaju
kłopotami się borykają, gdy chcą osiąść na stałe we Włoszech?
AS: Wiele osób
szuka pracy i zwraca się do nas o pomoc. Czasami ktoś prześle zapytanie dotyczące
załatwienia formalności, dokumentów w urzędach włoskich. Współpracujemy z
prawniczką, która odpowiada na takie pytania, dzieli się z nami nowinkami ze świata
prawniczego. Zwracają się do nas rodziny z prośbą o znalezienie członka
rodziny, który zaginął we Włoszech. Już kilka razy udało się nam pomóc. Mamy
nadzieję, że nasz portal będzie ważnym punktem odniesienia dla Polaków mieszkających
w tym kraju.
Od Rudej
Eli:
Szczerze
przyznam, że nigdy nie byłam w Toskanii. Mam pytanie: jak w jednym zdaniu
zachęciłaby mnie Pani do odwiedzenia właśnie tej części świata?
AS: Świetne
wyzwanie mi pani zadała :) Postaram się w jednym zdaniu:
Toskania to
cudowny region, w którym wszystko mamy na wyciągnięcie ręki: góry, morze,
doliny, jaskinie, groty, ciepłe wody termalne, zabytki światowej klasy,
historyczne miasta, ojczyznę języka włoskiego, największych poetów, pisarzy i
artystów, a na koniec uśmiechniętych ludzi, bezchmurne niebo i słońce niemalże
każdego dnia!
I od Ani
Mani:
Wyszperałam,
choć nie było to trudne :D, że jest Pani tłumaczką książek prof. Arnolda
Ehret’a. Skąd wziął się taki pomysł, dlaczego akurat On i jak Pani zachęci do
przeczytania jego książek?
AS: Arnold Ehret otworzył nam oczy, w jaki sposób powinien
odżywiać się człowiek. Spotkanie z tłumaczem jego książek na włoski zmieniło nasze życie. Mój mąż jest chory na
cukrzycę i książki Ehreta spadły nam dosłownie z nieba. Mąż nie
bierze lekarstw, bo dzięki odpowiedniej diecie może kontrolować poziom cukru we
krwi. Znamy wiele osób, które stały się erethistami, bo miały problemy
zdrowotne, a teraz czują się wyśmienicie.
AG:
Ile czasu
trwały prace nad najnowszą publikacją? Czy trudno było dotrzeć do tych
wszystkich niezwykłych miejsc, które opisałaś? Jak reagowali byli mieszkańcy miast
widm, gdy pytałaś ich o przeszłość? Czy wspominali z nostalgią, żalem,
rozgoryczeniem, czy niełatwo było im opuścić tamte tereny?
AS: Prace nad publikacją trwały ponad rok. Tak naprawdę w pewnym
momencie musiałam zadecydować o zaprzestaniu pisania i przystąpieniu do składu.
Materiał wciąż się jednak powiększa i kiedyś, w przyszłości powstanie albo
wersja rozszerzona albo druga część książki. Do
niektórych miast było trudno dotrzeć. Pytaliśmy o drogę osoby, które mieszkały
w pobliskich miasteczkach, czasem pukaliśmy do drzwi. Wszyscy chcieli nam pomóc
jak tylko mogli. Zdołaliśmy dotrzeć do ostatnich mieszkańców obecnie
opuszczonych miast. To były spotkania pełne emocji nie tylko dla nas, ale
również dla nich. Cofali się w przeszłość, wspominali czasy, do których bardzo
chcieliby wrócić.Wyraźnie czuć było nostalgię i smutek w ich opowiadaniach. To
było całkiem inne życie oparte na wspólnym pomaganiu sobie, dzieleniu się tym,
co się miało. Żalili się, że obecna młodzież nie jest zainteresowana historią i
uratowaniem tych miasteczek.
Aleksandra z przyjaciółką Andreą.
AG: Olu, którą
potrawę z włoskiego menu uważasz za najsmaczniejszą? Jakie jest Twoje popisowe
danie? A co najchętniej pałaszuje Twoja córeczka Julka?
AS: Jest wiele potraw włoskich, które uwielbiam. Prowadzę serię postów pt. Viva la pasta, dzięki której bardzo często zagniatam makaron :)
Uwielbiam pizzę, te na grubym cieście, najlepiej wegetariańską, z grillowanymi
warzywami. Mam wiele popisowych dań. Lubie przygotowywać peperonatę z dodatkiem
wina, różne rodzaje pesto, ciasta: marchewkowe, buraczkowe czy z zielonego ogórka.
W zimę sięgam po cavolo nero, czarną kapustę, którą duszę na wolnym
ogniu z czosnkiem i oliwą lub gotuję zawiesiste zupy. Lubię tartę porową i smażone
karczochy. Moje nietypowe dżemy są lubiane nie tylko przez znajomych, ale i
czytelników.
AG: Które
miasto widmo szczególnie Cię zainteresowało i w którym sama chętnie byś
zamieszkała? Czy było takie, które budziło w Tobie grozę, w którym czułaś się
nieswojo?
AS: Muszę
powiedzieć, że wszystkie miasteczka wzbudzały we mnie ogromne zainteresowanie.
Chciałam dowiedzieć się o nich jak najwięcej. Czasem nie było to możliwe, gdyż
dokumentacja historyczna jest bardzo skromna. Chętnie zamieszkałabym w
Bivignano, które spodobało się również mojemu mężowi i Julci. To mała osada, do
której łatwo dotrzeć, położona dość blisko zaludnionych miast. Grozę budziło we
mnie Bugnano. Szliśmy do przodu, ale coś wewnętrznego mówiło nam, żeby nie zagłębiać
się zbyt daleko. Być może była to jakaś sugestia. Powiem tak: chętnie wróciłabym
tam z tasakiem, by swobodnie przedrzeć się przez chaszcze i ponownie poczuć
klimat miejsca. Może zmieniłabym zdanie? Podczas naszej wizyty ptaki strasznie
skrzeczały. Tak jakby chciały coś powiedzieć, może ostrzec lub po prostu nas
wypłoszyć. A na skrzyżowaniu czekał na nas lis. Kolejnym miastem z dreszczykiem
jest Toiano, do którego podobno wraca duch pięknej Elviry. Jestem pełna podziwu
dla Cateriny, która mieszkała tam kiedyś sama, a obecnie w miasteczku mieszka
na stałe Rosita oraz druga pani. Przed nimi też chylę czoła. O legendarnym wężu
z Bergioli dowiedziałam się dopiero podczas wspinaczki do tej osady. Potem
poczytałam trochę informacji i muszę napisać, że studnia, w której rzekomo śpi,
trochę mnie przeraża. Nawet jak patrzę tylko na zrobione zdjęcia...
AG: Na koniec
chciałabym jeszcze zapytać, o czym będzie Twoja kolejna książka? Czy
zastanawiałaś się nad napisaniem przewodnika dla dzieci, albo książeczki
skierowanej do młodszego polskiego czytelnika, na przykład o włoskich
zwyczajach?
AS: Mam kilka książek w przygotowaniu. Rozpoczęte, niektóre napisane do połowy
lub skończone. Myślę, że ponownie wrócę do kulinariów. Mam już umówioną sesję
kulinarną z fotografem. W przygotowaniu również duży projekt, bardzo trudny do
zrealizowania...Ale ja lubię wyzwania :) Książeczkę dla dzieci już napisałam, ale na razie czeka na wydanie :)
AG: Dziękuję za
rozmowę.
AS: Ja również serdecznie
dziękuję za rozmowę i pozdrawiam wszystkich czytelników twojego bloga.
Egzemplarz książki trafi do... Bąblowej Mamy.
Dołożę jeszcze do kompletu:
Przypominam, że można zadawać pytania Jackowi Ostrowskiemu, do wygrania "Transplantacja": http://asymaka.blogspot.com/2015/07/siedem-pytan-do-pisarza-jacek-ostrowski.html
Cudowny wywiad po raz kolejny odsłonił przede mna cudowną osobę:) Dziękuję Aniu za duchową strawę:) A Pani Aleksandrze za to, że jest:) ogórki obiecuję podrzucić w dużych ilościach, jesli będę w okolicach:)
OdpowiedzUsuńOj, zapomniałam...gratuluję Bąblowej mamie;) Wspaniałe książki:)
OdpowiedzUsuńgratuluję :)
OdpowiedzUsuńO matko, ja?? Naprawde??? i dopiero teraz to widze?? Ale super, dziekuję!!!! :))))
OdpowiedzUsuń