Dzień z książką.
"Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli tom II sagi"
Ałbena Grabowska.
Fragment drugi.
"Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli tom II sagi"
Ałbena Grabowska.
Fragment drugi.
"Ania swoim szóstym zmysłem czuła, że coś złego za sąsiadką idzie, ale myślała raczej o pokątnym handlu mięsem, kantach czy sprowadzaniu tłustych Niemców do domu, niż o rzeczywistym złu. Egzekucja zatem wstrząsnęła nią do głębi, zwłaszcza że przypomniała jej tamten dzień sprzed ponad dwóch lat, kiedy pod murem naprzeciw niemieckich karabinów stanął jej ukochany Paweł, a dziadek Antoni oddał za niego życie. Od tamtej godziny upłynęło mnóstwo wody w rzekach, wiele się zdarzyło, świat rozsypał się na kawałki, ale Ania nie mogła zapomnieć wzroku szwagra, który przygotowywał się na śmierć, a potem ciała dziadka z dziurą od kuli na piersi, rozłożonymi rękoma i spokojem na twarzy. Tamtego dnia jej siostra Mania urodziła dwie dziewczynki, babcia Bronia przestała mówić, a Paweł zamiast cieszyć się z darowanego życia, przepadł gdzieś bez wieści. Dopiero po kilku miesiącach okazało się, że zaciągnął się do wojska, kiedy przesłał z frontu list do swojej żony. Tego listu Mania nie pokazała nikomu, nawet jej-swojej siostrze bliźniaczce. Co w nim było, Ania mogła się jedynie domyślać, ale jego treść miała poznać dopiero wiele lat później, kiedy to, co wtedy napisał Paweł, nie miało już żadnego znaczenia. W chaosie zdarzeń, które wtedy nastąpiły, Ani zupełnie wyleciał z głowy niejaki Kazimierz Tarasiewicz, który zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia w pewne sierpniowe popołudnie, a co za tym idzie postanowił dotrzymać zawartej umowy i stawić się na umówione spotkanie dwudziestego września w Brwinowie. Potem opowiadał jej, jak z okupowanego Krakowa ruszył koleją, następnie furmankami, a nawet część drogi pokonał pieszo, dziwiąc się, że wojna wyszła poza obręb dawnej stolicy Polski. Jemu naprawdę się wydawało, że tylko tam panoszą się Niemcy, a reszta kraju jest może nie tyle wolna, ile o wiele mniej represjonowana. Kiedy dotarł pod koniec października do Brwinowa, brudny i obdarty, zapukał do okna drewnianego domku. Drzwi otworzyła mu Mania, która miała nadzieję, że to jej mąż Paweł stoi przed progiem domu i chce ją na powrót zabrać do mieszkanka nad biblioteką, które do pierwszego września zajmowali oboje, ciesząc się sobą, swoją miłością i oczekując dziecka. Kiedy zobaczyła brudnego i zarośniętego Kazimierza, krzyknęła nie tyle ze strachu, ile z rozczarowania, że to niewłaściwy mężczyzna puka do ich drzwi."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz