środa, 11 lutego 2015
Białe róże dla Matyldy Magdalena Zimniak
Sugerując się okładką można by odnieść wrażenie, że to zwyczajna powieść obyczajowa. Opis czy streszczenie usytuowane z tyłu książki zdradza nam niewielki fragment treści. Pojawią się jakieś tajemnice, wątpliwości... jednak tego, co znajdziemy w tej historii na pewno byśmy się nie spodziewali. Wiem, mamy zaledwie początek roku 2015, ale ja już mam pewność, że "Białe róże dla Matyldy" znajdą się wśród powieści, które w obecnym roku wywarły na mnie największe wrażenie. To jedna z lepszych historii, jakie dane mi było poznać i dla takich powieści naprawdę warto czytać. To perełka, rzadkość, lektura idealna. Taka, o której nie sposób zapomnieć i nad którą niełatwo przejść do porządku dziennego, pogodzić się z tym, że takie historie się zdarzają.
Magdalena Zimniak nie jest debiutantką, ale to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Pisarka kocha stolicę całym sercem, mieszka w Warszawie od zawsze i na zawsze. To tutaj powstały takie tytuły, jak: "Pokój Marty", "Willa", "Szlak" czy "Jezioro cierni". Wszystkie mam zamiar w najbliższym czasie przeczytać, tak ogromne wrażenie wywarła na mnie opowieść o Matyldzie. Ciekawa jestem, co jeszcze zaserwuje mi pisarka, jaką huśtawkę nastrojów, emocji?
Prowadzi szkołę językową, z wykształcenia jest anglistką. Prywatnie spełniona mama dwóch córek i szczęśliwa żona.
"Białe róże dla Matyldy" to historia życia tytułowej bohaterki, ale też jej siostrzenicy Beaty. Na tę ostatnią spada ogromny cios, w nieszczęśliwym wypadku traci rodziców. Do tej pory była kochana, szczęśliwa i spełniona, teraz młoda kobieta musi pogodzić się ze śmiercią ukochanych osób, wkrótce okaże się również, że to nie jedyny dramat w jej życiu. Ma ogromne wsparcie w mężu i cioci, ale czy komukolwiek może ufać tak naprawdę? Pamiętniki, jakie zacznie czytać w domu ciotki, wniosą w jej życie jeszcze większy chaos i każą zwątpić we wszystko, co kochała, w co wierzyła, co uznawała za pewnik. Czy wypadek rodziców na pewno był tylko tragicznym zbiegiem okoliczności? A może ktoś pomógł im przenieść się na tamten świat?
Fascynująca, trzymająca w napięciu, mistrzowsko napisana powieść. Uczucia, jakie targają Beatą udzielają się czytelnikowi, chciałoby się trzymać ją za rękę i pocieszać, albo pomilczeć razem z nią. Nasuwa się pytanie, co moglibyśmy zrobić, gdybyśmy znaleźli się w takiej sytuacji? Jak znieślibyśmy wiadomość o zaskakujących sekretach rodzinnych, czy potrafilibyśmy stawić im czoła? Gdy wszystko sypałoby się jak domek z kart? Czy nasza bohaterka będzie umiała wykrzesać z siebie siłę tak wielką, by przetrwać?
Nie ma mowy o zaprzestaniu czytania, jak już weźmiemy w swoje dłonie "Białe róże dla Matyldy" nie odłożymy jej, dopóki nie poznamy jej zakończenia, dlatego radzę od razu zarezerwować sobie cały wieczór na tę książkę. A może nawet i noc. Po poznaniu jakże przytłaczającej prawdy również nieszybko zapomnimy o tej historii. Ja nadal pamiętam każdy szczegół i nie mogę wyjść z szoku. Świetnie napisana, jak diabli wciągająca, odciskająca na nas swoje piętno. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Niewiele jest takich książek. Niełatwych, ale jakże potrzebnych. Uświadamiających nam, że nigdy w życiu nie możemy być niczego pewni. Nigdy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Skoro książka jest tak zaskakująca, na pewno się na nią skuszę :)
OdpowiedzUsuńBardzo przekonujący wpis. Sama również nie miałam styczności z prozą autorki, ale po tym co przeczytałam, dałabym jej szansę. Kto wie, może na stałe zagościłaby w mojej biblioteczce.
OdpowiedzUsuńMam tę książkę w planach, bo już nie ty jedna ją tak zachwalasz;)
OdpowiedzUsuńWłasnie ją czytam. 20 minut w autobusie zdecydowanie za szybko mija!
OdpowiedzUsuń