Dzień z książką.
"Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli tom II sagi"
Ałbena Grabowska.
Fragment czwarty.
"Stulecie Winnych. Ci, którzy walczyli tom II sagi"
Ałbena Grabowska.
Fragment czwarty.
"Ania początkowo udawała, że nie widzi jego zalotów i zachowywała się tak, jakby pomagał im tylko jak przyjaciel. Po wyjeździe Tadzika i Wacka w poszukiwaniu armii albo śladów Jaśka czy Pawła, czuła się w domu tak strasznie samotna, że jego towarzystwo i pomoc była czymś nieocenionym. Wprawdzie przeczucie mówiło jej, że nie jest to odpowiedni dla niej mężczyzna, ale przeganiała te wrażenia precz, widząc, jak godnie wykonuje poniżającą dla literata pracę.
-Boję się tego dnia, kiedy już nie będę tu potrzebny-wyznał jej któregoś wieczora, kiedy siedzieli pod jabłonką. Właśnie skończył zbierać ostatnie listopadowe plony. Marchew, pietruszka i kapusta leżały starannie poskładane i przygotowane do tego, żeby zasilić obie piwnice, tajną i jawną.
-Bzdury jakieś-obruszyła się, obrzucając go uważnym spojrzeniem.-Co ja bym bez ciebie zrobiła?
-Jesteś kobietą, która zawsze sobie poradzi. Ja tylko pokornym cieniem, który w listopadowym słońcu usiłuje dać ci nieco ciepła...
Zachwyciły ją te słowa. Na jedną chwilę poczuła siłę bijącą od Kazimierza i zapragnęła mu powiedzieć, że nie jest żadnym cieniem, tylko promieniem słońca, na który tyle czekała.
-Kiedy się urodziłam-powiedziała zamiast tego-moja mama umarła. Byłam taka mała, że nie wiadomo było, czy przeżyję. Trzymali mnie w wełnie i puchu, żeby mi było ciepło. Nie pamiętam tego uczucia, ale musiałam czuć się tak, jak teraz przy tobie.
Objął ją ostrożnie, a ona położyła głowę na jego ramieniu."
-Boję się tego dnia, kiedy już nie będę tu potrzebny-wyznał jej któregoś wieczora, kiedy siedzieli pod jabłonką. Właśnie skończył zbierać ostatnie listopadowe plony. Marchew, pietruszka i kapusta leżały starannie poskładane i przygotowane do tego, żeby zasilić obie piwnice, tajną i jawną.
-Bzdury jakieś-obruszyła się, obrzucając go uważnym spojrzeniem.-Co ja bym bez ciebie zrobiła?
-Jesteś kobietą, która zawsze sobie poradzi. Ja tylko pokornym cieniem, który w listopadowym słońcu usiłuje dać ci nieco ciepła...
Zachwyciły ją te słowa. Na jedną chwilę poczuła siłę bijącą od Kazimierza i zapragnęła mu powiedzieć, że nie jest żadnym cieniem, tylko promieniem słońca, na który tyle czekała.
-Kiedy się urodziłam-powiedziała zamiast tego-moja mama umarła. Byłam taka mała, że nie wiadomo było, czy przeżyję. Trzymali mnie w wełnie i puchu, żeby mi było ciepło. Nie pamiętam tego uczucia, ale musiałam czuć się tak, jak teraz przy tobie.
Objął ją ostrożnie, a ona położyła głowę na jego ramieniu."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz