środa, 23 października 2013

Wywiad z Joanną Opiat-Bojarską i konkurs, do wygrania Blogostan.





 Joanna Opiat-Bojarska wywiad 



Joanna Opiat-Bojarska od urodzenia mieszka w okolicach Poznania. Działa w branży związanej z nieruchomościami, a pisać zaczęła zupełnie przypadkowo. Jej debiutancka powieść "Kto wyłączy mój mózg?" pojawiła się mniej więcej dwa lata temu, w październiku 2011 roku. Autorka przyznaje, że uzależniła się od pisania na swoim różowym laptopie i choć miała poprzestać na jednej książce, już nie potrafiła tego zrobić, ani sobie, ani swoim czytelnikom.

Pierwsze pytanie, już u mnie standardowe, brzmi: jak się to wszystko zaczęło? Dlaczego pisanie z przypadku? Nie marzyła Pani o tym? I skąd wziął się pomysł na blog?

Miałam inne marzenia. Kochałam liczby. Rozwiązywałam zadania. Przełomem była moja choroba. A może bardziej to, co zdarzyło się później. Przeżyłam coś okrutnie ekstremalnego. Tygodniami leżałam w szpitalu całkowicie sparaliżowana. Gdy doszłam do pełnej sprawności  zaczęłam pomagać innym ludziom, chorującym na zespół Guillaina-Barrego. Opowiadałam im o swoich zmaganiach z chorobą, by pokazać im, że skoro ja mogłam pokonać tyle przeciwności, to im też się uda. Najpierw przez telefon, później zaczęłam pisać bloga. Wtedy okazało się, że wypowiadane przeze mnie słowa mają ogromną moc. Niosą nadzieję, ogromny optymizm i dają innym siłę. Dwie najbliższe mi osoby kilka razy napomknęły, że powinnam napisać książkę. Puściłam ich uwagi mimo uszu, aż w końcu, któregoś dnia uznałam, że mają rację. Postanowiłam napisać książkę, która będzie działała lepiej niż jakikolwiek antydepresant.

Otwarcie mówi Pani o swojej chorobie, podziwiam takie osoby. Znalazła Pani siłę, by nie tylko dać sobie radę z tym traumatycznym doświadczeniem, ale także by pomagać innym. Do tego optymistyczne nastawienie do życia, któe daje się zauważyć czytając Pani blog, brawo! Na początku zapewne było ciężko poradzić sobie z tym wszystkim… Czy to choroba, którą można wyleczyć całkowicie, czy objawia się paraliżem nagle i niespodziewanie?

Tak, początki były trudne. Każdy z nas przechodzi grypę przynajmniej raz w roku. Przechodzi w dosłownym znaczeniu tego słowa. Bierze leki i idzie do pracy. Mimo że mówi się o powikłaniach grypy, nikt nie zdaje sobie sprawy z tego jak mogą być dokuczliwe. Zespół Guillaina-Barrego jest jednym z nich. To on powalił mnie na łopatki. Niespodziewanie i niesprawiedliwie. Zastanawiałam się godzinami, czym sobie zasłużyłam na tak bolesną lekcję? W ciągu kilku dni przestałam panować nad ciałem. Nie byłam w stanie unieść ani ręki, ani nogi, nie mówiąc o innych częściach ciała. Leczenie tej choroby polega na zahamowaniu jej postępu i oczekiwaniu na regenerację organizmu. Żaden lekarz nie jest w stanie określić jak długo trwał będzie proces dochodzenia do sprawności i jaki będzie jego efekt.  Większości z nas, osób, które walczyły z tą chorobą zostały pamiątki – mniejsze lub większe odchylenia od normy.


Ktoś przekonał Panią, że warto tworzyć kolejne postaci, pisać drugą, trzecią, czwartą powieść? Czy sama Pani doszła do wniosku, że warto?

Mniej więcej dwa miesiące po zakończeniu pracy nad pierwszą książką wybrałam z kilku zainteresowanych wydawców tego, którego sobie wymarzyłam. Gdy podpisałam z nim umowę byłam przekonana, że to moja pierwsza i ostatnia umowa. Minęło jednak kilka tygodni, a ja czułam pustkę. Temat przyszedł do mnie sam. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności... Podczas prac nad Blogostanem pojawił się pomysł stworzenia powieści o klubie wrednych matek. A podczas tworzenia Klubu wiedziałam już, że opiszę historię zaginionej dziewczyny.
Pisanie, budowanie postaci, powiązań między nimi, dopinanie intrygi na ostatni guzik czy zaskakiwanie czytelnika – to wszystko daje mi ogromną satysfakcję. Czy warto tworzyć kolejne książki? Czuję się zbyt uzależniona od pisania, by uczciwie odpowiedzieć na to pytanie. To tak, jakby zapytała Pani alkoholika, czy warto otwierać kolejną butelkę wódki. Warto? Nie warto? Ale pisać trzeba...

Myślę, że Pani rodzaj uzależnienia jest jednak zupełnie inny… przede wszystkim dlatego, że dzięki niemu sprawia Pani radość czytelnikom, dzieli się z nimi swoim talentem i podchodzi do pisania bardzo profesjonalnie.
Wracając do początku… jak długo pisała Pani pierwszą powieść? Czy bywały momenty zwątpienia, myśli, że nie da Pani rady?

Prace nad „Kto wyłaczy mój mózg?” trwały pół roku. Przez sześć miesięcy, w co drugi wieczór siadałam do komputera i pisałam.  Bardzo długo o tym, że piszę wiedział tylko mój mąż. Jestem typem zadaniowca. Jeśli za coś się biorę, zawsze to kończę. Nie wątpię w połowie drogi. Nie zmieniam zdania.  Gdy ktoś mówi: boję się, że nie dasz rady, albo: wzięłaś na siebie zadanie niemożliwe do wykonania – zaciskam zęby i pracuję trzy razy ciężej. Podjęte zadanie trzeba zrealizować, by móc szukać nowych wyzwań.

Który tytuł, napisany przez Panią, darzy Pani największym sentymentem?

Zdecydowanie - „Gdzie jesteś, Leno?” To moja pierwsza historia kryminalna. Bardzo dobrze wspominam czas zbierania materiałów, budowania fabuły, szukania w niej słabych punktów i wypełniania prawdziwej historii Leny fałszywymi tropami. Jest mi niezmiernie miło, że czytelnicy pokochali stworzonych przeze mnie policjantów – Burzę i Młodego. Cudownie współpracowało mi się też z Martą Jeziółkowską  z szukamywas.pl, moją konsultantką od ludzi zaginionych.

Cieszę się zatem z tego, że od tej powieści zaczęłam. Teraz mój apetyt na poznanie Pani twórczości wzrósł! Bohaterowie też są wyjątkowi, czy pojawią się jeszcze, w innym tytule?

Tak. Na prośbę czytelników wróciłam do pary bohaterów. Życie podkomisarza Burzy Burzyńskiego i Michała Majewskiego już toczy się dalej, na razie na łamach konspektu. Miło mi się z nimi pracuje.


Którego z nich najtrudniej było stworzyć?

Im trudniejszy bohater, tym większa satysfakcja.
Moi bohaterowie nie wymykają mi się, nie żyją własnym życiem. Zanim przystąpię do pisania dla każdego tworzę osobną kartotekę. Wygląd, charakter, wady, zalety. Wiem więc jacy będą i jak powinni reagować w określonych sytuacjach. Ostatnio pracowałam nad specyficznym bohaterem. Mężczyzną. Mordercą. Postanowiłam opisywać świat widziany jego oczami. To nie było łatwe, przyznaję, ale za to jakie inspirujące.

Zaintrygowała mnie Pani! Już jestem ciekawa tej powieści. Czy jest ukończona? Kiedy pojawi się na rynku wydawniczym?

Powieść jest już skończona. Tyle mogę powiedzieć. Gdy tylko pojawi się w zapowiedziach dam znać.

Lubi Pani zaskakiwać czytelnika?

Oj tak. Lubię. Sama też lubię być zaskakiwana – jako czytelnik, oczywiście.

Skąd pomysł na „Gdzie jesteś, Leno?” ? Uważam, i na pewno nie jestem w tym odosobniona, że to książka, którą trzeba przeczytać. Ma w sobie ogromny ładunek emocji, uczuć, zmusza do myślenia.

Każdy z nas słyszał przynajmniej o kilku głośnych zaginięciach. Często traktujemy takie informacje jak ciekawostki. Wypowiadamy się na temat tych, którzy zaginęli, śledzimy doniesienia prasowe i oceniamy tych, którzy szukają. Powieść „Gdzie jesteś, Leno?” powstała, by uświadomić każdemu z nas kilka ważnych spraw. Jedną z nich jest to, że ukochana osoba może wyjść z domu i nigdy nie wrócić... Nie wiem, czy człowieka może spotkać coś gorszego.

Zgadzam się, to chyba najbardziej traumatyczne i najgorsze, co może nas spotkać.
Czytając Pani odpowiedź pomyślałam o dzieciach, które zaginęły, tych całkiem małych, ale i nieco starszych. Czy myślała Pani może o tym, by napisać książkę dotykającą tego tematu? O matkach, które podobnie jak Katarzyna W. udawały, że dziecko zaginęło, a tak naprawdę same zrobiły mu coś złego? Myślę, że Pani potrafiłaby o tym napisać, choć to trudny temat.

Bardzo lubię trudne tematy, ale akurat ten mnie nie interesuje. Poruszenie tego tematu wymagałoby ukazania pewnego rodzaju usprawiedliwienia dla takich czynów. Przecież w prawdziwym życiu nic nie jest ani czarne, ani białe. Jestem matką... nie wiem czy potrafiłabym być obiektywna.

O czym są inne Pani powieści? Czy równie trudna problematyka, jak w „Gdzie jesteś, Leno?” ?

Trudna tematyka kojarzy mi się z trudną książką. Moje powieści nie są trudne. Owszem podobnie jak cebula (i jak ogry) posiadają warstwy. Pod powierzchowną warstwą rozrywkową i odrobiną humoru zawsze ukryty jest ważny problem. W „Kto wyłączy mój mózg?” - choroba i niepełnosprawność, w „Blogostanie” - uzależnienia i toksyczne związki, w „Klubie Wrednych Matek” - dopasowywanie się na siłę do wzorca idealnej matki.

Zgadzam się z tym, że historia Leny nie należy jednak do książek trudnych. Jeżeli w pozostałych tytułach tak sprytnie ukryła Pani ważne sprawy to koniecznie muszę je przeczytać!

Obawiam się, że zajmę pani trzy kolejne wieczory. Każda książka jest jajkiem niespodzianką. Pod kolorowym papierkiem i warstwą czekolady ukryte jest to coś – ważny temat. To od niego zaczynam prace z nową książką. Najpierw jest trudny społecznie temat, do którego dokładam rozrywkową historię, by czytelnika zachęcić a nie odstraszyć.

Interesuje mnie szczególnie „Blogostan”. Przeczytałam na Pani blogu, że to książka o tym, iż Internet może stać się niebezpieczny. Nie powinno się tu nikomu ufać, bo można zapłacić za to wysoką cenę, jak Pani myśli?

„Blogostan” to książka dokumentująca współczesne stosunki międzyludzkie (powierzchowność kontaktów, rozpaczliwe poszukiwanie bratniej duszy, subiektywne spojrzenie na własne życie, trud wyjścia z toksycznej miłości). Zgadzam się z tym, że Internet może stać się niebezpieczny. Może, ale nie musi. To od nas zależy w jaki sposób z niego korzystamy. Generalnie zaufanie wiąże się z ryzykiem zapłacenia wysokiej ceny, dlatego ja jestem ostrożna. Ufam osobom sprawdzonym w boju...

To prawda, wiele zależy od nas samych.
Ciekawi mnie jeszcze, o czym będzie następna Pani powieść?

Następna po Lenie, następna czyli ta, nad którą pracuję, czy następna, która już biega po mojej głowie? Wszystkie są lub będą kryminałami. Bo tworzenie historii kryminalnych sprawia dużo więcej radości, niż ich czytanie.

Rozumiem, że kolejna po Lenie już jest ukończona, a jakiego bohatera tam spotkamy?

Tak. Oprócz mordercy, o którym już wspominałam wcześniej poznamy Ankę - ambitną, młodą dziennikarkę telewizyjną.


Chciałam jeszcze zapytać o kontakt z czytelnikiem? Czy jeździ Pani na spotkania autorskie, rozmawia z czytelnikami, słucha, co mają do powiedzenia?

Realny kontakt z czytelnikiem (taki twarzą w twarz) to zastrzyk ogromnej energii. Wraz z koleżankami po piórze odwiedziłyśmy w ciągu ostatniego roku kilkanaście wielkopolskich bibliotek. Czasem przebijałyśmy się przez wielki śnieg, by dotrzeć do czytelników. Miło jest posłuchać tego, co mają do powiedzenia.

Jak reaguje Pani na krytykę, czy ona w ogóle ma miejsce?

Słucham tego, co ludzie mają do powiedzenia i staram się wyciągnąć z tego naukę. Nie zawsze krytyka jest krytyką, czasem to tylko marudzenie czy brak zrozumienia tematu. Czasem z tego, co usłyszę robię użytek, bo chciałabym by każda moja kolejna książka była lepsza od poprzedniej. Dużo lepsza ;)

Uchyli Pani rąbka tajemnicy? Jaka prywatnie jest Joanna Opiat-Bojarska?

Prywatnie? Zapraszam serdecznie na spotkania autorskie, tam jestem taka... prywatna. Nie występuję co prawda w różowym dresie, w którym zazwyczaj piszę wieczorami, ale poczucie humoru mnie nie opuszcza. Służbowo podobno jestem bliższa mrożącej spojrzeniem Heldze.

Mam nadzieję, że kiedyś dane będzie mi spotkać Panią „na żywo”, rozumiem, że o ulubiony kolor nie muszę już pytać, laptop i dres są w jakim odcieniu różu? Blady czy raczej wyrazisty?

Sama jestem blada, więc w bladym różu wyglądałabym jak … trup.

Którą porę roku uważa Pani za najpiękniejszą?

Zimą czuję się jak emerytka, mięśnie buntują się, odporność spada, a mnie jak księżniczkę powinno zamknąć się w domu. I co z tego, że różne odcienie bieli są piękne, kiedy można oglądać je tylko przez szybę.
Dlatego wybieram lato. Słońce, kwiaty, owoce i gorące powietrze. Latem czuję, że żyję. Lato działa na wszystkie moje zmysły. Nic mnie nie ogranicza. Nic mnie nie boli. To lubię!


Jakie jest Pani największe marzenie?

Naj, największe? Chciałabym żyć długo, szczęśliwie i w zdrowiu (tak, tak, zupełnie jak w bajce), z moim ukochanym mężczyzną w jakimś niewielkim domku, gdzieś, gdzie zawsze trwa lato.

Życzę Pani z całego serca, by się spełniło, i trwało, trwało, trwało…

Bardzo, bardzo dziękuję za rozmowę. Dla mnie to była ogromna przyjemność.

Dla mnie również. Dziękuję.


Konkurs rozpoczyna się dzisiaj, 23 października, potrwa do 30 października, do godziny 24-tej. Wystarczy pod tym postem zostawić w komentarzu odpowiedź na pytanie: Z którą bohaterką/bohaterem literackim chciałabym wyjechać na weekend i dlaczego? i nie zapomnieć o adresie e-mail.
W zabawie mogą brać udział wszyscy, którzy mieszkają na terenie Polski. Do wygrania "Blogostan".
 A tu moja recenzja "Gdzie jesteś, Leno?": http://asymaka.blogspot.com/2013/10/gdzie-jestes-leno-joanna-opiat-bojarska.html.

 Nagrodę ufundowała Joanna Opiat-Bojarska i Wydawnictwo Replika, dziękuję :)



16 komentarzy:

  1. IMIĘ: Woland
    PŁEĆ: mężczyzna - diabeł
    ZAWÓD: obecnie - profesor czarnej magii
    WIEK: rzeczywisty – nieznany, wygląda na mężczyznę mającego ponad czterdzieści lat
    STAN CYWILNY: wolny
    MIEJSCE ZAMIESZKANIA: zaświaty
    SKĄD JEST ZNANY: z powieści Michaiła Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”

    Oto bohater literacki, z którym chętnie spędziłabym weekend.
    Dlaczego właśnie on?
    Jest on moim ulubionym bohaterem literackim, pochodzącym z mojej ukochanej powieści. Bardzo go lubię przede wszystkim z tego powodu, iż jest postacią nietypową. Przecież diabeł od zawsze kojarzy się ze złem, z kimś strasznym, wzbudzającym przerażenie, niechęć, odrazę. Tymczasem wizerunek Wolanda znacznie odbiega od tego stereotypu. Nie na darmo zresztą mówi się: "Nie taki diabeł straszny, jak go malują". Woland stanowi potwierdzenie prawdziwości tych słów. Już sam jego wygląd o tym świadczy. W niczym nie przypomina on diabła z ludzkich wyobrażeń. Jest wysokim mężczyzną, ubranym elegancko i starannie w popielaty garnitur i dobrane do niego kolorystycznie pantofle oraz beret, pod pachą trzyma czarną laskę. Wygląda więc, jak zwyczajny człowiek. Tym, co jedynie zwraca u niego uwagę, są oczy: prawe jest czarne, zaś lewe – zielone.
    Również i jego charakter i osobowość nie pasują do stereotypowego wizerunku diabła. Jest inteligentny, władczy i błyskotliwy. Jego czyny, bardziej niż przerażenie, budzą ciekawość. Jak na szatana, zachowuje się zaskakująco. Jego celem nie jest tak naprawdę czynienie zła – czyni to pozornie, a w rzeczywistości demaskuje zło istniejące na świecie. Jak więc widać, diabeł został tu przedstawiony jako osoba naprawdę wzbudzająca sympatię, intrygująca, ciekawa. Bardzo chciałabym poznać Wolanda osobiście i porozmawiać z nim. A ponieważ sama czasami bywam diablicą (no dobrze, trochę częściej, niż czasami... a nawet dużo częściej, niż czasami), to myślę, że znaleźlibyśmy wiele wspólnych tematów do rozmowy. Mam nadzieję, że pokazałby mi przynajmniej kilka swoich niezwykłych magicznych sztuczek.
    Właśnie dlatego to z Wolandem chciałabym wyjechać gdzieś na weekend i jestem pewna, że byłby to dla mnie czas niezapomniany i pełen mocnych wrażeń.

    Dorota
    april.dp1@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja tak nie na temat póki co ;-) Szkoda, ze tej Pani nie znam osobiście ma taką sympatyczną ,miłą ,przyjazną twarz... i jeszcze mieszka gdzieś niedaleko mnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Będąc ostatnio pod wpływem znanej tajnej agentki, weekend z chęcią spędziłabym z Krystyną Skarbek. Jest to jednocześnie postać wyjęta z kart historii oraz bohaterka książki Marii Nurowskiej "Miłośnica". Jestem pewna, że poruszyłaby moje szaraczkowe życie, sprawiając, ze nabrałoby rumieńców. Z nią nie narzekałabym na nudę, może nawet zdarzyłaby się nam jakaś tajna akcja, skok ze spadochronem, śmiertelna walka o życie czy niesamowita przygoda w górach? Możliwe, że gdzieś w połowie drogi by o mnie zapomniała, dla kolejnego faceta, który zawrócił w jej głowie (a troszkę ich miała), ale bardzo mnie to nie martwi, skoro mogłabym liczyć na coś ciekawego, przygodę, którą wspominałabym przez całe życie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Troszkę się pospieszyłam i zapomniałam o mailu:)
    mail: monikarysta@gmail.com
    Bardzo fajny wywiad:)
    Pozdrawiam serdecznie;)

    OdpowiedzUsuń

  5. Ja z kolei z przyjemnością spędziłbym weekend z Kurtem Walanderem, jego samego poznajemy w niezbyt ciekawym momencie jego życia, bo po rozstaniu z żoną i rozwodzie, a jakby tego było mało, nie ma najlepszego kontaktu z córką, a ojciec, cierpiący na sklerozę, przysparza mu nie lada problemów. Walander jest bohaterem realistycznym, który nie jest wszechmocny, a tym samym takim, który wzbudza sympatię i niekiedy współczucie. Nie układa mu się bowiem najlepiej, w niektórych sprawach jest, nawet nieudacznikiem, nie przeszkadza mu to bynajmniej w tym, aby być dobrym policjantem. Bo takim bez wątpienia jest.
    „ Jedną ze szczególnych cech Wallandera jest to, że stale się zmienia. W ten sposób różni się od wielu tzw. bohaterów, którzy są identyczni na pierwszej i na tysięcznej stronie książki.. Nikt z nas nie będzie jutro taki sam” [ za opisem cyklu powieści z Kurtem Wallanderem na oficjalnej, polskiej stronie autora ]
    mail. aug74@wp.pl
    Bardzo ciekawy wywiad:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochany Pamiętniczku!
    Pewnie powyginasz sobie wszystkie strony, gdy dowiesz się, co mi się dziś przydarzyło! Otóż, IDĘ NA RANDKĘ! No, co się tak dziwisz? Tak, idę. Nie mogę? Nie, wcale nie zmyślam. Idę na najprawdziwszą randkę na świecie. Zaraz, ja idę na randkę?! Boże, w co ja się ubiorę? Jak się uczeszę? Jak umaluję? Przecież ja nie mam w szafie żadnej sukienki.
    Mamy iść na polanę - na piknik. Prawda, że romantycznie? Cisza, spokój, szum drzew, śpiew ptaków i my pośrodku. Cudownie. Jak w bajce. Będziemy trzymać się za ręce i zajadać łakocie z koszyka. Nie mogę się doczekać. Tylko w co ja się ubiorę? Pomóż mi..


    ... a zresztą nie ważne. Przecież facet, z którym idę jest od pasa w dół nagi. Nie kłamię! I nie jest on żadnym ekshibicjonistą! To Kubuś Puchatek!

    zuniek@onet.pl
    zapraszam też do siebie: www.nieidentyczne-polki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie kończę czytać trylogię "Zakręty losu" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i najchętniej pojechałabym na weekend z jednym z głównym bohaterów – z bratem Borowskim. Tylko mam mały wielki problem – nie wiem, którego wybrać… Łukasza czy Krzyśka? Obaj są baaaardzo wysocy, więc wreszcie i ja mogłabym pozadzierać głowę i nabawić się bólu szyi. W końcu poczułabym się przy nich naprawdę malutka i pozwoliłabym się otoczyć opieką. Nawet na rękach mogliby mnie nosić! To odbywałoby się w ramach ich codziennej porcji ruchu. No cóż… bracia Borowscy są cholernie inteligentni, więc mogłabym z nimi rozmawiać do białego rana. A przy tym obaj wiedzą, co to żonglerka słowna, więc przedrzeźnianiu i utarczkom słownym nie byłoby końca, a przy tym salwy śmiechu wybuchałyby co i rusz. Mają poczucie z humorem, szaleją z głową, a przy tym nie zapominają, co to odpowiedzialność, opiekuńczość, lojalność i kto tu nosi portki. Nasz weekend mógłby się skończyć bardziej zmysłowo i niekoniecznie w sypialni, bowiem obaj panowie są świetnymi kochankami. Starszy o 10 lat Łukasz jest wyższy i szerszy w barach, a jego skronie oprószone siwizną, lecz mimo wszystko wciąż ma w sobie wiele młodzieńczego uroku i zniewalające spojrzenie. Młodszy Krzysiek, troszkę niższy, smuklejszy, hipnotyzuje swoimi dwukolorowymi oczyma. I którego mam wybrać? I czemu tylko jednego? Ech… trudno, Pisaninko, jadę na weekend z obydwoma braćmi Borowskimi! Mam obstawę jak się patrzy!

    martucha180@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. MAGIA CHWILI

    Chciałabym spędzić weekend z Alicją, która jako jedyna miała zaszczyt odwiedzić Krainę Czarów. Może się to wydawać dziecinne, zresztą sama już doszłam do tego wniosku. Jednak przygody tej dziewczyny wniosły wiele do mojego sposobu myślenia. Otworzyły moją wyobraźnię i pokazały, że nie można się ograniczać. Nie chodzi mi bynajmniej o sposób przekazywania treści, lecz możliwość tworzenia swojego własnego świata. Gdybym spotkała się z Alicją, mogłabym poznać jej wersję tej opowieści. Jestem ciekawa, czy różniłaby się znacznie od czytanego przeze mnie egzemplarza oraz czy odczucia bohaterki wpłynęłyby na odbiór treści. Nie musiałabym nawet przeżywać z Alicją jakiejś nowej przygody (choć oczywiście nie wzgardziłabym propozycją przedostania się do Krainy Czarów przez lisią norę), wystarczyłaby mi szczera, ludzka rozmowa przy filiżance owocowej herbatki.
    Alicja jest postacią żywą, delikatną, wrażliwą, czułą, inteligentną. Stałaby się moją idealną rozmówczynią, a jakże rozkoszną! Jednak najbardziej podziwiam jej wiarę, brak doszukiwania się podstępu we wszystkim. Prawdopodobnie naiwne podejście do życia. Pomogłaby mi także zwracać większą uwagę na szczegóły otaczającego mnie świata, abym być może w przyszłości, potrafiła podążyć za „białym królikiem” ku swojej przygodzie.


    zapalswieczke1@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Idealną kompanką dla mnie byłaby Idgie ze Smażonych Zielonych Pomidorów. Jej spontaniczność, szczerość, dobroć powala mnie na kolana. Mam wrażenie, że nie nudziłabym się z nią ani minuty i że przeżyłabym coś szalonego ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. agnieszka.deja@o2.pl
    Najchętniej wyjechałabym z Harrym Potterem. W razie jakichś niepowodzeń mógłby on szybko naprawić błędy, a i zabawa by była przednia. Może nauczyłby mnie czarować? No a poza tym chętnie poznałabym jego światopogląd na życie czarodziejsko-mugolskie, a także namówiłabym go do zwierzenia się mi, czy bał się walki z Sam-Wiesz-Kim. Zresztą, jeśli mogłabym wybrać wolałabym by był to Harry z czasów szkolnych, najlepiej zaraz po dowiedzeniu się, że Syriusz jest jego ojcem chrzestnym. Jego euforia na pewno by mi się udzieliła.

    OdpowiedzUsuń
  11. Na weekend wyjechałabym najchętniej z Bridget Jones :) Myślę, że świetnie byśmy się razem bawiły i przeżyły wiele przygód. Oczywiście nie ominęło by nas wspólne odchudzanie i flirtowanie z Danielem i Markiem. Razem popełniłybyśmy tyle faux pas, że nikt by nie potrafił zliczyć naszych gaf. Po tak szalonym weekendzie, niewątpliwie powstałaby kolejna część dziennika :)
    alkatraz007@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. "Zwracajcie się do mnie „Kapitanie, mój kapitanie”.

    Ten cytat już zdradza, z którym bohaterem chciałabym spędzić weekend. John Keating wydaje się być bardzo ciekawą postacią, nie, to mało powiedziane! Nauczyciel angielskiego, znany ze "Stowarzyszenia Umarłych Poetów" po prostu mi imponuje. Od zawsze byłam pod wrażeniem osób z własnym światopoglądem, niebojących się działać. Pan Keating jest dla mnie wzorem nie tylko idealnego nauczyciela, ale także człowiekiem, który nie boi się walczyć o marzenia. Chciałabym, żeby choć przez krótką chwilę pokazał mi swój punkt widzenia i wraz ze mną zanurzył się w piękny świat poezji. Nie, nie wydaję mi się, że ten spotkanie z Panem Keatingiem natychmiastowo zmieniło by moje życie, nie stałabym się nowym człowiekiem, ale... tyle pięknych przygód mogłoby nas spotkać!

    OdpowiedzUsuń
  13. Piszę do niego na maleńkiej karteczce kilka zdań, na końcu zapraszając Go na weekend. Gdzie?
    Gdzie nas oczy poniosą. Zabieram w podróż do naszych polskich gór. A zabieram kogo? Głównego bohatera dziwnej powieści Franca Kafki - Józefa K.
    Zawiłość losu sytuacji w której się znalazł, obecność wokół niego dziwnych ludzi u których stara się szukać pomocy w wyjaśnieniu stanu położenia swojej osoby.
    Cóż może być bardziej przytłaczającego, niż absurdalność świata wokół?
    No właśnie. Chciałabym zabrać Józefa nie tylko w polskie góry - głównie, ale po całym naszym kraju, by mógł zobaczyć, jak wygląda inny świat, inna kultura, inni ludzie. Chciałabym mu pokazać piękno naszej polskiej natury, której on nie dostrzega w ogóle, zajęty wyjaśnianiem swojej sytuacji.
    Chciałabym by zobaczył, że świat wcale nie jest taki zły, a ludzie potrafią być skromni tak jak on, ale nadzwyczaj dobrzy, gościnni, a Polki piękne, jak słońce na niebie.
    Chciałabym, by Józef dostrzegł w ogóle to słońce i kolory świata.
    Rozmowy - no właśnie - gadalibyśmy do białych poranków, a wieczorami przy ognisku i butelce dobrego wina śmieli się, uświadamiając sobie i im wszystkim, że życie jest po prostu piękne!
    Pozdrawiam pięknie:)
    stokrotka954@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. Od dziecka marzę by któregoś dnia się zjawił, by pewnego wieczoru zastukał cicho w okno, bym spotkała go kiedyś siedzącego na ganku mojego domu obserwującego gwiazdy i grającego na harmonijce. Nie zniechęca mnie jego kamienny wyraz twarzy, nietuzinkowy wygląd (bo jak inaczej nazwać połączenie glanów i kapelusza z piórkiem?) czy uzależnienie od fajki i kawy. Zupełnie nie obchodzi mnie to, że jest typem samotnika, a zamiast uczciwej pracy woli włóczyć się po okolicach. Wiem, że pod tym zielonym płaszczem kryje się serducho, w którym jest miejsce zarówno dla przyjaciół, jak i dla dążeń do nieograniczonej wolności. Cudownie choć raz byłoby rzucić to wszystko, przerzucić plecak przez ramię i razem z nim wyruszyć w pieszą wędrówkę. Nie oglądać się za siebie, dnie spędzać na filozoficznych rozmowach lub dla odmiany po prostu milczeć. Wieczorem moglibyśmy rozbić namiot nad rzeką, obserwować odbicie gwiazd w tafli wody, dorzucać suche gałązki do ogniska i wierzyć, że ten weekend będzie trwał i trwał, a my będziemy się włóczyć w nieskończoność.

    (Chyba już się domyślacie, że moim największym marzeniem jest spędzenie kilku dni z Włóczykijem, bohaterem serii książek Tove Jansson opowiadających o Muminkach)

    joannasobczak89@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Hm z kim chciałabym spędzić weekend ... Trudne ale może to nietypowy bohater lecz nie do końca książkowy choć idzie znaleźć książkę o Piotrusiu Panie w krainie Nibylandii ciągłego beztroskiego dzieciństwa. Jeśli ma być książkowy to chciałabym spędzić weekend w Malowniczym , z Majką. W krainie pięknych Polskich gór , które kocham mimo, że pochodzę z pięknych rejonów Wielkopolski z Krainy Lasów i Jeziora... Dlaczego Malwina? Jest równie niepokorna i roztrzepana jak ja. Spełniła swoje największe marzenie zamieszkała w górach znalazła szczęście z dala od zgiełku miasta. spotyka prawdziwych przyjaciół i ma największe moje marzenie własny pensjonat w górach, gdybym ja mogła spełnić swoje marzenie o pensjonacie w górach :) Zaprosiłabym do niego Panią właścicielkę blogu ;) Pozdrawiam Aniu.
    kasia-16101@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  16. Chciałabym wyjechać na weekend z bohaterkami z „Klubu Matek Swatek”, czyli: Beatą, Danutą, Krystyną, Jadwigą i dowiedzieć się, czy te kobiety potrafią odpoczywać, czy tylko „pracować”. Mam cichą nadzieję, że będą w swoim żywiole, bo chciałabym podpatrzeć „na żywo” jak poszukują kandydata dla swoich pociech i sprawiają, aby młodzi „przypadkowo” się spotkali (pewnie w przyszłości też będę szukać idealnego partnera dla mojego dziecka i może przystąpię wtedy do KMS :)). A poza tym z takimi kobietami nuda mi nie grozi. Dobry humor, komiczne sytuacje gwarantowane, gdy wszystko jest z góry zaplanowane, ale nie zawsze według planu zrealizowane .:)
    kwiatusia1@gmail.com

    OdpowiedzUsuń