Cały dzień spędziłam sprzątając nasze niewielkie mieszkanko i myśląc o zbliżających się wielkimi krokami Świętach Wielkanocnych, chociaż za oknem biało, śnieg pada i lepiej by było ubierać choinkę w bombki, niż jak co roku o tej porze gałązki w maleńkie jajeczka. Gdyby ktoś miał ochotę obejrzeć drzewko przystrojone przez moje trzy Miśki zapraszam, KLIK> .
Po południu postanowiłam odpocząć i po prostu miło spędzić czas z książką. Co prawda, tytuł ten jeszcze przedwczoraj miał spokojnie czekać na swoją kolej, bo terminy mnie gonią, ale niestety tematyka tak bardzo mnie zainteresowała, że musiałam chociaż zacząć wczoraj ową powieść. Skończyć mi się nie udało, więc dzisiaj sięgnęłam ponownie po historię niewiernej żony.
Wielokrotnie w swoim życiu zastanawiałam się nad tym, co myślą, co czują takie osoby, te zdradzające, te, które ranią, krzywdzą, niszczą związek, oszukują. Tu moja ciekawość została zaspokojona, lecz nie będę ukrywać, że po przeczytaniu kilku pierwszych stron miałam zamiar książkę odłożyć. Autorka nie ocenia, ja niestety jestem bardzo krytyczna w tym temacie, dla mnie zdrada to zdrada, nie ma odcieni szarości, jest tylko biel i czerń. Nigdy nie mogłam pojąć, po co ktoś świadomie pakuje się w chory układ? Lepiej rozwieść się i wtedy spotykać z kimś innym, nie oszukując, nie mając wyrzutów sumienia...
Magdalena Witkiewicz przekonała mnie do "Opowieści niewiernej", tak doskonale oddała myśli, uczucia, emocje bohaterki, że nawet momentami było mi jej żal. Nie umiałam się jednak postawić w jej sytuacji, wczuć w jej postać, od początku bowiem denerwowało mnie jej zaślepienie, ale wiem, że takie kobiety istnieją. Ja osobiście nie rozumiem ich, nie pochwalam ich postępowania, ale do pewnego stopnia zaczynam widzieć to trochę inaczej. Trochę. Nie do końca.
Ewa po prostu świadomie wplątała się w chory, zupełnie niepotrzebny układ, na własne życzenie, przez nikogo nie zachęcana. Stojąc z boku możemy pozwolić sobie na krytykę, na "gdybanie", bo to nie my, nie nasze życie, bo my byśmy tak nie postąpili, bo jesteśmy tacy mądrzy...Ta kobieta również nigdy nie pomyślałaby, że zdradzi, że będzie w stanie to zrobić, a jednak... Autorka pozostaje w tym wszystkim neutralna, nie ocenia, nie zmusza nas do przyznania jej racji, bo tu nikt nie ma racji, do polubienia swojej bohaterki, czy znienawidzenia jej osoby. Przedstawia nam po prostu opowieść niewiernej, a co z tym zrobimy zależy od nas samych.
Dla mnie najbardziej sympatyczna postać w tej książce to Małgosia, polubiłam ją od samego początku. Jest przyjaciółką Ewy, pomaga jej w wielu sytuacjach, potrząsa wtedy, gdy trzeba, przytula, gdy łzy cisną się do oczu naszej zdradzającej. Bardzo jej zazdroszczę takiej przyjaźni.
Pisarka po raz kolejny stworzyła historię prawdopodobną, niebywale szczerą i prawdziwą, wyraziste postaci, życiowe, pełne prawdy zdarzenia, wszystko to, co mamy w naszej rzeczywistości, a nawet więcej. Możemy przy tej książce coś poczuć, nad czymś się zastanowić, choć nie będzie tylko łatwo i przyjemnie. Wszystko kończy się tak, jak powinno było się zacząć, gdybyśmy tylko byli zawsze tacy mądrzy "przed", a nie "po", bylibyśmy szczęśliwi i wszystko byłoby cały czas idealnie. Niestety, uczymy się tylko na własnych błędach, wyciągamy z nich wnioski, i lekcje życia są nam niebywale potrzebne, dzięki nim uczymy się pokory, bycia szczęśliwymi, szczerymi, żyjemy tak, by i nam, i innym było dobrze. I najważniejsze, zawsze warto rozmawiać, od początku związku mówić, co myślimy, co czujemy, co nas boli, z czym nam jest źle, niewygodnie, co nas razi, co nam się nie podoba, bez tego możemy zabłądzić, skręcić w ciemną uliczkę.
Za "Opowieść niewiernej" bardzo dziękuję Magdalenie Witkiewicz, która zrobiła mi wielką niespodziankę w postaci tej właśnie książki. Gdyby jednak okazała się niezbyt ciekawa, mało interesująca, banalna, nie omieszkałabym Was o tym powiadomić, szczególnie, że zdrada to temat niebywale kontrowersyjny i można na nim dość łatwo się "wyłożyć'.
piątek, 29 marca 2013
czwartek, 28 marca 2013
Pomiędzy Anna Onichimowska
Na wstępie muszę napisać, że mam nosa do książek, szczególnie w ostatnim czasie. Może nie brzmi to zbyt skromnie, ale taka jest prawda, trafiają mi się same ciekawe, refleksyjne, bądź odwrotnie bardzo wesołe, pozycje literackie. Ta książka jest z rodzaju tych, przy których się zatrzymuję, zamyślam, dumam...
Nigdy nie czytałam niczego tej autorki, ale wiem, że jest między innymi poetką, zadebiutowała wierszami dla dorosłych, po czym zajęła się poezją dziecięcą. Na dzień dzisiejszy zajmuje się tylko prozą, odeszła od poezji, co uświadomiła mi sama autorka. Zapraszam na stronę Anny Onichimowskiej KLIK>. Tam jest więcej informacji o niej, z pierwszej ręki.
"Pomiędzy" to zbiór opowiadań, który jest różnorodny, barwny, prawdziwy, dopracowany i przemyślany. Napisany w sposób niebywale interesujący, pobudzający wyobraźnię, nie czyta się tego jednak szybko i łatwo. Musimy przystanąć, przemyśleć, dawkować sobie te historie, emocje, ponieważ tylko tak możemy docenić wartość przestawionych sytuacji, relacji międzyludzkich, ich zachowań.
Spotykamy tu bohaterów przedziwnych, nie do końca chyba zadowolonych z siebie, ze swojego życia. Zdają sobie sprawę ze swoich ułomności, wad, lecz nie potrafią lub nie chcą niczego zmienić, może jest to dla nich zbyt trudne, może boją się, że wcale nie będą szczęśliwsi? Kobieta, która rodzi dziecko z wąsami, mężczyzna, który otacza nadmierną opieką dynię, ocierająca się o śmierć podróżująca pani, mąż kupujący dywan magiczny, który w jego moc nie wierzy.
Bardzo podobało mi się opowiadanie o "wybranej" przez staruszkę "córce", według mnie jest naprawdę niesamowite, szczere, mówi o tym, jak szybko wpasowujemy się w rolę, jaką ktoś inny nam wyznacza, jak łatwo wcielamy się w kogoś, kim nie jesteśmy, pozwalamy, by litość i tani sentyment nami rządził, jacy jesteśmy w tym wszystkim naiwni i łatwowierni, dajemy się wykorzystać...
Anna Onichimowska to doskonała obserwatorka życia ludzkiego, nie ocenia, nie krytykuje, pozwala nam samodzielnie myśleć, interpretować, nie podaje nam na tacy rozwiązań i przede wszystkim dlatego tak bardzo spodobały mi się te opowiadania. Mogę je polecić z czystym sumieniem każdemu, kto lubi się zastanowić przy lekturze, czasami pośmiać się, czasem wzruszyć, być gdzieś POMIĘDZY...
Nigdy nie czytałam niczego tej autorki, ale wiem, że jest między innymi poetką, zadebiutowała wierszami dla dorosłych, po czym zajęła się poezją dziecięcą. Na dzień dzisiejszy zajmuje się tylko prozą, odeszła od poezji, co uświadomiła mi sama autorka. Zapraszam na stronę Anny Onichimowskiej KLIK>. Tam jest więcej informacji o niej, z pierwszej ręki.
"Pomiędzy" to zbiór opowiadań, który jest różnorodny, barwny, prawdziwy, dopracowany i przemyślany. Napisany w sposób niebywale interesujący, pobudzający wyobraźnię, nie czyta się tego jednak szybko i łatwo. Musimy przystanąć, przemyśleć, dawkować sobie te historie, emocje, ponieważ tylko tak możemy docenić wartość przestawionych sytuacji, relacji międzyludzkich, ich zachowań.
Spotykamy tu bohaterów przedziwnych, nie do końca chyba zadowolonych z siebie, ze swojego życia. Zdają sobie sprawę ze swoich ułomności, wad, lecz nie potrafią lub nie chcą niczego zmienić, może jest to dla nich zbyt trudne, może boją się, że wcale nie będą szczęśliwsi? Kobieta, która rodzi dziecko z wąsami, mężczyzna, który otacza nadmierną opieką dynię, ocierająca się o śmierć podróżująca pani, mąż kupujący dywan magiczny, który w jego moc nie wierzy.
Bardzo podobało mi się opowiadanie o "wybranej" przez staruszkę "córce", według mnie jest naprawdę niesamowite, szczere, mówi o tym, jak szybko wpasowujemy się w rolę, jaką ktoś inny nam wyznacza, jak łatwo wcielamy się w kogoś, kim nie jesteśmy, pozwalamy, by litość i tani sentyment nami rządził, jacy jesteśmy w tym wszystkim naiwni i łatwowierni, dajemy się wykorzystać...
Anna Onichimowska to doskonała obserwatorka życia ludzkiego, nie ocenia, nie krytykuje, pozwala nam samodzielnie myśleć, interpretować, nie podaje nam na tacy rozwiązań i przede wszystkim dlatego tak bardzo spodobały mi się te opowiadania. Mogę je polecić z czystym sumieniem każdemu, kto lubi się zastanowić przy lekturze, czasami pośmiać się, czasem wzruszyć, być gdzieś POMIĘDZY...
środa, 27 marca 2013
Niezniszczalni. Dziewczyna za kierownicą. Karolina Wilczyńska
Karolina Wilczyńska to młoda, zaledwie siedemnastoletnia dziewczyna, urodziła się dokładnie 8 maja 1996 roku, mieszka pod Wrocławiem. Uwielbia pisać i tańczyć, ma niesamowicie bujną wyobraźnię, czego odzwierciedleniem jest ta właśnie powieści. To debiut, moim zdaniem całkiem udany. Zaskoczyła mnie ta książka, spodziewałam się jakiejś prostej historyjki o miłości młodej, wchodzącej w życie kobiety, która lubi szybkie samochody. A jednak możemy tu znaleźć coś więcej...
Początkowo bohaterka mieszka ze swoją matką, chociaż relacji panującej między nimi daleko jest do doskonałości. Córka na pewno nie należy do grzecznych i spokojnych, poukładanych panienek, a i matka nie za bardzo wie, jak sobie z nią poradzić, jak do niej dotrzeć, jak z nią rozmawiać.
Rodzice Kayli rozwiedli się, gdy była małą, ośmioletnią dziewczynką, a jeżeli stosunki między nią a matką nie były udane, to z ojcem nie łączyło ją już nic. Miał swoje własne życie, o córce nie wiedział zbyt wiele. Przynajmniej do czasu wypadku, wtedy bowiem matka postanwiła, że Kayla wyprowadzi się do niego, może dzięki temu córka wreszcie stanie się odpowiedzialna?
W tej książce ciągle coś się dzieje, mamy wrażenie, że sami jesteśmy w tych szybkich samochodach, że to jazda bez trzymanki, a my jesteśmy w centrum wydarzeń. Czy Kayla da sobie radę w nowym środowisku, czy przestanie się ścigać, a może się zakocha i odnajdzie swoje przeznaczenie? Warto zapoznać się z tym tytułem, chociaż największą frajdę z przeczytania tej opowieści będą mieli zapewne młodsi czytelnicy, ci, którzy dopiero szukają swojej drogi, wchodzą w dorosłość. To może być dla nich świetna zabawa, oni najlepiej poczują się w takich klimatach, odnajdą w tej historii.
Za książkę z dedykacją, od samej autorki bardzo dziękuję stronie CZYTAJMY POLSKICH AUTORÓW KLIK>, bo tam ją wygrałam i oczywiście debiutującej pisarce, Karolinie Wilczyńskiej, a drugi egzemplarz otrzymałam do recenzji od Wydawnictwa Novae Res. Dziękuję bardzo, oby jak najwięcej było takich młodych, utalentowanych, odważnych osób, jak ta urocza dziewczyna!
Początkowo bohaterka mieszka ze swoją matką, chociaż relacji panującej między nimi daleko jest do doskonałości. Córka na pewno nie należy do grzecznych i spokojnych, poukładanych panienek, a i matka nie za bardzo wie, jak sobie z nią poradzić, jak do niej dotrzeć, jak z nią rozmawiać.
Rodzice Kayli rozwiedli się, gdy była małą, ośmioletnią dziewczynką, a jeżeli stosunki między nią a matką nie były udane, to z ojcem nie łączyło ją już nic. Miał swoje własne życie, o córce nie wiedział zbyt wiele. Przynajmniej do czasu wypadku, wtedy bowiem matka postanwiła, że Kayla wyprowadzi się do niego, może dzięki temu córka wreszcie stanie się odpowiedzialna?
W tej książce ciągle coś się dzieje, mamy wrażenie, że sami jesteśmy w tych szybkich samochodach, że to jazda bez trzymanki, a my jesteśmy w centrum wydarzeń. Czy Kayla da sobie radę w nowym środowisku, czy przestanie się ścigać, a może się zakocha i odnajdzie swoje przeznaczenie? Warto zapoznać się z tym tytułem, chociaż największą frajdę z przeczytania tej opowieści będą mieli zapewne młodsi czytelnicy, ci, którzy dopiero szukają swojej drogi, wchodzą w dorosłość. To może być dla nich świetna zabawa, oni najlepiej poczują się w takich klimatach, odnajdą w tej historii.
Za książkę z dedykacją, od samej autorki bardzo dziękuję stronie CZYTAJMY POLSKICH AUTORÓW KLIK>, bo tam ją wygrałam i oczywiście debiutującej pisarce, Karolinie Wilczyńskiej, a drugi egzemplarz otrzymałam do recenzji od Wydawnictwa Novae Res. Dziękuję bardzo, oby jak najwięcej było takich młodych, utalentowanych, odważnych osób, jak ta urocza dziewczyna!
poniedziałek, 25 marca 2013
Sławomir Koper "Życie artystek w PRL"
„Że nie dałaś mi mamo
zielonookich snów.
Nie, nie żałuję.
Że nie znałam
klejnotów ni koronkowych słów.
Nie żałuję.”
Fragment piosenki
„Nie żałuję” Agnieszki Osieckiej.
To książka, z której dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Nie miałam pojęcia, jak interesujące były kobiety tego okresu, czasów PRL-u. Autor zauważa celnie, że dzieliło je niemal wszystko, łączyła zaś niebywała wprost uroda, były oryginalne, utalentowane, miały pomysł na siebie, kochały całym sercem to, co robiły w życiu zawodowym, oddawały się temu z niezwykłą pasją, miłością. Każda robiła co innego, miały różne poglądy, wyznawały inne wartości, co innego uważały za szczęście, w czym innym czuły się spełnione, ale wszystkie musiały przetrwać i funkcjonować w czasach PRL.
Sławomir Koper jest historykiem, ukończył Uniwersytet Warszawski. W odmienny sposób przedstawia przeszłość, w zupełnie inny niż wszyscy, ukazując czytelnikom codzienność opisywanych postaci, czym przybliża nam ich obraz, pozwala poczuć, że to normalne, żywe istoty, ludzie z krwi i kości, z zaletami, ale i z wadami.
Poznajemy tu artystki z zupełnie innej strony, dowiadujemy się o sprawach z ich życia, które dotychczas były pomijane, które uważane były za nieistotne lub niewygodne.
Pierwszą osobą przedstawioną w tej książce jest nieziemsko utalentowana Agnieszka Osiecka, która stworzyła mniej więcej 2000 bestsellerowych piosenek, między innymi dla Maryli Rodowicz, Edyty Geppert, czy Kaliny Jędrusik. Jaką była matką, partnerką, kobietą, dziennikarką? Warto zagłębić się w jej życiorys, bo jest bardzo interesujący i niezwykły. Tworzyła teksty niebanalne, refleksyjne, po prostu piękne...
Kolejna kobieta, o której napisał autor to Anna German, o której wcześniej wiedziałam niewiele, a czego bardzo żałuję. Dzięki tej publikacji, jak też serialowi w telewizyjnej Jedynce mogłam ją bliżej poznać i nadal odkrywam jej trudny, czasem skomplikowany świat. Mam nadzieję, że nie tylko ja pokochałam ją całym sercem i stałam się jej wielką fanką w ostatnim czasie.
Osobę Kaliny Jędrusik znałam, lecz przyznam się szczerze, że jej wizerunek nie do końca przemawiał do mnie. Za sprawą tej książki spojrzałam na jej życie z zupełnie innego punktu widzenia.
Aktorka Elżbieta Czyżewska miała smutne i trudne dzieciństwo, z czego wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, miała wiele problemów, ale też ogromny talent do gry na scenie, na deskach teatru.
Alina Szapocznikow to rzeźbiarka, również kobieta wielkiego talentu, ale i ze smutną, dramatyczną przeszłością.
Halina Poświatowska zupełnie inaczej postrzegała rzeczywistość, była "poetką miłości" mającą ogromne kłopoty zdrowotne już od dzieciństwa, wadę serca.
I na koniec pracoholiczka, kompozytorka i skrzypaczka, jak pozostałe panie bardzo utalentowana, Grażyna Bacewicz.
Sławomir Koper świetnie dobrał bohaterki tej książki, tak różne, a jednocześnie tak niezwykłe, silne, piękne, mniej lub najbardziej wykształcone, a wśród nich dziennikarka, dwie piosenkarki, aktorka, poetka i kompozytorka. Warto o nich wszystkich pamiętać, bo w jednym czasie żyły w naszym kraju tak utalentowane, pełne pasji istoty.
niedziela, 24 marca 2013
Maleńki chłopczyk z miasteczka, z którego pochodzę potrzebuje pomocy!!!
Malutki KUBUŚ potrzebuje pomocy.
Przyszedł na świat 4 stycznia 2013 roku w 24 tygodniu ciąży. Ważył zaledwie 985 g. Cały czas znajduje się w poznańskim szpitalu na oddziale intensywnej terapii. Nie może jak inne maleństwa przytulić się do swojej mamusi, przebywać obok niej, czuć jej ciepła, bliskości, miłości...
Leży w inkubatorze, wśród kabli, przewodów i czujników.
Kubuś przeszedł już w swoim życiu zbyt wiele, jeszcze w brzuszku mamy doszło do niedotlenienia, a gdy się urodził maleńkie serduszko stanęło...
Po dziesięciominutowej reanimacji maluszka udało się uratować. Otrzymał tylko 1 punkt, w dziesięciopunktowej skali Apgar. Nie oddycha samodzielnie i ma mnóstwo dolegliwości, ale czuje się już dużo lepiej.
Będzie potrzebował regularnej, intensywnej rehabilitacji, jak również pomocy wielu specjalistów, co będzie kosztowało bardzo, bardzo dużo. Jego rodzice są młodymi ludźmi, dopiero tworzącymi rodzinę...
W związku z tym mam do Was ogromną prośbę, przekażcie swój 1% podatku dla tej maleńkiej, bezbronnej, niewinnej istotki. Ten 1% to dla nas tak niewiele, nic na tym nie tracimy, a dla Kubusia to walka o zdrowie i życie.
Rodzice Kubusia mieszkają w miasteczku, z którego pochodzę, dlatego bardzo Was proszę, pomóżcie!!!
piątek, 22 marca 2013
Łukasz Gładysiak Zabijajcie wszystkich Einsatzgruppen w latach 1938-1941
Bardzo zainteresowała mnie ta książka, ponieważ chłonę od czasów szkolnych wszystko, co związane z tematyką wojenną. Tutaj szczególną uwagę zwróciłam na osobę samego Hitlera, ponieważ autor niebywale ciekawie opisał, skąd wzięła się niechęć tego okrutnego potwora, pozbawionego jakichkolwiek skrupułów, do narodu żydowskiego. Zdziwiło mnie bardzo to, że ojciec Adolfa nigdy nie wypowiadał się w sposób lekceważący o Żydach, zawsze myślałam bowiem, że wyniósł ową nienawiść z domu rodzinnego.
Często zastanawiałam się również, jak w kraju ludzi cywilizowanych, wykształconych i inteligentnych mogło dojść do czegoś takiego jak ludobójstwo i jak to wszystko się zaczęło, skąd się wzięło i z czego wynikało. Łukasz Gładysiak podszedł do tematu naprawdę skrupulatnie, wyjaśnił poszczególne zagadnienia w sposób niezwykle obrazowy i dokładny, wyczerpujący.
Urodził się w Poznaniu, w tym roku kończy 30 lat. Studiował historię wojskowości, na Wydziale Historycznym. Był asystentem w kołobrzeskim Dziale Historii Wojskowości Muzeum Oręża Polskiego. Od 2010 r. jest redaktorem prowadzącym magazyn "Militaria XX wieku. Wydanie specjalne". Zagłębia się w problematykę wojskowości państwa niemieckiego i historii Pomorza Zachodniego pod koniec ubiegłego stulecia.
"Zabijajcie wszystkich" to przede wszystkim historia jednostki specjalnego przeznaczenia, jaką była Einsatzgruppen. Niestety dokładnej analizie nie możemy poddać tej organizacji, ponieważ wiele dokumentów zniszczyli sami Niemcy, a i jej działalność nigdy nie była dostępna dla wszystkich i powszechnie znana.
"Żydzi są naszym nieszczęściem! Z hasłem tym przeciętny mieszkaniec Niemiec spotkać mógł się przynajmniej raz w tygodniu, przy okazji zakupu jednego z tygodników..."
cytat pochodzi z książki i wyjaśnia nam już na samym początku, do czego dążyli i co chcieli uzyskać ci bezwzględni ludzie. Uważali, że rozpowszechniając nienawiść do nacji żydowskiej, namawiając i zachęcając do przemocy względem niej, uda im się doprowadzić do likwidacji ich zdaniem "rasy podludzi". Hasła takie jak to, że wojna z Żydami to walka z diabłem, że kochają tylko pieniądze i dobra materialne, że nie mają skrupułów przed wyzyskiem Niemca były w tym kraju na porządku dziennym. Nazywani byli trującymi grzybami, antysemityzmu uczono także w podręcznikach dla dzieci, porównywano ich do karaluchów, hien, szarańczy. Hitler uczestniczył w tym wszystkim najpierw przyglądając się temu, a następnie otwarcie manifestując swój wrogi stosunek do Żydów, by wreszcie stanąć na czele tego chorego ugrupowania. Niestety antysemityzm budził się także w innych krajach, nie był wyłącznie domeną niemieckich obywateli, Rumunia, Słowacja, Węgry otwarcie mówiły o niechęci i antysemityzmie. Anglia nie miała zamiaru uczestniczyć w tym wszystkich, biernie czekała na rozwój wypadków, podobnie jak USA. Dziwną politykę przyjął w tym temacie Watykan, Wszystko to prowadziło do rychłego upadku tych biednych, niewinnych osób.Zbrodnie przeciwko ludzkości, ludobójstwo dopiero na terenach Polski nabrały szczególnie okrutnego i rzeczywistego charakteru, popełniane były tu regularnie, bez żadnych zahamowań, czy wyrzutów sumienia. Właśnie jednostki specjalnego przeznaczenia Służby Bezpieczeństwa zapoczątkowały ten straszny, dramatyczny proceder. Resztę musicie już przeczytać sami, jak przebiegały te bestialskie przestępstwa, czego dopuszczano się w ciągu trzech lat trwania grupy, poznajemy tu ten świat od kuchni, bez owijania w bawełnę. Autor tak wyraziście, dokładnie wszystko opisuje, że krew na rękach katów zdaje się być równie czerwona dzisiaj, jak w tamtym okresie. Tytuł ten wart jest przeczytania ku przestrodze i ku pamięci zamordowanych niewinnych ofiar. Napisany językiem przystępnym, choć temat jest trudny i nie mogę napisać, że łatwo się to czyta. Polecam jednak jak najbardziej.
Często zastanawiałam się również, jak w kraju ludzi cywilizowanych, wykształconych i inteligentnych mogło dojść do czegoś takiego jak ludobójstwo i jak to wszystko się zaczęło, skąd się wzięło i z czego wynikało. Łukasz Gładysiak podszedł do tematu naprawdę skrupulatnie, wyjaśnił poszczególne zagadnienia w sposób niezwykle obrazowy i dokładny, wyczerpujący.
Urodził się w Poznaniu, w tym roku kończy 30 lat. Studiował historię wojskowości, na Wydziale Historycznym. Był asystentem w kołobrzeskim Dziale Historii Wojskowości Muzeum Oręża Polskiego. Od 2010 r. jest redaktorem prowadzącym magazyn "Militaria XX wieku. Wydanie specjalne". Zagłębia się w problematykę wojskowości państwa niemieckiego i historii Pomorza Zachodniego pod koniec ubiegłego stulecia.
"Zabijajcie wszystkich" to przede wszystkim historia jednostki specjalnego przeznaczenia, jaką była Einsatzgruppen. Niestety dokładnej analizie nie możemy poddać tej organizacji, ponieważ wiele dokumentów zniszczyli sami Niemcy, a i jej działalność nigdy nie była dostępna dla wszystkich i powszechnie znana.
"Żydzi są naszym nieszczęściem! Z hasłem tym przeciętny mieszkaniec Niemiec spotkać mógł się przynajmniej raz w tygodniu, przy okazji zakupu jednego z tygodników..."
cytat pochodzi z książki i wyjaśnia nam już na samym początku, do czego dążyli i co chcieli uzyskać ci bezwzględni ludzie. Uważali, że rozpowszechniając nienawiść do nacji żydowskiej, namawiając i zachęcając do przemocy względem niej, uda im się doprowadzić do likwidacji ich zdaniem "rasy podludzi". Hasła takie jak to, że wojna z Żydami to walka z diabłem, że kochają tylko pieniądze i dobra materialne, że nie mają skrupułów przed wyzyskiem Niemca były w tym kraju na porządku dziennym. Nazywani byli trującymi grzybami, antysemityzmu uczono także w podręcznikach dla dzieci, porównywano ich do karaluchów, hien, szarańczy. Hitler uczestniczył w tym wszystkim najpierw przyglądając się temu, a następnie otwarcie manifestując swój wrogi stosunek do Żydów, by wreszcie stanąć na czele tego chorego ugrupowania. Niestety antysemityzm budził się także w innych krajach, nie był wyłącznie domeną niemieckich obywateli, Rumunia, Słowacja, Węgry otwarcie mówiły o niechęci i antysemityzmie. Anglia nie miała zamiaru uczestniczyć w tym wszystkich, biernie czekała na rozwój wypadków, podobnie jak USA. Dziwną politykę przyjął w tym temacie Watykan, Wszystko to prowadziło do rychłego upadku tych biednych, niewinnych osób.Zbrodnie przeciwko ludzkości, ludobójstwo dopiero na terenach Polski nabrały szczególnie okrutnego i rzeczywistego charakteru, popełniane były tu regularnie, bez żadnych zahamowań, czy wyrzutów sumienia. Właśnie jednostki specjalnego przeznaczenia Służby Bezpieczeństwa zapoczątkowały ten straszny, dramatyczny proceder. Resztę musicie już przeczytać sami, jak przebiegały te bestialskie przestępstwa, czego dopuszczano się w ciągu trzech lat trwania grupy, poznajemy tu ten świat od kuchni, bez owijania w bawełnę. Autor tak wyraziście, dokładnie wszystko opisuje, że krew na rękach katów zdaje się być równie czerwona dzisiaj, jak w tamtym okresie. Tytuł ten wart jest przeczytania ku przestrodze i ku pamięci zamordowanych niewinnych ofiar. Napisany językiem przystępnym, choć temat jest trudny i nie mogę napisać, że łatwo się to czyta. Polecam jednak jak najbardziej.
czwartek, 21 marca 2013
Szklany zamek Jeannette Walls
Książka równie mocno zapadła mi w pamięć, ale wstrząsnęła mną o wiele bardziej, niż czytana przeze mnie wcześniej inna powieść Jeannette Walls zatytułowana "Nieokiełznane". Tamta jest historią życia babci autorki, ta opowiada o jej trudnym dzieciństwie, z rodzicami, którzy na swój sposób ją kochali, ale byli jednocześnie nieodpowiedzialni i pozbawieni wyobraźni. Recenzja "Nieokiełznanych" jest tutaj, klik>.
Jeannette moim zdaniem ma charakter babci, ponieważ przetrwała to wszystko i wyszła z tego cało, obronną ręką. Nie poddała się, pokazała, że potrafi być silna, twarda, mądra i zrobiła wszystko, by wyrwać się z toksycznego środowiska, by znaleźć pracę, dach nad głową, skończyć studia. Potrafiła znaleźć w tej swojej niewesołej sytuacji dobre strony i dzięki temu odniosła zwycięstwo.
Nie mogę zrozumieć zachowania jej rodziców, nie jestem w stanie odciąć się od tego, co zrobili, a ona, której przecież bezpośrednio to wszystko dotyczyło, która wychowała się przy nich, lecz wychowywana przez nich raczej nie była, potrafiła napisać o tym w tak spokojny, wyważony sposób. Jako trzyletnie dziecko uległa poparzeniu, ponieważ musiała sama przygotować sobie posiłek, podgrzewała parówki. Na szczęście udało jej się przeżyć, ale już na zawsze blizny pozostały na jej ciele. Zdawało się, że w ogóle się tym nie przejmowała, naprawdę to dzielna, odważna i wyjątkowa kobieta. Jak już wspomniałam moim zdaniem bardziej podobna do babki, niż do rodziców. Ojciec miał problemy alkoholowe, matka również nie potrafiła odnaleźć się w rzeczywistości, w świecie, w jakim przyszło im żyć, byli zbyt beztroscy, wolni, jak kolorowe ptaki. Moim zdaniem cała czwórka dzieci cudem przetrwała w tych zadziwiających warunkach, stale przenosząc się z miejsca na miejsce. Doskonale znali uczucie głodu, zimna, lecz nie siedzieli w kącie i nie płakali z bezsilności, postanowili zakasać rękawy i jakoś sobie poradzić. Czy im się to udało, nie odpowiem. Warto bowiem sięgnąć samemu po ten niebywale ciekawy, doskonale napisany, bez jakiejkolwiek nuty żalu, gniewu, goryczy tytuł. Przekonajcie się, czy dzieci z takiej rodziny zawsze muszą skończyć jak ich mama i tata, czy zawsze jabłko pada niedaleko od jabłoni.
Jeannette moim zdaniem ma charakter babci, ponieważ przetrwała to wszystko i wyszła z tego cało, obronną ręką. Nie poddała się, pokazała, że potrafi być silna, twarda, mądra i zrobiła wszystko, by wyrwać się z toksycznego środowiska, by znaleźć pracę, dach nad głową, skończyć studia. Potrafiła znaleźć w tej swojej niewesołej sytuacji dobre strony i dzięki temu odniosła zwycięstwo.
Nie mogę zrozumieć zachowania jej rodziców, nie jestem w stanie odciąć się od tego, co zrobili, a ona, której przecież bezpośrednio to wszystko dotyczyło, która wychowała się przy nich, lecz wychowywana przez nich raczej nie była, potrafiła napisać o tym w tak spokojny, wyważony sposób. Jako trzyletnie dziecko uległa poparzeniu, ponieważ musiała sama przygotować sobie posiłek, podgrzewała parówki. Na szczęście udało jej się przeżyć, ale już na zawsze blizny pozostały na jej ciele. Zdawało się, że w ogóle się tym nie przejmowała, naprawdę to dzielna, odważna i wyjątkowa kobieta. Jak już wspomniałam moim zdaniem bardziej podobna do babki, niż do rodziców. Ojciec miał problemy alkoholowe, matka również nie potrafiła odnaleźć się w rzeczywistości, w świecie, w jakim przyszło im żyć, byli zbyt beztroscy, wolni, jak kolorowe ptaki. Moim zdaniem cała czwórka dzieci cudem przetrwała w tych zadziwiających warunkach, stale przenosząc się z miejsca na miejsce. Doskonale znali uczucie głodu, zimna, lecz nie siedzieli w kącie i nie płakali z bezsilności, postanowili zakasać rękawy i jakoś sobie poradzić. Czy im się to udało, nie odpowiem. Warto bowiem sięgnąć samemu po ten niebywale ciekawy, doskonale napisany, bez jakiejkolwiek nuty żalu, gniewu, goryczy tytuł. Przekonajcie się, czy dzieci z takiej rodziny zawsze muszą skończyć jak ich mama i tata, czy zawsze jabłko pada niedaleko od jabłoni.
środa, 20 marca 2013
Cezary Żbikowski "Wykształciuchy z wioski Warszawa"
Na początku napiszę, że nie lubię Warszawy. Wszędzie są tłumy ludzi, korki, wszystkiego jest zbyt wiele, zbyt szybko się dzieje. Na dłuższą metę bym tam chyba zwariowała. Zawsze, gdy jestem już w domu, przez kilka dni nie mogę dojść do siebie, kręci mi się w głowie i jestem strasznie zmęczona. Nie chodzi o to, że w małym miasteczku nic się nie dzieje, tu po prostu wszystko jest z umiarem, też biegam i nie mogę "się wyrobić" z niczym, brakuje mi rąk do pracy, mam milion myśli na minutę, które ulatniają się zbyt szybko, jestem roztargniona i zapominam nawet o tym, jaki mamy dzień tygodnia i że to na przykład moja kolej odebrać Misia z przedszkola. Z drugiej strony nie chciałabym chyba prowadzić życia statecznej, nic nierobiącej osoby, bo bym umarła z nudów. Zawsze potrafiłam sobie zorganizować czas, od dziecka, bo miałam wybujałą wyobraźnię i masę pomysłów, nie do końca dobrych i grzecznych. Nie rozumiem też kierowców warszawskich, nie używających świateł, czujących się bezkarnie w każdej sytuacji i niestety bezczelnych, cwanych czasami do granic możliwości. Nie mówię o wszystkich, tylko o tych, których samej zdarzyło mi się obserwować. Najlepsi są też Ci mieszkańcy, którzy są w stolicy od miesiąca, a uważają się za nie wiadomo jaką szychę. Często na Warszawę mówię "Warszawka", chociaż z drugiej strony uwielbiam chodzić do zoo z dziećmi, do Muzeum Powstania Warszawskiego, do Centrum Nauki Kopernik, do Łazienek Królewskich. Zresztą, jak wiadomo, każdy kij ma dwa końce i każdy z nas lubi co innego. Ale miało być o książce...
Tytuł ten zainteresował mnie niesamowicie, chociaż myślałam, że będzie o czymś zupełnie innym.
Autorem jest człowiek od kilkunastu lat mieszkający w stolicy, wraz z żoną i dwójką pociech. Uwielbia wszelkiego rodzaju sporty: narty, tenis, piłkę nożną, ale nie gardzi też ciekawą książką czy interesującymi obiektami do fotografii.
W tej powieści znajdziemy na pewno ogromną dawkę humoru, takiego szczerego, życiowego, naprawdę prawdziwego. Język książki jest niebywale ciekawy, niebanalny, pełen interesujących wtrąceń, a jednocześnie zrozumiały i przystępny. Spotykamy tu mnóstwo mniej lub bardziej znanych anegdot, które urozmaicają życie kilku mężczyzn po trzydziestce. Jeden z nich zasługuje na szczególną uwagę, ponieważ zastanawia się nad sobą, nad swoim życiem, pracą, całą tą pogonią za karierą i pieniędzmi, ma wielkie marzenie, by przenieść się w jakieś cichsze i spokojne miejsce. Zakończenie książki moim zdaniem jest rewelacyjne, zupełnie się tego nie spodziewałam. Polecam ten tytuł jak najbardziej, to książka niezwykła, bo zupełnie inna i wreszcie nie tylko o kobietach, choć jak najbardziej płeć piękna powinna ją poznać.
Tytuł ten zainteresował mnie niesamowicie, chociaż myślałam, że będzie o czymś zupełnie innym.
Autorem jest człowiek od kilkunastu lat mieszkający w stolicy, wraz z żoną i dwójką pociech. Uwielbia wszelkiego rodzaju sporty: narty, tenis, piłkę nożną, ale nie gardzi też ciekawą książką czy interesującymi obiektami do fotografii.
W tej powieści znajdziemy na pewno ogromną dawkę humoru, takiego szczerego, życiowego, naprawdę prawdziwego. Język książki jest niebywale ciekawy, niebanalny, pełen interesujących wtrąceń, a jednocześnie zrozumiały i przystępny. Spotykamy tu mnóstwo mniej lub bardziej znanych anegdot, które urozmaicają życie kilku mężczyzn po trzydziestce. Jeden z nich zasługuje na szczególną uwagę, ponieważ zastanawia się nad sobą, nad swoim życiem, pracą, całą tą pogonią za karierą i pieniędzmi, ma wielkie marzenie, by przenieść się w jakieś cichsze i spokojne miejsce. Zakończenie książki moim zdaniem jest rewelacyjne, zupełnie się tego nie spodziewałam. Polecam ten tytuł jak najbardziej, to książka niezwykła, bo zupełnie inna i wreszcie nie tylko o kobietach, choć jak najbardziej płeć piękna powinna ją poznać.
wtorek, 19 marca 2013
Anna German i Biblioteka Publiczna w miasteczku, w którym mieszkam
Polecam mój artykuł o Annie German dla portalu kobiecego KLIK Anna German- "zamiast duszy miała muzykę". Właśnie dzisiaj się ukazał, podobnie jak mój artykuł o Bibliotece Publicznej w miasteczku, w którym mieszkam.
Mam ostatnio bardzo dużo zajęć, brakuje mi rąk i doba jest zdecydowanie za krótka, ale warto, naprawdę warto, bo cudowne jest uczucie satysfakcji!!!
Mam ostatnio bardzo dużo zajęć, brakuje mi rąk i doba jest zdecydowanie za krótka, ale warto, naprawdę warto, bo cudowne jest uczucie satysfakcji!!!
poniedziałek, 18 marca 2013
Przed premierą. "Szkoła żon" Magdalena Witkiewicz TYLKO DLA DOROSŁYCH
Wczorajsze popołudnie spędziłam w „Szkole żon” Magdaleny
Witkiewicz. Było to dla mnie niebywałe wyzwanie, ponieważ raczej nie bywam w
„takich” miejscach, wydaje mi się, jak zapewne wielu z Was, że nie potrzebuję
doznań, jakie tam są fundowane paniom, może trochę się wstydzę, jak jedna z
bohaterek o imieniu Marta? Może… zresztą, żoną jestem już lat kilkanaście, uczę
się na własnych błędach, a z problemami, z jakimi borykają się kobiety w tej
historii mam niewiele do czynienia. Czyżby?
Postanowiłam się przełamać, choć opory były przeogromne, ale
skoro mogę czytać i pisać o wszystkim, to także ten temat nie powinien być mi
obcy i budzić we mnie skrajnych emocji. Nie lubię „scen”, jak to nazywam, w
książkach, jeżeli są wulgarne, jeśli sprowadzają płeć piękną do roli
podrzędnej, jeżeli po prostu je obrażają i poniżają. Kobieta zasługuje na wszystko, co piękne, ważne, co dobre i powinna
mieć poczucie własnej wartości, nauczyć się myśleć o sobie, być kochana,
szanowana i doceniana, właśnie o tym jest ta książka, porusza trudne
zagadnienie, ale za to istotne i zbyt rzadko dostrzegane, zauważane,
komentowane.
Autorkę poznałam dzięki książce dla dzieci „Lilka i spółka”,
przy której doskonale bawię się z trójką moich urwisów, jak też za sprawą
„Ballady o ciotce Matyldzie”, z którą miło spędzam czas sama, już bez moich
pociech, a po lekturze „Szkoły żon” mogę śmiało powiedzieć, że Magdalena Witkiewicz jest pisarką
wszechstronną, niebywale utalentowaną i podbiła moje serce każdą z tych
trzech pozycji. Lubię czytać prawdziwe, szczere historie, takie „z życia
wzięte”, opowiadające o ludziach, których możemy spotkać na każdym kroku, tuż
obok nas, czy nawet sami możemy się z tymi opowieściami utożsamić. Książka
powinna nas bawić, dawać nam wiele ciekawych przeżyć, ale idealnie jest wtedy,
gdy czegoś nas uczy, coś pozwala nam zrozumieć, jeżeli dzięki niej możemy
czegoś doświadczyć, coś przemyśleć, podkreślam to zresztą na każdym kroku, w
każdej niemalże recenzji, bo inaczej nie potrafię.
Wzięłam przykład z Autorki… skoro ona nie boi się nowych
wyzwań, dlaczego ja mam się czegokolwiek obawiać, sięgając po taką książkę???
Warto się rozwijać, przełamywać stereotypy. Tylko, że moim zdaniem nie jest to
wcale tylko powieść erotyczna, to
książka o miłości, o kobietach, o kłopotach, z jakimi się zmagają każdego
dnia, o ich szarej rzeczywistości, o nudnym życiu codziennym. Aż tu nagle…
pojawia się szkoła żon, idealna dla
każdej z nas, i dla mamy małych dzieci, i dla dziewczyny po rozwodzie, i dla
pani pięćdziesięciotrzyletniej, której mąż skacze z kwiatka na kwiatek,
traktując ją jak sprzątaczkę, praczkę i kucharkę zaledwie, i dla matki, która
problemy zajada słodyczami i kanapkami, wieczorem, gdy wszyscy w domu śpią,
tutaj te wszystkie panie znajdą chwilę relaksu, odpoczynku, wytchnienia,
zapomną o troskach, smutkach, a może po ukończeniu tego przedsięwzięcia staną
się kimś innym, gotowym, by zmienić swoje życie, by stanąć twarzą w twarz z
tym, co je boli, co je unieszczęśliwia? Tutaj są równe, żadna z nich nie jest
lepsza, ani gorsza, tu uczą się siebie.
Wieczór spędzony w uroczym SPA, w saunie, na plaży, na
masażach, na rozmowach z osobami znającymi się „na rzeczy”, czy też z innymi
uczennicami szkoły, szczere, prawdziwe, pełne emocji, uczuć, bez owijania w
bawełnę, uważam za niebywale udany i choć kończę go z wypiekami na twarzy, nie
żałuję. Może tylko tego, że muszę to miejsce opuścić?
Takiej książki
zdecydowanie brakowało na naszym rynku wydawniczym, napisanej tak pięknym
językiem, językiem miłości…
Polecam ją całym sercem, naprawdę szczerze i obiektywnie, a
w tej kwestii możecie mi wierzyć.
Za wspaniałe
niedzielne popołudnie, dzięki któremu oderwałam się od swojej codzienności,
pełnej tupotu małych nóżek, hałasu i ciągłego: „Mamoooo …”, za to, że poczułam
się zrelaksowana, piękna i pachnąca po wonnych kąpielach i masażach, dziękuję
bardzo Autorce książki, która obdarzyła mnie wielkim zaufaniem, oddając w moje skromne
ręce swoje najmłodsze dziecko. Dziękuję.
Premiera książki 17 kwietnia 2013 roku, polecam, nie przegapcie, bo jest naprawdę znakomita!!!
Ps. Fragment mojej recenzji znalazł się na okładce "Szkoły żon":
Premiera książki 17 kwietnia 2013 roku, polecam, nie przegapcie, bo jest naprawdę znakomita!!!
Ps. Fragment mojej recenzji znalazł się na okładce "Szkoły żon":
Sześć strun Małgorzata Karlińska
Bardzo zaciekawił mnie ten tytuł, z uwagi na poruszony tu problem miłości, która trwa od lat ...
"Miłość, ta prawdziwa nie odchodzi, nie zarasta kurzem w najciemniejszym kącie strychu i tylko czeka na przekór całemu światu, by zakwitnąć.
Na ekranie komputera, po prawej stronie, widniała wiadomość dla niego. Obok obramowania nieistniejącego zdjęcia - tytuł wiadomości:
Stare dzieje.
Poniżej parę prostych słów:
Czy Ty to naprawdę Ty? M.
Jej obecne nazwisko nic mu nie mówiło, ale w nawiasie tkwiło to, które znał.
Boże – pomyślał – to nie może być prawdą! Serce podskoczyło mu do gardła, palce zadrżały na klawiaturze, a gorący pot zrosił jego szpakowate skronie. Po chwili, opanowując pierwsze emocje, zajrzał w jej profil. Szkoła zgadzała się, lata też."
cytat z okładki książki
Nie sądzicie, że to ciekawa tematyka, że jest tu zupełnie inaczej, bo użyto tu portalu społecznościowego, dzięki któremu bohaterowie odnaleźli się po latach? Jest prawdziwie, intrygująco, ale też życiowo, nie ma sielanki, są problemy, smutki, takie kłopoty, z którymi i my możemy się spotkać, każdego dnia, w swoim domu, na swoim podwórku.
Małgorzata Karlińska pisała od zawsze, dla przyjemności. Kiedy jej dwie córki dorosły znalazła nareszcie czas na realizację siebie, swoich marzeń związanych z pisaniem. Zadebiutowała tytułem "W pętli", którego nie miałam jeszcze okazji poznać. Autorka kocha psy, jest wolontariuszką Fundacji Adopcje Malamutów, gdzie nie pozwala zginąć setkom zwierząt, których właściciele porzucili, nie myśląc o tym, co z nimi będzie.
Poznajemy tu dwie osoby, których niegdyś łączyło coś wyjątkowego, niebanalnego. Mężczyzna jednak uległ urokowi innej, która chciała go zdobyć za wszelką cenę. Niestety, życie nie jest proste, a zmusić do miłości nikogo nie można, para nie potrafi się porozumieć, tak naprawdę łączą ich tylko dzieci, a i tutaj dochodzi do tragedii...
Z kolei ona jest bardzo nieszczęśliwa, okropnie traktowana przez męża, samotna.
Historia niebywale interesująca, napisana przystępnym językiem, przez osobę, która ma niesamowity zmysł obserwacji, bądź też bagaż doświadczeń na karku, polecam ten tytuł, warto przeżyć taką przygodę, z ludźmi już niemłodymi może ciałem, lecz na pewno nie starymi duchem...
Cytaty z książki:
"Świat dziecka jest taki piękny, czysty, taki niczym nieskalany"
"Czym dla mnie jest żałoba? Jest smutkiem. Jest ciszą. Jest pustką. Jest mrokiem. Jest zabraniem mi wszystkiego. Jest demonem. Jest czymś, przed czym nie potrafię uciec. Bo ona we mnie tkwi i zawsze we mnie będzie. Bo nie umiem się jej pozbyć. Bo nie chcę jej z siebie wyrzucić. "
"Miłość, ta prawdziwa nie odchodzi, nie zarasta kurzem w najciemniejszym kącie strychu i tylko czeka na przekór całemu światu, by zakwitnąć.
Na ekranie komputera, po prawej stronie, widniała wiadomość dla niego. Obok obramowania nieistniejącego zdjęcia - tytuł wiadomości:
Stare dzieje.
Poniżej parę prostych słów:
Czy Ty to naprawdę Ty? M.
Jej obecne nazwisko nic mu nie mówiło, ale w nawiasie tkwiło to, które znał.
Boże – pomyślał – to nie może być prawdą! Serce podskoczyło mu do gardła, palce zadrżały na klawiaturze, a gorący pot zrosił jego szpakowate skronie. Po chwili, opanowując pierwsze emocje, zajrzał w jej profil. Szkoła zgadzała się, lata też."
cytat z okładki książki
Nie sądzicie, że to ciekawa tematyka, że jest tu zupełnie inaczej, bo użyto tu portalu społecznościowego, dzięki któremu bohaterowie odnaleźli się po latach? Jest prawdziwie, intrygująco, ale też życiowo, nie ma sielanki, są problemy, smutki, takie kłopoty, z którymi i my możemy się spotkać, każdego dnia, w swoim domu, na swoim podwórku.
Małgorzata Karlińska pisała od zawsze, dla przyjemności. Kiedy jej dwie córki dorosły znalazła nareszcie czas na realizację siebie, swoich marzeń związanych z pisaniem. Zadebiutowała tytułem "W pętli", którego nie miałam jeszcze okazji poznać. Autorka kocha psy, jest wolontariuszką Fundacji Adopcje Malamutów, gdzie nie pozwala zginąć setkom zwierząt, których właściciele porzucili, nie myśląc o tym, co z nimi będzie.
Poznajemy tu dwie osoby, których niegdyś łączyło coś wyjątkowego, niebanalnego. Mężczyzna jednak uległ urokowi innej, która chciała go zdobyć za wszelką cenę. Niestety, życie nie jest proste, a zmusić do miłości nikogo nie można, para nie potrafi się porozumieć, tak naprawdę łączą ich tylko dzieci, a i tutaj dochodzi do tragedii...
Z kolei ona jest bardzo nieszczęśliwa, okropnie traktowana przez męża, samotna.
Historia niebywale interesująca, napisana przystępnym językiem, przez osobę, która ma niesamowity zmysł obserwacji, bądź też bagaż doświadczeń na karku, polecam ten tytuł, warto przeżyć taką przygodę, z ludźmi już niemłodymi może ciałem, lecz na pewno nie starymi duchem...
Cytaty z książki:
"Świat dziecka jest taki piękny, czysty, taki niczym nieskalany"
"Czym dla mnie jest żałoba? Jest smutkiem. Jest ciszą. Jest pustką. Jest mrokiem. Jest zabraniem mi wszystkiego. Jest demonem. Jest czymś, przed czym nie potrafię uciec. Bo ona we mnie tkwi i zawsze we mnie będzie. Bo nie umiem się jej pozbyć. Bo nie chcę jej z siebie wyrzucić. "
sobota, 16 marca 2013
Magdalena Kordel Uroczysko
Muszę napisać na samym początku, że mamy w naszym kraju naprawdę sporo utalentowanych kobiet piszących. Wiedziałam o tym od dawna, ale wielu nazwisk niestety nie znałam, a do nich należało właśnie i to - Magdalena Kordel. Żałuję bardzo, bo ominęło mnie wiele cudownych przeżyć z książkami autorki, które staram się w ostatnim czasie nadrobić.
M. Kordel poznałam jedynie "wirtualnie", za sprawą Jej bloga KLIK do bloga pisarki > . Uważam, że jest osobą sympatyczną, naturalną i co niebywale ważne normalną, pomimo tego, że odniosła sukces nie zachowuje się jak 'wielka gwiazda' i ma czas nawet dla szarego człowieka. Miała świetny moim zdaniem pomysł z okazji Świąt Bożego Narodzenia pozwalając swoim czytelnikom na stworzenie opowiadań związanych z tym okresem, zajęła się drukiem i wszystkim innym, choć czasu miała niewiele. Mamy z moją Groszek cudowną pamiątkę, ponieważ obie napisałyśmy opowiadania do tego tomiku. Był to nasz debiut literacki można by rzec.
Bardzo chciałam poznać twórczość pisarki, jednak zdobycie książki było naprawdę trudne. Nie mogłam jej sobie zwyczajnie kupić, z uwagi na brak środków, czekałam więc niecierpliwie aż "któryś tytuł mi z nieba spadnie". Niestety trochę to trwało, ale nareszcie się udało, miałam aż trzy powieści do przeczytania w formie papierowej, do tego czwarty, kontynuację "Uroczyska" na komputerze. Byłam naprawdę szczęśliwa! Lektura oczywiście mnie nie zawiodła, warto było czekać, naprawdę!
Magdalena Kordel debiutowała "48 tygodniami", których niestety jeszcze nie znam. Ona i jej mąż prowadzą własną agencję reklamowo-wydawniczą. Mają dwójkę dzieci, trzy psy i kota. Pisarka uwielbia podróżować, zwłaszcza po Dolnym Śląsku i Toskanii. Pracuje nad przewodnikiem po Sudetach, ponieważ kocha je wielką miłością od pierwszego wejrzenia. Tyle na temat autorki możemy wyczytać z okładki książki, jeżeli chcecie wiedzieć coś więcej, warto zerknąć na blog M. Kordel, o którym wspomniałam na początku.
"Uroczysko" to powieść nade wszystko wesoła, zabawna, tryskająca nieustannym humorem, z każdej niemalże strony. Mamy tu co prawda na wstępie dosyć trudną i niezbyt radosną, żeby nie powiedzieć tragiczną sytuację, ale na szczęście bohaterka potrafi sobie z tym, co jej się przydarzyło poradzić. I radzi sobie znakomicie! Książka pozwala nam mieć nadzieję na to, że można wyjść cało z każdej opresji, z każdej najtrudniejszej nawet sytuacji, bo kobiety wbrew pozorom są silne i mądre. Pisarka wykreowała bardzo prawdziwe, barwne, ciekawe i z życia wzięte osoby, poznajemy tu i miłe, dobre, jak też niezbyt sympatyczne, miejscami odpychające nawet, jak na przykład poprzedni właściciel pieska Mai, naszej głównej bohaterki. Wspomniana Maja ma córkę, nastolatkę Marysię oraz męża, który zostawia ją na lodzie, bez pieniędzy i mieszkania, zimnego, niedogrzanego, ale dach nad głową był, jak by na to nie patrzeć... Mimo wszystko całe te zawirowania losu wychodzą kobiecie na zdrowie, ponieważ wyjeżdża w Sudety, gdzie widoki na przyszłość, ale nie tylko te, są zachwycające. Możemy tu znaleźć wiele ciepła, ale też prawdziwych ludzi z sercem na dłoni, gotowych pomóc w każdej sytuacji. Polecam jak najbardziej.
Książka jest dostępna w Bibliotece Publicznej w miasteczku, w którym mieszkam, za moją namową nabyła ją Pani dyrektor biblioteki, za co bardzo, bardzo dziękuję.
M. Kordel poznałam jedynie "wirtualnie", za sprawą Jej bloga KLIK do bloga pisarki > . Uważam, że jest osobą sympatyczną, naturalną i co niebywale ważne normalną, pomimo tego, że odniosła sukces nie zachowuje się jak 'wielka gwiazda' i ma czas nawet dla szarego człowieka. Miała świetny moim zdaniem pomysł z okazji Świąt Bożego Narodzenia pozwalając swoim czytelnikom na stworzenie opowiadań związanych z tym okresem, zajęła się drukiem i wszystkim innym, choć czasu miała niewiele. Mamy z moją Groszek cudowną pamiątkę, ponieważ obie napisałyśmy opowiadania do tego tomiku. Był to nasz debiut literacki można by rzec.
Bardzo chciałam poznać twórczość pisarki, jednak zdobycie książki było naprawdę trudne. Nie mogłam jej sobie zwyczajnie kupić, z uwagi na brak środków, czekałam więc niecierpliwie aż "któryś tytuł mi z nieba spadnie". Niestety trochę to trwało, ale nareszcie się udało, miałam aż trzy powieści do przeczytania w formie papierowej, do tego czwarty, kontynuację "Uroczyska" na komputerze. Byłam naprawdę szczęśliwa! Lektura oczywiście mnie nie zawiodła, warto było czekać, naprawdę!
Magdalena Kordel debiutowała "48 tygodniami", których niestety jeszcze nie znam. Ona i jej mąż prowadzą własną agencję reklamowo-wydawniczą. Mają dwójkę dzieci, trzy psy i kota. Pisarka uwielbia podróżować, zwłaszcza po Dolnym Śląsku i Toskanii. Pracuje nad przewodnikiem po Sudetach, ponieważ kocha je wielką miłością od pierwszego wejrzenia. Tyle na temat autorki możemy wyczytać z okładki książki, jeżeli chcecie wiedzieć coś więcej, warto zerknąć na blog M. Kordel, o którym wspomniałam na początku.
"Uroczysko" to powieść nade wszystko wesoła, zabawna, tryskająca nieustannym humorem, z każdej niemalże strony. Mamy tu co prawda na wstępie dosyć trudną i niezbyt radosną, żeby nie powiedzieć tragiczną sytuację, ale na szczęście bohaterka potrafi sobie z tym, co jej się przydarzyło poradzić. I radzi sobie znakomicie! Książka pozwala nam mieć nadzieję na to, że można wyjść cało z każdej opresji, z każdej najtrudniejszej nawet sytuacji, bo kobiety wbrew pozorom są silne i mądre. Pisarka wykreowała bardzo prawdziwe, barwne, ciekawe i z życia wzięte osoby, poznajemy tu i miłe, dobre, jak też niezbyt sympatyczne, miejscami odpychające nawet, jak na przykład poprzedni właściciel pieska Mai, naszej głównej bohaterki. Wspomniana Maja ma córkę, nastolatkę Marysię oraz męża, który zostawia ją na lodzie, bez pieniędzy i mieszkania, zimnego, niedogrzanego, ale dach nad głową był, jak by na to nie patrzeć... Mimo wszystko całe te zawirowania losu wychodzą kobiecie na zdrowie, ponieważ wyjeżdża w Sudety, gdzie widoki na przyszłość, ale nie tylko te, są zachwycające. Możemy tu znaleźć wiele ciepła, ale też prawdziwych ludzi z sercem na dłoni, gotowych pomóc w każdej sytuacji. Polecam jak najbardziej.
Książka jest dostępna w Bibliotece Publicznej w miasteczku, w którym mieszkam, za moją namową nabyła ją Pani dyrektor biblioteki, za co bardzo, bardzo dziękuję.
Tina Nolan Łatka - niechciany szczeniak
Kolejna ciekawa seria Wydawnictwa Zielona Sowa to Na pomoc zwierzakom. Moja Groszek i ja znamy już jeden tytuł z tego cyklu, opowieść o kaczuszce Dusi. Recenzja o niej jest TUTAJ>KLIK.
Schronisko "Cichy kąt" to miejsce, w którym Ewa i Karol Mareccy wraz z rodzicami opiekują się zwierzętami niekochanymi, porzuconymi, opuszczonymi. Są to stworzenia szukające nowego domu, pieski i kotki, ale nie tylko.
W tej historii poznajemy Łatka, którego dziewczynka spotyka przed wejściem do schroniska. To piesek rasy golden retriever. Ewa szuka mu domu, natomiast jej brat uważa, że wystarczy odnaleźć właściciela. Nie wiem tylko, czy to jest takie proste i możliwe do wykonania, jak wydaje się chłopcu...
Moim zdaniem to niezwykle mądra, ciekawa i ważna książeczka, ponieważ uczy nasze dzieci miłości do zwierząt, przedstawia w interesujący sposób problemy, z jakimi borykają się ludzie posiadający schronisko, a o tym warto mówić, myśleć, pamiętać. Dziecko samo może zrozumieć, jak istotna jest opieka, pielęgnacja zwierząt, pojąć, że to nie zabawka, a żywe stworzenie, które potrzebuje troski i uwagi, które może być przyjacielem, ale też obowiązkiem i nie lada wyzwaniem.
Książeczka jest dostępna w Bibliotece Publicznej w miasteczku, w którym mieszkam. Polecam.
Schronisko "Cichy kąt" to miejsce, w którym Ewa i Karol Mareccy wraz z rodzicami opiekują się zwierzętami niekochanymi, porzuconymi, opuszczonymi. Są to stworzenia szukające nowego domu, pieski i kotki, ale nie tylko.
W tej historii poznajemy Łatka, którego dziewczynka spotyka przed wejściem do schroniska. To piesek rasy golden retriever. Ewa szuka mu domu, natomiast jej brat uważa, że wystarczy odnaleźć właściciela. Nie wiem tylko, czy to jest takie proste i możliwe do wykonania, jak wydaje się chłopcu...
Moim zdaniem to niezwykle mądra, ciekawa i ważna książeczka, ponieważ uczy nasze dzieci miłości do zwierząt, przedstawia w interesujący sposób problemy, z jakimi borykają się ludzie posiadający schronisko, a o tym warto mówić, myśleć, pamiętać. Dziecko samo może zrozumieć, jak istotna jest opieka, pielęgnacja zwierząt, pojąć, że to nie zabawka, a żywe stworzenie, które potrzebuje troski i uwagi, które może być przyjacielem, ale też obowiązkiem i nie lada wyzwaniem.
Książeczka jest dostępna w Bibliotece Publicznej w miasteczku, w którym mieszkam. Polecam.
piątek, 15 marca 2013
Holly Webb Wąsik, niechciany kotek
Czy te okładki nie są piękne, idealne dla naszych pociech? Dziecko może nauczyć się miłości do zwierząt, wrażliwości, dobroci. Warto podsunąć naszemu potomstwu te książeczki.
W tej historii poznajemy Maję, którą mama namawia do zainteresowania się małą, czarną, puszystą kotką. Dziewczynka niestety nie potrafi polubić tego maleństwa, jest smutna i zrezygnowana, ponieważ bardzo przeżyła śmierć ukochanego kocura Piaska. Przyjaźni się z Emilką, posiadaczką kotki Aksamitki, która właśnie ma małe kotki. Początkowo nasza bohaterka boi się spotkania z maluszkami, ale kiedy dostrzega białego, puszystego kociaka, najmniejszego i najbardziej przestraszonego, nadaje mu imię Wąsik i próbuje go pokochać. Wszyscy uważają, że są dla siebie stworzeni, jednak nie jest pewne, czy Maja da radę stać się posiadaczką kolejnego zwierzaka. Ma mnóstwo obaw, wspomina ukochanego Piaska, który uwielbiał jeść, a kiedy zachorował nie miał ochoty nawet na ulubione smakołyki, był zmęczony i dużo spał. Trudny to był czas dla Mai, naprawdę trudny, ale być może da szansę kolejnemu kotkowi na szczęśliwy dom i wspaniałą przyjaźń?
Książeczkę podobnie jak tę o Oskarze moja Groszek otrzymała od swojej chrzestnej na Święta Bożego Narodzenia. Uwielbiam takie prezenty, bawią i uczą jednocześnie!
W tej historii poznajemy Maję, którą mama namawia do zainteresowania się małą, czarną, puszystą kotką. Dziewczynka niestety nie potrafi polubić tego maleństwa, jest smutna i zrezygnowana, ponieważ bardzo przeżyła śmierć ukochanego kocura Piaska. Przyjaźni się z Emilką, posiadaczką kotki Aksamitki, która właśnie ma małe kotki. Początkowo nasza bohaterka boi się spotkania z maluszkami, ale kiedy dostrzega białego, puszystego kociaka, najmniejszego i najbardziej przestraszonego, nadaje mu imię Wąsik i próbuje go pokochać. Wszyscy uważają, że są dla siebie stworzeni, jednak nie jest pewne, czy Maja da radę stać się posiadaczką kolejnego zwierzaka. Ma mnóstwo obaw, wspomina ukochanego Piaska, który uwielbiał jeść, a kiedy zachorował nie miał ochoty nawet na ulubione smakołyki, był zmęczony i dużo spał. Trudny to był czas dla Mai, naprawdę trudny, ale być może da szansę kolejnemu kotkowi na szczęśliwy dom i wspaniałą przyjaźń?
Książeczkę podobnie jak tę o Oskarze moja Groszek otrzymała od swojej chrzestnej na Święta Bożego Narodzenia. Uwielbiam takie prezenty, bawią i uczą jednocześnie!
Teściową oddam od zaraz Małgorzata J. Kursa
TO JEST NAPRAWDĘ REWELACYJNA KSIĄŻKA!!!
Na samą myśl o niej już mi się buzia śmieje!!! Dawno tak dobrze nie bawiłam się z żadną powieścią, mamy tu dawkę humoru niebezpieczną dla życia i zdrowia, brzuch boli strasznie, ale warto!!! Naprawdę warto!!!
Szczególnie jeżeli za oknem chlapa, śnieg, zimno, mroźno, a miała być już wiosna!!!
A tytuł??? Czy nie jest po prostu fenomenalny? Jest! Od samego początku wiedziałam, że będę zachwycona tą lekturą i nie zawiodłam się na niej, ba!, przeszła moje najśmielsze oczekiwania! Pomysł naszej bohaterki cudowny, po prostu trzeba napisać ogłoszenie i sprzedać, gdzie tam, nawet oddać za darmo, ewentualnie dopłacić i problem z głowy!
Małgorzata J. Kursa nie lubi poważnych, smutnych i zamartwiających się bezustannie osób, woli ludzi pogodnych, radosnych, ponieważ sama należy do optymistów i śmieszek. Polityka może obudzić w niej agresję, podobnie jak głupota. Posiada męża i córkę, jak też kotkę Kropkę. Pisuje "humorystyczne czytadła", które to określenie tak bardzo mi się spodobało, że postanowiłam żywcem spisać je z okładki książki.
Teściowa naszej bohaterki jest osobą miłą, sympatyczną, próbującą wręcz zagłaskać na śmierć, przynajmniej zdaniem jej synowej. Iza postanawia więc w sposób niebywale oryginalny i ciekawy zwyczajnie się jej pozbyć. Planuje napisać ogłoszenie, a ten świetny pomysł popiera jej przyjaciółka, Ama. Dziewczyny doskonale się bawią przy napojach wyskokowych, ale na drugi dzień nie czują się najlepiej, szczególnie, że mają jechać na łono natury i ciężko pracować, przynajmniej Iza ma taki zamiar. Przyjaciółkę zabiera przy okazji, poza tym umówiona jest także z teściową. Ta ostatnia jest tak miła i dobra dla obu pań, troszczy się o nie, dba, okazuje się człowiekiem, z uczuciami, przeszłością, doświadczeniami wcale nie takimi wesołymi, że nagle w Izabeli rodzą się wyrzuty sumienia, a plan wcale nie jest już takim idealnym rozwiązaniem. Książka jest naprawdę pełna humoru, napisana w sposób interesujący, przemyślany, szczegóły współgrają ze sobą, a język autorki jest lekki i dowcipny. Mamy tu i wątek kryminalny, interesująco opowiedziany, pasujący do całości, akcja rozwija się z każdą kolejną stroną. Więcej nie zdradzę, za to na pewno mogę polecić całym sercem, na poprawę humoru jak znalazł! Sama z wielką chęcią poznałabym inne tytuły pani Kursy, bo z tą lekturą bawiłam się naprawdę wyśmienicie! Pisarka nie minęła się na szczęście z powołaniem, robi to, w czym jest znakomita, na czym się zna, a dzięki temu my, czytelnicy możemy miło spędzić czas z ulubioną powieścią.
Na koniec chciałabym podzielić się jeszcze cytatem z tej książki:
"- Bo, rozumiesz, jak wychodziłam za Pawła, to nie miałam pojęcia, że wychodzę też za jego matkę!"
"- Bo, rozumiesz, jak wychodziłam za Pawła, to nie miałam pojęcia, że wychodzę też za jego matkę!"
czwartek, 14 marca 2013
Holly Webb Samotne święta Oskara
Tytuł ten moja córka otrzymała pod choinkę, ponieważ uwielbia calutką serię Zaopiekuj się mną. W tym cyklu poznajemy kotki i pieski, śliczne zwierzątka kochane przez swoich niedużych właścicieli. Moje dziecko przeczytało już prawie wszystkie tytuły z tej serii, jednak stale przybywają nowe, ku jej wielkiej radości!
Hania, podobnie jak moja Groszek bardzo chciałaby mieć pieska, marzy o dalmatyńczyku.
Wcześniej rodzice dziewczynki mówili tylko, że pomyślą o tym, gdy pytała o czworonożnego kompana. Tata chciał się zgodzić, ale mama uważała, że małe dziecko - braciszek Hani i pies razem to niezbyt dobry pomysł. Wreszcie rodzice zgadzają się, a nasza bohaterka jest najszczęśliwsza na świecie! Tata Hani również nie ukrywa radości na myśl o psim przyjacielu. Musieliby na swojego dalmatyńczyka czekać o wiele dłużej, ale dzięki niebywałemu wprost zrządzeniu losu dostaną pieska niewiarygodnie szybko. Nie jest taki jak inne, ktoś zrezygnował z niego, gdyż ma łatę na ogonie. Piesek jest zdaniem Hani niezwykły i dziewczynka od razu rozpoznaje go wśród innych maluchów.
Wszystko układa się pięknie, dopóki Hani nie zaczynają absorbować coraz bardziej jasełka, chodzi na kolejne próby i zapomina o swoim przyjacielu. Nie może z nim spacerować, bawić się tak, jak marzyła. Oskar czuje się odtrącony, jest zasmucony i tęskni za Hanią. Czy przyjaciółka przypomni sobie o nim?
Tytuł polecam, każda dziewczynka będzie nim zachwycona!
Hania, podobnie jak moja Groszek bardzo chciałaby mieć pieska, marzy o dalmatyńczyku.
Wcześniej rodzice dziewczynki mówili tylko, że pomyślą o tym, gdy pytała o czworonożnego kompana. Tata chciał się zgodzić, ale mama uważała, że małe dziecko - braciszek Hani i pies razem to niezbyt dobry pomysł. Wreszcie rodzice zgadzają się, a nasza bohaterka jest najszczęśliwsza na świecie! Tata Hani również nie ukrywa radości na myśl o psim przyjacielu. Musieliby na swojego dalmatyńczyka czekać o wiele dłużej, ale dzięki niebywałemu wprost zrządzeniu losu dostaną pieska niewiarygodnie szybko. Nie jest taki jak inne, ktoś zrezygnował z niego, gdyż ma łatę na ogonie. Piesek jest zdaniem Hani niezwykły i dziewczynka od razu rozpoznaje go wśród innych maluchów.
Wszystko układa się pięknie, dopóki Hani nie zaczynają absorbować coraz bardziej jasełka, chodzi na kolejne próby i zapomina o swoim przyjacielu. Nie może z nim spacerować, bawić się tak, jak marzyła. Oskar czuje się odtrącony, jest zasmucony i tęskni za Hanią. Czy przyjaciółka przypomni sobie o nim?
Tytuł polecam, każda dziewczynka będzie nim zachwycona!
środa, 13 marca 2013
Tajemne Bractwo Pana Benedykta i niebezpieczna podróż Trenton Lee Stewart
Autor uczęszczał na warsztaty pisarskie, po których napisał jedną powieść dla dorosłych i jedną dla dzieci, część pierwszą tytułu, o którym chcę Wam opowiedzieć. To książka pełna przygód, ciekawa, na pewno się z nią nudzić nie będziemy ani my, ani nasze dzieci. Interesujące wątki, wiecznie coś się dzieje, jest mnóstwo tajemnic, zagadek, nie brakuje w tej książce atrakcji, przykuwających uwagę i myśli naszych dzieci. Dzięki takim właśnie tytułom nasze pociechy zaczynają czytać, przekonywać się do książek, pojmują, że to nic strasznego, że z książką można się świetnie bawić i uczyć jednocześnie!
Mamy tu do czynienia z Tajemnym Bractwem Pana Benedykta czyli czwórką przyjaciół, których czeka kolejna misja. Oczywiście będzie niebezpiecznie, ale też ciekawie, niebanalnie, zupełnie inaczej niż w cieple własnego domu. Pan Benedykt wierzy w talent i roztropność naszych bohaterów, naprowadza ich, wskazuje drogę, a oni czują się w obowiązku uratować go, podejmują wszelkie kroki by dotrzeć do niego i udzielić mu pomocy. Nieoceniona w tym wszystkim jest Constance, ponieważ jako jedyna rozumie zagadki i potrafi je rozwiązać. Szkoda, że nie wszystko idzie zgodnie z planem i po myśli naszego pana Benedykta, kolejny raz psuje mu szyki jego brat, pan Kurtyna, porywając go i tym samym narażając wszystkich na wielkie niebezpieczeństwo, z chwilą, gdy zaczną go szukać. Nie tak to wszystko miało się potoczyć, ale miejmy nadzieję, że nasza czwórka, wraz z przyjaciółmi poradzi sobie w tej sytuacji i uratuje pana Benedykta, jak też ochroni tajemniczą roślinę, zwaną zmierzchobrzeczką przed chciwym i złym Kurtyną.
Tytuł polecam, a ze swojej strony dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu wchodzącemu w skład Grupy Publicat.
Mamy tu do czynienia z Tajemnym Bractwem Pana Benedykta czyli czwórką przyjaciół, których czeka kolejna misja. Oczywiście będzie niebezpiecznie, ale też ciekawie, niebanalnie, zupełnie inaczej niż w cieple własnego domu. Pan Benedykt wierzy w talent i roztropność naszych bohaterów, naprowadza ich, wskazuje drogę, a oni czują się w obowiązku uratować go, podejmują wszelkie kroki by dotrzeć do niego i udzielić mu pomocy. Nieoceniona w tym wszystkim jest Constance, ponieważ jako jedyna rozumie zagadki i potrafi je rozwiązać. Szkoda, że nie wszystko idzie zgodnie z planem i po myśli naszego pana Benedykta, kolejny raz psuje mu szyki jego brat, pan Kurtyna, porywając go i tym samym narażając wszystkich na wielkie niebezpieczeństwo, z chwilą, gdy zaczną go szukać. Nie tak to wszystko miało się potoczyć, ale miejmy nadzieję, że nasza czwórka, wraz z przyjaciółmi poradzi sobie w tej sytuacji i uratuje pana Benedykta, jak też ochroni tajemniczą roślinę, zwaną zmierzchobrzeczką przed chciwym i złym Kurtyną.
Tytuł polecam, a ze swojej strony dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu wchodzącemu w skład Grupy Publicat.
wtorek, 12 marca 2013
Bajka o odnalezionym słoneczku Beata Gradowska
"- Czym jest adopcja? -zapyta kiedyś nasze Słoneczko.
- Tym wszystkim, o czym jest ta książeczka: tęsknotą, poszukiwaniem, spotkaniem, radością, miłością, stworzeniem nowej rodziny, w której od tej pory są razem i na zawsze: Dziecko, Tata i Mama."
Rozpoczęłam opis powyższego tytułu tym pięknym i niebywale prawdziwym cytatem pochodzącym z tej właśnie książeczki. Uważam, że autorka miała doskonały pomysł, poruszając ten trudny i delikatny temat.
To naprawdę wspaniała lektura, o istotnych sprawach, nadziejach i relacjach. Poznajemy tu dwoje ludzi, którzy bardzo chcą mieć dziecko. Ich dni są szare i smutne, ponieważ droga do osiągnięcia tego marzenia jest wyboista i kręta. Wreszcie udaje im się spełnić pragnienia. Życie nabiera barw, kolorów, staje się radośniejsze, weselsze, ciekawsze! Od tego momentu cała trójka jest nareszcie szczęśliwa.
Moim zdaniem ten tytuł porusza ważny, rzadko wykorzystywany temat, szczególnie istotne jest to, by dzieci mogły zaznajomić się z nim i oswoić. Każdy adoptowany młody człowiek ma szansę na miłość, szczęście, prawdziwą rodzinę, którą będzie obchodził, w której będzie się czuł doceniany, wartościowy, to dla niego szansa na lepszy start w dorosłość, w życie, którego nie chcieli, nie potrafili lub nie mogli dać mu biologiczni rodzice.
Mądra książeczka, którą popieram i polecam całym sercem, oby więcej takich interesujących, wartych poznania tytułów.
- Tym wszystkim, o czym jest ta książeczka: tęsknotą, poszukiwaniem, spotkaniem, radością, miłością, stworzeniem nowej rodziny, w której od tej pory są razem i na zawsze: Dziecko, Tata i Mama."
Rozpoczęłam opis powyższego tytułu tym pięknym i niebywale prawdziwym cytatem pochodzącym z tej właśnie książeczki. Uważam, że autorka miała doskonały pomysł, poruszając ten trudny i delikatny temat.
To naprawdę wspaniała lektura, o istotnych sprawach, nadziejach i relacjach. Poznajemy tu dwoje ludzi, którzy bardzo chcą mieć dziecko. Ich dni są szare i smutne, ponieważ droga do osiągnięcia tego marzenia jest wyboista i kręta. Wreszcie udaje im się spełnić pragnienia. Życie nabiera barw, kolorów, staje się radośniejsze, weselsze, ciekawsze! Od tego momentu cała trójka jest nareszcie szczęśliwa.
Moim zdaniem ten tytuł porusza ważny, rzadko wykorzystywany temat, szczególnie istotne jest to, by dzieci mogły zaznajomić się z nim i oswoić. Każdy adoptowany młody człowiek ma szansę na miłość, szczęście, prawdziwą rodzinę, którą będzie obchodził, w której będzie się czuł doceniany, wartościowy, to dla niego szansa na lepszy start w dorosłość, w życie, którego nie chcieli, nie potrafili lub nie mogli dać mu biologiczni rodzice.
Mądra książeczka, którą popieram i polecam całym sercem, oby więcej takich interesujących, wartych poznania tytułów.
Pierwsze w życiu takie zimowe urodziny i kolejny artykuł w prasie lokalnej!!!
Nie pamiętam takich urodzin, jak żyję te 31 lat, zawsze w tym czasie wszystko się zieleniło, budziło do życia, a ja nabierałam nowej energii. Dzisiaj jest mroźno, zimno i biało, leży śnieg, którego mam już naprawdę dosyć. Dzieci zrobiły mi piękną niespodziankę, więc moja dzisiejsza pobudka nie była taka straszna, jak zawsze. Zaspana czytałam śliczne wierszyki, oglądałam cudowne laurki, wykonane maleńkimi rączkami, specjalnie dla mnie, w wielkiej tajemnicy. Jak często powtarzam, pomimo trudów i nerwów, zmęczenia, warto być mamą, nie ma nic piękniejszego i z niczym nie da się tego porównać. Naprawdę!!! Zapraszam na wirtualne ciasto, dobre i to, gdy calutki dzień spędzę sama, z moimi Miśkami :)
Ps. Właśnie polubiłam wtorki, ponieważ tego dnia ukazuje się nowe wydanie lokalnej gazety, a w niej mój kolejny artykuł "Być kobietą" o Dniu Kobiet w miasteczku, w którym mieszkam.
Ps. Właśnie polubiłam wtorki, ponieważ tego dnia ukazuje się nowe wydanie lokalnej gazety, a w niej mój kolejny artykuł "Być kobietą" o Dniu Kobiet w miasteczku, w którym mieszkam.
poniedziałek, 11 marca 2013
„Zaklinacze samotności” Magdalena Kuydowicz, Wiesław Sokoluk
'Zaklinacze samotności' przyszli do mnie sami. Od lat ludzie zwierzają
mi się, opowiadają całe swoje życie, a właściwie dzieje niespełnionych
uczuć i oczekiwań wobec mężczyzny, przyjaciela, brata, matki… Te
historie żyły we mnie i trochę nie dawały mi spokoju. Pewnego dnia
postanowiłam je uwolnić i spisać.*
*Ten cytat pochodzi z okładki książki, spodobał mi się tak bardzo, że postanowiłam go tutaj podać.
Poznajemy tu ludzi prawdziwych, z realnymi problemami, z radościami i smutkami. Z tajemnicami, których się wstydzą, boją wyjawić. Mają za sobą niewesołą przeszłość, przeżycia. Nie potrafią się uporać z relacjami z matką czy inną bliską osobą. Potrzebują kogoś, kto ich wysłucha, doradzi, stąd też po każdej opisanej przez autorkę historii dowiadujemy się, co myśli o tej sytuacji terapeuta. Ciekawie napisana książka. Zupełnie inna niż wszystkie. Jej forma zachęca do zapoznania się z nią, bo wiele możemy zrozumieć, odnaleźć być może samych siebie wśród poszczególnych bohaterów? Kto wie?
"Zaklinacze samotności" to naprawdę piękny tytuł, bardzo adekwatny do tego, co znajdujemy w treści. Napisany został przez Magdalenę Kuydowicz, która jest dziennikarką telewizyjną, w tej chwili pracującą dla TVN Style, w przeszłości 10 lat poświęciła programowi "Kawa czy herbata". Pisaniem zajmuje się od lat, uwielbia też czytać, gotować, grać w tenisa, spacerować z ukochaną psinką Sonią.
W napisaniu tego poradnika pomógł autorce seksuolog i terapeuta Wiesław Sokoluk, który pracuje od 30 lat prowadząc praktykę psychoterapeutyczną, jak też zajmuje się nauką i szkoleniem w dziedzinie seksuologii. Od wielu lat pisze poradniki, publikuje w prasie.
Myślę, że ten duet doskonale poradził sobie z postawionymi przed sobą zadaniami, a książka napisana jest w taki sposób, że nie odczuwa się w niej typowego poradnikowego stylu i języka.
W tych opowieściach, zaczerpniętych z codzienności, utkanych z życia, nie znajdziemy prostej i jednoznacznej oceny bohaterów, krytykowania ich. Poznamy za to spojrzenie z każdej strony, uzyskamy wyjaśnienie, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej, dlaczego ta czy inna osoba nie radzi sobie w życiu, nie potrafi nawiązać kontaktu, czy wytrwać w związku, zaangażować się. Oczywiście prawda czasem bywa trudna, okrutna, a współautor złośliwy, ale mimo wszystko skuteczny i zapewne ma rację. Nie zawsze jest tak, że to inni są przyczyną naszych niepowodzeń, czasami sami sobie robimy krzywdę, sami skazujemy się na samotność, na ból, na niezrozumienie, na udrękę, na cierpienie.
Trudno zrozumieć niektórych bohaterów, ale warto przeczytać tę książkę, bo być może odnajdziemy tu samych siebie i skuteczną poradę, jak być szczęśliwym?
*Ten cytat pochodzi z okładki książki, spodobał mi się tak bardzo, że postanowiłam go tutaj podać.
Poznajemy tu ludzi prawdziwych, z realnymi problemami, z radościami i smutkami. Z tajemnicami, których się wstydzą, boją wyjawić. Mają za sobą niewesołą przeszłość, przeżycia. Nie potrafią się uporać z relacjami z matką czy inną bliską osobą. Potrzebują kogoś, kto ich wysłucha, doradzi, stąd też po każdej opisanej przez autorkę historii dowiadujemy się, co myśli o tej sytuacji terapeuta. Ciekawie napisana książka. Zupełnie inna niż wszystkie. Jej forma zachęca do zapoznania się z nią, bo wiele możemy zrozumieć, odnaleźć być może samych siebie wśród poszczególnych bohaterów? Kto wie?
"Zaklinacze samotności" to naprawdę piękny tytuł, bardzo adekwatny do tego, co znajdujemy w treści. Napisany został przez Magdalenę Kuydowicz, która jest dziennikarką telewizyjną, w tej chwili pracującą dla TVN Style, w przeszłości 10 lat poświęciła programowi "Kawa czy herbata". Pisaniem zajmuje się od lat, uwielbia też czytać, gotować, grać w tenisa, spacerować z ukochaną psinką Sonią.
W napisaniu tego poradnika pomógł autorce seksuolog i terapeuta Wiesław Sokoluk, który pracuje od 30 lat prowadząc praktykę psychoterapeutyczną, jak też zajmuje się nauką i szkoleniem w dziedzinie seksuologii. Od wielu lat pisze poradniki, publikuje w prasie.
Myślę, że ten duet doskonale poradził sobie z postawionymi przed sobą zadaniami, a książka napisana jest w taki sposób, że nie odczuwa się w niej typowego poradnikowego stylu i języka.
W tych opowieściach, zaczerpniętych z codzienności, utkanych z życia, nie znajdziemy prostej i jednoznacznej oceny bohaterów, krytykowania ich. Poznamy za to spojrzenie z każdej strony, uzyskamy wyjaśnienie, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej, dlaczego ta czy inna osoba nie radzi sobie w życiu, nie potrafi nawiązać kontaktu, czy wytrwać w związku, zaangażować się. Oczywiście prawda czasem bywa trudna, okrutna, a współautor złośliwy, ale mimo wszystko skuteczny i zapewne ma rację. Nie zawsze jest tak, że to inni są przyczyną naszych niepowodzeń, czasami sami sobie robimy krzywdę, sami skazujemy się na samotność, na ból, na niezrozumienie, na udrękę, na cierpienie.
Trudno zrozumieć niektórych bohaterów, ale warto przeczytać tę książkę, bo być może odnajdziemy tu samych siebie i skuteczną poradę, jak być szczęśliwym?
"Zaklinaczy samotności" przeczytałam dzięki uprzejmości
niedziela, 10 marca 2013
Liz Murray Przełamać noc
To opowieść prawdziwa, oparta na faktach, opisana przez bohaterkę tych wydarzeń. Była dziewczyną bezdomną, kiedy kończyła szkołę średnią, a i tak dała sobie radę! Teraz kieruje założoną przez siebie organizacją, mającą na celu pomoc ludziom dorosłym w osiągnięciu marzeń, pragnień, celu. Podróżuje po świecie z wykładami i warsztatami motywacyjnymi.
Los nigdy jej nie rozpieszczał, miała prawdziwie trudne, traumatyczne dzieciństwo, chwilami po prostu nie mogłam w to wszystko uwierzyć, chciałam biec do niej, pomóc jej, wziąć na ręce i tulić, głaskać, krzyczeć, że to nie jest sprawiedliwe, że tak nie powinno być, że to tylko małe dziecko, że to zbyt wiele na jej barki!!!
Liz ma pięć lat, ale jest rozsądna, poważna i mądra jak na osobę w jej wieku. Zbyt szybko musi stać się odpowiedzialna, ponieważ czasami to ona i jej siostra mają więcej rozumu niż ich rodzice. Mama i tata są uzależnieni od narkotyków, potrafią zapomnieć, o tym, że mają dzieci, że jedzenie jest im potrzebne, że trzeba o dziewczynki dbać, pielęgnować je i chronić. Wielokrotnie są głodne, chociaż nikt ich nie bije i matka naprawdę je kocha, na swój pokręcony sposób. Kiedy ojciec jest w więzieniu próbuje nawet zerwać z nałogiem, funkcjonuje w miarę normalnie i naprawdę się stara. Niestety kiedy tata dziewczynek wraca do domu wszystko się zmienia...
Ciężko pisać mi o tym, tak samo, jak trudno czytało mi się o tym strasznym dzieciństwie Liz, tym bardziej podziwiam ją, że udało jej się nie skończyć tak, jak rodzice, jak jej wątpliwy, pierwszy wzór do naśladowania, bo każdy z nas wie, że dziecko obserwuje, przygląda się rodzicowi i bierze z niego przykład. Liz była niebywale silną dziewczyną, że dała sobie radę, że po tym wszystkim, co dane było jej przeżyć pozostała osobą wrażliwą, ukończyła szkołę i w dodatku pomaga innym! Brawo i wielki szacunek, ukłon w jej stronę.
Przykre w tym wszystkim jest to, jak szybko można coś zniszczyć, zepsuć, o wiele trudniej coś zbudować, poukładać. Książka napisana szczerze, porusza i chwyta za serce, powoduje, że zaczynamy się naprawdę martwić i przejmować losem takich dzieci. Nie sposób przejść obojętnie obok tej historii, zbyt wiele tu prawdy, możemy tylko współczuć i cieszyć się, że ta opowieść skończyła się dobrze, że jej bohaterka nie poddała się okrutnemu losowi, niesprzyjającym warunkom. To wspaniała lekcja życia, z której tak wiele możemy wyciągnąć wniosków, pełna emocji, uczuć, pozwala mieć nadzieję na to, że zawsze możemy osiągnąć cel, nawet jeżeli nikt inny, oprócz nas samych w to nie wierzy, wszyscy myślą, że nie jesteśmy nic warci. Liz jest przykładem tego, że trzeba marzyć, że nie jest ważne, z jakiego wychodzimy domu, istotne jest tylko to, jacy jesteśmy!
Polecam całym sercem, naprawdę warto sięgnąć po ten tytuł.
Marie Heinrich. W oczekiwaniu na miłość Paul Keller
"Nie ma innej pracy na świecie, która tak bardzo się opłaca, jak matczyna opieka. Ta praca już sama w sobie nosi zapłatę; słodkie uczucie szczęścia, służenia najniewinniejszym i najukochańszym na świecie; możność kształtowania i budowania człowieka od pierwszych dni jego życia; zachwycająca nadzieja, że cały trud (...) samo dziecko tysiąckrotnie spłaci.
Kobieta, którą ominęło macierzyństwo, została przez los okrutnie skrzywdzona. Jednak bywa, że kobieta wyrzeka się kobiecości i dziecka sobie nie życzy."
Cytat pochodzi oczywiście z książki.
Poznajemy tu tytułową Marie, która mieszka z matką i braćmi, ojciec jej niestety nie żyje. Muszą radzić sobie ze wszystkim sami, przez jakiś czas to mama zajmuje się domem, jednak kiedy podupada na zdrowiu to dziewczyna musi przejąć jej obowiązki. Nie jest to proste, ani przyjemne, wymaga dużej determinacji i odwagi, ale Marie jest osobą silną, prawą i surową, doskonale więc daje sobie radę. Jest skromna i pracowita, martwi się o braci i matkę, ale nie okazuje słabości. Może nawet spotka na swojej drodze jakąś bratnią duszę, kogoś, kto wskaże jej drogę do świata uczuć, miłości, przyjaźni... tylko, czy skończy się to dla niej dobrze? Jak potoczą się losy tej jedynej w swoim rodzaju młodej kobiety?
W tej książce odnalazłam się szybko. Przeniosłam się w tamten czas i w to niezwykłe miejsce, krainę nad Odrą, niedaleko Wrocławia z wielką przyjemnością. Wtedy jeszcze niemiecką, dzisiaj na powrót polską.
Język pisarza jest niezwykle barwny, poetycki, romantyczny niemalże, obrazowy. Możemy poczuć się, jak Marie, nie do końca rozumiana i lubiana, ale szanowana na pewno. Trudne zadania, jakie postawiło przed nią życie, pokora, z jaką to wszystko znosiła, nie narzekała, nie płakała, tylko wypełniała swoje role najlepiej jak potrafiła. Dzisiaj coraz mniej jest takich kobiet, pełnych poświęcenia, ale znających swoją wartość i nie poddających się nigdy!
Kobieta, którą ominęło macierzyństwo, została przez los okrutnie skrzywdzona. Jednak bywa, że kobieta wyrzeka się kobiecości i dziecka sobie nie życzy."
Cytat pochodzi oczywiście z książki.
Poznajemy tu tytułową Marie, która mieszka z matką i braćmi, ojciec jej niestety nie żyje. Muszą radzić sobie ze wszystkim sami, przez jakiś czas to mama zajmuje się domem, jednak kiedy podupada na zdrowiu to dziewczyna musi przejąć jej obowiązki. Nie jest to proste, ani przyjemne, wymaga dużej determinacji i odwagi, ale Marie jest osobą silną, prawą i surową, doskonale więc daje sobie radę. Jest skromna i pracowita, martwi się o braci i matkę, ale nie okazuje słabości. Może nawet spotka na swojej drodze jakąś bratnią duszę, kogoś, kto wskaże jej drogę do świata uczuć, miłości, przyjaźni... tylko, czy skończy się to dla niej dobrze? Jak potoczą się losy tej jedynej w swoim rodzaju młodej kobiety?
W tej książce odnalazłam się szybko. Przeniosłam się w tamten czas i w to niezwykłe miejsce, krainę nad Odrą, niedaleko Wrocławia z wielką przyjemnością. Wtedy jeszcze niemiecką, dzisiaj na powrót polską.
Język pisarza jest niezwykle barwny, poetycki, romantyczny niemalże, obrazowy. Możemy poczuć się, jak Marie, nie do końca rozumiana i lubiana, ale szanowana na pewno. Trudne zadania, jakie postawiło przed nią życie, pokora, z jaką to wszystko znosiła, nie narzekała, nie płakała, tylko wypełniała swoje role najlepiej jak potrafiła. Dzisiaj coraz mniej jest takich kobiet, pełnych poświęcenia, ale znających swoją wartość i nie poddających się nigdy!
czwartek, 7 marca 2013
Mój mały przyjaciel Anna Żagiel
"Dzień rozpoczął się całkiem zwyczajnie. Nic nie zapowiadało cudów, magii i czarów..."
Jesteśmy w Niemarzeniowie, śnieg pada, wiatr wieje, a mróz szczypie. Nagle słychać krzyk!
27 grudnia urodził się maleńki chłopczyk, którego mamusia umarła wydając go na świat. Przypominał Brzydkie Kaczątko.
Jest to bardzo ciekawie, w zabawny sposób zapisana historia chłopca tworzącego wiersze i szukającego przyjaciela. Jak myślicie, czy uda mu się znaleźć bratnią duszę? Mamy tu piękne, kolorowe ilustracje, składne rymy i mądry tekst. Polecam, na pewno książeczka zainteresuje nasze pociechy!
Ten tytuł otrzymałam od Wydawnictwa Novae Res, któremu bardzo dziękuję :)
Jesteśmy w Niemarzeniowie, śnieg pada, wiatr wieje, a mróz szczypie. Nagle słychać krzyk!
27 grudnia urodził się maleńki chłopczyk, którego mamusia umarła wydając go na świat. Przypominał Brzydkie Kaczątko.
Jest to bardzo ciekawie, w zabawny sposób zapisana historia chłopca tworzącego wiersze i szukającego przyjaciela. Jak myślicie, czy uda mu się znaleźć bratnią duszę? Mamy tu piękne, kolorowe ilustracje, składne rymy i mądry tekst. Polecam, na pewno książeczka zainteresuje nasze pociechy!
Ten tytuł otrzymałam od Wydawnictwa Novae Res, któremu bardzo dziękuję :)
Małe kobietki LOUISA MAY ALCOTT
LOUISA MAY ALCOTT to pisarka amerykańska, która jako pierwsza napisała książkę z gatunku literatury kobiecej. Była pielęgniarką, wolontariuszką w czasie wojny secesyjnej. Wyśmienicie radziła sobie z tworzeniem postaci wyrazistych, barwnych, realnych, a jej powieści obfitowały w ciepło i humor.
"Małe kobietki" to książka, o której słyszałam wieki temu, ale nigdy nie miałam przyjemności jej przeczytać. Nareszcie mi się udało, właściwie w jednym czasie otrzymałam ów tytuł od wydawnictwa i dojrzałam go w naszej miejskiej bibliotece, w dziale dziecięcym. Nie jestem jednak przekonana, czy mojej Groszek przemówiłaby ona do serca, wydaje mi się, że jest jeszcze na nią za mała i mogłaby jej nie zrozumieć...
Uważam, że "Małe kobietki" pomimo upływu czasu nie straciły na wartości, to tytuł ponadczasowy, aktualny i dzisiaj. Mamy tu cztery dziewczynki, które żyją w Ameryce, w latach sześćdziesiątych wieku XIX- stego, w okresie wojny secesyjnej, więc nie są to realia ani łatwe, ani przyjemne. Sytuacja rodziny jest raczej niewesoła, jest biednie, ale za to mama nazywana przez nie mamisią, bardzo je kocha i stara się nauczyć tego, co w życiu ważne i istotne. Siostry są tak różne, że aż nieprawdopodobne, iż urodziły się w jednej rodzinie, jednak bardzo się kochają, darzą prawdziwą sympatią i są ze sobą niebywale blisko. Z tej lektury możemy dowiedzieć się, jak radzić sobie w tak trudnych czasach, jak urozmaicać swoje dni, by zawsze z uśmiechem wychodzić z każdej sytuacji, by zarażać optymizmem i entuzjazmem innych ludzi. Możemy też wiele zrozumieć, nauczyć się, wyciągnąć wnioski, przypomnieć sobie okres dzieciństwa i dorastania, z jakimi problemami, smutkami i radościami borykają się nastolatki. Jest tu też poszukiwanie własnej drogi, swojego miejsca na ziemi, mamy sytuacje zabawne, jak też wzruszające czy niepokojące. Wydaje mi się, że dlatego tak ta książka do mnie przemówiła, ponieważ odnalazłam w niej ciepło, to coś, czego szukam w literaturze bezustannie, jest miłość, jest przyjaźń, ta dawka wzruszeń, za jaką przepadam i na pewno za jakiś czas podsunę ją mojej Groszek, a wtedy i ona ją doceni i pokocha, ale jeszcze nie teraz...Polecam i małym i dużym kobietkom, warto sięgnąć po ten tytuł, naprawdę!
Za piękne wydanie w twardej oprawie dziękuję bardzo Pani Dorocie i Wydawnictwu MG.
"Małe kobietki" to książka, o której słyszałam wieki temu, ale nigdy nie miałam przyjemności jej przeczytać. Nareszcie mi się udało, właściwie w jednym czasie otrzymałam ów tytuł od wydawnictwa i dojrzałam go w naszej miejskiej bibliotece, w dziale dziecięcym. Nie jestem jednak przekonana, czy mojej Groszek przemówiłaby ona do serca, wydaje mi się, że jest jeszcze na nią za mała i mogłaby jej nie zrozumieć...
Uważam, że "Małe kobietki" pomimo upływu czasu nie straciły na wartości, to tytuł ponadczasowy, aktualny i dzisiaj. Mamy tu cztery dziewczynki, które żyją w Ameryce, w latach sześćdziesiątych wieku XIX- stego, w okresie wojny secesyjnej, więc nie są to realia ani łatwe, ani przyjemne. Sytuacja rodziny jest raczej niewesoła, jest biednie, ale za to mama nazywana przez nie mamisią, bardzo je kocha i stara się nauczyć tego, co w życiu ważne i istotne. Siostry są tak różne, że aż nieprawdopodobne, iż urodziły się w jednej rodzinie, jednak bardzo się kochają, darzą prawdziwą sympatią i są ze sobą niebywale blisko. Z tej lektury możemy dowiedzieć się, jak radzić sobie w tak trudnych czasach, jak urozmaicać swoje dni, by zawsze z uśmiechem wychodzić z każdej sytuacji, by zarażać optymizmem i entuzjazmem innych ludzi. Możemy też wiele zrozumieć, nauczyć się, wyciągnąć wnioski, przypomnieć sobie okres dzieciństwa i dorastania, z jakimi problemami, smutkami i radościami borykają się nastolatki. Jest tu też poszukiwanie własnej drogi, swojego miejsca na ziemi, mamy sytuacje zabawne, jak też wzruszające czy niepokojące. Wydaje mi się, że dlatego tak ta książka do mnie przemówiła, ponieważ odnalazłam w niej ciepło, to coś, czego szukam w literaturze bezustannie, jest miłość, jest przyjaźń, ta dawka wzruszeń, za jaką przepadam i na pewno za jakiś czas podsunę ją mojej Groszek, a wtedy i ona ją doceni i pokocha, ale jeszcze nie teraz...Polecam i małym i dużym kobietkom, warto sięgnąć po ten tytuł, naprawdę!
Za piękne wydanie w twardej oprawie dziękuję bardzo Pani Dorocie i Wydawnictwu MG.
Szabrownik Kilian Schmidt
Uwielbiam tematykę związaną z czasem II wojny światowej, dlatego sięgnęłam po ten tytuł. Okładka niesamowicie mi się podoba, a i treść książki jest ciekawa. Mamy rok 1945, zaczyna się ogarnianie powojennej rzeczywistości. Nie jest to niestety proste, ponieważ ten trudny sześcioletni okres wywołał ogromne spustoszenie, spowodował ruinę większości domów, śmierć była tu na porządku dziennym, a wszelkie ludzkie odruchy zanikały.
W tej chwili każdy próbuje jakoś sobie radzić, przetrwać w tych nieco spokojniejszych może, ale na pewno nie dobrych czy idealnych warunkach, jest to naprawdę walka, o jedzenie, o zdobycie jakiegoś lokum, o samego siebie, ponieważ ludzie przestali wierzyć w cokolwiek, w jakiekolwiek wartości. Poznajemy tu tytułowego Szabrownika, człowieka z Warszawy, mądrego, posiadającego rodzinę, lecz niestety mocno doświadczonego przez zawirowania wojenne. Trafia do Elbląga, miasta nie tak dawno należącego do Niemców, tutaj zaczyna działać jako człowiek zagarniający nieswoje mienie. Mimo zmian, jakie spowodowała w nim wojna, nie wyzbywa się dawnych przyzwyczajeń, nic nie zmieni tego, że jest wykształcony i posiada ogromna wiedzę, zajmuje się szabrem rzeczy wyjątkowych, nie bierze byle czego. Czy ten człowiek będzie w stanie na nowo uwierzyć, zaufać, podnieść się, tak jak cały nasz kraj, z ruiny, z upadku, z tego wszystkiego, co go spotkało?
Myślę, że warto zapoznać się z tym tytułem, czytałam już coś niecoś o szabrownikach, w książce "Wypędzony" Jacka Inglota, ale tam miejscem akcji był Breslau, Wrocław i ludzie tego pokroju byli ujęci w innej, dużo bardziej negatywnej formie, tutaj mamy do czynienia z postacią moim zdaniem bardziej pozytywną, tylko mocno zagubioną.
Za "Szabrownika" dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
W tej chwili każdy próbuje jakoś sobie radzić, przetrwać w tych nieco spokojniejszych może, ale na pewno nie dobrych czy idealnych warunkach, jest to naprawdę walka, o jedzenie, o zdobycie jakiegoś lokum, o samego siebie, ponieważ ludzie przestali wierzyć w cokolwiek, w jakiekolwiek wartości. Poznajemy tu tytułowego Szabrownika, człowieka z Warszawy, mądrego, posiadającego rodzinę, lecz niestety mocno doświadczonego przez zawirowania wojenne. Trafia do Elbląga, miasta nie tak dawno należącego do Niemców, tutaj zaczyna działać jako człowiek zagarniający nieswoje mienie. Mimo zmian, jakie spowodowała w nim wojna, nie wyzbywa się dawnych przyzwyczajeń, nic nie zmieni tego, że jest wykształcony i posiada ogromna wiedzę, zajmuje się szabrem rzeczy wyjątkowych, nie bierze byle czego. Czy ten człowiek będzie w stanie na nowo uwierzyć, zaufać, podnieść się, tak jak cały nasz kraj, z ruiny, z upadku, z tego wszystkiego, co go spotkało?
Myślę, że warto zapoznać się z tym tytułem, czytałam już coś niecoś o szabrownikach, w książce "Wypędzony" Jacka Inglota, ale tam miejscem akcji był Breslau, Wrocław i ludzie tego pokroju byli ujęci w innej, dużo bardziej negatywnej formie, tutaj mamy do czynienia z postacią moim zdaniem bardziej pozytywną, tylko mocno zagubioną.
Za "Szabrownika" dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
środa, 6 marca 2013
Klub Kociaków Słodziaków. Wielka przygoda Zygzaczka
Moja 11-letnia córka szalała z radości widząc ten tytuł w naszej miejskiej bibliotece, ponieważ uwielbia wszelkie serie o zwierzątkach. Ta przypadła jej do gustu szczególnie!
Poznajemy pięć wesołych i odważnych dziewczynek: Ania, Małgosię, Lilę, Różę, Elę i Maję, które łączy miłość do zwierząt. Każda z nich staje się posiadaczką kotka.
Ta opowieść jest o Róży i jej przyjacielu Zygzaczku, który ma problem z wychodzeniem na zewnątrz, z domu. Najchętniej siedziałby cały czas w domu. Nie pomagają pomysły jego opiekunki, ani dobre rady koleżanek z klubu. Jest to dziwne, bo kotek wydaje się być bardzo pewny siebie, ruchliwy, lubi psocić, bawić się, rozrabiać. Czy znajdzie się jakiś sposób na tego przestraszonego kociaka? O tym musicie przekonać się sami.
Z okładki spogląda na nas przeuroczy kotek z zielonymi oczkami. Jak można nie polubić tej serii?
Książeczkę wypożyczyłyśmy z Groszek z Biblioteki Publicznej w naszym miasteczku KLIK>
Poznajemy pięć wesołych i odważnych dziewczynek: Ania, Małgosię, Lilę, Różę, Elę i Maję, które łączy miłość do zwierząt. Każda z nich staje się posiadaczką kotka.
Ta opowieść jest o Róży i jej przyjacielu Zygzaczku, który ma problem z wychodzeniem na zewnątrz, z domu. Najchętniej siedziałby cały czas w domu. Nie pomagają pomysły jego opiekunki, ani dobre rady koleżanek z klubu. Jest to dziwne, bo kotek wydaje się być bardzo pewny siebie, ruchliwy, lubi psocić, bawić się, rozrabiać. Czy znajdzie się jakiś sposób na tego przestraszonego kociaka? O tym musicie przekonać się sami.
Z okładki spogląda na nas przeuroczy kotek z zielonymi oczkami. Jak można nie polubić tej serii?
Książeczkę wypożyczyłyśmy z Groszek z Biblioteki Publicznej w naszym miasteczku KLIK>
KRONIKI ARCHEO "Zagadka Diamentowej Doliny" Agnieszka Stelmaszyk
Czytam teraz bardzo trudną i pełną cierpienia opowieść o ludziach uwikłanych między innymi
w wojenne losy, dlatego robię sobie przerwy i zapoznaję się w tak zwanym między czasie z książkami przeznaczonymi dla dzieci.
Dzisiaj chciałabym Wam polecić piątą część ciekawej serii Kroniki Archeo, ale nie przejmujcie się, jeśli wcześniejszych tomów nie znacie, sama zaczęłam od piątej i doskonale odnalazłam się
w przedstawionej w niej rzeczywistości, nie było tam bowiem wielkich nawiązań do poprzednich części.
Kto z nas nie lubił w wieku dziecięcym czytać o przygodach pana Samochodzika na przykład? Ja takie historie po prostu połykałam, swoją drogą nie było to wcale trudne, nie miałam do wyboru komputera, internetu i mnóstwa kanałów w telewizji.
Z tym, że chyba takim dziwnym typem jestem i teraz, bo wolę książkę nad durnowaty serial, który ewentualnie niech sobie leci w tle, jeśli już musi...
Z tą książką nie sposób się nudzić, każde dziecko znajdzie tu i ciekawe informacje, dotyczące miejsca, w którym będzie działa się akcja, są też przypisy odnośnie trudniejszych wyrazów, czy prawdziwych postaci, o których można tu przeczytać. Możemy spotkać zwierzęta, które żyją
w tamtych stronach, dowiedzieć się czegoś o nich. Książka zatem i uczy, i bawi jednocześnie. Główni bohaterowie to dzieci, Ania i Bartek. Wyjeżdżają tym razem do Australii, w miejsce kompletnie mi obce, a jednak dzięki książce poczułam się prawie tak, jakbym tam była, jakbym w tej historii uczestniczyła. W książce jest bardzo dużo kolorowych obrazków, więc dziecko na pewno nie powie, że jest nudno i nieciekawie, cały czas coś się dzieje, nie ma chwili oddechu, przygody są pasjonujące i niebywale interesujące. Mamy tu do rozwikłania zagadkę tytułowej doliny pełnej diamentów, ale nie tylko my chcemy je odnaleźć...
Polecam, szczególnie dzieciom, które uważają, że książka to przeżytek, strata czasu, o tej na sto procent tego nie powiedzą, gwarantuję!
"Zagadka Diamentowej Doliny" ukazała się nakładem wydawnictwa Zielona Sowa.
Recenzja pochodzi z mojego niebieskiego bloga, na interii.
"Dusia" Tina Nolan
Moja Groszek ma 11 lat i uwielbia
zwierzęta. Książeczkę, którą trzyma w rączkach na tym zdjęciu polecam z
czystym sumieniem każdemu rodzicowi i dziecku w dowolnym wieku. Książek
tych jest cała seria i moja córka zaczytuje się w nich już od pewnego
czasu. Rysunki w książeczkach są śliczne, a każda opowieść niesie za
sobą morał, naukę, dziecko może samo wyciągnąć wnioski i zrozumieć, jak
należy się w danej sytuacji zachować. Opisane są tu historie pełne
ciepła, miłości, wartości rodzinnych.
"Dusia" to kaczuszka, żółciutka, malutka, urocza, ale też bezbronna i głupiutka niestety. Dziewczynka, która ją dostrzega, zauważa, od razu zwraca na nią uwagę, jakby wyróżniała się spośród innych kaczątek, stara się za wszelką cenę otoczyć ją opieką, ale nie jest to wcale proste i łatwe. Ewa, bo tak ma na imię, mieszka z mamą, tatą i bratem Karolem, jej rodzice prowadzą schronisko dla zwierząt, są ludźmi o dobrych, czułych sercach.
W tej serii są wydane cztery książeczki, każda o innym zwierzątku. Gdy je czytam razem z moją Groszek niejednokrotnie mam w oczach łzy wzruszenia...
Polecam dzieciom wrażliwym, o dobrych serduszkach, takim, które przejmują się losem innych. Myślę, że to świetny pomysł na prezent świąteczny, sama zakupiłam dwie książeczki z innej serii, o pieskach i kotkach, ponieważ moja Groszek marzyła o tym, a 20 grudnia ma urodziny, na razie jednak cicho sza, bo to ma być niespodzianka!
Za możliwość przeczytania tej ciepłej opowieści o tym, że warto pomagać dziękuję bardzo panu Bartoszowi i Wydawnictwu Zielona Sowa. Na stronie wydawnictwa jest też zakładka 'zaopiekujsiemna', na której moja Groszek i mój Miś mają konto i mogą się tam opiekować zwierzątkami z książeczek.
Recenzja pochodzi z mojego niebieskiego bloga na interii.
"Dusia" to kaczuszka, żółciutka, malutka, urocza, ale też bezbronna i głupiutka niestety. Dziewczynka, która ją dostrzega, zauważa, od razu zwraca na nią uwagę, jakby wyróżniała się spośród innych kaczątek, stara się za wszelką cenę otoczyć ją opieką, ale nie jest to wcale proste i łatwe. Ewa, bo tak ma na imię, mieszka z mamą, tatą i bratem Karolem, jej rodzice prowadzą schronisko dla zwierząt, są ludźmi o dobrych, czułych sercach.
W tej serii są wydane cztery książeczki, każda o innym zwierzątku. Gdy je czytam razem z moją Groszek niejednokrotnie mam w oczach łzy wzruszenia...
Polecam dzieciom wrażliwym, o dobrych serduszkach, takim, które przejmują się losem innych. Myślę, że to świetny pomysł na prezent świąteczny, sama zakupiłam dwie książeczki z innej serii, o pieskach i kotkach, ponieważ moja Groszek marzyła o tym, a 20 grudnia ma urodziny, na razie jednak cicho sza, bo to ma być niespodzianka!
Za możliwość przeczytania tej ciepłej opowieści o tym, że warto pomagać dziękuję bardzo panu Bartoszowi i Wydawnictwu Zielona Sowa. Na stronie wydawnictwa jest też zakładka 'zaopiekujsiemna', na której moja Groszek i mój Miś mają konto i mogą się tam opiekować zwierzątkami z książeczek.
Recenzja pochodzi z mojego niebieskiego bloga na interii.
"Smyk, uprowadzony szczeniak." Holly Webb
Z calutką serią o kotkach i pieskach postanowiła mnie zaznajomić moja najstarsza latorośl, zwana dla potrzeb bloga Groszek. W zeszłym roku bodajże ujrzała w bibliotece miejskiej
okładkę jednej z tych książeczek i po prostu nie mogła oderwać od niej
wzroku. Okładki te zwracają uwagę, wzruszają, zwierzątka na nich są
śliczne, niewinne, mają takie ciepłe, ufne spojrzenie...
Groszek taką książeczkę potrafi przeczytać w jeden dzień, w przypadku historii o Smyku był to wczorajszy wieczór. Mamy tu do czynienia z dziewczynką o imieniu Milena, która dostaje prezent o jakim marzy i moja córka od wielu już lat, pieska. Jest bardzo szczęśliwa, kocha nowego przyjaciela całym sercem. Pewnego dnia zwierzaczek znika, a Milena obwinia o ten wypadek młodszego braciszka, Jacka. Nie pozostaje jednak bezczynna i próbuje za wszelką cenę odnaleźć Smyka.
Książeczki z tej serii są naprawdę najlepszym pomysłem na prezent i polecam Wam taki zakup z całego serca, nasze dzieci nauczą się dzięki nim wielu mądrych rzeczy, z każdej z tych książeczek bije mnóstwo ciepła, a ja za każdym razem się wzruszam, gdy czytamy je z Groszek. Za tę książeczkę dziękuję bardzo Wydawnictwu Zielona Sowa.
Recenzja pochodzi z mojego bloga niebieskiego na interii, a tutaj dodałam ją na potrzeby Klubu recenzenta.
Groszek taką książeczkę potrafi przeczytać w jeden dzień, w przypadku historii o Smyku był to wczorajszy wieczór. Mamy tu do czynienia z dziewczynką o imieniu Milena, która dostaje prezent o jakim marzy i moja córka od wielu już lat, pieska. Jest bardzo szczęśliwa, kocha nowego przyjaciela całym sercem. Pewnego dnia zwierzaczek znika, a Milena obwinia o ten wypadek młodszego braciszka, Jacka. Nie pozostaje jednak bezczynna i próbuje za wszelką cenę odnaleźć Smyka.
Książeczki z tej serii są naprawdę najlepszym pomysłem na prezent i polecam Wam taki zakup z całego serca, nasze dzieci nauczą się dzięki nim wielu mądrych rzeczy, z każdej z tych książeczek bije mnóstwo ciepła, a ja za każdym razem się wzruszam, gdy czytamy je z Groszek. Za tę książeczkę dziękuję bardzo Wydawnictwu Zielona Sowa.
Recenzja pochodzi z mojego bloga niebieskiego na interii, a tutaj dodałam ją na potrzeby Klubu recenzenta.
Klub Kociaków Słodziaków. Nowa przyjaciółka Miodka
W serii o pięciu przyjaciółkach i ich kotkach poznajemy dziewczynki, najszczęśliwsze posiadaczki swoich milusińskich zwierzątek, które zakładają klub, aby spotykać się i opowiadać o swoich perypetiach.
W tym tytule mamy Miodka i Elę, mojej Groszek bardzo się owa książeczka podobała, chyba najbardziej ze wszystkich.
Ela uwielbia swojego kotka, niestety ma także kotkę Chmurkę, która nie potrafi i nie chce zaakceptować nowego podopiecznego dziewczynki. Miodek ma bowiem zupełnie inny charakter niż jego starsza koleżanka, on lubi zabawę i psoty, ona ciszę i spokój, kłócą się i walczą ze sobą!
Przyjaciółki Eli starają się jej pomóc, ale to im się nie udaje. Czy znajdzie się sposób na to, by dwa kociaki wreszcie doszły do porozumienia?
Na to pytanie niestety musicie sami znaleźć odpowiedź, ja na pewno jej Wam nie udzielę...
Moja Groszek jest zachwycona całą tą serią, kocha zwierzęta całym sercem, a w tych tytułach odnajduje wszystko to, czego jej brakuje. Czuje się, jak jedna z nich, z tych pięciu dziewczynek, może czytać o kotkach, rozmawiać z koleżankami, ma wybujałą wyobraźnię, więc to dla niej nie problem, a w dodatku z każdej okładki spogląda na nią uroczy zwierzak! Zawsze mnie pyta, który bardziej mi się podoba, a to naprawdę trudne pytanie i nigdy nie wiem, jak na nie odpowiedzieć!
Ten tytuł jest dostępny w Bibliotece Publicznej w moim miasteczku, polecam i zapraszam! Warto przyjść i coś ciekawego wypożyczyć, mnóstwo nowości i miłe Panie zachęcają! KLIK> do strony biblioteki
W tym tytule mamy Miodka i Elę, mojej Groszek bardzo się owa książeczka podobała, chyba najbardziej ze wszystkich.
Ela uwielbia swojego kotka, niestety ma także kotkę Chmurkę, która nie potrafi i nie chce zaakceptować nowego podopiecznego dziewczynki. Miodek ma bowiem zupełnie inny charakter niż jego starsza koleżanka, on lubi zabawę i psoty, ona ciszę i spokój, kłócą się i walczą ze sobą!
Przyjaciółki Eli starają się jej pomóc, ale to im się nie udaje. Czy znajdzie się sposób na to, by dwa kociaki wreszcie doszły do porozumienia?
Na to pytanie niestety musicie sami znaleźć odpowiedź, ja na pewno jej Wam nie udzielę...
Moja Groszek jest zachwycona całą tą serią, kocha zwierzęta całym sercem, a w tych tytułach odnajduje wszystko to, czego jej brakuje. Czuje się, jak jedna z nich, z tych pięciu dziewczynek, może czytać o kotkach, rozmawiać z koleżankami, ma wybujałą wyobraźnię, więc to dla niej nie problem, a w dodatku z każdej okładki spogląda na nią uroczy zwierzak! Zawsze mnie pyta, który bardziej mi się podoba, a to naprawdę trudne pytanie i nigdy nie wiem, jak na nie odpowiedzieć!
Ten tytuł jest dostępny w Bibliotece Publicznej w moim miasteczku, polecam i zapraszam! Warto przyjść i coś ciekawego wypożyczyć, mnóstwo nowości i miłe Panie zachęcają! KLIK> do strony biblioteki
wtorek, 5 marca 2013
Rico, Oskar i głębocienie Andreas Steinhöfel
Andreas Steinhöfel jest niemieckim pisarzem i tłumaczem, autorem książek dla dzieci i młodzieży. Ponadto pisze scenariusze, jest także krytykiem literackim.
Ten tytuł zaskoczył mnie i zaciekawił niesamowicie, odkąd poznałam fragment całej historii bardzo chciałam poznać całość. Trochę martwiłam się, jak sobie poradzę z audiobookiem, ponieważ nigdy nie "czytałam" książki w ten sposób, ale okazało się, że moje obawy były bezpodstawne. Początkowo podchodziłam do tego z dużym sceptycyzmem, nieufnie, ale im dłużej słuchałam, tym lepiej rozumiałam i odkryłam z radością, że taka forma także do mnie przemawia i czasami nawet jest przyjemniejsza od papieru. Szczególnie ważne jest w tym chyba to, kto czyta nam dany tytuł, a Artura Barcisia bardzo lubię, stąd też zapewne moja sympatia do aktora przeniosła się również na tę rewelacyjną moim zdaniem lekturę!
W tej książce poznajemy Rica, chłopca, który opowiada nam o swoim życiu, o sąsiadach, o swojej przyjaźni z Oskarem. Potrafi pięknie i bardzo dokładnie przestawić nam świat, który go otacza, wszystko wyjaśnia, tłumaczy. Jest dobroduszny, prostolinijny, nieco upośledzony, ale woli mawiać o sobie "głęboko utalentowany". To nastolatek, któremu "coś umyka, plączą mu się myśli", to stanowi jego problem. Rico jest taki prawdziwy, wyrazisty, nie da się go nie lubić, po prostu to niemożliwe! Wzbudza bowiem sympatię już od pierwszych stron książki, jest zabawny, szczery, mówi prosto z mostu o tym, co myśli, co czuje, co go niepokoi, czego się boi. Bawiłam się z tą lekturą wspaniale, zaśmiewając się do łez, moje dzieci także przysłuchiwały się jej z ciekawością. Treść jest poruszająca i wartościowa.
Rico poznaje Oskara, który jest także dziwny, nosi na łowie kask,
chociaż chodzi na pieszo, po prostu czuje się w nim bezpieczniej.
Chłopcy zaprzyjaźniają się, nie przeszkadza im ich inność, kask
Oskara, czy to, ze Rico nie rozróżnia kolorów, czy stron lewej i
prawej. Nie ma to dla nich tak naprawdę żądnego znaczenia.
Mamy tu i wątek kryminalny, i zaczątki miłości być może, na pewno
wiele jest na temat relacji między ludzkich, wszystko opisane w
sposób niezwykły, rzadko spotykany, prawdziwy. Język książki także
jest piękny, ten tytuł uczy nas tolerancji, rozbawia nas i
interesuje. Autor w nieskomplikowany sposób tłumaczy nam, jak myśli
i czuje się osoba taka jak Rico. Możemy wczuć się w jego sytuację,
zrozumieć go i pojąć, że choroba chłopca nie jest niczym strasznym
i nie należy się go bać, patrzeć na niego z litością, czy wyzywać
go od "głupków". Nikt nie rodzi się taki specjalnie, nikt
nie chce być taki, ale czasem po prostu tak bywa, tak się dzieje i
trzeba się z tym pogodzić, radzić sobie z tym, że myśli się plączą,
że jest się innym, nie zawsze rozumianym i lubianym. Kimś
specjalnym, "głęboko utalentowanym".
Moim zdaniem Rico jest dużo mądrzejszy, bardziej spostrzegawczy,
niż ci rzekomo "normalni". On jest miłym, sympatycznym,
myślącym i dobrze wychowanym dzieckiem, nigdy do nikogo nie odnosi
się tak, jak nie należy. Za to do niego często ludzie podchodzą z
nieufnością, są opryskliwi i nieuprzejmi. Uważam, że to oni powinni
uczyć się od Rico, brać z niego przykład.
"Rico, Oskar i głębocienie" to książka niezwykła, mądra,
interesująca, uczy nas tolerancji, wrażliwości, wartości, czasami
bowiem warto mówić wprost, zamiast udawać kogoś, kim się nie jest.
Rico nie rozumie, po co ludzie używają trudnych słów, co im to
daje?
"Problem z wyrazami obcymi polega na tym, że często znaczą coś
zupełnie prostego, ale niektórzy lubią się tak skomplikowanie
wyrażać." Fragment pochodzi naturalnie z książki.
Zdecydowanie polecam, i dzieciom, i dorosłym. Taka książka to
rzadkość, naprawdę !
Za możliwość zapoznania się z historią utalentowanego chłopca
dziękuję bardzo portalowi na kanapie.pl
poniedziałek, 4 marca 2013
Droga do domu Bobbie Pyron
W tej książeczce poznajemy jedenastoletnią dziewczynkę o imieniu Abby, która kocha swojego pieska, owczarka szetlandzkiego całym sercem. Pies, Tam, również darzy swoja właścicielkę wielkim uczuciem, doskonale się z nią czuje, lubi sprawiać jej przyjemność. Wszystko układa się znakomicie do momentu, w którym zostają rozdzieleni. Czy uda im się odnaleźć siebie, znowu być razem? I jedno, i drugie tęskni, myśli, pies szuka swojej pani, przemierzając setki kilometrów, w zimnie, o głodzie i chłodzie. Nic się nie liczy, tylko to, by znowu poczuć jej zapach, mieć ją przy sobie, a i ona nie dopuszcza do siebie myśli, że mogło stać się coś złego.
To piękna, poruszająca, chwytająca za serce historia, którą polecam wszystkim miłośnikom zwierząt, jak też osobom, które potrafią docenić uczucie łączące zwierzę i jego właściciela. Moja Groszek marzy o piesku i uwielbia czytać takie książki. To tytuł skierowany do starszych dzieci, do samodzielnego czytania, bądź też można przeczytać go młodszemu dziecku. Tematyka jest moim zdaniem idealna dla naszych pociech, ponieważ dzięki niej mogą wiele zrozumieć, poczuć, wyciągnąć wnioski. Przyjaźń Abby i Toma jest naprawdę niezwykła i godna pozazdroszczenia. Kibicowałam pieskowi bardzo!
Język książki jest nieskomplikowany, fabuła wartka, przemyślana, mamy tu dwie perspektywy, opowieść Abby i myśli Toma, gdyż znajdują się w różnych miejscach, czasem bardzo bliskich sobie, a jednocześnie zbyt odległych.
"Gdzie jest dziewczynka, jego dziewczynka, pachnąca trawą, mydłem i potem, dziewczynka, której serce biło mu tuż przy uchu, kiedy trzymała go na rękach?"
"Wiedział tylko, że dziewczynka go woła. Odkąd sięgał pamięcią, jej głos był dla niego całym światem, kompasem wytyczającym drogę przez życie. A kiedy wzywa ktoś, kogo pies kocha najbardziej na świecie, pies nie może zrobić nic innego, jak tylko posłuchać. "
Cytaty pochodzą z książki.
Za możliwość poznania i przeżycia cudownych chwil niesamowitego wzruszenia dziękuję bardzo Wydawnictwu BIS.
Subskrybuj:
Posty (Atom)