piątek, 30 października 2015

Krystian Głuszko "Podaj łapkę, misiu"

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o książeczce niezwykłej. Napisał ją Krystian Głuszko, ilustracje stworzyła Beata Kulesza-Damaziak. Patronuję jej medialnie, dlatego możecie liczyć na egzemplarze konkursowe. Planuję również wywiad z autorem tej historyjki.





Przypomnę opis wydawcy: 
Kostek jest wyjątkowym misiem. Ma piękne czarne oczka, brązowe futerko i duże puchate łapki. Jest ładnym, ale smutnym niedźwiadkiem. Najchętniej bawi się sam. Często chowa się w swoim pokoju i czyta książeczki. Lubi też układać klocki. I całkiem dobrze mu to wychodzi. Mało mówi, a z jego oczek czasem płyną diamentowe łezki. Misiaczek ma bardzo dobre serduszko, chociaż bywa, że się złości. Dlaczego? Po prostu drażni go wiele rzeczy, a wtedy krzyczy i tupie łapkami. Tak to już z tym misiem jest. Na szczęście złość szybko mu mija...
Nie każdy jest taki sam, a niektórzy są zupełnie ODMIENNI. I niełatwo takim  "dziwakom" w życiu, trudno im znaleźć przyjaciół. A przecież to, że ktoś jest inny, nie oznacza wcale, że jest gorszy.  Trzeba tylko zobaczyć, jak wiele dobrego kryje się pod tą odmiennością. Pełna ciepła i uroku bajka o potrzebie akceptacji, przyjaźni i tolerancji.
Bajka  adresowana jest  do dzieci z Zespołem Aspergera (i ich rodziców), ale też do dzieci zdrowych (i ich rodziców). Pokazuje ona różne aspekty tego zaburzenia i sposoby radzenia sobie z nimi. W ten sposób  może służyć wsparciem tym, których ono dotknęło, a dzieci neurotypowe oswajać ze zjawiskiem,  pokazywać, że "nie taki diabeł straszny" i udowadniać, że nawet z dzieckiem zaburzonym można się kolegować, przyjaźnić. Nie trzeba chyba przekonywać, jak bardzo jest to ważne.
Patroni i partnerzy wydania:
Qlturka.pl, Klub Mamuśki, babyboom.pl, Pisaninka.pl, Stowarzyszenie "Czajnia",

partner merytoryczny - Fundacja Synapsis, a ponadto Akademia Pedagogiki Specjalnej, Instytut Terapii i Edukacji Społecznej, Polskie Towarzystwo Biblioterapeutyczne, Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna nr 2 w Krakowie, Gabinet Psychiatryczny dr nauk med. doktor Bożena Śpila,  Biblioteka Pedagogiczna w Skawinie, a także firma Haidelberg Polska Sp z o.o.  




Pierwsze moje spotkanie z twórczością Krystiana było bardzo udane, związane z Jego drugą książką skierowaną do dorosłego czytelnika. Opinia o niej znajduje się tu: http://asymaka.blogspot.com/2014/11/szukaj-mnie-wsrod-szalencow-krystian.html
Bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że autor nie spoczął na laurach, a dalej pisze i rozwija swój talent, chcąc jednocześnie pomagać innym. Tym razem stworzył publikację dla młodszego czytelnika, być może zmagającego się, podobnie jak on, z odmiennością. Nie jest to jednak książka tylko i wyłącznie dla dzieci mających problemy, ponieważ wszyscy czytelnicy mogą zaprzyjaźnić się z sympatycznym, choć nieco zagubionym misiem. Mało tego, lepiej zaczną go rozumieć, widzieć świat jego oczami, uświadomią sobie, że inność wcale nie jest taka zła i że nie trzeba się jej obawiać. Historyjka ta uczy tolerancji, ale też pokazuje dzieciom dotkniętym chorobą, że nie są same, że mają szansę na normalne życie. Krystian Głuszko staje się, zapewne nieświadomie, ale jednak, wzorem do naśladowania. Wiele podobnych do niego osób zrozumie, że warto walczyć. Można wszak jak On żyć i cieszyć się tym życiem. Być ojcem, mężem, pisarzem wreszcie! Opowiadać innym o trudach, problemach i porażkach, ale też sukcesach, radościach i spełnianiu marzeń. Autor pokazuje, że bariery są po to, by je przekraczać, że tematy tabu nie istnieją. Przełamuje stereotypu, łamie schematy, wychodzi do ludzi, choć tłumy przerażają go, udowadnia, że można pokonać wszelkie przeszkody, jeżeli tylko się tego bardzo chce. 


W książeczce znajdziemy krótkie wierszyki, dla nieco młodszego dziecka, i tekst pisany prozą dla tego starszego. Bohater historyjki ma na imię Kostek, nosi zabawne ogrodniczki w niebieską kratkę i jest naprawdę wyjątkowy. Jego oczy są czarne jak węgielki, futerko brązowe i lśniące, a łapki duże i puchate. To bardzo ładny niedźwiadek, tylko odrobinkę smutny. Uwielbia bawić się sam, układa wówczas klocki, albo czyta książeczki. Nie mówi zbyt wiele, a czasami płacze diamentowymi łezkami.



Kostuś ma naprawdę dobre serduszko, ale czasami się złości. Na szczęście złość nie trwa długo. Nie marzy o towarzystwie, bo woli spacerować samotnie po łące, wtedy myśli intensywnie, jest we własnym świecie. Docenia ciszę i spokój, to daje mu największe szczęście i zadowolenie. A jednak... kiedy zajączek o imieniu Kuba wybawia go z kłopotów, okazuje się, że może i chce mieć przyjaciela.




Razem jest przecież raźniej, weselej. 

Jakie przygody staną się udziałem dwójki niezwykłych przyjaciół? Zagubionego i smutnego misia i mądrego, pomysłowego zajączka? Każdy z nich jest inny, a jednak nie przeszkadza im to we wspólnej zabawie. Wspaniale spędzają razem czas, szanując swoją odmienność. Przed Kostkiem jeszcze wiele wyzwań, pójdzie do pana doktora, który zna czarodziejskie sztuczki, wykaże się wielką odwagą, udając się wraz z Kubą do wesołego miasteczka, 

"-Od tego są przyjaciele, misiu. Są przy tobie nie tylko wtedy, gdy jest wesoło, ale również wtedy, gdy jest smutno." [1] 

"Podaj łapkę, misiu" to wyjątkowa lektura o przepięknej przyjaźni, ale też o tym, że "inny" nie znaczy "gorszy". Uczy dzieci empatii, wrażliwości, ale i rodzicom pokazuje, że warto rozmawiać o problemach, dzielić się swoimi doświadczeniami związanymi z odmiennością ich pociech. Nie jesteście sami, warto o tym mówić. Warto przełamywać stereotypy, wyjść do ludzi, którzy poznając Was, zrozumieją, że nie ma powodów do lęku. Boimy się tego, czego nie znamy, a tak naprawdę strach ma tylko wielkie oczy. 
Ciepła, piękna, mądra opowieść o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, o tym, że każdy z nas potrzebuje akceptacji i przyjaciół. Polecam, nie tylko dzieciom, ale również ich rodzicom, bo ta lektura uczy, bawi i pozwala oswoić odmienność. Warto o tym rozmawiać. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam zdecydowanie. Całość ozdobiona jest przepięknymi, kolorowymi ilustracjami, które dzieci pokochają tak samo szybko, jak obdarzą sympatią głównego bohatera tej niezwykłej opowieści. Innego, pracowitego, wytrwałego, dokładnego i konsekwentnego misia Aspi. 






[1] "Podaj łapkę, misiu" Krystian Głuszko, Wydawnictwo Alegoria, 2015 r., str. 27 

środa, 21 października 2015

Wszystko, czego pragnęła. Barbara Freethy




Nie jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, a z każdym kolejnym utwierdzam się w przekonaniu, że naprawdę ciekawie pisze, potrafi czytelnika zaintrygować i wciągnąć go w wir wydarzeń. Jej bohaterowie nie są postaciami z papieru, a dobrze przemyślanymi i świetnie zarysowanymi osobami, które budzą prawdziwe emocje.
Tajemnicza śmierć jednej z czwórki przyjaciółek-studentek, staje się kanwą do napisania powieści nieznanego autora. Opisuje on wszystkie wydarzenia z życia dziewcząt, to, co mówiły, o czym myślały, czym się zajmowały. Nie zawsze są to czyny chwalebne. Jego zdaniem Emily zabiła jedna z pozostałej trójki. Czy oskarżonej przez niego studentce uda się dowieść, jak było naprawdę, zwłaszcza, że od tamtego momentu minęła już dekada, a ona za nic w świecie nie potrafi sobie przypomnieć, co wydarzyło się w chwili, w której zginęła jej najlepsza przyjaciółka. Czy faktycznie, jak sugeruje tajemniczy autor powieści, dziewczyny się pokłóciły?
Kto mógłby chcieć skrzywdzić Emily, doskonałą i dobrą osobę, która nikomu nie wadziła i nie zrobiła nigdy krzywdy?
Prawda okazuje się zaskakująca, a bohaterowie książki mają wiele sekretów, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Mają też całą masę problemów w swoim pozornie uporządkowanym życiu.

Barbara Freethy zaciekawiła mnie wymyśloną przez siebie intrygą. Niemalże z wypiekami na twarzy przerzucałam strony, byleby tylko jak najszybciej dowiedzieć się, kto stał za śmiercią Emily. Czy ktokolwiek stał za jej śmiercią? A może to jednak był wypadek, tragiczny w skutkach, ale jednak wypadek?
Pisarka po raz kolejny udowodniła, że potrafi stworzyć pasjonującą i magiczną historię, obok której nie możemy przejść obojętnie. Poruszyła w niej wiele problemów, jak na przykład zbyt przytłaczająca miłość rodziców, nadmiar ambicji, ale też opowiedziała o prawdziwej i pełnej magii miłości kobiety do mężczyzny, o pięknej przyjaźni. Książkę czytało mi się wyjątkowo przyjemnie i szybko. Dzięki niej przekonałam się po raz kolejny, że pozory mylą, a osoba, którą wydaje nam się, że znamy doskonale, może okazać się zupełnie inna niż sądziliśmy.


poniedziałek, 19 października 2015

Liebster award. Łańcuszek od Justyny.

Nie przepadam za łańcuszkami, ale już drugi raz w ostatnim czasie dałam się namówić na tego typu zabawę. Od razu powiem, że nie zamierzam nikogo nominować, ale jeżeli ktoś ma ochotę się włączyć, zapraszam.
Nominację otrzymałam od przesympatycznej i niezwykle ciepłej, optymistycznie nastawionej do ludzi i świata osoby-Justyny, która prowadzi ten oto blog: http://rakowisrodkowypalec.blogspot.com/. Poczytajcie, o czym pisze, a od razu zrozumiecie, co mam na myśli. A teraz pytania Justyny:


1. Dlaczego piszesz bloga?
Sama się nad tym coraz częściej zastanawiam. Kiedyś prowadziłam Pisaninkę dla samej siebie, był to dziennik dokumentujący przemijające coraz szybciej dni z życia mojej rodziny. Z wielką radością po upływie miesięcy, lat czytałam swoje wpisy i cieszyłam się z tego, że mam tak cudowne i pomysłowe dzieci. Dlaczego obecnie piszę? 
Trochę dla siebie, trochę dla moich wiernych czytelników. 


2. Gdybyś mógł/ mogła cofnąć czas, co być zmienił/ zmieniła w swoim życiu?
A na to pytanie niedawno odpowiadałam przy okazji wywiadu dla Czytajmy polskich autorów, dlatego nie będę się powtarzać i powiem, że nie zmieniłabym nic.


3. Masz ochotę przeczytać książkę, skąd czerpiesz wiedzę, co warto przeczytać?
Z internetu oczywiście, sprawdzam w zapowiedziach, co ciekawego się pojawi. Czasem dostaję "cynk" od pisarza lub wydawcy. I wiem, po przeczytaniu opisu, czy taka książka mnie zainteresuje, czy nie.


4. Otrzymujesz dodatkowe godziny w dobie wyłącznie dla siebie. Na co je wykorzystujesz?
Oczywiście na odpoczynek. Potrzebuję ciszy i spokoju, aby się skupić, zastanowić, pomyśleć. Mogłabym też spokojnie popracować nad kolejną książką.


5. O czym marzysz?
Marzę o spokojnym, godnym życiu, spełnianiu się na polu zawodowym i rodzinnym. O tym, by moi najbliżsi nie mieli żadnych powodów do niepokoju, czy smutku. By i oni mogli realizować swoje marzenia.


6. Największe według ciebie odkrycie cywilizacyjne?
No tak. To chyba oczywiste?


7. Czy nadążasz za nowościami technologicznymi i nowymi mediami społecznościowymi w sieci?
Nieszczególnie. Chyba mnie to po prostu nie fascynuje.


8. Skąd czerpiesz optymizm, dobrą energię?
Dodają mi jej moje dzieci, czytelnicy bloga i książki, uwielbiam też muzykę, która potrafi nastroić mnie optymistycznie, a nade wszystko cieszę się z każdego kolejnego dnia, który dane jest mi przeżyć.


9. Lubisz poniedziałki?
Ja w przeciwieństwie do większości, nie przepadam za weekendami, poniedziałek jest tak samo dobry, jak każdy inny dzień tygodnia.


10.  Wyobraź sobie, że jesteś dzieckiem i masz sprawić sobie radość. Co robisz?
Kiedy byłam dzieckiem cieszyłam się z tego, że mogę przeczytać dobrą książkę, ale też ze słodyczy, z zabawek, bo niestety w moim domu rodzinnym nie przelewało się i rzadko kiedy otrzymywałam prezenty czy cukierki. Teraz powiedziałabym, że radość sprawiały mi spotkania z koleżankami i kolegami pod trzepakiem, zjeżdżanie na sankach z górki, czas, gdy chodziłam do szkoły podstawowej i rozmawiałam ze znajomymi z klasy, czy chodzenie z babcią na jagody, jednak wtedy nie doceniałam tego.

11. Dokończ zdanie: Wstaję co rano...
I spieszę się, by ze wszystkim zdążyć na czas. Cieszę się, że noc już się skończyła i czeka na mnie kolejny dzień. Może właśnie dzisiaj jakiś wydawca napisze do mnie, że chce wydać moją książkę, albo znajdę pracę? Jestem pełna nadziei! 

środa, 14 października 2015

Kalendarze Małgorzata Gutowska-Adamczyk



Małgorzata Gutowska-Adamczyk debiutowała jako scenarzystka serialu "Tata, a Marcin powiedział...". Napisała kilkanaście powieści, w tym trzytomową sagę "Cukiernia Pod Amorem", która cieszy się niesłabnącą sympatią i wielkim zaufaniem czytelników. "Kalendarze" to najnowsza propozycja literacka pisarki, oparta na wspomnieniach z dzieciństwa, czaruje nas i zmusza do refleksji nad naszym własnym życiem. I my za sprawą tej historii zaczynamy przypominać sobie czas, gdy byliśmy dziećmi. Przypominać z sentymentem, z łezką wzruszenia w oku, z radością i nostalgią.

Dojrzała kobieta wraca myślami do momentu, gdy była małą dziewczynką. Czym jest to spowodowane? Rodzinne gniazdo właśnie opuszcza jeden z jej synów, dorosły już od jakiegoś czasu mężczyzna. Matka czuje się nieswojo, nie potrafi znaleźć sobie miejsca, odnaleźć się w tej nowej dla niej, nieznanej rzeczywistości. Czy uda jej się pogodzić z tym, co nieuniknione?

"Niespodziewanie powiedziałeś w połowie sierpnia:
-Wyprowadzam się.
"To już?"-pomyślałam. 
Stałeś skrępowany. Coś tam jeszcze dodałeś, tytułem usprawiedliwienia. Jednak nikt cię nie słuchał. Ja i twój ojciec opuściliśmy głowy, wpatrując się w blat stołu. Straciliśmy ochotę na kolację. Może westchnęliśmy. Nie musiałeś niczego wyjaśniać. Widać nadszedł czas. Dla nas oznaczało to, że obaj nasi synowie wyprowadzają się mniej więcej jednocześnie." [1]

To doprawdy piękna i mądra opowieść. Niezwykle ważna. Według autorki, ogromny wpływ na nasze przyszłe życie ma dzieciństwo. Właśnie wtedy kształtuje się nasz charakter, uczymy się, chłoniemy wiedzę o otaczającym nas świecie, zapamiętujemy zdarzenia, strzępy rozmów.  Nabieramy przekonania co do tego, co jest dobre i warte uwagi. Jeżeli byliśmy szczęśliwymi dziećmi, z radością wspominamy przeszłe lata, jeśli doświadczyliśmy traumatycznych przeżyć, staramy się o przeszłości zapomnieć, nie wracać do niej.

Dojrzała bohaterka tej książki próbuje poznać lepiej małą dziewczynkę, którą była kiedyś. Przypomina sobie sytuacje z dzieciństwa, najbliższe i najukochańsze osoby, tęskni za babcią, prostą, dobrą kobietą, która sporo ją nauczyła. Opowiada o ważnym momencie swojego życia, o tym, jak na świat przyszła jej siostrzyczka.
Czy chciałaby przekazać coś tamtej dziewczynce? Tak. Oczywiście, że tak. Powiedziałaby jej, że powinna być odważniejsza. Tylko, czy tamta by jej posłuchała? Zrozumiałaby, co ma na myśli? Czego od niej oczekuje? I czy ta zmiana faktycznie była potrzebna?


Wspaniała opowieść, za sprawą której możemy przenieść się do czasów naszego dzieciństwa. Do PRL-u. Osobista i sugestywna, ciekawie skonstruowana lektura, czyta się ją lekko, jest refleksyjnie, sentymentalnie, prawdziwie. Ile z tamtych czasów pamiętamy? Czy w podobny sposób, jak autorka? A może zupełnie inaczej opowiedzielibyśmy swoim dzieciom o własnym dzieciństwie? To powieść, która budzi w nas uśpione wspomnienia, może stać się zaczątkiem rozmowy z własnymi dziećmi, może wnukami? Warto o tym mówić, ocalić ten okres czasu od zapomnienia. Póki jeszcze jest na to czas.

"Kalendarze" to historia uświadamiająca nam, jak ważna w życiu jest rodzina. Na pewno wielu z Was pokocha małą dziewczynkę. Chętnie przypomni sobie, jaka była, o czym myślała, o czym marzyła, a czego się bała. Weźcie ją za rękę i pozwólcie się poprowadzić ku własnym wspomnieniom. Polecam. Warto!



[1] "Kalendarze", Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Wydawnictwo Literackie, 2015, s. 9





wtorek, 13 października 2015

Zwilczona. O kobiecej intuicji, mazurskiej magii i ogromnej miłości. Adrianna Trzepiota



Adrianna Trzepiota debiutuje w roli autorki książki i trzeba przyznać, że jest to debiut jak najbardziej udany. Historia przez nią stworzona przekonuje do siebie czytelnika, jest zgrabna i ciekawa. Już od pierwszych stron pochłania nas klimat i niezwykła atmosfera mazurskiej okolicy, pełna magii, tajemniczości, dwuznaczności...

"Zwilczona" jest opowieścią o kobiecie takiej, jak my. Jaśmina ma trzydzieści pięć lat, uczy języka polskiego, ma męża i małe dziecko, prawdziwe przyjaciółki, na które zawsze może liczyć. Mieszka na mazurskiej prowincji. Pozornie zdaje się być zadowoloną ze swojej egzystencji matką i żoną, ale im bardziej zagłębiamy się w lekturze tej pasjonującej i przepełnionej legendami historii, tym mocniej zaczynamy odczuwać, że czegoś w jej codzienności brakuje.

Czy idealny zdawałoby się partner, którego wybrała na zawsze, na dobre i na złe, może się zmienić praktycznie z dnia na dzień? Z jakiego powodu ulegnie tak diametralnej zmianie i czy jej małżeństwo przestanie istnieć? Jakby tego było mało, na horyzoncie pojawi się ktoś jeszcze. Ktoś, kto zrozumie, wysłucha, pocieszy, przytuli...

Samo życie, chciałoby się powiedzieć. Jednak w tej książce nic nie jest pewne, z góry przesądzone, skazane na porażkę. Odnajdziemy w niej o wiele więcej niż mogłoby nam się początkowo wydawać. Będzie naprawdę zagadkowo, magicznie. Poczujemy nie tylko typowo mazurski klimat, ale też zapach ziół używanych przez szeptuchy, poznamy dawne dzieje, przekazywane kiedyś z pokolenia na pokolenie w ustnej formie. I co z tym wszystkim ma wspólnego talia Tarota Marsylskiego?
Czy warto wierzyć we własne szczęście i do końca mieć nadzieję, nawet wówczas, gdy popełniamy błąd za błędem i po omacku szukamy wyjścia z trudnej sytuacji?

W jaki sposób Jaśmina pozna prawdę o sobie? Czy ją zaakceptuje?

Debiutancka powieść Adrianny Trzepoty urzeknie nas i zauroczy. Pod jej wpływem zaczniemy tęsknić za naturą. Wiele razy ze zdumieniem krzykniemy, że jest to nasza historia! Tak pięknie, autentycznie opisała autorka rozterki młodej matki, jej zmagania z codziennością, że nie sposób nie utożsamiać się ze stworzoną przez nią bohaterką. Jest wyrazista, prawdziwa, dosadna. Kiedy się złości, i my czujemy jej złość, kiedy się waha, my również zaczynamy się wahać. Kiedy jest szczęśliwa, my również czujemy radość.

Ciekawie opisana jest przyjaźń łącząca kobiety, interesująco przedstawiona została tematyka związku dwojga ludzi, ze wszystkimi aspektami życia, lecz nade wszystko pobudzona została nasza wyobraźnia i... i zaczęliśmy samym sobie zadawać niewygodne w gruncie rzeczy pytania. Dlaczego pozwalamy na to, by cokolwiek nas ograniczało, dlaczego akceptujemy taki stan rzeczy, skoro on nam nie odpowiada, skoro nas uwiera?

Piękna, klimatyczna, mądra i nietuzinkowa. Bogata w niebanalne przemyślenia, refleksyjna, poetycka. Warto przeczytać. Ja jestem nią zachwycona.


poniedziałek, 12 października 2015

Jutro zaświeci słońce Joanna Sykat



Twórczość Joanny Sykat poznałam za sprawą jej dwóch propozycji literackich: "Jesteś tylko mój" i "Tylko przy mnie bądź". Obie książki pozytywnie mnie zaskoczyły, ponieważ autorka nie myśli banalnie i nie daje nam w tworzonych przez siebie historiach łatwych, prostych rozwiązań. Jeżeli oczekujemy czegoś więcej niż lekkiej i zabawnej powieści obyczajowej, chcemy przeżyć coś wyjątkowego, zaskakującego, niezapomnianego to warto sięgnąć po powieści Sykat.

Co spodobało mi się w najnowszej publikacji pisarki? Już sam opis na okładce powodował, że z wielką niecierpliwością oczekiwałam tej książki. Matka, która nigdy nie powiedziała swojemu jedynemu dziecku, że je kocha... za to krytykuje je na każdym kroku, zarówno w dzieciństwie, jak i w dorosłym życiu. Zaczynamy ową rodzicielkę darzyć antypatią już od pierwszych wzmianek na jej temat. Na usta cisną nam się obelgi, nie potrafimy zrozumieć, dlaczego ktoś, kto jest dla małej dziewczynki całym światem, niszczy jej pewność siebie i poczucie wartości. Jakby tego było mało, w tej rodzinie nie wszystkie sprawy ujrzały światło dzienne, istnieją sekrety i tajemnice, o których Anita, początkująca pisarka, córka destrukcyjnej matki i wnuczka wspaniałej, ukochanej, idealnej babci, nie ma pojęcia.

Główna bohaterka opowiada nam o sobie, mówi sporo o tym, że chce pisać, rozwijać swój kunszt, wydawać książki. Wielkie wsparcie i to na każdym kroku okazuje jej mąż, ale czy uda mu się przekonać Anitę do tego, że jej relacja z matką powinna ulec diametralnej zmianie? Jakakolwiek zresztą zmiana na lepsze w tym przypadku będzie niebywale trudnym i żmudnym procesem. Zwłaszcza, że pracować powinny obie strony, nie tylko córka, ale też matka. Pojąć błędy, jakie popełniły, spojrzeć na to, co działo się przez lata z obu stron. Dlaczego było tak, a nie inaczej? Czy matka i córka nigdy nie nawiążą prawdziwej, głębokiej więzi tak przecież potrzebnej Anicie?
A może pisarce wcale nie zależy na miłości rodzicielki? Może nauczyła się bez niej żyć, pogodziła z tym, co nieuniknione?

Joanna Sykat naprawdę umiejętnie i ciekawie opisała nam nierzadki wbrew pozorom temat. Wczuwamy się w rolę tej biednej, poszkodowanej córki lekko i szybko, bez najmniejszych problemów. Zastanawiamy się, jak same byśmy postąpiły, gdybyśmy znalazły się w podobnej do tej sytuacji? Czy miałybyśmy w sobie dość siły, by przeciwstawić się zaborczej matce? Czy umiałybyśmy zakończyć znajomość z nią, chory układ, który dla żadnej ze stron nie może być tym wymarzonym? Nie można przecież czerpać radości i satysfakcji z tego, że krzywdzi się drugą osobę, zwłaszcza, gdy tą osobą jest nasze własne dziecko. Nie można. Czy aby na pewno?

Autorka zadała nam na kartach swojej najnowszej powieści wiele niewygodnych pytań, na które odpowiedzi poszukiwać będziemy jeszcze przez długi, długi czas. Zmusiła nas do refleksji, pokazała, jak zaborcza może być matka, mało tego, że pewne rzeczy niełatwo jest zmienić, przerwać zamknięty krąg, wyznaczyć nową drogę. Polecam zdecydowanie. Poruszająca do głębi, niepokojąco prawdziwa to powieść. Strach, lęk, obawy... wszystko przedstawione w sposób niezwykle plastyczny i nietuzinkowy. Współodczuwamy wraz z Anitą, nie jesteśmy tylko biernymi obserwatorami jej zmagań z życiem, z losem, z rodzinną tajemnicą. Chcemy ją przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, tylko, nie wiemy, jak to zrobić. Lektura odzierająca nas ze złudzeń, smutna i radosna zarazem, najpierw zabiera nam nadzieję, by zaraz potem nam ją oddać. Oddać nadzieję na to, że jutro faktycznie zaświeci słońce.


Dumna jestem, że akurat tej historii patronuję medialnie. I już teraz, w październiku mówię, że w podsumowaniu rocznym "Jutro zaświeci słońce" na pewno będzie jedną z najlepszych książek, jakie czytałam w 2015 roku. 

piątek, 9 października 2015

drugi etap konkursu

Kochani. Dzięki Wam moja powieść "Życie z drugiej ręki" przeszła do drugiego etapu konkursu książek na jesień. Bardzo proszę o głos na nią w drugim, na szczęście już ostatnim etapie konkursu. 
Za każdy głos i rozpowszechnianie informacji o konkursie dziękuję. 
Cieszę się, że mogę na Was liczyć. 
Moja książka jest w powieściach obyczajowych, głosować można do 18 października. 
http://www.ksiazkanajesien.pl/polecam,6c95858be8




Siódme urodziny Pisaninki.

Różnie to bywało. Czasem miałam dość, kiedy indziej skakałam pod sufit z radości.
Przekonałam się, że dobro powraca ze zdwojoną siłą.
To już SIEDEM lat prowadzę Pisaninkę?
Szmat czasu... Tyle się podczas tych lat wydarzyło.

Nabrałam pewności siebie, zrozumiałam, że moje pisanie podoba się Wam, że chcecie czytać to, co piszę. Zaczęłam pracę w lokalnych mediach, o czym nigdy wcześniej nie mogłabym nawet marzyć. I jeszcze jedno spełnione marzenie, uśpione na wiele, wiele lat...
Udało mi się wydać moją debiutancką powieść. Przyjęliście ją z wielką sympatią, a ja z tak ogromną obawą i strachem czekałam na Wasze oceny. Słucham uważnie wskazówek, jak chociażby wczoraj Marty, dzięki której wiem, czego w "Życiu z drugiej ręki" zabrakło. Emocje buzują, bo Anita nie należy do bohaterek, obok których można przejść obojętnie, a mnie to bardzo, bardzo cieszy. Bo nie jest to postać papierowa, a to dla autora bardzo ważne.
Mam nadzieję, że z każdą kolejną książką będzie coraz lepiej. Lepiej będę pisać, a Wam lepiej będzie się czytać to, co napiszę. Pierwsze moje notki z recenzjami też nie należały do najlepszych, ale w życiu chodzi o to, by się rozwijać, w moim przypadku: by pisać coraz lepiej.
Są też tacy, którzy mojej książki nie czytali, ale i tak w sieci publikują na jej temat opinie. Nie świadczy to jednak o mnie, a o Was. Tyle w tym temacie.
Jeżeli chodzi o blogerów, znam ten światek nie od dziś. I niebawem opowiem o tym publicznie, ale to jeszcze nie teraz. Cierpliwości... Zresztą o jednej z Was wspomniałam w "Życiu z drugiej ręki". Wtedy, w 2012 czy 2013 roku darzyłam ją wielką sympatią. Tekstu w książce nie zmieniałam, bo wtedy naprawdę wierzyłam w to, że łączy nas coś wyjątkowego. Pomyliłam się, nie pierwszy i nie ostatni raz. Niestety przyjaźń szybko się skończyła. Spojrzała na mnie na Warszawskich Targach Książki w 2014 roku z taką nienawiścią, że nigdy tego spojrzenia nie zapomnę. Tak, wiem, nie wszyscy mogą mnie lubić. Nie ma takiego człowieka, który dogodziłby wszystkim, ale to i tak boli.

Nie będę psuć sobie i swoim czytelnikom tego pięknego dnia. Ciężko pracowałam na to wszystko.
Dziękuję tym, którzy chętnie zaglądają na moją stronę i zostawiają komentarze.



Zapomniałabym. Takie wiersze piszą moi czytelnicy:

Dziękuję pięknie Ani za ten wiersz Emotikon heart
"Blogerów i blogów ciągle przybywa,
ktoś nowy sympatię naszą zdobywa,
lecz nikt temu chyba dziś nie zaprzeczy,
że PISANINKA najlepsza jest w sieci!
Każdą recenzją potrafi zachęcić
i biznes lokalnych wydawnictw rozkręcić.
Każdą ciekawą książkę dostrzeże,
opinie w cudne słowa ubierze.
Rozbudza radość i pasję czytania,
głód nowych książek wciąż poznawania.
Dzięki Ci, Boże, za Pisaninkę!
Obdarz łaskami Jej całą Rodzinkę.
Bądź z nami zawsze, Aniu Kochana!
Ciesz opiniami nas już od rana.
Rozwijaj się stale, robiąc, co kochasz,
całą swą pasję nam wszystkim pokaż!
I może to mało, lecz dla mnie tak wiele
być chociaż w sieci Twym Przyjacielem.
Bo nawet nie wiesz, jak wiele dobrego
robisz codziennie tu dla każdego!"

środa, 7 października 2015

Siedem pytań do pisarza. Joanna Sykat

Joanna Sykat jest autorką takich książek, jak: "Wszystko dla ciebie", "Jesteś tylko mój", czy "Tylko przy mnie bądź". Dzisiaj premierę ma jej najnowsza propozycja literacka-"Jutro zaświeci słońce", której egzemplarz będzie do wygrania w poniższym konkursie. Jak sama mówi, nie lubi skupiać się na sprawach mało ważnych. Jest mamą, pisarką, żoną. Kolejność zależy od pory dnia. Historie gonią ją wszędzie i domagają się pierwszeństwa.




SIEDEM PYTAŃ DO PISARZA:
1. Zabawa zaczyna się dzisiaj, 7 października i potrwa do 14 października, do godziny 23:00. 
2. Jeżeli chcecie wziąć udział w konkursie, pod tym postem powinniście zadać niebanalne pytanie autorce książki, zostawiając również adres e-mail, bym mogła się z Wami skontaktować w przypadku wygranej. 
3. Należy dodać mój blog do obserwowanych, polubić profil bloga na FB: https://www.facebook.com/pisaninkaasymaka, udostępnić ten konkursowy post. 
4. Nagrodę w postaci egzemplarza książki ufundowało wydawnictwo Czwarta Strona i autorka. Organizatorem konkursu jestem ja, prowadząca blog Pisaninka. 
5. Ogłoszenie wyników nastąpi w chwili, gdy autorka wybierze SIEDEM pytań i odpowie na nie, a ja opublikuję post w formie wywiadu na blogu. 
6. Wygra osoba, która zada najbardziej interesujące pytanie. 
7. Zapraszam też do polubienia FP autorki: https://www.facebook.com/JoannaSykat?fref=ts

Tutaj recenzje książek Joanny Sykat, które miałam przyjemność czytać: 


To już miesiąc...

Dziś mija miesiąc od premiery mojej debiutanckiej powieści. Dziękuję Wam, że byliście ze mną w tym szczególnym dniu. Nadal chętnie kupujecie "Życie z drugiej ręki", piszecie mi o wrażeniach, jakie wywarła na Was lektura, dopytujecie o kolejne książki. Za to wszystko serdecznie Wam dziękuję. Także tym, którzy odwrócili się ode mnie, bo to była dobra lekcja, z której wyciągnęłam wnioski na przyszłość. Pracuję nad trzecią powieścią, marzę o wydaniu drugiej i nie poddaję się, bo warto spełniać marzenia i wierzyć w siebie, choćby nie wiem co.


wtorek, 6 października 2015

Dzień z książką. Joanna Sykat "Jutro zaświeci słońce" Fragment piąty, ostatni.

Dzień z książką.
Joanna Sykat "Jutro zaświeci słońce"
Fragment piąty, ostatni.
"Kocham cię, Anisiu. Ciebie najbardziej", powiedziała babcia podczas swojej ostatniej, w pełni świadomej Wigilii. Słowem i ramionami przytuliła mocno do siebie. Zdążyłam dorosnąć do takich słów, odesłać je w drugą stronę: "Ja ciebie, babciu, też". To trudne powiedzieć komuś: "Kocham cię". Trudne-wziąć za rękę osobę, która przebywa z nami na co dzień. Zachłyśnięte sobą zakochanie jest zawsze odważniejsze. Brawurowe. Dlaczego? Bo nowe, nieznane... Wciąż wypowiada słowa, o których znaczeniu nie ma pojęcia. Wciąż wyciąga się po tę drugą rękę. Potem, w małżeństwie, jest to często niewykonalne. Ma pani męża? Aha. Czyli teoria o zakochaniu jest pani bliższa. Ja byłam z kimś, więc jestem świadoma tego, w co przeradza się zakochanie. Znam też czas, w którym przytulenie się do drugiej osoby wydaje się zbędne. Kiedy za rękę się już nie chodzi, bo może to wyglądać idiotycznie. Kiedy słowa "kocham cię" stają się śmieszne. Niepotrzebne. Nie wiem, nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy to inny rodzaj miłości, czy w ogóle nie miłość.
W każdym razie ze strony babci słyszałam to, czego zawsze skąpiła mi matka."



Dzień z książką. Joanna Sykat "Jutro zaświeci słońce" Fragment czwarty.

Dzień z książką.
Joanna Sykat "Jutro zaświeci słońce"
Fragment czwarty.
"Matka... Odkąd nie ma babci, naszego łącznika i rozjemcy, nie spotykamy się już zbyt często. Nie próbujemy rozmawiać. Kłócimy się rzadko, bo tak naprawdę to nie ma się już o co kłócić. W każdym razie gdy ksiądz wygłaszał ostatnie słowa nad trumną, ja myślałam o drabinie pokoleniowej, w której bezpowrotnie straciłam swoje miejsce. Swój szczebelek. Matka zajęła miejsce babci, ja wdrapałam się na miejsceopuszczone przez nią. Emilka zachowała najniższy stopień, którego nigdy nie ustąpi swojemu dziecku. I tak w kółko, choć już nie w naszej rodzinie. Drabina, która ma tylko trzy czy cztery szczeble, tak naprawdę nigdy się nie kończy. Żongluje tylko ludźmi. Ale zawsze w jednym, wertykalnym kierunku.
Tamtego dnia matka na pewno nie myślała o tej drabinie. Patrzyła na mnie, ściągając brwi. Omijałam jej wzrok, szarpiący na mnie ubranie. Znów nie założyłam odpowiednich ciuchów. Znów nie byłam wystarczająco elegancka. Znów musiała się za mnie wstydzić."





Dzień z książką. Joanna Sykat "Jutro zaświeci słońce" Fragment trzeci.

Dzień z książką.
Joanna Sykat "Jutro zaświeci słońce"
Fragment trzeci.
"Babciu!", złapałam za rękę, która była jeszcze ciepła. Kroplówka i maska tlenowa pompowały w ciało minuty, godziny i może następne dni. Mała skrzynka na stoliku obok łóżka pikała parametrami, wykreślała je krzywymi na monitorze. Życie babci widziałam tylko w tych wzorkach. Migające serduszko niewiele miało wspólnego z tym, które kończyło bieg w klatce piersiowej. "Babciu..." 
Obiecałam sobie nie płakać, a wyłam na całego. I umierałam co najmniej kilka razy, gdy przetworzone na wykres serce próbowało odpoczywać. Babcia spała. A najpewniej trwała zawieszona już pomiędzy... Ciało zaopatrzone w płyny i tlen było spokojne. "Babciu", ściskałam jej rękę, a wycierane mokrą chusteczką smarki rozmazywały mi się po policzkach.
"Córcia... Przepraszam cię..." Podniosłam głowę z zabezpieczających łóżko szczebelków. Nie wydawało mi się. Babcia wróciła jeszcze na chwilę. Przeprosiła mnie. Nie wiedziałam, za co. Nazwała córką. Ciągle nie wiedziałam, dlaczego."


Dzień z książką. Joanna Sykat "Jutro zaświeci słońce" Fragment drugi.

Dzień z książką.
Joanna Sykat "Jutro zaświeci słońce"
Fragment drugi.
"Są rzeczy tak osobiste, że nie mówi się ich nikomu. Nawet przyjaciółce, mężowi czy matce. O, już zwłaszcza tej ostatniej. 
Cieszę się, że pani protestuje. To faktycznie straszne, kiedy nie można porozmawiać zupełnie szczerze z kimkolwiek. Myślę jednak, że to nie tyle konstrukcja psychiczna, co jednak ociosanie przez życie. Kiedyś byłam zupełnie innym człowiekiem. Bardziej otwartym, ufnym. Teraz to wszystko jest takie trudne. Tak bardzo trudne. Cieszę się, że pani matka jest cudowną kobietą. Że właściwie nawet przyjaciółką. To takie budujące, mieć do kogo iść z każdą radością i problemem. A co pani ma spieprzone w życiu? Za taką matkę trzeba przecież zapłacić. Czym pani płaci? Czy srebrnik zdrady męża to pani udział? Dlaczego pytam? Przecież to taka częsta waluta. No niech mi pani spojrzy w oczy i powie, że wszystko się pani układa na medal. Złoty, srebrny czy brązowy? A może tylko pozłacany?
Wiem, mamy rozmawiać o mnie. Ale rozmowa zakłada wzajemność."


Dzień z książką. Joanna Sykat "Jutro zaświeci słońce" Fragment pierwszy.

Dzień z książką. 
Joanna Sykat "Jutro zaświeci słońce" 
Fragment pierwszy. 

"Proszę to wyłączyć. Nie szkodzi, że pani nie zapamięta wszystkiego. W głowie zawsze zostaje to, co istotne. Reszta-jeśli się nie utrzyma-to znaczy, że po prostu jest zbędna. Nijaka. Zresztą grzeczne pisanie od dużej litery do kropki jest nudne. Szkolne. Schematyczne, a ja po prostu mam dość schematów. Zrozumiałam to teraz, niedawno. Prawie na stare lata.
Wracając do tych ważnych rzeczy. Kiedy jeszcze pisałam, a właściwie próbowałam pisać, wystarczył mały wycinek świata, by historia sama snuła się w głowie. Jeśli nie snuła się od razu, odkładała obraz na półkę mózgu, żeby odleżał, poczekał na swój czas. A potem wystarczyło jakieś "klik" i motyw sam wskakiwał w litery. Dlatego przestałam zapisywać spostrzeżenia, ludzkie zachowania i historie. Kartki-najczęściej gubiłam. Mózg był niezawodny. Pozornie przykurzał obrazy niepamięcią, by potem, w odpowiedniej chwili, podsunąć je wspomnieniom. Ich kolory i faktura nawet po latach były tak samo wyraźne i istotne jak na początku."




poniedziałek, 5 października 2015

Skazani na ból Agnieszka Lingas-Łoniewska premiera: 24.10

Skazani na ból recenzja






Agnieszka Lingas-Łoniewska jest autorką kilkunastu powieści, między innymi trylogii o braciach Borowskich zatytułowanej „Zakręty losu”, sagi chorwackiej o siostrach Skotnickich-„Szukaj mnie wśród lawendy” czy trzytomowego cyklu „Łatwopalni”. Stworzyła także komedię romantyczną-„W szpilkach od Manolo”, kryminał „Szósty” i wiele innych równie ciekawych i emocjonujących historii. W jej książkach przeważają wielkie uczucia, jej powieści chwytają za serce i wzruszają. Bohaterowie stworzeni przez pisarkę odznaczają się żywiołowością, charyzmą, ale też bywają zagubieni. Często skazani są na porażkę. W najnowszej publikacji zostali „Skazani na ból”.



Dzięki tej powieści poznajemy wchodzącą w dorosłość Amelię i nieco od niej starszego-dwudziestoletniego Aleksa. Mężczyzna pracuje przy produkcji syropów, młoda kobieta jeszcze się uczy, przygotowuje do matury. Dzieli ich wszystko, połączy jednak prawdziwa miłość. Pochodzą z dwóch skrajnie różnych światów. Pozornie nie może im się udać. Są bez szans, z góry skazani na cierpienie. Jeżeli nawet zdecydują się zawalczyć o swój związek, nic nie da im pewności, że będą razem szczęśliwi. On uważa, że Polska jest tylko dla Polaków, wyznaje zasady, których nie rozumie Amelia. Nienawidzi takich, jak ona. 

To współczesna, osadzona w dzisiejszym świecie, przepiękna opowieść o niezwykłym i niecodziennym uczuciu. Pisarka stara się pokazać nam, jak trudno jest postępować wbrew schematom. Należy wykazać się ogromną odwagą, by na przekór uprzedzeniom walczyć o to, co jest przecież w życiu najważniejsze. O miłość. Tylko ona może znieść wszystko. Cierpliwa jest i wyrozumiała. Taka jest właśnie miłość, jaka połączy Amelię i Aleksa. Prawdziwa do bólu.

„Bo co to w ogóle jest szczęście? Żyłem w zgodzie ze sobą, to chyba najważniejsze, aby móc spojrzeć w swoje odbicie w lustrze bez nienawiści czy pogardy. Ja patrzyłem zawsze z dumą i szacunkiem.”

Aleks ratuje Amelię z nie lada opresji. Dzięki niemu dziewczyna wychodzi cało z mało przyjaznego spotkania z osiedlowymi łobuzami. Właśnie wraca do domu, gdy na nią napadają. Nie spodziewa się z niczyjej strony ataku, choć zdaje sobie sprawę z tego, że to niebezpieczna okolica. 

Agnieszka Lingas-Łoniewska po raz kolejny opowiada nam historię pięknej, aczkolwiek trudnej miłości. Miłości wymagającej kompromisów, zrozumienia i zaufania. Czy ta nietuzinkowa para ma jakiekolwiek szanse na wspólną szczęśliwą przyszłość?

Autorka pokazuje nam za sprawą najnowszej powieści temat jakże aktualny, dotykający problematyki subkultur szeroko rozwiniętych w naszym kraju, o czym być może nie mieliśmy wielkiego pojęcia. Uświadamia też matkom, jak również samej sobie, że nasze dzieci dorastają. Być może popełnią wiele błędów, od których nie uda nam się ich uchronić, ale też nie zatrzymamy czasu i nie przeżyjemy za nie życia. Czasem się sparzą, będą cierpieć, innym razem pełni nadziei spojrzą w swoją przyszłość i z wielkim zapałem będą realizować swoje pasje, spełniać marzenia. Nie mamy prawa podcinać im skrzydeł, przekreślać ich pragnień. Nie powinniśmy również zbyt daleko ingerować w ich życie.

Pisarka przypomina nam, że i my kiedyś byliśmy po raz pierwszy zakochani. Pamiętacie tę ekscytację, siłę, dzięki której chciało Wam się żyć? Wiarę, dzięki której potrafilibyście przenosić nawet góry? Pierwsze, głębokie uczucie może zakończyć się szczęśliwie, albo przynieść wielkie cierpienie. I o tym jest ta historia, której nie możecie przeoczyć, bo obok niej po prostu nie można przejść obojętnie. Napisana jak zawsze u Lingas-Łoniewskiej w sposób niebanalny i intrygujący, wciąga nas i ciekawi, daje do myślenia. Polecam zdecydowanie. 

Premiera: 24.10 

Pisaninka patronuje powieści medialnie. 

czwartek, 1 października 2015

Konkursy, konkursy...

Zachęcam do głosowania na książki jesienne. Zazwyczaj biorę udział jako czytelnik, tym razem i moja powieść "Życie z drugiej ręki" uczestniczy w tej zabawie. Wszystkich, którzy czytali i którym się podobała moja książka, proszę o głos w kategorii obyczajówek, jak też o udostępnienie postu. Z góry dziękuję Emotikon smile 
Pierwszy etap kończy się 8 października. 


http://www.ksiazkanajesien.pl/





Kochani. Biorę udział w konkursie na Literacki blog roku. Z całego serca proszę czytelników mojej Pisaninki o głos, ponieważ to namacalny dowód na to, że moje pisanie ma dla Was znaczenie. W konkursie na Książkę na jesień nie mam zbyt wielkich szans, bo niewiele osób czytało "Życie z drugiej ręki", a namawiać tych, którzy nie czytali nie zamierzam, bo to nie byłoby w porządku. Proszę o oddanie głosu pod tym linkiem i z góry dziękuję za zaufanie, jakim mnie obdarzacie. Wszak robię to wszystko także dla Was:

http://www.literackiblogroku.pl/?content=vote&idb=3