czwartek, 31 października 2013

Przepraszam, czy tu straszy? Marcin Przewoźniak


Na dzisiejszy dyniowy wieczór wybrałam do recenzji książkę niezwykłą, wręcz idealną! "Przepraszam, czy tu straszy?" to zabawna opowieść o dwóch rodzinach: Zaświatowskich i Poświatowskich, które zmuszone są zamieszkać w jednym domu! Ci pierwsi są w owym domostwie od dwustu już lat, drudzy natomiast dopiero się wprowadzają, nie wiedząc o tym, że biały dworek jest NAWIEDZONY!!!

Marcin Przewoźniak jest poetą, bajkopisarzem, dziennikarzem, pedagogiem i dodatkowo niespokojnym duchem. Od wielu, wielu lat jego wiersze pojawiają się w szkolnych podręcznikach, książki zaś na półkach księgarskich dostępne są od 9 już lat. Jest autorem między innymi "Poradnika małego skauta"  i pierwszej polskiej "Wielkiej encyklopedii krasnoludków".

Wstęp do powieści, o której chcę napisać zaczyna się od słów:

"Niedaleko za miastem, tam, gdzie ulica zmienia się w szosę, a za supermarketem zaczyna się gęsty las, stał biały dworek z brązowym dachem."*

W tym okazałym budynku mieszkała sobie najspokojniej w świecie, odstraszając na wszelkie możliwe sposoby intruzów rodzina Zaświatowskich, w skład której wchodzą następujące osoby: hrabia Zaświatowski, jego żona Oktavia i dwoje przeuroczych dzieci: Viorika i Xawery. Towarzyszem tej ciekawej czwórki jest mysz Luna, równie wiekowa, jak cała reszta. Zawsze udawało się im skutecznie przegonić nieproszonych gości, jednak tym razem trafili na godnego siebie przeciwnika! Pan Poświatowski nie da sobie w kaszę dmuchać, szczególnie, że wiecznie rozmawia przez dwa telefony jednocześnie, w dodatku będąc również w kontakcie ze swoim szefem, za pomocą tabletu. Do jego rodziny należą: żona Anna, syn Oskar i córka Julia, mają też zwierzątko, kota Myszona. To interesująca rodzinka, zadziwiająca, rzekłabym nawet, skoro nie mają czasu obejrzeć swojego przyszłego domu, remont i umeblowanie przeprowadzają zdalnie, nie zaglądając nawet do tego miejsca. Jak zakończy się ta opowieść? Która z rodzin zostanie pokonana, która zrezygnuje z tej siedziby?

To zabawna, mądra książeczka, doskonała dla młodego czytelnika, bez względu na płeć! Spędziłam z nią bardzo miłe chwile, rozśmieszyła mnie i zainteresowała. Moje dzieci z zapartych tchem i rumieńcami na twarzy słuchały tej opowieści, ciekawe, co będzie dalej? Jest tu też dreszczyk emocji, ale niegroźny, przystosowany do wieku dzieci. Rysunki niebywale pobudzają wyobraźnię, są równie zabawne, jak treść tej książki. Polecam, trzyma w napięciu, jest emocjonująca, fascynująca, po prostu rewelacyjna!
I tak, jak napisane jest na okładce:  NIE BÓJ SIĘ CZYTANIA!

"Przepraszam, czy tu straszy?" Marcin Przewoźniak, Wydawnictwo Papilon, 2013

Na koniec zdjęcie sprzed dwóch lat, nasze upiorne słodkości :)




środa, 30 października 2013

"Mój Adam" Ewa Nowak.

Przeczytałam już kilka książek Ewy Nowak, przeprowadziłam też wywiad z pisarką, jestem pod wielkim urokiem jej powieści dla młodzieży. Kiedy ja byłam nastolatką nie istniały tego typu lektury, nie dane było mi w okresie buntu i złości na wszystko i wszystkich, poznać takich historii, dowiedzieć się, że nie ja jedna jestem sfrustrowana, nerwowa, niecierpliwa. W tym wieku byle błahostka urasta do rangi tragedii, wystarczy impuls, chwila, jedna niefortunna uwaga, śmiech lub wzgarda rówieśników, by stało się coś ostatecznego, czego nie można odwrócić, naprawić. Tym bardziej z radością polecam takie książki, bo wiem, że są potrzebne, że wiele młodych ludzi dzięki nim może zrozumieć coś, co wcześniej zdawało się trudne, nie do wytłumaczenia, niejasne. Nie potrafią się dogadać z rówieśnikami, z rodzicami, z chłopakiem czy dziewczyną, czują się samotni, odrzuceni, inni, mniej wartościowi...

"Mój Adam" to zbiór opowiadań, spotykamy tu znane nam już z serii miętowej postaci. Każdy z bohaterów jest inny, inaczej myśli, inne wartości uznaje, ale wszyscy dają nam do myślenia, powodują chwilę zadumy, zmuszają do refleksji, odczuwamy żal, litość, współczujemy im. Jedni są sympatyczni, inni wulgarni, nie z każdym znaleźlibyśmy wspólny język, nie każdego rozumiemy i szanujemy, ale czy musimy ich oceniać? Czy my w młodości nie popełnialiśmy podobnych błędów? Czy byliśmy mądrzy przed szkodą, idealni, poukładani? Czy młody człowiek nie ma prawa sam uczyć się, pojmować świat, stawać się silnym i wartościowym poprzez doświadczanie emocji, uczuć, nie zawsze pozytywnych, dobrych, często trudnych, dramatycznych, to wszystko składa się na to, jaką stanie się osobą, czy będzie zważał na innych, tolerował, szanował, kochał?

Najbardziej poruszyła mnie historia młodej dziewczyny, w opowiadaniu zatytułowanym "Kogoś trzeba poświęcić". Cieszy mnie, że dostrzega ona prawdę, widzi, jak wyglądają relacje między jej mężem a starszym synkiem, że nie zamiata tego pod dywan. Sporo czasu zajmuje jej zrozumienie tego, co się dzieje, bo jak ktoś czuły, troskliwy, kochający i opiekuńczy może nagle zamienić się w potwora? Jak??? I ja nie jestem w stanie tego pojąć, zresztą jestem szczególnie wyczulona na jakiekolwiek anormalne sytuacje związane z dziećmi, bo one nie potrafią się obronić, poradzić sobie z napaścią psychiczną, szczególnie ze strony kogoś, kto powinien być im najbliższy, kto podobno kocha... 

Autorka porusza tu wiele problemów dotyczących młodzieży. Możemy przeczytać o pierwszej miłości, fascynacji, naiwności, nie tylko ze strony dziewcząt, czasem to chłopcy stają się ofiarami perfidnych zagrań młodych kobiet. Czytałam zszokowana, dowiadując się, co myślą i czują współczesne nastolatki, włosy jeżyły mi się na głowie, ale wiem, że to wszystko odzwierciedla naszą polską rzeczywistość. Są dzieci pozbawione skrupułów, rozpuszczone totalnie, przez rodziców, którzy chcą zabić drogimi gadżetami własne wyrzuty sumienia, są i takie, które zahukane siedzą w kąciku i nie potrafią wyjść ze swojej skorupy, szukać pomocy. Ile jest młodych osób, które chodzą głodne, zaniedbane, których nikt nie przytula, nie mówi, że kocha, o które nikt nie dba, nie troszczy się?

Jak szybko nastolatek się zakochuje, jak wiele błędów popełnia, jak nie potrafi zakończyć niezdrowej relacji, w jaką się uwikłał? Wcześniej nigdy by nie pomyślał, że stanie się TAKI! A jednak... jednak dziewczyna pozwala sobie na "coś więcej" niż przyjaźń, choć wie, że chłopak jest zajęty, choć zna jego ukochaną, lubi ją, daje się wplątać w coś takiego!
Często wydaje nam się, że wiemy wszystko, że pozjadaliśmy wszystkie rozumy, że ten człowiek naprawdę nas kocha, na zawsze, na zabój, do końca życia. Czy w tym wieku to możliwe? Czy będziemy żyli długo i szczęśliwie?

Chciałabym przeczytać wszystkie powieści z serii miętowej, bo wielu bohaterek opowiadań nie znam, zaintrygowały i zaciekawiły mnie jednak ich historie. Trudno było mi się z nimi rozstać, a krótka forma nie usatysfakcjonowała mnie, choć przecież nie mam nic przeciwko niej. Pisarka jak zawsze przystępnie i z sensem oprowadzała nas po świecie nastoletnich bohaterów, ale i tych nieco starszych. Wartościowa, mądra książka, którą naprawdę warto przeczytać. Polecam!

"Mój Adam" Ewa Nowak EGMONT 2013

Wywiad z Agnieszką Turzyniecką i konkurs, do wygrania "Inspektor Kres".



„Nosiłam w sobie chęć pisania tak długo, że w końcu musiała wybuchnąć.”
Agnieszka Turzyniecka wywiad



Agnieszka Turzyniecka zadebiutowała 8 października 2013 roku powieścią kryminalno-obyczajową zatytułowaną „Inspektor Kres i zaginiona”. Publikować swoje teksty zaczęła już w latach dziewięćdziesiątych na łamach gazet lokalnych, obecnie pisze dla prasy ogólnopolskiej. Uwielbia psy, z wielkim zaangażowaniem oddaje się prowadzeniu bloga: http://gryzipiorek.blogspot.com/.


Standardowo zapytam o początek? Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?

To zaczęło się dużo wcześniej, niż faktycznie zaczęłam pisać. Nosiłam tę w myśl bardzo długo w sobie, początkowo nieświadomie. Musiałam dojrzeć do pisania. Oczywiście jeszcze w podstawówce coś tam sobie pisałam, ale na poważnie zaczęłam dopiero, gdy dobiegałam trzydziestki. Nosiłam w sobie chęć pisania tak długo, że w końcu musiała wybuchnąć.

Kiedy zaczęłaś tworzyć postać Kresa? Czy był to impuls, a może opierałaś się na kimś rzeczywistym? Moim zdaniem inspektor jest genialny!

Miło mi, że tak sądzisz. Inspektor Kres powstał zupełnie spontanicznie, jednak nie wzorowałam go na nikim mi znanym. Zależało mi, żeby to był zwykły facet, z którym można się utożsamić.


Agnieszko, piszesz we wstępie do powieści: „Przebyłam długą drogę…”, czy możesz wyjaśnić nam, dlaczego? Czy w Tobie była niepewność, czy spotkałaś się raczej z niezrozumieniem wśród wydawców?

Raczej to drugie, a w miarę dostawania nowych odmów od wydawców, rosła też moja niepewność. Od napisania książki do jej wydania minęły trzy lata. Po drodze był e-book, była umowa z agencją literacką, były nadzieje gorące i płonne. Udało się, jak się już właściwie poddałam. Tym bardziej się cieszę. Nie wiem, czy trzy lata to długo dla debiutanta, nie mam porównania. Ale z drugiej strony, są tacy, którzy szukają jeszcze dłużej, więc chyba mogę się uznać za szczęściarę...


Prowadzisz blog, może kilka słów na ten temat? Skąd wziął się pomysł? Czy sprawia Ci to radość?

Bloga założyłam dwa lata temu z innymi autorami. Początkowo mieliśmy duży zapał, ale niestety, jak to często bywa, z czasem ubyło nam energii. Dzisiaj prowadzę "Gryzipiórka" sama, choć czasem publikuję też gościnne wpisy. Ten blog miał być w zamyśle miejscem otwartym dla wszystkich i właściwie tak jest do tej pory. Lubię blogować, ale wiem, że brakuje mi systematyczności. Wciąż szukam pomysłu na mega-bloga. Takiego, że ludzie powiedzą: WOW! Ale to bardzo trudne. W tej tematyce może nawet niemożliwe?


Czy powstanie kontynuacja powieści? Szczerze mówiąc, byłabym zawiedziona, gdybym nie mogła na kartach książki spotkać ponownie Kresa, jego żony i współpracowników.

Tak, piszę już kontynuację, ale najpierw chcę wydać moją drugą książkę, która tym razem nie ma nic wspólnego z kryminałem. Jest to powieść obyczajowa.

Zdradzisz czytelnikom coś więcej, mam na myśli powieść obyczajową?

To historia młodej kobiety, która podczas pobytu w obcym kraju, trafia do szpitala psychiatrycznego. To będzie mocna książka, może nawet kontrowersyjna. Więcej nie zdradzę.

Czy Ty lubisz swojego bohatera, inspektora Kresa? Przywiązałaś się do niego, a może Cię irytuje?

Lubię go. Już po wydaniu książki zdałam sobie nagle sprawę, że Kres jest momentami taki, jak bym chciała, żeby był mężczyzna. Choć on nie jest ideałem. Ale może właśnie dlatego...? Irytuje mnie natomiast jego żona, ale jednocześnie sprawia, że muszę się śmiać, kiedy wkładam jej w usta kolejne tyrady skierowane przeciw Kresowi. (śmiech)


Ta książka nie jest tylko i wyłącznie o zaginionej Basi. Poruszyłaś tu wiele ciekawych wątków, czy od początku ta powieść miała tak właśnie wyglądać?

Pisałam tę książkę bardzo spontanicznie, czytaj: bez planu. Z jednej strony to plus, z drugiej minus. Momentami ciężko było zapanować nad postaciami, które zaczynały żyć swoim życiem. Nie chciałam, żeby cała historia skupiła się tylko na zaginionej Basi. Chciałam, żeby opowieść była żywa, intensywna. Dlatego jest tam tyle wątków, tyle zwrotów akcji.

Krwawe opisy, wcielanie się w rolę mordercy, myślenie jak on, czy trudno było to wszystko ubrać w słowa?

(Śmiech) Ciągle mnie ktoś pyta o te krwawe opisy. Ktoś mi nawet powiedział, że to niemożliwe, żeby taka młoda dziewczyna wymyśliła taki makabryczny scenariusz - jeśli czytałaś, to wiesz, czego ta aluzja się tyczy. A mnie po prostu bawiło wcielenie się w kogoś tak skrajnie innego niż ja. Fascynuje mnie pytanie: "Co myśli psychopata?" "Jakie mechanizmy zachodzą w jego głowie?" Niestety wychowałam się na "Detektywie" i już od najmłodszych lat zaznajamiałam się z kryminalnymi historiami. Napisanie tej książki było chyba tego naturalnym następstwem.


Jaka prywatnie jest Agnieszka Turzyniecka? Czym się interesuje, co ją bawi, czego nie znosi?

To najtrudniejsze pytanie... Nie umiem gadać sama o sobie (śmiech). Interesuję się językami obcymi, nieustannie się kształcę w tym kierunku. Co mnie bawi? Mój pies. Czego nie znoszę? Chamstwa i głupoty. One często idą w parze. Jestem introwertyczką, która kocha swoją samotność i jednocześnie jej nienawidzi. Czyli typowa baba - sama nie wie, czego chce (śmiech).

Języki obce… iloma władasz?

Ach, nie bawmy się w liczby. Mam za sobą długi pobyt w krajach niemieckojęzycznych  i francuskojęzycznych. Angielski też nie jest mi obcy. Marzę, by nauczyć się mandaryńskiego. A potem pojechać do Chin i rozmawiać z ludźmi w ich języku. Lubię takie wyzwania, lubię się uczyć. Nauka gramatyki języka obcego jawi mi się jak łamigówka, jak trudna krzyżówka, którą chcesz koniecznie rozwiązać w całości.



Ulubiona pora roku?

Mój czas to wiosna. Urodziłam się w kwietniu i w tym okresie co roku czuję, jakbym się na nowo rodziła.

A o czym marzysz?

Chyba nie będę oryginalna. Nieśmiało marzę, by móc się w życiu zająć tylko pisaniem książek. To by był mój prywatny luksus. Marzę też, by mieć domek z ogrodem, po którym będą biegać co najmniej trzy psy. I jeszcze kot. Idylla. Marzę, bym któregoś dnia zrozumiała, że to co mam, wystarczy. Sądzę, że wtedy przyjdzie też szczęście.


I tego Ci oczywiście życzę. Dziękuję za rozmowę.


Dziękuję.


Konkurs
Do wygrania debiutancka powieść autorki,  moja recenzja tutaj: http://asymaka.blogspot.com/2013/10/inspektor-kres-i-zaginiona-agnieszka.html. Jeżeli chcecie wygrać egzemplarz książki wystarczy odpowiedzieć na jedno pytanie: W jakim miejscu lubisz czytać książki? Może być choćby na Marsie ;) 
Nie zapomnijcie o adresie e-mail, bez tego zgłoszenie nie zostanie zakwalifikowane! Konkurs zaczyna się dzisiaj, 30 listopada, potrwa do 6 listopada, do godziny 24:00. Pozdrawiam, życzę powodzenia i trzymam za Was kciuki. Do rozdania mamy więcej niż jeden egzemplarz, więc szanse wzrastają! Sponsorem zabawy jest Agnieszka Turzyniecka, dziękuję :)


Wyniki, czyli kto wygrywa "Obrońcę nocy" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej?

Bardzo dziękuję Wam za Wasze wspomnienia, niektóre zabawne, inne pełne romantycznych uniesień... Rewelacyjnie się to wszystko czytało. Niestety muszę wybrać tylko jedną osobę, przyznaję, że łatwe to nie jest, ale mam tylko jeden egzemplarz książki.

Wygrywa ta odpowiedź, ponieważ pokazuje nam dwie strony medalu. Z jednej uczennicy, z drugiej nauczycielki, bo dzisiaj Magda nie siedzi w ławce, sama uczy! Swoją drogą, chciałabym kiedyś zobaczyć, jak prowadzi lekcje. Kilka osób, z którymi chodziłam do szkoły średniej, czy podstawowej teraz uczy w szkole.

Kiedyś szkoła była inna...........aktualnie pracuję w oświacie i widzę, jak wiele się zmieniło, i nie mówię o zmianach w programach, metodach nauczania. Mówię o podejściu do nauczycieli uczniów. Teraz z perspektywy czasu śmiało mogę stwierdzić, że dane mi było się uczyć w "fajniejszej" szkole. Raczej nikt nie ściągał, nie uciekał z lekcji, klasa była jedną rodziną wraz z wychowawcą. Nikt z nas nie miał telefonów komórkowych ani internetu, a zawsze nieobecny miał uzupełnione lekcje. Mieliśmy czas, aby się spotkać po lekcjach. Chciałabym cofnąć się chociaż na tydzień do "podstawówki", pobiegać po korytarzu i wrócić na lekcję rosyjskiego z Panią K, plastykę z Panem B, a szczególnie na fizykę u Pana S. A szkoła średnia? cudowne czasy, pierwsze biwaki, a w ostatniej klasie "18", a wszystko na poziomie. Najśmieszniejsze jest to, że tych najbardziej wymagających, "ostrych" nauczycieli wspominam ze szczególnym sentymentem. Wychowawczynię klas 1-3 za ocenę dostateczną z tabliczki mnożenia (nie wiedziałam ile jest 7 razy 9), plastyka (kl.4-6)- dla niego byliśmy serdeńkami, no i pana K. ze szkoły średniej- matematyka.Piękne czasy.......Pamiętasz Ania????

Pamiętam!!!  Jak mogłabym zapomnieć???

Magdalenie gratuluję, a pozostałym bardzo dziękuję za udział w konkursie. Tutaj http://asymaka.blogspot.com/2013/10/wywiad-z-joanna-opiat-bojarska-i.html konkurs, który kończy się dzisiaj o północy, a jeszcze dziś pojawi się możliwość wygrania powieści kryminalnej Agnieszki Turzynieckiej. Zapraszam :))))

Ps. Muszę wypowiedzieć się na temat pewnego Anonima, po pierwsze proszę o podpisywanie się, a po drugie nie zależy to ode mnie. Chodzi o wywiad z Magdaleną Witkiewicz, jeżeli macie ochotę przeczytać, na moim blogu są dwa, tutaj przy okazji premiery Szkoły żon: http://asymaka.blogspot.com/2013/04/wywiad-i-konkurs-magdalena-witkiewicz.html, a tutaj przy okazji premiery książki dla dzieci - "Lilka i spółka" http://asymaka.blogspot.com/2013/08/wywiad-z-magdalena-witkiewicz-przy.html.

Wywiad przy okazji Zamku z piasku na pewno kiedyś się pojawi, przykro mi, że tak wyszło, ale nie jest to zależne ode mnie. Pisarka ma masę innych obowiązków, były też Targi Książki i niestety nie udało jej się odpowiedzieć jeszcze na zadane przeze mnie i przez Was pytania.

wtorek, 29 października 2013

Dwie papugi. Książka dla dzieci.

Dwie papugi to kolejna z książeczek kartonikowych, które bardzo zaciekawiły moją trzyletnią Zuzię. Oczywiście nadal jej ukochanym bohaterem pozostaje Kubuś Puchatek i to o nim historyjek słucha najchętniej, ale te krótkie, świetnie napisane opowiadania tez przykuły jej uwagę i zawładnęły jej sercem. Jak zapowiada tytuł to przygody dwóch papużek, rozdzielonych przez silny wiatr. Jedna trafiła do wioski wygnańców na północy, nazwano ją Przekłute Serce, druga zniesiona przez podmuch wiatru znalazła się w pobliżu osady pustelników, na południu. Ta otrzymała imię Kwiat w Kształcie Serca. Czy dane będzie im jeszcze kiedykolwiek się spotkać? Czy jedna pozna drugą? Jak bardzo będą się różnić, skoro każda z nich wyrośnie w innym środowisku, czego innego się nauczy, co innego będzie uważała za ważne?

Książeczka wbrew pozorom porusza istotne problemy, mówi o tym, jak duży wpływ na nas, nasz charakter i nasze zachowanie, nasze myślenie mają ci, wśród których dorastamy, którzy nas wychowują, uczą, kształcą. Czy więzy krwi są więcej warte niż wychowanie, czy można kochać kogoś, kogo nie widziało się tyle lat? Czy można się zmienić?

"-Jeśli zawiniesz zepsutą rybę w liście pachnącej trawy, nawet trawa przejmie cuchnący zapach. Z drugiej strony, jeśli drzewo sandałowe zawiniesz w liście, nawet liście będą nim pachniały."*

* cytat pochodzi z książki



Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich. Małgorzata Gutowska-Adamczyk


 Wędrówka po dziewiętnastowiecznym Paryżu.


To moja pierwsza podróż do literackiego świata Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk. Oczywiście słyszałam wiele dobrego o trylogii "Cukiernia pod Amorem", ale nie dane było mi jeszcze poznać tego cyklu. Zainteresowała mnie za to dużo bardziej wędrówka po Paryżu, szczególnie takim sprzed blisko 150 lat. Pomyślałam, że to może być naprawdę niezwykłe przeżycie! Byłam kilka lat temu w tym pięknym i jakże romantycznym mieście, zachwyciło mnie klimatem i cudowną atmosferą, dlatego z wielkim zainteresowaniem sięgnęłam po tytuł "Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich", szczególnie, że dotarła do mnie informacja, iż opublikowano już tom drugi.

Małgorzata Gutowska-Adamczyk zadebiutowała jak scenarzystka w zabawnym serialu zatytułowanym "Tata, a Marcin powiedział...". Ma na swoim koncie wiele tytułów, między innymi: "110 ulic", "Niebieskie nitki" czy "Wystarczy, że jesteś". Prowadzi blog: http://blogguci.blogspot.com/, który chętnie podczytuję od czasu do czasu, to za jego sprawą zainteresowałam się twórczością pisarki.

W tej historii mamy dwie niebanalne bohaterki: współczesną Ninę i żyjącą w dziewiętnastym wieku Różę. Pierwsza mieszka w Polsce, druga w Paryżu. Łączy je to, iż obie są z pochodzenia Polkami, z tym, że Rose najlepiej czuje się we Francji i to ten kraj uważa za swoją ojczyznę. Każda z nich ma zaborczą, toksyczną matkę, która kocha na swój sposób, ale też nie potrafi dać jedynemu dziecku wolności i niezależności, a o tym marzą nasze młode kobiety. Relacje między rodzicielką a córką, i w jednym, i w drugim przypadku są dalekie od ideału, zaburzone, właściwie nie ma szansy na porozumienie.
Róża Wolska ma problemy z mówieniem, choć wrażliwa, przyjaźnie nastawiona do świata, inteligentna i zainteresowana sztuką, nie ma prawa rozwinąć skrzydeł pod okiem Krystyny. Jedynym sposobem na to, by stała się malarką, jest opuszczenie rodzinnego gniazda. Z tym, że to wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Poczucie obowiązku i wyrzuty sumienia nie pozwalają naszej bohaterce cieszyć się miłością do ukochanego mężczyzny. Róża nieustannie szuka swojej drogi, w kontaktach nie tylko z płcią przeciwną, zdaje się być osobą silną i niezależną, zdeterminowaną, jednak według mnie jej siła wynika z tego, że wcześniej była słaba, potulna. Zgadzała się na wszystko, co wymyśliła jej matka, później Roger, bo pomagała mu w malowaniu, zamiast tworzyć samodzielne obrazy, wiecznie pod czyimś wpływem, w cieniu. Dopiero trudne przeżycia, choroba, huśtawka pomiędzy dobrobytem a ubóstwem uczą ją determinacji i poczucia własnej wartości, nie jest to jednak nauka szybka, trwa wiele, wiele lat.
To w przypadkowym portrecie francuskiego malarza, w którym odnajduje siebie dostrzega, że jest ładna, choć matka wiecznie wmawiała jej coś wręcz odwrotnego. Kim jest autor obrazu? Dlaczego zainteresował się właśnie nią? Co takiego dostrzegł  w tej małej, zahukanej dziewczynce? Od tego wszystko się zaczyna, ale co będzie dalej musicie dowiedzieć się sami.
Z kolei Nina, żyjąca już w wieku dwudziestym pierwszym, pozornie inna i mniej wyluzowana od Róży, stale jest pod kontrolą matki. Jak myślicie, 60 esemesów w ciągu jednego dnia od kobiety, która nas urodziła to mało czy dużo? Jesteście w stanie wyobrazić sobie, jakie jest życie tej wykształconej, mądrej kobiety? Czy ma szansę na miłość, jeżeli matka nie cofnie się przed niczym, by mieć ją tylko i wyłącznie dla siebie?

Nie tylko świetnie, bardzo prawdziwie i bez hamulców opisane relacje z matkami są atutem tej powieści, znajdziemy tu pełen obraz tego, jak wyglądało kiedyś miasto świateł. Jest i historia, i obyczaje, problemy ówczesnego świata Francuzów, to chyba najpiękniejsze, co znalazłam w tej książce. Pozostaję pod urokiem dziewiętnastowiecznego Paryża, stworzony przez pisarkę klimat i atmosfera są jak żywcem wyjęte z tamtych czasów, tak właśnie je sobie wyobrażałam, ba!, przerosły moje oczekiwania!

Powieść czyta się na bezdechu, kibicując zarówno Ninie, jak i Róży, trzymając za nie kciuki, oburzając się na zachowanie tak jednej, jak i drugiej matki. Cała gama uczuć i emocji czeka nas przy czytaniu, a jak się naprawdę wczujemy w klimat, okaże się, że to już koniec i absolutnie, koniecznie, musimy dowiedzieć się, zaraz, teraz, co dalej? Czy Róża wróci do Paryża, czy obraz, który ma zbadać Nina jest autentyczny? Czy dane im będzie szczęśliwe życie?

Świetnie napisana, wciągająca lektura. Uwodzi nas specyficzną, paryską, daleką od naszej polskiej, szarej rzeczywistości atmosferą, pełną przepychu, stylu, elegancji, mody, sztuki, trochę nierealną, jakbyśmy unosili się w powietrzu, ale jakże piękną! Książka zaskakuje, nie pozwala nam odpocząć, są tajemnice, problemy, trudne wybory.
To powieść magiczna, naprawdę polecam!

"Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich." Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 2012



poniedziałek, 28 października 2013

Genialna koza książka dla dzieci

Genialna koza to pierwsza z trzech książeczek kartonowych, o których chciałabym dzisiaj napisać. Trwałe strony na pewno nie zostaną zniszczone czy podarte przez małe rączki, a treść spodoba się zarówno trzylatkowi, jak i starszemu dziecku, wypróbowałam na swoich szkrabach! Zuzia zachwycona jest zarówno treścią, jak i kolorowymi ilustracjami. Tekstu nie jest ani za dużo, ani za mało, idealnie, jak dla malucha, który dopiero zaznajamia się ze światem literatury.
Moja trzylatka właśnie zobaczyła zdjęcie okładki i stwierdziła: "O, to jest moja książka!", ale to tak na marginesie. 

Genialna koza faktycznie okazuje się inteligentnym i rozsądnym zwierzęciem, które w obliczu zagrożenia zachowuje zimną krew i próbuje ratować swoją rodzinę. Bajka uczy, że dobro zwycięża, że trzeba wierzyć w zwycięstwo i nie poddawać się bez walki.
Biedny pasterz nie jest w stanie utrzymać stada kóz, decyduje się zatem na sprzedanie ich. Dwie z całej grupy na szczęście dla nich uciekają, kiedy właściciel prowadzi je do rzeźni, w ten sposób uda im się przeżyć. Tylko na jak długo? Wygląda na to, że tak, że nie zginą, ponieważ nie grozi im żadne niebezpieczeństwo, znajdują duże drzewo, z otworem w pniu, w którym się osiedlają. W nowym domu wkrótce pojawiają się kolejne kózki, potomstwo naszej pary. Sielanka trwa do czasu, aż pojawi się tygrys, groźny i głodny! Czy genialna koza wpadnie szybko na świetny pomysł, który ocali całą rodzinę? Czy to będzie koniec ich kłopotów, czy zaledwie ich początek?

Książeczkę czyta się szybko, dziecko może własnoręcznie przewracać poszczególne strony, ponieważ są z kartonu, niezwykle estetycznie wykonane i trwałe. Obrazki pobudzają wyobraźnię, a tekst skłania dziecko do zadawania pytań, do myślenia. Genialna koza to tytuł, który warto przeczytać.
O! Zuzia już zabrała książeczkę i samodzielnie próbuje opowiadać jej treść! Wygląda to zabawnie i naprawdę cieszy, jestem dumna, że moje najmłodsze dziecko już obcuje z literaturą!





niedziela, 27 października 2013

Recenzja gry planszowej: GRANNA LOCH NESS Walter Obert

Wszyscy w naszej rodzinie uwielbiamy gry planszowe, choć bardzo ubolewamy nad tym, że nie mamy zbyt wiele czasu, by w nie pograć. Siadamy wszyscy, by w ten sposób umilić sobie i dzieciom czas zazwyczaj w niedzielne, deszczowe i ponure popołudnia. Sprzyja ku temu okres jesienno-zimowy, a więc niebawem znowu zaczniemy wspólnie grać! Może nawet dzisiaj?

Chciałabym polecić wszystkim dzieciom i rodzicom kolejną grę planszową, która została stworzona przez Waltera Oberta, ilustracje i opracowanie graficzne należą do Piotra Sochy. Wyprodukowana została przez firmę Granna, znaną od wielu już lat i ceniona na rynku gier planszowych. Muszę przyznać, że świetne wykonanie gier zaskakuje mnie za każdym razem, są dopracowane, kolorowe, wyglądają pięknie i zachęcają do tego, by w nie grać.

Zawartość pudełka to 1 plansza, jedna dwunastościenna kostka, 32 kartoniki ze zdjęciami potwora Nessie, jeden woreczek, 12 figurek fotografów: 3 żółte, 3 czerwone, 2 niebieskie, 2 czarne i 2 zielone, jedna figurka potwora z Loch Ness, która składa się z trzech części: głowy, korpusu i ogona.

To gra planszowa przeznaczona dla dwóch, trzech, czterech lub pięciu osób, w wieku powyżej czterech lat.
Gra moim zdaniem jest doskonale wykonana, świetnie się prezentuje, jest ciekawa i niebanalna. Znajdujemy się w mrocznych, ponurych szkockich okolicach, na terenach jeziora Loch Ness, w którego głębinach żyje niesamowity potwór, zwany pieszczotliwie Nessie. Jeżeli wierzyć legendom, bo niestety bardzo trudno go wypatrzyć, a tym bardziej zrobić mu zdjęcie. Próbują go dostrzec tłumy turystów, badaczy, naukowców z różnych zakątków świata, fotografów, każdy z nadzieją, że to właśnie jemu uda się sfotografować tajemniczego stwora!


W naszej grze każdy z graczy staje się fotografem, jego zadaniem jest zrobienie najlepszego zdjęcia Nessie, musi czatować przy brzegu, znaleźć najdoskonalsze miejsce, do wykonania idealnej fotografii. Wśród niewyraźnych, poruszonych, prześwietlonych zdjęć znajdzie się czasem jakaś perełka – udane zdjęcie POTWORA Z LOCH NESS.
Ten, kto zrobi najwięcej dobrych zdjęć – wygrywa!


Z grą można miło spędzić czas,  wesoło się bawiąc i próbując wykonać najpiękniejsze zdjęcie, na którym widać wyraźnie jakiś fragment Nessie. Figurka potwora z Loch Ness w trzech kawałkach, jest naprawdę dobrze wykonana. Graliśmy już kilka razy w tę grę i za każdym razem odkrywaliśmy coś nowego, równie interesującego, ciekawego. Grę polecam i zachęcam do zapoznania się z nią!

A tutaj inne recenzje gier, które testowaliśmy:

Grzybobranie: http://asymaka.blogspot.com/2013/07/recenzja-gry-planszowej-dla-dzieci.html
Już czytam: http://asymaka.blogspot.com/2013/05/juz-czytam-moja-pierwsza-recenzja-gry.html

Już niedługo kolejna recenzja gry - tym razem Superfarmer! 


Chciałam jeszcze pochwalić się piękną czerwoną różyczką z klocków, wykonaną przez mojego synka Kamila. To jego własny pomysł!


piątek, 25 października 2013

Nowe przygody grzecznego psa Wojciech Cesarz, Katarzyna Terechowicz



Zabawna opowieść z perspektywy czworonoga.

Katarzyna Terechowicz to grafik, ale i autorka scenariuszy filmów dla młodych ludzi, współautorka powieści dla starszego czytelnika. Fascynuje ją ekologia, kocha psy i zapewne dlatego powstał tytuł "Pamiętnik grzecznego psa", a następnie jego kontynuacja - "Nowe przygody grzecznego psa".

Wojciech Cesarz jest dyrektorem kreatywnym i artystycznym w agencji reklamowej, oraz, podobnie jak Terechowicz -grafikiem i zwolennikiem ekologii. Wspólnie z Katarzyną Terechowicz napisał dla dorosłych- "Czego pragnie Maryla" i dla dzieci - "Pamiętnik grzecznego psa", podobnie było z kontynuacją. Współpraca tych dwóch osób okazała się nie lada sukcesem i świetnym pomysłem. Oby tak dalej!

Nie czytałam pierwszej części o przygodach czworonożnego przyjaciela rodziny Hanki i Henryka, jednak w niczym mi to nie przeszkadzało. Szybko odnalazłam się w rzeczywistości pieskiego życia, ubawiłam się przednio i spojrzałam na świat z zupełnie innej perspektywy. Muszę przyznać, że dobrze mi to zrobiło, bo przecież od dzieciństwa boję się psów, nie mogę o tym zapomnieć, że jeden z nich chciał mnie ugryźć, gdy byłam mała. Oczywiście z natury zapewne nie był zły, ale jego właściciele zachowywali się nieodpowiedzialnie ucząc go niedobrych zachowań.

Ten pies nie jest zwykłym kundelkiem, ale może niech sam o sobie opowie:
" Ja jestem na przykład rasowym alaskanem malamutem. Mam nawet specjalny rodowód- i wcale nie zadzieram z tego powodu nosa. Po prostu taki się urodziłem." *

Uczy nas i nasze dzieci tolerancji, obserwuje otaczające go otoczenie, w swoim mniemaniu jest zawsze grzeczny, odpowiedzialny, spełnia się przy pilnowaniu domostwa, uwielbia długie spacery, które dla Henryka są męczarnią. Wiele razy śmiałam się, bo historyjki tu opisywane naprawdę oddają rzeczywistość, w jakiej przyszło nam żyć, lecz jednocześnie przedstawione są w niezwykle zabawny sposób, pełen humoru i inteligencji. Wspaniale bawiłam się na powitalnym grillu, w czasie którego poznałam typową polską rodzinę, przesympatycznego "Wesołego pana" i poczułam swąd spalonego na węgiel mięsa, które nawet naszemu bohaterowi nie za bardzo posmakowało! Nasz biedny Winter już po chwili był bardzo głodny:

"Z głodu słaniałem się na nogach. Ostatkiem sił  podszedłem do dziadka, który tłumaczył coś zawzięcie tatusiowi. Nawet nie musiałem się specjalnie rozglądać - od razu zobaczyłem, że trzyma w dłoni udko kurczaka. Ślinka napłynęła mi do pyska. Piękne, dorodne, wypieczone, soczyste i pachnące udko! "*

Całość świetnie napisana, trafi w gust czytelników i młodszych, i starszych, jest niezwykle zabawnie, ciekawie, nie sposób się oderwać! Moje dzieci, szczególnie dwójka powyżej piątego roku życia, na pewno zachwyci się tą powieścią tak samo, jak ja. Jest i dla miłośników zwierząt, i dla tych, którzy po prostu lubią wesołe historie, bo takich tu nie zabraknie. Wybierzemy się i na grzyby, do lasu wspólnie z tą czteroosobową rodzinką i dwoma psami, pojedziemy na weekend do uroczego gospodarstwa o nazwie Arozona, w którym miejscowe psy nie mogą się nazywać inaczej, jak Dakota i Teksas, a kot - Kolorado. Czy Winter polubi miód? Czy ta nietypowa rodzina potrafi czytać znaki: Zakaz kąpieli, czy całkowicie to zignoruje, ciesząc się udanym wypoczynkiem? Swoją drogą udanym głównie dla naszego głównego bohatera, grzecznego i poukładanego. On jest cichy i spokojny, nie ma sobie nigdy nic do zarzucenia, przecież to ludzie są kłótliwi i hałaśliwi!

Kim stanie się dla Wintera nowo poznana suczka? Czy Błękitnooka będzie tylko nic nieznaczącym epizodem w jego psim jestestwie, czy kimś niezwykle ważnym, najistotniejszym, przy kim zapomina się nawet o tym, że nie jadło się śniadania, choć to już dawno pora obiadu?

Naprawdę polecam. Rewelacyjnie spędziłam czas z tą książką.

*cytaty pochodzą z książki

"Nowe przygody grzecznego psa" Wojciech Cesarz, Katarzyna Terechowicz, 2012

Książkę mogłam poznać dzięki uprzejmości
i
Dziękuję pięknie :)



Wszystkie moje mamy Renata Piątkowska

 Ile mam i ile imion może mieć dziecko?

Książeczka wydana w serii WOJNY DOROSŁYCH- HISTORIE DZIECI poruszyła mnie już od pierwszych stron. Gdy pojawiła się w naszym domu mój sześcioletni synek zapytał, jaki ma tytuł? Nie mógł zrozumieć, dlaczego 'wszystkie mamy', a nie tylko jedna? Jak to możliwe? Niestety, a raczej na szczęście, w czasie wojny tak właśnie musiało być, by ocalić dziecko. Nigdy nie poznalibyśmy tej i podobnych historii, gdyby nie jedna, niezwykła kobieta, ale o tym za chwilę...

Renata Piątkowska jest absolwentką socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Napisała książkę "Na wszystko jest sposób", która otrzymała wiele nagród i została doceniona niejednokrotnie. Pisarka kocha jazdę konną i malarstwo.

Ta pięknie wydana, w twardej oprawie, opowieść o dziecku żydowskim, które urodziło się przed wybuchem II wojny światowej, bardzo zapadła mi w pamięć i wzruszyła mnie ogromnie. Cieszy mnie niesamowicie, że powstają tego typu książki, że młodszy czytelnik nie w sposób nudny i zbyt trudny, jak na jego wiek na lekcjach historii, ale we własnym domu, z wielkim zainteresowaniem i zaciekawieniem może poznać losy rodzin żydowskich, zrozumieć emocje, jakie towarzyszyły dziecku w tamtym dramatycznym okresie czasu. Na kartach podręczników szkolnych są tylko "suche" informacje, nie dowiemy się, że strach paraliżował, że w brzuszku burczało nieustannie, że nie było kolorowych zabawek, ba!, nie było w ogóle czym się bawić. Nigdy też nie było pewności, jak długo dziecko będzie jeszcze żyło, czy zobaczy swoich bliskich, a najgorszy koszmar to czarne buty niemieckich oficerów, nie smoki, czy wyimaginowane potwory czające się za ciepłym, bezpiecznym łóżkiem! Tu strach był wręcz namacalny, gęsty, czuło się go w powietrzu, a o bezpieczeństwie i beztrosce nie mogło być mowy.

Opowiada nam o sobie Szymon Bauman, starszy pan przechadzający się po parku każdego dnia. Ubrany jest w długi płaszcz i czarny kapelusz. Kiedyś był dzieckiem, małym, wesołym chłopcem, który uwielbiał bawić się z kolegą Dawidem. Był przekonany, że jak tylko zacznie się wojna, jego tata przegoni Niemców, którzy pojawią się w Warszawie. Niestety... rzeczywistość okazała się straszna, a Szymon musiał szybko dojrzeć i być dzielny.
Co stanie się z jego siostrą Chaną? Czy jego rodzinie uda się przeżyć ten okropny czas, czy tata i mama będą dalej go chronić?

To naprawdę pięknie, idealnie napisana, przeznaczona dla młodego czytelnika, doskonale opowiedziana historia. Nie znajdzie on tutaj trudnych, niezrozumiałych wyrazów, za pomocą przystępnych słów i obrazów, świetnych ilustracji Macieja Szymanowicza, zrozumie, jak czuł się nasz bohater, co chce nam przekazać i że naprawdę warto zastanowić się nad tym wszystkim.
Szymon próbuje czarować, to jedyny znany mu sposób na to, by poradzić sobie z tym, co go spotyka. Jak szybko i nagle zmienia się cały jego świat, zburzony zostaje jego rodzinny dom, a on nawet nie zdążył zabrać ulubionych samochodzików z półki i brązowego misia.

Ile mam będzie miał nasz bohater? Ile imion będzie musiał zapamiętać, zanim dane mu będzie powiedzieć, jak naprawdę się nazywa?  Każdemu mądremu rodzicowi polecam ten tytuł, z całego serca, szczerze. Dziecko Wasze nauczy się wrażliwości, pokory, zrozumie, że jest ogromnym szczęściarzem, może na drugi raz nie rozpłacze się, gdy mu powiecie, że nie stać Was na drogą zabawkę, bo pomyśli, jak niewiele miały kiedyś dzieci i jak mimo tego cieszyły się i bawiły czymkolwiek?

Nie mogę nie wspomnieć w tej opinii o wspaniałej postaci, odważnej, mądrej kobiecie, która codziennie narażała swoje życie, ponieważ kochała dzieci. Tak po prostu! To ona ocaliła 2500 żydowskich dzieci od zagłady. Miała wiele pomysłów na to, jak wydostać malucha z getta, po czym załatwiała mu bezpieczny dom po aryjskiej stronie.

"Na medalu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata wyryte jest: 'Kto ratuje jedno życie-ratuje cały świat'. Irena Sendlerowa ocaliła od zagłady ponad 2500 światów. Do końca swoich dni bardzo skromna, patrząca z miłością na drugiego człowieka, zostawiła nam przesłanie: 'Dopóki będę żyła, dopóki mi sił starczy, zawsze będę mówiła, że najważniejsze na świecie i w życiu jest Dobro'. " *


*cytat pochodzi z książki

"Wszystkie moje mamy" Renata Piątkowska, Wydawnictwo Literatura, 2013




czwartek, 24 października 2013

Niezapominajki Ewelina Kłoda

Ewelina Kłoda zadebiutowała tą powieścią w zeszłym roku. Obecnie na rynku wydawniczym pojawił się już drugi tom, zatytułowany "W poszukiwaniu siebie". I jedna, i druga książka jest sporych rozmiarów, pisana w formie pamiętnika. Poznajemy młodą, niedojrzałą i zagubioną Izabelę, która za sprawą wielu wydarzeń, rozmów i spotkanych na swojej drodze ludzi zaczyna się zmieniać, dostrzegać to, co naprawdę ważne. Do tej pory jedynym członkiem jej rodziny była matka, dziewczyna nie zna ojca, nie ma pojęcia, kto nim jest. Tragiczny wypadek, w którym ginie jej rodzicielka zmusza ją do wyprowadzki z Krakowa i zamieszkania w rodzinnym domu matki. Dziadek przed wielu laty pokłócił się w młodziutką wówczas Anną, niestety nigdy nie było im dane pogodzić się i dojść do porozumienia w jakiejkolwiek kwestii. Obydwoje byli uparci, zresztą i nasza Bella staje się idealnym przykładem na to, jak niedaleko pada jabłko od jabłoni. Buntuje się przeciwko wszystkiemu i wszystkim, na szczęście znajduje bratnią duszę w osobie Majki. Dewizą Izabeli są słowa, że nigdy nikogo nie pokocha, ale czy na pewno? Czy już zawsze będzie uciekać, bronić się z całych sił przed zranieniem, przed odrzuceniem, przed bólem, jaki może spowodować miłość?

Ta obszernych rozmiarów powieść początkowo może wydawać się lekka, łatwa i przyjemna. Czytelnika, który się w nią zagłębi zaskoczy wnikliwa obserwacja zachowań głównej bohaterki, rozterki, jakie nią targają, to, jak za wszelką cenę próbuje znaleźć siebie, swoje ja, w tej trudnej dla niej rzeczywistości. Autorka stale nas zaskakuje, prowadzi różnorodnymi ścieżkami, czasem trafiamy w ślepe zaułki, by już za chwilę odnaleźć światełko w tunelu.

Izabela często denerwuje, irytuje czytelnika, jest zupełnie inna niż znane nam bohaterki literatury, nie możemy powiedzieć, że to dziewczyna bez skazy, nie popełniająca błędów, idealna. Błądzi, kluczy, ale też dużo się zastanawia i szuka swojej życiowej drogi, dzięki temu jest tak prawdziwa, a nie przerysowana i nudna. Czy uda jej się odnaleźć szczęście? Czy wreszcie nawiąże nić porozumienia z dziadkiem? Czy pojawi się na horyzoncie ojciec, którego szuka wytrwale, gdyż chce mieć pewność, iż ktoś ją kochał, kogoś obchodziła? Kim stanie się dla niej Gerald, przyjaciel z lat młodości jej mamy? Czy Bella poradzi sobie z przeszłością, czy uda jej się zmierzyć z negatywnym wizerunkiem, z niezbyt przychylną opinią o matce?

Moim zdaniem to doskonała powieść o dorastaniu, dojrzewaniu, inteligentnie i z sensem napisana. Zabawna, wzruszająca, ukazuje nam, jak piękna może być przyjaźń, jak prawdziwa i trwała, nie poddająca się żadnym zawirowaniom, mocna i silna, mądra. I młode osoby mogą spokojnie sięgnąć po tę lekturę, i te nieco starsze, ponieważ odnajdą w niej być może siebie, swoje wspomnienia, swoją walkę, swój upór, naiwność?

Polecam. Niech nie przeraża Was te 527 stron! Czyta się szybko, wydanie jest ładne, litery duże. Styl autorki rewelacyjny. Książka wciąga, rozśmiesza, uczy.

"Niezapominajki" Ewelina Kłoda, Wydawnictwo Zysk i Spółka, 2012

Za możliwość poznania historii Izabeli dziękuję Autorce. Bardzo!

Zapraszam też na blog pisarki: http://niezapominajki13.blogspot.co.uk/



Kto wygrał Zamek z piasku Magdaleny Witkiewicz?

Przede wszystkim przepraszam wszystkich uczestników. Wyniki wraz z wywiadem miały pojawić się na moim blogu w dniu premiery powieści, a więc wczoraj. Niestety do 24:00 przedwczoraj napływały jeszcze pytania, co prawda udało mi się wybrać kilka, ale ponieważ dzisiaj zaczynają się Targi Książki w Krakowie nie udało się zamieścić w dniu premiery wywiadu i wyników. Ogłaszam je dzisiaj:

Pytanie do Magdaleny Witkiewicz:
Nawiązując do odważnego kroku postawionego przez panią M. Witkiewicz (rozwiązanie firmy) chciałabym zapytać o to, czy tak trudne decyzje są u niej szalonym impulsem, czy raczej dogłębnie przemyślaną decyzją? Jak żyje się świeżo upieczonej kurce domowej, skrobiącej pazurkiem (piórkiem)? 


Wygrywa odpowiedź Julii Orzech. 


Gratuluję! Wszystkie Wasze pytania były ciekawe, niektóre intrygujące, inne intymne. Dziękuję i zapraszam do kolejnych konkursów. Jest do wygrania "Obrońca nocy" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej: http://asymaka.blogspot.com/2013/10/konkurs-z-obronca-nocy-agnieszki-lingas.html  i "Blogostan" Joanny Opiat-Bojarskiej: http://asymaka.blogspot.com/2013/10/wywiad-z-joanna-opiat-bojarska-i.html.

Julii życzę mile spędzonego czasu z:


środa, 23 października 2013

Wywiad z Joanną Opiat-Bojarską i konkurs, do wygrania Blogostan.





 Joanna Opiat-Bojarska wywiad 



Joanna Opiat-Bojarska od urodzenia mieszka w okolicach Poznania. Działa w branży związanej z nieruchomościami, a pisać zaczęła zupełnie przypadkowo. Jej debiutancka powieść "Kto wyłączy mój mózg?" pojawiła się mniej więcej dwa lata temu, w październiku 2011 roku. Autorka przyznaje, że uzależniła się od pisania na swoim różowym laptopie i choć miała poprzestać na jednej książce, już nie potrafiła tego zrobić, ani sobie, ani swoim czytelnikom.

Pierwsze pytanie, już u mnie standardowe, brzmi: jak się to wszystko zaczęło? Dlaczego pisanie z przypadku? Nie marzyła Pani o tym? I skąd wziął się pomysł na blog?

Miałam inne marzenia. Kochałam liczby. Rozwiązywałam zadania. Przełomem była moja choroba. A może bardziej to, co zdarzyło się później. Przeżyłam coś okrutnie ekstremalnego. Tygodniami leżałam w szpitalu całkowicie sparaliżowana. Gdy doszłam do pełnej sprawności  zaczęłam pomagać innym ludziom, chorującym na zespół Guillaina-Barrego. Opowiadałam im o swoich zmaganiach z chorobą, by pokazać im, że skoro ja mogłam pokonać tyle przeciwności, to im też się uda. Najpierw przez telefon, później zaczęłam pisać bloga. Wtedy okazało się, że wypowiadane przeze mnie słowa mają ogromną moc. Niosą nadzieję, ogromny optymizm i dają innym siłę. Dwie najbliższe mi osoby kilka razy napomknęły, że powinnam napisać książkę. Puściłam ich uwagi mimo uszu, aż w końcu, któregoś dnia uznałam, że mają rację. Postanowiłam napisać książkę, która będzie działała lepiej niż jakikolwiek antydepresant.

Otwarcie mówi Pani o swojej chorobie, podziwiam takie osoby. Znalazła Pani siłę, by nie tylko dać sobie radę z tym traumatycznym doświadczeniem, ale także by pomagać innym. Do tego optymistyczne nastawienie do życia, któe daje się zauważyć czytając Pani blog, brawo! Na początku zapewne było ciężko poradzić sobie z tym wszystkim… Czy to choroba, którą można wyleczyć całkowicie, czy objawia się paraliżem nagle i niespodziewanie?

Tak, początki były trudne. Każdy z nas przechodzi grypę przynajmniej raz w roku. Przechodzi w dosłownym znaczeniu tego słowa. Bierze leki i idzie do pracy. Mimo że mówi się o powikłaniach grypy, nikt nie zdaje sobie sprawy z tego jak mogą być dokuczliwe. Zespół Guillaina-Barrego jest jednym z nich. To on powalił mnie na łopatki. Niespodziewanie i niesprawiedliwie. Zastanawiałam się godzinami, czym sobie zasłużyłam na tak bolesną lekcję? W ciągu kilku dni przestałam panować nad ciałem. Nie byłam w stanie unieść ani ręki, ani nogi, nie mówiąc o innych częściach ciała. Leczenie tej choroby polega na zahamowaniu jej postępu i oczekiwaniu na regenerację organizmu. Żaden lekarz nie jest w stanie określić jak długo trwał będzie proces dochodzenia do sprawności i jaki będzie jego efekt.  Większości z nas, osób, które walczyły z tą chorobą zostały pamiątki – mniejsze lub większe odchylenia od normy.


Ktoś przekonał Panią, że warto tworzyć kolejne postaci, pisać drugą, trzecią, czwartą powieść? Czy sama Pani doszła do wniosku, że warto?

Mniej więcej dwa miesiące po zakończeniu pracy nad pierwszą książką wybrałam z kilku zainteresowanych wydawców tego, którego sobie wymarzyłam. Gdy podpisałam z nim umowę byłam przekonana, że to moja pierwsza i ostatnia umowa. Minęło jednak kilka tygodni, a ja czułam pustkę. Temat przyszedł do mnie sam. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności... Podczas prac nad Blogostanem pojawił się pomysł stworzenia powieści o klubie wrednych matek. A podczas tworzenia Klubu wiedziałam już, że opiszę historię zaginionej dziewczyny.
Pisanie, budowanie postaci, powiązań między nimi, dopinanie intrygi na ostatni guzik czy zaskakiwanie czytelnika – to wszystko daje mi ogromną satysfakcję. Czy warto tworzyć kolejne książki? Czuję się zbyt uzależniona od pisania, by uczciwie odpowiedzieć na to pytanie. To tak, jakby zapytała Pani alkoholika, czy warto otwierać kolejną butelkę wódki. Warto? Nie warto? Ale pisać trzeba...

Myślę, że Pani rodzaj uzależnienia jest jednak zupełnie inny… przede wszystkim dlatego, że dzięki niemu sprawia Pani radość czytelnikom, dzieli się z nimi swoim talentem i podchodzi do pisania bardzo profesjonalnie.
Wracając do początku… jak długo pisała Pani pierwszą powieść? Czy bywały momenty zwątpienia, myśli, że nie da Pani rady?

Prace nad „Kto wyłaczy mój mózg?” trwały pół roku. Przez sześć miesięcy, w co drugi wieczór siadałam do komputera i pisałam.  Bardzo długo o tym, że piszę wiedział tylko mój mąż. Jestem typem zadaniowca. Jeśli za coś się biorę, zawsze to kończę. Nie wątpię w połowie drogi. Nie zmieniam zdania.  Gdy ktoś mówi: boję się, że nie dasz rady, albo: wzięłaś na siebie zadanie niemożliwe do wykonania – zaciskam zęby i pracuję trzy razy ciężej. Podjęte zadanie trzeba zrealizować, by móc szukać nowych wyzwań.

Który tytuł, napisany przez Panią, darzy Pani największym sentymentem?

Zdecydowanie - „Gdzie jesteś, Leno?” To moja pierwsza historia kryminalna. Bardzo dobrze wspominam czas zbierania materiałów, budowania fabuły, szukania w niej słabych punktów i wypełniania prawdziwej historii Leny fałszywymi tropami. Jest mi niezmiernie miło, że czytelnicy pokochali stworzonych przeze mnie policjantów – Burzę i Młodego. Cudownie współpracowało mi się też z Martą Jeziółkowską  z szukamywas.pl, moją konsultantką od ludzi zaginionych.

Cieszę się zatem z tego, że od tej powieści zaczęłam. Teraz mój apetyt na poznanie Pani twórczości wzrósł! Bohaterowie też są wyjątkowi, czy pojawią się jeszcze, w innym tytule?

Tak. Na prośbę czytelników wróciłam do pary bohaterów. Życie podkomisarza Burzy Burzyńskiego i Michała Majewskiego już toczy się dalej, na razie na łamach konspektu. Miło mi się z nimi pracuje.


Którego z nich najtrudniej było stworzyć?

Im trudniejszy bohater, tym większa satysfakcja.
Moi bohaterowie nie wymykają mi się, nie żyją własnym życiem. Zanim przystąpię do pisania dla każdego tworzę osobną kartotekę. Wygląd, charakter, wady, zalety. Wiem więc jacy będą i jak powinni reagować w określonych sytuacjach. Ostatnio pracowałam nad specyficznym bohaterem. Mężczyzną. Mordercą. Postanowiłam opisywać świat widziany jego oczami. To nie było łatwe, przyznaję, ale za to jakie inspirujące.

Zaintrygowała mnie Pani! Już jestem ciekawa tej powieści. Czy jest ukończona? Kiedy pojawi się na rynku wydawniczym?

Powieść jest już skończona. Tyle mogę powiedzieć. Gdy tylko pojawi się w zapowiedziach dam znać.

Lubi Pani zaskakiwać czytelnika?

Oj tak. Lubię. Sama też lubię być zaskakiwana – jako czytelnik, oczywiście.

Skąd pomysł na „Gdzie jesteś, Leno?” ? Uważam, i na pewno nie jestem w tym odosobniona, że to książka, którą trzeba przeczytać. Ma w sobie ogromny ładunek emocji, uczuć, zmusza do myślenia.

Każdy z nas słyszał przynajmniej o kilku głośnych zaginięciach. Często traktujemy takie informacje jak ciekawostki. Wypowiadamy się na temat tych, którzy zaginęli, śledzimy doniesienia prasowe i oceniamy tych, którzy szukają. Powieść „Gdzie jesteś, Leno?” powstała, by uświadomić każdemu z nas kilka ważnych spraw. Jedną z nich jest to, że ukochana osoba może wyjść z domu i nigdy nie wrócić... Nie wiem, czy człowieka może spotkać coś gorszego.

Zgadzam się, to chyba najbardziej traumatyczne i najgorsze, co może nas spotkać.
Czytając Pani odpowiedź pomyślałam o dzieciach, które zaginęły, tych całkiem małych, ale i nieco starszych. Czy myślała Pani może o tym, by napisać książkę dotykającą tego tematu? O matkach, które podobnie jak Katarzyna W. udawały, że dziecko zaginęło, a tak naprawdę same zrobiły mu coś złego? Myślę, że Pani potrafiłaby o tym napisać, choć to trudny temat.

Bardzo lubię trudne tematy, ale akurat ten mnie nie interesuje. Poruszenie tego tematu wymagałoby ukazania pewnego rodzaju usprawiedliwienia dla takich czynów. Przecież w prawdziwym życiu nic nie jest ani czarne, ani białe. Jestem matką... nie wiem czy potrafiłabym być obiektywna.

O czym są inne Pani powieści? Czy równie trudna problematyka, jak w „Gdzie jesteś, Leno?” ?

Trudna tematyka kojarzy mi się z trudną książką. Moje powieści nie są trudne. Owszem podobnie jak cebula (i jak ogry) posiadają warstwy. Pod powierzchowną warstwą rozrywkową i odrobiną humoru zawsze ukryty jest ważny problem. W „Kto wyłączy mój mózg?” - choroba i niepełnosprawność, w „Blogostanie” - uzależnienia i toksyczne związki, w „Klubie Wrednych Matek” - dopasowywanie się na siłę do wzorca idealnej matki.

Zgadzam się z tym, że historia Leny nie należy jednak do książek trudnych. Jeżeli w pozostałych tytułach tak sprytnie ukryła Pani ważne sprawy to koniecznie muszę je przeczytać!

Obawiam się, że zajmę pani trzy kolejne wieczory. Każda książka jest jajkiem niespodzianką. Pod kolorowym papierkiem i warstwą czekolady ukryte jest to coś – ważny temat. To od niego zaczynam prace z nową książką. Najpierw jest trudny społecznie temat, do którego dokładam rozrywkową historię, by czytelnika zachęcić a nie odstraszyć.

Interesuje mnie szczególnie „Blogostan”. Przeczytałam na Pani blogu, że to książka o tym, iż Internet może stać się niebezpieczny. Nie powinno się tu nikomu ufać, bo można zapłacić za to wysoką cenę, jak Pani myśli?

„Blogostan” to książka dokumentująca współczesne stosunki międzyludzkie (powierzchowność kontaktów, rozpaczliwe poszukiwanie bratniej duszy, subiektywne spojrzenie na własne życie, trud wyjścia z toksycznej miłości). Zgadzam się z tym, że Internet może stać się niebezpieczny. Może, ale nie musi. To od nas zależy w jaki sposób z niego korzystamy. Generalnie zaufanie wiąże się z ryzykiem zapłacenia wysokiej ceny, dlatego ja jestem ostrożna. Ufam osobom sprawdzonym w boju...

To prawda, wiele zależy od nas samych.
Ciekawi mnie jeszcze, o czym będzie następna Pani powieść?

Następna po Lenie, następna czyli ta, nad którą pracuję, czy następna, która już biega po mojej głowie? Wszystkie są lub będą kryminałami. Bo tworzenie historii kryminalnych sprawia dużo więcej radości, niż ich czytanie.

Rozumiem, że kolejna po Lenie już jest ukończona, a jakiego bohatera tam spotkamy?

Tak. Oprócz mordercy, o którym już wspominałam wcześniej poznamy Ankę - ambitną, młodą dziennikarkę telewizyjną.


Chciałam jeszcze zapytać o kontakt z czytelnikiem? Czy jeździ Pani na spotkania autorskie, rozmawia z czytelnikami, słucha, co mają do powiedzenia?

Realny kontakt z czytelnikiem (taki twarzą w twarz) to zastrzyk ogromnej energii. Wraz z koleżankami po piórze odwiedziłyśmy w ciągu ostatniego roku kilkanaście wielkopolskich bibliotek. Czasem przebijałyśmy się przez wielki śnieg, by dotrzeć do czytelników. Miło jest posłuchać tego, co mają do powiedzenia.

Jak reaguje Pani na krytykę, czy ona w ogóle ma miejsce?

Słucham tego, co ludzie mają do powiedzenia i staram się wyciągnąć z tego naukę. Nie zawsze krytyka jest krytyką, czasem to tylko marudzenie czy brak zrozumienia tematu. Czasem z tego, co usłyszę robię użytek, bo chciałabym by każda moja kolejna książka była lepsza od poprzedniej. Dużo lepsza ;)

Uchyli Pani rąbka tajemnicy? Jaka prywatnie jest Joanna Opiat-Bojarska?

Prywatnie? Zapraszam serdecznie na spotkania autorskie, tam jestem taka... prywatna. Nie występuję co prawda w różowym dresie, w którym zazwyczaj piszę wieczorami, ale poczucie humoru mnie nie opuszcza. Służbowo podobno jestem bliższa mrożącej spojrzeniem Heldze.

Mam nadzieję, że kiedyś dane będzie mi spotkać Panią „na żywo”, rozumiem, że o ulubiony kolor nie muszę już pytać, laptop i dres są w jakim odcieniu różu? Blady czy raczej wyrazisty?

Sama jestem blada, więc w bladym różu wyglądałabym jak … trup.

Którą porę roku uważa Pani za najpiękniejszą?

Zimą czuję się jak emerytka, mięśnie buntują się, odporność spada, a mnie jak księżniczkę powinno zamknąć się w domu. I co z tego, że różne odcienie bieli są piękne, kiedy można oglądać je tylko przez szybę.
Dlatego wybieram lato. Słońce, kwiaty, owoce i gorące powietrze. Latem czuję, że żyję. Lato działa na wszystkie moje zmysły. Nic mnie nie ogranicza. Nic mnie nie boli. To lubię!


Jakie jest Pani największe marzenie?

Naj, największe? Chciałabym żyć długo, szczęśliwie i w zdrowiu (tak, tak, zupełnie jak w bajce), z moim ukochanym mężczyzną w jakimś niewielkim domku, gdzieś, gdzie zawsze trwa lato.

Życzę Pani z całego serca, by się spełniło, i trwało, trwało, trwało…

Bardzo, bardzo dziękuję za rozmowę. Dla mnie to była ogromna przyjemność.

Dla mnie również. Dziękuję.


Konkurs rozpoczyna się dzisiaj, 23 października, potrwa do 30 października, do godziny 24-tej. Wystarczy pod tym postem zostawić w komentarzu odpowiedź na pytanie: Z którą bohaterką/bohaterem literackim chciałabym wyjechać na weekend i dlaczego? i nie zapomnieć o adresie e-mail.
W zabawie mogą brać udział wszyscy, którzy mieszkają na terenie Polski. Do wygrania "Blogostan".
 A tu moja recenzja "Gdzie jesteś, Leno?": http://asymaka.blogspot.com/2013/10/gdzie-jestes-leno-joanna-opiat-bojarska.html.

 Nagrodę ufundowała Joanna Opiat-Bojarska i Wydawnictwo Replika, dziękuję :)



Meandry miłości Kasia Bulicz-Kasprzak



Dorosnąć nie tylko do miłości w skomplikowanej rzeczywistości Tarczyna i okolic.

Nazwisko Kasi Bulicz-Kasprzak czytelnicy kojarzą z zabawnymi powieściami o oryginalnych tytułach, takich jak: „Nie licząc kota czyli kolejna historia miłosna” czy „Nalewka zapomnienia czyli bajka dla nieco starszych dziewczynek”. Są to historie napisane lekko i ciekawie, z przymrużeniem oka, jest w nich i miłość, i humor, i tajemnicza przeszłość, i zaskakujące sytuacje, jest też interesująca fabuła. 

 „Meandry miłości” to z kolei książka troszeczkę inna, po pierwsze dlatego, że nie dzieje się współcześnie. Autorka postanowiła pokazać nam zupełnie inne oblicze, zaskoczyć nas kompletnie odmiennym podejściem do świata literatury, ukazać swoją drugą twarz – romantyczki? Czy istnieje kobieta, która nie chciałaby jeździć konno, być adorowana, zapraszana na bale, chodzić w zjawiskowo pięknej sukni prosto z Paryża? Która z nas choć przez chwilę nie chciałaby poczuć się jak ktoś niezwykły, kim trzeba się opiekować, kogo śliczna główka nie powinna zaprzątać sobie uwagi sprawami męskimi, jak rachunki, wydatki, polowania? Oczywiście tamten świat nie jest pozbawiony wad, bo małżeństwa zawierane są bez miłości, często z rozsądku, decyzję o zamążpójściu podejmują rodzice, ważne są tu nie emocje, nie uczucia, a pozycja, posag. Tamte czasy nie obywały się również bez skandali, chorób, bankructwa, namiętności.

Główną bohaterką „Meandrów miłości” jest dorastająca dziewczyna – panna Helena, która marzy o wielkiej romantycznej miłości, opartej na literackich wzorcach, jakie podsunęła jej Miss Flora, guwernantka. Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki bajkowej wróżki zjawia się obok niej Jan, przystojny doktor, który… uważa ją za głupiutką i roztrzepaną pannicę! Za to uwagę jego zwraca dojrzała, piękna kobieta, matka naszej bohaterki.

W tej książce czytelnik nie znajdzie spokojnej, nudnej fabuły, będzie zaskakiwany niemalże co chwilę, jego emocje będą się zmieniały wraz z każdą kolejną stroną powieści, jak w kalejdoskopie. Choć wszystko dzieje się przed ponad 150-ciu laty relacje ludzkie, ich uczucia, pragnienia nie zmieniły się aż tak bardzo przez wieki, ciągle są tak samo skomplikowane, zawiłe i trudne do wyjaśnienia. Jak  na przykład kobieta może zrozumieć mężczyznę, jeżeli on sam nie potrafi pojąć swojego zachowania?

Helena to początkowo niewinne dziecko, choć mające już swoje zdanie, popełniające mniejsze lub większe gafy, roztrzepane i rozgadane, to jednak nadal niedoświadczone i niedojrzałe, nie tylko emocjonalnie. Pod wpływem traumatycznych przeżyć i tragicznych wydarzeń dziewczyna zaczyna jednak ewoluować, zmienia się w dojrzałą i mądrą kobietę. Czy zajęta od rana do nocy ratowaniem rodzinnego majątku znajdzie czas na coś więcej, czy zauważy kogoś, kto kocha ją całym sercem, czy da szansę temu uczuciu? Czy chociaż ona będzie w tym niełatwym świecie szczęśliwa?

Autorka doskonale poradziła sobie w nowej roli, podeszła do tematu umiejętnie i z przygotowaniem. Na uwagę zasługuje fakt, że jej bohaterowie są "jak żywi", doskonale wykreowani, z wadami i zaletami, z dylematami idealnie osadzonymi w ówczesnych czasach. Szybko przeniosłam się w wymyśloną przez pisarkę rzeczywistość, nie miałam z tym żadnego problemu również dlatego, że w ostatnim czasie zwiedzałam Zamek w Łańcucie, piękny, ogromny, dostojny, pełen przepychu. To w tych wnętrzach wyobraziłam sobie stworzone przez autorkę postaci, to tam je widziałam. Niesamowita to była przygoda!

Moim zdaniem brakuje w polskiej literaturze współczesnej takiej tematyki. Próba podjęta przez Bulicz-Kasprzak wypadła znakomicie, przysporzy jej kolejnych zwolenników i czytelników, jestem tego pewna. Szczególnie, że „Meandry miłości” nie są tylko opowieścią o romansach, mamy tu poruszone i problemy biedniejszej klasy społecznej, ludzi żyjących w  naprawdę prymitywnych warunkach, jak też zubożałej szlachty. Ludzkie losy opisane przez pisarkę wzruszają, zasmucają, zaskakują, uczą nas i pobudzają do refleksji, zastanowienia się nad naszym własnym życiem.
Książka zaczyna się balem, nadziejami pokładanymi w przyszłości, ale któż z bohaterów tamtego świata mógłby przypuszczać, że tak potoczą się ich dzieje, że życie to nie bajka i że za błędy trzeba będzie zapłacić czasem bardzo wysoką cenę? Że chwila zapomnienia poniesie za sobą skomplikowane konsekwencje? Trudna to lekcja, gorzka do przełknięcia pigułka otrzymana od losu, ale i pouczająca. Polecam całym sercem. 


 "Meandry miłości" Kasia Bulicz-Kasprzak Wydawnictwo Czarno na białym, 23.10.2013


Za możliwość poznania losów Heleny dziękuję z całego serca Autorce i Wydawnictwu. Ten e-book czyta się szybko i to naprawdę świetna zabawa! Polecam! 

 




wtorek, 22 października 2013

Konkurs z "Obrońcą nocy" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej do wygrania!

Jutro premiera najnowszej powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, zatytułowanej "Obrońca nocy". Moja recenzja tego tytułu jest tutaj: http://asymaka.blogspot.com/2013/09/recenzja-przedpremierowa-obronca-nocy.html
Okładka wygląda tak:

Książkę czytałam już jakiś czas temu, bardzo mi się podobała. Znajoma blogerka poleca ją na okładce, co bardzo mnie cieszy, a która to ze znanych mi z tego specyficznego środowiska osób nie zdradzę ;) Przekonajcie się sami!

Konkurs organizuję ja, sponsorami nagrody są Wydawnictwo Novae Res i Autorka. Wystarczy odpowiedzieć na jedno pytanie, pozostawiając oczywiście komentarz pod tym postem, wraz z adresem e-mail.
Jak wspominacie szkolne czasy, z rozrzewnieniem, nostalgią, sentymentem? Uważacie, że to był wspaniały okres w Waszym życiu, czy wręcz przeciwnie? Pytanie nasunęło mi się w związku z rozmową z moimi dawnymi koleżankami i kolegami z czasów ogólniaka! Pytanie niezwiązane z tematyką książki, ale co tam! Po prostu ciekawa jestem Waszych wspomnień :)
Trzymam kciuki i pozdrawiam serdecznie :)
Możecie polubić moją stronę, udostępniać konkurs, będzie mi bardzo miło, ale jak zawsze nie jest to wymogiem.
I zapomniałabym, konkurs potrwa od 22 października do 29, do dwudziestej czwartej. Chyba o niczym nie zapomniałam?

Inspektor Kres i zaginiona Agnieszka Turzyniecka

Agnieszka Turzyniecka zaczynała jako dziennikarka lokalnej prasy, aktualnie pracuje dla ogólnopolskich gazet, jak możemy przeczytać na okładce jej debiutanckiej powieści. Jest wielką miłośniczką psów. Założyła też kilka blogów, w tym prowadzonego do dzisiaj systematycznie Gryzipiórka: http://gryzipiorek.blogspot.com/. Nie była do końca przekonana, czy ta książka ujrzy kiedykolwiek światło dzienne, tak pisze we wstępie:

"Przebyłam długą drogę od napisania tej książki aż do jej publikacji. Był to okres niepewności i jednocześnie fascynacji, w którym mogłam liczyć na wsparcie wielu osób."


Po przeczytaniu tych podziękowań nabrałam jeszcze większej ochoty na zapoznanie się z tym tytułem. Ciekawa byłam, o czym jest ta historia, jak przedstawieni zostali w niej jej bohaterowie. W ostatnim czasie czytałam już kilkakrotnie powieści dotyczące zaginionych osób, miałam nadzieję, że tutaj temat ujęty będzie inaczej i faktycznie tak było. Tytułowy inspektor to postać wyrazista, ciekawie skonstruowana, borykająca się z prawdziwymi problemami. Jego żona jest kobietą, jakie istnieją naprawdę, zmęczona nudną codziennością i samotnością, bo przecież mąż ciągle w pracy, ma wszystkiego dosyć, jest sfrustrowana i daje temu ciągły wyraz. Chyba tylko anioł dałby sobie z nią radę, chociaż z drugiej strony potrafię ją zrozumieć i współczuję jej, że Kres jest tak obowiązkowy, skupiony na pracy, wkłada całe swe serce w wykonywane obowiązki. Czyż można mu się dziwić? Nie ma zajęcia, które można zostawić na komisariacie, żyje pracą, myśli o niej stale, poświęca jej się, bo nie może inaczej. Nie chce zawieść bliskich zaginionych osób, którzy potrzebują jakiejkolwiek informacji, odrobiny nadziei, czy też tych ostatecznych słów, że już za późno.

Poznajemy za sprawą tej powieści Basię, kobietę przed trzydziestką, mieszkającą samotnie. Fakt jej zaginięcia zgłasza matka, Marianna, zaniepokojona tym, że nie widziała córki od kilku dni. Mieszkanie było otwarte, a przecież Basia nie była roztrzepana czy nieodpowiedzialna! Nie pojawiła się też w pracy, co było do niej niepodobne, zawsze sumienna, nigdy się nie spóźniała, należała do tych spokojnych i poukładanych. Co się mogło stać? Czy nasza zaginiona okaże się takim ideałem, jakim widzą ją rodzice i tych niewielu znajomych, których posiada? Czy może ma jednak wady?
Śledztwo trwa wiele miesięcy, niestety nie przynosi spodziewanych efektów. Kres jednak nie spocznie, dopóki nie odkryje prawdy, tylko czy jedna osoba będzie w stanie pomóc zaginionej? Czy determinacja inspektora wystarczy, by odnaleźć Basię? Będzie musiał się mocno natrudzić, by poznać okoliczności zaginięcia, jak też dowiedzieć się, co wydarzyło się później. Wyjedzie za granicę, sporo ryzykując, gdyż nie zna języka, nie ma tam znajomości, a i on sam nie jest w najlepszej kondycji zdrowotnej. Jak to wszystko się zakończy?


Autorka nie pozostawia nas w niedosycie, nie opisuje tylko i wyłącznie jednej sprawy, z jaką ma do czynienia Kres. Pojawia się wiele innych, interesujących wątków, dzięki czemu powieść nabiera charakteru, intryguje, pasjonuje powiedziałabym nawet. Nie można się od niej oderwać. Poszczególne sceny są opisane w taki sposób, że mrożą krew w żyłach, ponadto dowiadujemy się, co myśli i czuje przestępca, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Umiejętnie wplecione sytuacje z prywatnego życia inspektora dodają wiarygodności i idealnie osadzają tę historię w naszych polskich realiach. Nie jest to książka napisana pod wpływem chwili, impulsu, byle jak, na odczepnego. Debiutantka szanuje i siebie, i czytelnika, doskonale oprowadza nas przez poszczególne elementy kryminalne, ale nie tylko. Przemyca tu masę z życia wziętych zdawałoby się historii, chociażby problematyka samotności nastolatków, którzy są tak podatni na wpływ innych. Autorka próbuje nam uświadomić, z jakimi kłopotami można się spotkać, chce nam otworzyć oczy na to, że i nam może się coś takiego przytrafić, że opisane tu sprawy mogą dotyczyć także nas samych czy naszych najbliższych. Marianna przecież dałaby sobie rękę uciąć, była przekonana, że jej córka to osoba doskonała, bez wad, spokojna i zrównoważona, poukładana w każdym calu. I pozostałaby bez ręki niestety, gdyby poznała prawdę.

Powieść, szczególnie jak na debiut, zaskakująco dobra, przemyślana i dopracowana. Stworzone postaci wyjątkowo wyraziste i nietuzinkowe. Ciekawe ujęcie tematu, brawo!

"Inspektor Kres i zaginiona" Agnieszka Turzyniecka Wydawnictwo Szara Godzina, 2013

Za możliwość poznania tej pasjonującej historii dziękuję bardzo Autorce.


poniedziałek, 21 października 2013

Błękitny Zamek Lucy Maud Montgomery



 Najpiękniej o miłości. 
 

Lucy Maud Montgomery uwielbiam za stworzenie postaci rudowłosej Ani, upartej i romantycznej sieroty, która zamieszkuje na Zielonym Wzgórzu w Avonlea. To wspaniała historia, pod której urokiem są niemalże wszyscy czytelnicy, bez względu na wiek. Obecnie moja dwunastoletnia Gosia odkrywa kolejne tomy serii, za kilka lat trzyletnia Zuzia zapewne będzie chciała poznać losy Ani.

"Błękitny Zamek" to powieść, którą poleciły mi dwie polskie pisarki: Magdalena Witkiewicz i Agnieszka Lingas-Łoniewska. Po ich rekomendacji byłam pewna, że to książka niebanalna i piękna, ale co takiego w sobie kryje? Musiałam sprawdzić. Aga Łoniewska w swojej najnowszej powieści zatytułowanej "Łatwopalni" wspomina o bohaterce "Błękitnego Zamku", ale dopiero teraz, gdy i ja miałam przyjemność poznania tej historii, rozumiem, co chciała przekazać nawiązując do tej lektury.

"Czy nie lepiej mieć serce złamane, niż miałoby zwiędnąć bezużytecznie? Zanim zostanie złamane, musi coś odczuwać. A to jest warte bólu."*

Pierwsze, co przykuło moją uwagę, to piękna okładka, w dodatku kwiat jest w moim ulubionym kolorze.  Po raz pierwszy książka wydana została w 1926 roku, blisko dziewięćdziesiąt lat temu, ale nie straciła na aktualności, a obecne wydanie ukazało się w niezmienionym, nie skróconym, wiernym oryginałowi tłumaczeniu. Nie jest to grube tomisko, powieść obszerna, trudna w odbiorze. To bardzo romantyczna historia, budząca w nas uśpione emocje, o które może nawet nie podejrzewaliśmy samych siebie? Nie zdawaliśmy sobie z  tego sprawy, że jesteśmy zdolni do ich odczuwania? Długo dochodziłam do siebie po zakończeniu lektury. Zapomniałam już, że kiedy byłam romantyczką, chodziłam w głową w chmurach, marzyłam. Codzienność mnie dopadła.

"Błękitny Zamek" to historia "starej panny", Valancy Stirling. Jej życie nie należy do łatwych i beztroskich, rodzina przytłacza ją, nie pozwala samodzielnie myśleć i działać. Ma niemalże trzydzieści lat, brakuje jej raptem jednej wiosny do ukończenia tego wieku, ale nadal mieszka z matką i ciotką, które uważają, że winna jest im posłuszeństwo i trzymają ją pod kloszem. Nikt nie bierze pod uwagę tego, że nie jest już dzieckiem, stale przypominają jej, że nie jest zamężna, mało tego, że nie ma nawet narzeczonego!
Jedynym ratunkiem dla naszej bohaterki są marzenia, wyimaginowany świat, w którym zatraca się czasem na długie godziny.  Tam wszystko toczy się po jej myśli, w tej nierealnej krainie jest szczęśliwa, pogodna, radosna, beztroska. W tytułowym Błękitnym Zamku nie brakuje jej adoratorów, co chwilę zmienia rycerza, raz jest to przystojny blondyn, innym razem brunet, zawsze jednak odważny i zakochany w niej. Jakiego impulsu potrzebuje Valancy, by odmienić swoje życie? Co może spowodować zmianę jej zachowania? Co pomoże jej stanąć na nogi? Tak naprawdę informacja o tym, że niebawem umrze powinna ją zasmucić, jednak ona właśnie dzięki tej wiadomości obudzi się z letargu, zacznie żyć, oddychać pełną piersią, bez lęku. Znajdzie w sobie siłę, by przeciwstawić się swojej rodzinie, zacznie mówić to, co myśli.
Czy spotka na swojej drodze kogoś podobnego do jej wymyślonego rycerza z marzeń? Czy uda jej się spędzić szczęśliwie choć ostatnie miesiące życia? Z dala od klosza, pod którym kryła ją matka i ciotka?

Polecam ten tytuł całym sercem, zawładnął mną całkowicie! Pokazał, że warto walczyć o siebie, o swoje szczęście, że nic nie jest z góry przesądzone, że zawsze warto mieć nadzieję! To książka o ponadczasowych wartościach, chyba najlepsza, jaką dane mi było do tej pory przeczytać. To powieść romantyczna, o miłości. Nie takiej idealnej, która przychodzi łatwo, ale dojrzałej, pewnej, pięknej po prostu! Aż dech zapiera! Przekonajcie się sami!

* fragment pochodzi z książki

"Błękitny Zamek" Lucy Maud Montgomery, Wydawnictwo Egmont, 2013