Maggie Moon to
pseudonim literacki młodej, początkującej autorki. Zadebiutowała rok temu
powieścią zatytułowaną „Posiadłość”, w której ujawniła swoje wielkie
zainteresowanie Wiktoriańską Anglią. Ma 24 lata, uwielbia kawę, studiuje i
mieszka w Krakowie. Jest miłośniczką dobrej literatury. W związku z tym, że
książka bardzo przypadła mi do gustu postanowiłam wspólnie z autorką
zorganizować konkurs, byście i Wy mieli szansę na wygranie egzemplarza
„Posiadłości” i zapoznania się z tą ciekawą lekturą. Mam nadzieję, że Maggie
Moon zdradzi nam też kilka sekretów ze swojego życia.
AG: Co kryje się Pani zdaniem pod pojęciem dobrej
literatury? Jakiego typu książki preferuje Pani jako czytelnik?
MM: Staram się nie zamykać na żaden gatunek, jednak najbliższe mojemu
sercu są thrillery oraz powieści historyczne. Z przyjemnością sięgam również po
klasykę. Dobra książka to dla mnie taka,
którą czyta się świetnie nawet jeśli można przewidzieć co się stanie. To powieść,
którą można przeczytać więcej niż dwa razy i zawsze odnajdzie się w niej nowy,
niezauważony wcześniej detal. Dla mnie to między innymi „Milczenie owiec”,
„Gormenghast”, czy „Ania z Zielonego Wzgórza”. Dobra książka to taka, od której
się nie oderwę i idąc na tramwaj prędzej czy później wpadnę na słup,
przechodnia czy wyjątkowo paskudną kałużę. To również powieść, po której ma się
tak zwanego kaca książkowego.
AG: Kiedy poczuła Pani, że Anglia z XIX wieku jest Pani
pasją, miłością? W jakich okolicznościach zaczęła się Pani interesować akurat
tym okresem?
MM: Pasja do minionych epok zaczęła się już w dzieciństwie. Mama
zaraziła mnie miłością do „Ani z Zielonego Wzgórza”. Uwielbiam zarówno książki jak i adaptację,
swoją drogą świetną. Kwestie aktorów znam na pamięć. Pokochałam kostiumy,
wnętrza, budynki, sposób w jaki się wyrażali, odnosili do siebie. Po „Ani”
przyszedł czas na „Przeminęło z Wiatrem”, w którym zakochałam się bez reszty.
Właśnie po mamie odziedziczyłam zamiłowanie do historii, krynolin, bali,
zamków. W liceum ubierałam długie spódnice, wyobrażałam sobie, że jestem jedną
z dam, dla których taki ubiór to nic nadzwyczajnego. Fascynuje mnie nie tylko
kultura, stroje czy muzyka. Szalenie interesujące jest życie codzienne zarówno
arystokracji jak i zwykłych ludzi. Studiuję
filologię angielską, i właśnie zajęcia dotyczące królowej Wiktorii sprawiły, że
zapłonęłam miłością do tego okresu. XIX wiek to również czasy Edgara Allana
Poe, jednego z moich ulubionych autorów. Lektura jego utworów popchnęła mnie do
zagłębiania się w to, co w XIX wieku było uważane za złe, zabronione, ukryte.
AG: „Posiadłość” zaskakuje zarówno świetnym stylem, jak też
niepowtarzalnym klimatem, jest doskonale napisana, skonstruowana. Jak długo
trwały prace nad tą powieścią?
MM: Bardzo dziękuję za te słowa. Teraz, po niemal 4 latach od rozpoczęcia
„Posiadłości” nie mogę się nadziwić, że pisanie jej zajęło mi raptem kilka
miesięcy. Zaczęłam pisać pod koniec października 2010 roku, skończyłam w marcu
2011. Oczywiście cały proces, łącznie z edytowaniem i poprawkami trwał o wiele dłużej.
Sam pomysł dojrzewał w mojej głowie
prawie pół roku. Za każdym razem gdy wysyłałam „Posiadłość” do wydawnictw,
czytałam ją i poprawiałam od nowa. Dopracowywanie jej trwało więc bardzo długo
ale uwielbiałam każdą minutę spędzoną z Zarą i Debrettami. Obecnie praca nad
książką zajmuje mi około roku. Muszę się upewnić, że jest „zapięta na ostatni
guzik”, stale ćwiczę warsztat. „Posiadłość” jest moją czwartą napisaną
powieścią, i pierwszą, którą potraktowałam poważnie. Zrozumiałam wtedy co chcę pisać, i w czym
czuję się najlepiej. Jej trzy poprzedniczki traktuję jak pierwsze, naiwne
próby, o których ciężko mi opowiadać bez uśmiechu zażenowania. W tamtym czasie były jednak ważne.
AG: Postać, jaką stworzyła Pani w „Posiadłości”, mam na
myśli tutaj oczywiście Zarę, jest przedstawiona w sposób prawdziwy,
realistyczny, ma ludzkie problemy, rzeczywiste dylematy, jest osobą „z krwi i
kości”. Czy wzorowała ją Pani na kimś, czy to całkowicie fikcyjna, wymyślona
postać?
MM: Zara jest tylko i wyłącznie wytworem mojej wyobraźni. Cieszę się,
że przypadła Pani do gustu. Spędzam z moimi bohaterami mnóstwo czasu. Czuję się
za nich odpowiedzialna. W chwili, w której pojawiają się na papierze stają się
dla mnie prawdziwymi ludźmi. Zakochuję się w nich, pozwalam im się uwodzić, straszyć,
irytować, fascynować. Czasami na myśl o nich mogę tylko przewrócić oczami. Ale
pozwalam sobie na te emocje. Są ważne. Bohaterowie towarzyszą mi w życiu
codziennym, rozmawiam z nimi, przyglądam się. Nie ważne czy ich lubię, czy nie
znoszę. Zawsze staram się ich zrozumieć. Myślę, że takie podejście pomogło mi stworzyć
Zarę. Stała się po prostu jedną z moich przyjaciółek, osobą, z którą spędziłam
mnóstwo czasu.
AG: Czy powstanie kontynuacja „Posiadłości”? A może pisze
Pani już coś innego, równie godnego uwagi, emocjonującego, trzymającego w
napięciu? Kiedy możemy spodziewać się kolejnej Pani propozycji literackiej na
półkach księgarń?
MM: Skończyłam kontynuację „Posiadłości” pod koniec 2012 roku. Jest to
jak na razie moja najważniejsza i najbardziej dopracowana książka. Już w trakcie pisania „Posiadłości” zdałam
sobie sprawę, że muszę przystopować, żeby nie przedobrzyć. Pozostawiła wiele
pytań, na które mam nadzieję, udało mi się odpowiedzieć w kontynuacji. Chciałam
skupić się na każdym detalu. To dla mnie bardzo ważne. Pomiędzy „Posiadłością” a jej kontynuacją
wiele się w moim życiu zmieniło, napisałam jeszcze jedną książkę, szlifowałam
warsztat. Doszli nowi bohaterowie, skupiłam się nie tylko na Zarze ale i na
rodzie Debrettów. Pozwoliłam żeby ten świat bez reszty mnie pochłonął. Mam
nadzieję, że druga część już wkrótce pojawi się w księgarniach. Czy będzie
równie emocjonująca? Oby. Chcę zapewnić moim czytelnikom niezwykłe,
fascynujące, czasem przerażające chwile. Obecnie pracuję nad swoją ósmą
powieścią.
AG: Jak zareagowali Pani przyjaciele, inni studenci, na
wiadomość, że udało się Pani napisać powieść? A może znajomi nie wiedzą o tym,
przecież książka napisana jest pod pseudonimem?
MM: Nie wszyscy. O tym, że w ogóle coś pisałam wiedziała tylko garstka
najbliższych. Odkąd pamiętam zawsze skrobałam po zeszytach, więc dla rodziny i przyjaciół
nie był to taki wielki szok. Szok pojawił się dopiero po przeczytaniu. Należę do osób
spokojnych, dlatego większość po prostu przeraziło okrucieństwo, które
stworzyłam, cała otoczka, Debrettowie i ich tradycje. Reakcje zwykle są
pozytywne, usłyszałam wiele miłych słów od znajomych ze studiów. Chociaż, jak
mówi stare przysłowie, jeszcze się taki nie urodził…
AG: Czy studenci mają czas na czytanie książek? Jak Pani to
postrzega, znając to środowisko „od podszewki”?
MM: Wychodzę z założenia, że na czytanie czas zawsze się znajdzie. Nie
mogę oczywiście ręczyć za wszystkich studentów, obracam się jednak w kręgu, w
którym dużo się czyta. Muszę jednak zaznaczyć, że moja specjalizacja to
filologia angielska – literaturoznawstwo amerykańskie, więc czytanie poszczególnych
książek jest tutaj obligatoryjne. Może nie zawsze mamy czas, żeby czytać to co
byśmy chcieli ale na brak tekstów z pewnością nie możemy narzekać. Nie zawsze
jest łatwo, większość z nich to trudne do przełknięcia tomiszcza. Niektóre z
nich śnią mi się do dzisiaj.
AG: Jakie są Pani plany na przyszłość? Z jaką branżą
chciałaby Pani związać się na stałe? Może myśli Pani o tym, by zostać „pełnoetatową pisarką”?
MM: Pisanie to moja największa pasja. Nie chcę traktować jej jak zawodu,
pracy, ta myśl trochę odbiera mi zapał. Od pracy blisko już do obowiązku, a
przecież pisanie to sama przyjemność. Obecnie pracuję jako tłumacz, studiuję,
jednak czas na pisanie znajdę zawsze. Nie umiem bez tego żyć, pisanie to nie
tylko sam proces ale godziny spędzane na rozmyślaniach o bohaterach, o
sytuacjach, miejscach. Uważam się więc za
pełnoetatową pisarkę bezwzględnie czy dziennie piszę przez osiem godzin,
piętnaście minut czy nie dotykam klawiatury przez dwa dni. Pisarką jestem cały
czas.
AG: Skąd wzięła się Pani miłość do kawy?
MM: Od zapachu. Jako dziecko czekałam aż moi rodzice rozpakują torebkę
świeżej kawy. Patrzyłam jak przecinają ją nożyczkami, jak przesypują do puszki.
W całej kuchni roznosił się wtedy ten specyficzny, intensywny aromat. Kojarzył
mi się z jakimś innym, niedostępnym dla mnie światem. Do dzisiaj otwieranie
nowego opakowania to dla mnie mały rytuał, w którym kluczową rolę odgrywa
zapach.
AG: Czy umiłowanie do słowa pisanego wyniosła Pani z domu,
czy raczej sama zaczęła Pani swoją przygodę z literaturą, bez niczyjej sugestii
czy pomocy?
MM: Moi rodzice zawsze dużo czytali. Książki były u nas czymś
normalnym, normalne więc było dla mnie to, że się zbuntuję i nie będę czytać. Pisałam dużo wierszy,
opowiadań, tego nigdy nie zarzuciłam. Do powieści wróciłam mając 17 lat. Od
tego się zaczęło. Nigdy przedtem nawet nie podejrzewałam, że będę w stanie
napisać książkę. Od znajomych często słyszałam, że ciekawie opowiadam, lubili
mnie słuchać. Pewnego dnia po prostu usiadłam z laptopem mojej siostry i
zaczęłam pisać. Po zakończeniu pierwszej książki zrozumiałam, że to jest
dokładnie to, co pragnę robić. Nie potrafię porównać tej euforii z niczym
innym.
AG: Którą bohaterkę łatwiej było stworzyć: bogatą, biedną,
zagubioną i nieszczęśliwą, a może zadziorną i pewną siebie?
MM: Każda postać jest na swój sposób wyzwaniem, do każdej trzeba
podejść indywidualnie. Łatwiej było mi jednak stworzyć osobę zadziorną i pewną
siebie. To moje dokładne przeciwieństwo.
AG: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Książka ma swoją stronę na Facebooku: https://www.facebook.com/maggiemoonposiadlosc?fref=ts.
Tutaj jest moja recenzja tej powieści: http://asymaka.blogspot.com/2014/03/maggie-moon-posiadosc-recenzja.html.
KONKURS:
Zaczynamy zabawę dzisiaj, 31 marca, zakończy się ona 7 kwietnia, o godzinie 24:00. Wyniki pojawią się w ciągu trzech dni roboczych od momentu zakończenia konkursu. Do wygrania będzie egzemplarz "Posiadłości" z autografem autorki. Wystarczy pod tym postem napisać kilka słów na temat Waszego ulubionego okresu, w której epoce czulibyście się jak w domu? O której najchętniej czytacie? Nie zapomnijcie o podaniu adresu e-mailowego, bym mogła skontaktować się ze zwycięzcą i poprosić go o adres do wysyłki. Nagrodę ufundowała autorka. Dziękuję :)))
Gdybyście mogli udostępnić link do konkursu, byłabym wdzięczna niesłychanie, tak samo dziękuję za polubienia i dodanie mojego bloga do obserwowanych. Pozdrawiam.