poniedziałek, 31 marca 2014

Wywiad z Maggie Moon i konkurs z książką zatytułowaną "Posiadłość" do wygrania.



Maggie Moon to pseudonim literacki młodej, początkującej autorki. Zadebiutowała rok temu powieścią zatytułowaną „Posiadłość”, w której ujawniła swoje wielkie zainteresowanie Wiktoriańską Anglią. Ma 24 lata, uwielbia kawę, studiuje i mieszka w Krakowie. Jest miłośniczką dobrej literatury. W związku z tym, że książka bardzo przypadła mi do gustu postanowiłam wspólnie z autorką zorganizować konkurs, byście i Wy mieli szansę na wygranie egzemplarza „Posiadłości” i zapoznania się z tą ciekawą lekturą. Mam nadzieję, że Maggie Moon zdradzi nam też kilka sekretów ze swojego życia.

AG: Co kryje się Pani zdaniem pod pojęciem dobrej literatury? Jakiego typu książki preferuje Pani jako czytelnik?
MM: Staram się nie zamykać na żaden gatunek, jednak najbliższe mojemu sercu są thrillery oraz powieści historyczne. Z przyjemnością sięgam również po klasykę.  Dobra książka to dla mnie taka, którą czyta się świetnie nawet jeśli można przewidzieć co się stanie. To powieść, którą można przeczytać więcej niż dwa razy i zawsze odnajdzie się w niej nowy, niezauważony wcześniej detal. Dla mnie to między innymi „Milczenie owiec”, „Gormenghast”, czy „Ania z Zielonego Wzgórza”. Dobra książka to taka, od której się nie oderwę i idąc na tramwaj prędzej czy później wpadnę na słup, przechodnia czy wyjątkowo paskudną kałużę. To również powieść, po której ma się tak zwanego kaca książkowego.
AG: Kiedy poczuła Pani, że Anglia z XIX wieku jest Pani pasją, miłością? W jakich okolicznościach zaczęła się Pani interesować akurat tym okresem?
MM: Pasja do minionych epok zaczęła się już w dzieciństwie. Mama zaraziła mnie miłością do „Ani z Zielonego Wzgórza”.  Uwielbiam zarówno książki jak i adaptację, swoją drogą świetną. Kwestie aktorów znam na pamięć. Pokochałam kostiumy, wnętrza, budynki, sposób w jaki się wyrażali, odnosili do siebie. Po „Ani” przyszedł czas na „Przeminęło z Wiatrem”, w którym zakochałam się bez reszty. Właśnie po mamie odziedziczyłam zamiłowanie do historii, krynolin, bali, zamków. W liceum ubierałam długie spódnice, wyobrażałam sobie, że jestem jedną z dam, dla których taki ubiór to nic nadzwyczajnego. Fascynuje mnie nie tylko kultura, stroje czy muzyka. Szalenie interesujące jest życie codzienne zarówno arystokracji jak i zwykłych ludzi.  Studiuję filologię angielską, i właśnie zajęcia dotyczące królowej Wiktorii sprawiły, że zapłonęłam miłością do tego okresu. XIX wiek to również czasy Edgara Allana Poe, jednego z moich ulubionych autorów. Lektura jego utworów popchnęła mnie do zagłębiania się w to, co w XIX wieku było uważane za złe, zabronione, ukryte.
AG: „Posiadłość” zaskakuje zarówno świetnym stylem, jak też niepowtarzalnym klimatem, jest doskonale napisana, skonstruowana. Jak długo trwały prace nad tą powieścią?
MM: Bardzo dziękuję za te słowa. Teraz, po niemal 4 latach od rozpoczęcia „Posiadłości” nie mogę się nadziwić, że pisanie jej zajęło mi raptem kilka miesięcy. Zaczęłam pisać pod koniec października 2010 roku, skończyłam w marcu 2011. Oczywiście cały proces, łącznie z edytowaniem i poprawkami trwał o wiele dłużej.  Sam pomysł dojrzewał w mojej głowie prawie pół roku. Za każdym razem gdy wysyłałam „Posiadłość” do wydawnictw, czytałam ją i poprawiałam od nowa. Dopracowywanie jej trwało więc bardzo długo ale uwielbiałam każdą minutę spędzoną z Zarą i Debrettami. Obecnie praca nad książką zajmuje mi około roku. Muszę się upewnić, że jest „zapięta na ostatni guzik”, stale ćwiczę warsztat. „Posiadłość” jest moją czwartą napisaną powieścią, i pierwszą, którą potraktowałam poważnie.  Zrozumiałam wtedy co chcę pisać, i w czym czuję się najlepiej. Jej trzy poprzedniczki traktuję jak pierwsze, naiwne próby, o których ciężko mi opowiadać bez uśmiechu zażenowania.  W tamtym czasie były jednak ważne.
AG: Postać, jaką stworzyła Pani w „Posiadłości”, mam na myśli tutaj oczywiście Zarę, jest przedstawiona w sposób prawdziwy, realistyczny, ma ludzkie problemy, rzeczywiste dylematy, jest osobą „z krwi i kości”. Czy wzorowała ją Pani na kimś, czy to całkowicie fikcyjna, wymyślona postać?
MM: Zara jest tylko i wyłącznie wytworem mojej wyobraźni. Cieszę się, że przypadła Pani do gustu. Spędzam z moimi bohaterami mnóstwo czasu. Czuję się za nich odpowiedzialna. W chwili, w której pojawiają się na papierze stają się dla mnie prawdziwymi ludźmi. Zakochuję się w nich, pozwalam im się uwodzić, straszyć, irytować, fascynować. Czasami na myśl o nich mogę tylko przewrócić oczami. Ale pozwalam sobie na te emocje. Są ważne. Bohaterowie towarzyszą mi w życiu codziennym, rozmawiam z nimi, przyglądam się. Nie ważne czy ich lubię, czy nie znoszę. Zawsze staram się ich zrozumieć. Myślę, że takie podejście pomogło mi stworzyć Zarę. Stała się po prostu jedną z moich przyjaciółek, osobą, z którą spędziłam mnóstwo czasu.
AG: Czy powstanie kontynuacja „Posiadłości”? A może pisze Pani już coś innego, równie godnego uwagi, emocjonującego, trzymającego w napięciu? Kiedy możemy spodziewać się kolejnej Pani propozycji literackiej na półkach księgarń?
MM: Skończyłam kontynuację „Posiadłości” pod koniec 2012 roku. Jest to jak na razie moja najważniejsza i najbardziej dopracowana książka.  Już w trakcie pisania „Posiadłości” zdałam sobie sprawę, że muszę przystopować, żeby nie przedobrzyć. Pozostawiła wiele pytań, na które mam nadzieję, udało mi się odpowiedzieć w kontynuacji. Chciałam skupić się na każdym detalu. To dla mnie bardzo ważne.  Pomiędzy „Posiadłością” a jej kontynuacją wiele się w moim życiu zmieniło, napisałam jeszcze jedną książkę, szlifowałam warsztat. Doszli nowi bohaterowie, skupiłam się nie tylko na Zarze ale i na rodzie Debrettów. Pozwoliłam żeby ten świat bez reszty mnie pochłonął. Mam nadzieję, że druga część już wkrótce pojawi się w księgarniach. Czy będzie równie emocjonująca? Oby. Chcę zapewnić moim czytelnikom niezwykłe, fascynujące, czasem przerażające chwile. Obecnie pracuję nad swoją ósmą powieścią. 
AG: Jak zareagowali Pani przyjaciele, inni studenci, na wiadomość, że udało się Pani napisać powieść? A może znajomi nie wiedzą o tym, przecież książka napisana jest pod pseudonimem?
MM: Nie wszyscy. O tym, że w ogóle coś pisałam wiedziała tylko garstka najbliższych. Odkąd pamiętam zawsze skrobałam po zeszytach, więc dla rodziny i przyjaciół nie był to taki wielki szok. Szok pojawił się dopiero po przeczytaniu. Należę do osób spokojnych, dlatego większość po prostu przeraziło okrucieństwo, które stworzyłam, cała otoczka, Debrettowie i ich tradycje. Reakcje zwykle są pozytywne, usłyszałam wiele miłych słów od znajomych ze studiów. Chociaż, jak mówi stare przysłowie, jeszcze się taki nie urodził…
AG: Czy studenci mają czas na czytanie książek? Jak Pani to postrzega, znając to środowisko „od podszewki”?
MM: Wychodzę z założenia, że na czytanie czas zawsze się znajdzie. Nie mogę oczywiście ręczyć za wszystkich studentów, obracam się jednak w kręgu, w którym dużo się czyta. Muszę jednak zaznaczyć, że moja specjalizacja to filologia angielska – literaturoznawstwo amerykańskie, więc czytanie poszczególnych książek jest tutaj obligatoryjne. Może nie zawsze mamy czas, żeby czytać to co byśmy chcieli ale na brak tekstów z pewnością nie możemy narzekać. Nie zawsze jest łatwo, większość z nich to trudne do przełknięcia tomiszcza. Niektóre z nich śnią mi się do dzisiaj.
AG: Jakie są Pani plany na przyszłość? Z jaką branżą chciałaby Pani związać się na stałe? Może myśli Pani o tym, by zostać  „pełnoetatową pisarką”?
MM: Pisanie to moja największa pasja. Nie chcę traktować jej jak zawodu, pracy, ta myśl trochę odbiera mi zapał. Od pracy blisko już do obowiązku, a przecież pisanie to sama przyjemność. Obecnie pracuję jako tłumacz, studiuję, jednak czas na pisanie znajdę zawsze. Nie umiem bez tego żyć, pisanie to nie tylko sam proces ale godziny spędzane na rozmyślaniach o bohaterach, o sytuacjach, miejscach. Uważam się więc  za pełnoetatową pisarkę bezwzględnie czy dziennie piszę przez osiem godzin, piętnaście minut czy nie dotykam klawiatury przez dwa dni. Pisarką jestem cały czas.
AG: Skąd wzięła się Pani miłość do kawy?
MM: Od zapachu. Jako dziecko czekałam aż moi rodzice rozpakują torebkę świeżej kawy. Patrzyłam jak przecinają ją nożyczkami, jak przesypują do puszki. W całej kuchni roznosił się wtedy ten specyficzny, intensywny aromat. Kojarzył mi się z jakimś innym, niedostępnym dla mnie światem. Do dzisiaj otwieranie nowego opakowania to dla mnie mały rytuał, w którym kluczową rolę odgrywa zapach.
AG: Czy umiłowanie do słowa pisanego wyniosła Pani z domu, czy raczej sama zaczęła Pani swoją przygodę z literaturą, bez niczyjej sugestii czy pomocy?
MM: Moi rodzice zawsze dużo czytali. Książki były u nas czymś normalnym, normalne więc było dla mnie to, że się zbuntuję i nie będę czytać. Pisałam dużo wierszy, opowiadań, tego nigdy nie zarzuciłam. Do powieści wróciłam mając 17 lat. Od tego się zaczęło. Nigdy przedtem nawet nie podejrzewałam, że będę w stanie napisać książkę. Od znajomych często słyszałam, że ciekawie opowiadam, lubili mnie słuchać. Pewnego dnia po prostu usiadłam z laptopem mojej siostry i zaczęłam pisać. Po zakończeniu pierwszej książki zrozumiałam, że to jest dokładnie to, co pragnę robić. Nie potrafię porównać tej euforii z niczym innym.
AG: Którą bohaterkę łatwiej było stworzyć: bogatą, biedną, zagubioną i nieszczęśliwą, a może zadziorną i pewną siebie?
MM: Każda postać jest na swój sposób wyzwaniem, do każdej trzeba podejść indywidualnie. Łatwiej było mi jednak stworzyć osobę zadziorną i pewną siebie. To moje dokładne przeciwieństwo.
AG: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Książka ma swoją stronę na Facebooku: https://www.facebook.com/maggiemoonposiadlosc?fref=ts.




KONKURS:
Zaczynamy zabawę dzisiaj, 31 marca, zakończy się ona 7 kwietnia, o godzinie 24:00. Wyniki pojawią się w ciągu trzech dni roboczych od momentu zakończenia konkursu. Do wygrania będzie egzemplarz "Posiadłości" z autografem autorki. Wystarczy pod tym postem napisać kilka słów na temat Waszego ulubionego okresu, w której epoce czulibyście się jak w domu? O której najchętniej czytacie? Nie zapomnijcie o podaniu adresu e-mailowego, bym mogła skontaktować się ze zwycięzcą i poprosić go o adres do wysyłki. Nagrodę ufundowała autorka. Dziękuję :)))
Gdybyście mogli udostępnić link do konkursu, byłabym wdzięczna niesłychanie, tak samo dziękuję za polubienia i dodanie mojego bloga do obserwowanych. Pozdrawiam.

13 komentarzy:

  1. Moim ulubionym okresem są lata 20 i 30 XXw. :) Ten okres w historii niewątpliwie ma swój nieodparty urok, niepowtarzalny, ulotny klimat i wyjątkowy nastrój. Blichtr i splendor, jakiego nie znały ani wcześniejsze, ani żadne z późniejszych pokoleń. Prohibicja, fantastyczne kariery ludzi budujących od zera wielomilionowe fortuny. Gwiazdy kina i estrady, które pozostały żywe po dziś dzień. Nowe kanony mody i przełom w literaturze. Ogromne zmiany w życiu codziennym. Wyzwolenie kobiet. Wszystko, co wydarzyło się w krótkim okresie lat 20. pozostawiło niezatarty ślad w historii i świadomości ówczesnego człowieka i w znacznym stopniu wpłynęło na życie następnych pokoleń. Gdybym mogła wybrać dowolne miejsce zamieszkania w pięknych latach 20. XX wieku, to byłby to oczywiście mój ukochany PARYŻ. W początkach lat 20. nowatorski i odważny kanon mody rodem z Francji, zapoczątkowany przez Coco Chanel, po raz pierwszy pozwolił kobietom odkryć nogi. Popularne stały się "małe czarne" - krótkie, proste i dopasowane sukienki z czarnej krepy o długich rękawach i wycięciu przy szyi. Wersja wieczorowa "małej czarnej" uszyta z jedwabiu lub szyfonu to krótsze rękawy i większy dekolt. Popularne stały się bardzo krótkie fryzury - "na chłopczycę". Nastąpił również kres świetności gorsetów. Królowały proste kroje i kapelusiki w kształcie hełmu. W późnych latach dwudziestych sukienki znacznie się wydłużyły i zaczęły być mniej obcisłe, szczególnie w okolicach biustu. Swobodnie opadały z ramion, a nieodłącznym elementem stały się rękawiczki. Modne były jasne, pastelowe materiały, często sprowadzane z zagranicy. Makijaż przestał być tak wyrazisty jak kilka lat wcześniej. W 1921 roku stworzyła popularne do dziś perfumy –Chanel No. 5. Jej pomysły: sukienki i kostiumy z dzianiny, fryzury "na pazia", golfy (uwielbiam!), biżuteria (długie sznury pereł, łańcuchy, plastikowa biżuteria), "mała czarna" (sukienka), spodnie – dzwony, prochowiec spotykały się z entuzjastycznym przyjęciem i uważane są do dziś za klasyczny kanon elegancji. Marzę o zwiedzeniu domu mody Chanel i wypiciu dużej kawy w kawiarniach Moulins i Vichy, w których Coco występowała, mimo iż nie potrafiła śpiewać, to nadrabiała tańcem i temperamentem.
    Paryż w tamtych czasach to również stolica świata w sztuce. W 1920 roku w Paryżu pojawił się dadaizm. Pierwszą wystawę dadaistyczną pokazano w 1921 roku. w Salonie Niezależnych. Po kilku latach dadaizm ustąpił miejsca wywodzącemu się z niego surrealizmowi, którego miejscem narodzin i głównym ośrodkiem był Paryż. Kierunek okazał się bardzo żywotny i płodny artystycznie, a do jego głównych przedstawicieli mieszkających na stałe lub okresowo w Paryżu oprócz Bretona należeli Max Ernst czy Salvador Dali. W Paryżu zmontowano też i w 1929 roku. po raz pierwszy pokazano 'Psa andaluzyjskiego" Luisa Bunuela, uważany za arcydzieło filmu surrealistycznego.
    Paryż to dla mnie również stolica miłości. Kocham go również za romantyczne rejsy stateczkiem po Sekwanie, ZOO w Lasku Vincennes, spacery w okolicy wieży Eiffla. Uwielbiam usiąść w jednej z restauracji nad Sekwaną i pojeść: bagietki z masełkiem i ziołami prowansalskimi, croissanta z czekoladą, sery (mój ulubiony camembert), bretońskie naleśniki. Do tego burgundzkie wino! Ehh żebym tylko lepiej znać język francuski...
    Pozdrawiam, Iza (izka3@op.pl)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedź na konkursowe pytanie podzielić muszę na dwie części.

    Najbardziej lubię czytać książki o tematyce II wojny światowej, a w szczególności na temat Holocaustu, obozów nazistowskich, ale też łagrów stalinowskich. Może zresztą słowo „lubię” niezupełnie tu pasuje, bo przecież ta tematyka budzi smutek, przerażenie i niezwykle porusza – przynajmniej tak jest w moim przypadku i sądzę, że podobnie jest ze wszystkimi, którzy po tego typu książki sięgają. Tak więc może raczej powiem, że interesuje mnie bardzo ten okres w literaturze – przede wszystkim w literaturze faktu, ale również w powieściach czy też w poezji. Choć czytałam już naprawdę wiele na ten temat, to wciąż, przy nadarzającej się okazji, sięgam po tego typu książki, by wciąż pogłębiać wiedzę z tego zakresu. Uważam bowiem, że o tych czasach trzeba wciąż mówić i pamiętać, aby pamięć o tym, co było, nie zatarła się kiedyś. Jednak – co jest chyba oczywiste – za nic nie chciałabym żyć w tych czasach i doświadczyć osobiście tej straszliwej, przerażającej rzeczywistości.

    Tak więc dochodzę tu do drugiej części mojej odpowiedzi. Gdyby istniała taka możliwość, abym mogła przenieść się – choćby na jakiś czas – do innej epoki, w której czułabym się naprawdę dobrze, niemal jak w domu, to wybrałabym okres międzywojnia. Tu odwołam się do wspomnień z dzieciństwa, gdy uwielbiałam oglądać tzw. „Stare kino”, czyli czarno-białe filmy nakręcone przed II wojną światową. Świat oglądany wówczas na ekranie telewizora wydawał mi się taki radosny i szczęśliwy i – patrząc na historię naszego kraju- mogę stwierdzić, że chyba taki był. Polacy cieszyli się odzyskaną niepodległością i nie przeczuwali nawet jeszcze gorszych czasów, jakie miały nadejść. II wojna światowa zniszczyła bezpowrotnie ten świat, jaki wtedy istniał. Tak ja to odczuwam. Dlatego bardzo chciałabym przenieść się do tych właśnie czasów, sprzed tej wojny, aby odczuć ten klimat świata, który już nigdy nie powróci, a także poznać tak lubianych przeze mnie aktorów tamtej epoki: Aleksandra Żabczyńskiego, Eugeniusza Bodo, Jadwigę Smosarską, Mieczysławę Ćwiklińską, Adolfa Dymszę i innych…

    Dorota ( april.dp1@gmail.com )

    OdpowiedzUsuń
  3. Od zawsze marzyłam żeby się znaleźć w średniowieczu :) Te pełne przygód książki o magii, smokach i rycerzach zachwycały mnie. Nie chciałam zostać księżniczką ale pełną zapału wojowniczką :) Ale w pewnym momencie poszłam do liceum. Dowiedziałam się, że myli się tam 3 razy w roku, bali się wszystkiego, żyli przez prawie całe życie w ciemni i mieli straszne zęby.. Tylko karnawał gdzie wszystko wywraca się do góry nogami mnie zachwycił. Gdzie król zostaje biedakiem, a biedak królem. Wolę wierzyć w ten bardziej idealny średniowieczny świat z książek niż z lekcji polskiego :)
    Pozdrawiam :) funvirtualnaja@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie będę oryginalna jeśli wyznam, pasjonuje mnie literatura opisująca II wojnę światową. Uwielbiam książki opowiadające o tych latach. I to nie tylko traktujące o wojnie w Polsce, Europie, ale opisujące losy ludzi z całego świata. ("Król szczurów", "W księżycową jasną noc".
    Intryguje mnie zawiłość i złożoność ludzkiego umysłu. SS-mani, którzy wymordowali miliony ludzi, niejednokrotnie byli czułymi mężami i wzorowymi ojcami. Jak to możliwe? Czy człowiek zdolny jest do takiego okrucieństwa? (Jak napisała Zofia Nałkowska „Ludzie ludziom zgotowali ten los”).
    Gdy czytam książki o losach ludzi w tamtych latach, towarzyszą mi zawsze silne emocje. Gorycz, strach, gniew. Bardzo często płaczę i myślę jak my bardzo zatraciliśmy te wartości, które wyznawali nasi dziadkowie. Co dzieje się z dzisiejszym człowiekiem?
    Nie chciałabym jednak żyć w tamtych latach. To zbyt trudne.
    Nie miałabym wielkich szans na przeżycie. I choć rozczytuję się w literaturze dotyczącej wojny, to dziękuję Bogu, że przyszło mi żyć właśnie teraz. Bo jak mówią słowa piosenki:
    "Ja, to mam szczęście…
    że w tym momencie
    żyć mi przyszło, w kraju nad Wisłą
    Ja, to mam szczęście…"
    Amen


    sylwiam720@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałabym żyć epoce romantyzmu. Uwielbiam tamtejszą modę.. piękne suknie ! Chciałabym na co dzień chodzić w takich i podoba mi się to ,że panowie zabiegali o panie. Było o wiele romantyczniej :)

    magda.niska@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja ulubiona epoka, okres, w którym chciałabym żyć, to średniowiecze. Fascynuje mnie ta epoka od wczesnego dzieciństwa, kiedy to biegałam do zamku krzyżackiego do biura mamy. Bardzo ciekawi mnie, jak Krzyżacy w nim sobie radzili z trudami codziennego życia, jak postępowali z mieszkańcami, jak zamek wyglądał od środka. A poza tym tak naprawdę mało wiemy o codziennym życiu w tamtych czasach. Chętnie bym zobaczyła moją wieś w XIV wieku i zajrzała do zamku krzyżackiego. Wiem, że życie w tamtych czasach było trudne, ale również bardzo fascynujące – bale, uczty, dworska etykieta, turnieje rycerskie, paziowie, giermkowie i rycerze. Mogłabym być damą dworu… albo kronikarzem! W średniowieczu fascynuje mnie również język – staropolszczyzna jest pełna niespodzianek. Z jednej strony bardzo wyszukana, a z drugiej przaśna. O średniowieczu wciąż bardzo mało wiemy, dlatego tak chętnie zaczytuję się w książkach o tamtych czasach.
    martucha180@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie fascynuje Epoka Wiktoriańska. Bardzo chętnie przeniosłabym się do tych czasów w których Panie dbały o elegancję, nosiły szykowne, udrapowane suknie zazwyczaj z charakterystyczny kuperkiem. No i najwspanialsze w tej epoce były (prawie że "obowiązujące") gorsety, które kształtowały sylwetkę w kuszącą klepsydrę. Mnóstwo falban na damskich kreacjach co dodawało im tego wyjątkowego uroku. Sama chętnie wbiłabym się w którąś z tych przepięknych sukni. Wspaniałe również były dopełniające dodatki do sukni takie jak kapelusze, wachlarze i parasolki (które chyba skradły moje serce nawet bardziej niż gorsety :D). Dlatego kiedy wpada mi w ręce książka właśnie w czasach w których królowały te przepiękne kreacje zatapiam się w nią niezmiernie. A kiedy historia jest owiana dreszczykiem emocji i mnóstwem tajemnic, ah wyobraźnia zaczyna pracować na pełnych obrotach.

    ~*~
    Pozdrawiam, i gratuluję wspaniałego wywiadu z Panią Maggie Moon który czytało się bardzo przyjemnie.
    mentally887@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Okres lat 20-tych i 30-tych XXw. - koniecznie w GREENWICH VILLAGE, gdzie spędziłabym czas szukając śladów i duchów artystów, którzy od w tym okresie upodobali sobie tę urokliwą część Manhattanu.
    Oczami wyobraźni widzę tworzę swoją historię osnutą dymem z papierosa, wśród artystów i gangsterów, w szalonych czasach prohibicji. Kolorytu i tempa nadaje jej ragtime a osobliwej nostalgii - miejski krajobraz znany mi z ulubionych kadrów „Ojca chrzestnego” oraz Allenowskich "Strzał na Broadwayu".
    Ach… zajrzeć do słynnego Cotton Clubu na Broadway i odnaleźć choć cząstkę tej magii, którą chłonęła skupiona tam bohema …
    Ktoś powie, że przecież to czas prohibicji i lejącego się pokrętnymi kanałami alkoholu. Odpowiem – Tak – ale to też czas wielkiej rewolucji, związanej z wejściem czarnoskórych mieszkańców Ameryki na salony (w końcu!), ale przede wszystkim na jazzowe sceny, co bardzo sprzyjało jej rozwojowi. To właśnie Cotton Club był jednym z tych miejsc, gdzie czarni artyści mogli być podziwiani i gdzie zdobywali sławę. zasiąść wieczorową porą w klubie i poddać się magii szalonych improwizacji Duka Ellingtona, czy Connie’s Inn.
    Muzyka, sztuka, teatr i literatura – zyskiwały w tym czasie znaczenie i wagę – zarówno w samym Greenwich Village, jaki w Harlemie
    W tym miejscu i w tych tworzył np. wielki Scott Fitzgerald, a na salonach błyszczała jego żona Zelda. To początki Hollywood, wielkich koncernów prasowych. To początek nowoczesnej Ameryki. Cudownie by było być cząsteczką tej historii –być jej obserwatorem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. pozdrawiam ze słonecznej Bydgoszczy

    Aniela
    nadamagdamus@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedyś zachwycałam się światem Dzikiego Zachodu i Indian, ale na starość mi przeszło. Popatrzyłam na ten świat bardziej racjonalnie i perspektywa kowala jako dentysty trochę mnie ostudziła. Wciąż zachwycam się literaturą sf oraz światem fantasy, ale czy aby chciałabym żyć w przyszłości albo w świecie czarodziejów i smoków. Nie wiem, czy przy naszej ludzkiej skłonności do samozniszczenia naszej planety będzie jakaś przyszłość, więc chyba zostanę w miejscu, w którym jestem. Położę się na działce na hamaku i będę się przenosić tylko myślami w magiczne, odległe światy. To mi wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam XIX wiek, szczególnie upodobałam sobie Anglię i Amerykę w XIX wieku, kocham tą powściągliwość, konserwatyzm i w ogóle... miłość przectawiona w tym wieku, jest taka tajemnicza... te spacery z przyzwoitkami i listy pisane do siebie... bale... jestem po prostu tym bardzo zauroczona.

    Weronika kruszynka1624@wp.pl

    OdpowiedzUsuń