Kiedy zaproponowano mi zapoznanie się z tą lekturą nie wahałam się ani minuty. Któż bowiem nie słyszał o tej pisarce!
Joanna Bator otrzymała w roku 2013 Nagrodę Literacką Nike za książkę "Ciemno, prawie noc", dlatego każdy szanujący się bloger książkowy powinien zapoznać się z Jej prozą. Ja nie znałam twórczości tej jakże utalentowanej literacko osoby, dlatego postanowiłam nadrobić zaległości i przeczytać przedpremierowo "Wyspę Łzę".
I nie żałuję. To jedna z ostatnich powieści, po jakie sięgnęłam pod koniec 2014 roku. Poruszyła mnie, zabrała w podróż niezwykłą, wyjątkową, w głąb siebie. Oczekiwałam po tej lekturze czegoś nietuzinkowego, niebanalnego, pięknego, i nie zawiodłam się.
Joanna Bator z wykształcenia jest filozofką i kulturoznawczynią. Zagorzałą zwolenniczką wszystkiego, co związane z Japonią, uwielbia też biegać. Ma na swoim koncie takie książki, jak: "Japoński wachlarz", "Piaskowa góra" czy "Chmurdalia". Wielokrotnie nagradzana w międzynarodowych konkursach literackich, za ostatnią powieść otrzymała nagrodę Nike. Opowiadane przez nią historie zostały przetłumaczone na wiele języków. "Wyspa Łza" ukaże się 15 stycznia nakładem wydawnictwa Znak.
O czym jest ta książka? Czego dotyczy? Gdzie zabierze nas na kartach najnowszej swojej propozycji literackiej Bator? Dlaczego słowa "Znikła bez śladu" staną się tak istotne dla niej? Dlaczego będą ją nieustannie prześladować?
Ta, po której wszelki ślad zaginął to Sandra Valentine. W 1989 roku, a więc ponad 25 lat temu była w trakcie podróży, z której nie wróciła. Pomimo upływu lat nadal nie wiadomo, co się z nią stało. Bator poczuje wielką więź z zaginioną, nie będzie mogła o niej zapomnieć dopóki nie uda jej się znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania. Jak wyglądały jej ostatnie chwile przed zaginięciem? Czy wsiadła do czyjegoś samochodu? Czy żyje sobie spokojnie gdzieś tam, z dala od dawnego życia? Czy ta wyprawa jest komukolwiek potrzebna? Co odkryją pisarka i fotograf Adam Golec, który będzie dokumentował jej podróż? Czy w ten sposób można odnaleźć samą siebie, tę zagubioną, uśpioną, mroczną bliźniaczkę, która tkwi być może w każdym z nas?
Zdjęcia są idealnym uzupełnieniem historii opowiedzianej przez pisarkę. Tworzą klimat tajemniczości, świetnie łączą się ze słowami, jakie czytamy. Intryguje nas ta opowieść, nie daje spokoju. Jesteśmy zaniepokojeni, zamyśleni, zaczynamy się zastanawiać nad własnym jestestwem. Dowiadujemy się sporo nie tylko o zaginionej czy autorce książki, ale też o samych sobie. Warto wraz z Bator wyruszyć w podróż niezwykłą, w głąb wyspy w kształcie łzy, gdzie rzeczywistość tak niesamowicie przeplata się z magią.
"(...) czas jest bezlitosny dla naszych tragedii. Wystarczy pomyśleć o wszystkich wielkich nieszczęśliwych miłościach czy utratach, wydawałoby się, nie do zniesienia, które teraz przypominają zalegające w pamięci żałosne i niekiedy trudne do zidentyfikowania trupki, jakie morze codziennie wyrzuca na plaże Wyspy Łzy." [1]
"Wyspę Łzę" polecam zdecydowanie. Nie jest to książka z serii lekkich, łatwych i przyjemnych, za to naprawdę warta jest przeczytania. Bo to powieść o czymś. O czymś ważnym. Autorka opowiada nam swoją historię w sposób interesujący, fascynujący, zajmujący. Idziemy za nią śladem tej, która zniknęła, dajemy się wciągnąć w tę fabułę, wczuwamy w rolę, jaką wyznacza Bator. Wraz z nią przemierzamy morze wspomnień, tajemnic, hipotez. Niektóre z nich obalamy, innym przyglądamy się uważniej, przez lupę je oglądamy. Czy możemy odciąć się całkowicie od naszej przeszłości? Oddzielić to, co było, przekreślić, zamknąć za sobą pełne mrocznych sekretów drzwi, nie zaglądając nawet przez dziurkę od klucza naszej pamięci?
Lektura obowiązkowa! Bez dwóch zdań!
"(...) pamiątka nie jest nigdy tym, co chce się pamiętać, bo przedstawia coś, co już zostało utracone.
Ma upamiętniać miłe chwile, ale przecież problem jest nie w pamiętaniu tego, co miłe, ale w niemożności zapomnienia o tym, co nas poraniło do kości i przytargało za włosy przez błoto stosów
Waranasi. Nie zbieram rzeczy, pozostałości historii, z których uleciało życie, lubię za to pewną ostentację w pozbywaniu się pamiątek, przesadzony kobiecy dramatyzm palenia, wyrzucania, rozbijania, w morskiej toni topienia." [2]
Joanna Bator "Wyspa Łza" premiera: 15 stycznia 2015
[1] "Wyspa Łza" Joanna Bator, wydawnictwo Znak 2015, strona 68
[2] Tamże, str. 257
Poznanie twórczości Joanny Bator mam na mojej liście punktów do wykonania w 2015 roku. Twoja recenzja tylko mnie w tym utwierdziła.
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam. W kolejce na półce czeka jeszcze "Japoński wachlarz". Bardzo przyjemna recenzja :)
OdpowiedzUsuńTak sobie pomyślałam czytając Twoją recenzję, że może Sandra Valentine to alter ego autorki i tak naprawdę jej zaginięcie jest metaforą życia autorki. A powrót do przeszłości i szukaniem śladów swoistym rachunkiem sumienia.
OdpowiedzUsuńAle pewnie dalece przesadziłam ze swoją interpretacją :)
Pozdrawiam.
a na to Ci nie odpowiem, Madziu, musisz sama zapoznać się z książką, ciekawy komentarz, nie powiem, że nie :)
Usuńpozdrawiam serdecznie
No wiesz... zaintrygowałaś mnie :)
UsuńCzyżbym miała trochę racji?!
Ciekawie prezentujesz książkę, ale jakoś proza Pani Bator mnie nie pociąga...a zresztą tyle mam do czytania, że i tak nie bardzo bym ją zmieściła w tym roku.....
OdpowiedzUsuńMuszę przeczytać,pewnie dzięki niej podumam o życiu :)
OdpowiedzUsuńDziwna nazwa "Łza", coś jakby przekręcone "Zła"... Ciekawe!
OdpowiedzUsuńNa razie wolę lżejszy kaliber, ale książka warta zainteresowania.
OdpowiedzUsuńPS Zerknij do mnie na post "Dziecko w sieci", powinien Cie zainteresować.
Bator i Witkiewicz to chyba najbardziej wyczekiwane premiery stycznia bynajmniej przeze mnie :)
OdpowiedzUsuńJeśli to lektura obowiążkowa, to pewnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńKolejna autorka, którą poznaję dzięki Tobie.
OdpowiedzUsuńJa też bardzo zdecydowanie polecam. Pozycja wyjątkowa moim zdaniem.
OdpowiedzUsuńMoja recenzja, jeśli masz ochotę: http://niedopisanie.blogspot.com/2015/04/joanna-bator-wyspa-za.html
Nie zaprzyjaźnię się z tą książką. Sposób, w jaki była pisana, odpycha mnie. Nie przepadam za kwiecistym stylem, choć nie mam nic przeciwko długim zdaniom, rozciągniętym na kilka linijek tekstu, pod warunkiem, że mają sens i cel. Tutaj niektóre z nich sprawiają wrażenie udziwnianych na siłę. Jakby ktoś wrzucił do nich kilka takich wyrazów, by całe zdanie było trudne do zrozumienia. A przekaz stał się bardziej mistyczny. Cała książka błądzi gdzieś na granicy rzeczywistości i ułudy. Klimat jest ciężki, oniryczny i lepki, ale nawet to nie ratuje powieści od bycia nudną. I te opisy!
OdpowiedzUsuńRelacja z rozdeptania ślimaka i emocji z tym pechowym rozdeptaniem związanych, rozciągnięta na całą stronę; czy na kilka(nastu) stronach opisywany rozstrój żołądka, utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie wszytko trzeba publikować. Najzabawniejsze jest to, że po skończeniu Wyspy łez wiem, o czym ta książka nie jest. Nadal jednak nie wiem, o czym jest. Sili się na wielką metafizykę, na podróż wgłąb siebie. Sili się, bo w moim odczuciu metafizyką nie jest.