poniedziałek, 28 grudnia 2020

Tak naprawdę mam na imię Hanna Tara Lynn Masih

 



Tara Lynn Masih jest pisarką i redaktorką, której debiutancką powieść miałam przyjemność właśnie przeczytać. 

Książka ta nie jest historią opartą na faktach, ale inspirowaną wydarzeniami prawdziwymi. 

Główna bohaterka, Hanna Śliwka, to młoda, inteligentna i pracowita dziewczyna. W chwili wkroczenia do Kwasowej armii niemieckiej nie ma jeszcze nawet czternastu lat. Przyjaźni się z sąsiadką Ałłą, która moim zdaniem jest jedną z najciekawszych i najbardziej niesamowitych postaci, doskonale stworzonych, przemyślanych i świetnie wykreowanych przez autorkę. To osoba, która przekazuje Hannie wiedzę, uczy nie tylko malowania pisanek, wspiera ją, wreszcie ratuje życie jej i jej najbliższym. 

Świat widziany oczami młodej kobiety jest po stokroć interesujący. Dowiadujemy się, jak wyglądało jej życie przed wybuchem wojny, jak bardzo było beztroskie i szczęśliwe w porównaniu z tym, z którym przyszło jej się mierzyć później. 

Hanna przeżywa wiele różnorodnych emocji, od niepewności jutra, pierwszego pocałunku czy życia w lesie i w jaskini. Musi szybko dorosnąć, być opoką dla młodszego rodzeństwa, staje się dumą rodziców i przyjaciół. 

Ta opowieść jest spójna, ciekawa, przeznaczona zarówno dla dorosłych, jak i dla młodzieży. Pokazuje, że ludzie są w stanie wiele znieść, jeśli tylko mają przy sobie najbliższą rodzinę, na którą zawsze mogą liczyć. Na której mogą polegać, do której mogą się przytulić i wesprzeć wtedy,  gdy odbiera się im już niemalże wszystko. To również historia o tym, jacy bywają ludzie. Jak w poczuciu zagrożenia zachowują się sąsiedzi, znajomi. Jedni z narażeniem własnego życia bezinteresownie pomagają ukrywającym się Żydom, inni biorą od nich kosztowności w zamian za jedzenie i ocalenie, a jeszcze inni noszą ich skradzione sukienki i udają, że ich nie znają, gdy ci wychodzą z ukrycia. 

Najgorsze jest to, że nie tylko Niemcy ścigali Żydów, ale i wielu Ukraińców zachowywało się nie do pojęcia. Do tej pory mam przed oczami mrożący krew w żyłach obraz, jaki niebywale sugestywnie namalowała przede mną pisarka. Moment, gdy ukraińscy chłopi zastawili ukrywającym się w jaskini Żydom jedyne wyjście ogromnym kamieniem wzbudził we mnie gniew, złość i rozgoryczenie. Jak można było tak postąpić? Skazać ich na pewną śmierć? Jak mogli spokojnie wrócić do domów, do swoich rodzin, żon, dzieci??? 

"Tak naprawdę mam na imię Hanna" to bardzo dobrze napisana powieść. Jej bohaterowie są silni, zdeterminowani, odważni, ale i oni miewają chwile zwątpienia. 

Mimo trudnej tematyki publikację czyta się szybko, stworzona jest w sposób subtelny, delikatny. Pozwala na chwilę  zadumy, refleksji, wyciszenia. Myślę, że warto podsunąć ją naszym dorastającym dzieciom, ale i dorośli wiele z tej lektury wyniosą. Wiem, że ostatnio coraz więcej jest historii wojennych, ale ta akurat wyróżnia się na tle innych. Jest nietuzinkowa, magiczna, inna. Autorka wplotła w swoją fikcję literacką sporo interesujących faktów, przekazała nam prawdziwe emocje osób, którym przyszło żyć w tym dramatycznym czasie. Przedstawiła nam skrajnie różne zachowania ludzkie i przypomniała, że nadzieja umiera ostatnia. Dzięki niej pomimo chłodu za oknem poczułam ciepło promieni słonecznych, jakie otoczyły główną bohaterkę, gdy opuściła jaskinię. Tara Lynn Masih bardzo sugestywnie opisała moment, w którym Hanna znów mogła oddychać świeżym powietrzem, cieszyć się odzyskaną wolnością i spotkaniem z przyjaciółką. 

Książkę polecam. Wydanie w twardej oprawie, pięknie wykonane, czcionka w sam raz, a treść naprawdę wyjątkowa. Przenieście się do niezwykłego świata Hanny. Naprawdę warto! 





środa, 18 listopada 2020

Moc truchleje Opowieści wigilijne 1939-1945 Sylwia Winnik

 



"Moc truchleje" to zbiór niezwykłych opowieści wigilijnych z czasów II wojny światowej, ale nie tylko. Sylwia Winnik po raz kolejny składa w jedną, kompletną całość wspomnienia ludzi, którzy przeszli zbyt wiele. Którzy zbyt wiele widzieli. Słyszeli. Którzy nie mogą wymazać z pamięci widoku krwi, bestialstwa, cierpienia, śmierci... Którzy byli bezsilni wobec dramatu swoich bliskich. A jednak w ich sercach zagnieździła się nadzieja i za nic nie chciała odejść. Ci ludzie potrafili cieszyć się z drobnych radości. Z tego, że żyją. Że mogą być razem, pomimo iż wieczerza wigilijna jest skromna, biedna, symboliczna. Wypatrywali pierwszej gwiazdki, łamali się opłatkiem, a gdy tego nie mieli kawałkiem czarnego chleba. Prezenty, jeżeli w ogóle były, to równie symboliczne, co kolacja, ręcznie robione czapki, szaliki, ozdoby z drewna cieszyły najbardziej, ponieważ ofiarowano je z miłością. 




Pisarka zaprasza nas również na wieczerzę do domu swoich przodków. Wielokrotnie nawiązuje do tradycji, przypomina, jak jest ważna i że my również powinniśmy ją kultywować. 
Dzięki Sylwii Winnik i ja przypomniałam sobie o jednej z najtrudniejszych Wigilii w moim życiu. Do tej pory nie mogę się pogodzić ze stratą mojej babci, od której mogłabym się tyle dowiedzieć, wysłuchać jej wojennych wspomnień, zobaczyć ją oczami wyobraźni jako młodą, wesołą kobietę, którą dziś widzę jedynie na czarno-białych fotografiach. 

"Poczucie tęsknoty, które nie mija, jest jak to puste miejsce przy stole podczas kolacji wigilijnej. Symbol tych, którzy odeszli." 1 

"Moc truchleje" to opowieść o wspólnych chwilach czasem zupełnie obcych sobie ludzi. Ludzi, którzy w dramatycznym momencie życia przetrwali dzięki sile, odwadze, nadziei. Byli daleko od domu, marzyli tylko o wolności i o tym, by jeszcze kiedyś spędzić święta z bliskimi. Nie w obozie koncentracyjnym, nie na wygnaniu w mroźnej Syberii i nie na Pawiaku. 

Mnie do głębi poruszyła opowieść o ukraińskich sąsiadach Polaków, którzy dopiero co siedzieli przy wspólnym stole i dzielili się z nimi opłatkiem, a którzy później mordowali z zimną krwią ich dzieci, ich żony i ich samych. Nie mogę tego zrozumieć i przejść nad tym do porządku dziennego. Muszę jednak wspomnieć również o tym, że nie wszyscy tacy byli. Wielu Ukraińców z narażeniem życia swojego i swoich rodzin, pomagało Polakom. I o tym nie zapominają w swoich wspomnieniach bohaterowie publikacji Sylwii Winnik. 

"(...) Cuda dzieją się wokół nas każdego dnia, tylko nie umiemy ich dostrzegać, bo nie chcemy ani nie potrafimy w nie uwierzyć. Tylko że... przychodzi niekiedy taki moment, że wbrew naszej woli dzieje się nagle coś pięknego. I dzieje się właśnie po to, by docenić codzienny cud życia. I żeby o cudzie, jakim jest życie, nie zapominać." 2

Autorka oprócz wspomnień z czasów wojny spisała jeszcze przepisy na dwanaście tradycyjnych potraw, które z powodzeniem możemy wykorzystać przy naszym wigilijnym stole. 
Sylwia Winnik próbuje ocalić ludzkie historie od zapomnienia. Moim zdaniem doskonale jej się to udaje. 
Czekam z ogromną niecierpliwością na kolejne historie, które nam opowie. 
"Moc truchleje" polecam z całego serca, chociaż wydaje mi się, że tej książki nie trzeba polecać. Ją po prostu trzeba przeczytać! Bez dwóch zdań! 




1 Sylwia Winnik, "Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939-1945", Wydawnictwo Znak, Kraków 2020, s. 46
Tamże, s. 68






czwartek, 12 listopada 2020

Magdalena Kordel "Bo nadal Cię kocham"

 



         Magdalena Kordel to jedna z niewielu polskich pisarek, której twórczość naprawdę mogę polecać "w ciemno". Nawet osobom, które czytają rzadko, raczej od literatury jako takiej stronią. Nawet osobom, których nie znam na tyle dobrze, by z góry wiedzieć, jaka tematyka i kogo proza przypadnie im do gustu. 

         Na okładce najnowszej powieści możemy przeczytać: "Poczuj świąteczną magię miłości". I ja właśnie teraz ją czuję. Zrobiło mi się ciepło na sercu i chociaż nie ma jeszcze nawet połowy listopada, myślę już całkiem poważnie o Bożym Narodzeniu! Magdalena Kordel potrafi czarować słowem w taki sposób, że mimo szarości i słoty jesiennej za oknem nabrałam wielkiej ochoty na wyszukiwanie prezentów, które sprawią radość moim najbliższym. Poczułam zapach świerku, świeżo upieczonych pierniczków i moich ulubionych pierogów z kapustą i grzybami. W tym trudnym dla nas wszystkich czasie taka lektura jest bardzo potrzebna. Dodająca nadziei i otuchy. 

        "Bo nadal Cię kocham" to kolejna porcja opowieści o mieszkańcach miasteczka ulokowanego wśród gór. Zajrzymy do świeżo upieczonej, zmęczonej i niewyspanej mamy, przystaniemy na chwil kilka, by posłuchać najnowszych ploteczek doręczyciela poczty, który tym razem przeszedł w zmyślaniu chyba samego siebie, a nade wszystko dowiemy się, co słychać u Leontyny? Co spędza jej sen z powiek i nie daje spokoju ani za dnia, ani w nocy?

        W tej historii znajdziemy odpowiedzi na wiele nurtujących nas pytań. Dowiemy się, jak wyglądała trudna i bolesna przeszłość wojenna i czy można w nieskończoność udawać, że tamten traumatyczny okres życia nie istniał? Czy uda się go całkowicie i bezpowrotnie wymazać z pamięci? Czy pierwsza prawdziwa miłość może przetrwać kilkadziesiąt lat i czekać na nowy początek, jak gdyby nigdy nic się nie stało? Jakby lata nie upłynęły? Jakby ludzie się nie zmienili? Jakby wszystko było takie, jak kiedyś? Jakby zmarszczki się wygładziły, a dawne żale nie miały miejsca? Kogo spotka Leontyna? Czy jej sklepowa wystawa będzie tak piękna jak zawsze, szczególnie przed Świętami? Czy zauroczy przechodzących obok niej mieszkańców Malowniczego, ale i przyjezdnych? Wreszcie, czy puste miejsce w sercu zapełni się miłością? 

"Poznałam Cię za późno

O sześć tysięcy nocy

O smak ciasteczka z wróżbą 

I o dziecięcy kocyk

O sen pachnący miętą 

Co usta mógł rozchylić

O szybę zamarzniętą

O miejsce na Wigilii (...)" 


         Dzięki temu, co przeczytałam z całych sił zapragnęłam udać się do Kuferka, by poszukać tam czegoś, co mogłoby na stałe zagościć w moim domu. Czegoś, co nadałoby mu klimatu przedwojennego mieszkanka w kamienicy. Może byłby to mały, zgrabny stolik, może zielona lampa, a może delikatna, pięknie zdobiona filiżanka? 


"Bo nadal Cię kocham" to opowieść o ogromnej samotności, o nadziei, która powraca zupełnie niespodziewanie i o miłości silniejszej niż strach. O tym, że zawsze warto próbować, że nic nie jest ostateczne i z góry przesądzone. O tym, że coś magicznego jest w pierwszym śniegu, coś niesamowitego w dotyku ukochanej dłoni, chociaż nie czuło się go przez wiele, wiele lat, a jednak nigdy się go nie zapomniało i coś równie niezwykłego, co pouczającego w rozmowie nad ranem z mądrą, dorastającą dziewczyną, która może nam coś uświadomić i pomóc zrozumieć. Magdalena Kordel pozwala nam na chwilę oderwać się od przytłaczającej, smutnej pogody za oknem. Maluje słowem piękny, zimowy, śnieżnobiały krajobraz. Zaprasza na przepyszny lwowski tort i herbatę pachnącą cynamonem. Pomiędzy nogami plącze nam się kot, który od dawna powinien być na diecie, znienawidzony szal zje nam... koza, a kura być może zniesie właśnie dla nas jajko! Kto wie? 

Najnowsza powieść pisarki to miejscami zabawna, miejscami wzruszająca zimowa historia o ludziach, którzy się kochają, szanują i dbają o siebie nawzajem. Pozwoliłam sobie uronić kilka łez, zaplanować pieczenie i zdobienie pierników i ciasteczek. Optymistycznie nastroiłam się do ludzi i otaczającego mnie świata. 

Usiądźcie spokojnie z ciepłą herbatą, ciastkiem i przenieście się po raz kolejny do Malowniczego! Kto raz tam zagościł, na pewno wróci. Naprawdę poczujecie świąteczną magię miłości i na Waszych twarzach zagości rozmarzony uśmiech. Magdalena Kordel stworzyła przepiękną historię. Warto się z nią zapoznać. Zapewniam, że po skończonej lekturze wszystko stanie się prostsze, milsze, ładniejsze. Polecam z całego serca! To idealny prezent świąteczny, który z pewnością ucieszy nie tylko miłośniczki książek! 


Premiera: 25 listopada 2020 r. 

fragment pochodzi z książki "Bo nadal Cię kocham" Magdalena Kordel, str. 106, 

Aleksandra Bacińska "Poznałam Cię za późno", muzyka: Michał Łangowski, wykonanie oryginalne:  Cisza Jak Ta

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Miłość w Auschwitz Edward Galiński Mala Zimetbaum i uczucie silniejsze od śmierci Francesca Paci

 


 



"-Mamo, to jest więzienie? 
-Tak, zanim się urodziłaś, było tu więzienie. 
-Jest takie ogromne. Tylu było złych ludzi, zanim się urodziłam?
-To więzienie działało na opak, w środku byli dobrzy, a na zewnątrz źli, i byli wolni. 
-Ale jeśli źli byli na zewnątrz i byli wolni, to dlaczego nikt ich nie złapał?
                                                                                                                     Eleonora, lat 4 
                                                                                                        Brzezinka, jesień 2015" 




Książkę "Miłość w Auschwitz" skończyłam czytać kilkanaście minut temu. Już po pierwszych jej zdaniach wiedziałam, że to coś ważnego, wyjątkowego, o czym na pewno szybko nie zapomnę. Nie będzie stała pośród wielu innych publikacji dotykających tematyki II wojny światowej zakurzona i zaniedbana, jak stało się z historią Mali i Edka. Nie będzie. 
Nadal, pomimo upływu kilku już chwil, nie mogę nadziwić się temu, że nigdy wcześniej o nich nie słyszałam. O dzielnej, pięknej Żydówce i równie odważnym, co przystojnym Polaku. Przeczytałam przecież wiele, wiele powieści nawiązujących do czasów II wojny światowej, o tym piekle, jakie zgotowali Niemcy zupełnie niewinnym ludziom! 
A jednak nigdy nie słyszałam o legendarnej Mali ani o Edku. Oni naprawdę powinni pozostać w pamięci następnych pokoleń... 
Historia tej niezwykłej pary ciekawi i intryguje. Chociaż od początku wiemy, jak się zakończy niemalże do ostatniej chwili wierzymy, że wydarzy się cud. Że wszystko będzie dobrze. Uciekli z Auschwitz! Udało im się dokonać niemożliwego! Być może oglądali gwiazdy na wolności, słuchali śpiewu ptaków przez krótki, za to jakże szczęśliwy moment. Może nie do końca beztroski, ale na pewno szczęśliwy. Byli razem. I tylko to się liczyło. Tylko to było ważne. To, jak również przekazanie światu, co dzieje się w tym piekle na ziemi. 
Kiedy Niemcy we wrześniu 1939 roku przekroczyli granicę Polski Mala miała zaledwie 21 lat. Od 11 była mieszkanką Antwerpii wraz z rodzicami, bratem i dwiema siostrami. Była utalentowana, bystra, miała zdolności matematyczne i językowe (to ostatnie przydało jej się w obozie). Znała się na modzie. Była pewna siebie. 
Edward Galiński w obozie śmierci pracował jako mechanik. Miał 19 lat, w Auschwitz był niemalże od początku. 
W Oświęcimiu i Edek i Mala byli uprzywilejowani. Każde z nich mogło swobodnie się przemieszczać, a mimo tego żadne nie było traktowane wrogo czy z zawiścią. We wspomnieniach więźniarek Mala jawi się jako pomocna, życzliwa, ratująca życie ludzkie. Szybko zyskiwała sympatię i stała się znaną postacią nie tylko w Birkenau. Tym gorzej została potraktowana w momencie schwytania. 
Nie jest to zwyczajna historia o zwyczajnych ludziach. To opowieść napisana przez życie. Odarta ze złudzeń, w żadnym razie nie jest naiwna. Uczucie miłości, jakie narodziło się między Malą i Edkiem było naprawdę silniejsze od śmierci. Dlatego właśnie ta książka jest taka niezwykła, bo opowiada o niezwyczajnych osobach. O ludziach, którzy chcieli coś zmienić, nie bali się przeciwstawić oprawcy, szukali wyjścia z tej chorej, patowej sytuacji. Wierzyli, że świat powinien wiedzieć o obozie zagłady, by móc ingerować, protestować, zakończyć ten bestialski, masowy mord. 
"Miłość w Auschwitz" została napisana z prawdziwą pasją, szacunkiem i zdrową ciekawością, które wyczuwa się na każdym kroku, gdy tylko wczytujemy się w poszczególne fragmenty. Włoska dziennikarka-autorka publikacji postanowiła przypomnieć nam historię zapomnianą, przykurzoną, a przecież naprawdę godną uwagi i upamiętnienia. Francesca Paci dotarła do dokumentacji związanej z Malą i Edwardem i dokładnie ją przestudiowała. Rozmawiała z ludźmi, którzy ich znali i pamiętali, jak też z ich ocalałymi rodzinami i dalszymi krewnymi. Dzięki jej wnikliwej analizie i obserwacji poznaliśmy Malę sprzed wojny, dowiedzieliśmy się, jaka była, czym się zajmowała, jak żyła, z kim się spotykała. Autorka pokazała nam także, jak wyglądają obecnie miejsca związane z główną bohaterką książki. Podeszła do opowiedzianej przez siebie historii w sposób nietuzinkowy, niesztampowy, oryginalny. Nie wychwalała pod niebiosa tych dwóch postaci, nie oceniała ich i nie krytykowała. Pozwoliła czytelnikowi na własne zdanie, moment zastanowienia. Przedstawiła Malę i Edka takimi, jakimi zapewne byli. Pamiętajmy o nich. Wspominajmy ich historię. Ku przestrodze, by nigdy więcej jeden człowiek nie mógł decydować o życiu, a raczej o śmierci milionów. Urońmy nad ich losem chociaż jedną łzę. Pozwólmy sobie na chwilę refleksji, zadumy. Zatrzymajmy się i zastanówmy nad tym, co wydarzyło się za życia naszych dziadków czy pradziadków, a może rodziców?  To dzięki odważnym ludziom żyjącym w czasie II wojny światowej żyjemy w wolnym kraju. Pamiętajmy i o tym. I nie zmarnujmy tego, o co oni walczyli. 
Być może uważacie, że zbyt wiele ostatnio pojawiło się publikacji związanych z tamtym czasem. Wiem, że wiele osób tak myśli. Czytam komentarze w sieci. Że ktoś tam jest zmęczony. Że nie ma ochoty. Ma prawo nie czytać. Oczywiście, że tak. Tylko skoro on jest zmęczony tą tematyką, jak bardzo musieli być zmęczeni ci, którym przyszło w tamtych czasach żyć. I którzy musieli przetrwać. Walczyć. Zastanówmy się czasem, co wypisujemy w Internecie. 
I nie zapominajmy o II wojnie światowej, przekazujmy historię naszym dzieciom i wnukom, bo niewiedza może nas, jak też kolejne pokolenia sporo kosztować. 
Całość polecam zdecydowanie. Z głębi serca. To niezwykła publikacja o niezwykłych ludziach. 

piątek, 29 maja 2020

Motyw ukryty. Zbrodnie, sprawcy i ofiary. Z archiwum profilera. Katarzyna Bonda, Bogdan Lach





Wszystko, o czym przeczytacie w Motywie ukrytym”, miało miejsce w rzeczywistości. 
Byli tacy sprawcy, takie ofiary, dokładnie takie motywy im przyświecały i takie ślady
zachowania zostawili na miejscu zbrodni – Katarzyna Bonda





Dekadę temu profilerów współpracujących z policją traktowano jak wróżbitów. Obecnie mamy świadomość, jak kluczową rolę w schwytaniu przestępcy pełnią specjaliści sporządzający portret psychologiczny sprawcy zbrodni. I niemal każdy z nas słyszał już o wybitnym profesjonaliście w tej dziedzinie – Bogdanie Lachu. To właśnie on wspólnie z najpopularniejszą polską autorką powieści kryminalnych Katarzyną Bondą, zajęli się opisaniem najciekawszych spraw z archiwum policyjnego psychologa śledczego. Wstrząsający reportaż – „Motyw ukryty. Zbrodnie, sprawcy i ich ofiary. Z archiwum profilera” – do księgarń trafił już 20 maja. Wszystko, co zostało zapisane na kartach tej książki, wydarzyło się naprawdę.





       Publikacja ta, choć dość obszerna i trudna ze względu na poruszoną w niej tematykę, wciąga od pierwszych już stron. Nie sposób się od niej oderwać, a po skończonej lekturze szybko o niej zapomnieć. O ofiarach, o przestępcach, o ostatnich chwilach przed zbrodnią, o pierwszych po niej... Obrazy, jakie stają nam przed oczami, pobudzają naszą wyobraźnię i działają na zmysły ze zdwojoną siłą. 
       Już na wstępie próbujemy samodzielnie rozwikłać zagadkę, jaką postawili przed nami autorzy. Jej rozwiązanie znajdziemy dopiero na końcu książki. Mamy zatem myśleć samodzielnie, zbierać informacje, składać fakty w jedną, logiczną, spójną całość. Czy uda nam się wytypować sprawcę? A może osób uwikłanych w tę zbrodnię było więcej? 
       Jakże błahe są czasem powody. Dlaczego ktoś zabija dla 5 zł? Zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym? W jaki sposób działa umysł sprawcy? Skąd wiedzieć, że to akurat ta, a nie inna osoba, posunęła się do morderstwa? Jak żyją dorośli, którzy zostali pozbawieni bezpiecznej przystani w wieku dziecięcym? Którzy musieli zbyt szybko dorosnąć, którym zabrano niewinność, którzy nie otrzymali opieki, pomocy od osób najbliższych, ukochanych, najważniejszych... 
       Świetnie napisana książka, uczymy się dzięki niej zbierać dowody, dane wiktymologiczne (nowe słowo, którego wcześniej nie znałam). Zaczynamy myśleć po części jak profiler, choć do doświadczeń i wiedzy Bogdana Lacha nie mamy się co porównywać. Czy kiedykolwiek można by się było spodziewać, że cichy, spokojny z pozoru sąsiad jest gotowy popełnić zbrodnię? Czy oszczędność wręcz obsesyjna może nas wpędzić w kłopoty? Czy to, że dziewczyna jest piękna lub naiwna może stać się powodem zabójstwa, gwałtu, przemocy? Czy możliwe jest poświęcenie własnych dzieci za cenę spokoju i zachowania pozorów? Czy wreszcie można być zazdrosnym o własne dziecko tak bardzo, żeby je nienawidzić? 
       W głowie rodzi się mnóstwo pytań po zapoznaniu się z tą publikacją. Zaczynamy odczuwać wiele różnorodnych emocji, począwszy od gniewu, bezsilności, wreszcie satysfakcji, gdy uda się schwytać sprawcę. Profiler Bogdan Lach wykonuje ciężką, ale jakże potrzebną pracę. Dzięki niemu udaje się wykryć przestępcę i postawić mu zarzuty. Katarzyna Bonda z kolei złożyła to wszystko w zgrabną całość, byśmy mogli i my dowiedzieć się, jak wygląda praca profilera, z jakimi problemami spotyka się on w swojej pracy, z czym się boryka i czego doświadcza. To pełna wstrząsających fragmentów, szokująca, ale niezwykle potrzebna książka, obok której nie można przejść obojętnie. Poznajemy psychologię śledczą, dziedzinę, o której wielu z nas nie miało nawet pojęcia. Dowiadujemy się, jak tworzone są profile przestępców, jak zbiera się dane na ich temat, jak poddaje się je analizie. Jak wiadomo, rzeczywistość pisze zawsze najbardziej interesujące i najtrudniejsze scenariusze, i w tym wypadku właśnie tak jest. Polecam zdecydowanie. 

sobota, 1 lutego 2020

Bezwład Jessica Barry




Nareszcie mogę powiedzieć, że trafiłam na bardzo interesującą propozycję literacką. Szczerze mówiąc w ostatnich miesiącach niewiele miałam czasu na czytanie, a i powieści, które wpadały w  moje ręce nie były na tyle ciekawe, by o nich pisać na blogu i tracić na nie mój jakże cenny czas. A jest on dla mnie faktycznie nie do przecenienia od kiedy zaczęłam "pracę na dłużej" i od kiedy poszłam na studia. Lepiej późno niż później, chociaż nie mam pojęcia, jak to wszystko się skończy. Czy starczy mi zdrowia i siły, bym mogła wpisać w swoje CV dodatkowe wykształcenie? Zobaczymy... Gdyby to było dziennikarstwo! Albo chociaż coś związanego z finansami, w których od ponad roku siedziałam z mniejszą lub większą dozą szczęścia? Może kiedyś będzie z tego książka? Wszak wychodzę z założenia, że wszystko w naszym życiu jest po coś. To tyle u mnie, bo pewnie są tu tacy, co z ciekawości, czy żyję dostawali już wypieków. Żyję.
A wracając do tematu...
Chciałam polecić Wam "Bezwład". To debiutancka powieść, która już od pierwszych zdań wciąga czytelnika i nie sposób się od niej oderwać. Zarwałam dwie noce, by ją skończyć, a sen cenię sobie jak nikt inny. Walka o życie, o przeżycie, o siebie. O zerwaną relację. To próba wybaczenia sobie, ale też jednej z najbliższych osób. Książka rewelacyjnie skonstruowana, zaskakująca, autorka świetnie operuje słowem i zwodzi czytelnika. W zasadzie non stop jesteśmy poddenerwowani, zastanawiamy się, co za chwilę się wydarzy. Czy głównej bohaterce uda się przetrwać? Czy dotrze do miejsca, w którym poczuje się bezpieczna? Czy odzyska dawną siebie, czy może tamtej już nie ma i nie będzie do niej powrotu?
Ach! Zachwycająca to była lektura.
Jessica Barry to pseudonim literacki amerykańskiej pisarki, która pochodzi z małego miasteczka w Massachusetts. Uwielbiała spędzać czas w bibliotece, zapewne dlatego pisanie przychodzi jej z taką lekkością. Studiowała literaturę angielską i historię sztuki. Obecnie mieszka w Londynie z mężem i dwoma kotami.

Thriller rozpoczyna się katastrofą lotniczą w Górach Skalistych. Wypadek przeżyła tylko Allison, pilot, jej narzeczony, niestety nie miał tyle szczęścia. Kobieta od samego początku zdaje sobie sprawę z tego, że musi uciekać. Że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Instynkt jej nie zawodzi, ucieka i próbuje wygrać walkę o własne życie. Jak szybko się okazuje, nie tylko ona jest w niebezpieczeństwie. Matka Allison, która niewiele wie o córce, bo od dwóch lat nie mają ze sobą kontaktu, nie wierzy w informacje policji, że jej jedyne dziecko nie żyje. Choć wszystko na to wskazuje, nie chce się z tym pogodzić i za wszelką cenę stara się dowiedzieć, jak żyła Allison w ostatnich miesiącach. Czym się zajmowała? Gdzie mieszkała? Nie rozpoznaje tej wychudzonej dziewczyny ze zdjęcia pokazywanego w telewizji. Wie też, że dopóki nie znaleziono jej ciała, może mieć cień nadziei na to, iż jej córka żyje! Jaką prawdę niesie za sobą ta historia? Czy mamy szansę na szczęśliwy finał? Czy matka i córka jeszcze się spotkają? Czy wyjaśnią sobie wszystko? Tropem Allison podążają niebezpieczni ludzie, a i z jej matką ktoś próbuje się zaprzyjaźnić. Komu można ufać, a z kim lepiej nie rozmawiać?

Trzymający do ostatnich chwil w napięciu, klimatyczny i rasowy thriller, który serdecznie polecam. Nie tylko wzbudzi w Was mnóstwo emocji, ale też pozostawi po sobie sporo refleksji. Warto przeczytać ze względu na wartką akcję, świetnie skrojone postaci, interesujące dialogi i przemyślenia.

A tutaj zapowiedź: KLIK