czwartek, 28 maja 2015

Siedem pytań do pisarza. Jacek Ślusarczyk.



Autor we wstępie do "Zebry w barze... czyli Polak potrafi"  zastrzega, że jest to historia dla mężczyzn i o mężczyznach, jednocześnie życząc i kobietom dobrej lektury. Według mnie nie jest to jednak książka skierowana tylko i wyłącznie do przedstawicieli płci brzydszej, znalazłam w niej elementy powieści obyczajowej, co być może zadziwi samego debiutanta. Wydawca miał rację, powinien Pan stworzyć choć kilka zdań w formie notki biograficznej, ponieważ za moment stanę w miejscu i nie będę wiedziała, czym zajmował się Jacek Ślusarczyk, a to przecież interesuje czytelnika. Krótka wzmianka o tym, że rodzice Pana urodzili się we Lwowie może nie wystarczyć, to, że w Pana domu rodzinnym bywało wesoło również. Aczkolwiek zaimponowała mi informacja, że nie należy Pan do osób, które przywiązują wagę do dóbr materialnych, to w dzisiejszych czasach rzadkość. Ujął mnie Pan również tym:

"Dostałem od rodziców piękny prezent. Nauczyli mnie być szczęśliwym i widzieć świat przez pryzmat, który rozdziela doznania na radość i... rzeczy drugorzędne. Przydało mi się to w tej mojej drugiej ojczyźnie i przydaje do dziś. Mam nadzieję, że uda mi się Wam, Drodzy Czytelnicy, przekazać trochę radości w tej książce." [1]


A teraz Siedem pytań do pisarza. 





SIEDEM PYTAŃ DO PISARZA:
1. Zabawa zaczyna się dzisiaj i potrwa do 3 czerwca, do godziny 23:30.
2. Każdy z Was może zadać autorowi jedno pytanie, zostawiając je w komentarzu pod tym postem wraz z adresem mailowym.
3. Autor najciekawszego pytania zostanie nagrodzony egzemplarzem książeczki.
4. Spośród wszystkich pytań wybranych zostanie SIEDEM, na które autor odpowie na moim blogu. Odpowiedzi zostaną opublikowane w osobnym poście.



Recenzja "Zebry w barze...": http://asymaka.blogspot.com/2015/05/zebra-w-barze-czyli-polak-potrafi-jacek.html
Profil książki na FB: https://www.facebook.com/zebrawbarze?fref=ts


[1] Jacek Ślusarczyk "Zebra w barze... czyli Polak potrafi", Wydawnictwo Alegoria, 2015, s. 5

Siedem pytań do pisarza. Zuzanna Orlińska. Wyniki.




1. Na swojej stronie napisała Pani, że "z książek nie wyrasta się tak jak z butów czy spodni. Przeczytane w dzieciństwie, powracają przez całe życie." A z jakich książek Pani nie wyrosła, do których Pani wraca, jakie zajmują szczególne miejsce w Pani sercu?
Pozdrawiam serdecznie :)
Pierwsze doświadczenia czytelnicze są z pewnością najważniejsze, najsilniej działają,  myślę także, że naznaczają gust literacki na resztę życia. Najważniejszą książką mojego dzieciństwa była z pewnością “Królowa Sola” Irmelin Sandman Lilius, o której także pisałam na mojej stronie. Ale książek, z których nie wyrosłam, jest dużo więcej. Na pewno należy do nich Jeżycjada Małgorzaty Musierowicz. Nie tylko wciąż od nowa czytam pierwsze tomy, ale wciąż dokupuję kolejne części. Do wielu książek mam okazję powrócić po latach, czytając je na głos moim dzieciom - i wtedy okazuje się, czy nadal są dla mnie ważne, czy też definitywnie z nich wyrosłam. Taką próbę przeszła ostatnio na przykład “Akademia Pana Kleksa”. Zdarzają się też takie książki, na które nie znalazłam czasu w dzieciństwie, a doceniłam je dopiero teraz. Tak było z serią o Muminkach, odkrytą przeze mnie dość późno.

2. Co sądzi Pani o tym, aby pisać dla dzieci tak jak dla dorosłych? Ostatnio modne jest mówienie, że dzieci to nie "infantylne istoty" i nie potrzebują banalnych, sztampowych tekstów, poruszających błahe tematy. Ja się z tym nie zgadzam, pracując z dziećmi widzę, że czasem najprostsze historie są dla nich najbardziej atrakcyjne, a te bardzo złożone są trudne w odbiorze. Jakie jest Pani zdanie na ten temat?
Pozdrawiam

Uważam, że żaden czytelnik, niezależnie od wieku, nie zasługuje na banalne, sztampowe teksty, poruszające błahe tematy.  Po prostu szkoda życia na czytanie takich książek. Sądzę, że dla dzieci i dla dorosłych należy pisać tak samo - to znaczy jak najprościej.

3. Gdyby nie była pani artystką, to kim by pani została? Chodzi o taki zawód, który na przykład zawsze był pani marzeniem ale nigdy z pewnych powodów nie został zrealizowany. I jestem ciekawa, czy polecałaby Pani zostanie artystą czy jakiś pewniejszy zawód?

Mam tę komfortową sytuację, że jako pisarka, mogę wcielić się w osobę wykonującą każdy zawód, jaki przyjdzie mi do głowy. Jako dziecko marzyłam, żeby zostać archeologiem. Jeśli przyjmiemy, że jest to praca polegająca na żmudnym odtwarzaniu nieistniejącej rzeczywistości, na cierpliwym dopasowywaniu do siebie szczegółów i sklejaniu niewielkich fragmentów w jedną całość, okaże się, że niewiele różni się to od mojego obecnego zajęcia. Później, już w liceum, kiedy współtworzyłam szkolny festiwal teatralny i byłam zafascynowana teatrem, postanowiłam, że zostanę reżyserem lub scenografem. I w gruncie rzeczy tym się właśnie zajmuję: reżyseruję kolejne sceny moich książek, prowadzę postaci bohaterów tak, żeby byli wiarygodni, tworzę we własnej głowie scenerię, w jakiej będą występowali. Można więc powiedzieć, że zrealizowałam moje dawne marzenia:)
Jeśli chodzi o drugą część pytania, to wszystko zależy od tego, co się chce osiągnąć. Jeżeli bezpieczeństwo finansowe i spokojne, uporządkowane życie - na pewno poleciłabym zawód “pewniejszy”. Wykonywanie twórczego zawodu oznacza przede wszystkim brak wolnego czasu. Nie można wrócić z pracy i usiąść sobie na kanapie przed telewizorem. Zawsze jest się w pracy, ponieważ pracę nosi się w głowie. Myślę jednak, że żadne inne zajęcie nie sprawia tyle radości.

4. Dzieci to wymagające istoty ;)... Jak je "zarazić" miłością do książek? 
Tak jak w przypadku kataru i wietrznej ospy - samego momentu “zarażenia” miłością do książek nigdy nie widać i możemy być pewni, że się udało, dopiero gdy wystąpią nasilone objawy. Jeśli jednak wokoło dużo jest osób cierpiących na tę samą przypadłość, ryzyko zakażenia wzrasta. Dobrze jest także ograniczyć wszelkie (głównie elektroniczne) szczepionki przeciwko czytaniu, które atakują mózg dziecka taką ilością bodźców, że traci zdolność do samodzielnego używania swojej wyobraźni. Niezaszczepione i bombardowane dużą ilością zarazków (w tym wypadku książek), dziecko na pewno ulegnie chorobie!

5. Wiem, że trudno to opisać słowami – ale może odpowiedź rysunkowa: Jak narysowałaby Pani siebie?
- A może któraś z rysowanych przez Panią postaci (np. Matka Polka) jest właśnie takim autoportretem (chociaż w części)?



Sama nigdy nie miałam pokusy tworzenia autoportretów. Z całą pewnością żadna z rysowanych przeze mnie postaci nie ma cech autoportretu, a już Matka Polka chyba pod każdym względem jest moim przeciwieństwem! Uważam, że najlepszy mój portret stworzył mój starszy synek, kiedy był w przedszkolu. W zajmującej całą ścianę galerii podobizn mam rozpoznałam się od razu!



6. Muszę przyznać, że dałam się zauroczyć magią świata Polka i jego mamy. Częściowo może być to za sprawą mojej ulubionej lektury z dzieciństwa: "Nasza mama czarodziejka" Joanny Papuzińskiej; dostrzegam wiele podobieństwa w aurze, prawdzie, jakie niosą ze sobą obie te opowieści.
Ciekawa jestem:
- Czy Matka Polka istnieje w rzeczywistości, tzn. – czy tworząc (opisując i rysując) tę postać miała Pani na myśli kogoś konkretnego, znaczącego w swoim życiu?
- tak to bowiem odbieram …

“Matka Polka” powstawała w czasie, kiedy sama po raz drugi zostałam mamą. Obserwując siebie i inne znane mi młode matki, często pełne niepokoju, niepewne siebie, przytłoczone nadmiarem oczekiwań, chciałam  stworzyć silną postać Supermatki, która ze wszystkim będzie sobie dawała radę. Ponieważ jednak taką matkę trudno znaleźć (a gdyby się znalazła, pewnie byłaby trudna do wytrzymania), matka Polka nie jest wzorowana na żadnej konkretnej postaci, chociaż ma cechy kilku znanych mi, dzielnych i energicznych kobiet.

7. Jak się żyje w takiej rodzince, w której wszyscy ilustrują, a niektórzy także piszą i cytaty "marynują"? ;-)



W takiej rodzince żyje się zupełnie normalnie, bo nikt nie wie, że są ludzie, którzy żyją inaczej;) Utrzymujemy to w tajemnicy przed naszymi dziećmi, czekając na dzień, kiedy w ramach młodzieńczego buntu któryś z naszych synów przyjdzie do domu i powie, że postanowił zostać księgowym:)


Egzemplarz "Starego Noego" trafi do... autorki pytania numer dwa! Gratuluję, a wszystkim dziękuję za udział w zabawie. Pozdrawiam. Ania :) 


Zebra w barze... czyli Polak potrafi. Jacek Ślusarczyk





Autor we wstępie do powyższej publikacji zastrzega, że jest to historia dla mężczyzn i o mężczyznach, jednocześnie życząc i kobietom dobrej lektury. Według mnie nie jest to jednak książka skierowana tylko i wyłącznie do przedstawicieli płci brzydszej, znalazłam w niej elementy powieści obyczajowej, co być może zadziwi samego debiutanta. Wydawca miał rację, powinien Pan stworzyć choć kilka zdań w formie notki biograficznej, ponieważ za moment stanę w miejscu i nie będę wiedziała, czym zajmował się Jacek Ślusarczyk, a to przecież interesuje czytelnika. Krótka wzmianka o tym, że rodzice Pana urodzili się we Lwowie może nie wystarczyć, to, że w Pana domu rodzinnym bywało wesoło również. Aczkolwiek zaimponowała mi informacja, że nie należy Pan do osób, które przywiązują wagę do dóbr materialnych, to w dzisiejszych czasach rzadkość. Ujął mnie Pan również tym:

"Dostałem od rodziców piękny prezent. Nauczyli mnie być szczęśliwym i widzieć świat przez pryzmat, który rozdziela doznania na radość i... rzeczy drugorzędne. Przydało mi się to w tej mojej drugiej ojczyźnie i przydaje do dziś. Mam nadzieję, że uda mi się Wam, Drodzy Czytelnicy, przekazać trochę radości w tej książce." [1]



A teraz już może o samej powieści. Poznajemy Filipa w momencie, gdy zmęczony trafia do hotelu. Zasypia w ubraniu, bo wielogodzinna jazda odcisnęła na nim swoje piętno. Miał nadzieję na spokojny sen, który da mu ukojenie i wypoczynek. Niestety cienkie ścianki nie zostawiają mu złudzeń. O drugiej nad ranem budzi go zawodzenie jakiejś kobiety. Oznacza to tylko jedno, koniec odpoczynku. Mężczyzna postanawia więc jechać dalej. Na drodze spotyka milicjanta, który mówiąc najprościej, pragnąłby dorobić. Okazuje się jednak, że nasz bohater nawet gdyby chciał, nie może mu wręczyć łapówki, bo jego portfel został w recepcji hotelu. Trafia do więzienia, gdzie poznaje innych, pożal się Boże, przestępców. Ich wykroczenia są równie  absurdalne, jak nasz cały ówczesny kraj.

Perypetie Filipa rozbawiają nas, ale i zadziwiają. Nie sposób pogodzić się z tym, co mogło spotkać uczciwego człowieka, zupełnie niewinnego. Wiemy jednak, że takie sytuacje miały miejsce i choć autor pozwala sobie na opisanie fikcyjnych wydarzeń, wielokrotnie korzysta z tego, co naprawdę miało miejsce tu i ówdzie. Filip ma serdecznie dosyć życia w chorym kraju, dlatego postanawia wyjechać do Ameryki, mlekiem i miodem płynącej. W ojczyźnie zostawia tylko jedną, najdroższą mu osobę, własnego ojca, który również uważa, że powinien wyjechać, by zapewnić sobie lepszą przyszłość, a na pewno życie w wolnym kraju. Za granicą Filip poznaje podobnych do niego ludzi zagubionych i pełnych marzeń. Każdy z nich ma jakieś problemy, przed czymś ucieka z Polski, a ta podróż okazuje się być o wiele ważniejsza, niż początkowo mogłoby się wydawać.
Całość czyta się niebywale szybko, z prawdziwym zainteresowaniem. Co rusz wybuchałam głośnym śmiechem, a gdy podsunęłam lekturę mężowi i on zaśmiewał się do łez. Książka ta nie tylko nas rozbawi, ale też zwróci naszą uwagę na to, co ważne. Aby to zrozumieć, przewartościować swoje życie świetnie przez autora wykreowani bohaterowi będą musieli przejść długą i pełną wybojów drogę. Warto sięgnąć po "Zebrę w barze... czyli Polak potrafi" i przekonać się, jak bystrym i wnikliwym obserwatorem jest Jacek Ślusarczyk, jak ciekawie opowiada, zmusza nas do refleksji i zastanowienia, bo pomiędzy salwami śmiechu będziemy poruszeni i usatysfakcjonowani nie tylko dowcipną historią, ale i niebanalnymi przygodami trójki przyjaciół. Myślę, że taki męski punkt widzenia i prawdziwa przyjaźń, jaka łączy Filipa i jego kompanów, może być cenną, nietuzinkową i wyjątkową wskazówką. Serdecznie polecam.


[1] Jacek Ślusarczyk "Zebra w barze... czyli Polak potrafi", Wydawnictwo Alegoria, 2015, s. 5



wtorek, 26 maja 2015

Mój Dzień Mamy.

Mam najukochańsze dzieci na świecie Emotikon heart 
Dostałam piękne laurki, wierszyk i kupony do wykorzystania.







poniedziałek, 25 maja 2015

Kroniki Tempusu Królowa musi umrzeć, Królowa na wojnie K.A.S. Quinn




Kroniki Tempusu to seria stworzona specjalnie dla młodzieży. Osoby, które ciekawi połączenie fikcji literackiej z faktami, będą ukontentowane. Współczesna nastolatka wyrusza bowiem w podróż niezwykłą, przeniesie się do czasów, gdy w Pałacu Buckingham władała królowa Wiktoria. Pozna wiele niebanalnych osób, zarówno tych występujących w historii Anglii, na stałe w nich zapisanych, jak i takich, których nie uwzględniono w zapisach historycznych, bo nie wyróżniły się niczym niezwykłym, a może nawet w ogóle nie istniały?

K.A.S. Quinn pochodzi z Kalifornii, studiowała historię i anglistykę w USA, była wydawcą, występowała w programach radiowych i publikowała w prasie. Obecnie mieszka w Londynie, z mężem i dwójką synów. Uwielbia nocami czytać przy latarce książki dla dzieci.


"Królowa musi umrzeć" to powieść fantasy dla nieco starszego czytelnika, co najmniej dziesięcioletniego. Oczywiście nie muszę Wam pisać, że ja bawiłam się z tą lekturą przednio, bo chyba doskonale wiecie, że dla mnie nie ma żadnych ograniczeń, jeżeli chodzi o książki. Czytam i te skierowane do małego dziecka, z myślą o mojej pięcioletniej Zuzi, i te przeznaczone dla dziecka samodzielnie już czytającego, z uwagi na ośmioletniego Kamila, i te dla młodzieży, ze względu na moją trzynastoletnią Małgosię. Lektury dla dorosłego czytelnika czytam dla samej siebie. I gatunek również nie ma dla mnie większego znaczenia, choć przyznaję, że wolę prawdziwe historie, osadzone w realiach, od tych całkowicie nierzeczywistych, fikcyjnych.

Pierwszy tom Kronik Tempusu zaciekawił mnie i naprawdę wciągnął. Już od pierwszych stron wiedziałam, że to publikacja niezwykła. Poznałam dzięki niej zagubioną i osamotnioną w gruncie rzeczy Katie, która nie potrafiła zaakceptować dziwnych wyborów swojej matki i nawiązać z nią nici porozumienia. Najlepsze miejsce, zdaniem dziewczyny, było pod łóżkiem. Tam czuła się bezpieczna i miała szansę na przemyślenie tego i owego. Niespodziewanie dla niej przeniosła się w przeszłość, do czasów jakże odległych, wiktoriańskich. Szybko okazało się, że nie tylko ona ma problemy i troski, dawniej wcale nie było lepiej ani łatwiej, intrygi były na porządku dziennym, a niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku.

W takim właśnie niebezpieczeństwie jest królowa. Zamachowcy krążą po pałacu, nie sposób przewidzieć, kiedy i w jaki sposób zaatakują, nie wiadomo też, komu można ufać, na kim polegać. Autorka umiejętnie wplotła w prawdziwe wydarzenia fikcję, pokazała nam rzeczywiste cechy swoich bohaterów, ich choroby i przypadłości, jednocześnie dodając sporo zdarzeń, które nie miały miejsca. Bardzo prawdopodobnie przedstawiła jakże pasjonującą i fascynującą, bogatą w ciekawe sytuacje fabułę. Wszystko krok po kroku trafiało na swoje miejsce, tworząc logiczną i sensowną całość. Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, myślę, że jest to lektura idealna dla młodego człowieka, pasjonującego się fantastyką, historią epoki wiktoriańskiej czy też podróżami w czasie. Wciąga, rozbudza wyobraźnię, naprawdę ciekawi.



Tom drugi Kronik Tempusu czyli "Królowa na wojnie" jest napisany równie interesująco, jak część pierwsza. Język autorki jest prosty i zrozumiały dla młodego odbiorcy. Każdy czytelnik lubujący się w rozwiązywaniu zagadek, odkrywaniu prawdy, rozwikływaniu intryg będzie zachwycony.

Ponownie spotkamy się z sympatycznymi i wyrazistymi postaciami, jakie mieliśmy przyjemność poznać w pierwszym tomie. Katie zostanie tym razem poproszona o przybycie do czasów wiktoriańskich, ponieważ jest tam zwyczajnie potrzebna, żeby nie powiedzieć niezbędna. Ponownie spotyka się z Jamesem i z Alicją, ale też poznaje bardzo chorą Grace, której dni są już niestety policzone. Czy uda się ją uratować?

Nasza nastoletnia bohaterka zostawia świat celebrytów, popularnych gwiazd, z własną matka na czele, by przenieść się po raz drugi w czasy odległe, ale równie pełne intryg jak te, w których przyszło jej żyć. To tutaj, w dziewiętnastowiecznym Londynie, a nie w dwudziestym pierwszym wieku i w Nowym Jorku, dziewczyna znajduje przyjaciół, na których zawsze może liczyć.
Ówczesna Anglia stoi właśnie na skraju wojny z Rosją. Czy Katie może zmienić bieg historii?

Mądra i oczytana nastolatka nie jest może specjalistką w każdej dziedzinie, ale jednak ma świetne pomysły i może pomóc w rozwiązaniu problemu, z jakim musi się zmierzyć królowa.
Dzięki świetnemu przygotowaniu autorki do tematu, bardzo szybko przenosimy się w czasy odległe, rozumiemy zachowania poszczególnych osób i kibicujemy doskonale wykreowanym przez nią bohaterom. Są wyraziści, często postępują niekonwencjonalnie, ale też potrafią zachować się heroicznie i pokazać, co znaczy prawdziwa przyjaźń. Oba tomy polecam, a sama czekam z niecierpliwością na kolejny. Zaraz podsunę też Kroniki Tempusu mojej nastolatce.

piątek, 22 maja 2015

Siedem pytań do pisarza. Wyniki. Agnieszka Krawczyk.




Głos oddaję Pisarce:



1.     Przeczytałam gdzieś, że kolekcjonuje Pani książki o piratach. Co jest takiego w nadmorskich rozbójnikach, że tak się Pani nimi fascynuje? A może podsunie nam Pani tytuł jakiejś ciekawej opowieści o nich? Pozdrawiam
iwona067@gmail.com

Agnieszka Krawczyk: To prawda, kolekcjonuję książki o piratach, podobnie zresztą jak bohater „Magicznego miejsca”, Witold Mossakowski. Przyznam, że właśnie w tej książce przedstawiłam moje ulubione powieści „pirackie” – to przede wszystkim dzieła autorstwa Rafaela Sabatiniego, twórcy słynnego Kapitana Blooda. Z czystym sercem mogę polecić „Sokoła morskiego” jego autorstwa oraz serię polskiego autora Janusza Meissnera (tego od „Dywizjonu 303”) zatytułowaną „Opowieść o korsarzu Janie Martenie”,  a także „Czerwonego Korsarza” J.F. Coopera. Podobnie, jak bohatera „Magicznego miejsca” porywały mnie morskie opowieści i barwne przygody piratów, flibustierów i bukanierów (bo w branży pirackiej są różne „specjalizacje”), kiedyś dużo pływałam na jachtach – niestety nie po morzach, ale po polskich jeziorach, więc myślę, że stąd ta moja słabość do przygód na wodzie!

2.     Dolina mgieł i róż to w mojej ocenie powieść o odkrywaniu siebie, przyjaźni i międzyludzkich relacjach. O konflikcie, którego rozwiązanie zależy jedynie od dobrej woli zainteresowanych, oraz o tym, że każdy kij ma dwa końce. To także niespieszna opowieść o prostych życiowych przyjemnościach, zapachach, książkach i magii małych miejscowości, a smaczku dodaje klimat jak z powieści Jane Austen. Skąd czerpie Pani inspirację, by pisać tak ciepłe powieści? lustro.rzeczywistosci@gmail.com

AK: Pierwszą część tej tetralogii napisało mi się bardzo łatwo, potem miałam kilka lat przerwy. Już kiedyś o tym mówiłam, ale fabuła „Doliny mgieł i róż” przyśniła mi się od A do Z – choć może brzmi to trochę niewiarygodnie! „Ogród księżycowy” i ostatnia część „Jezioro marzeń” (wyjdzie na jesień), to próby dokończenia całej historii. A skąd biorę inspirację? Niedawno ktoś zadał mi podobne pytanie, właściwie zapytano mnie, czy w tych książkach widać jakieś moje marzenia i tęsknoty. Zapewne tak. Lubię świat moich książek – pogodny i ciepły i sama chciałabym w nim żyć. Od czasów dzieciństwa chętnie wyobrażałam sobie różne historie, tworzyłam jakieś światy. Mam wrażenie, że już wtedy stworzyłam zalążek tego, co teraz mogą Państwo przeczytać w moich powieściach. Skąd więc to biorę? Z samej siebie – to moje przemyślenia, fantazje i pragnienia. Chciałabym, żeby świat wokół nas był lepszy, a ludzie się lepiej rozumieli.

3.    W swojej biblioteczce posiadam kilka książek Pani autorstwa, nie tylko tych obyczajowych ;) Czy pisząc książkę obyczajową, nie korci Pani, żeby zmienić zamiar i stworzyć kryminał? Czy kiedyś coś takiego już się stało?
wersja.Asia@vp.pl

AK: Bardzo mnie korci, żeby napisać kryminał – dwa mam już zaczęte, a w tle czeka cały cykl powieści kryminalnych na wesoło. Zwłaszcza pomysł tego cyklu bardzo mi się podoba, bo to będzie coś naprawdę fajnego i śmiesznego. Ale ja jestem też autorką jak najbardziej poważnych kryminałów. Są to kryminały historyczne, akcja obu toczy się w Krakowie: „Dziewczyna z aniołem” to rok 1959, zaś „Noc zimowego przesilenia” rok 1942, czas okupacji. Są bardzo mroczne i zupełnie inne niż moje powieści obyczajowe. Obecnie na warsztacie mam trzeci kryminał krakowski, tym razem całkowicie współczesny. Myślę, że czytelnicy znowu się zdziwią, kiedy go przeczytają. Lubię tworzyć w obu gatunkach, uważam, że taki „płodozmian” – kryminał przeplatany powieściami obyczajowymi, dobrze robi zarówno mojej twórczości, jak i psychice. Kryminał to gatunek wymagający większej samodyscypliny niż powieść obyczajowa, tu nie można się rozpisać na 500 stronach, trzeba z żelazną konsekwencją trzymać się planu fabuły, by nie popełnić jakiegoś błędu, co spowoduje rozczarowanie czytelnika. Powieść obyczajowa nie wymaga tak szczegółowej drabinki wydarzeń, jest tu miejsce na odrobinę szaleństwa. Właśnie dlatego piszę i powieści obyczajowe, i kryminalne, by zyskać równowagę.

4.      Urodziła się Pani w Krakowie, ludzie mówią, że to magiczne miasto. A co Pani o nim sądzi? Co poleciłaby Pani zwiedzić ludziom, którzy wybierają się do Krakowa? Może zdradzi Pani jakieś ciekawe zakątki, w których lubi Pani spędzać czas?
Pozdrawiam,
sensei-bud@o2.pl

AK: Bardzo kocham moje miasto, jest naprawdę magiczne, zwłaszcza rankiem po deszczu. A jeżeli miałabym zostać Państwa przewodnikiem, to polecam uwadze kamienice secesyjnego architekta Teodora Talowskiego – cały ich rząd znajduje się na ulicy Piłsudskiego, ale najładniejsza z nich stoi przy ulicy Karmelickiej. To tzw. Dom Pod Pająkiem, opisany przeze mnie w „Dziewczynie z aniołem”. Polecam też Stare Podgórze – wciąż nieodkrytą, fascynującą, choć zaniedbaną dzielnicę miasta i Salwator ze Wzgórzem Świętej Bronisławy i cudowną kasztanową aleją Waszyngtona, prowadzącą na Kopiec Kościuszki. Wreszcie moją własną dzielnicę – okolice Parku Krakowskiego i Parku Jordana. Celowo pomijam wszystkie znane zabytki – właśnie dlatego, że są takie znane. Uważam, że magię miasta można poznać, gubiąc się w bocznych uliczkach, tych oddalonych od turystycznych szlaków. Polecam poznanie Krakowa szlakiem znanych literatów, czy artystycznych kawiarni. Także trasą krakowskich kryminałów, tutaj sama mogłabym zostać przewodnikiem!

5.     Czy chciałaby Pani napisać kiedyś powieść kryminalną opartą na autentycznych wydarzeniach? 
Pozdrawiam serdecznie
kudlata-89@o2.pl


AK: Oczywiście! „Dziewczyna z aniołem” jest do pewnego stopnia oparta na autentycznych wydarzeniach, no i teraz właśnie piszę taką powieść, ale nie zdradzę nic więcej!

6.      Witam Pani Agnieszko :)Bardzo dziękuję za to, że Pani pisze :)
Moje pytanie: ile ze swoich marzeń daje Pani swoim bohaterom? Czy np. któryś z bohaterów posiada cechy, o których Pani zawsze marzyła, żeby mieć, ale jakoś tak wyszło, że ich nie posiada? Albo np. czy któryś z bohaterów robi rzeczy o których Pan marzyła, a nie udało się tego marzenia spełnić? Pozdrawiam 
ruda.ela@o2.pl

AK: Na razie nie udało mi się spełnić marzenia o „wielkiej ucieczce”. Kocham wielkie miasta, ale czasem czuję się też nimi zmęczona. I wtedy myśli biegną w kierunku wsi na końcu świata, gdzie czas się zatrzymał i wszystko płynie swoim niespiesznym rytmem. Gdy się zastanawiam nad tym pytaniem, widzę, że moi bohaterowie zrealizowali wiele moich marzeń – na przykład o produkcji perfum domowymi sposobami, czy artystycznym rękodziele. Bohaterowie moich książek mają wiele cech mojego charakteru, ale również takie, których ja nie mam – jestem na przykład bardzo niecierpliwa i nie potrafię patrzeć spokojnie na życie, jak przykładowo Sabina.

7.      Witam Pani Agnieszko! Zanim zadam jedno pytanie chciałabym podzielić się moim dzisiejszym odkryciem. Przeczytałam kilka recenzji Pani książek i wiem, że na pewno chętnie po nie sięgnę ( na razie dodaję do mojej listy - Czytelnicze odkrycia i wyzwania 2015 :) ). Przeczytałam również kilka wywiadów. Jak wiele mamy wspólnego. Choćby ukochane książki "Tajemniczy ogród", "Imię róży" i filmy "Przed wschodem słońca", "Pożegnanie z Afryką". Wspomina Pani również moją ukochaną serię Jeżycjadę. Można by rzec bratnia dusza. Moje pytanie dotyczy czasów dzieciństwa: Jaki jest Pani ulubiony smak, zapach, kolor, wspomnienie dzieciństwa? Pozdrawiam. monika.platek.79@gmail.com

AK: „Ludzie znający Józefa” tak chyba mówiło się w cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza o takich pokrewnych duszach, prawda? Mam wiele szczęśliwych wspomnień z dzieciństwa, przede wszystkim zapachów: majowych bzów, betonowych chodników po letnim deszczu, rozgrzanych słońcem drewnianych podkładów kolejowych. A ulubiony smak to rabarbar z cukrem i jabłka papierówki, teraz kiedy o tym mówię, czuję ich cierpki sok na języku. Także lipowa herbata, z samodzielnie zbieranych lipowych kwiatów i oranżada w woreczku (tak, jestem z tych czasów!). A wspomnienia zwykle dotyczą wakacji – budowania z przyjaciółmi tam z kamieni na rzece, gry w makao na kocu na trawie, różnych zabaw, gdy padał deszcz… Ech, rozmarzyłam się tymi wspomnieniami, może je opiszę w jakiejś książce!


Bardzo dziękuję Pani Annie za zaproszenie do Pisaninki i cyklu „Siedem pytań do pisarza”, było mi ogromnie miło odpowiadać na Państwa pytania, były niezwykle ciekawe i inspirujące. Wiem, że mogę nagrodzić książką jedną osobę. Wybieram Panią Monikę Płatek, bo dzięki jej pytaniu wróciłam do czarownych chwil mego dzieciństwa, przypomniałam sobie te cudowne chwile i uśmiechnęłam się do nich. Jeszcze raz bardzo wszystkim dziękuję!



Ogród księżycowy trafi zatem do Moniki, i ja gratuluję. 
Ania :)



Barbara Freethy Nie mów nic.





Wyobraźcie sobie, że zupełnie przypadkowo dowiadujecie się, iż Wasze życie pełne było zakłamania i tajemnic. Stoicie przed decyzją istotną, macie zrobić wielki krok w przyszłość, planujecie ślub, choć zaczynają dopadać Was wątpliwości, czy to na pewno TEN mężczyzna. Umiera matka po walce z wyniszczającą chorobą. Ojciec nie potrafi poradzić sobie z tym traumatycznym doświadczeniem i zaczyna zaglądać do kieliszka. Wszystko, w co do tej pory wierzyliście i czego byliście pewni, okazuje się tylko pozornie prawdziwe. Cały Wasz świat zmienia się, rozpada niczym domek z kart.

Czego dowie się Julia, idąc tropem zdjęcia z wystawy popularnego fotografa? Uchwycona w kadrze mała dziewczynka wydaje jej się taka znajoma, bliska... Czy to na pewno ona, sprzed wielu, wielu lat? I dlaczego nikt nigdy nie powiedział jej prawdy? Czy jej ojciec nie jest nim w rzeczywistości? Co ukrywała przed nią matka? Czy była dzieckiem adoptowanym i dlatego zawsze czuła, że różni się od reszty rodziny?
Kto wyjawi naszej zagubionej i zdesperowanej bohaterce prawdę? Fotograf, który wykonał to zdjęcie od dawna nie żyje, matka Julii również. Jedyne źródło wiedzy to syn autora fotografii, tylko Alex może jej pomóc poznać tajemnicę z przeszłości. I tylko on chce jej pomóc, nie zważając na grożące im niebezpieczeństwo. Najprawdopodobniej jego ojciec wcale nie zginął w wypadku, a został zamordowany. Akcja nabiera tempa, ale nasi zdeterminowani i odważni nie cofną się przed niczym, byleby tylko dowiedzieć się, co wydarzyło się przed laty. Kim jest Julia, kim była, skąd pochodzi? Dopiero gdy znajdzie odpowiedzi na dręczące ją pytania, będzie mogła myśleć o swojej przyszłości i ślubie.

Historia ciekawa, napisana doskonałym językiem, prostym i przystępnym. Czyta się ją szybko, z wielkim zainteresowaniem. To lektura pasjonująca, intrygująca i wciągająca. Autorka wie, jak zaciekawić czytelnika. Książka nie zawiodła mnie, podobnie jak wcześniej dwie części  z serii "Zatoka aniołów", które miałam przyjemność czytać. Polecam zdecydowanie, warto!

czwartek, 21 maja 2015

Szukaj mnie wśród lawendy. Tom III Gabriela. Agnieszka Lingas-Łoniewska patronat medialny Pisaninki.

Premiera: 22.06.2015 


Seria lawendowa Agnieszki Lingas-Łoniewskiej to jak dotąd jedyna trylogia, której patronowałam medialnie przy wszystkich częściach, więc tym trudniej jest mi się rozstać z siostrami Skotnickimi. Kibicowałam im i szczerze je polubiłam, choć nie zawsze popierałam ich decyzje i wybory, jednak z żalem muszę napisać, że to naprawdę już koniec. Wiem, że będą kolejne książki pisarki, bo przecież zacieram ręce na "Skazanych na ból", bowiem czuję przez skórę, że to będzie coś wyjątkowego, na miarę "Zakrętów losu", ale i tak mi smutno. Lawendowa seria była o wiele bardziej zrównoważona, spokojniejsza, ale nie mniej ciekawa od pasjonującej historii braci Borowskich.


Gabriela, bo to na jej opowieść nadszedł wreszcie czas, jest najmłodszą z trzech sióstr. Tylko ona na stałe przebywa poza granicami naszego kraju, wśród lawendy właśnie. Tam wychowuje jedynego i ukochanego synka, tam też mieszka mężczyzna, który skradł jej serce. Niestety od dawna nie są już razem. Co takiego wydarzyło się w życiu tej dwójki, że nie są w stanie żyć ze sobą, tworząc rodzinę? Czy wzajemne pretensje i żale pokonają gorące uczucie, jakim się wzajemnie obdarzyli? Czy tajemnice i niedomówienia zniszczą ich wielką miłość? Szkoda by było, ale wiemy doskonale, że w życiu nie wszystko układa się po naszej myśli, a i autorka tej trylogii potrafi nas zaskoczyć niekonwencjonalnym i mało szczęśliwym zakończeniem...

Czytając tom pierwszy i drugi nieustannie zadawałam sobie pytanie, co takiego przydarzyło się w życiu Gabrysi, że rozstała się z przystojnym i jakże interesującym Chorwatem. Czym zawiniła, co złego on jej uczynił, czego nie potrafią wzajemnie sobie wybaczyć? Nie chciała o tym rozmawiać nawet z własnymi siostrami, z którymi przecież była bardzo zżyta. Intrygowała mnie ta tajemnica i nie mogłam doczekać się, by poznać prawdę. W tym ostatnim tomie właśnie ową prawdę poznajemy. I rozumiemy nareszcie, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Tylko czy aby na pewno nie tli się między naszymi upartymi i temperamentnymi bohaterami choćby iskierka uczucia, nie ma nadziei na to, by mogli być razem, uszczęśliwiając i siebie i synka?

Agnieszka Lingas-Łoniewska po raz kolejny pokazała nam, jak ważna jest szczera rozmowa. Z niedomówień rodzą się plotki, intrygi, bo zamiast zapytać wprost osobę, na której nam zależy, kluczymy i miotamy się, wierząc ludziom postronnym. Czy ta para otrzyma od losu drugą szansę, czy raczej zgorzkniali i rozczarowani rozstaną się na zawsze i każde z nich pójdzie w swoją stronę, nie oglądając się za siebie?

Jak każdą książkę pisarki, tę również czyta się szybko i z wielkim zainteresowaniem. Prędko i bez jakiegokolwiek problemu przenosimy się w wykreowany przez autorkę świat, obserwujemy doskonale stworzone przez nią postaci, sympatyzujemy z nimi lub też kręcimy głowami nad ich negatywnymi cechami charakteru i niecierpliwością. Emocji nam na pewno nie zabraknie, bo Lingas-Łoniewska nie potrafi pisać byle jak i bez uczucia. Jej bohaterowie są pełni namiętności, charyzmatyczni, to osobowości silne i charakterne. Nie dające sobie w kaszę dmuchać, o nie!
Za to właśnie tak cenię twórczość pisarki. Za żywe, realistyczne postaci, przemyślane w każdym calu i dopracowane. Polecam z całego serca całą lawendową serię, choć jest mniej dynamiczna od innych historii wymyślonych przez Lingas-Łoniewską, bardziej stonowana i refleksyjna, warto i na nią zwrócić uwagę.


"-A ja chciałabym, abyś mnie pocałował.
Patrzył na nią i już jej nie widział. Krew szumiała mu w uszach, a Gabrysia była tak blisko i pachniała tak pięknie. Przypomniały mu się te cudowne chwile na Korculi i późniejsze momenty, kiedy byli razem, we dwójkę, tuż po urodzeniu Dario, daleko od innych ludzi, problemów i kłamstw. Zapragnął z całego serca znowu mieć to niesamowite wrażenie przynależności i oddania. Wiedział, że tylko przy niej będzie mógł coś takiego odczuwać. Przysunął się bliżej i objął jej twarz dłońmi. 
-To nie rozwiąże niczego-szepnął. 
-To w tej chwili jest wszystkim, co mogę ci dać-odparła także szeptem i dotknęła ustami jego ust." [1]

autor kolażu: Magda Cała



[1] Agnieszka Lingas-Łoniewska "Szukaj mnie wśród lawendy. Gabriela", Wydawnictwo Novae Res, 2015, s. 125




Recenzja tomu pierwszego: http://asymaka.blogspot.com/2014/09/szukaj-mnie-wsrod-lawendy-zuzanna-tom.html
i drugiego: http://asymaka.blogspot.com/2015/02/szukaj-mnie-wsrod-lawendy-zofia-tom-ii.html






środa, 20 maja 2015

Jolanta Czarkwiani Siedem pytań do pisarza.



Jolanta Czarkwiani jest lekarką, mieszka i pracuje w stolicy, to tutaj wychowywała dwie dorosłe już córki. Jedna studiuje anglistykę  w Warszawie, druga w Londynie doktoryzuje się w dziedzinie genetyki. Początkująca pisarka oczywiście uwielbia dobrą literaturę, filmy, podróże i rozmowy z przyjaciółmi trwające do rana. Obecnie pracuje nad kolejną powieścią, równie ważną społecznie jak pierwsza, ponieważ nie mogłaby pisać o niczym. Pasjonują ją tematy trudne, postaci złożone, historie wielowątkowe, dzięki którym czytelnik może coś zrozumieć. 




SIEDEM PYTAŃ DO PISARZA:
1. Zabawa zaczyna się dzisiaj i potrwa do 27 maja, do godziny 23:30.
2. Każdy z Was może zadać pisarce jedno pytanie, zostawiając je w komentarzu pod tym postem wraz z adresem mailowym.
3. Autor najciekawszego pytania zostanie nagrodzony egzemplarzem książki.
4. Spośród wszystkich pytań wybranych zostanie SIEDEM, na które autorka odpowie na moim blogu. Odpowiedzi zostaną opublikowane w osobnym poście.

Moja recenzja tej książki: http://asymaka.blogspot.com/2015/04/nie-waz-sie-jolanta-czarkwiani.html



Siedem pytań do pisarza. Wyniki. Katarzyna Enerlich.




1. Czy do napisania PROWINCJII PELNYCH SNóW zainspirował Panią sen - ten najpiękniejszy sen ? Jeżeli nawet to nie był sen, proszę opowiedzieć o Pani śnie , który utkwił Pani w pamięci i był dla Pani tym najjjjjj?

Katarzyna Enerlich: Niespecjalnie lubię opowiadać publicznie swoje sny, bo są dla mnie tajemnicą. Ich opowiadanie pokazuje, co w nas tkwi i jakie historie kryją się w podświadomości. Tak myślę. To więcej, niż odpowiadać na pytania. To więcej, niż pisać książki z jakimś ukrytym ja za woalem liter. Są zbyt osobiste. Do napisania tej Prowincji zainspirowało mnie znów życie. Jakieś opowieści wysłuchane, jakieś listy wyczytane.


2. Pani Katarzyno, czy mieszka Pani na takiej prowincji pełnej snów czy raczej to marzenie o niej? 

KE: Mieszkam na podobnej prowincji i jestem na niej szczęśliwa. Uważam, że to nie jest stan umysłu, a miejsce do życia w szczęściu. Wierzę też głęboko, że każdy ma w sercu jakąś prowincję i każdy może ją odkryć wokół siebie, nawet na osiemnastym piętrze wieżowca na Marszałkowskiej.

3. Witaj Kasiu Emotikon smile Wyobraź sobie, że trafiasz do zespołu szkół i musisz przeprowadzić lekcje języka polskiego w klasie V szkoły podstawowej i klasie II gimnazjum. Jakie tematy byś poruszyła? O jakich lekturach rozmawiała z uczniami?
Pozdrawiam z sąsiedniej Prowincji
Marta

KE: Myślę, że na pewno wróciłabym do lektur z dawnych lat - Dzieci z Bullerbyn i Muminków. Na pewno przeczytałabym piękną Dolinę Muminków w listopadzie, w której tak pięknie jest opisany świat jesieni i odchodzenia. Porozmawiałabym o tym odchodzeniu i o szacunku do własnego życia oraz do życia tych, którzy są blisko.

4. Uważa Pani, że ludzie powinni dzielić się na różne warstwy społeczeństwa? Czy bycie biednym oznacza bycie gorszym?

KE: Bycie prostym - nie. Bycie prostakiem - tak. Nie na warstwy społeczne się dzielimy, ale na to, co nosimy w sobie. Czego pokłady w nas drzemią. Dzieli nas to przede wszystkim. Biblia mówi, by nie rzucać perłę przed wieprze. Zdrowy rozsądek mówi, by nie zaniżać swego poziomu i nie równać się z prostakami. No właśnie.

5. Wydaje mi się, że każdy pisarz marzy o tym, aby jego książki się spodobały, aby trafiły do serca czytelników, którzy z niecierpliwością będą czekać na kolejne powieści. Jak się Pani czuje na spotkaniach autorskich - stresuje się Pani, cieszy, czy jakieś wydarzenie/ czyjeś słowa szczególnie zapadły Pani w pamięci?

KE: Dla mnie to piękna wymiana energii i dobrych myśli oraz prawdziwych historii. W oczach czasem jest więcej niż na ustach. Patrzę w oczy Czytelników i już wiem, o czym mówić na spotkaniu. Czy o lokalnym patriotyzmie, zdrowym jedzeniu czy pięknych książkach, czekających na przeczytanie. Intuicja?

6. Czy czuje się Pani spełniona jako pisarka?
Czy jednak czasami gdzieś w podświadomości błąka się myśl, że można było inaczej? (niekoniecznie lepiej, ale inaczej) Inaczej coś ująć, inaczej ubrać w słowa?
I ogólnie rzecz ujmując jak Pani spogląda wstecz na swoje dokonania pisarskie to co Pani czuje?

KE: Oczywiście, że nie jestem jeszcze spełniona. Gdyby tak było, to już tylko siąść i płakać. Mam jeszcze tyle historii do opowiedzenia, ile z nich mnie znajdzie. O ile się potknę. Życie jest na szczęście niewyczerpalne. Mam jeszcze kilka innych marzeń, ale chcę je spełniać równolegle. Wiem, że dam radę. Chcę zostać nauczycielem jogi. Doskonale można połączyć obie pasje. Jestem więc na drodze do tego połączenia.

7. Wyobraź sobie, że na jeden dzień masz się przemienić w dowolne zwierzę. Jakie zwierzę wybierasz i dlaczego?

KE: Oczywiście, że zmieniam się w kota. Bo to pierwsze zwierzę, z jakim miałam w życiu kontakt. Bo całe życie mi towarzyszy. Bo ich ZEN jest zagadką. I tylko mogę się go od nich uczyć.


Książkę wygrywa Gosia, która zadała pytanie o to, czy Kasia czuje się spełniona jako pisarka.
Przepraszamy za poślizg czasowy wyników, sprawy prywatne niestety uniemożliwiły szybsze uporanie się z konkursem.






W głąb labiryntu Sigge Eklund




Potrafię docenić dobry kryminał, powieść obyczajową, ale nie stronię również od książek takich, jak "W głąb labiryntu". To klasyczny moim zdaniem thriller, który może zaintrygować, momentami przerazić, a na pewno dać do myślenia. Autorem jest szwedzki literat, tworzący książki, które szybko stają się bestsellerami, scenarzysta i producent telewizyjny. Prywatnie ojciec trójki dzieci, który mieszka ze swoją żoną i gromadką pociech w Sztokholmie.

Niniejsza publikacja jest próbą znalezienia odpowiedzi na pytanie, co stało się z jedenastoletnią córką zbyt zajętych i zapracowanych rodziców? Zaginęła, gdy oni przebywali w restauracji, dziecko w tym czasie było w domu. Niby lokal nie był jakoś mocno oddalony od ich domostwa, ojciec zaglądał do małej, chorej dziewczynki, ale nie po raz pierwszy nie była dopilnowana. Już jako siedmiolatka zostawała sama. Matka, pani psycholog i ojciec, znany wydawca, mogli przecież znaleźć dla Magdy opiekunkę, nasuwało mi się wielokrotnie podczas czytania, ale niestety żadne z nich o tych chyba nie pomyślało, uważając, że jest wystarczająco samodzielna i dorosła. Jak się okazało, mylili się i był to najgorszy błąd w ich życiu.

Córka była osobą skrytą, wyalienowaną, stroniła od rówieśników i widać było, że różni się od nich. Rodzice małej dalecy od ideału, myśleli chyba głównie o sobie, swojej pracy, nie dostrzegając potrzeb dziecka i nie licząc się z jej zdaniem. Już wcześniej nie potrafili się porozumieć, a teraz w obliczu tragedii, okazuje się, że oboje skrywają jakieś tajemnice, sekrety. Asa, matka dziewczynki, próbuje za wszelką cenę ją odnaleźć, ojciec, Martin, jest podejrzanym w całej tej sprawie. Czy słusznie?
Oprócz punktu widzenia tych dwóch postaci poznamy jeszcze relację dwóch innych osób, zamieszanych skądinąd w ten dramat. Tom, jeden z pracowników Martina, zrobiłby wszystko, by mu się przypodobać, a jego dziewczyna Katja, szkolna higienistka, z którą Magda miała bezpośredni kontakt, ma mnóstwo problemów i niezałatwionych spraw jeszcze z dzieciństwa.

Co z tym wszystkim ma wspólnego tytułowy labirynt? Kto się zagubił w nim, komu uda się uporać z przeszłością i poczuciem winy, a kto odniesie na tym polu porażkę? Pasjonująca to była lektura. Ukazana z różnych punktów widzenia, poznaliśmy wydarzenia sprzed tragedii i po niej. Dowiedzieliśmy się, co głęboko skrywali w zakamarkach duszy poszczególni bohaterowie, o czym myśleli, czy mieli wyrzuty sumienia. Ich wspomnienia pomogły nam zrozumieć istotę problemu, a autor umiejętnie oprowadzał nas po znanych sobie ścieżkach, zagmatwał całość po mistrzowsku i w gruncie rzeczy nie wiadomo już było, kto przyczynił się do zaginięcia dziecka, kto maczał w tym palce. Emocje, jakie targały bohaterami, były doprawdy rewelacyjnie opisane, zaczynaliśmy patrzeć ich oczyma na wiele trudnych spraw, dostrzegać niuanse i rozumieć ich poniekąd. Okazało się, że nic tu nie jest czarno-białe, że mamy do czynienia z historią zakorzenioną w odległych czasach, gdy Magdy nie było jeszcze na świecie. Każda z postaci ma coś do ukrycia, ma powód do wstydu i popełniła jakiś błąd. Nie spotkamy tu ideałów, a ludzi z krwi i kości, prawdziwych i rozdartych wewnętrznie. Nie będziemy jednak skupieni na poszukiwaniu sprawcy, to powieść psychologiczna, w której niebagatelną rolę odegrają odczucia jej bohaterów, zmiany, jakie nastąpią w ich życiu, decyzje, jakie podejmą i wybory, przed jakimi staną. Poznamy szereg zachowań, zmuszeni zostaniemy do chwili zadumy i zastanowienia. Polecam. Warto.

Dzień z książką. "Zebra w barze... czyli Polak potrafi." Jacek Ślusarczyk Fragment czwarty, ostatni.

Dzień z książką.
"Zebra w barze... czyli Polak potrafi." Jacek Ślusarczyk
Fragment czwarty, ostatni.
"Filip zastanawiał się przez chwilę, czy powiedzieć, w końcu wypalił:
-Tato... chcę wyjechać! Nie pasuję do tego systemu. Co bym nie zrobił, to mi nie wychodzi.
Ojciec przyglądał mu się spokojnie i po chwili powiedział:
-Wiem, tak cię wychowałem. Jesteś idealistą. Nie kłamiesz, nie kręcisz, nie kombinujesz. Nie wiem, czy to dobrze. Boję się o ciebie.
-Dobrze, tatku, dobrze! Jest super! Wyjadę, jak się lepiej poczujesz. Wiem, że tego chcę, nie chcę tylko...-tu głos mu się załamał-rozstawać się z tobą.
-Życie idzie w jednym kierunku, synku. Oddasz, co czujesz, swoim dzieciom, ...one swoim, tak to się toczy. Jedź, szukaj, ucz się, korzystaj. Każdy ma do tego prawo. Ale potem wracaj. Żaden system nie jest idealny, a Polska, to Polska. Nie ma innej. Ja sobie świetnie poradzę. Napisz tylko czasem. Jesteś wszystkim, co mam.
Filipowi zaszkliły się oczy.
-Kocham cię, tatko.
-Ja ciebie też, synku.
Tego samego wieczoru Filip usiadł do ojcowskiej maszyny do pisania.
"Dear Sirs!
My name is Filip Kostrzewa, I am Polish, and I would like to learn..."
Na 75 wysłanych listów dostał jedną odpowiedź. W ciągu miesiąca otrzymał zaproszenie do USA na praktykę rolniczą."


wtorek, 19 maja 2015

Dzień z książką. "Zebra w barze... czyli Polak potrafi." Jacek Ślusarczyk Fragment trzeci.

Dzień z książką. 
"Zebra w barze... czyli Polak potrafi." Jacek Ślusarczyk
Fragment trzeci. 

"-Za co cię wsadzili?-zapytał chrapliwie łysy facet w swetrze.
-Za brak dowodu i prawa jazdy...zostawiłem portfel w recepcji.
-Mnie też z drogi zgarnęli-powiedział łysy po chwili.
-Wiozłem sklejkę do pocięcia... do szwagra, jakieś trzy kilometry. Nie miałem rachunku przy sobie. No i mają handlarza sklejką, k... ich mać! Ten w garniturze-pokazał palcem-był trochę wypity i pomylił bloki we mgle. Swoim kluczem otworzył nieswoje drzwi i wszedł do cudzego mieszkania. Światła nie zapalał, tylko położył się do nie swojego łóżeczka...
-Jak śpiąca królewna!-zauważył ktoś piskliwym głosem.
-...obok nie swojej żony-dokończył łysy.
-Patrz pan, mamy takie same domy, samochody, ubrania, to teraz robią takie same zamki do drzwi... to już prawdziwy komunizm nadszedł!-wtrącił ktoś z boku z pewną zadumą w głosie.
-Nad ranem przyszedł mąż, no i nieco się zdenerwował. Przypadkowo były to przewodniczący Rady Miejskiej."