poniedziałek, 30 czerwca 2014

Iza Skabek "Gaba i Grzebień" i "Zooalfabet"


 
Iza Skabek to poetka i pisarka, z którą miałam przyjemność niedawno przeprowadzić wywiad. Jeszcze do późnych godzin nocnych można wygrać jedną z Jej niezwykle zabawnych i ciekawie napisanych książeczek. Zachęcam: http://asymaka.blogspot.com/2014/06/iza-skabek-wywiad-i-konkurs.html.  Moje dzieci postacią Gaby są zachwycone, a wierszyki o zwierzątkach podobały im się na tyle, że nie odchodziły, tylko siedziały obok mnie, zasłuchane i zainteresowane ilustracjami. Nawet doszło w pewnym momencie do konfliktu, bo i Zuza, i Kamil chcieli narysować własnego zwierzaka w książeczce zatytułowanej "Zooalfabet". Pierwsza narysowała postać stworka moja najmłodsza latorośl, ale i mój synek miał możliwość wykazania się na jednej z kolejnych stron. Tak Kamil wyobraża sobie zimowego ludka:

A Zuzia wymyśliła takie zwierzątko:
 
"Zooalfabet" to książeczka z rymowankami zaczynającymi się na każdą z liter alfabetu. Mamy tu wierszyk o anakondzie, która martwi się, że wygląda dzisiaj nieszczególnie, biedronkę, która wybiera się na bal, ćmę zafascynowaną blaskiem świecy, pędzącego nie wiadomo dokąd dzika, różowego flaminga, iguanę z czkawką, pelikana, który w dziobie ma zapas jedzenia, czy odważnego rycerza-żuka. Różnorodność postaci, zabawne i krótkie rymowanki spodobają się dzieciom. Dodatkowym atutem są kolorowe i przyciągające wzrok ilustracje. To historyjki idealne dla naszych milusińskich. Poznają alfabet, a niebawem zapewne samodzielnie zaczną czytać książeczkę, ponieważ czcionka jest na tyle duża, by nie miały z odszyfrowaniem tekstu problemu. Całość estetycznie i przejrzyście wykonana, więc nasz odkrywający dopiero literacki świat szkrab będzie zadowolony. A przy okazji i my będziemy szczęśliwi, widząc jak nasze dziecko uczy się czytania.

Książeczka pobudza wyobraźnię naszego brzdąca, wyzwala w nim kreatywność. Moja Zuzia naprawdę słuchała tego, co czytam, rozumiała tekst, nie miała żadnych trudności. Gdy tylko przeczytałam wierszyk o stworzonku, które można samodzielnie narysować, tak, jak my je widzimy, jak sobie wyobrażamy, pobiegła po kredki i przystąpiła do pracy. Takie publikacje, które wywołują entuzjazm w dziecku są najciekawsze. Gdy maluch nie wierci się i nie uciecha, siedzi zasłuchany i zafascynowany to najlepsza według mnie rekomendacja. Gorąco zatem polecam.


Kolejna z książeczek, o której chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć jest zupełnie inna od tej, o której pisałam przed chwilą. Przede wszystkim tekst jest pisany prozą, a opowieść dotyczy dziewczynki. Z wierszykami autorstwa Izy Skabek łączy ową publikację jednak wiele cech: na pewno i tutaj dostrzeżemy zabawny styl pisarki, lekkość Jej pióra i wielką wyobraźnię. Autorka rewelacyjnie przeniknęła do dziecięcego umysłu, wczuła się w rolę malucha idealnie, tak, jakby sama była dzieckiem, bohaterką tej historyjki. Opowieść czyta się naprawdę bardzo szybko, jest ciekawa i zajmująca.


Tytułowa Gaba spodobała mi się do tego stopnia, że chciałabym poznać jej dalsze przygody. Z wielkim zdumieniem czytałam, jakie rozwiązania podsuwa wyobraźnia tej małej dziewczynce. Wiem też na pewno, że tak właśnie myślą dzieci, zupełnie inaczej niż my. Dla nich czas płynie w innym tempie, nie znają pojęć, którymi chcemy je przekonać, że mają się pospieszyć, nie rozumieją, że trzeba być odpowiedzialnym i nie wolno się spóźnić na przykład.
Gaba uwielbia mówić i mogłaby otwierać usta właściwie bez przerwy, ponieważ ciągle ma coś do powiedzenia. W jej życiu dzieje się tak wiele różnych rzeczy, tyle przygód miewa, że naprawdę musi się podzielić z innymi tym, co ją absorbuje.
 
 
Gabie nie wszystko się podoba, ale to przecież normalne. Czego nie lubi? Czesania.
-O, to tak jak moja Zuzia-skomentowałam podczas czytania książeczki.
 
"Nie lubi też być czesana, bo szczotka zawsze ją szarpie, a grzebień drapie i gryzie."*
 
Myślę, że moja prawie czterolatka znalazłaby wspólny język z bohaterką tej publikacji.
Gaba naprawdę próbuje się samodzielnie uczesać, ale złośliwy Grzebień gryzie ją w głowę i mówi bezczelnie, że nie mógł się powstrzymać! Nagle zmienia się w rekina i każe dziewczynce nalać wody do wanny, by przekonała się, że mówi prawdę. I tak zaczyna się zabawa w łazience, a Gaba jak nie była uczesana, tak nie jest w dalszym ciągu. Jakie będzie Waszym zdaniem zakończenie tej historyjki?
Dziecku z tak wybujałą wyobraźnią może przytrafić się WSZYSTKO!
 
Książeczkę czyta się szybko, jest napisana z humorem i ciekawie, rysunki również prezentują się pięknie, są barwne i idealnie dobrane do tekstu. Dziecko nie będzie się nudzić, a Gabę polubi już od pierwszych stron. Sympatyczna, trochę zwariowana dziewczynka, która nie zna słowa "niemożliwe" na pewno przypadnie naszym milusińskim do gustu. Polecam.
 

* fragment pochodzi z książeczki "Gaba i Grzebień" Izy Skabek

Natasza Socha wywiad i konkurs.


Natasza Socha wywiad i konkurs

 

 

Natasza Socha jest autorką przezabawnej i niezwykle ciekawie napisanej „Macochy”, ale też kilku innych powieści, których nie miałam jeszcze przyjemności czytać. Współprowadzi wraz z Moniką Paluszkiewicz kulinarny blog: http://chilifiga.pl/, poza tym od wielu już lat jest dziennikarką, która potrafi pisać o wszystkim, mamą, która dba o to, by potrawy spożywane przez dzieci były nie tylko pyszne, ale i pięknie podane, stara się zarazić dzieci miłością do jedzenia, delektowania się posiłkiem. Spróbuję od tej niezwykle barwnej i interesującej osoby dowiedzieć się, skąd pomysł na taki, a nie inny blog, czy niebawem pojawi się na rynku wydawniczym Jej kolejna powieść, jak również tego, czy łatwo jest utrzymać się z pisania artykułów?

 

 

 fotografia: Anna Kamińska Światłoczułość

Na początek pytanie podstawowe: Jak to wszystko się zaczęło? Czy zawsze marzyłaś o pisaniu?
Tak jak u każdego dziecka przez głowę przewijały mi się wszystkie możliwe zawody świata, z których do najciekawszych zaliczałam: łyżwiarkę figurową, fryzjerkę oraz panią robiącą twaróg. Kiedyś na koloniach zaliczyliśmy wycieczkę do pobliskiej mleczarni, w której pewna pani opowiedziała nam jak się robi ser i nawet to pokazała. Uznałam ją za najbardziej fascynującą kobietę na świecie. I na pytanie nauczycielki co chcemy robić w przyszłości, odpowiedziałam z uśmiechem: twaróg.

Skąd pomysł na „Macochę”? Czy to wymysł Twojej wyobraźni, od początku do końca nierealna historia, czy może obserwowałaś kogoś i wyciągałaś wnioski?
 
Historia jest wymyślona, choć sam pomysł powstał niejako w oparciu o własne doświadczenia. Ja co prawda nie znalazłam się w sytuacji, w której dzieci mojego męża stanęły w drzwiach z walizką, ale wyobraziłam sobie, co by było, gdyby rzeczywiście tak zrobiły. Nie ma u nas społecznego przyzwolenia na bycie macochą, która też ma swoje lęki, obawy i prawo do głośnego wypowiedzenia tego, co naprawdę myśli. Z założenia dzieci z poprzednich związków należy kochać miłością bezwarunkową, nawet jeśli na ciebie plują. Bo przecież one są skrzywdzone, a ty dorosła. Być może. Ja jednak uważam, że każdy ma prawo do swojego zdania, do swoich strachów i każdy powinien sam ustalić zasady funkcjonowania rodziny patchworkowej.

Czy masz w sobie cokolwiek z tytułowej „Macochy”?
Pewnie trochę sarkazmu, buntu, jakiejś niepewności życiowej. Podobnie też patrzymy na świat - ironicznie.

To powieść, którą czyta się szybko, jest pełna humoru, lekka, zabawna… Czy właśnie tak się ją pisało? Bez żadnego problemu, bez wyrywania włosów z głowy, ślęczenia nad tekstem i poprawiania go w nieskończoność?
Rzeczywiście pisało się ją szybko. Ale ja generalnie mam zasadę, że siadam do pisania wtedy, kiedy w głowie zbudowany jest już pewien szkielet całości. Potem ten szkielet wypełniam literkami, aż powstanie „żywy twór”.  Nie planuję stron po kolei, nie piszę chronologicznie. Opisuję wydarzenia, historie, wspomnienia, a potem sklejam je w całość. Na koniec wszystko czytam i wyrzucam to, co z założenia miało być śmieszne, a w ogóle mnie nie rozbawiło lub wręcz odrzuciło ze względu na literackie „suchary”.

 

Od Twojego debiutu minęło ponad 10 lat. Czy w czasie tej minionej dekady pisałaś inne książki?
Napisałam książkę o Adasiu Jebutko, byłym pracowniku wielkiej firmy, który został z dania na dzień wyrzucony z pracy. Początkowo pracował jako Keczup w supermarkecie - odziany w pluszowy strój wielkiej butelki wyśpiewywał pieśni o czerownym sosie. Aż tu dnia pewnego napotkał dawnego kolegę, który postanowił zrobić z niego designera mody, w myśl zasady: że „nawet kupa owinięta złotym papierkiem może stać się pralinką pod warunkiem jednak, że wcześniej zostanie przeprowadzony odpowiedni PR wyżej wymienionej kupy”. Tytuł książki: „Keczup”, oczywiście.  



  Napisałam też „Zbuki” o wrednych ludziach, którzy czerpią energię tylko z tego, że komuś innemu podwinęła sę noga. I gromadzą różne obrzydlistwa w słoikach – truchło ćmy włochatej, oddech umarlaka, spojówkę wilkołaka. To książka mocno absurdalna, w której główny bohater nosi skarpetki w kolorze dwuletniego żółwia z Galapagos i skupuje od innych ludzkie świństwa. Niektóre połyka, inne zamyka w blaszanych puszkach. Dzięki jego pracy wredni ludzie mogą nadal być wredni, ale nie mają już wyrzutów sumienia. Odsprzedali je. Kilka lat temu ukazała się też książka „Nasza Klasa” czyli retro-wspomnienia o czasach minionej młodości użytkowników portalu Nasza Klasa. Ta książka ukazała się jako e-book.

 

Skąd wziął się pomysł na blog związany z gotowaniem? Czy od początku prowadziłyście stronę w duecie? Jak wygląda Wasza współpraca? Uzupełniacie się, macie podobne, czy całkiem różne charaktery, czy dochodzi do kłótni, sporów między Wami? A może zawsze jest wesoło, optymistycznie i sympatycznie?
Gotowanie jest czynnością tak mocno wkomponowaną w naszą codzienność, jak mycie zębów. Trudno jednak z mycia zębów uczynić sztukę. Tymczasem w kuchni możemy udawać, że właśnie zostałyśmy kulinarnymi wróżkami, nawet jeśli nasza chochlo-różdżka wyczarowała zaledwie jajko sadzone. Stąd pomysł na bloga. Monika jest bardziej prozdrowotna i dokładnie przypatruje się temu, co je i temu - czym karmi rodzinę. Dla mnie do niedawna było to obojętnie, ale teraz wiem, że tablica Mendelejewa w naszych potrawach to nie jest to, czym powinniśmy się faszerować. Monika jest cerberem zdrowych potraw i często dopatruje się w moim gotowaniu skandalicznie złych nawyków. Na szczęście gotujemy na odległość, w przeciwnym mogłoby być groźnie. J Ale dzięki niej wiem, że można stworzyć tort czekoldowy na nazie awokado, zrobić czekoladę bez cukru, a nutellę upichcić ze śliwek.

 
fotografia: Anna Kamińska Światłoczułość

 

Zajęłaś się gotowaniem, ponieważ chciałaś obalić pewną tezę, prawda? Powiedz nam coś więcej na ten temat.
Teza jest znana od lat. Baba w kuchni do niezadbana kura, która cuchnie olejem do smażenia, a ręce ma sklejone mąką. Blog chilifiga powstał właśnie po to, by udowodnić, że żadna z nas – ani Monika, ani ja, ani tysiące innych kobiet nie cuchną olejem i nie są kuchennie odrażające. Wręcz przeciwnie – gotujemy, bo chcemy, bo sprawia nam to radość, bo jesteśmy kreatywne i kulinarnie uzdolnione. I każda kobieta, która spędza czas w kuchni powinna być podziwiana.
fotografia: Anna Kamińska Światłoczułość
 
 
Jaką jesteś mamą? Wyrozumiałą, wymagającą, surową, wyluzowaną?
Pewnie każdą po trochu. W zależności od dnia, od pory roku, a nawet od pogody. Ale zawsze kiedy mogę, staram się próbować wiele rzeczy obracać w żart i poprzez dowcip pokazywać dzieciom, co robią źle. Nie cierpię kazań. Nie cierpię monologów wygłaszanych smętnym głosem przez dorosłych. I dlatego sama staram się tego unikać.

Czy czytasz swoim dzieciom? Podsuwasz im jakieś książki?
Kiedyś Olga wróciła ze szkoły i oznajmiła mi, że wszyscy jej koledzy obejrzeli Harry’ego Pottera. I, że ona też chce. Powiedziałam, że dobrze, ale najpierw musi przeczytać książkę. Po każdym skończonym tomie, będzie film. I tak się wciągnęła, że teraz sama nie chce dalej oglądać, tylko woli najpierw przeczytać. Ma 10 lat i kończy piąty tom. Filipowi czytam ja. Najchętniej książki Roalda Dahla, bo są cudownie zakręcone i wprowadzają dziecko w świat absurdu. Weźmy pierwszą z brzegu – „Fleje”: „Gdybyście dokładniej przyjrzeli się obliczu pana Flei, rozpoznalibyście małe, zaschnięte kawałki jajecznicy, szpinaku, keczupu, rybich paluszków, drobiowych paluszków...” Uwielbiam takie książki. Teraz czytamy „Babcię rabuś”, cudowną opowieść  Davida Walliamsa o babci, która aby nie wydawać się nudną własnemu wnukowi, wymyśliła, iż jest znaną złodziejką klejnotów. Szerokim łukiem omijam zaś książki idealizujące różowatość, błyszczący świat, bycie piękną i cudowną, którą wszyscy kochają łącznie z leśnymi żukami.

Uważasz, że nasz polski rynek czytelniczy jest specyficzny, różni się od innych? Niedawno spotkałam się z takim przekonaniem, że za granicą jest łatwiej pisać, co Ty myślisz na ten temat?
Specyficzność naszego rynku polega głównie na tym, iż Polak kupuje średnio 1,5 książki na rok. Załapanie się na to, że kupi akurat naszą graniczy z cudem. W tej sytuacji za granicą na pewno łatwiej jest nie tyle pisać, co wyżyć z pisania.

Mieszkasz od pewnego czasu w Niemczech. Czy trudno było zaaklimatyzować się w nowym miejscu? Czy możesz powiedzieć, że właśnie tam jest Twój dom? Tęsknisz czasem za Poznaniem?
Trudność polega głównie na niemożności dogadania się na tym samym poziomie humoru. No bo jak przetłumaczyć Niemcowi dowcip: Co jest rzadsze? Biegunka czy zatwardzenie? J
fotografia: Anna Kamińska Światłoczułość
 

Zdradź nam, proszę, jaką książkę szykujesz dla swoich czytelników w najbliższym czasie? Wiem, że piszesz coś nowego, co moim zdaniem będzie bardzo interesujące…
Tym razem weszłam częściowo w męski świat dorosłych chłopców, których ulubionym zajęciem jest strzelanie z procy do kaczek oraz podjadanie ciasteczek. To oczywiście przenośnia dotycząca maminsynków, dla których najpiękniejsza, najmądrzejsza i najcudowniejsza na świecie jest tylko jedna kobieta. Mama. Mamusia dzwoniąca co pół godziny z informacją, że właśnie ma czkawkę i co dalej?  Plus Syn jadący na sygnale ratować Matkę od tej strasznej czkawki. To tak w skrócie. Książka jest prawie gotowa, ale bawię się jeszcze zakończeniem.

 

O czym jest wydana w formie e-booka Twoja powieść zatytułowana „Nasza klasa”? Czy myślisz, że książka elektroniczna „wyprze” kiedyś tradycyjną, papierową wersję? Jaki masz stosunek do e-booków?

 

Nasza Klasa to takie retro-wspomnienia. Pierwsza miłość, pierwsza czekolada z Pewexu, pierwsze dekatyzowane dżinsy. Dziesięć historii, które wydarzyły się naprawdę. Sentymentalna podróż w czasie z dużą dawką humoru. Pamiętasz, jak założyliśmy facetowi od ruskiego karton na głowę? - pyta jeden z bohaterów. Ja pamiętam, bo ten karton założyła moja koleżanka, a potem udawała, że zemdlała. J
Kiedyś, ale mam nadzieję, że w bardzo dalekiej przyszłości ebooki pewnie wyprą papierową książkę. Dla mnie szkoda, bo ja lubię zapach papieru i zdecydowanie wolę trzymać w ręku prawdziwą ksiązkę niż elektroniczne urządzenie.
 
Jak przyjmowane są przez czytelników twoje powieści? Czy otrzymujesz listy, maile od osób, które znają Twoją twórczość?
Tak, jak już wspomniałaś, debiutowałam 10 lat temu. Wtedy nie było FB, nie było takich możliwości kontaktowania się z czytelnikami jak dzisiaj. Teraz dostaję meile, wiadomości – jak na razie są pozytywne, miłe, zachęcające do dalszego pisania. Żaden hejter jeszcze mnie dopadł, ale na pewno wszystko przede mną.

Czy kontakt bezpośredni z czytelnikiem uważasz za potrzebny, jesteś zwolenniczką czy przeciwniczką spotkań autorskich?
Myślę, że nie ma nic milszego dla pisarza jak kontakt z czytelnikami, słuchanie ich opinii, uwag, przemyśleń. To daje motywację do pisania kolejnych książek, podsuwa nowe pomysły, pozwala unikać błędów. Jeśli tysiąc osób przeczytało twoją książkę, to tak naprawdę masz szanse na tysiąc opinii. Bo każdy jednak czyta inaczej. Fascynujące.

Pisywałaś do różnych magazynów, gazet, czasopism, portali… Czy łatwo jest utrzymać się z pracy dziennikarskiej? Jaki był najtrudniejszy tekst, najbardziej dziwny być może, z którym musiałaś się zmierzyć?
 
 
Kiedyś było łatwo, dzisiaj stawki dziennikarskie są takie, że za napisanie artykułu można sobie kupić kilogram buraków. I to u sąsiadki, po znajomości. Dawniej pisałam dużo, niemal o wszystkim. Uwielbiam wyzwania dziennikarskie, dlatego mam na swoim koncie „dzieła” o achalazji przełyku, o rodzajach cebul i ich zastosowaniu w kuchni, o niemieckim rynku ekonomicznym, o satanistycznych stronach internetowych, a nawet o bezoarze. I nie jest to wyobraź sobie żaden starożytny potwór tyko zbity guz, który formuje się w żołądku z zalegającego w nim materiału – np. z włosów! A najfajniejsze w pisaniu o wszystkim jest to, że zawsze można tą wiedzę wkorzystać w kolejnych książkach.

Jako dziecko marzyłaś o zawodzie chirurga, opowiesz nam o tym? Co takiego się wydarzyło w Twoim życiu, że jednak postanowiłaś zająć się pisaniem, a nie leczeniem ludzi?
Wydarzyła się rzecz prosta i banalna – w liceum odkryłam, że nie cierpię fizyki, nie rozumiem kompletnie o co chodzi w kinetycznej teroii gazów tudzież modelu atoma według Bohra, dodatkowo nie przepadam za panią od biologii, a z chemii lubię tylko doświadczenia. To bardzo ograniczyło moje możliwości zdawania na medycynę. Ale chirurgów, zwłaszcza przystojnych, nadal podziwiam i szanuję J.

Bardzo dziękuję za rozmowę. I czekam niecierpliwie na najnowszą powieść.


KONKURS:
Zabawa rozpoczyna się dzisiaj, 30 czerwca i potrwa do 7 lipca, do godziny 23:00. Dokończcie zdanie: "Czytam, bo...". Odpowiedzi należy udzielić pod tym postem, zostawiając również swój adres e-mail. Nagrodę ufundowała Autorka, Natasza Socha i wydawnictwo Filia, a wygrać możecie albo "Macochę" albo "Gotuj, karm i kochaj".

Moja recenzja "Macochy": http://asymaka.blogspot.com/2014/03/macocha-natasza-socha-recenzja.html
Blog o gotowaniu i nie tylko, którego współautorką jest Natasza Socha: http://chilifiga.pl/

 

sobota, 28 czerwca 2014

wyniki

Victoria Gische postanowiła nagrodzić egzemplarzem swojej powieści autorkę tej wypowiedzi:

"Bardzo klimatyczny wywiad:) Jesli chodzi o parę to stawiam na: Marka Bukowskiego i Kamilę Baar. A pytanie Ani: uwielbiam ksiązki z historyczną otoczką. Lubię, kiedy podczas lektury oprócz wrażeń duchowych i estetycznych zostaje coś w głowie. Jak byłam mała to mówiłam, że uwielbiam ksiązki "z których można się czegoś dowiedzieć" i to mi zostało;) Ksiązka historyczna to mozliwość przyswojenia sobie wiedzy z danej epoki w sposób zdecydowanie przyjemniejszy niż wkuwanie faktów historycznych na lekcjach:) Pozdrawiam:) Iwona067@gmail.com"

Iwonie gratuluję, a Wam wszystkim przypominam o tym, że konkursy trwają i tutaj, i na FP mojego bloga. W poniedziałek wywiad z Nataszą Sochą i możliwość wygrania Jej książki. Zapraszam :))))



środa, 25 czerwca 2014

Anna Sakowicz Żółta tabletka opowiadania.

 
Wiecie, że boję się czasem zaglądać do publikacji autorów, których nie znam, a już szczególnie do debiutantów. Tym razem było podobnie, z ogromną niepewnością zerknęłam do środka, z przestrachem można by rzec nawet. Bo co mnie tam będzie czekać? Jakaś żółta tabletka, zbiór opowiadań początkującej pisarki?
Kiedy poznałam Anię Sakowicz na Warszawskich Targach Książki wiedziałam, że to dobry człowiek. Wystarczyło mi w jej towarzystwie kilka chwil, by pojąć, jak życzliwą i serdeczną jest osobą. A po przeczytaniu opowiadań, które napisała Ania wiem, że to utalentowana i bardzo spostrzegawcza kobieta. Jej pisanie to naprawdę kawał doskonałej literatury, dlatego trzymam mocno kciuki za to, by niebawem stała się popularną i rozchwytywaną pisarką. W to, że czytelnicy pokochają Jej twórczość nie wątpię, jestem tego po prostu pewna. Będę się przyglądać poczynaniom Ani, bo nie jest znów tak wiele na naszym rodzimych rynku wydawniczym autorek z ciekawym stylem i spostrzegawczym okiem.
Anna Sakowicz pisze oryginalnie, intrygująco, zabawnie, ironizuje, ale i bywa ciepła, wzruszająca, dosadna i delikatna. Puentuje po mistrzowsku.
"Żółta tabletka" to niezwykły zbiór opowiadań, które bywają refleksyjne, smutne, wywodują dreszcze, innym razem zaś są wesołe i dające nadzieję. Pokazują nam, jak żyjemy: zbyt szybko, często bez planu czy zastanowienia, jak wiele mamy wad i jakie uczucia nami targają. To prawdziwy obraz rzeczywistości, w której przyszło nam egzystować. Wiele razy roześmiejemy się w głos czytając poszczególne historie wymyślone przez autorkę, wielokrotnie uśmiechniemy się pod nosem, z zakłopotaniem podrapiemy się po głowie, być może zdamy sobie sprawę, że ten czy też inny tekst dotyczy poniekąd nas samych? Może czegoś nas nauczy, da nam do myślenia?
Wzruszyłam się przy opowiadaniu o schorowanym ojcu, zasmucił mnie i przypomniał, że na pewne sprawy nie mamy żadnego wpływu, że jesteśmy niestety bezsilni w obliczu choroby... możemy tylko patrzeć, jak bliska nam osoba zapomina, nie rozpoznaje nas, gubi się, nie potrafi odnaleźć, a my nic nie możemy na to poradzić...
Szalenie podobał mi się tekst o niespełnionym pisarzu, ale najbardziej rozbawił mnie chyba ten zatytułowany "Polubić czytanie". Zapomniałabym jeszcze o fenomenalnej "Sodówce". To dopiero prawdziwie życiowa opowieść. Anna Sakowicz ubrała w słowa to, co wielu z nas myśli, jednak nie potrafi tak dobrze opisać, tak trafnie ująć. Czego boimy się być może powiedzieć głośno i dobitnie.
Polecam opowiadania autorki z całego serca. Tak jak napisałam na początku, według mnie to kawał dobrej literatury i warto ją promować. Jest to inteligentny, pełen przekory i naturalności zbiór tekstów, pomysłowy, czasem magiczny, odrealniony, innym razem osadzony w realiach idealnie. Zróżnicowany pod każdym względem, więc wszyscy znajdziemy tutaj coś dla siebie, co przypadnie do gustu właśnie nam. Świetnie opisana codzienność, beznadziejność niektórych sytuacji, prosty język, jakim posługują się bohaterowie opowiadań, bardzo prawdopodobne dialogi, dopracowane szczegóły, wszystko to sprawia, że bawiłam się wyśmienicie czytając poszczególne teksty. Jedne mnie bawiły, inne smuciły, znalazłam tu całą gamę emocji i dlatego uważam, że to była jedna z lepszych lektur, jakie miałam przyjemność czytać w ostatnim czasie. Polecam zdecydowanie.

A tutaj najlepszy moim zdaniem cytat:
"-To schorzenie, na które cierpi pani mąż, nazywa się 'sodówką'.-Patrzył na nią porozumiewawczo.-  -Zamontowaliśmy więc pani mężowi kranik.-Podszedł do Stefana i zdjął jego dziwne nakrycie głowy. -Jak ciśnienie się podniesie i mąż będzie odczuwał silne bóle, to wystarczy odkręcić ten kranik-zaprezentował-i ulać odpowiednią zawartość sodówki, która niewątpliwie uderzyła pani mężowi do głowy.
-A czy to przejdzie?
-Powinno, choć mogą być tego skutki uboczne. Tymczasem będzie pani miała stały dostęp do wody sodowej.-Uśmiechnął się do Stefana i jego żony. Zakręcił kurek i podał kobiecie plastikowy kubeczek wypełniony do połowy sodówką wielkiego pisarza."*

*fragment pochodzi z książki, strona 88

Strona Ani: http://kuradomowa.blogujaca.pl/tag/zolta-tabletka/ 
Anna Sakowicz jest blogerką i redaktorką. Jak sama mówi, jest miłośniczką literatury, czarnego humoru, bawi się konwencją literacką. Ukończyła filologię polską, filozofię, edytorstwo współczesne i edukację filozoficzną. Niebawem pojawi się na rynku wydawniczym Jej pierwsza powieść.


Za możliwość poznania opowiadań dziękuję bardzo Autorce, Ani Sakowicz.

wtorek, 24 czerwca 2014

Cienie przeszłości Edyta Świętek premiera: 16.07.2014



"Cienie przeszłości" to pierwsza z publikacji Edyty Świętek, po którą sięgnęłam. Spodziewałam się lekkiej, ciepłej historii o kobiecie. Myślałam, że znajdę tu miłość, upalne lato, gorące, pełne namiętności sceny być może? A co mnie zaskoczyło? I to już od pierwszych stron powieści?

Główna bohaterka tej historii traci wszystko. Nie tylko nie pamięta swojego imienia, swojej twarzy, swojej tożsamości, nie przypomina sobie absolutnie niczego sprzed pobytu w szpitalu. Czy tak traumatyczne doświadczenie może komukolwiek wyjść na dobre? Może okazać się otrzymaną od losu cudowną drugą szansą?
Nie będzie jednak tak łatwo, jak mogłoby nam się wydawać, o nie. Nie bez powodu tytuł tej książki to "Cienie przeszłości".
Karina jest kobietą dojrzałą, zdecydowaną, majętną, konsekwentną i upartą. Ma świetną pracę, spełnia się na kierowniczym stanowisku w korporacji, a życie prywatne dla niej właściwie nie istnieje. Wie, czego chce i wytrwale dąży do osiągnięcia upragnionego celu, niezależności. Nie dopuszcza do siebie nikogo zbyt blisko, boi się widocznie zaangażować, nie chce zbytniego balastu, który rozpraszałby ją i odciągał od pracy. Nie należy do osób lubianych, można wręcz powiedzieć, że niejeden wbiłby jej nóż w plecy, gdyby tylko nadarzyła mu się ku temu okazja. I właśnie takowa się nadarza. Niestety. Karina zostaje napadnięta przez trzech opryszków, którzy mają ją początkowo tylko nastraszyć, lecz sytuacja wymyka się spod kontroli. Kobieta po uderzeniu w głowę traci przytomność i sporo krwi. Nie wiadomo, czy cokolwiek w jej życiu będzie takie, jak było przed wypadkiem.
Moim zdaniem autorka poradziła sobie znakomicie, nie tylko zaintrygowała mnie i dała mi do myślenia, ale też kilkakrotnie mnie zaskoczyła. Nie powiem, że nie było w tej książce momentów dosyć przewidywalnych i raczej banalnych, bo zdarzały się takie, jednak powieść jest naprawdę bardzo udana. Nie ma w niej grama sztuczności, dialogi jak najbardziej żywe, naturalne, realistyczne, problem "wyścigu szczurów", samotności pracoholików zdecydowanie rzeczywisty, wszystko świetnie połączone w zgrabną całość. Dzieciństwo naszej bohaterki owiane lekką mgiełką tajemnicy, jej życie sprzed utraty pamięci również, autorka umiejętnie i powoli, konsekwentnie, krok po kroku przed nami odsłania fragmenty układanki, którą jak puzzle będziemy układać w obrazek, nie do końca zgrabny i idealny, bez skazy.
Według mnie to bardzo udana propozycja literacka autorki i tym chętniej sięgnę po wcześniejsze Jej powieści. Czasem w życiu musi się zdarzyć coś dramatycznego, byśmy przejrzeli na oczy, byśmy zrozumieli, co jest istotne, priorytetowe, najważniejsze.
Gdy Karina weszła do swojego doszczętnie zniszczonego mieszkania i wzięła do ręki sukienkę pociętą na drobne kawałeczki, za sprawą opisu autorki poczułam się przez chwilę jak ona. Zagubiona, bezradna i wściekła. Zastanawiałam się z uporem maniaka, kto mógł jej aż tak nienawidzić, komu tak bardzo zalazła za skórę, że chciał ją zniszczyć? Pozbawić wszystkiego? Edyta Świętek ma lekkie pióro, powieść czyta się szybko, z zaciekawieniem i zamyśleniem. To bardzo dobra fabuła, dopracowana i wciągająca. Bohaterowie stworzeni przez pisarkę jak najbardziej realistyczni, żywi. I nie możemy zapomnieć o wierszach Juliana Tuwima, które spotykamy na każdym kroku w tej historii. Poezja dodaje całości smaczku, nutki tajemniczości i niesztampowości. Polecam zdecydowanie.

"Cienie przeszłości" Edyta Świętek, Wydawnictwo Replika, premiera: 16.07.2014

Drzewo migdałowe Michelle Cohen Corasanti

Po zapoznaniu się ze streszczeniem tej książki nabrałam pewności, że to idealna lektura dla mnie.
Zmuszająca do refleksji, niebanalna. Tak inna od wszystkich, jakie dane mi było do tej pory przeczytać. Wzruszająca, boleśnie prawdziwa, nie omija tematów trudnych, nie bagatelizuje ich,
nie mówi, że nic się nie stało. Bo stało się. Bo dzieje się ciągle. I tylko my sami możemy to przerwać. Nienawiść przecież rodzi nienawiść. Bez zrozumienia tego nic nie ma sensu... i nic się nie zmieni.

Michelle Cohen Corasanti ma polsko-żydowskie korzenie, zapewne dlatego tak realistycznie oddała rzeczywistość w opowiedzianej przez siebie historii. Czuła to wszystko po prostu, rozumiała, o czym pisze. "Drzewo migdałowe" dojrzewało w niej dwadzieścia lat zanim ujrzało światło dziennie, zanim zdecydowała się ubrać w słowa swoją opowieść, podzielić się nią z czytelnikami. Dojrzewało i nabierało kształtu, rosło, rozwijało się pączek po pączku, by w ostatecznej formie urzekać i powodować wzruszenie tak wielkie, jakiego doznałam i ja. Już pierwsze strony stworzonej przez autorkę historii szokują i wyciskają łzy z oczu. Podążamy za brutalnymi obrazami, widzimy dzięki plastycznemu językowi książki główkę małej dziewczynki odrzuconą gdzieś w dal po tym, jak jej drobne ciałko rozleciało się na kawałki. Dziecko było tak żywe, takie roześmiane, jeszcze chwilę temu biegło za motylkiem, nie zdając sobie sprawy z grożącego mu niebezpieczeństwa, a już za moment go nie było...

Książka nie należy do relaksujących powieści, które czytamy, by odpocząć. By się dobrze bawić. Jeżeli szukacie lektury lekkiej, łatwej i przyjemnej to nie jest to historia dla Was. Zdecydowanie nie jest. Ona za to pokaże nam, jak ważna jest ciężka praca, rodzina, przyjaźń.
Poznajemy Ahmada Hamida. Jest jeszcze dzieckiem, ale rozumie wszystko, co dzieje się wokół niego. To on opowiada nam o życiu swoim i swoich bliskich. O śmierci, która czyha na nich na każdym kroku, o poczuciu zagrożenia, o niebezpieczeństwie, o braku podstawowych, niezbędnych do funkcjonowania środków. Braku dachu nad głową, jedzenia, obuwia. Chłopiec jest bystry, ale musi przerwać naukę, by utrzymać rodzinę. Oczywiście jest tylko dzieckiem i wielokrotnie zdarza mu się popełnić błąd, ponadto los nie uważa, że wystarczająco już wycierpieli i ciągle podrzuca im kolejne kłody pod nogi. Ile jest w stanie znieść rodzina Palestyńczyków? Jak wiele muszą jeszcze przejść w swoim życiu, by wreszcie mogli być w miarę szczęśliwi i bezpieczni?
Ahmad ciężko pracuje, za wzór stawiając sobie własnego ojca. To on jest jego drogowskazem, przyjacielem, to on wierzy w chłopca od samego początku. Właśnie Baba bowiem uczy go wybaczenia, wyzbycia się nienawiści, tłumaczy mu, jak ważna jest edukacja, dążenie do celu wytrwale i za wszelką cenę, lecz nie po trupach. Jak wielką siłę mamy w sobie, siłę i determinację.
Poprzez różne koleje losu wiedzie nas ta opowieść. Dorastamy i my wraz z naszym głównym bohaterem. Zmienia nas ta historia, uczy pokory. Zaczynamy rozumieć, co chciała przekazać nam za sprawą tej książki autorka, pokazać nie tylko konflikt udręczonej ojczyzny Ahmada, ale też relacje panujące w poszczególnych rodzinach, wielopokoleniowe tradycje, ale i zakłamanie niektórych ludzi. Okazuje się, że niełatwo jest wybaczyć wrogowi, ale też trudno pojednać się z własnym bratem, szczególnie, gdy tak wiele nas dzieli. To piękna, poruszająca, mądra, wspaniale napisana powieść, obok której nie powinniśmy przejść obojętnie. Która zmieni być może nas samych. Na pewno poruszy do głębi i nie pozwoli o sobie szybko zapomnieć. Polecam całym sercem.


"Drzewo migdałowe" Michelle Cohen Corasanti, Wydawnictwo SQN, premiera: 18.06.2014






poniedziałek, 23 czerwca 2014

Emma chce grać jazz! Przemysław Wechterowicz



Książeczka bardzo kolorowa, barwna i przykuwająca uwagę, ale chyba nie do końca mnie do siebie przekonała. Moje dzieci szczerze mówiąc też nie zainteresowały się nią na tyle, bym mogła doczytać im opowieść o małpce do końca. Zakończenie poznałam już sama, w czasie, gdy moje dzieci poszły się bawić.

Grafika dosyć ciekawa, zmiana rozmiaru czcionki zachęcała do zapoznania się z lekturą, ale sama treść nie wzbudziła w moich dzieciach wielkich emocji, jak też nadmiar kolorów.
 
Małpka Emma wraca pewnego dnia ze szkoły do domu zasmucona. Mama szybko zauważa jej niewesoły nastrój i od progu pyta o powód rozżalenia. Zwierzątko przyznaje, że nie ma pojęcia, kim chciałoby zostać w przyszłości!
 
Na pewno jest to książeczka, dzięki której i my możemy rozpocząć rozmowę z naszym dzieckiem na temat tego, co chciałoby robić, jak dorośnie. W jakim zawodzie chciałoby się realizować? Nasza pociecha, podobnie jak małpka Emma zacznie rozmyślać i marzyć, zastanawiać się, jakie zajęcie dawałoby jej radość, szczęście, spełnienie?
Według mnie zbyt wiele dzieje się w tej opowieści. Zbyt dużo rzeczy przykuwa uwagę dziecka, trudno jest mu się skupić i odnaleźć. Zbyt wiele bodźców i informacji możemy tutaj znaleźć.
Małpka, jak mówi sam tytuł, wreszcie znajduje upragniony cel w życiu, postanawia grać jazz! Jej rodzice nie są zachwyceni pomysłem córeczki, martwią się o jej edukację. Dziwna jest to opowieść, brakuje mi w niej planu, wszystko jest chaotyczne i nie tworzy jednolitej całości. Autor przeskakuje od jednego zdarzenia do drugiego, nie opisując tego, że mamy już następny dzień, czy dany fragment dotyczy innej sytuacji. Rodzicowi trudno się odnaleźć czasem w tej historii, a co dopiero ma powiedzieć dziecko?
Książeczka ma ciekawą puentę i warto się z nią zapoznać, ponieważ zmusza do refleksji i pobudza do myślenia. Uczy naszą latorośl tego, że warto marzyć, wierzyć w siebie, jednocześnie pamiętając jednak o tym, że nauka w szkole jest nie mniej ważna.
 
 

Iza Skabek wywiad i konkurs


Iza Skabek wywiad i konkurs

 

 Iza Skabek, autorka książeczek dla dzieci, od zawsze mieszka w Myszkowie. Jest doktorem literaturoznawstwa, uczy języka polskiego w myszkowskim liceum. Tworzy od najmłodszych lat. Już jako dziecko wymyślała historyjki specjalnie dla swojego braciszka. Jest mamą dwóch dziewczynek, które zapewne stają się inspiracją do opisywanych przez autorkę opowieści. Nie ogranicza się do pisania tylko wierszem czy tylko prozą. Potrafi zainteresować młodego czytelnika zarówno tekstem rymowanym, jak i rymów pozbawionym. Moje dzieci są zachwycone „Gabą i grzebieniem” i „Zooalfabetem”. Skąd bierze pomysły Iza Skabek? Czy łatwo jest pisać dla dzieci? Na te i inne pytania spróbuję otrzymać od Autorki odpowiedzi.

 


IS: Bardzo mi miło, że dzieciom podobają się książeczki. Po to właśnie powstają, aby dzieci nie mogły się od nich oderwać. Skąd czerpię pomysły? Z dwóch źródeł. Przede wszystkich pamiętam, jak to było być dzieckiem. Pamiętam radości, smutki, marzenia i rozczarowania własnego dzieciństwa, jakby to było wczoraj. Po drugie natomiast, bardzo lubię przebywać z dziećmi. Głównie ze względu na ich otwartość, ciekawość świata i samych siebie, chęć czy wręcz konieczność sprawdzenia każdej prawdy. Jest taki wiersz Wisławy Szymborskiej pt. „Mała dziewczynka ściąga obrus” i ten wiersz oddaje doskonale to, w jaki sposób mały człowiek postrzega świat. Wszystko musi sprawdzić, wszystkiego doświadczyć na samym sobie. Jeśli chodzi o pisanie dla dzieci jest to sztuka, której musiałam się uczyć. Musiałam znaleźć drogę od pisania artykułów dla gazet, tekstów popularno-naukowych, prac z zakresu  historii literatury i analizy tekstu do pisania dla wymagającego, szczerego czytelnika. Czytelnika, który oczekuje konkretów, prawdy, szczerości, uczuć. To prawdziwe wyzwanie.

 

AG: Na Pani stronie internetowej:  http://izaskabek.pl/  znalazłam informację, że zaczęła Pani   pisać już w dzieciństwie. Zatem, ile miała Pani lat? Jak właściwie te pierwsze literackie próby wyglądały? Czy brat, dla którego postanowiła Pani stworzyć opowieść docenił Pani starania?
IS: Pisać zaczęłam, kiedy byłam naprawdę małą dziewczynką. Miałam osiem, może dziewięć lat, gdy powstawać zaczęły moje pierwsze wierszyki. Pierwsze poważne historyjki to były opowieści przygodowe, które pozwalały mojemu młodszemu bratu poznawać zwierzęta i rośliny, z różnych stron świata. Miałam wtedy 13 lat, a mój brat 6. Dla nas obojga było to wspaniałe przeżycie. Ja pisałam i ilustrowałam książeczki (dziś na szczęście zarzuciłam ten zwyczaj, bo nie mam talentu malarskiego), on czytał i zachwycał się, jak tylko sześciolatek potrafi.

 
AG: Jak zareagowali rodzice na wiadomość o tym, że chce Pani pisać, czy byli z Pani dumni? Wspierali Panią? Czy to właśnie rodzice zaszczepili w Pani miłość do literatury?
IS: Miłość do książek, czytania i pisania zaszczepiły mi moja mama i babcia. Książki stały się dla mnie szczególnie ważne, gdy zmarł mój tata. Dla mnie, dwunastoletniej wówczas dziewczynki, było to przeżycie, które ukształtowało mnie na całe życie. Zaszyłam się w świecie książek, czytałam i pisałam w każdej wolnej chwili. Mama dziś mówi, że moje pisarstwo jest naturalną konsekwencją  tych wszystkich przeczytanych stron. Chociaż wtedy w dzieciństwie, kiedy dostawałam złe oceny z matematyki, nie była specjalnie zadowolona.

 
AG: „Gaba i grzebień” to historyjka o zabawnej, rozgadanej dziewczynce. Czy to jedna z Pani córek stała się inspiracją do jej napisania?
IS: Właściwie trzeba by zacząć od początku. W żeńskiej części mojej rodziny funkcjonuje takie „zaklęcie”. Moja prapabka mówiła mojej babci, kiedy ta była jeszcze dziewczynką, moja babcia mamie, mama mnie, a ja teraz mówię swoim dziewczynom: „Zobaczysz, że urodzi ci się taka sama zołza, jaką ty jesteś”. Wypowiada się te słowa w złości oczywiście, ale oddają one naturę dziewczynek w mojej rodzinie. Wszystkie jesteśmy trochę nieznośne, samodzielne w myśleniu i działaniu, uparte i krnąbrne. Inspiracją do powstania postaci Gaby były więc i moje córki, i babcia, i mama, a nawet ja sama.

 

AG: W tej książeczce poznajemy świat widziany oczami dziecka, czy dorosłemu człowiekowi trudno jest wcielić się z tego typu rolę? Moim zdaniem trzeba mieć wybujałą wyobraźnię, chyba Pani takową posiada?
IS: Mam nie tylko wyobraźnię, ale przede wszystkim „ucho”. Bo aby stworzyć niezwykłe opowieści potrzebne jest „ucho” do tego, o czym dzieci rozmawiają i do tego, w jaki sposób mówią. Wtedy historie same się piszą, kiedy słucha się dzieci i dużo z nimi rozmawia.

 AG: W czasie studiów odkryła Pani w sobie talent do tworzenia zagadek i gier słownych. Proszę powiedzieć nam coś więcej na ten temat…
IS: Rzeczywiście, w czasie studiów pisałam gry i zagadki. Stworzyłam serię „DySTOPleksja” z ćwiczeniami logopedycznymi i językowymi. Powstała również seria zagadek, które częstochowskie wydawnictwo włączało w różnego rodzaju gry i loteryjki dla dzieci.

 


AG: Kto jako pierwszy czyta napisane przez Panią, dopiero co ukończone książki? Czy córki są tymi pierwszymi krytykami? Co mówią, po zapoznaniu się z daną lekturą?
IS: Zwykle to moje dziewczynki są pierwszymi czytelniczkami. To im czytam teksty opowiadań i wierszyków, aby sprawdzić, czy coś gdzieś nie „zgrzyta” i czy nie ma napuszonego, wymuszonego stylu. Dzieci natychmiast wyłapują takie fałszywe nuty. Na tym etapie mam jeszcze możliwość zmiany i poprawienia tu i ówdzie niedociągnięć. Córki lubią książki, chyba wszyscy  u nas w domu uznają czytanie za główną rozrywkę i sposób spędzania wolnego czasu.

 

AG: Jakiego typu literaturę Pani preferuje? Co czyta, bądź czytała Pani córkom?
IS: Sama najchętniej czytam kryminały. Wiem, jak to brzmi, ale aby się wytłumaczyć, muszę dodać, że jestem pracującą w liceum polonistką. To wiele tłumaczy, prawda? Co roku omawiam z uczniami, a co za tym idzie, powtarzam, albo nawet czytam jeszcze raz, Reymonta, Wyspiańskiego, Szekspira i Borowskiego. Muszę znajdować jakiś sposób na oddech. Jeśli już wiadomo, że w celach zawodowych czytam i dla rozrywki czytam, musi to być literatura, która albo mnie pochłania bez reszty, jak Mario Vargas Llosa,  Marquez, David Lodge, albo coś, co nie wymaga ode mnie specjalnego wysiłku intelektualnego.

 


AG: „Uczę się od nowa być dzieckiem” czytamy na Pani stronie internetowej. Czy to trudna sztuka, znowu myśleć, czuć jak dziecko? Widzieć świat jego oczami?
IS: Chyba nie jest to specjalna sztuka, kiedy się jeszcze pamięta to, jak to jest być dzieckiem. Moje dzieciństwo to był zarówno czas radości, spokoju i harmonii, bo miałam szczęście dorastać w kochającej się i zżytej rodzinie, jak i czas rozczarowań i smutku w związku z różnymi wydarzeniami, przed którymi nawet dziecka nie da się czasem uchronić. Może dlatego tak dokładnie pamiętam, jak to jest być dzieckiem, co czują i w jaki sposób myślą dzieci.

 

AG: Jaką mamą jest Iza Skabek?
IS: Wymagającą i wybuchową. Ale także niepoważną, roześmianą i skłonną do wygłupów. Mamą, która cale wakacje ćwiczy z dziećmi kaligrafię i matematykę, ale także pozwala budować zamki, bazy i twierdze ze wszystkich tkanin w domu i nie wymaga ich natychmiastowego sprzątnięcia.

 


AG: O czym Pani marzy?
IS: Marzę, aby dzieciństwo nie musiało się stykać ze złem świata. Wcale i nigdy. A jeżeli już musi, marzę, aby zawsze znaleźli się ludzie, którzy pomogą dziecku, będą je kochać, szanować i wspierać. Bo szczęśliwe dzieciństwo kształtuje sprawiedliwego, odpowiedzialnego, otwartego na świat dorosłego. W ten sposób koło się zamyka.

AG: Którą swoją książeczkę darzy Pani największym sentymentem? A którą pisało się najtrudniej?

IS: Najbliższa mi jest chyba „Gaba i Pająk”. To pierwsza książka z serii „Gabagada” i taka, która najlepiej oddaje to, czym jest pisanie dla dzieci. Obserwowaniem, towarzyszeniem dziecku i zwracaniem uwagi na to, czego dziecko od literatury oczekuje. Nie ma chyba wśród moich książek takiej, która stawiałaby jakiś opór podczas powstawania. Wszystkie tworzyły się we własnym tempie, a później już tylko stukały, pukały, śpiewały i buczały, aby się wydostać. I wyskakiwały prawie gotowe.

 

AG: Czy uważa Pani, że spotkania z czytelnikami są potrzebne autorowi? Czy mogą przynieść  korzyści obu stronom?
IS: Spotkania autorskie są nieodzowną częścią tworzenia. Otrzymuje się wówczas najcenniejszą opinię, opinię w postaci żywej reakcji. Zwłaszcza w moim przypadku, w przypadku spotkań z dziećmi.

 

AG: Jak odbierane są Pani propozycje literackie przez dzieci? Czy zachwycają się nimi, słuchają z zainteresowaniem, czytają samodzielnie, czy podobają im się ilustracje? Dostaje Pani listy od czytelników, a może na spotkaniach w przedszkolach dowiaduje się Pani od nich, jak to wygląda?
IS: Trudno znaleźć bardziej satysfakcjonującą formę kontaktu z odbiorcą niż kontakt autor – czytelnik dziecięcy. Jest to wartość niewymierna. Dzieci reagują żywiołowo, prawdziwie i szczerze. Dla mnie to największa gratyfikacja. Dostaję bardzo wiele maili, przedszkola biorą udział z organizowanych przeze mnie konkursach na ilustrację. Wiem od rodziców, że książeczki z serii „Gabagada” czyli „Gaba i Pająk” oraz „Gaba i Grzebień” są całkowicie sczytane, że dzieci uczą się alfabetu na moich wierszykach. Bardzo wiele to dla mnie znaczy. Przede wszystkim, w mojej ocenie, kształtuje się w ten sposób nowego człowieka. Takiego, o którego my, ludzie kultury zabiegamy najusilniej, człowieka uczestniczącego w kulturze. Mam nadzieję chociaż trochę przyczynić się do wizji świata, w którym żyją ludzie otwarci na kulturę i sztukę.
Bardzo dziękuję za rozmowę.

AG: Ja również.

Zapraszam jeszcze na FB Autorki: https://www.facebook.com/izaskabekdladzieci

Konkurs:
Zabawa rozpoczyna się dzisiaj, 23 czerwca i potrwa do 30 czerwca, do godziny 23:59. Wystarczy zapytać dziecko, co myśli na dany temat i odpowiedź wpisać w komentarzu pod tym postem, nie zapominając o dodaniu adresu e-mail. Autorka zadała dwa pytania:
1. Jakie owoce farbują buzię i ręce dziecka na granatowo?
2. Jakie zwierzę lubi, kiedy jest dżdżysto?

Do wygrania jest jedna z dwóch książeczek: "Gaba i Grzebień" lub "Alfabet owocowo - warzywny" ufundowanych przez Izę Skabek. Dziękuję i zachęcam do udziału w konkursie.


 

niedziela, 22 czerwca 2014

Wyniki razy dwa.

Po pierwsze chciałabym powiadomić Was, wiernych czytelników mojego bloga o tym, kto wygrywa jedną z książek Oli Seghi, ale też kto otrzyma egzemplarz nowej powieści Magdaleny Kordel.
Dziękuję za wszystkie zgłoszenia, bardzo chętnie organizuję dla Was konkursy, bo to miłe uczucie obdarowywać kogoś. Uwielbiam czytać Wasze maile, w których cieszycie się z wygranych i dziękujecie mi za to, że zostaliście wybrani. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie :))))

Na kuchni włoskiej nie znam się wcale, szczerze mówiąc, dlatego tym chętniej zapoznam się z publikacjami Oli.

A teraz już wyniki:


Domowa kuchnia włoska trafi do: Edyty S.

a Słodkie pieczone kasztany do: Izy Buryło i Małgosi.

Gratuluję :)))))

Z kolei egzemplarz książki zatytułowanej "Malownicze. Wymarzony czas" otrzyma autorka tego komentarza:

"Mój wymarzony/ulubiony czas, to ten, który roztacza magię „zwyczajnego – wyjątkowego” BYCIA TU I TERAZ z małym człowiekiem, jakim jest mój wnuk Ziemowit.
Kiedy najważniejsze są nie tylko działania, ale także podarowana małemu człowiekowi uważność, cierpliwość, i właśnie... wspólnie spędzany czas. Czas radości, zabawy, spontanicznej radości. Czas - kiedy do wspólnej zabaw zapraszam również i swoje wewnętrzne dziecko :)

pozdrawiam
Aniela"
Miała wygrać Pani Wolińska, ponieważ jej odpowiedź najbardziej przypadła mi do gustu, ale wzięła udział po 19-stym czerwca, a tylko do 19-stego można było brać udział, przykro mi. Później wybrałam odpowiedź Agnieszki, ale nie zostawiła adresu e-mail, pamiętajcie, by uważnie czytać regulamin.

Gratuluję i zapraszam do udziału w kolejnych konkursach. Już jutro na moim blogu wywiad i możliwość wygrania jednej z dwóch książeczek dla dzieci. A za tydzień rozmowa z Nataszą Sochą, autorką "Macochy", przy której bawiłam się rewelacyjnie. Polecam!

Zaczaruj mnie Karolina Frankowska premiera: 03.07.2014

 
 


Kiedy tylko usłyszałam, że ta historia jest o przyjaźni, postanowiłam się z nią zapoznać. Dlaczego? Chyba z uwagi na to, że dużo chętniej sięgam po lektury mówiące nie o miłości, przynajmniej nie przede wszystkim o niej, bo to przyjaźń jest moim zdaniem dużo ważniejsza. Miłość bez przyjaźni również nie istnieje, bo aby być naprawdę szczęśliwym w związku należy zaprzyjaźnić się ze swoim partnerem. Mieć do niego szacunek, zaufanie.
W tej opowieści poznajemy troje przyjaciół. Prawdziwych przyjaciół, którzy co prawda posiadają rozliczne wady, ale są dla siebie istotni, znają się doskonale, świetnie się ze sobą bawią, potrafią się rozśmieszyć, pocieszyć nawzajem, ale nie owijają w bawełnę, kiedy zajdzie taka potrzeba, mówią wprost, co myślą o błędach, mniej lub bardziej błahych powodach do wstydu czy zażenowania. Czy nic nigdy ich nie poróżni, nie będzie w stanie zniszczyć tej wyjątkowej więzi, jaka ich połączyła?

Nazwiska Karoliny Frankowskiej wcześniej nie znałam, jednak ponieważ to ona stworzyła popularną i lubianą również przeze mnie postać Agaty Przybysz, prawniczki z serialu "Prawo Agaty", który jako jeden z nielicznych oglądam i który mnie ciekawi postanowiłam zapoznać się z jej książką.
"Zaczaruj mnie" to literacki debiut Karoliny Frankowskiej, według mnie bardzo udany. Bardzo. Najbardziej podobał mi się barwny język powieści. Widać, że autorka ma wiedzę, doświadczenie i talent do pisania, choć to jej pierwsza powieść.

Główną bohaterką jest Zosia, która ukończyła niedawno psychologię i marzy o pracy w zawodzie. Jak wiadomo pomarzyć można, bo marzenia nic nie kosztują, gorzej z ich realizacją. Zwłaszcza w prawdziwym życiu, zderzenie z rzeczywistością bywa doprawdy bolesne. W sumie nic nie układa się w egzystencji naszej Zosieńki tak, jak mogłoby się układać. Nie ma chłopaka, nie ma upragnionej pracy, w której mogłaby realizować się i spełniać każdego dnia, po prostu być szczęśliwą. Mieszkanie wynajmuje z przyjaciółmi: Kasią, którą zna od pierwszej klasy szkoły podstawowej i która jako jedyna z całej trójki ma świetną pracę, a także z Bartkiem, który boi się zaangażować w "coś poważniejszego" i przeskakuje "z kwiatka na kwiatek", to samo tyczy się też jego zatrudnienia. Zmienia pracodawców w tempie ekspresowym, jest nieodpowiedzialny i dziecinny.
W jakich okolicznościach poznajemy tę trójkę? Być może sytuacja wyda nam się zabawna, choć im wcale do śmiechu nie było. Zosia wpadła na pomysł, by zakopać marzenia swoje i pozostałej dwójki w parku. W ten sposób chciała dopomóc szczęściu. Kasia i Bartek chętnie przystali na propozycję naszej głównej bohaterki i przystąpili do realizacji tego niezwykłego planu. To wszystko działo się  jednak wieczorem, a dwóch policjantów zauważyło ich podejrzane zachowanie. W dodatku butelka wina i saperka w rękach Bartka to niezwyczajne parkowe atrybuty. Jak wytłumaczyli się stróżom prawa ze swojego szczeniackiego zachowania? Czy udało im się wyjść cało z tej, jak też z innych opresji?

Książka napisana naprawdę świetnym językiem, dialogi niesamowicie żywe i prawdopodobne, postaci stworzone przez Frankowską ciekawe, całość zabawna, choć dosyć przewidywalna. Zosia być może znajdzie miłość swego życia, być może uda jej się w końcu znaleźć wymarzone zajęcie, ale też przy okazji odkryje gorzką prawdę o sobie samej, swojej rodzinie, innych bliskich jej osobach. Czy wreszcie uda jej się dorosnąć, czy nadal będzie uciekać przed problemami, chować się i udawać, że smutna prawda jej nie dotyczy? Czy tak zachowują się ludzie dorośli? A może warto znaleźć w sobie siłę i chęć do pokonania własnych słabości?
Siła przyjaźni jest ogromna. To główne przesłanie tej powieści i pamiętajmy, aby doceniać naszych przyjaciół, dziękując im za to, że SĄ.
Nieważne, czy w naszym życiu jest dobrze czy źle, najistotniejsze jest to, by mieć na kogo liczyć. By znalazł się ktoś, kto przytuli, gdy tego potrzebujemy, kto dzieli z nami radość, cieszy się naszym szczęściem, nie zazdrości, a powie, że wszystko będzie dobrze, że jakoś się ułoży. O tym właśnie jest ta historia. Czyta się ją naprawdę ekspresowo, dodaje nam wiary we własne siły, jest świetnym antydepresantem, wielokrotnie wywołuje uśmiech na twarzy czytającego. Pokazuje nam, że popełniamy błędy, bo jesteśmy tylko ludźmi, nie myślimy logicznie, często ufamy tym, którym nie powinniśmy i płacimy za to wysoką cenę. Tak to w życiu bywa niestety.

"Chociaż jesteśmy tak różni, że patrzymy na siebie jak na kosmitów, to wszystkim-oprócz tlenu-do egzystencji niezbędna jest... przyjaźń. Bez niej nie ma ani szczęśliwej miłości, ani rodziny.
A z przyjaciółmi nawet życie jest całkiem do ogarnięcia-serio, tego akurat jestem pewna."*


*cytat pochodzi z książki


"Zaczaruj mnie" Karolina Frankowska, Wydawnictwo Literackie, premiera: 03.07.2014





środa, 18 czerwca 2014

Wszystko inne poczeka. Barbara Ciwoniuk

 
 
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Barbary Ciwoniuk, ale ponieważ zarwałam noc, by przeczytać "Wszystko inne poczeka", jestem pewna, że nie będzie ostatnim. Pisarka tworzy głównie dla młodzieży, pisze o problemach nastolatków, w sposób ciekawy i dający do myślenia. Jej książki są nagradzane i doceniane przez czytelników, ponieważ nie boi się poruszać tematów trudnych i ważnych. Co istotne potrafi pięknie ubrać w słowa to, nad czym wielu z nas się zastanawia, nad czym duma, o czym myśli. Mnie "kupiła" autorka absolutnie, więc z miłą chęcią zapoznam się i z innymi publikacjami, jakie wyszły spod Jej pióra.
Zapraszam na stronę autorki: http://barbaraciwoniuk.pl/.

Wczoraj po południu robiąc porządki w moich książkach "do przeczytania" znalazłam właśnie ten tytuł. Po zapoznaniu się ze streszczeniem powieści pomyślałam sobie, że właśnie teraz chcę się z nią zapoznać. Gdy tylko zaczęłam ją czytać, wiedziałam, że przepadłam, że nie pójdę spać, dopóki nie dowiem się, jakie jest zakończenie. Nie jest to lektura łatwa, lekka i przyjemna, choć czyta się ją bardzo szybko i jest naprawdę interesująca. Mówi o sprawach ważnych społecznie, wciąga i intryguje, daje do myślenia. W trakcie czytania zastanawiałam się wielokrotnie, jak ja bym się zachowała, gdybym była na miejscu Aidy? Czy miałabym tyle co ona odwagi? A może odznaczała się wyjątkową lekkomyślnością, wyciągając pomocną dłoń do człowieka bezdomnego? Nie wiedziała o nim nic, a jednak postanowiła mu pomóc, chciała, by stanął na nogi. Nie wycofała się z tego postanowienia nawet wtedy, gdy okazało się, iż ów włóczęga dopiero co wyszedł z więzienia, w którym siedział za... gwałt zbiorowy. Czy naprawdę można zaufać komuś takiemu, dać mu szansę? Zaprosić go do mieszkania, znaleźć mu pracę, nie pytając o nic?

Aida jest kobietą dojrzałą i wykształconą, inteligentną, jednak zawsze zachowuje się tak, jak powinna, jak się od niej oczekuje. Stara się nie łamać zasad, żyje zachowawczo, dlaczego więc nagle, pod wpływem impulsu postanawia wyzbyć się uprzedzeń? Czy będzie w stanie zaufać sobie, swojej intuicji na tyle, by nie odrzucić rodzącego się w niej uczucia?

Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź właśnie w powieści "Wszystko inne poczeka". Jestem nią zauroczona. Zachwyciła mnie już od pierwszych stron łatwość, z jaką autorka pisze o naprawdę trudnych sprawach. Jak dalece prawdziwa jest ta historia. Doprawdy życiowa, intrygująca i zaskakująca. Otwiera nam oczy na wiele spraw, obnaża nasze lęki, obala stereotypy, mówi o tym, ile w nas zakłamania. Bohaterowie wykreowani przez pisarkę nie są idealni, piękni i nieomylni. To do bólu prawdziwe, z krwi i kości, żywe postaci, stworzone w sposób przemyślany. Język, jakim posługuje się autorka jest wyjątkowo plastyczny, obrazowy.  Świetne, realistyczne dialogi, dopracowane szczegóły, typowo polska rzeczywistość naprawdę umiejętnie opisana. Polecam zdecydowanie i każdemu. Nie zawiedziecie się i długo będziecie o niej myśleć, jestem tego pewna.

wtorek, 17 czerwca 2014

Amelka Katarzyna Majgier

 
Książka wyglądała na dosyć sporawe tomisko, ale czytało się ją tak szybko, że zajęło mi to o wiele mniej czasu niż początkowo myślałam. Właściwie dzisiaj rano ją zaczęłam, a przed momentem skończyłam. Bawiłam się doskonale i nie ma co tego ukrywać. Pod koniec nawet się wzruszyłam, ale dlaczego, to już musicie odkryć sami.
Cieszę się, że poznałam Kasię Majgier. I to nie tylko za sprawą twórczości pisarki, ponieważ na Warszawskich Targach Książki miałam okazję chwilkę z nią porozmawiać. "Amelkę" mam z dedykacją dla moich dzieci, ale póki co przeczytałam ją sama. Myślę, że spodoba się Gosi, bo raczej nie nadaje się na lekturę przed snem dla całkiem małych dzieci. Bohaterka książki ma 10 lat i moim zdaniem właśnie dla starszych dzieci będzie to idealna powieść.

Amelka jest najstarszym dzieckiem w rodzinie, ale nie oznacza to wcale, że daje młodszemu rodzeństwu dobry przykład. Co prawda uczy się bardzo dobrze, ale potrafi też przysporzyć rodzicom nie lada zmartwień. Skacze po drzewach, przyjaźni się z chłopakami, żyje z głową w chmurach. Marzy o karierze aktorskiej, więc gdy okazuje się, że na prowincji, na której mieszka mają kręcić film wszystko inne przestaje mieć dla niej znaczenie. Są oczywiście na wsi dziewczynki o wiele bardziej od niej atrakcyjne, pełne uroku, ładne, ubierające się modnie i mające środki finansowe na to, by dobrze wyglądać, ale to właśnie Amelka zagra główną rolę. Dlaczego? Wygląda na to, że nie szata zdobi człowieka i ważniejsze jest jednak to, co ów człowiek ma w głowie, a nie na głowie. Nasza główna i tytułowa postać zostaje więc wybrana do roli pierwszoplanowej w "Pannie z mokrą głową".  Czy życie naszej prawie jedenastolatki ulegnie zmianie? Czy dziewczynka będzie zachwycona filmem, czy raczej będzie wolała prowadzić dalej spokojne i poukładane życie najlepszej w klasie uczennicy? A może zacznie otrzymywać oceny niedostateczne, przestanie się uczyć, bo nie będzie widziała w tym sensu? Jest przecież gwiazdą i wcale nie musi chodzić do szkoły, skoro już teraz, w ciągu kilku miesięcy potrafi zarobić więcej niż jej tata przez cały rok? Jak zakończy się ta historia?

Moim zdaniem to jest rewelacyjnie napisana powieść. Pokazuje nam różne sytuacje, w których możemy się znaleźć. Da do myślenia, pozwoli nam na analizę własnych zachowań, ale nade wszystko udowodni, że pomimo błędów, jakie zdarzy nam się popełnić, mamy szansę na zawrócenie ze źle obranej drogi, że mamy prawo do pomyłek, bo jesteśmy tylko ludźmi. Dowiemy się z niej tego, jak wiele zależy od nas samych, ale też od tego, jak zostaliśmy wychowani, z jakich domów się wywodzimy. I jak istotna jest przyjaźń, ale nie ta udawana, gra pozorów, gdy jesteśmy ważni tylko przez chwilę, bo coś znaczymy, bo jesteśmy na szczycie. Jak istotna jest przyjaźń a nie udawanie przyjaciela. Polecam naprawdę gorąco. Podsuńcie ją swoim dzieciom akurat teraz, na czas wakacji, a zobaczycie, że nie pożałujecie. Podziękują Wam za tę lekturę. Ważną, mądrą, wartą uwagi. Będzie i zabawnie, i prawdziwie, i doprawdy ciekawie.

"Trudno odzyskać zaufanie. Znacznie trudniej niż przyjaźń, bo tylko przyjaciele czekają na człowieka mimo wszystko. O całą resztę trzeba się postarać, ale to i tak przychodzi łatwiej, kiedy ma się przyjaciół."*

*fragment pochodzi z książki, strona 324


Za możliwość poznania historii Amelki serdecznie dziękuję Autorce, Kasi Majgier. Brawo! To rewelacyjna książka!