czwartek, 28 listopada 2013

Magdalena Kawka Wyspa z mgły i kamienia

 By wreszcie zacząć żyć...

Magdalena Kawka jest z wykształcenia socjologiem, ale ogromną miłością darzy słowo pisane i z związku z tym postanowiła sama tworzyć. W rezultacie z tego pomysłu narodził się poradnik dla rodziców "Przygody Kosmatka kilkulatka", powieść "Sztuka latania" czy "Rzeka zimna". Żadnej z tych pozycji nie dane mi było przeczytać. Swoją drogę w kierunku poznania twórczości pisarki zaczęłam od "Wyspy z mgły i kamienia", którą otrzymałam zupełnie przypadkowo i za którą nie rozglądałam się wcześniej. W domu czekała na mnie od lipca, właściwie nie wiem dlaczego odwlekałam moment przeczytania jej. Dotarła do mnie w skutek pomyłki, jednak widocznie tak miało być, że trafiła w moje ręce. To powieść cudowna, dla mnie wprost idealna, ponieważ potrafiłam docenić jej walory i naprawdę wspaniale się z nią bawiłam.

Bohaterka tej historii, pięćdziesięcioczteroletnia Julia, jest dojrzałą kobietą, która nigdy nie potrafiła myśleć o sobie. Znam doskonale takie osoby. Całe życie poświęcające się innym, będące w cieniu dzieci, mężów, przyjaciół. Mają co prawda swoje zdanie, ale nie wychylają się z nim. Wolą zrobić coś dla kogoś innego. Nie doceniają samych siebie, swoje marzenia i własne szczęście zostawiając gdzieś z boku. Taka właśnie jest nasza główna bohaterka. Pracuje, pomaga córkom, opiekuje się wnuczką, gotuje partnerowi, a dla siebie nie ma czasu. Nie wyjeżdża na urlop, nie ma chwili wytchnienia, stale myśli o innych, liczy się z ich zdaniem, dba o nich. Może pora wreszcie coś zmienić? I dla siebie samej, i dla innych właśnie? By pojęli, że każdej kobiecie należy się szacunek, szczególnie, jeśli to jest nasza własna matka! Matka, która do tej pory była na każde zawołanie, której nie pytaliśmy o zgodę, tylko oznajmialiśmy jej, że ma zająć się naszymi dziećmi! Teraz, zaraz, w tej chwili. Nie pomyśleliśmy nigdy o jej samopoczuciu, jej zmartwieniach, mniejszych lub większych smutkach czy radościach!
Córki Julii doprowadzały mnie swoim zachowaniem do szewskiej pasji, naprawdę! Dwie egoistki. Ewa i Anka uważały, że wszystko im się należy. Obie świetnie sytuowane, nie brały pod uwagę tego, że mamie może się "nie przelewać", że nie stać jej na drogie wczasy. Kiedy Julia wpadła na pomysł, by wreszcie zrobić coś dla samej siebie, od razu sprzeciwiły się, nie pytając mamy o powody takiej, a nie innej decyzji. Nasza bohaterka postanowiła sprzedać kamienice po swojej matce i skorzystać z pieniędzy, które jej się należały, bo te budynki były teraz jej własnością. Ze sporą sumką uzyskaną ze sprzedaży spokojnie mogłaby wyjechać do... Grecji, miejsca, o którym marzyła od zawsze. O jakiejś mało obleganej przez turystów mieścinie, gdzie odnalazłaby spokój i wreszcie mogłaby nadrobić ogromne czytelnicze zaległości, jakie nazbierały jej się przez wiele, wiele lat. Nie musiałaby już pracować, udowadniać innym i sobie, ile jest warta, nie umykałoby jej między palcami prawdziwe, pełne pasji i szczęścia życie!
Spełnia się jej marzenie. Nareszcie ma więcej czasu, nigdzie nie musi się spieszyć. Co prawda mieszkańcy maleńkiej wioski kreteńskiej, w której udaje jej się zamieszkać, są dziwni, mają specyficzne poczucie humoru i nie dają sobie w kaszę dmuchać, ale w gruncie rzeczy chyba nie są tacy źli?
Czy Julia odnajdzie się w tej społeczności? Czy to tutaj jest jej własne miejsce na ziemi? 

Ciekawa, rewelacyjnie napisana powieść. Ani przez moment nie nudziłam się z nią. Z wypiekami na twarzy czekałam na dalszy ciąg. Świetnie wpleciony wątek tajemnicy sięgającej czasów II wojny światowej, klimatyczna atmosfera miejsca, oddana przez pisarkę idealnie, są na pewno wielkimi atutami książki. Czułam się tam doskonale, byłam pod urokiem widoków i zagadkowej fabuły. Do tego pięknie opisane chwile romantycznych uniesień. I niezwykle interesująco przedstawieni bohaterowie. Naprawdę polecam. Nie zawiodłam się i żałuję, że tak długo ociągałam się z przeczytaniem tej pozycji literackiej. Znalazłam w niej to, czego szukałam, a nawet więcej! Dla mnie to była niezapomniana przygoda. 

Magdalena Kawka Wyspa z mgły i kamienia Wydawnictwo MG, 2013




środa, 27 listopada 2013

Całkiem nowe życie Maria Ulatowska



Emocjonujące losy Franki i jej najbliższych.

Nazwisko pisarki poznałam przy okazji niesamowitej powieści zatytułowanej "Przypadki pani Eustaszyny". Bawiłam się z tą książką rewelacyjnie, zaśmiewałam do łez. Wiedziałam, że na tym nie poprzestanę i jak tylko usłyszałam o "Kamienicy przy Kruczej" postanowiłam poznać kolejną historię, jaką stworzyła autorka. I tym razem nie zawiodłam się, więc naturalną koleją rzeczy było dla mnie przeczytanie "Całkiem nowego życia".
Maria Ulatowska jest miłośniczką zwierząt, szczególnie psów. Uwielbia też kontakt z przyrodą. Z wielką chęcią oddaje się lekturze, czytanie książek to jej hobby, podobnie jak słuchanie muzyki klasycznej.

"Całkiem nowe życie" to historia Franciszki, która jako młoda osoba postanawia całkowicie odmienić swoje życie. Stawia wszystko na jedną kartę, wierzy w swoje szczęście, w uczucie, naiwną i pierwszą miłością. Rzeczywistość niestety okazuje się daleka od ideału, a nasza bohaterka odarta ze złudzeń musi wziąć się w garść, stawić czoło wyzwaniom i dylematom. Boryka się z nie lada problemami, ale zdaje się być osobą silną. Oczywiście na początku nie jest taka, uczy się bycia twardą, zaczyna korzystać ze swojej inteligencji i sprytu dopiero pod wpływem dramatycznych przeżyć, ale dzięki temu jej postać jest jak najbardziej realna. Początkowo irytowało mnie jej zachowanie, budziło we mnie wiele skrajnych emocji, doprowadzało mnie do szewskiej pasji! Niestety dopiero te trudne chwile dały jej do myślenia, nauczyły ją szukać rozwiązań i zrozumieć, że musi walczyć o siebie i swoje szczęście, własny spokój i poczucie godności.
Zastajemy Frankę w końcu lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Już pełnoletnia, młoda i niewinna dziewczyna ma pracę i własne cztery kąty, jednak czuje się samotna. Wyjeżdża na wczasy z dala od domu, a tam poznaje swojego przyszłego męża, sporo od niej starszego. Zostawia za sobą dwudziestoletnie swe życie i wyprowadza się. Marzy o dziecku, ale teściowa i mąż mają inne plany co do jej osoby. Franka nie wierzy w siebie i w swoje możliwości, czuje się nic nie warta, jest nieszczęśliwa. Potrzebuje jakiegoś impulsu, by wyrwać się z kieratu, by przestać żyć na pół gwizdka, by zacząć oddychać pełną piersią!
Przez wiele lat ma wielkie oparcie w koledze swojego męża, który szybko staje się i jej przyjacielem. Franka szuka swojej drogi, próbuje znaleźć coś, w czym się spełni. Potrzebuje pracy. Czy uda jej się zdobyć upragnione szczyty, czy zrealizuje marzenia? Czy ma szansę być szczęśliwa?

Nie jest to książka łatwa, lekka i przyjemna, ponieważ opowiada o prawdziwym życiu.  Nie znajdziemy tu recepty na to, co zrobić, by odbić się od dna, by znowu zacząć się uśmiechać i wierzyć w lepszą przyszłość. Do tego potrzebujemy zmienić siebie, swoje myślenie. Czasem może nam ktoś pomóc, naprowadzić nas na właściwe tory, wysłuchać i wyciągnąć pomocną dłoń, ale najwięcej zależy od nas samych. Musimy to zrozumieć. Od tego powinniśmy zacząć.
Powieść naprawdę rewelacyjnie napisana, stworzone przez autorkę postaci nie są wyidealizowane, lecz żywe, jak najbardziej realne. Okazuje się, że miłość wcale nie jest tak pięknym uczuciem, jak nam się początkowo wydaje. Czasem bywa trudna, bezwzględna, wyniszczająca. Nie zawsze mamy szansę na szczęśliwe życie, raczej pełne trosk, wyrzeczeń, pracy, gorzkich łez. Jak w tym wszystkim się odnaleźć, nie poddać się, czy to w ogóle możliwe?

Niezwykle emocjonująca lektura, wzruszająca, szokująca, prawdziwa do bólu. Szybko zmieniłam zdanie co do Franki, początkową irytację zamieniając na podziw i szacunek. Polecam całym sercem, szczególnie tym, którzy cukierkowych i mocno przerysowanych bajkowych historii mają już dosyć!


Całkiem nowe życie Maria Ulatowska Prószyński i Spółka, 2013






wtorek, 26 listopada 2013

Gdy nadchodzi świt Cindy Woodsmall







 Mimo wszystko.

Cindy Woodsmall jest autorką popularnych powieści, między innymi wydanej w roku 2011 książki zatytułowanej "Kiedy serce płacze" i jej kontynuacji "Gdy nadchodzi świt". To opowieść o losach dziewczyny, która ucieka ze społeczności amiszów. Tak bardzo zaciekawiła mnie ta nieznana mi kompletnie tematyka, że postanowiłam poznać historię Hannah i jej najbliższych. Tylko od samego początku trudno było mi znaleźć tych, których tym mianem mogłabym nazwać.

Świetnym pomysłem w tej powieści było wprowadzenie we wstępie tych, którzy nie czytali części pierwszej w całość, w to, co miało miejsce wcześniej. Dzięki temu można było mieć pojęcie, co się wydarzyło w bliskiej przeszłości Hannah i odnaleźć się świetnie w kontynuacji już od pierwszych stron.
Sytuacja siedemnastolatki nie do pozazdroszczenia. Dramatyczne przeżycia, gwałt, utrata dziecka, odtrącenie rodziny, brak zaufania z ich strony, wszystko to skutkuje tym, że Hannah postanawia opuścić amiszów. Nikomu nie mówi, dokąd się wybiera, jest osamotniona, niepewna, czy będzie miała gdzie się podziać. Ma zamiar zatrzymać się u ciotki, siostry ojca, której nie widziała na oczy, ba!, o której istnieniu jeszcze rok temu nie wiedziała nawet!

"Gdy nadchodzi świt" to losy wchodzącej w dorosłość dziewczyny, która za wszelką cenę stara się zapomnieć o traumatycznej przeszłości i żyć dalej. Szuka celu i drogi, by coś osiągnąć, by być szczęśliwą. Musi się wielu rzeczy nauczyć, pojąć, wcześniej była przecież chowana z dala od cywilizacji, nowoczesności. Dokształca się, zaczyna prowadzić samochód, ma przed sobą perspektywy, jest pełna nadziei na lepsze jutro. Czy uda jej się znaleźć swoje miejsce na ziemi? Spokojną przystań, ciepłą, bezpieczną? Czy zapomni o tym, kogo kocha, a kogo zostawiła? Czy Paul będzie jej szukał, a może szybko znajdzie pocieszenie w ramionach kogoś innego? Jest jeszcze młodsza siostra Hannah -Sarah, jej przyjaciółka Mary, jej brat Luke, prawdziwy i jedyny przyjaciel Matthew. Cała masa skomplikowanych osobowości, bohaterów, którzy borykają się z nie lada problemami, z poczuciem winy nierzadko. Każdy z nich stoi przed jakimś dylematem, niełatwym wyborem.
Autorka opisuje nam emocje zarówno osób, wśród których żyje teraz Hannah, jak też tych, których porzuciła. Wiemy doskonale, co dzieje się z jej rodziną, z jej przyjaciółmi, jak wygląda teraz życie jej narzeczonego.
Pisarka ukazała nam w tej historii rzeczywistość pełną wzlotów i upadków, w sposób niebywale plastyczny i interesujący. Jej bohaterowie nie są doskonali, popełniają błędy i mają sobie wiele do zarzucenia. Czasem trudno im dostrzec to, co zrobili złego, że kogoś zranili, zawiedli. Nie jest im łatwo pogodzić się z tym, że się pomylili.
Moim zdaniem to świetnie napisana powieść o tym, że musimy mieć nadzieję. Z ufnością, lecz nie naiwnością, powinniśmy patrzeć w przyszłość i nie poddawać się. Mimo wszystko.
Emocjonalna, pełna zagmatwanych uczuć i relacji międzyludzkich, trosk, rozterek, małych i większych problemów, smutków, ale i radości, wiary, nadziei.
Zakończenie oczywiście wzbudziło we mnie ogromne emocje. Już, już myślałam, że dowiem się, co i jak. Niestety. Czekam z wielkim zainteresowaniem na część trzecią, bo chyba powstanie?
Naprawdę polecam. Warto.


Gdy nadchodzi świt Cindy Woodsmall  Wydawnictwo WAM, 2013






poniedziałek, 25 listopada 2013

Wyniki konkursu z Ukrainką Barbary Kosmowskiej.

Powiem Wam szczerze, że trudno wybierać zwycięzcę spośród tak fantastycznych odpowiedzi. Egzemplarz "Ukrainki" trafi do:

Joli Domagały, ponieważ jest wielką fanką pisarki i pięknie napisała o "uczcie duchowej"


i do


Asi Szarańskiej, za to:
Nigdy nie byłam na spotkaniu autorskim. Gdybym jednak spotkała się z jedną z moich ulubionych autorek (tudzież autorów), nie chciałabym, by było to spotkanie w gwarnym miejscu. Zaprosiłabym na kawę, dobre ciacho, lub na piwo i solone orzeszki i zapytałabym o wszystko, co przyszłoby mi na myśl. Robiłabym wszystko by poznać nie autora ale człowieka, który stał się autorem :)

Gwarne miejsce... właśnie dlatego i ja obawiam się spotkań autorskich. To naprawdę idealna moim zdaniem odpowiedź.

Dziękuję i poproszę obie Pani o adresy. Przekażę je wydawcy. Gratulacje.
A tutaj dwa kolejne konkursy:
Tutaj do wygrania książeczka z płytami dla dzieci o Misiu Gabrysiu: http://asymaka.blogspot.com/2013/11/wywiad-z-sylwia-chmiel-i-konkurs-z.html

Tutaj między innymi Miseczka szczęścia Anety Rzepki: http://asymaka.blogspot.com/2013/11/wywiad-z-sylwia-chmiel-i-konkurs-z.html

niedziela, 24 listopada 2013

Wywiad z Sylwią Chmiel i konkurs z książeczką dla dzieci do wygrania.



Przy okazji zbliżającego się Światowego Dnia Pluszowego Misia chciałabym porozmawiać z Sylwią Chmiel, autorką niezwykłej książeczki dla młodego czytelnika. Ów dzień przypada na 25 listopada. Jest bardzo ważnym świętem tak dla dzieci, jak i dla dorosłych, ponieważ wielu z nas miało ukochanego pluszaka, pamięta być może do dnia dzisiejszego jego imię, a nawet przechowuje go gdzieś na strychu, wśród innych pamiątek.
Sylwia Chmiel stworzyła postać Misia Gabrysia, który ma wiele ciekawych przygód, w czasie pierwszych podróży na wieś na przykład. Jest sympatyczny, ma cudownych przyjaciół i krok po kroku odkrywa wspaniałości świata, uczy się i poznaje otaczającą go rzeczywistość, czasem się smuci, jest chory, podobnie jak nasze dziecko. To doskonała propozycja dla przedszkolaków uczących się czytać i mówić poprawnie, dla tych, którzy mają problemy z wymową, ponieważ opowiadania są rodzajem ćwiczeń artykulacyjnych i wyrazów dźwiękonaśladowczych, które pomagają trenować aparat mowy. Dodatkowo dołączone na dwóch płytach opowiadania w formie audiobooków pokażą dziecku, jak poprawnie wymawiać słowa.



Skąd pomysł na takiego bohatera? Czy od tego sympatycznego misia zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?

 „Miś Gabryś i przyjaciele” to moja pierwsza książka. Skąd pomysł na misia? Dzieciaki kochają misiaczki i tyle. To sympatyczne zwierzaki i nigdy nie wychodzą z mody.

Miś Gabryś budzi sympatię dzieci, myślisz, że mogą utożsamić się z takich bohaterem? Czy sama go polubiłaś?

Gabryś jest bardzo sympatycznym, chociaż odrobinę nieśmiałym misiem. Wszystkie dzieci, zwłaszcza te delikatne i odrobinkę zagubione mogą się z nim utożsamiać. Czy go lubię? Oczywiście, że lubię! W końcu to moje pierwsze literackie „dziecko”.

Przyjaźń to jedna z istotniejszych wartości, o jakiej mówią opowiadania o Misiu, czy i Ty uważasz, że warto mieć przyjaciół, że to możliwe w tym naszym zabieganiu, czy mamy na to czas?

Bez przyjaźni żyć się nie da. Każdy z nas ma w życiu wzloty i upadki. W trudnych chwilach dobrze mieć kogoś z kim można porozmawiać i na kim bezwarunkowo można polegać.

Skąd tak doskonała znajomość dzieci, ich problemów z wymową? Coraz więcej maluchów ma tego typu kłopoty i uważam, że taka książeczka jest niezwykle potrzebna.

Zawodowo pracuję jako logopeda i z doświadczenia wiem, że pomoce tego typu są niezwykle potrzebne. Dzieci zwykle nie chcą ćwiczyć i trzeba jakoś urozmaicić zajęcia. Bajki, gry logopedyczne są jak najbardziej w cenie, dzięki nim dziecko angażuje się i chętniej pracuje nad wymową.

Zdradź nam, czy piszesz tylko dla dzieci? Jakie jeszcze masz propozycje literackie dla czytelników?

Nie. Piszę również dla dorosłych.

Dla kogo łatwiej pisać, dla dorosłego, czy dla dziecka? Który czytelnik jest bardziej wymagający?

 To są rzeczy nieporównywalne. Inny odbiorca, inny język, inna tematyka…
Wszystko zależy od tego, jak toczy się moje życie. Są miesiące, podczas których zajmuję się tylko i wyłącznie tekstami dla dorosłych. Przychodzi też czas, kiedy spragniona jestem wyidealizowanego świata baśni, podróży do  krainy, gdzie wszystko jest możliwe, wtedy to  powstają bajki dla dzieci.

Czy masz już w głowie pomysł na kolejną książkę, a może jakąś już ukończyłaś i czeka na wydanie?

Ukończyłam bajkę dla dzieci oraz powieść dla dorosłych. Mam nadzieję, że obie pozycje ukażą się na rynku już w przyszłym roku.

Jaka jest wykreowana przez Ciebie postać Patrycji z książki wydanej jako e-book , zatytułowanej „Tydzień z życia kobiety”? Czy budzi sympatię?

Patrycja pracuje z młodzieżą niedostosowaną społecznie. Różnica wieku między nią a jej wychowankami jest minimalna, można powiedzieć, że są rówieśnikami, dzieli ich jednak ocean: różnice kulturowe, spojrzenie na świat, warunki życia. Jak bohaterka odnajduje się w tym jakże odmiennym dla siebie  świecie, jakim jest człowiekiem i czy wzbudza sympatię, tego czytelnik dowie się z książki. Nie mogę powiedzieć, czy Patrycja jest sympatyczna czy też nie, wszystko zależy od tego, co kto lubi i czego poszukuje u innych.

Czy sama czytasz? Masz ulubiony gatunek literacki, któregoś bohatera darzysz szczególnym sentymentem?

Przede wszystkim klasyka: Mickiewicz, Sienkiewicz, Prus, Orzeszkowa, Dąbrowska. Współczesnym autorom bardzo trudno zaskarbić sobie moją sympatię. Chociaż są oczywiście wyjątki: bardzo lubię książki Joanny Chmielewskiej oraz Zbigniewa Nienackiego.

Słyszałam, że prowadzisz fanpage powieści „Wichman”?

Wyznaję zasadę, że autor nie może mówić tylko i wyłącznie o własnych publikacjach, inni też piszą i to bardzo dobrze piszą. Dlaczego więc o tym nie opowiadać? Dlaczego nie promować innych? „Wichman” to bardzo dobra pozycja.

Co urzekło Cię w tej książce?

Przede wszystkim główny bohater. Postać skomplikowana, ale bardzo ciekawa. Mistrzowsko naszkicowana. Doskonale działa na moją wenę twórczą. Ma w sobie magię, która sprawia, że świetnie się potem pisze, wiele nowych, zaskakujących pomysłów przychodzi mi do głowy.



Jaka prywatnie jest Sylwia Chmiel?

Idealistka żyjąca we własnym świecie, dla niektórych fascynująca, dla innych dziwaczna i niezrozumiała. Staram się być sobą, a nie podróbką, kopią kogoś innego. Mam swój styl, jak kot chadzam własnymi drogami. Tak do końca nie jestem oswojona, wciąż pozostaję „dzika.”

O czym marzysz?

Moje marzenia mają charakter niezwykle prywatny, rzekłabym nawet intymny. Nie będę ich zdradzać na forum.

Dziękuję za rozmowę.

Ja również bardzo dziękuję.

Konkurs
Rozpoczyna się dzisiaj, 24 listopada, potrwa przez dwa tygodnie, do 8 grudnia, do godziny 24:00. Nagrodą będzie:
Zestaw ten ufundowała Autorka, Sylwia Chmiel.
Aby otrzymać książeczkę, wystarczy na adres e-mail: gabryskonkurs@o2.pl dostarczyć zdjęcie dziecka z książeczką lub misiem. W temacie wiadomości należy wpisać Miś Gabryś i podpisać się oczywiście. Autorka wybierze zwycięzcę.
Wyniki pojawią się w ciągu trzech dni od zakończenia konkursu na moim blogu, opublikuje też zdjęcie, które wygrało. Możecie polubić moją stronę na facebooku, dodać mnie do obserwowanych, ale jak zawsze nie jest to wymóg, choć byłoby mi bardzo miło. Powodzenia! 

Zdjęcia autorstwa Marty Obuch, pisarki, która tworzy książki kryminalne.  
Przyznaję, że sama chętnie sięgnę po ten tytuł, Miś Gabryś pomógłby na pewno i mojemu synkowi pięknie mówić.

sobota, 23 listopada 2013

Rozmowa rodzinna...

Dzisiejsza rozmowa rodzinna
Ja do męża, ale przy dzieciach:
-Wiesz, trochę mi szkoda Zuzi, bo Gosia dostanie prezent na Mikołajki w szkole, Kamil w przedszkolu, a ona...?
-Ja się z nią podzielę- mówi Kamil, lat 6.
-I ja też- dodaje Gosia, lat 11.
-Dziękuję Wam!- odpowiada rozpromieniona Zuzia, lat 3.

piątek, 22 listopada 2013

Dorota Świątkowska Moje wypieki i desery



Kiedy dotarła do mnie ta pięknie wydana księga przepisów pomyślałam, że to coś dla mnie i mojej rodziny. Często coś pichcimy z mężem, no dobra, mąż piecze, a ja mu tylko podtykam pod nos przepisy, dlatego propozycja blogerki zdaje się być dla nas idealna. Napisałam blogerki? Tak! Jest to książka od początku do końca stworzona przez Dorotę Świątkowską, która prowadzi blog związany z wypiekami.

Ten zbiór przepisów bardzo przypadł mi do gustu, ponieważ już od pierwszych stron rzuca się w oczy niesamowita dbałość o szczegóły. Wstęp do książki jest napisany w sposób serdeczny i zachęcający do gotowania, a fotografie powodują, że dostaję ślinotoku.
Zdaniem Doroty Świątkowskiej:

"Każdy umie piec, choć może nie każdy odkrył jeszcze w sobie tę umiejętność... albo po prostu nie trafił do tej pory na dobre przepisy."*

Autorka przekonuje nas, że nie tylko składniki w danym przepisie są ważne, lecz także włożone w to serce, zaangażowanie. Nie warto przejmować się porażkami, trzeba próbować dalej, nabierać wprawy i po prostu piec!

Znajdziemy tu wiele pięknie wyglądających smakołyków. Książka została już obejrzana przez moją starszą córkę, synka, młodszą córkę i dopiero wtedy ja mogłam zaspokoić swoją ciekawość. Na pewno wykorzystam kilka, jeżeli nie kilkanaście z tych przepisów w swojej kuchni, szczególnie, że niebawem święta i urodziny mojej prawie dwunastolatki. W poszczególnych rozdziałach mamy opisane: babeczki, ciasteczka, tarty, bezy, ciasta drożdżowe, serniki, torty, desery i pewien miszmasz. Znajdziemy tu sposób na przygotowanie uwielbianych przez mojego sześciolatka misiowych babeczek, przepiękne różane babeczki, którymi zachwyciła się moja starsza latorośl, czy babeczki motylki, które przypadły do gustu najmłodszej, trzyletniej. Nie chodzi tylko o to, jak danie smakuje, równie ważne jest chyba podanie, wygląd potrawy, a te przysmaki naprawdę wyglądają obłędnie!

Zwróciłam baczniejszą uwagę na ciasteczka z Rudolfem, ponieważ za miesiąc święta i byłyby idealne dla moich dzieci do przekąszenia. Cytrynowe trufelki z białej czekolady i mascarpone intrygują niebywale! Są i pierniczki, są choinki z piernika, jest tarta ze snickersami, które to batoniki uwielbia mój mąż. Na pewno każdy znajdzie tutaj coś ciekawego dla siebie, smaczne, pomysłowo podane słodkości, których wykonanie zdaje się nie sprawiać nam żadnych trudności. Wszystko przejrzyście, rewelacyjnie opisane, wytłumaczone od A do Z.
Myślę, że to świetny sposób na stworzenie samodzielnie, własnymi rękami czegoś pysznego.
W tych przepisach czuć serce właścicielki bloga i autorki książki. Na pewno to lata pracy i doświadczenia znalazły w tej książce swoje odbicie. Te pyszności nie zostały wymyślone pod wpływem chwili, czy impulsu. Nie są to byle jak napisane porady cukiernicze, a doskonale opracowane, dopięte na ostatni guzik, czasochłonne i precyzyjnie wykonane smakołyki. Autorka podkreśla, że warto zbierać i wykorzystywać w kuchni przepisy tradycyjne, otrzymane od babć i mam, bo one naprawdę potrafią gotować, znają się na tym najlepiej.

Jeżeli chcesz nauczyć się piec, masz zamiłowanie do słodkości lub po prostu chcesz skorzystać z ciekawych, niebanalnych przepisów, przygotować znakomicie wyglądające smakołyki, ta książka jest dla Ciebie! Polecam!

*fragment pochodzi z książki
Dorota Świątkowska Moje wypieki i desery Egmont 2013

czwartek, 21 listopada 2013

Aneta Rzepka wywiad i konkurs



„Czasem mam wrażenie, że powinnam rzucić to pisanie w diabły i iść z dzieckiem na spacer albo zbudować kolejną wieżę z klocków.”
 Aneta Rzepka wywiad.



Moje pierwsze spotkanie z twórczością Anety Rzepki było bardzo ciekawym i zaskakującym doświadczeniem. Nie wiem dlaczego byłam przekonana, że to debiutująca autorka, podczas, gdy może ona poszczycić się już kilkoma udanymi publikacjami. Pisarka ukończyła filologię polską, marzy o drewnianej chatce w górach, choć mieszka w stolicy. Debiutowała w roku 2010 tytułem "Tohańska branka". W związku z tym, że niesamowicie przypadła mi do gustu jej „Miseczka szczęścia” postanowiłam przybliżyć Jej osobę czytelnikom.


Oczywiście pierwsze pytanie dotyczy początku, jak to było w Pani przypadku, od czego zaczęła się przygoda z pisaniem?

To zależy, co uznamy za początek. Od zawsze lubiłam smarować na różnych karteluszkach, a ponieważ rysować nie umiem i jakimś cudem to czułam, smarowałam literki. Doskonała alternatywa dla plastycznego antytalencia, bo nieważne jak, ale co się pisze. Pierwsze świadome opowiadanie było o Małym Księciu i powstało jakoś na początku podstawówki. Pokochałam pisać, bo znajdowali się ludzie, którym sprawiało przyjemność czytanie.

Proszę mi wytłumaczyć, na czym polega „zasada trzech p”?

To jest metoda, którą małe dzieci uczą się czytać. Pognieść, podrzeć, połknąć… i oby przez żołądek do serca. W moim przypadku tak było. Tą metodą czytałam pierwsze książki, więc nic dziwnego, że rodzice zrobili wszystko, żebym poznała ich faktyczną wartość. Obawiali się o domowe zbiory i moje zdrowie. Papier ponoć nie ma żadnych wartości odżywczych…

O czym jest Pani debiutancka powieść „Tohańska branka?

O niespełna osiemnastoletniej Odylii, która pewnego dnia dowiaduje się, że musi wyjść za mąż za królewicza. Odwróciłam nieco metodę, na której budowane są bajki i moja bohaterka wcale nie pragnie szczęścia na królewskim dworze, woli zostać z bratem w ubogiej, drewnianej chacie, ale żyć wśród przyjaciół, rodziny, w miejscu, które kocha i z którym wiąże swoją przyszłość. To taka trochę inna baśń o Kopciuszku. Odylia na oczach czytelnika dojrzewa, buntuje się, przeżywa uroki miłości, ale też podejmuje trudne decyzje. Akcja rozgrywa się w fantastycznym, alternatywnym dla rzeczywistości świecie. Stworzyłam własny świat, własną obyczajowość i religię, co było nie lada wyzwaniem i frajdą. Jedynie wartości tworzące człowieka ludzkim pozostają niezmienne.

Nie trzyma się Pani jednego gatunku literackiego, prawda?

Nie. Lubię czasem napisać coś innego. Może niekoniecznie dobrze mi to wychodzi, ale pozwala odsapnąć, odświeżyć umysł. Poza tekstami obyczajowymi stworzyłam cykl bajek „Renisowe opowieści”, powieść utrzymaną w realiach fantastycznych, nieco baśniowych „Tohańską brankę”, książki dla nastolatek i kilka opowiadań alegorycznych. Zachęcona przez internetowego znajomego napisałam też kilka tworów wierszopodobnych, ale z poezją nie mają one za wiele wspólnego. Stanowią natomiast doskonałą gimnastykę, uczącą dyscypliny słowa oraz pozwalającą zrozumieć, jak wielką ma ono wartość.

Czy łatwiej jest pisać dla dzieci, czy dla dorosłego czytelnika?

Nie wiem. Dorosły czytelnik więcej rozumie, więcej wie, więc też więcej oczekuje. Dziecko łatwiej wierzy w dziwności świata, ale te dziwności muszą mieć jakiś większy sens. Z jednej strony więc łatwiej pisać dla dorosłego, bo nie trzeba mu tłumaczyć mechanizmów pewnych poczynań, ale z drugiej strony fabuła nie może się opierać tylko na moim, czasem intuicyjnym postrzeganiu świata, ale też na wiedzy merytorycznej. Dziecko z kolei nie wymaga szczegółowych opisów pewnych wydarzeń, wystarczy ich nakreślenie, najlepiej w prostych słowach, ale trudniej je zaciekawić, zatrzymać uwagę, sprawić, żeby w połowie tekstu nie zaczęło ziewać i zrozumiało, co chcę przekazać. I tekst dla dziecka musi być nie tylko w jakiś sposób atrakcyjny, ale też mądry, bo dziecko czytając, uczy się świata. Dlatego chyba trudniej pisać dla dzieci, ale też większa frajda.


Prowadzi Pani blog: http://atena-literaplog.blogspot.com/, na którym pisze Pani o…?

Z tym blogiem sama mam problem. Najpierw było to miejsce, w którym po prostu publikowałam swoje teksty. Taki tester. Nawiązałam dzięki niemu kilka naprawdę sympatycznych znajomości. Później, kiedy zaczęłam pisać i wydawać już na poważnie, stał się bazą informacji dla czytelników. Noszę się z zamiarem przekształcenia bloga w stronę autorską, ale wciąż mam za mało czasu.

Jak reaguje Pani na opinie czytelników na temat własnej twórczości, ceni Pani sobie ich zdanie?

Moja przygoda z pisaniem zaczęła się od publikacji w Internecie. Wrzucałam opowiadania na portale literackie, gdzie wspólnie z użytkownikami uczyliśmy się pisać, szlifowaliśmy warsztat, dzieliliśmy opiniami o tekstach. Oni naprawdę bardzo mi pomogli. Szanuję ich zdanie, każdą uwagę zawsze biorę sobie do serca i staram się wyciągnąć wnioski. Nauczyłam się jednak odróżniać krytykę, taką rzeczową, od krytykanctwa, opartego na niezrozumieniu tekstu albo wręcz nieprawdzie. Każdą rzeczową uwagę rozważam i jeśli uznam, że może mi pomóc, to ją bezwzględnie wykorzystuję podczas pracy nad kolejnymi tekstami. Krytykanctwo staram się ignorować, bo do niczego nie prowadzi, a kłamstwa wyjaśniam, bo kocham prawdę.

Która z Pani powieści jest według Pani najlepsza na początek, dla osoby, która chce poznać Pani twórczość?

Zawsze polecam „Świat w pastelach Ingi”, bo z tą powieścią jestem najbardziej emocjonalnie związana, ale wszystko zależy od wieku i indywidualnych upodobań.

Czy ma Pani ulubionego bohatera, takiego, którego stworzyła Pani i którego darzy Pani największym sentymentem, a może któryś Panią irytował w trakcie pisania, sprawiał problemy, wymykał się spod kontroli?

W jakiś sposób lubię wszystkich moich bohaterów, bo muszę ich rozumieć. Najbardziej jednak chyba pałam sympatią do Małgosi z „Magii kasztana”. Ona jest taką zwykłą dziewczyną z normalnego domu z normalnymi problemami, a jednocześnie nie jest pusta, nijaka. To doskonały materiał na przyjaciółkę. Zawsze mam problem z czarnymi charakterami, takimi, których czytelnik ma nie lubić. Oni wysuwają się spod kontroli, bo staram się sama sobie wytłumaczyć ich zachowanie. Wtedy zaczynam ich lubić i nie wychodzi, jak wyjść miało, tylko jednak pokazuję to ich lepsze oblicze. Tak było z Piotrem w „Miseczce szczęścia”. Przez niego musiałam zmieniać założenia fabuły i finał wyszedł za szczęśliwy.


Jaka jest Pani ulubiona postać literacka, jaki gatunek czyta Pani najchętniej?

Michał Wołodyjowski. Uwielbiam Sienkiewicza, chociaż dziś wielu uważa, że to przeżytek. Dla mnie jego twórczość przedstawia cała galerię ludzkich osobowości. Lubię czytać książki o ludziach i staram się nie zamykać w jednym gatunku. Natomiast szerokim łukiem omijam s-f oraz powieści, w których jest jedynie szybka akcja, a nie ma ludzi.


Czy pisze Pani coś nowego? O kim tym razem będziemy mogli przeczytać? Jakie tematy Pani poruszy?

Piszę powieść, w której głównym tematem jest macierzyństwo. Oczywiście nie zabraknie ludzkich dramatów i relacji partnerskich, czasem trudnych, bo gdzieś tam zabrakło matki albo matka była, ale musiała też zastąpić ojca. O dojrzewaniu do macierzyństwa, czekaniu na nie, przyjmowaniu go nawet wtedy, kiedy jest nieplanowane. Generalnie o rodzinie, o miłości, do której trzeba dojrzeć albo się jej nauczyć.

Zainteresowała mnie Pani, chętnie przeczytam, jak tylko się ukaże.
„Miseczka szczęścia” opowiada o losach nie tylko głównej bohaterki, mamy tu też kłopoty Renaty, kobiety tkwiącej w chorym układzie. Jak Pani myśli, z czego to wynika? Dlaczego godzą się na życie u boku tyrana, boją się, że nie poradzą sobie same, a może są słabe psychicznie?

Jedne kobiety są silne i znają swoją wartość, inne słabe i bardzo łatwo jest podważyć ich wiarę w siebie. Budzi się lęk, że sama sobie nie poradzi, że to, co codziennie powtarza mąż czy partner jest prawdą i ostatecznie, że sama nie zapewni bytu dzieciom. We dwoje zawsze jest łatwiej utrzymać rodzinę, szczególnie w czasach, kiedy dziś jest praca, a jutro może jej nie być. Do tego dochodzi mechanizm społeczny i opinia otoczenia. Bo trudno się przyznać, że związek, który miał być szczęśliwy jest niewypałem.

To bardzo mądrze skonstruowana powieść, zdawałoby się, że będzie tylko o miłości, szczęściu, ale ona opowiada o czymś więcej, o prawdziwym życiu, jest odzwierciedleniem kłopotów niejednej osoby, jej dylematów, traumatycznych przeżyć, skąd wzięły się te wszystkie postaci, z Pani głowy, z obserwacji innych osób?

Z życia. Znam wiele osób, znam ich problemy. Przez jakiś czas pracowałam z trudną młodzieżą, tak się to mówi, ale to była młodzież z nieszczęśliwych rodzin, rodzin z problemami. Pisząc o tym, co boli, chcę pokazać, że życie czasem naprawdę nie rozpieszcza i często źle oceniamy zachowanie drugiej osoby, a wystarczy poświęcić trochę czasu, żeby ją poznać i zrozumieć. Każdy człowiek jest diamentem, należy go tylko umiejętnie oszlifować.

Pani Aneto, a jaka jest Pani prywatnie, jako mama?

Zaganiana jestem. Czasem mam wrażenie, że powinnam rzucić to pisanie w diabły i iść z dzieckiem na spacer albo zbudować kolejną wieżę z klocków, bo ona tak szybko rośnie i się rozwija, a powrotu do czasu dzieciństwa już nie będzie. Ale ona też ma koleżanki, swoje małe i duże tajemnice i bardzo się cieszę, że mnie do tego świata wpuszcza. Wciąż mnie zaskakuje, a ja jestem tym za każdym razem zafascynowana. Ona uczy się ode mnie dorosłości, ja od niej dziecięcej radości z małych rzeczy. A chwile miłego sam na sam, kiedy córka już idzie spać są tylko nasze. Mam nadzieję, że jeszcze długo będziemy się nimi cieszyć.

O czym Pani marzy?

Żeby pieniądz w końcu przestał rządzić światem.

O tu mnie Pani zaskoczyła, oryginalna odpowiedź.
Bardzo dziękuję za rozmowę.


Konkurs 
Zaczynamy zabawę dzisiaj,  21 listopada, potrwa do 28 listopada, do godziny 24:00. Do wygrania mamy papierową wersję "Miseczki szczęścia", której fundatorem jest Pani Aneta Rzepka. Książka będzie z autografem! Tutaj moja recenzja tej świetnej powieści: http://asymaka.blogspot.com/2013/08/miseczka-szczescia-aneta-rzepka.html. Wygrana wygląda tak: 
Poza tym Oficyna Wydawnicza RW2010: http://www.rw2010.pl/go.live.php ufundowała nagrody w postaci czterech e-booków pisarki. 


Jeżeli chcecie wygrać którąś z książek napisanych przez autorkę wystarczy pod tym postem wypowiedzieć się na temat: Nigdy nie zapomnę spotkania z... Opowiedz o wyjątkowym spotkaniu z drugim człowiekiem. Nie zapomnijcie o pozostawieniu w komentarzu swojego adresu mailowego. Wyniki pojawią się w ciągu trzech dni od zakończenia konkursu na moim blogu. Możecie polubić moją stronę na facebooku, dodać mnie do obserwowanych, ale jak zawsze nie jest to wymóg, choć byłoby mi bardzo miło. Powodzenia!

Klub siostrzyczek. Zasada trzech Megan McDonald

Druga część perypetii trzech niezwykłych sióstr. O pierwszej z serii pisałam wczoraj: http://asymaka.blogspot.com/2013/11/klub-siostrzyczek-prawo-serii-megan.html.

Dziewczynki założyły klub, w skład którego wchodzą trzy siostry: najstarsza Alex, środkowa Stevie i najmłodsza Joey. Pomimo tego, że łączą je więzy krwi często dochodzi między nimi do sporów, sprzeczek, drobnych konfliktów. Tym razem jest podobnie. To Alex uważana jest w tej rodzinie za utalentowaną aktorkę, ale i Stevie chciałaby spróbować swoich sił na deskach teatru szkolnego, bo dlaczego nie? Dlaczego całe swoje młode życie ma tkwić w cieniu starszej siostry? Udział w szkolnym musicalu być może stanie się powodem do kłótni między nimi, jednak i środkowa ma prawo poczuć się wreszcie jak ktoś ważny! Szczególnie, że ma talent wokalny, a to w musicalu przecież istotne! Stevie potrafi także wspaniale gotować, specjalizuje się w babeczkach i marzy o tym, by wziąć udział w konkursie, czy starczy jej na to wszystko czasu?  Czy pokona tremę?

Druga z serii Klubu siostrzyczek książeczka pokazuje nam mnóstwo emocji, gdyż między siostrami aż iskrzy, rywalizacja jest zacięta i nie zawsze są wobec siebie w porządku. Czy opamiętają się, zrozumieją, co jest ważne?

Tak samo, jak w pierwszym tomiku jest zabawnie, ciekawie, zaskakująco. Młody czytelnik nie będzie się nudził, ponieważ oprócz humoru i interesujących przygód, spotka tu niebanalne rysunki, rewelacyjne dialogi, rozmowy ze Skarpetkową Małpką, czy psychozabawy-test, z których będzie można na przykład dowiedzieć się, czy mamy predyspozycje, by być gwiazdą. Joey, najmłodsza z dziewczynek zafascynowana jest powieścią "Małe kobietki" i losy tamtych sióstr towarzyszą jej na każdym kroku. Celebruje chwilę, gdy czytają poszczególne rozdziały tej książki.

Świetnie napisana, ukazująca rzeczywiste problemy, z jakimi mają do czynienia dziewczynki w tym wieku, pierwsze fascynacje płcią przeciwną, szukanie swojej roli, miejsca w rodzinie, refleksje nad tym, kim chciałyby być w przyszłości, ale i wesołe, nieodpowiedzialne, często typowo dziecięce jeszcze zagrania. Ciepła, mówiąca o tym, jak najlepiej rozwiązywać konflikty, pomaga znaleźć sposób, by wszystko było tak, jak dawniej. Idealna dla wchodzących powoli w okres dojrzewania młodych osób. Naprawdę polecam.


Klub siostrzyczek. Zasada trzech  Megan McDonald, Egmont, 2013

środa, 20 listopada 2013

Klub siostrzyczek Prawo serii Megan McDonald

Gdy moja Gosia zobaczyła nazwisko Megan McDonald na okładce od razu przypomniała sobie postać Hani Humorek. Radość była ogromna, zresztą z myślą o mojej jedenastolatce brałam ten tytuł. I faktycznie, jest dla dziecka w tym wieku idealna.
"Klub siostrzyczek. Prawo serii." to pierwsza część o zabawnych przygodach trzech siostrzyczek. Poznajemy je dzięki środkowej z sióstr, bo to ona wprowadza nas w opowieść, która zaczyna się od słów:

"Jeśli znajdujesz się pośrodku, stajesz się niewidzialny."*
Czy to prawda, nie wiem, sama jestem trzecim, ostatnim potomkiem moich rodziców i nie mam żadnego pojęcia o tym, jak czuje się środkowe dziecko. Może rzeczywiście Stevie ma powody do narzekania, czując się mało komfortowo znajdując się pośrodku? W każdym bądź razie próbuje przekonać nas do swoich racji, oczywiście w sposób wesoły i wywołujący uśmiech na naszych twarzach już od pierwszej strony tej książki.
Najstarsza z sióstr to Alex, utalentowana teatralnie, po rodzicach. Najmłodsza ma na imię Joey. We trzy postanawiają założyć tytułowy Klub siostrzyczek, by w każdej sytuacji pomagać sobie nawzajem i wpierać się w każdej sytuacji, chociaż pomysł był Stevie. Prezesem zostaje najstarsza siostra, a najmłodsza jest skarbnikiem. Środkowa ma dbać o spokój, dochodzi zatem do wniosku, że jest po prostu... klejem!

Młode czytelniczki doskonale odnajdą się w rzeczywistości naszych bohaterek. Na pewno niejedna z nich utożsami się z którąś z sióstr, będzie rozumiała problemy, z jakimi się boryka ta czy inna postać. I przekrój wieku w tej historii jest zróżnicowany, zarówno dwunastolatka, jak i dziesięciolatka, czy ośmiolatka może spokojnie zainteresować się taką lekturą. Tyle lat bowiem mają trzy siostrzyczki. Jak myślicie, co może się przytrafić ciekawego tej rodzinie? Oj, nie będzie nudno, szczególnie biorąc pod uwagę, że to rodzina z tradycjami aktorskimi. Mama zaczyna pracę, dosyć nietypową, bo choć nie potrafi gotować, będzie miała własny program w telewizji o gotowaniu właśnie. Sądzi jednak, że od tego jest aktorką, by umiejętnie zagrać kucharzenie!

Książeczka idealna dla starszych dzieci, interesująca, zaskakująca, świetnie napisana! Doskonale bawiłam się poznając losy tej pięcioosobowej rodzinki. Nie sposób się z nimi nudzić! Pomysły dziewczynek są niesamowite. Najbardziej podobał mi się fragment, gdy do najstarszej przychodzi chłopak. Chłopak, na którym Alex zależy i na którym chce zrobić dobre wrażenie, czy to jest jednak możliwe z tak zwariowanymi siostrami? Jak myślicie? Polecam jak najbardziej. Świetna zabawa gwarantowana!



*fragment pochodzi z książki
Klub siostrzyczek Prawo serii Megan McDonald Egmont, 2013




Karmiczny zegar Chrisa Ellas

Chrisa Ellas to pseudonim literacki pewnej niezwykłej kobiety. Niezwykłej z racji talentu, jaki posiada. Być może nie wierzycie w to, czym zajmuje się autorka książki pod tytułem "Karmiczny zegar", wcale mnie to nie dziwi, ponieważ sama podchodzę do tego typu spraw bardzo sceptycznie, ale opowiadania przeczytałam z zainteresowaniem i jestem pewna, że na Was również zrobią spore wrażenie.
Chrisa Ellas jest tarocistką-psychoterapeutką. Należy do osób o dobrym sercu, pomagającym innym, często zapominając o własnym życiu i o odpoczynku. Książka jest zbiorem opowiadań jak najbardziej rzeczywistych, nie jest to żadna fikcja literacka. Autorka opisuje wydarzenia z życia osób, którym pomagała, za ich zgodą oczywiście, natomiast ze zmienionymi imionami. Okazuje się, że mnóstwo osób korzysta z pomocy Chrisy Ellas, wierzą w jej moc, w jej inteligencję, w to, że potrafi im fachowo doradzić, pomóc dostrzec to, co ważne, na czym warto się skupić, a czym zupełnie nie zaprzątać sobie głowy.
Miałam problem z oceną tej książki, ponieważ o ile napisana jest spójnie i ciekawie, to jednak widać w tekście sporo niedociągnięć. Mam na myśli rzucający się w oczy brak korekty, co może razić czytelnika, całość przez to wiele traci i być może nie doczytamy jej do końca.
Nie jest to wina samych opowiadań, gdyż one wciągają, są opisane w sposób interesujący i ciekawi jesteśmy, jak poradzą sobie bohaterowie, czy dojdą do ładu z tym wszystkim, z czym mają problemy. Bardzo podoba mi się również to, że postaci nie są wyidealizowane, kryształowe. Sama autorka też nie jest wybielona, nie udaje doskonałej. Miewa chwile zwątpienia, zniecierpliwienia, przemęczenia, jest taka, jak normalny człowiek, z krwi i kości.

Jedne z opowiadań mogą nam się wydać mało prawdopodobne, nierzeczywiste, inne całkiem prawdziwe, z którymi sami być może będziemy się utożsamiali. Wszystko zależy od naszego podejścia, od tego, czy uwierzymy w potęgę podświadomości. Poruszy tu autorka wiele trudnych i skomplikowanych relacji damsko-męskich, jej bohaterowie będą musieli dokonać niełatwych wyborów, nam nie zabraknie z kolei emocji, zamyślimy się i spróbujemy zrozumieć, dlaczego coś kończy się tak, a nie inaczej.

Najbardziej zapadła mi w pamięć opowieść o wujaszku. Młoda dziewczyna chciała zrobić wujowi psikusa, pokazać mu, że powinien się trochę wyluzować, a historia ta ma niestety tragiczny finał. Nasza bohaterka ma natomiast ogromne wyrzuty sumienia i nie potrafi sobie z nimi poradzić, czy terapeutka pomoże jej?
Są jeszcze inne, świetnie przedstawione sytuacje, smutne i traumatyczne doświadczenia. Spotykamy kilkuletniego chłopczyka, w opowiadaniu Pogonić raka. Rewelacyjna historia! Myślę, że Chrisa Ellas robi wiele dobrego i jest naprawdę wspaniałym człowiekiem, przez duże C!

Ludzkie losy, z jakimi mamy tu do czynienia są bardzo dobrze opisane, gdyby nie ta "kulejąca" korekta, napisałabym, że wręcz  idealnie! Ciekawie dobrane historie poszczególnych osób, zagubionych i szukających pomocy, interesująca interpretacja snów. Prosty, przystępny język, który dotrze do każdego z nas, ponieważ jest zrozumiały, to duży atut tej książki. A wszystko skąpane w słońcu greckich krajobrazów! Polecam. Warto poznawać nowe, nie ma sensu się tego bać, nawet jeżeli nie wierzymy, może z czasem się przekonamy, jak silna jest potęga podświadomości? Nie jest to poradnik, który powie nam jak żyć, to poparte przykładami z prawdziwego życia historie osób, które miały problemy i potrafiły je rozwiązać dzięki pomocy tarocistki.

"Matka musi nauczyć się kochać rozumnie. Każde dziecko dorasta i odchodzi na własne podwórko, wiele dzieci wyjeżdża daleko."*

* fragment pochodzi z książki

Karmiczny zegar Chrisa Ellas, MyBook, 2012



poniedziałek, 18 listopada 2013

Zapowiedź: Ślad na piasku Andrea Camilleri



Pewnego ranka po przebudzeniu komisarz Montalbano odkrywa zbrodnię popełnioną praktycznie na progu jego domu: na plaży znajduje ciało zmasakrowanego konia czystej krwi, które znika w tajemniczy sposób, zanim policja zdoła przedsięwziąć jakieś kroki. Pozostaje po nim tylko ślad na piasku. Niedługo potem odnalezione zostaje także ciało stróża stajni, z której skradziono konia. Prowadząc śledztwo, komisarz zmuszony będzie wkroczyć niechętnie w pełen blichtru świat arystokracji, posiadaczy ziemskich i snobistycznych milionerów, gdy tymczasem w Marinelli nieznani sprawcy włamują się kilkakrotnie do jego domu: niczego nie kradną, ale zdają się czegoś bardzo uporczywie szukać: ale czego właściwie? Tego nie wie nawet sam Montalbano...




Andrea Camilleri (ur. 6 września 1925 roku w Porto Empedocle na Sycylii) mieszka w Rzymie; jest nie tylko pisarzem, lecz także reżyserem teatralnym, telewizyjnym i radiowym. Na początku lat 40. debiutował jako poeta. Pierwszą powieść, Il corso delle cose (1978), opublikował w wieku 53 lat. Sławę przyniósł mu jednak dopiero Kształt wody (1994), który zapoczątkował cykl kryminalny o śledztwach komisarza Montalbano z wyimaginowanego, lecz jakże prawdziwego miasteczka o nazwie Vigàta. Wraz z pojawianiem się kolejnych tytułów: Pies z terakoty (1996), Złodziej kanapek (1996), Głos skrzypiec (1998), Wycieczka do Tindari (2000) popularność Camilleriego w całych Włoszech rosła, osiągając rangę fenomenu czytelniczego. Wszystkie dotychczas tłumaczone na polski pozycje cyklu „montalbanowskiego”, jak również powieści Zniknięcie Patò (2000),  Piwowar z Preston (2008), Kolor słońca (2007), Pensjonat „Ewa” (2006), Szary kostium (2008) ukazały się nakładem Noir sur Blanc.


Fragment książki:

Wrócili do domu. Fazio poszedł nastawić kawę, a Montalbano zadzwonił do urzędu gminy, żeby zawiadomić, że na plaży w Marinelli leży ścierwo konia.
      To pański koń?
-Nie.
      Rozmawiajmy jasno, szanowny panie.
      Bo co, jak mówię? Ciemno?
      Nie, tylko niektórzy twierdzą, że padłe zwierzę nie należy do nich, bo nie chcą uiścić opłaty za jego usunięcie.
      Już powiedziałem, że to nie mój koń.
      Niech będzie. Wie pan, do kogo należy?
      Nie.
—Niech będzie. Wie pan, dlaczego padł?
Montalbano szybko rozważył możliwości i postanowił nic nie mówić urzędnikowi.
      Nie wiem, zobaczyłem martwe zwierzę przez okno.
      To znaczy nie był pan obecny przy jego śmierci.
      Naturalnie.
      Niech będzie — powiedział urzędnik.
I zaczął nucić arię „Tu che a Dio spiegasti Tali” z Łucji z Lammermooru.
Żałobna pieśń dla konia? Wkład urzędu gminy w obrzędy pogrzebowe?
      No więc? — spytał Montalbano.
      Zastanawiam się — odpowiedział urzędnik.
      Nad czym się tu zastanawiać?
      Do kogo należy usunięcie ciała konia.
      Nie do was?
      Do nas, jeśli sprawa podpada pod artykuł jedenasty, ale jeśli jest to artykuł dwudziesty trzeci, powinno się tym zająć regionalne biuro higieny.
      Proszę posłuchać, skoro do tej pory wierzył pan w to, co mówię, to proszę uwierzyć i teraz. Daję panu słowo, że jeśli nie wywieziecie martwego konia w ciągu kwadransa, ja...
      A kim pan jest, przepraszam?

      Komisarz Montalbano.
Urzędnik natychmiast zmienił ton.
      To na pewno artykuł jedenasty, panie komisarzu.
Montalbano poczuł chętkę, by się trochę podroczyć.
      Czyli usunięcie ciała to wasza sprawa?
      Oczywiście.
      Na pewno?
Urzędnik się zaniepokoił.
      Dlaczego pan pyta, skoro...

      Nie chciałbym, żeby ci z regionalnego biura higieny się obrazili. Wie pan, jak to jest z tym zakresem kompetencji. .. mówię to w trosce o pana, nie chciałbym, żeby...
      Proszę się nie martwić, panie komisarzu. To artykuł jedenasty. Za pół godziny ktoś się tam zjawi, niech pan będzie spokojny. Wyrazy szacunku.
Wypili kawę w kuchni, w oczekiwaniu na powrót Galia i Galluzza. Potem komisarz wziął prysznic, ogolił się i zmienił koszulę i spodnie, które zdążyły się już pobrudzić. Kiedy wrócił do jadalni, zobaczył, że Fazio stoi na w¬randzie i rozmawia z dwoma facetami w skafandrach, wyglądającymi jak astronauci, którzy właśnie wyszli ze statku kosmicznego.


 Jestem zainteresowana tą powieścią, a Wy?



niedziela, 17 listopada 2013

Mimo wszystko Wiktoria Renata Kosin

O damskiej przyjaźni, ale nie tylko...

Renata Kosin od kilkunastu już lat zamieszkuje Warmię. Największą jej pasją jest pisanie, ale uwielbia też podróżować, pracować w ogrodzie i gotować. "Mimo wszystko Wiktoria" zapoczątkowała moją przygodę z twórczością pisarki, to również debiut literacki autorki.
Powieść jest ciekawa, zabawna, intryguje nas i zaskakuje, szczególnie zakończenie. To książka o życiu, o damskiej przyjaźni, o rozterkach i radościach, o poszukiwaniu własnej drogi, o spełnianiu marzeń, tych większych i mniejszych.
Cztery główne bohaterki tej historii to Michalina, Zuzanna, Edyta i Gabriela. Każda z nich jest inna, co innego sprawia im przyjemność,  różne są ich sytuacje rodzinne, pracują w innych miejscach, ale łączy je przyjaźń. Poza tym wszystkie mają jakieś dylematy, zmagają się z takim czy innym problemem, szukają własnej drogi do szczęśliwego życia.
Pierwsza z nich choruje, otoczona troskliwą opieką męża i przyjaciółek czuje się osaczona, chce spokojnie, bez pomocy innych stanąć na nogi.
Zuzanna doskonale odnajduje się w roli właścicielki sklepiku z artykułami do rękodzieła, jednak czy czuje się do końca spełniona. Niespodziewanie los obdarza ją nietypowym prezentem, który zdaje się wszystko zmienić na lepsze.
Edyta, z uwagi na niebanalne połączenie imion i nazwisk zwana Alfabetyczną, ma małe dziecko i właśnie dowiaduje się, że jej stanowisko pracy zostało zlikwidowane.
Gabriela z kolei wychowuje dorastającą córkę i za wszelką cenę stara się przekonać innych, jak też samą siebie, że nie potrzebuje w swoim życiu mężczyzny.
Żadna z nich nie jest doskonała, każda ma kłopoty, zdaje sobie sprawę ze swoich słabości i wad. Prędzej czy później, z pomocą innych lub samodzielnie próbują brać sprawy w swoje ręce, wreszcie zaczynają działać i szukać brakujących fragmentów układanki. Łączy je piękna, prawdziwa przyjaźń, mogą na sobie polegać, świetnie czują się w swoim towarzystwie, dobrze rozumieją, mogą być wobec siebie szczere.
Nie tylko kobiety jednak pojawiają się w tej powieści. Bardzo interesującą i barwną postacią okazuje się Filip Orecki, który zadziwia niebywale Zuzannę, ponieważ chce stać się uczestnikiem kursu, w którym dotychczas brały udział tylko panie! Do czego może doprowadzić zgoda właścicielki sklepiku na udział w warsztatach mężczyzny?
To ciepła, przemyślana opowieść o życiu po prostu. Codziennych zmaganiach z rzeczywistością, rozterkach, jakie targają nami każdego dnia, małych radościach i większych dylematach. Autorka ciekawie przedstawiła swoje bohaterki, naszkicowała nam obraz ówczesnego świata, bez upiększania i koloryzowania, pokazała nam, że czasem jest lepiej, czasami prościej, innym razem trudniej, najważniejsze jednak, by nie poddawać się i nie osiadać na laurach. Warto mieć nadzieję, pielęgnować i doceniać to, co się ma, szczególnie jeżeli jest to tak szczera przyjaźń, jak między naszymi bohaterkami. Ona pozwala przetrwać wszystko.
"Mimo wszystko Wiktoria" to również interesująco opisana relacja na linii teściowa-synowa. Pokazuje nam, jak szybko możemy wyciągnąć pochopne wnioski, ocenić kogoś, często niesprawiedliwie i na opak. Dlaczego interpretujemy pewne sytuacje tak, jak jest nam wygodnie, nie zważając na uczucia innych?

To świetnie napisana powieść, szczególnie, jeśli wiemy, że jest debiutem autorki. Zachęcam do zapoznania się z tą lekturą, może i nam da do myślenia? Czy nic nas nie uwiera, nie chcielibyśmy niczego w swoim życiu zmienić? Czasem trzeba zaryzykować, by coś zyskać. Polecam, naprawdę warto.

Mimo wszystko Wiktoria Renata Kosin Replika, 2012

Z całego serca dziękuję autorce za możliwość podglądania czterech przyjaciółek. Wspaniale się bawiłam!

sobota, 16 listopada 2013

Adam i Ewy Monika Orłowska


Najtrudniej jest uzmysłowić sobie, jak wygląda nasze własne życie.


Nie czytałam nigdy wcześniej żadnej książki Moniki Orłowskiej, ale ciekawi mnie jej "Cisza pod sercem", którą polecają na okładce powieści "Adam i Ewy" dwie znajome blogerki. Mam nadzieję, że niebawem będę miała okazję poznać i ja ten tytuł.
"Adam i Ewy" to opowieść niezwykła. Niesamowicie mnie poruszyła, gdyż przedstawia los kobiety zagubionej i poświęcającej wszystko dla dobra innych. Bohaterka, o której mówię, to jedna z tytułowych Ew Adama. Zawsze mnie ciekawi, jak to się dzieje, że kobieta inteligentna, wykształcona, mądra nagle pod wpływem miłości do mężczyzny zmienia się nie do poznania. Nagle przestaje o siebie dbać, myśleć o swoich pragnieniach i marzeniach, zaniedbuje się.
Ewa początkowo była szczęśliwą i spełniającą się w roli żony i matki osobą, miała cudownego męża, sporo starszego, ale za to odpowiedzialnego i zapewniającego całej rodzinie godziwe życie. Nie musiała pracować, mieszkałą w pięknym miejscu. Wszystko się zmieniło wraz z chorobą mamy Adama, to ona, jego żona musiała się bowiem poświęcić i zająć teściową. Zdana tylko i wyłącznie na siebie, musi opiekować się swoją córeczką, dzieckiem męża z pierwszego małżeństwa, też Ewą i sparaliżowaną teściową. Nie ma czasu na nic, nie pamięta już nawet, kiedy czytała jakąkolwiek książkę.
Czy o tym marzyła, czy tak miało wyglądać jej życie? Co takiego musi się stać, by zrozumiała, jak ważna w tym wszystkim jest ona sama? Jej marzenia, jej plany, jej życie?

Świetnie napisana powieść, poruszająca temat niebywale trudny i bolesny. Niestety coraz częściej możemy się z nim spotkać w naszym codziennym życiu, wiele z nas doskonale rozumie Ewę, wie, co ona czuje i myśli. Autorka wnikliwie analizuje życie rodziny, w której jedna ze stron pracuje daleko od domu i rzadko w owym domu bywa. Czy w takim małżeństwie możliwe jest utrzymanie bliskości, prawdziwej więzi, czy relacja między takimi partnerami jest poprawna, normalna, taka, jak być powinna?
Sytuacja Ewy jest nie do pozazdroszczenia, współczujemy jej, jednocześnie zastanawiając się, jak my zachowałybyśmy się z takiej sytuacji, czy podołałybyśmy tak wielu obowiązkom? To naprawdę rewelacyjna lektura, głęboko poruszająca, daje do myślenia, niełatwo o niej zapomnieć i przejść nad nią do porządku dziennego.
Warto odpowiedzieć sobie na kilka zasadniczych pytań, jakie stawia przed nami pisarka, może nie bezpośrednio, za to dotyczących niejednej z nas. Jak często zdarzają się małżeństwa, w których wszystko się układa, nie ma zgrzytów, tajemnic, niedomówień? Zwykle z powodu braku czasu nie dostrzegamy tego, co się dzieje tuż obok nas, ufamy bezgranicznie, choć nie czujemy się szczęśliwe, rozumiane, kochane, udajemy, że wszystko jest w porządku. Brakuje nam bliskości, ciepła, bezpieczeństwa, chciałybyśmy, by ktoś nas wspierał, przytulił, pocieszył, gdy nam smutno lub zwyczajnie mamy dosyć, ale tkwimy w tym chorym układzie, zamiast spróbować coś zmienić.

Polecam, powieść pełna prostych prawd, z których jednak nie tak łatwo zdać sobie sprawę, a jeszcze trudniej pogodzić się z nimi. Doskonale przedstawione kłopoty,  z jakimi boryka się wiele z nas, świetnie skonstruowane postaci, nie idealne, zadbane i wycięte z okładki czasopisma, lecz prawdziwe, zmęczone i padające często na twarz, żyjące z dnia na dzień, nie mające czasu na nic, a najmniej dla siebie samych. Warto takie tematy poruszać, warto o tych kobietach mówić, bo dzięki temu być może właśnie one zrozumieją, że trzeba coś zrobić z własnym życiem. Tak wiele zależy przecież od nas samych!

Adam i Ewy Monika Orłowska Replika, 2012


Za naprawdę poruszającą historię Ewy i jej bliskich dziękuję bardzo autorce, Monice Orłowskiej.


czwartek, 14 listopada 2013

Wywiad z Barbarą Kosmowską i konkurs z "Ukrainką" do wygrania.



„Dobrze byłoby znajdować radość i spełnienie w tym, co robię sobie i innym. Wbrew pozorom, to bardzo trudne zadanie…”
Barbara Kosmowska wywiad
Wszystkie zdjęcia autorstwa Oli Marcinkowskiej, otrzymane od Barbary Kosmowskiej.



Barbara Kosmowska pisze od czasów licealnych, ale pierwsza jej powieść, zatytułowana „Głodna kotka” ukazała się dopiero w roku 2000. Każda kolejna cieszy się niesłabnącą popularnością. Pisarka tworzy nie tylko dla czytelnika dorosłego, lecz także dla dzieci i młodzieży. „Ukrainka”, jedna z nowszych książek autorki, zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że postanowiłam porozmawiać z pisarką na temat jej twórczości.


Moje pierwsze pytanie zawsze dotyczy początku, więc i tym razem nie będę oryginalna. Jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem? Czytałam, że nie tylko proza, ale i poezja grała w Pani duszy?
B.K:  To prawda. Poezja grała wówczas „pierwsze skrzypce” i nic nie wskazywało, że kiedykolwiek odważę się na epicki opis świata. Byłam szufladową twórczynią. Bez ambicji zawracania światu głowy swą pasją. I do dziś bywam zdumiona swym późnym, ale odważnym i oficjalnym debiutem.

Proszę opowiedzieć coś więcej na temat Pani debiutu w roli pisarki. O czym jest książka „Głodna kotka”?
B.K. Jak na pierwszą powieść przystało, jest przede wszystkim książką słabą i już na starcie dotkliwie okaleczoną. Trafiła do czasopisma „Twój Styl”, więc skutecznie wyrzucono z niej wszelką refleksję, ograniczając fabułę do głównego wątku. Nawet mnie to nie razi, zważywszy, że „Głodna kotka” stała się moim osobistym miernikiem kiepskiego warsztatu literackiego. Kiedyś jednak witałam ją gorącym biciem serca. Jak to z debiutami bywa. Powieść opowiada o kobiecie spełnionej, zajętej karierą i przyjemnościami życia, która nagle, z powodu nowotworu piersi, musi przewartościować cały swój  świat. Boleśnie odkrywa otaczającą ją pustkę i gnana wyrzutami sumienia, próbuje odbudować ważne więzi, miłości i przyjaźnie.     


Moim zdaniem jest Pani zbyt surowa dla siebie, to na pewno świetna książka, zważywszy na tę historię, którą Pani w niej opowiada.
A co Pani myśli na temat książek dla dzieci? Są tak samo popularne, jak te dla dorosłego czytelnika? Czy młoda osoba sięga równie często po lekturę, jak jej rodzic? Czy czytanie ma się w genach, można odziedziczyć, zarazić się nim?
B.K: Książki dla dzieci i dla młodzieży są w mojej ocenie najważniejsze, a to, czy nasi milusińscy będą czytać, zależy od nas, dorosłych. Nie wiem, czy czytanie ma się w genach, wiem jednak, że w genach każdego dzieciaka jest ciekawość świata, piękna potrzeba fantazjowania, zmyślania, nazywania wszystkiego po swojemu. To przecież działania twórcze, rozwijające wyobraźnię, indywidualizm, swobodę myślenia. Dobra literatura jest wielkim wsparciem w chwili, gdy w małym człowieku mieszka taki nieskrępowany, autentyczny artysta. Pomagajmy mu, czytając. Doradzajmy, szukając właściwej książki. Chodźmy z dziećmi do księgarni i bibliotek. To przecież miejsca z najpiękniejszymi „zabawkami”.

Zgadzam się w stu procentach!
Ciekawi mnie też tytuł „Teren prywatny”, jak to było z tym konkursem?
BK: Chciałoby się szybko wykrzyknąć: stare dzieje!… Trochę jest w moich słowach przekory, trochę nieprzebrzmiałego żalu, bo nie wiem, czy udział w tym konkursie przyniósł mi istotnie zwycięstwo, czy raczej skomplikował późniejsze literackie wybory. Wygrywając konkurs na „Polską Bridget Jones”, sama „wpisałam się” na listę literatury uznawanej za „łatwą, lekką i przyjemną”.  „Teren prywatny” nie spełnia tych wszystkich kryteriów, ale raz przypięta metka potrafi doskwierać latami. Na szczęście nikt nam nie każe stać w miejscu, a „terenowe zwycięstwo” bardzo mi ułatwiło podjęcie decyzji, aby w ogóle pisać. I nadszedł czas, gdy wreszcie zrozumiałam, jak chcę pisać, dla kogo, o czym. Teraz robię to na własnych zasadach i nareszcie metka nie doskwiera

 Wszystkie zdjęcia autorstwa Oli Marcinkowskiej, otrzymane od Barbary Kosmowskiej.



Był też inny konkurs na książkę dla dzieci i młodzieży, który odbył się pod hasłem „Uwierz w siłę wyobraźni”. Czy trudno jest napisać ciekawą powieść skierowaną do młodego czytelnika, w dobie komputerów i Internetu? Czy coś może go oderwać od tych zdobyczy cywilizacji?
BK: Odpowiem „od końca”, dobrze? Dziecka nie trzeba odrywać od świata, w którym się urodziło. Trzeba mu dać alternatywę. Harry Potter okazał się tak silną osobowością, że poradził sobie z komputerami, Internetami i niejedną grą komputerową. I może tu znajdujemy odpowiedź na dręczące pytanie, co zrobić, by dzieci czytały? Dajmy im świetną literaturę. Taką, jakiej oczekują, a staną w nocy w kolejce po książkę…Konkursy literackie, wyłaniające wartościowe powieści dziecięce i młodzieżowe, to chyba najważniejsza inicjatywa w dobie „mody na nie czytanie”. Pochylam głowę w podziwie dla Fundacji „Cała Polska Czyta Dzieciom”, organizatorce cyklicznych konkursów, dzięki którym rośnie zastęp doskonałych twórców. Przykład? Marcin Szczygielski, podwójny już laureat i zdobywca prestiżowej statuetki.
A jeśli chodzi o pytanie, czy trudno napisać ciekawą książkę dla dzieci i młodzieży, odpowiem krótko: jeśli pisać, to tylko ciekawie. Ciekawie i mądrze albo… wcale.

„Ukrainka” poruszyła mnie niebywale. Nie spodziewałam się takich emocji, takiej wnikliwości, analizy, jest Pani naprawdę doskonałym obserwatorem otaczającego nas świata, potrafi Pani nas, czytelników, poprowadzić w głąb historii, zainteresować, zaciekawić. Zakończenie zaskakuje i zadziwia. Czy Pani bohaterowie istnieją w rzeczywistości? Skąd czerpała Pani wiedzę na temat ludzi, którzy przybywają do Polski z Ukrainy?
BK: Długo przygotowywałam materiały do „Ukrainki”. Bezcenna okazała się propozycja mojej przyjaciółki i doskonałej tłumaczki, Bożenki Antoniak. „− Skoro chcesz o nas pisać, przyjedź, zobacz, podejrzyj” − poradziła, a ja natychmiast skorzystałam z jej zaproszenia. Na  pomoc Bożenki mogłam także liczyć podczas pracy nad książką. Okazała się doskonałym suflerem w kwestii ukraińskich realiów. W pozostałych powieściowych sprawach starałam się zachować dystans do opisywanego świata i sympatię dla moich bohaterów. Niezależnie od tego, po której stronie granicy żyją.

Ma Pani swojego ulubionego bohatera literackiego? A może któraś postać z Pani książek wzbudza w Pani emocje, którąś lubi Pani szczególnie?
BK: Zawsze darzyłam ogromną sympatią Ignacego Rzeckiego. Ujmował mnie swoją piękną zwyczajnością. Przeraziłam się, gdy odkryłam, że osławiona „starość” subiekta wyraża się w powieściowych latach liczbą… 47! To skandal!   


Czy lubi Pani kontakt z czytelnikiem?
Tak. To największa nagroda, jeśli spotykam czytelników zadowolonych. Ale niezależnie od ich poglądu na książkę, mam ogromny szacunek dla odbiorców. Lubię rozmawiać o czytelniczych oczekiwaniach, o wyborach lektur. Pisarz bez czytelnika nie istnieje, a dzisiejszy twórca szczęśliwie nie tkwi na cokole. Jest obecny w realnej i wirtualnej przestrzeni. Ta „dostępność” stała się normą. I choć sama nie należę do osób aktywnych „autopromocyjnie”, z radością jeżdżę na spotkania. Najbardziej lubię te w bibliotekach. To najlepsze miejsce na rozmowy o pisaniu i czytaniu.      

Jaka prywatnie jest Barbara Kosmowska? Uchyli Pani rąbka tajemnicy? Jako mama dwóch córek?
BK: Dobrze, że to ja uchylam tego „rąbka”, nie córki. A już poważnie: trudno się ocenić, zwłaszcza w sprawie tak niejednoznacznej jak macierzyństwo. To moja najtrudniejsza życiowa rola, o której myślę, że zawsze można lepiej. Jako mama też musiałam „dorastać”. Do rozstania z dorosłymi dziećmi. Do akceptacji ich wyborów, jakie by one nie były. Do zrozumienia, że nie ma się niczego na własność i do końca. Daję sobie z tym radę. Mam mądre córki. Mam też potrzebę kumplowania się z moim mężem. Nie przeżywam syndromów opuszczonych gniazd. Pozwalam córkom cieszyć się i martwić życiem, a sama, układam po swojemu mój „teren prywatny”. Wcale nie opustoszał. Tylko się „przemeblował”. To konieczna i piękna zmiana.  


 Wszystkie zdjęcia autorstwa Oli Marcinkowskiej, otrzymane od Barbary Kosmowskiej.



Bardzo ciekawa odpowiedź, myślę, że wiele w niej mądrości, takiej życiowej, z której chętnie skorzystam i ja.
Proszę powiedzieć nam jeszcze coś na temat kolejnych Pani powieści. Są już jakieś pomysły w Pani głowie, a może coś już Pani tworzy? 
BK: Powstaje kolejna powieść dla dorosłych. O trudnej, gorzkiej kobiecości. Dla mnie ważna, spleciona z wątków różnych historii. Jedną z nich wydobyłam z zapisków niezwykłego człowieka, jakim była moja ciocia, wspaniała lekarka, Nadzieja Bitel−Dobrzyńska.

Niebawem będę miała przyjemność czytać „Sezon na zielone kasztany”, to najnowsza z Pani książek, o czym opowiada?
BK: O tym, co sprawia, że zielone kasztany są takie „kłujące”! Napisałam jedenaście opowiadań, które w moim przekonaniu pokazują, jak wrażliwe, zagubione, inteligentne i szczere są nasze dzieci. To one występują w roli bohaterów i dzielą się swymi lękami, obawami. Ale także radością. Gotowością do przyjaźni. Ogromną tolerancją. Chciałabym, aby te kasztanowe spotkania z rówieśnikami stały się dla moich młodych czytelników ważną przygodą. Możliwością poznania siebie. Własnych niepokojów, ale i radości „szczenięcego” wieku.

Jakie są marzenia Barbary Kosmowskiej?
Jest jedno: nie zawieść. Dotyczy moich Bliskich. I czytelników. Dotyczy także mnie samej i ludzi, wśród których żyję. Dobrze byłoby znajdować radość i spełnienie w tym, co robię sobie i innym. Wbrew pozorom, to bardzo trudne zadanie…


Bardzo dziękuję za rozmowę
BK: I ja także. Również za przemiłe zainteresowanie. 


Konkurs: 
Rozpoczyna się dzisiaj, 14 listopada i potrwa do 21 listopada, do godziny 24:00.
Organizatorem konkursu jestem ja, nagroda ufundowana przez:


W ciągu trzech dni roboczych od zakończenia zabawy pojawią się wyniki, w osobnym poście na blogu. Pytanie, na które odpowiedź należy zostawić pod tym postem to: Czy byłaś/byłeś kiedyś na spotkaniu autorskim z pisarzem/pisarką, jeśli tak, opowiedz o swoich odczuciach związanych z tym spotkaniem. Jeżeli nie, to czy marzysz o takowym i  z kim chciałabyś/chciałbyś się spotkać? A może kompletnie nie interesują Cię takie spotkania? Ciekawa jestem bardzo Waszych refleksji w tym temacie... 
Czekam na Wasze komentarze, pod tym postem, poproszę też o pozostawienie adresu e-mailowego, ponieważ tylko w ten sposób będę mogła skontaktować się ze zwycięzcą konkursu. Można polubić moją stronę na facebooku, jak też dodać mój blog do obserwowanych, nie jest to wymóg, ale będzie mi bardzo miło :) Dziękuję za uwagę i pozdrawiam serdecznie!

A wygrać można...
Tutaj http://asymaka.blogspot.com/2013/08/zmiany-niekoniecznie-na-lepsze.html moja recenzja powyższego tytułu.