czwartek, 14 listopada 2013

Wywiad z Barbarą Kosmowską i konkurs z "Ukrainką" do wygrania.



„Dobrze byłoby znajdować radość i spełnienie w tym, co robię sobie i innym. Wbrew pozorom, to bardzo trudne zadanie…”
Barbara Kosmowska wywiad
Wszystkie zdjęcia autorstwa Oli Marcinkowskiej, otrzymane od Barbary Kosmowskiej.



Barbara Kosmowska pisze od czasów licealnych, ale pierwsza jej powieść, zatytułowana „Głodna kotka” ukazała się dopiero w roku 2000. Każda kolejna cieszy się niesłabnącą popularnością. Pisarka tworzy nie tylko dla czytelnika dorosłego, lecz także dla dzieci i młodzieży. „Ukrainka”, jedna z nowszych książek autorki, zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że postanowiłam porozmawiać z pisarką na temat jej twórczości.


Moje pierwsze pytanie zawsze dotyczy początku, więc i tym razem nie będę oryginalna. Jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem? Czytałam, że nie tylko proza, ale i poezja grała w Pani duszy?
B.K:  To prawda. Poezja grała wówczas „pierwsze skrzypce” i nic nie wskazywało, że kiedykolwiek odważę się na epicki opis świata. Byłam szufladową twórczynią. Bez ambicji zawracania światu głowy swą pasją. I do dziś bywam zdumiona swym późnym, ale odważnym i oficjalnym debiutem.

Proszę opowiedzieć coś więcej na temat Pani debiutu w roli pisarki. O czym jest książka „Głodna kotka”?
B.K. Jak na pierwszą powieść przystało, jest przede wszystkim książką słabą i już na starcie dotkliwie okaleczoną. Trafiła do czasopisma „Twój Styl”, więc skutecznie wyrzucono z niej wszelką refleksję, ograniczając fabułę do głównego wątku. Nawet mnie to nie razi, zważywszy, że „Głodna kotka” stała się moim osobistym miernikiem kiepskiego warsztatu literackiego. Kiedyś jednak witałam ją gorącym biciem serca. Jak to z debiutami bywa. Powieść opowiada o kobiecie spełnionej, zajętej karierą i przyjemnościami życia, która nagle, z powodu nowotworu piersi, musi przewartościować cały swój  świat. Boleśnie odkrywa otaczającą ją pustkę i gnana wyrzutami sumienia, próbuje odbudować ważne więzi, miłości i przyjaźnie.     


Moim zdaniem jest Pani zbyt surowa dla siebie, to na pewno świetna książka, zważywszy na tę historię, którą Pani w niej opowiada.
A co Pani myśli na temat książek dla dzieci? Są tak samo popularne, jak te dla dorosłego czytelnika? Czy młoda osoba sięga równie często po lekturę, jak jej rodzic? Czy czytanie ma się w genach, można odziedziczyć, zarazić się nim?
B.K: Książki dla dzieci i dla młodzieży są w mojej ocenie najważniejsze, a to, czy nasi milusińscy będą czytać, zależy od nas, dorosłych. Nie wiem, czy czytanie ma się w genach, wiem jednak, że w genach każdego dzieciaka jest ciekawość świata, piękna potrzeba fantazjowania, zmyślania, nazywania wszystkiego po swojemu. To przecież działania twórcze, rozwijające wyobraźnię, indywidualizm, swobodę myślenia. Dobra literatura jest wielkim wsparciem w chwili, gdy w małym człowieku mieszka taki nieskrępowany, autentyczny artysta. Pomagajmy mu, czytając. Doradzajmy, szukając właściwej książki. Chodźmy z dziećmi do księgarni i bibliotek. To przecież miejsca z najpiękniejszymi „zabawkami”.

Zgadzam się w stu procentach!
Ciekawi mnie też tytuł „Teren prywatny”, jak to było z tym konkursem?
BK: Chciałoby się szybko wykrzyknąć: stare dzieje!… Trochę jest w moich słowach przekory, trochę nieprzebrzmiałego żalu, bo nie wiem, czy udział w tym konkursie przyniósł mi istotnie zwycięstwo, czy raczej skomplikował późniejsze literackie wybory. Wygrywając konkurs na „Polską Bridget Jones”, sama „wpisałam się” na listę literatury uznawanej za „łatwą, lekką i przyjemną”.  „Teren prywatny” nie spełnia tych wszystkich kryteriów, ale raz przypięta metka potrafi doskwierać latami. Na szczęście nikt nam nie każe stać w miejscu, a „terenowe zwycięstwo” bardzo mi ułatwiło podjęcie decyzji, aby w ogóle pisać. I nadszedł czas, gdy wreszcie zrozumiałam, jak chcę pisać, dla kogo, o czym. Teraz robię to na własnych zasadach i nareszcie metka nie doskwiera

 Wszystkie zdjęcia autorstwa Oli Marcinkowskiej, otrzymane od Barbary Kosmowskiej.



Był też inny konkurs na książkę dla dzieci i młodzieży, który odbył się pod hasłem „Uwierz w siłę wyobraźni”. Czy trudno jest napisać ciekawą powieść skierowaną do młodego czytelnika, w dobie komputerów i Internetu? Czy coś może go oderwać od tych zdobyczy cywilizacji?
BK: Odpowiem „od końca”, dobrze? Dziecka nie trzeba odrywać od świata, w którym się urodziło. Trzeba mu dać alternatywę. Harry Potter okazał się tak silną osobowością, że poradził sobie z komputerami, Internetami i niejedną grą komputerową. I może tu znajdujemy odpowiedź na dręczące pytanie, co zrobić, by dzieci czytały? Dajmy im świetną literaturę. Taką, jakiej oczekują, a staną w nocy w kolejce po książkę…Konkursy literackie, wyłaniające wartościowe powieści dziecięce i młodzieżowe, to chyba najważniejsza inicjatywa w dobie „mody na nie czytanie”. Pochylam głowę w podziwie dla Fundacji „Cała Polska Czyta Dzieciom”, organizatorce cyklicznych konkursów, dzięki którym rośnie zastęp doskonałych twórców. Przykład? Marcin Szczygielski, podwójny już laureat i zdobywca prestiżowej statuetki.
A jeśli chodzi o pytanie, czy trudno napisać ciekawą książkę dla dzieci i młodzieży, odpowiem krótko: jeśli pisać, to tylko ciekawie. Ciekawie i mądrze albo… wcale.

„Ukrainka” poruszyła mnie niebywale. Nie spodziewałam się takich emocji, takiej wnikliwości, analizy, jest Pani naprawdę doskonałym obserwatorem otaczającego nas świata, potrafi Pani nas, czytelników, poprowadzić w głąb historii, zainteresować, zaciekawić. Zakończenie zaskakuje i zadziwia. Czy Pani bohaterowie istnieją w rzeczywistości? Skąd czerpała Pani wiedzę na temat ludzi, którzy przybywają do Polski z Ukrainy?
BK: Długo przygotowywałam materiały do „Ukrainki”. Bezcenna okazała się propozycja mojej przyjaciółki i doskonałej tłumaczki, Bożenki Antoniak. „− Skoro chcesz o nas pisać, przyjedź, zobacz, podejrzyj” − poradziła, a ja natychmiast skorzystałam z jej zaproszenia. Na  pomoc Bożenki mogłam także liczyć podczas pracy nad książką. Okazała się doskonałym suflerem w kwestii ukraińskich realiów. W pozostałych powieściowych sprawach starałam się zachować dystans do opisywanego świata i sympatię dla moich bohaterów. Niezależnie od tego, po której stronie granicy żyją.

Ma Pani swojego ulubionego bohatera literackiego? A może któraś postać z Pani książek wzbudza w Pani emocje, którąś lubi Pani szczególnie?
BK: Zawsze darzyłam ogromną sympatią Ignacego Rzeckiego. Ujmował mnie swoją piękną zwyczajnością. Przeraziłam się, gdy odkryłam, że osławiona „starość” subiekta wyraża się w powieściowych latach liczbą… 47! To skandal!   


Czy lubi Pani kontakt z czytelnikiem?
Tak. To największa nagroda, jeśli spotykam czytelników zadowolonych. Ale niezależnie od ich poglądu na książkę, mam ogromny szacunek dla odbiorców. Lubię rozmawiać o czytelniczych oczekiwaniach, o wyborach lektur. Pisarz bez czytelnika nie istnieje, a dzisiejszy twórca szczęśliwie nie tkwi na cokole. Jest obecny w realnej i wirtualnej przestrzeni. Ta „dostępność” stała się normą. I choć sama nie należę do osób aktywnych „autopromocyjnie”, z radością jeżdżę na spotkania. Najbardziej lubię te w bibliotekach. To najlepsze miejsce na rozmowy o pisaniu i czytaniu.      

Jaka prywatnie jest Barbara Kosmowska? Uchyli Pani rąbka tajemnicy? Jako mama dwóch córek?
BK: Dobrze, że to ja uchylam tego „rąbka”, nie córki. A już poważnie: trudno się ocenić, zwłaszcza w sprawie tak niejednoznacznej jak macierzyństwo. To moja najtrudniejsza życiowa rola, o której myślę, że zawsze można lepiej. Jako mama też musiałam „dorastać”. Do rozstania z dorosłymi dziećmi. Do akceptacji ich wyborów, jakie by one nie były. Do zrozumienia, że nie ma się niczego na własność i do końca. Daję sobie z tym radę. Mam mądre córki. Mam też potrzebę kumplowania się z moim mężem. Nie przeżywam syndromów opuszczonych gniazd. Pozwalam córkom cieszyć się i martwić życiem, a sama, układam po swojemu mój „teren prywatny”. Wcale nie opustoszał. Tylko się „przemeblował”. To konieczna i piękna zmiana.  


 Wszystkie zdjęcia autorstwa Oli Marcinkowskiej, otrzymane od Barbary Kosmowskiej.



Bardzo ciekawa odpowiedź, myślę, że wiele w niej mądrości, takiej życiowej, z której chętnie skorzystam i ja.
Proszę powiedzieć nam jeszcze coś na temat kolejnych Pani powieści. Są już jakieś pomysły w Pani głowie, a może coś już Pani tworzy? 
BK: Powstaje kolejna powieść dla dorosłych. O trudnej, gorzkiej kobiecości. Dla mnie ważna, spleciona z wątków różnych historii. Jedną z nich wydobyłam z zapisków niezwykłego człowieka, jakim była moja ciocia, wspaniała lekarka, Nadzieja Bitel−Dobrzyńska.

Niebawem będę miała przyjemność czytać „Sezon na zielone kasztany”, to najnowsza z Pani książek, o czym opowiada?
BK: O tym, co sprawia, że zielone kasztany są takie „kłujące”! Napisałam jedenaście opowiadań, które w moim przekonaniu pokazują, jak wrażliwe, zagubione, inteligentne i szczere są nasze dzieci. To one występują w roli bohaterów i dzielą się swymi lękami, obawami. Ale także radością. Gotowością do przyjaźni. Ogromną tolerancją. Chciałabym, aby te kasztanowe spotkania z rówieśnikami stały się dla moich młodych czytelników ważną przygodą. Możliwością poznania siebie. Własnych niepokojów, ale i radości „szczenięcego” wieku.

Jakie są marzenia Barbary Kosmowskiej?
Jest jedno: nie zawieść. Dotyczy moich Bliskich. I czytelników. Dotyczy także mnie samej i ludzi, wśród których żyję. Dobrze byłoby znajdować radość i spełnienie w tym, co robię sobie i innym. Wbrew pozorom, to bardzo trudne zadanie…


Bardzo dziękuję za rozmowę
BK: I ja także. Również za przemiłe zainteresowanie. 


Konkurs: 
Rozpoczyna się dzisiaj, 14 listopada i potrwa do 21 listopada, do godziny 24:00.
Organizatorem konkursu jestem ja, nagroda ufundowana przez:


W ciągu trzech dni roboczych od zakończenia zabawy pojawią się wyniki, w osobnym poście na blogu. Pytanie, na które odpowiedź należy zostawić pod tym postem to: Czy byłaś/byłeś kiedyś na spotkaniu autorskim z pisarzem/pisarką, jeśli tak, opowiedz o swoich odczuciach związanych z tym spotkaniem. Jeżeli nie, to czy marzysz o takowym i  z kim chciałabyś/chciałbyś się spotkać? A może kompletnie nie interesują Cię takie spotkania? Ciekawa jestem bardzo Waszych refleksji w tym temacie... 
Czekam na Wasze komentarze, pod tym postem, poproszę też o pozostawienie adresu e-mailowego, ponieważ tylko w ten sposób będę mogła skontaktować się ze zwycięzcą konkursu. Można polubić moją stronę na facebooku, jak też dodać mój blog do obserwowanych, nie jest to wymóg, ale będzie mi bardzo miło :) Dziękuję za uwagę i pozdrawiam serdecznie!

A wygrać można...
Tutaj http://asymaka.blogspot.com/2013/08/zmiany-niekoniecznie-na-lepsze.html moja recenzja powyższego tytułu.



24 komentarze:

  1. Bardzo ucieszył mnie ten wywiad, mam kilka książek Pani Kosmowskiej i lubię do nich wracać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie spodziewałam się, że to będzie tak ciepła i sympatyczna osoba, stałam się jej wielka fanką, pozdrawiam Justyna, zazdroszczę tych kilku książek :)

      Usuń
  2. Byłam dawno temu na spotkaniu z Szymonem Hołownią. I wyszłam z niego zachwycona. Bardzo ciekawie opowiadał. Szczególnie o swoich poglądach na temat Boga. I powiem ci że zmienił moje poglądy na wiele tematów. Szczególnie o in vitro. Powiem ci że wyszłam ze łzami w oczach z tamtego spotkania. A z kim chciałabym się spotkać oczywiście z Magdą Witkiewicz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W mieście, w którym mieszkam, niestety bardzo rzadko organizowane są spotkania z pisarzami, czego niezmiernie żałuję. Uważam, że takie spotkania są czymś wspaniałym i gdy czytam o tych, które odbywają się w innych miastach, gdy oglądam zdjęcia z tych spotkań, to po prostu zazdroszczę.

    W pamięci zostało mi wspomnienie ze spotkania z Tadeuszem Różewiczem. Było ono zorganizowane na uczelni, na której studiowałam. Nie było oczywiście obowiązkowe, lecz dla chętnych, ale oczywiście nie wyobrażałam sobie, żeby nie skorzystać z takiej okazji. To spotkanie było dla mnie dużym przeżyciem. Bardzo lubię i cenię poezję Tadeusza Różewicza, jest on dla mnie Pisarzem i Poetą przez duże P. Było to dla mnie coś niesamowitego – zobaczyć go na własne oczy, usłyszeć, jak opowiada o swojej poezji, o tym, jak tworzy. Być może dla osób obytych z takimi wydarzeniami moja reakcja mogłaby wydawać się przesadzona, ale ja tak właśnie czułam i myślałam. To spotkanie wywarło na mnie spore wrażenie i zawsze je z sentymentem wspominam.

    Jak już wspomniałam na początku, gdybym miała możliwość uczestniczenia w spotkaniach autorskich, z ogromną chęcią brałabym w nich udział. Chciałabym zobaczyć moich ulubionych autorów, posłuchać, jak opowiadają o swoich książkach, porozmawiać z nimi…

    Mogłabym wymienić wielu pisarzy i wiele pisarek, z którymi chciałabym spotkać się. Jeśli jednak miałabym zdecydować się na jedną osobę, wybrałabym Beatę Pawlikowską. Spotkanie właśnie z nią jest moim marzeniem. Uwielbiam czytać jej podróżnicze książki i w wyobraźni wraz z nią odwiedzać rozmaite zakątki świata. Znam ją nie tylko z książek, ale i z radia, z Internetu, trochę też z telewizji. Dlatego teraz chciałabym poznać ją osobiście. Podziwiam u niej nie tylko to, że samotnie podróżuje po świecie, ale też, a może przede wszystkim, niesamowitą pozytywną energię, która aż z niej emanuje i czuje się ją nawet w jej książkach. Chciałabym Beatą Pawlikowską zobaczyć i posłuchać jej na żywo i na żywo odczuć tę pełną optymizmu energię. Mam nadzieję, że moje marzenie kiedyś się spełni. :)

    Dorota
    april.dp1@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Pisaninko, o tydzień się pospieszyłaś! Bo najważniejsze spotkanie autorskie dopiero przede mną! Otóż za tydzień idę na spotkanie z Katarzyną Enerlich! Bardzo lubię jej powieści o prowincji i mam zamiar dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o niej samej. Prawdopodobnie będę także miała niespodziankę dla czytelników mojego bloga, bowiem już samo spotkanie będzie dla mnie małym prezentem od losu.
    Mimo że mieszkam na wsi, prawie na końcu świata, to byłam na 2 spotkaniach autorskich organizowanych przez bibliotekę gminną.
    Kilka lat temu zabrałam IV klasę na spotkanie autorskie z Grzegorzem Kasdepke. Przygotowałam czwartali do tego, poświęciłam jedną lekcję na zapoznanie ich z fragmentami książek tego autora. I muszę przyznać, że byłam dumna z dzieciaków! Były grzeczne, słuchały, a nawet zadawały pytania. Mało tego, któryś uczeń wspomniał, że czytałam im na lekcji zabawne opowiadania pana Kasdepke. Kolejka do autografów była długa. Ja też zdobyłam 2 wpisy do swoich prywatnych książek. Ale najlepsze było zdjęcie zrobione nam przez bibliotekarkę – pan Grzegorz podpisuje mi książkę, a obok niego ja z uciętą głową… No cóż, za wysoka urosłam :)
    A rok temu byłam na spotkaniu z panią Ewą Maksymowicz. Poszłam z ciekawości i nie zawiodłam się! Ta niewidoma kobieta świetnie gotuje i sama napisała książkę kucharską "Kuchnia 4 zmysłów". W książce nie ma zdjęć, bo niewidomym są one po prostu niepotrzebne, ale za to została dołączona płyta z nagranymi przepisami. Ja antytalent kulinarny byłam zaskoczona umiejętnościami tej pani i zawstydzona ich brakiem u siebie. Ale udało mi się zaskoczyć niewidomą kucharkę, że można zrobić pyszne placki ziemniaczane ze słonecznikiem! Placki to jedna z niewielu rzeczy, których pani Ewa nie jest w stanie sama zrobić, więc to ona tym razem zasypała mnie pytaniami.
    Co mi dają takie spotkania? Kontakt z żywym człowiekiem, autorem, a nie tylko z jego literkami. Poznanie jego osobowości, ciekawostek i anegdot z jego życia, warsztatu pisarskiego, ale również charakteru jego pisma. Takie spotkanie to też motywacja dla mnie samej, by rozwijać swe pasje i się im oddawać, przekuć je w zawód, w sukces.

    martucha180@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety rzadko zdarza mi się bywać na takich spotkaniach. W moim mieście nie są raczej organizowane, a te, które interesują mnie najbardziej odbywają się zazwyczaj w Warszawie, ewentualnie w Krakowie... Ale byłam kiedyś na spotkaniu z Moniką Szwają. Było bardzo miło, odpowiedziała na kilka pytań i z sympatią podchodziła do swoich czytelników :) Uwielbiam dawać książki autorom do podpisu! Kocham gromadzić książki i dzięki temu stają się jeszcze bardziej moje. Moim marzeniem było spotkanie z Joanną Chmielewską, niestety odbywały się rzadko i tylko w stolicy, a teraz już nie będę miała na nie szansy...

    domi.p (at) poczta.fm

    OdpowiedzUsuń
  6. Swego czasu zaczytywałam się w twórczości Marka Krajewskiego. Lubiłam przemierzać ulice mrocznego Wrocławia i wraz z kolejnymi stronami razem z głównym bohaterem - komisarzem Mockiem poznawać tajemnice jego pracy... Pewnego dnia we Lwowie, jeszcze gdy byłam tam na wymianie studenckiej, odbywały się tam targi książki, a na jednym ze spotkań był właśnie Marek Krajewski. To było moje pierwsze spotkanie z moim literackim guru, a to jeszcze poza granicami Polski, choć blisko, bo na Ukrainie. Na spotkaniu byłam zachwycona pisarzem. Marek Krajewski od razu zdobył moją sympatię jak człowiek, choć zdobył ją tak naprawdę już kilka książek temu... Tylko, że wtedy było mi dane słyszeć dodatkowo jego magiczny głos, który do tej pory dźwięczy mi w uszach... elady1989@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  7. spotkania autorskie to niemalże mój chleb powszedni, stąd też pewna skala porównawcza w odbiorze POSTAWY pisarzy w trakcie spotkań. Wieczór z Markiem Krajewskim uważam za duże nieporozumienie. Autor opowiadał przede wszystkim o swoim warsztacie pisarskim, dyscyplinie narzucanej sobie w trakcie pracy. Niewiele dowiedziałam się o nim jako człowieku, twórcy. Bardziej przypominało wykład (nic dziwnego, skoro był wykładowcą uniwersyteckim) niż spotkanie z publicznością . Nie wiem co jest powodem postawy ex catedra - zadufanie, czy niechęć do kontaktu z czytelnikami, traktowane li tylko jako forma zarobku.
    Natomiast wiele ciepła wniosło spotkanie autorskie z Andrzejem Stasiukiem. Mimo iż autor nie czuł się swobodnie. Widać, że nie przepada za "wystawianiem siebie" na widok publiczny. Traktuje siebie z pewnym dystansem. Opowiadał o swoich podróżach, planach, życiu. Sferę osobistą omijał szerokim łukiem, ale dał się poznać jako człowiek. Czytelników traktuje partnersko. Swoboda w postawie, sposobie ubioru zostawiła bardzo ciepłe wspomnienia.
    Spotkanie z najwyżej przeze mnie cenioną autorką -Olgą Tokarczuk nie przyniosło praktycznie żadnych niespodzianek. Autorka jest przecież znana z wypowiedzi w prasie. Urzekła mnie natomiast ogromna kultura, takie empatyczne jakby pochylenie się nad czytelnikiem. Co z kolei nie świadczy, aby Tokarczuk w jakikolwiek sposób się wywyższała!
    Chętnie wzięłabym udział w spotkaniu z Grażyną Jagielską, co prawdopodobnie nigdy nie dojdzie do skutku. i z zupełnie innej beczki - z Piotrem Głuchowskim. - olgajoanna@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. W lutym 2010 roku wybrałam się na spotkanie literackie z Wojciechem Kuczokiem. Miało ono miejsce w Berlinie, gdzie obecnie mieszkam.
    Zmotywował mnie głód polskiej mowy, kultury i... piwa. ;)
    Spotkanie było ciekawe, choć, jak stwierdził sam autor, zorganizowane w niemieckim stylu czyli godzina czytania fragmentów książek i dziesięć minut „rozmowy” z bohaterem wieczoru. Taka organizacja ma jednak swoje uzasadnienie: podczas gdy w Polsce czytelnicy znają twórczość autora i chcą poznać jego samego, w Niemczech trzeba gościa najpierw zaprezentować i przedstawić, zachęcić niemieckich miłośników literatury do czytania jego publikacji.
    Sam pan Kuczok wyglądał na luzaka, który odstawia (całkiem błyskotliwie zresztą) szopkę, "bo trzeba", ale tak naprawdę zostawił siebie na zewnątrz. Pewnie pytał siebie raz po raz „co ja tutaj robię?”.
    W każdym razie spotkanie było owocne - zachęciło mnie do przeczytania zbioru świetnych opowiadań „Widmokrąg” i obejrzenia filmu na podstawie scenariusza Kuczoka „Senność”. Ten pisarz zasługuje z pewnością na to, by go prezentować za granicą.
    Po spotkaniu z autorem czekał na przybyłych biało-czerwony poczęstunek, a raczej zielono-złoty (może trzeba by pomyśleć nad zmianą barw narodowych?) w postaci kiszonych ogórków i piwa, co ostatecznie przekonało mnie o wyjątkowej wartości pisarza ;).

    Pozdrawiam,
    superkaha@o2.pl
    P.S. Powyższy tekścik publikowałam na moim blogu. Link pod nickiem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam takie spotkania...zawsze kochałam literaturę, teatr, muzykę poważną. Byłam na kilku spotkaniach, z wypiekami na twarzy słuchałam opowieści jak powstaja ksiązki, wytrwale stałam w kolejkach po autograf. A wychodząc z nich zawsze miałam wrażenie, że przeniosłam się na moment w lepszy świat, czułam sie uduchowiona, nie potrafiłam zająć sie prostymi domowymi czynnościami:) Jako dziecko zawsze zazdrościłam autorom ich lepszego życia, takiego wzniosłego bez prozaicznych problemów, tego wstawania koło południa i pisania na starej maszynie, wypijania niezliczonej ilości kawy i ogólnego szczęścia:) Dziś autorzy popularnych książek mieszkają za scianą, kilku mam przyjemność mieć w swoich znajomych na FB. Dorosłam i okazało się, że są normalnymi ludźmi, z problemami, bez bogactwa a klimatryczną maszynę zastąpił laptop. Zniknął gdzieś ten tajemniczy klimat i moja zazdrość. Ale spotkania uwielbiam nadal, lecz te, które odbywają się w literackich warunkach , z zapachem książek a nie na pasażu centrum handlowego:) Dziś z racji wykonywanego zawodu częściej jednak uczestniczę w spotkaniach pisarzy dla dzieci, zapraszam co roku do szkoły i przedszkola:) I znowu przenosze się w beztroski, choć tym razem bajkowy świat:) uwielbiam:) Iwona067@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Na spotkania autorskie chodzę bardzo rzadko, ale z panią Kosmowską spotykałam się regularnie przez rok. Była wykładowcą na moim roku i prowadziła konwersatoria z pozytywizmu, zakończone, oczywiście, sympatycznym egzaminem:) Wspominam dr Kosmowską jako niezwykle ciepłą, mądrą i wyrozumiałą osobę. Wyróżniała się wśród wielu profesorów lekkością, swobodą, fajnym podejściem do studenta. To taki typ wykładowcy, którego nikt się nie boi (w pozytywnym sensie), ale każdy szanuje, ponieważ lubi spędzać czas w jego towarzystwie.
    Kilkanaście dni temu pani Kosmowska dotarła do mojego miasteczka, nie pierwszy raz zresztą:)

    justynader@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Ostatnie spotkanie autorskie, którego doświadczyłam, było z... Barbarą Kosmowską;) Niestety trwało zaledwie pięć minut - na tyle pozwoliła ruchliwość młodszego syna. Karcące spojrzenia sympatyków autorki wyprowadziły nas z sali:( Nie mam o nie żalu do dziecka, ma inne niż ja potrzeby; gdy chłopcy podrosną, nadrobię straty. Na razie zanurzam się z dziećmi w ich literaturze, poznaję ich autorów... Najmilej wspominam południe z Łukaszem Wierzbickim, pełnym ciepła i nieplastikowej radości. Totalne zaangażowanie, pasja i szacunek do dzieci porwały tylko chwilę zdystansowaną widownię. Czas gnał niepostrzeżenie, a ja - dorosła kobieta żałowałam, że zamiast starszego syna nie mogę brać udziału w spontanicznym przedstawieniu, przekrzykiwać entuzjazm uśmiechniętych dzieciaków, zawstydzona prosić o autograf w zaczytanych przygodach Kazika, Benedykta, Wojtka... Miałam odwagę solidarnie z synem zapytać bibliotekarki: "Kiedy znowu Takie Spotkanie?". Czekamy. Waaarto! Choćby dlatego, by poznać niekłamany entuzjazm pana Łukasza do ubarwionych przez niego historii - jest zaraźliwy;)
    fantazjana@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Nigdy na takim spotkaniu nie byłam, nie uczestniczyłam, a chętnie bym wzięła udział. Dlaczego?

    Mieszkam na wsi. W mieście powiatowym takich spotkań nie organizują, jeśli już to z lokalnymi twórcami. Osobiście, najchętniej spotkałabym się z dwoma kobietami.

    Pierwsza z nich to Roma Ligocka. Moja ulubiona Autorka. Kobieta, którą zawsze podziwiałam. Za co? Za to, że pomimo tego wszystkiego, co przeżyła umie o tym opowiedzieć w tak prosty i jednoznaczny sposób, który trafia do odbiorcy bezpośrednio. Nie używa wyszukanego języka. Każdego Czytelnika traktuje równo. Gdybym miała możliwość to właśnie Pani Roma byłaby pierwsza, z którą najchętniej bym się spotkała. Uścisnęłabym jej rękę, jeśli tylko by mi na to pozwoliła i podziękowałbym jej za to, że w ogóle jest i tak pięknie tworzy. Za to, że jest przede wszystkim kobietą, która niczego się nie boi, jednocześnie podzielając jej samotność, w której tkwiła przez te wszystkie lata. To przykre, gdy kobieta jest sama. Ale ta pustka i samotność Pani Romy pięknie przekłada się w jej życiorysie, rysując za każdym razem piękne dzieła, czy to w postaci kolejnych powieści, szkiców, czy kwiecistej poezji.

    Drugą moją idolką jest Krysia Janda. Podziwiam ją za upartość w dążeniu do celu. Pomimo przeciwności - zbudowała teatr i pokazała, że kobieta też potrafi, nie gorzej od mężczyzny! Pisze fantastyczne felietony. Po przeczytaniu jednych z nich, zebranych w książkę "Różowe tabletki na uspokojenie" dowiedziałam się kilka skrywanych faktów odnośnie tego, jak postrzega Mistrza Wajdę, jak nieświadomie wychowywała dzieci. Jest najlepszą polską Aktorką. Role zawsze idealnie dopasowują się do jej temperamentu, optymizmu, poczucia humoru i idealnego wyczucia chwili. Zawsze uważałam, że mnóstwo polskich młodych aktorek powinno uczyć się od takich Mistrzyń. Gdybym się z Nią spotkała, na pewno powiedziałabym Jej, że Ją podziwiam za wszystko co robi, bo Krysia Janda jest tylko jedna!

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo lubię spotkania autorskie i w miarę możliwości starałam się i nadal się staram w nich uczestniczyć. Zrobiłam porządny rachunek sumienia i wyszło, że miałam przyjemność na żywo zobaczyć i posłuchać następujących twórców literatury: I. Sowa, P. Beręsewicz, M. Szwaja, A. Sapkowski, O. Tokarczuk, M. Gretkowska, W. Kuczok, A. Libera, E. Lipska, M. Fox, M. Czubaszek, Z. Masternak.
    Ciekawie i miło było posłuchać jak opowiadają o swojej pracy, odpowiadają na zadawane przez publiczność pytania, czytają fragmenty swojej twórczości. Przyznam, że sama nigdy nie odważyłam się o nic głośno zapytać, choć bywało, że "wydukałam" parę słów w kolejce po autograf. Generalnie mam bardzo miłe wspomnienia, ale...
    Najgorzej wypadł w moim uznaniu autor "Wiedźmina", który wyszedł - za przeproszeniem - na wielkiego bufona, popisując się łacińskimi sentencjami, a wszak nie każdy jest erudytą; ogólnie dobrego wrażenia na mnie nie wywarł.
    Natomiast wyjątkowo ciepło myślę o poetce, Ewie Lipskiej, która z własnej torebki wyjęła ziółka i poprosiła bibliotekarki o wodę, by pomóc jednej pani, którą męczył uporczywy kaszel. Spotkanie z Martą Fox zaoowocowało powrotem do jej książek- czytałam dawno temu jej "młodzieżówki", wtedy kupiłam "Kobietę zaklętą w kamień" i przeczytałam w jedną noc.
    To już przeszłość i wspomnień czar... Mam nadzieję, że przyszłość przyniesie równie wiele wspaniałych i inspirujących spotkań z autorami. Wśród grona osób, na których spotkania autorskie chciałabym się wybrać są m.in. R. Ligocka, M. Szejnert, M. Kursa, M. Witkiewicz, A. Lingas- Łoniewska oraz, oczywiście, B. Kosmowska.
    Oprócz spotkań na żywo, są też różne formy spotkań wirtualnych - niemal z każdym autorem możemy porozmawiać na czacie, facebooku, skontaktować się drogą mejlową, czy przeprowadzić wywiad - na swoim blogu tudzież dla jakiegoś portalu. Są różne formy i ten kontakt jest dużo łatwiejszy, ale nic nie zastąpi spotkania "oko w oko", najlepiej w zacisznej i przytulnej sali w bibliotece.
    Serdecznie pozdrawiam,
    Agnieszka
    agn.grabowska@autograf.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Miałam okazję uczestniczyć w Międzynarodowych Targach Turystycznych w tym roku w kwietniu. Najpierw wysłuchałam wykładu Beaty Pawlikowskiej. Byłam oczarowana jej opowieściami i wspomnieniami. Bardzo żałuję, że spotkanie było krótkie, bo ok. godziny, aczkolwiek opuszczając salę - wyszłam naładowana pozytywnymi emocjami, które przekazała słuchaczom podróżniczka i autorka niesamowitych książek. Następnie zadowolona uzyskałam autografy Pawlikowskiej i ruszyłam w kierunku podestu, gdzie do wykładu szykował się właśnie Wojciech Cejrowski. Czas przeznaczony na spotkanie minął bardzo szybko w miłej atmosferze, po czym mężczyzna ruszył do swojego stanowiska, cierpliwie rozdając autografy i pozując do zdjęć z fanami. Byłam dosyć zaskoczona, bo w mediach Cejrowski często pozuje na nieprzystępnego i kontrowersyjnego celebrytę. Natomiast na targach sprawiał wrażenie miłej osoby, chętnej do rozmowy z każdą osobą. Takie wydarzenie bardzo mi się spodobało, mam nadzieję, że przede mną więcej podobnych spotkań z autorami. Już szykuję się na Wrocławskie Promocje Dobrych Książek w grudniu :)
    alkatraz007@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeczytałam sobie jeszcze raz powyższy wywiad i muszę przyznać, że jego moc nic a nic nie osłabła. Barbara Kosmowska ma tyle mądrości w sobie, i tyle uroku, że chłonie się z wielką przyjemnością każde jej słowo. Dzięki Aniu, że przeprowadziłaś tę bogatą w treść rozmowę  A teraz będę się prosiakowato chwalić – poznałam Basię Kosmowską, byłam na spotkaniu autorskim z tą wspaniałą pisarką, mam kilka jej książek z nieprawdopodobnie pięknymi wpisami! Ha!
    To było w ubiegłym roku, w maju, u nas w Chęcinach. Organizował DKK wspólnie z Instytutem Książki. Boże kochany , co to było za przeżycie! Przygotowywaliśmy się od pewnego czasu do tego wydarzenia, porozdzielaliśmy się dostępnymi u nas jej książkami. Przeczytałam (genialny) „Gobelin” i (wzruszających) „Samotnych.pl”. Wiedziałam już, że jej pisanie to „górna półka”; że pisze o trudnych sprawach, zawsze blisko człowieka – pokazuje jego samotność i uwikłanie w często bolesnej rzeczywistości. Jednak w owych historiach nie brakuje światła, nadziei. Jest jeszcze to, czego szukam w literaturze - duża dawka liryzmu. Z „Gobelinu ” ukradłam sobie ten fragment, bo najzwyczajniej zakochałam się w nim: „Przewijam się przez palce czasu, plączę się w zdradzieckie supły. Czasami pękam, bo mnie przerywa niecierpliwość życia i wtedy tracę z oczu kłębek. Na szczęście wiem, że trzeba go odnaleźć, aby dalej mądrze się pleść, wpasowywać w ramę przyszłości. Jestem chropowata, nierówna. Ale to ślady błądzenia, szukania własnej drogi. Wznoszenia i opadania.”
    Myśleliśmy, że przyjedzie do nas zdystansowana intelektualistka, nieco sztywna, z słusznie rozrośniętym ego, zrobi mądry, szybki wykład o swojej twórczości i cześć... NIC Z TYCH RZECZY! Do naszej zabytkowej chęcińskiej Niemczówki przybyła drobniutka, uśmiechnięta kobitka i z taką dawką pozytywnej energii, że niemal nas tam porozsadzało. Fantastyczna! Jedna na milion! Pamiętam, że byłam z córką (również pod wielkim wrażeniem spotkania z Basią) i kiedy wracałyśmy do domu, zwracała mi uwagę, żebym uważała jak prowadzę samochód. Jechałam slalomem, jak pijak, bo wciąż mój umysł przerabiał tematy, o których mówił nasz gość. Wszystko było tak ciekawe, tak wyjątkowe, klimatyczne, podane z takim poczuciem humoru i żarem emocjonalnym, że wciąż się cieszę, że dojechałam wtedy bezkolizyjnie do domu 
    Polecam gorąco spotkanie z Barbarą Kosmowską, które powinnam raczej nazwać, zgodnie z prawdą, „ucztą duchową”.
    Pozdrawiam serdecznie
    dejotka@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. Byłam na spotkaniu z Małgorzatą Musierowicz. Szczęśliwie dla mnie zawitała klika lat temu do mojej miejscowości. To była dobra okazja, aby zdobyć autograf od autorki. Zamienić słowo lub dwa. Szkoda, że większość spotkań autorskich odbywa się w Warszawie. Na szczęście Empikowi zdarza się organizować spotkaniarównież poza stolicą

    OdpowiedzUsuń
  18. Mnie szczerze mówiąc rzadko takie spotkania interesują, a raczej: rzadko słyszę o spotkaniu z pisarzem, który mnie interesuje na tyle wyjątkowo, żeby się na takie spotkanie wybrać :) Dlatego do tej pory udało mi się w takowym uczestniczyć tylko raz. Było to spotkanie z Olgą Tokarczuk, której książki uwielbiam od lat i którą bardzo cenię. Łatwo nie było, bo między półkami biblioteki biegał mój niespełna dwuletni wtedy synek, ale i tak udało mi się wiele usłyszeć i trochę lepiej poznać jedną z moich ulubionych pisarek. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że na takie spotkania warto chodzić - bo nawet jeśli uznamy, że nie jest ważne, "co autor miał na myśli", a tylko co sami wyczytamy z książki, to jednak fascynujące jest dla mnie dowiadywać się, kto stoi za daną powieścią, co go ukształtowało, co o nim samym da się wyczytać z jego twórczości i dlaczego jest ona taka a nie inna. I mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie mi dane uczestniczyć w jakimś ciekawym spotkaniu :)
    Pozdrawiam!
    agazielinska87@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Nigdy nie byłam na spotkaniu autorskim. Gdybym jednak spotkała się z jedną z moich ulubionych autorek (tudzież autorów), nie chciałabym, by było to spotkanie w gwarnym miejscu. Zaprosiłabym na kawę, dobre ciacho, lub na piwo i solone orzeszki i zapytałabym o wszystko, co przyszłoby mi na myśl. Robiłabym wszystko by poznać nie autora ale człowieka, który stał się autorem :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Byłam kiedys ze swą ówczesną współlokatorką na spotkaniu autorkim z Januszem Leonem Wiśniewskim. Maglowałyśmy po kolei wszystko co ukazywało sie tegoż autora z wypiekami na twarzy. Zaczełyśmy oczywiscie od znanej wszystkim "Samotności w sieci". Mnie zachwyca w książkach i autorze owych książek to jak bardzo zna kobiety, jak bardzo zna mnie. Facet! Meżczyzna! On!? Wie jak mnie rozbawic, jak mnie opisac, jak wyjaśnic pewne moje zachowania. Z wykształcenia chemik, fizyk. Skąd On to wie?
    Fascynuje mnie "głowa, mózg" pana Janusza. Z takim meżczyznom mogłabym przegadac całe noce, taki meżczyzna mógłby skraśc moje serce, mimo dużej różnicy wieku. Fascynuje mnie On, jego ksiażki. Wiele cytatów mam przepisanych do pamietnika.
    Ale prosze nie zrozumiec mnie źle. Nie jestem zakochana, nie śnie o nim po nocach. Ta fascynacja NA SZCZESCIE trwa tylko wtedy gdy w danym momencie czytam Jego książke. Potem ją odkładam i wszystko wraca do normy :)
    Kiedy dowiedziałyśmy sie, że możemy iśc na spotkanie z autorem, nie zastanawiałyśmy sie długo. Kolejka w Warszawskim Empiku była długaśna... Miałyśmy książke do podpisania.
    Kiedy podeszłyśmy pan Janusz zaczął krótką rozmowe z... Martą. Ja stałam z boku, mnie nie zauważył...
    Wyszłam troche rozżalona...
    Na tym kończy sie ta opowiesc.
    Czekam na wydanie kolejnej ksiazki, na chwile znów zakocham sie w autorze... :))

    zabulec6@interia.pl

    OdpowiedzUsuń