wtorek, 12 listopada 2013

Moje zeszłoroczne opowiadanie.



Na blogu Magdy Kordel rok temu pisaliśmy po raz pierwszy opowiadania do tomiku. Oto moje:



"Święta, święta, i po..."

Całe życie słyszała, że na co to i po co? Tyle się człowiek narobi, naszykuje, nagotuje, a później trzeba się opychać! A wcale nie trzeba.

Gdzieś zagubili wszyscy znajomi istotę tych dni, to, co najważniejsze. Teraz liczy się tylko suto zastawiony stół, a w domach panuje napięta atmosfera, by tylko ze wszystkim zdążyć, by było idealnie, doskonale, bez zarzutu. Już na początku listopada w sklepach pojawiają się ozdoby, słychać kolędy, a w telewizji na kanałach dziecięcych reklama goni reklamę, z dopiskiem, że jeśli chcesz taką zabawkę to napisz list do Mikołaja na takiej, a takiej stronie internetowej.  Synek szarpie cię za rękaw, z krzykiem, prosi, błaga. Nie może doczekać się i wypytuje codziennie, czy już jest zima, kiedy ona nadejdzie, wcale nie po to, by ulepić bałwana, czy porzucać się śnieżkami, czeka tylko na wymarzone klocki. A kiedyś tak nie było...
Patrycja pamięta doskonale swoje święta w domu rodzinnym. Zbierali się wtedy wszyscy razem, dzielili się opłatkiem, składali sobie życzenia, jedli dwanaście potraw, nucili wspólnie kolędy, chociaż żadne z nich nie potrafiło śpiewać. Później było rozpakowywanie prezentów i wielka radość. Nie było co roku tych samych skarpetek, czy wody toaletowej. Ona sama uwielbiała podarki ręcznie wykonane, bo w takich czuć było serce, miłość, widać było, że obdarowujący włożył w to mnóstwo pracy, czasu, a przecież czas teraz, w tym naszym zabieganym świecie jest najważniejszy.
Jedne święta pamięta bardzo dobrze, bo były dużo smutniejsze od pozostałych, dzień przed wigilią zmarła jej babcia. Tak naprawdę nigdy wcześniej nie wierzyła w to, że tej osoby może zabraknąć, bo babcia jeździła na rowerze, była taka energiczna, szybka, wszędzie jej było pełno i zakląć też potrafiła, gdy coś było nie po jej myśli.  Nawet gdy znajoma lekarka powiedziała, że babci  koniec jest bliski nie chciała przyjąć tego do wiadomości i nakrzyczała na nią, bo to niemożliwe, jej babcia nie umrze! Nie i koniec. Tylko, że wnuczki o zdanie w tej sprawie nikt nie pytał.

Były też święta dziwne, z dala od domu rodzinnego pierwsze, w szpitalu spędzone. Jej córeczka przyszła na świat 20 grudnia i niestety w tym ponurym miejscu musiały zostać na wigilię. Wieczerza była skromna, tylko ryba i jakiś barszczyk, z rodziną rozmowa telefoniczna z budki i wielkie łzy. Na szczęście tata córeczki był tu razem z nią, a panie pielęgniarki jak nigdy okazały troszkę serca i pozwoliły młodym rodzicom posiedzieć chwilkę w magazynie.
Święta były różne, czasem niebywale biednie było, innym razem dosyć bogato. Jednak zawsze razem, choćby przez chwilę, inaczej być nie mogło.
Teraz co roku jest gwar, radość, może i trochę nerwów, ale nie musi być idealnie. Razem ubierają choinkę, nieważne, że dzieci  wieszają obok siebie dwie identyczne bombki, a z boku drzewko jest "łyse". Choinka jest najpiękniejsza, bo przystrojona wspólnymi siłami. Tu i ówdzie wiszą łańcuchy własnoręcznie wykonane, to nic, że krzywe, za to jakie kolorowe, barwne. I cukierki, musi być dużo słodkości, które znikają szybciej niż się pojawią, ale nikt nie widzi tego, przymruża na to oko i mama i tata. Wcześniej robią razem ciasteczka, raz wychodzą przepyszne, innym razem można sobie na nich zęby połamać, ale zawsze wyglądają ślicznie, przyozdobione są kawałkami czekolady lub polewą, wiórkami, orzechami. Pomarańcze ozdobione są goździkami i pachną nieziemsko.  Dzieci wspólnie kroją tępymi nożykami, każde na osobnej deseczce, składniki sałatki, nie jest istotne, że niektóre kawałki rodzice muszą przekrajać na pół, inne na cztery części, ważne, że mają z tego nie lada zabawę, że robią to wspólnie. Ubijają pianę do ciasta, nawet malutka  trzyma wraz z tatą mikser i jest z siebie taka dumna, bo i ona uczestniczy w przygotowaniach świątecznych. Później wylizują resztki ciasta, brudząc się przy tym niesamowicie, ale to wszystko jest mało ważne. Ubierają się odświętnie i idą szukać pierwszej gwiazdki, lecz wcześniej szykują smakołyki dla świętego Mikołaja. Gdy wracają z podwórka czekają na nich na talerzyku tylko okruszki po ciasteczkach i szklanka z niedopitym mlekiem, ależ ten święty się spieszył!  Za to zostawił pod choinką wielkie pudła, które zaraz po kolacji zostaną rozpakowane wśród okrzyków radości. Dzielą się opłatkiem, tak jak umieją życzą sobie zdrowia, bo to dla nich najistotniejsze, poza tym spełnienia planów i spokoju, większej ilości czasu dla siebie i wyrozumiałości na co dzień. Zjadają co kto lubi, śpiewają razem kolędy i pastorałki. W tym roku na pewno posłuchają ślicznego utworu zatytułowanego "Babci zegar" Magdy Welc, której wszyscy swego czasu kibicowali w popularnym talent show i który kojarzy się kobiecie z jej babcią, skłania do refleksji, do zastanowienia, do zadumy. Dzieci bawią się wymarzonymi zabawkami, nie jest tego zbyt wiele, ale za to podarowane z sercem. Nikt się nie objada, nie kłóci, nie ma "marnowania jedzenia, bo po co tyle gotować", jak mawiają inni... Jest miłość, radość i spokój, wspólna modlitwa, spędzony razem wieczór bez telewizji, bez komputera, bez telefonów. Wszystko inne jest odłożone na później, bo rodzina to jest to, o co należy dbać, co trzeba pielęgnować, wspólne posiłki, rozmowy o wszystkim i o niczym, szczerość, szacunek i miłość, wybaczanie i zapominanie wszelkiego zła, słów, które w złości się powiedziało, choć wcale tak nie myślimy. Święta, święta, i po... każdy dzień powinien być świętem, jedzenie razem, wspólna zabawa, granie w chińczyka, lepienie bałwana, spacery. Kochać można cały rok, bez okazji...


A tu mojej Małgosi:

 
"Moje wymarzone święta."

Najszczęśliwszą dziewczynką na świecie byłabym wtedy, gdybym dostała w prezencie świątecznym szczeniaczka rasy mops. Chciałabym również, żebyśmy byli wszyscy razem i spędzili ze sobą ten magiczny i cudowny czas. Poszlibyśmy, jak co roku, szukać pierwszej gwiazdki na niebie. Podzielilibyśmy się opłatkiem, zjedlibyśmy wigilijną kolację, wcześniej wspólnie przygotowaną, znaleźlibyśmy pod choinką wymarzone prezenty. Ja cieszyłabym się ogromnie z tego, że spełniłoby się moje największe marzenie o piesku. Byłby maleńki, beżowy i troszkę zagubiony w nowym miejscu, ale szybko przyzwyczaiłby się do mnie i mojej rodziny, pozwalałby mi się przytulać i głaskać. Wychodziłabym z nim na spacery, a nazwałabym go Asterix. Po kolacji śpiewalibyśmy kolędy, a mój nowy psi przyjaciel szczekałby do rytmu i machał ogonkiem. Wtedy moja mała siostrzyczka Zuzia klaskałaby z radości. Następnego dnia mama, tata, ja i mój brat Kamil gralibyśmy w gry planszowe, nikt nigdzie by się nie spieszył, nie spoglądałby na zegarek, a Zuza by spała. Wspólnie czytalibyśmy nasze ulubione książki, śmialibyśmy się i opowiadalibyśmy śmieszne historyjki. Gdyby na  dworze leżał śnieg, poszlibyśmy zrobić bałwana. Najpierw ulepilibyśmy trzy kule: małą na głowę, średnią na brzuch, a największą na sam dół. Miałby on nos z marchewki, czapkę z garnka, ręce z patyków, uśmiech i oczka z węgielków i guziczki z kamyczków. Moglibyśmy też bawić się, rzucając w siebie śnieżkami, oczywiście staralibyśmy się nie trafić nikogo w głowę. Byłoby przy tym dużo śmiechu. Wrócilibyśmy w końcu do domu, ponieważ na pewno bylibyśmy już zmarznięci. Wypilibyśmy wtedy ciepłe mleczko lub kakao i zjedlibyśmy przepyszne pierniczki, które wcześniej razem przygotowaliśmy i ozdabialiśmy, jak kto chciał. Tak wyglądałyby moje wymarzone Święta Bożego Narodzenia.

Blog Magdy: http://magdalenakordel.blogspot.com/.

5 komentarzy:

  1. Mam nadzieję że w tym roku i ja coś napiszę. Pomysł mam, tylko czasu brakuje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trzymam kciuki, byś dała radę i znalazła czas :)))

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Aniu, oby te święta były takie jak w Twoim opowiadaniu. Czy szczeniaczek w tym roku zawita?

    OdpowiedzUsuń