czwartek, 28 maja 2015

Zebra w barze... czyli Polak potrafi. Jacek Ślusarczyk





Autor we wstępie do powyższej publikacji zastrzega, że jest to historia dla mężczyzn i o mężczyznach, jednocześnie życząc i kobietom dobrej lektury. Według mnie nie jest to jednak książka skierowana tylko i wyłącznie do przedstawicieli płci brzydszej, znalazłam w niej elementy powieści obyczajowej, co być może zadziwi samego debiutanta. Wydawca miał rację, powinien Pan stworzyć choć kilka zdań w formie notki biograficznej, ponieważ za moment stanę w miejscu i nie będę wiedziała, czym zajmował się Jacek Ślusarczyk, a to przecież interesuje czytelnika. Krótka wzmianka o tym, że rodzice Pana urodzili się we Lwowie może nie wystarczyć, to, że w Pana domu rodzinnym bywało wesoło również. Aczkolwiek zaimponowała mi informacja, że nie należy Pan do osób, które przywiązują wagę do dóbr materialnych, to w dzisiejszych czasach rzadkość. Ujął mnie Pan również tym:

"Dostałem od rodziców piękny prezent. Nauczyli mnie być szczęśliwym i widzieć świat przez pryzmat, który rozdziela doznania na radość i... rzeczy drugorzędne. Przydało mi się to w tej mojej drugiej ojczyźnie i przydaje do dziś. Mam nadzieję, że uda mi się Wam, Drodzy Czytelnicy, przekazać trochę radości w tej książce." [1]



A teraz już może o samej powieści. Poznajemy Filipa w momencie, gdy zmęczony trafia do hotelu. Zasypia w ubraniu, bo wielogodzinna jazda odcisnęła na nim swoje piętno. Miał nadzieję na spokojny sen, który da mu ukojenie i wypoczynek. Niestety cienkie ścianki nie zostawiają mu złudzeń. O drugiej nad ranem budzi go zawodzenie jakiejś kobiety. Oznacza to tylko jedno, koniec odpoczynku. Mężczyzna postanawia więc jechać dalej. Na drodze spotyka milicjanta, który mówiąc najprościej, pragnąłby dorobić. Okazuje się jednak, że nasz bohater nawet gdyby chciał, nie może mu wręczyć łapówki, bo jego portfel został w recepcji hotelu. Trafia do więzienia, gdzie poznaje innych, pożal się Boże, przestępców. Ich wykroczenia są równie  absurdalne, jak nasz cały ówczesny kraj.

Perypetie Filipa rozbawiają nas, ale i zadziwiają. Nie sposób pogodzić się z tym, co mogło spotkać uczciwego człowieka, zupełnie niewinnego. Wiemy jednak, że takie sytuacje miały miejsce i choć autor pozwala sobie na opisanie fikcyjnych wydarzeń, wielokrotnie korzysta z tego, co naprawdę miało miejsce tu i ówdzie. Filip ma serdecznie dosyć życia w chorym kraju, dlatego postanawia wyjechać do Ameryki, mlekiem i miodem płynącej. W ojczyźnie zostawia tylko jedną, najdroższą mu osobę, własnego ojca, który również uważa, że powinien wyjechać, by zapewnić sobie lepszą przyszłość, a na pewno życie w wolnym kraju. Za granicą Filip poznaje podobnych do niego ludzi zagubionych i pełnych marzeń. Każdy z nich ma jakieś problemy, przed czymś ucieka z Polski, a ta podróż okazuje się być o wiele ważniejsza, niż początkowo mogłoby się wydawać.
Całość czyta się niebywale szybko, z prawdziwym zainteresowaniem. Co rusz wybuchałam głośnym śmiechem, a gdy podsunęłam lekturę mężowi i on zaśmiewał się do łez. Książka ta nie tylko nas rozbawi, ale też zwróci naszą uwagę na to, co ważne. Aby to zrozumieć, przewartościować swoje życie świetnie przez autora wykreowani bohaterowi będą musieli przejść długą i pełną wybojów drogę. Warto sięgnąć po "Zebrę w barze... czyli Polak potrafi" i przekonać się, jak bystrym i wnikliwym obserwatorem jest Jacek Ślusarczyk, jak ciekawie opowiada, zmusza nas do refleksji i zastanowienia, bo pomiędzy salwami śmiechu będziemy poruszeni i usatysfakcjonowani nie tylko dowcipną historią, ale i niebanalnymi przygodami trójki przyjaciół. Myślę, że taki męski punkt widzenia i prawdziwa przyjaźń, jaka łączy Filipa i jego kompanów, może być cenną, nietuzinkową i wyjątkową wskazówką. Serdecznie polecam.


[1] Jacek Ślusarczyk "Zebra w barze... czyli Polak potrafi", Wydawnictwo Alegoria, 2015, s. 5



1 komentarz:

  1. Dziś zaczęłam czytać tę książkę, jest świetna!

    OdpowiedzUsuń