poniedziałek, 22 lipca 2013

Wywiad z Moniką Madejek i konkurs - do wygrania dwa egzemplarze "Zeszytu z aniołami".



„Chyba urodziłam się z potrzebą pisania. I czytania.”




Monika Madejek wywiad



Chciałabym przedstawić wszystkim ciekawą, niebanalną osobę, debiutującą w roli pisarki. W ostatnim czasie ukazała się pierwsza książka autorki, skierowana do młodego czytelnika, zatytułowana „Zeszyt z aniołami”. Monika Madejek jest kobietą, która ma wiele pasji i naprawdę interesujące, inspirujące życie. Mam nadzieję, że opowie nam o tym, pozwoli się nam, czytelnikom, bliżej poznać.


Przede wszystkim chciałabym się dowiedzieć, jak zaczęłaś pisać? Skąd wziął się pomysł, by napisać książkę?

Chyba zaczęło się od dziecięcych listów. Uwielbiałam je pisać! Zresztą do tej pory mi to zostało, bo z wieloma ludźmi mam jedynie taki kontakt i sprawia mi to ogromną radość. Na pawlaczu stoi ogromne pudło listów z dzieciństwa – tych od przyjaciół, koleżanek i kolegów poznanych na obozach harcerskich i tych miłosnych:) Pisałam również wiersze. Dziecięce i później poważniejsze. Część poginęła, część jest w starym zielonym zeszycie stojącym gdzieś między książkami. Jest też jeszcze jeden zeszyt z ogromną ilością karteczek różnego pochodzenia spisywanych w momencie, gdy pojawia się myśl.
Zapomniałabym o dzienniku! Piszę od połowy szkoły podstawowej. Nie mam pojęcia, co stało się z tymi początkowymi zeszytami, pewnie zaginęły gdzieś podczas licznych przeprowadzek. Szkoda, bo chciałabym móc wrócić do tamtej Moniki sprzed lat.
Ja chyba urodziłam się z potrzebą pisania. I czytania. Niewiele jest dni w moim życiu, które spędziłam bez książki.
Kiedy pojawił się pomysł napisania książki? W podstawówce:) Pamiętam nawet dokładnie, gdzie stałam i gdyby mnie wpuszczono do szkolnej biblioteki, przy założeniu, że przez te lata nic się tam nie zmieniło, bez wahania wskazałabym regał! Byłam w takim momencie, że wyczytałam wszelkie możliwe książki na moim poziomie i gdy po raz kolejny chodziłam od półki do półki i znałam wszystkie tytuły, pomyślałam: „Kiedyś sama sobie napiszę książkę”. Oczywiście wtedy nie narodził się Kajtek ani nawet pomysł na konkretną historię, ale to postanowienie zamieszkało we mnie i dojrzewało przez lata. I w końcu eksplodowało:)

I druga Twoja pasja, która zapewne trwa o wiele dłużej niż pisanie, a może się mylę? Patrzę na te wszystkie stworzone przez Ciebie piękne przedmioty i zastanawiam się, jak to się zaczęło?

Dziękuję za te miłe słowa! Chyba z potrzebą tworzenia też się urodziłam:) Zawsze lubiłam malować, rysować, lepić i tworzyć coś z niczego. Swój pierwszy „obraz” sprzedałam w wieku pięciu lat. To, że wystarczyło mi na podwójne lody i że dzieło kupił przyjaciel taty, nie miało dla mnie wtedy znaczenia. To był moment, kiedy poczułam się artystką:)
Potem było liceum plastyczne – prawdziwa szkoła życia, ale to właśnie z tamtych czasów do dziś przetrwały najpiękniejsze przyjaźnie. Potem małżeństwo i dziecko. Gdy tylko troszkę podrosło, mogłam znów być artystką, a raczej mamą, z którą fajnie można się bawić, malując i lepiąc. Z dnia na dzień sprawiało mi to coraz większą przyjemność i coraz częściej, gdy synek zasypiał, ja bawiłam się dalej. Długą drogę od tamtych chwil przebyłam i mogłabym spory elaborat o tym napisać:) Tak w skrócie: te moje wieczorne zabawy wchodziły coraz bardziej w noc, potem rozszerzyły się na weekendy, potem przeszłam na pół etatu, następnie na telepracę i tak oto jestem tu, gdzie jestem. Teraz to moja praca, choć nie ukrywam, że wciąż się tym bawię i wciąż coś odkrywam. Próbuję nowych rzeczy, nowych technik i zakochuję się w nich. Nie potrafiłabym teraz z tego zrezygnować.

I jeszcze gotowanie… w to zajęcie również wkładasz serce? W „Zeszycie z aniołami” mama potrafi upiec zadziwiającą potrawę, a mianowicie pieczeń ze ścierką, czy i Ty serwujesz takie niecodzienne dania?

O nie:) Jestem bardzo zabieganą osóbką i stawiam na szybkie i proste dania. Oczywiście, zdarzyły mi się wpadki. Na przykład pamiętne kopytka na początku mojej drogi samodzielnej pani domu. Koleżanka powiedziała mi, że dodaje do nich łyżkę mąki ziemniaczanej. Spróbowałam i były lepsze. Nie wiem, skąd przyszła myśl, że skoro z jedną łyżką są takie dobre, to z dwiema będą jeszcze smaczniejsze. Koniec końców idąc za tą myślą dodałam sporo więcej i wtedy dotarło do mnie, że można przedobrzyć. Gdy owy ulepszony kopytek spadł na podłogę, odbił się i powrócił:) Niczym piłeczka kauczukowa. Nawet mój wszystko jedzący pies, którego chciałam nimi uszczęśliwić, spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym: „Wolne żarty!”. Było kilka krupników, w których łyżka stała, zanim nauczyłam się wyczucia przy wsypywaniu kaszy, był chleb, do którego zapomniałam dodać sól i smakował jak aluminium, czy biszkopt posypany amoniakiem zamiast cukru pudru:)
Kocham gotować, odkrywać nowe smaki, eksperymentować. I lubię patrzeć, jak moi bliscy jedzą to, w co włożyłam serce.

A blogi? Jak długo je piszesz? I kiedy znajdujesz na to wszystko czas?

Najwcześniej powstał blog handmade’owy – ponad pięć lat temu. Chciałam pokazać światu moją pasję i poznać ludzi zakręconych na tym samym punkcie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że założenie tego bloga będzie pierwszym krokiem do zmian w moim życiu. Minęło kilka lat, a ja jestem w najpiękniejszym momencie życia, bo pasja zamieniła się w pracę i robię to, co kocham. To jakby spełnienie marzenia, którego nie zdążyłam wymarzyć:)
Rok później powstał blog, na którym piszę - przemyślenia, wrażenia, obserwacje i przygody, bo należę do osób, którym wciąż coś się przytrafia. A niedługo po nim blog kulinarny.
Kiedy mam na to wszystko czas? W międzyczasie:) Jestem mistrzynią międzyczasu! Wygląda to mniej więcej tak: szyję, w międzyczasie pracuje pralka, biegnę zamieszać sos do spaghetti, wracając do maszyny odpiszę na maila, nałożę kolejną warstwę lakieru na anioły, umyję okno (bo zazwyczaj robię to na raty), zrobię kilka zdjęć, nagle kot upomni się o jedzenie, więc w drodze do kuchni poprawię buty w przedpokoju, a wracając chwycę za butelkę i podleję kwiaty. Wieczorem film albo książka, a zazwyczaj jak jest ciekawy film, książka podczas reklam. W międzyczasie wpadnie do głowy jakiś pomysł lub luźna myśl, która może się kiedyś przydać, więc otwieram notes i notuję. Wiem, wygląda to jak jakieś szaleństwo:) Ale w tym szaleństwie jest metoda i wbrew pozorom jestem bardzo zorganizowana.

I wreszcie Twoja debiutancka powieść „Zeszyt z aniołami”, którą miałam przyjemność czytać. Jestem pod ogromnym wrażeniem, tyle pomysłów, świetnych historii, do tego jest zabawnie, ciekawie, dzieci na pewno będą zachwycone. Jak to się zaczęło?

Dziękuję! Początek był dziesięć lat temu:) Syn – wtedy dziesięcioletni jak mój bohater – wyjechał na ferie zimowe do dziadków, a mnie dopadła grypa. Dwa tygodnie na zwolnieniu lekarskim, sama w pustym domu. Dwa dni przespałam z gorączką, trzeci z wielką radością spędziłam czytając książkę. Niby nic szczególnego, ale biorąc pod uwagę, że zazwyczaj na czytanie miałam czas jedynie podczas jazdy do pracy i z powrotem, ten dzień był dla mnie niezwykły. Pomyślałam, że nie ma tego złego, bo mogę te dwa tygodnie spędzić tak, jak tylko zapragnę. I wtedy przypomniałam sobie o tym moim dziecięcym postanowieniu, marzeniu, o napisaniu książki. Marzenie dziecięce, więc i książka dziecięca. Zwłaszcza, że żyłam wtedy życiem mojego dziesięciolatka. Chwyciłam za kartkę i długopis i zaczęłam pisać. Pod koniec ferii miałam dokładny plan książki (to, że to był konspekt, dowiedziałam się całkiem niedawno:)) i prawie połowę tekstu. A potem ferie się skończyły, zdrowa wróciłam do pracy, a po pracy do codziennych obowiązków i kartki wylądowały najpierw w teczce na biurku, potem w szufladzie, na końcu w pudle podczas przeprowadzki.
Minęło 8 lat. Pewnego dnia napisała do mnie Polka mieszkająca w Szkocji. Prowadzi galerię i chciała podjąć ze mną współpracę. Początkowe służbowe maile powoli zamieniały się w coraz bardziej osobiste i przyjaźń pięknie się rozwijała. Coraz częściej do siebie pisałyśmy, aż doszłyśmy do tego, że dzień bez maila to dzień stracony. Któregoś dnia przyznała się, że napisała książkę i właśnie dostała maila, że zostanie wydana. Napisałam, że ja też kiedyś zaczęłam pisać i że gdzieś te zapisane kartki leżą. „Wyciągnij je” – napisała. Gdy je w końcu znalazłam i otworzyłam teczkę wiedziałam, że już jej nie zamknę. Powróciłam do pisania, a Gabrysia mailowo mnie kopała i rozliczała z każdego akapitu. Gdyby nie ona, nie jestem pewna, na jakim etapie byłby „Zeszyt z aniołami”. Może nadal tkwiłby w teczce? A moja Gabrysia to Gabriela Gargaś. Na pewno wiele kobiet zna jej dwie książki i z niecierpliwością czeka na trzecią.

Postać Kajtka, jak też inni bohaterowie są naprawdę świetnie wykreowani. Czy wzorowałaś się na kimś rzeczywistym tworząc chłopca, jego przyjaciół czy członków rodziny?

Dziękuję! Nie wzorowałam się na konkretnych osobach, ale z całą pewnością włożyłam w postaci charaktery dzieci, z którymi spędziłam dzieciństwo. To były czasy bez internetu, komórek, tabletów, z dziesięciominutową dobranocką i trochę dłuższym telerankiem w niedzielę. Całą resztę czasu spędzaliśmy razem i było go wystarczająco dużo, by kwitły przyjaźnie, by bawić się, rozmawiać i oczywiście psocić:) Znałam życie dziesięciolatków z pozycji Moniczki-dziewczynki i poznałam dzieci z pozycji Moniki-matki. Zdecydowanie te pierwsze są mi bliższe i to o nich pisałam z uśmiechem i sentymentem, przenosząc się w czasy rozbitych kolan, wianków we włosach, gry w gumę i kokard na warkoczach.

Najbardziej polubiłam Kajtka, jego babcię, mamę i panią Anielę. A Ty, masz ulubioną postać z tej książki?

Kocham wszystkie postaci! Bo to po trosze moje dzieci:) Każda z postaci jest mi bliska z różnych powodów. Lubię Kajtka, bo to dzięki jego zapiskom poznajemy wszystkich i ich historię, Adasia, bo ma artystyczną duszę, Beti, bo jest wojownicza, Ediego, bo jest wrażliwy, nawet zarozumiałą Ankę za jej zamiłowanie do czytania. Mamę, bo kocha gotować, babcię, bo łamie stereotypy, a tatę hmmm…, jego chyba za tę słodką nieudolność, ale i za troskę o rodzinę. Każda z postaci jest w jakiś sposób, w mniejszej lub większej części, do mnie podobna.

Uwielbiam czytać książki dla dzieci, zawsze tak było, choć nie zawsze łatwo mi było się do tego przyznać. Dzięki Twojej pani Anieli i tym słowom: „Trzeba pielęgnować w sobie dziecko, kochani (…), a książki to jeden z najlepszych i najmilszych sposobów” zrozumiałam, że nie muszę udawać, iż czytam tylko swoim dzieciom baśnie, legendy czy powieści dziecięce. Czytam, bo lubię, miło jest wracać do lat beztroskiego dzieciństwa, nie uważasz? Wtedy wszystko wydawało się możliwe, osiągalne?

Według mnie dzieciństwo to dziedzictwo i pewnego rodzaju posag na całe życie.
Skoro Ty, Aniu, się przyznałaś, to ja nie pozostanę dłużna:) Uwielbiam – i robię to często – powracać do książek dla dzieci. Jestem daleko w tyle z nowościami, bo mój syn dawno z nich wyrósł, ale książeczki z mojego i jego dzieciństwa stoją na półce w jego pokoju i łatwo po nie sięgnąć.
Moje dzieciństwo przypadło na przełom lat 70-tych i 80-tych. Bycie w tym czasie dorosłym z całą pewnością nie było beztroskie, chociażby z tego względu, że wielu rzeczy brakowało, ale na dziecięcej beztrosce i radości w żaden sposób to się nie odbijało. I te dziecięce marzenia! Tak, wszystko wydawało się możliwe i osiągalne. Ja wciąż jestem marzycielką. Oczywiście z pozycji osoby dorosłej wiem, że nie wszystkie marzenia się spełnią, ale staram się przemycać w myślach tę dziecięcą wiarę i chyba trochę naiwność. Wtedy nic, tylko się uśmiechać:)

O czym tak naprawdę jest według Ciebie „Zeszyt z aniołami”? Myślisz, że spodoba się dzieciom?

Zastanawiam się, jak to ująć. Może tak: za każdym razem, gdy opowiadałam synowi, jak się kiedyś żyło, jak wyglądało moje dzieciństwo, jak spędzaliśmy czas, patrzył na mnie z lekkim niedowierzaniem. Bieganie bez celu po lesie, budowanie szałasów, „łowienie” ryb na patyk i pasek od sukienki mamy, czy urządzanie żabich wyścigów – wszystko to wydaje się dziwne i być może nudne! Bo po co to wszystko? W żadnej z tych zabaw nie ma kolejnych level’ów, nie zdobywa się punktów, poza tym, po co tak latać, jak można posiedzieć. Przed komputerem czy przed telewizorem.
„Zeszyt z aniołami” jest o wartościach, które cenię, w których wyrosłam i które powinny być priorytetem dla każdego. Rodzina, przyjaźń, miłość, radość życia. Dlaczego priorytetem? Bo tylko w ten sposób można być tak prawdziwie szczęśliwym!
Bardzo bym chciała, by książka spodobała się dzieciom. Chciałabym, by podczas czytania podniosły głowę i uśmiechnęły się do mamy, by wpadły na pomysł zrobienia komuś miłej niespodzianki, czy pomogły nie proszone o to. By po obiedzie wybiegły na podwórko i spędziły miło czas z przyjaciółmi. Ale to skutek uboczny – przede wszystkim chciałabym, by tak dobrze bawiły się czytając, jak ja pisząc:)

Monika, a anioły? Darzysz je wielką miłością? Często występują jako bohaterowie Twoich prac… i tytuł książki również nawiązuje do tych skrzydlatych istot, wierzysz, że anioły istnieją?

Tak, wierzę. Ale nie w takie anioły widniejące na freskach, czy obrazach. Wierzę w ludzi. Czasem mówi się „jesteś aniołem” i o takie anioły mi chodzi. O dobre dusze, przyjazne, troskliwe, z którymi można porozmawiać, wypłakać się w ramię i cierpieć na ból brzucha ze śmiechu. O takich ludzi, którzy są daleko, milczą długo, żyją własnym życiem, a dobrze wiemy, że wystarczyłoby jedno słowo, a znajdą się tuż obok i będzie tak, jakby nigdy nie wyjeżdżali, nie milczeli i uczestniczyli w naszym życiu każdego dnia.
Początkowo książka nie miała nic wspólnego z anielskością. Właściwie już kończyłam ją pisać, gdy znikąd pojawiła się pani Aniela. Wdarła się i została:) Jej imię mnie zainspirowało i otoczyłam ją aniołami. Tytuł powstał długo po tym, jak postawiłam ostatnią kropkę i był najtrudniejszym etapem pisania książki:)

O czym marzysz?

Marzę o tym, by moment, w którym teraz jestem - moment w życiu – trwał i trwał. By mój syn żył szczęśliwie. Marzę o domku na skraju lasu z dziko wyglądającym ogrodem i bez latających ciem:) I by mieć więcej czasu na pisanie.

Plany na przyszłość? Czy powstanie kontynuacja „Zeszytu z aniołami”, a może pójdziesz w kierunku zupełnie odmiennym i tym razem powstanie książka dla dorosłego czytelnika?

Dwa razy tak:) Piszę ciąg dalszy dziennika Kajtka. „Zeszyt” kończy się wraz z końcem roku,  przed bohaterami wakacje, więc będzie się działo. Jeszcze nie o wszystkich przygodach wiem, ale jestem przekonana, że Kajtek i jego przyjaciele szykują dla mnie nie jedną niespodziankę:)
Powstaje też książka dla dorosłego czytelnika. Jest już w zdecydowanie bardziej zaawansowanym stanie. Piszę obie jednocześnie, w zależności od nastroju, od myśli, która się pojawiła, od notatek zrobionych zaraz po obudzeniu lub czasem w środku nocy, bo potrafią mnie obudzić. Pewnie to nieprofesjonalne, ale jeszcze nie czuję się pisarką, mogę sobie na to pozwolić:)


Dziękuję za rozmowę. Muszę przyznać, że bardzo miło mi się rozmawiało i poczułam prawdziwe ciepło i emocje, słuchając Twoich odpowiedzi. Trzymam kciuki za kolejne Twoje książki i bardzo się cieszę, że miałam zaszczyt przeprowadzić z Tobą wywiad jako pierwsza. Życzę Ci również, by ten moment w Twoim życiu trwał, byś była szczęśliwa, w otoczeniu aniołów.
Konkurs
Mam do rozdania dwa egzemplarze debiutanckiej powieści Moniki Madejek. Konkurs potrwa przez tydzień, do 23 lipca, do godziny 24:00.  Organizowany jest przeze mnie, a nagroda ufundowana jest przez autorkę i Wydawnictwo Zysk i S-ka. Zwycięzca zostanie ogłoszony do trzech dni od zakończenia konkursu, zatem do 26 lipca - moje imieniny. Wystarczy odpowiedzieć na pytanie związane z tym, czy dzieci czytają książki. Nie muszą to być spostrzeżenia dotyczące Waszych własnych dzieci, możecie podzielić się doświadczeniami z  obserwacji dzieci znajomych lub z rodziny. Ciekawi mnie po prostu co myślicie o tym, czy Waszym zdaniem dzieci w ogóle czytają, czy lubią książki? Ta, która jest do wygrania u mnie czyli "Zeszyt z aniołami" to książka, która na pewno spodoba się dzieciom, nawet tym, które literaturę omijają szerokim łukiem. Gwarantuję, że się nie zawiodą. Moja recenzja tej powieści TUTAJ.
A tak wygląda jedna z prac Moniki:
Piękna owieczka, którą postanowiłam zakupić mojej Zuzi na urodziny, trzy latka skończy 16 sierpnia. Tutaj KLIK do bloga pisarki :)
Czekam na Wasze komentarze, pod tym postem, poproszę też o pozostawienie adresu e-mailowego, ponieważ tylko w ten sposób będę mogła skontaktować się ze zwycięzcami konkursu. Można polubić moją stronę na facebooku, jak też dodać mój blog do obserwowanych, nie jest to wymóg, ale będzie mi bardzo miło :) Dziękuję za uwagę i pozdrawiam serdecznie! Trzymam kciuki!




47 komentarzy:

  1. Super wywiad i wyczerpujące odpowiedzi ;) jeśli chodzi o pytanie... Myślę, że to kwestia wychowania i stosunek rodziców do książek. Niestety coraz mniej dzieci czyta :( W mojej rodzinie zauważam niepokojący trend. Młodsza kuzynka - lat 8 nie chce tknąć książek. I chociaż proszę ją za każdym razem. ,,Patrz cudna książeczka. Ja w Twoim wieku tyle czytałam, poczytajmy razem".. Niestety młoda prycha i leci do komputera grać w grę - jakieś ubieranki lalek;] Kiedy już pogra, jęczy, że się nudzi. Próbuję nadal, zachęcam.. No niestety. Starsza - lat 13. Filmy, ciuchy markowe, facebook... W bibliotece była, nawet wypożyczyła 2 książki - ale od początku wakacji nie miała czasu ich tknąć (chociaż ciągle się nudzi) ;] Generalnie mam bardzo dużą rodzinę, mnóstwo maluchów i starszaków. Największe zainteresowanie wykazuje 2latka :D Może ją jakoś wciągnę w ten świat ;) Na koniec dodam, że jestem zszokowana życiem towarzyskim ówczesnej młodzieży. Jestem częstym gościem w bibliotece. Pracuje tam bardzo miła pani bibliotekarka - niestety już znerwicowana. Ja buszuję po regałach, obok głównie studenci lub osoby starsze. Pod ścianą ok.10 komputerów. Wszystkie zajęte przez dzieciaki. Grają w gry, jak widzę - i to raczej krwiste. Przeklinają, wyzywają Panią, nie zważając, że to miejsce publiczne. Telefon - mama jednego z chłopaków. Ucieszona bibliotekarka, przekazuje chłopcu informację, że mama każe mu wychodzić. Młody na to: ,,On ma to gdzieś". I gra dalej. Pani uprzejmie nakłania dziecko do wyjścia - mama na pewno czeka z obiadem!" On- ,,My jemy w barach frytki zawsze". I już widać, że rodzice raczej nie mają czasu dla dzieci.. Kolejny chłopak przy wyjściu rzucił na pożegnanie ,,Do jutra". Zachwycona Pani z radością stwierdziła, że jutro to wolne, bo święto! Na co młodzieniec wpadł w szał, bo gdzie on będzie grać! Smutek.. przerażenie.. Tym bardziej, że takie sytuacje nagminnie powtarzają się w bibliotece, gdzie dzieci teoretycznie powinny zajmować się książkami. Współczuję pracownicy, która jest u kresu sił. I jednak cieszę się, że mama musiała 10 lat temu przejść na rentę, bo psychiczne by chyba nie wytrzymała w takich warunkach.. Kiedy u niej przesiadywałam, czytaliśmy ze znajomymi tony książek przy jednym stoliku - tym bardziej na wakacjach.. Jednak powtórzę, że moim zdaniem mnóstwo zależy od kwestii wychowania. Ja w moich dzieciach od małego będę starać się wdrażać pasję. Ale jak się do niej ustosunkują to hehe zobaczymy ;) Jak zwykle się rozpisałam :D No cóż tymczasem po książkę się zgłaszam ochoczo dla mojej kuzynki kochanej, która ma niedługo urodziny. Skoro mówisz, że może przekonać do czytania, to aż jestem ciekawa. Inaczej sama ją chętnie kupię, aby się przekonać ;) Piękna owieczka, Zuzia na pewno będzie zachwycona!!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo ciekawa wypowiedź, ale niestety bardzo mnie zasmuciłaś... u nas w bibliotece na szczęście nie dochodzi do takich sytuacji, ale faktycznie dzieci nie mają już takiego szacunku do starszych od siebie, jak kiedyś, i ja uważam, że to kwestia wychowania

      Usuń
  2. o masakra, nie widziałam, że ten tekst taki długi wyszedł :D Przepraszam za te wywody ;) a email na wszelki wypadek: alkatraz007@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie przepraszaj, bardzo się cieszę, że wypowiedziałaś się tak obszernie, ja też zawsze dużo mówię :)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy wywiad:)
    Właśnie z Piotrkiem skończyliśmy czytać książkę pani Moniki i bardzo nas cieszy, że jest szansa na kolejne spotkanie z Kajtkiem.

    W konkursie udziału nie biorę, ale zaraz wrzucę u siebie link do tego posta. Można, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że można, Aniu, bardzo Ci za to dziękuję, jak też za miłe słowa, Monika jest ciekawą osobą, to i wywiad ciekawy :)

      Usuń
  4. Bardzo fajny wywiad - naprawę miło się czytało :)

    Jeśli chodzi o pytanie konkursowe: nie wiem, czy dzieci generalnie lubią książki. Wiem, że moje lubią :)

    Starszy (5 lat) lubi, gdy mu się czyta - pewnie częściowo chodzi o samą historię, a częściowo o czas z nami. Sam póki co nie czuje potrzeby czytania, ale chętnie słucha tak bajek, jak i ciekawostek ze świata zwierząt. Ostatnio polubił też audiobooki, co mnie niezmiernie cieszy, bo pamiętam, jak bardzo sama lubiłam słuchać bajek na dobranoc. Piosenkę z legendy o Warsie i Sawie nucę do dziś :)

    Wiem też, że książki regularnie są czytane w przedszkolu u starszego. Widziałam kiedyś taką scenkę i dzieci są autentycznie zasłuchane :)

    Młodszy (3 lata) póki co preferuje ciche zajęcia z książką, najlepiej samodzielne :) Czasem pozwala nam coś przeczytać albo pokazać, ale najchętniej siada sam i z namaszczeniem przegląda książki, strona po stronie. A zatem czytanie nie, ale książki - jak najbardziej :)

    Mam nadzieję, że z czasem moje dzieci odkryją urok samodzielnej lektury. Wszyscy dorośli w domu czytają, więc dobry przykład jest :)

    Pozdrawiam serdecznie i podaję e-mail: vivonka@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak mnie cieszą takie odpowiedzi... przywracają moją wiarę w czytelnika :) wszyscy dorośli - dobry przykład dają w Twoim domu, pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  5. Moim zdaniem dzieci rzadko czytają a to wszytko dlatego, że patrzą na swoich rodziców, którzy w większości przypadków boją się książek jak ognia, dlatego takim maluchom wydaje się, że czytanie nie jest fajne. Taki przypadek zaobserwowałam niestety w mojej rodzinie. Na szczęście nie wszędzie tak jest. Są domostwa, w których wszyscy razem wspólnie zasiadają przed daną książką i spędzają przy niej miłe chwile.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać, że wywiad bardzo rzetelny i ciekawy.
      Pozdrawiam.
      krysia2304@buziaczek.pl

      Usuń
    2. masz rację, Cyrysiu, przykład idzie z góry :(

      Usuń
  6. Wywiad - super :)
    Wydaje mi się, że książki czytają z reguły te dzieci, których rodzice czytają, i umieją im pokazać ten zaczarowany świat stron. Niestety często teraz sie tak zdarza, jak ostatnio u mnie w pracy, ze pani się dopytywała o grubość ksiązek , które chciała wypożyczyć synowi i powaliła mnie takim zdaniem - "bo wie pani, nie chcę w wakacje przeciążać umysłu nastolatka ..." masakra po prostu :(( pozdrawiam pyzikenator@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. faktycznie masakra to dobre słowo :0 najlepiej przeciążać umysł gierkami komputerowymi :(

      Usuń
  7. Mnie się wydaje, że dzieci coraz mniej czytają, chociaż jeżeli będą kierunkować to polubią czytanie. Mogę przytoczyć dwa przypadki z "własnego podwórka".
    Jestem mamą 2,5-letniego smyka, w domu czytamy obydwoje z partnerem, do tego mamy bardzo dobrze zaopatrzoną domową biblioteczkę. Mimo iż Młody nie potrafi się jeszcze do końca skupić na czytanym tekście to stara się słuchać chociaż przez chwilę, ogląda obrazki, także z książkami jest zaprzyjaźniony od bardzo dawna. Małym sukcesem jest to, że zna już niektóre literki i potrafi przeliterować "BAMBI". :) A jego "najulubieńszą" książką jest o dziwo "Blondynka na Tasmanii" - żadna dorosła książka nie jest tak wymęczona jak ta, na szczęście nie podarł jej i nie zniszczył mocno, ale od ciągłego wertowania małymi rączkami jest pognieciona. Pozwalam mu na to akurat z tą książką, bo tak ją sobie upodobał. Mam nadzieję, że jak dorośnie to nie będzie stronił od książek.
    Drugi przypadek jaki miałam okazję zaobserwować to 9letni chrześniak mojego partnera. Jego przygodę z czytaniem można określić jednym słowem: masakra. Staraliśmy się zachęcić go do czytania, kupowałam książeczki o koszmarnym Karolku (tak bardzo podobnym do niego z charakteru ;)) - na próżno. W momencie kiedy przechodził do 2 klasy miał problem z czytaniem, literował wyrazy i nie potrafił przeczytać w miarę dobrze jednej strony. A jak zauważyłam czytanek uczył się na pamięć, po przeczytaniu dwóch zdań mówił je nie zaglądając do książki - w ten sposób chyba zdobywał w miarę pozytywne oceny. Niestety jego rodzice nie należą do czytających, ale to też nie powinno usprawiedliwiać braków w czytaniu.
    Mój partner też pochodzi z rodziny, w której książek się nie czytało, jego siostra nie czyta do tej pory, a on czyta i to dużo. Także nie zawsze wychowanie ma znaczenie.
    Chyba się trochę rozpisałam. ;)
    Pozdrawiam
    Magda (m.tesna@wp.pl)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeżeli chodzi o 2,5 -latka to widzę tu podobieństwo do mojej prawie 3-letniej Zuzi, ale to właśnie dlatego, ze obcuje z książkami od małego moim zdaniem spowoduje to, iż nie będzie bał się książek, tylko uważał za coś zwyczajnego, normalnego :)
      szkoda, że 9-latek ma za przykład rodziców, którzy nie czytają...
      oczywiście, że kiedy człowiek jest dorosły może sam polubić literaturę, ale jeżeli rodzic w dziecku nie zaszczepia miłości do książek, to może zacząć czytać dopiero jako dorosły człowiek, niestety :( ominie go wiele :(

      Usuń
    2. Ale wyobraź sobie, że jak jesteśmy tam na wakacjach i Igor widzi jak z partnerem zaczytujemy się i ciągle jakieś książki leżą na stoliku, to wykazuje chęć, że też by chciał. Niestety za pięć minut jego zapał opada, a do tego dochodzą trudności z czytaniem - może dlatego nie chce za bardzo próbować. Ostatnio widziałam komiksy o Scooby-Doo i zastanawiałam się czy mu nie kupić. Przy okazji rozmowy na skype powiedziałam, że jeżeli chce to mu sprezentuję, ale musi mi obiecać, że faktycznie je przeczyta. Niestety po pierwszym uśmiechu, stwierdził, że czasu nie będzie miał, bo tyle ma gier na komputerze. W związku z tym stwierdziłam, że nie będę stawać na głowie, zwłaszcza że widujemy się bardzo rzadko. Jeżeli kiedyś zechce to wtedy będę go obkupywać książkami, bo teraz i tak z tego nie korzysta. A ja się skupię na moim szkrabie, żeby on czytał jak najwięcej. Teraz jest u niani, a w związku z tym, że pogoda dziś mało spacerowa, to mają w planach wycieczkę do biblioteki, gdzie Młody wybiera sobie książeczki na konto Niani. :)

      Usuń
    3. tak, jeżeli ma trudności z czytaniem, to może być zniechęcony niestety... ech... samo życie :)

      Usuń
  8. Mam 10 letniego urwisa w domu, który jak typowy chłopak uwielbia głownie komputer i piłkę nożną.Moje zabiegi ku czytaniu nie przynosiły efektów.Ot brak chyba mi pedagogicznego talentu.Pewnego dnia mąż mojej przyjaciółki oświadczył że przestał Ją kochać i idzie w siną dal ...
    Była ogromna rozpacz Porzuconej ale też i naszej rodziny- żałobę po tej stracie przechodzimy razem.Były różne etapy od smutku, złości, nienawiści po pogardę.Przy tym wszystkim niestety uczestniczył mój synek, który nie mógł zrozumieć co się tak naprawdę dzieje i skąd aż taka rozpacz, nasz brak przyzwolenia na zamianę starej żony na nową, itp...Przecież wujka kocha ...
    Wtedy w wieczornym łóżku na zadane pytanie zaproponowałam synkowi że coś mu przeczytam.Wzięłam "Małego Księcia" i przeczytałam mu historię o spotkaniu z lisem i o tym ,że się jak kogoś oswoisz to jesteś za to już odpowiedzialny.Długo dyskutowaliśmy po przeczytaniu i o dziwo kolejnego wieczoru synek zapytał czy nie przeczytam mu kolejnej historii z Małego Księcia.I tak wieczór w wieczór z tysiącem pytań po ...

    Myślę że mój mały człowiek odnalazł już swój książkowy świat ...

    pozdrawiam- Maczka
    cool_maczka@poczta.fm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojejku, piękna historia, aż się wzruszyłam... musisz być cudowną mamą:)
      koniecznie po raz setny muszę przeczytać "Małego księcia", mam w domu mocno sfatygowany egzemplarz, a przypomnę go sobie tylko po to, by napisać recenzję :)
      pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. O tak, piękna historia! I nadzwyczaj ciepła:)
      Nie mogłam się nie odezwać, skoro mowa o "Małym księciu":) Mój "Mały książę" ma tyle lat co ja. Gdy Mama mnie urodziła, do szpitala przyszła ją (a właściwie już nas) odwiedzić przyjaciółka o tym samym imieniu i przyniosła książkę w prezencie z najpiękniejszą dedykacją pod słońcem: "Dorosłej i Niedorosłej w Ich wielkiej sprawie życia".
      Najpierw "Mały książę" stał w moim rodzinnym domu, od wielu lat towarzyszy mi na co dzień. Wspomniałam o licznych przeprowadzkach-to od niego zawsze zaczynałam pakowanie kartonów z książkami:)

      Usuń
    3. Twoja jeszcze piękniejsza, koniecznie wykorzystaj ją w powieści :)

      Usuń
    4. Tak uważasz?:) To chyba niezły pomysł:)

      Usuń
    5. nieskromnie napiszę, że znakomity :) czasem i ja miewam przebłyski :)

      Usuń
  9. Bardzo fajny wywiad z bardzo sympatyczną autorką :-) Chętnie przeczytam "Zeszyt z aniołami".Ja także nadal uwielbiam czytać baśnie i książki dla dzieci :-)
    Co do pytania konkursowego, to z własnego doświadczenia powiem: tak, dzieci lubią czytać. Jako dziecko spędzałam bardzo dużo czasu z nosem w książce. Mój kuzyn (obecnie 17-latek) książkami zaczytywał się od najwcześniejszych lat (a zwłaszcza przygodami Mikołajka) i nadal każdą wolną chwilę spędza nad książką. Lata temu, gdy odbywałam praktyki w szkole podstawowej, wspólne czytanie bajek na świetlicy było jednym z ulubionych zajęć moich podopiecznych. A moja córeczka, choć ma dopiero 5 miesięcy, już uwielbia bawić się miękkimi książeczkami. Kiedy obserwuję, jak z wysuniętym zabawnie języczkiem stara się drobnymi raczkami przewracać strony, zawsze się uśmiecham. Lubi słuchać wierszy Tuwima i nie mogę się już doczekać, gdy będziemy czytać sobie razem bajki przed snem. Oboje z mężem jesteśmy molami książkowymi i półki z książkami zapychają każdą wolną przestrzeń w naszym domu. Mam nadzieję, że córka zarazi się tą pasją. Ja w każdym bądź razie z przyjemnością przeczytam z nią raz jeszcze wszystkie moje ukochane książki z dzieciństwa :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się, Monika jest sympatyczna i do tego rewelacyjnie pisze :)
      Pani Ewelino, poproszę jeszcze o adres e-mail, zgodnie z regulaminem konkursu :)
      tak, od maleńkości warto dziecko oswajać z książkami, świetnie się też składa, gdy możemy wraz z dzieckiem przypomnieć sobie ulubione lektury z dzieciństwa, powrócić do tego cudownego, beztroskiego okresu...

      Usuń
    2. Oczywiście, już podaję: ewelinakloda13@gmail.com

      Usuń
  10. Ze smutkiem musze stwierdzic, ze dzieci czytają coraz mniej. Moim skromnym zdaniem, zależy to od tego, czy dziecko widzi w domu czytających rodziców, rodzeństwo. Czy rodzice czytali książki na dobranoc i w ciągu dnia. Jest to niesamowicie istotne, rozwija wyobraźnie dziecka, odciaga uwage od bezmyślnych gier i coraz gorszych programów i bajek dla dzieci. Tak wiele w tych grach, programach, bajkach okrucieństwa.
    Ja na pewno bede czytac dzieciom a czy one tą pasje przejmą ode mnie to sie okaze, ale mam taką nadzieje.
    Dodac tu musze, ze wrecz ozłocic powinnac i mam ochote Warszawskie biblioteki, szybko zakupujace nowosci i majace świetny system internetowy wyporzyczania ksiazek. Takie biblioteki powinny byc w całej Polsce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żabko, jeżeli chcesz wziąć udział, dopisz adres e-mail, proszę :)

      Usuń
  11. Dzien Dobry!
    z prawdziwa przyjemnoscia przeczytalam twoj wywiad! Brawo!
    Jesli chodzi o pytanie konkursowe, to chociaz sugerujesz, ze nie musimy pisac o naszych wlasnych dzieciach, trudno jest obejsc ten temat, gdy sie takowe pociechy posiada. Ale to rzeczy -jestem mama 10-letniej dziewczynki i bardzo sie ciesze, ze moja corka odziedziczyla po mnie milosc do ksiazek. Ksiazki czytamy codziennie i w roznych miejscach - na spacerach, w domu i w ogrodzie, w lozku i w kuchni. Czesto slysze od roznych mam, ze teraz to dzieci juz nie czytaja, bo wola komputer i TV. Ja jednak mysle, ze jesli dziecko widzi swojego rodzica pochlonietego lektura, to go to intryguje, zaciekawia i samo dziecko nabiera ochoty na "odkrywanie nowych swiatow" na stronach roznych ksiazek. Od wczesnego dziecinstwa moje corki naszymi ulubionymi wycieczkami sa wizyty w ksiegarniach, gdzie zawsze pozwalalam latorosli na wybranie sobie czegos, co jej samej sie podoba. Ksiazki dla dzieci sa w Poslce pieknie wydawane i to tez jest wazne. Bardzo zacheca i rodzicow i dzieci do zakupu i zapoznania sie z opowiescia.
    Nie odrywam tu Ameryki twierdzac, ze dzieci lubia nasladowac doroslych, wiec jesli widza, ze rodzice czytaja, same tez maja ochote na te przygode.
    Pozdrawiam serdecznie
    Wyspa
    e-mail: poplawska.callet@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. napisałam, że niekoniecznie musimy mówić o własnych pociechach, bo nie wszyscy są rodzicami, a nie chcę odbierać im szansy udziału w konkursie z tego powodu :)
      bardzo ciekawa wypowiedź, dziękuję :)

      Usuń
  12. To ja na podstawie dzieci własnych i dzieci bliskich znajomych stwierdzam, że dzieci czytają :) a właściwie czytają, jeśli IM czytano, gdy były małe. Sama mam 6-latkę i 3,5 latka i nie ma dnia bez książeczek. Do zasypiania obowiązkowo - każde wybiera coś, co chce, i czytamy po kolei. W dzień też często pojawia się opcja: Mamo, nudzi mi się - To przynieś coś, poczytamy. I na moich kolanach ląduje stosik :). Na szczęście "Przynieś coś, poczytamy" jest lekarstwem także na "Mamo, mogę pograć na komputerze?" albo na "Mamo, mogę obejrzeć bajkę?". Fajnie, gdy książki mają obrazki, ale nie jest to konieczne - ostatnio czytaliśmy stare wydanie Kubusia Puchatka (w genialnym przekładzie Ireny Tuwim), a są tam obrazki pojedyncze, czarnobiałe. Najważniejsza jest treść, która potrafi zainteresować, wciągnąć. Pakując się na wakacje, dzieci zabierają książeczki, czytamy po drodze i w sumie wszędzie, gdzie czeka nas dłuższe czekanie (ostatnio do szpitala pojechały z nami 2 tomy przygód Martynki i były przeczytane ze 3 razy, bo nudno było przez te 2 dni). Moje maluchy zapałały też miłością do biblioteki pobliskiej (Ile tu książek! Mogę wziąć tą?) i teraz co jakiś czas chodzimy po nowe książeczki (Młodszy zapałał miłością do Tupcia Chrupcia, a Starsza z uporem maniaka męczy Martynki :) ). Myślę, że tu działa przede wszystkim mechanizm poświęcania dzieciom czasu, zainteresowania. Gdy to dostaną, zaczną doceniać książki, a gdy je docenią, to potem same chętnie po nie sięgną, widząc w nich sposób na spędzanie wolnego czasu, rozrywkę i generalnie na życie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak zwykle zapomniałam o adresie: monika.olasek@gmail.com

      Usuń
    2. najważniejsze, że adres się jednak pojawił :0

      Usuń
  13. Dzień dobry wszystkim.
    Moim zdaniem dzieci czytają książki i lubią to robić.Do mojego domu akurat często przychodzi dużo dzieci z rodziny i od sąsiadów w różnym wieku,chociaż ja sama nie mam jeszcze własnych.Moją ulubienicą jest 5-letnia Ania,córka mojej znajomej.Gdy tylko do mnie przychodzi prosi o swoją ulubioną książkę a jest wierną fanką "Kubusia Puchatka".Gdy bierze ją do ręki widać w jej oczach radość i zaczyna ją sama niezdarnie czytać albo siada przy mojej babci i prosi ją o czytanie.Babcia jest starszą osobą ale też zawsze czyta jakąś książkę religijną bo takie uwielbia czytać.Chętnie czyta Ani ale chętnie i mi czytała jak byłam małą dziewczynką.Pamiętam nasze cowieczorne czytanie tej samej bajki.Też byłam wierną fanką jednej książki.W naszym życiu książki powinny odgrywać ważną rolę i powinniśmy wprowadzać je w życie jak najwcześniej dla naszych pociech a nie mądrzy rodzice kupują małym dzieciom komputery i podłączają internet a później nie interesują się tym co one tam robią.
    martazaluska87@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za wzięcie udziału i komentarz, decyzja, kto wygra będzie na pewno trudna...

      Usuń
  14. Mam dwóch synów, ja czytam dużo, starszy czyta, młodszy nie. Myślę, że to nie jest takie proste - skoro ja czytam książki i czytałam dzieciom to i one będą, to nie do końca tak działa. Starszemu czytałam, było wieczorne czytanie przed snem, było w ciągu dnia, słuchał chętnie, lubił książki. Młodszy niespecjalnie - kiedy był mały wytrzymywał tylko chwilę i szedł do swoich spraw, wieczorem niby słuchał tego co czytałam, ale specjalnie zainteresowany nie był. Kiedy poszedł do szkoły okazało się, że ma dysleksję - wszelakie dys.... jakie są tylko możliwe, nie lubił się uczyć, czytanie lektur było prawdziwą drogą przez mękę. Zresztą, pomijając jego problemy, to lektury raczej dzieciaki do czytania zniechęcają niż zachęcają, może pora byłaby zmienić listę lektur? Jest kilka książek które młodszy przeczytał z własnej woli, min. Harry Potter - pierwsze tomy czytałam ja, potem trochę ja, trochę on, dalsze czytał już sam, chociaż trochę czasu mu to zajmowało. Jednak zdecydowanym faworytem jest komputer - może gdyby nie było takiej alternatywy czytałby więcej, z nudów?
    Obserwuję też dzieciaki kuzynki, młodsze od moich, tam dziewczynka czyta mnóstwo, na wakacje zabiera walizkę książek, a chłopiec - niewiele, chociaż dyslektykiem nie jest. Wydaje mi się, że zdecydowanie więcej czytają dziewczynki, potem kobiety, mniej jest czytających panów.
    Jeśli chodzi o książkę pani Moniki, to jeżeli jest napisana podobnie jak blog - który przeczytałam w całości (ach te problemy z dyslektycznym dzieckiem - jakbym o swoim życiu czytała) to bardzo chciałabym ją przeczytać, bo autorka pisze naprawdę świetnie!
    dorotazam@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mogę zapewnić, że książka jest rewelacyjna, naprawdę :)

      Usuń
  15. Ciekawi mnie po prostu co myślicie o tym, czy Waszym zdaniem dzieci w ogóle czytają, czy lubią książki?
    Asymanko...
    Tak sobie myślę,że było,jest i będzie tak,że dzieciaki,lubią i czytają książki.Jak pamiętam od dzieciństwa uwielbiałam książki i czytałam dużo.Ale pamiętam też,że niektórzy moi rówieśnicy nie przejawiali takich chęci.Na pewno nastała teraz era komputerów i pewnie coraz mniej czytających.Ale miłość do książek,jest niezależna od wszystkiego. Dlatego myślę,że ZAWSZE BĘDĄ dzieci,które kochają i będą kochały przygody, które odnajdą na stronach książek.Myślę,że czytanie książek nigdy nie zaginie.Na pewno ważne jest, aby rodzice czytali swoim skarbom od początku,aby budowali w ten sposób więzi i ze sobą i z książkami.Bo to bardzo piękne chwile.I uczą i zachęcają dzieciaczki,na poznawanie i rozwijanie wyobraźni.Gdybym miała podsumować.Napisałabym,że jeśli zakochamy się w książce, to ta miłość pozostanie do końca życia.Tak,dzieci lubią świat, jaki oferują książki.
    Pozdrawiam Ewa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poproszę o adres e-mail, co do wypowiedzi, zgadzam się z nią w stu procentach:) pozdrawiam :)

      Usuń
    2. mój e-mail:
      ewa_mackowiak@autograf.pl
      Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
    3. dziękuję za uzupełnienie :)

      Usuń
  16. Czym skorupka za młodu nasiąknie...
    Z rodzinnego domu wynosimy wiele wzorców i to od nas zależy, co przekażemy własnym dzieciom. To nie takie proste, że miłość do książek dziedziczy się w genach, nie zawsze potomkowie moli książkowych takimi molami się stają, ale samo tworzenie możliwości, czytelniczej atmosfery - moim zdaniem wiele daje. Łatwiej zachęcić dziecko do czytania, gdy od małego ma szanse obcować z literaturą, przebywa wśród tomów domowej biblioteczki, obserwuje czytających członków rodziny, bierze udział we wspólnym czytaniu i organizuje mu się zabawy o tematyce książkowej.
    To od dorosłych zależy, czy stworzą dziecku alternatywę wobec komputera, telewizji, konsoli z grami i innych wynalazków, czy zaproponują odpowiednie do wieku i zainteresowań pozycje książkowe.
    Niestety, wielu rodziców nie znajduje czasu na wspólne spędzaniu czasu z dzieckiem, o czytaniu nawet nie mówiąc. Bardzo chciałabym wierzyć, że wśród najmłodszych czytających "ewenementów" jest jednak cała masa, że akcje typu "Cała Polska czyta dzieciom", działania bibliotek i szkół przyniosą owoce w postaci pokoleń, dla których czytanie będzie normalną formą spędzania wolnego czasu i popularną rozrywką.
    Obserwując ofertę rynku wydawniczego dla młodego czytelnika - jest w czym wybierać, nie tylko klasyka, ale i literatura współczesna ma wiele atrakcyjnych publikacji. Nie tylko się zaczytać!
    Trudno mi nie odnieść się do przykładu z "własnego podwórka". Ja pochodzę z domu, gdzie królowało radio i książki (mniej lub bardziej intensywnie czytane), mąż - spod znaku telewizora i komputera, u niego kobiety w rodzinie po książki sięgają, mężczyźni raczej prasa oraz tv. Elwirka od małego ma styczność z książkami. Jak była maleńka, to sporo czytałam sobie podczas karmienia piersią, gdy spała przy mnie... Także na głos. Potem był etap, ze wolała oglądać, nazywać obrazki niż słuchać. Bawiła się książkami, układała stosiki ;-) Następnie przeszliśmy do czytania na głos ( tata też czyta) i coraz więcej koncentracji już u niej jest.
    Elwirka na książki mówi 'czyta-czyta'. Rozpoznaje, które są mamy (oczywiście może je oglądać, bardzo jej się podobała np. 'Ballada o ciotce Matyldzie")
    Niedawno zaś była u nas taka scenka:
    Mąż wziął "Chorego kotka" i czytał głośno, a Elwi trzymała wtedy "Okulary".
    Potem chciał się zamienić, by przeczytać jej drugą książeczkę.
    - Ja Ci dam "pana kotka" a ty mi daj "pana Hilarego", zamienimy się, poczytam ci... - prosił.
    Na co Elwirka:
    - Zostaw, ty masz swoje! ;-)

    agn.grabowska@autograf.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. ...dzieło kupił przyjaciel taty, nie miało dla mnie wtedy znaczenia. To był moment, kiedy poczułam się artystką:)...
    No i mnie to rozłożyło hihihi rewelacja :D
    Pozdrowienia dla Pani Moniki:)
    I dla Ciebie Asymako.

    OdpowiedzUsuń