wtorek, 10 stycznia 2017

Fragment powieści

Jak tylko znajdę czas, wracam do pisania. Pisania powieści. Wczoraj FB przypomniał mi jej fragment... 



Gabrysia, podobnie jak jej przyjaciółka, skończyła trzydzieści dwa lata. Była drobną brunetką w okularach z czerwonymi oprawkami. Miała małą, delikatną twarz, w której wyraźnie odznaczały się ogromne, brązowe oczy. Grzywka, której nie chciała się pozbyć za nic w świecie, twierdząc, że ma zbyt wysokie czoło, optycznie jeszcze bardziej zmniejszała jej buzię. Zresztą, czego by Gabi nie zrobiła i tak wyglądała pięknie. Mężczyźni nieustannie się za nią oglądali, co wzbudzało w Weronice ogromną zazdrość. W pewnym momencie stało się to motywacją do zmian. Werka postanowiła, że zacznie biegać. Namówiła też do tego Miśka, Adam kupił im stroje sportowe i markowe, specjalistyczne obuwie. 






Szkoda, że zapał ostygł równie szybko, jak się pojawił. Weronika tylko dwa razy odziana w dres wyszła z domu, włosy związując w wysoką kitkę. Na temat biegania przeczytała kilka artykułów, przepytała znajomą, która biegała w maratonach, od czego zacząć. Można powiedzieć, że przygotowała się perfekcyjnie. Przynajmniej jeżeli chodzi o teorię. Z praktyką było nieco gorzej. Miśka jednak nie udało się namówić, choć początkowo deklarował chęć wspólnego biegania, teraz wolał spędzić czas przed telewizorem, ostatecznie wyszła z domu sama. Znajoma doradziła jej, że na początku powinna nie biegać, a spacerować. Szybkim marszem przeszła na drugą stronę ulicy, energicznie pokonując zakręt, wkrótce kolejny, by wreszcie podążyć polną ścieżką w kierunku lasu. Nagle z oddali wyłoniła się czworonożna bestia. Bestia bez właściciela. Bez kagańca i bez obroży. Przerażona kobieta stanęła osłupiała, po czym ruszyła z prędkością światła w drogę powrotną. Zasapana przekroczyła próg mieszkania, a na zdziwione pytanie męża, dlaczego tak szybko wróciła, odpowiedziała mu groźnym spojrzeniem, które mówiło, żeby tym razem lepiej z nią nie zadzierał. Adam jak nigdy odpuścił, pierwszy raz w życiu widząc u niej taką determinację, ale w późniejszym czasie nie zapomniał podzielić się ze swoimi i Weroniki rodzicami refleksją na temat bezsensownie wydanych pieniędzy na gadżety niedoszłej sprinterki. Drugi raz w stroju sportowym pokazała się nieco później. Postanowiła pobiec w biegu charytatywnym organizowanym w miasteczku, w którym mieszkała, ale i tym razem nie wypadło to najlepiej. Wystartowała niczym Irena Szewińska w najlepszym momencie kariery, zapomniała jednak, że nie przygotowała się do biegu i nie rozgrzała. Szybko złapała ją kolka, a już za pierwszym zakrętem tak niefortunnie postawiła prawą stopę na brukowanej nawierzchni, że nie obeszło się bez pomocy ratownika medycznego. Pluła sobie w brodę organizatorka biegu, która twierdziła z uporem maniaka, że trasa jest tak krótka i na tyle bezpieczna, że opieka medyczna nie będzie potrzebna. Stanowisko z pomocą doraźną pojawiło się tylko w kulminacyjnym miejscu, a mianowicie tuż przed metą. Zanim ktokolwiek powiadomił ratownika, Weronika dosyć długo siedziała na bruku i zwijała się z bólu, obserwując z rosnącym niepokojem coraz bardziej spuchniętą kostkę.
Kiedy odwieziono ją do domu, Adam wstał z fotela i zapowiedział jeszcze w progu, że kariera sportowa nie jest jej pisana, po czym pomógł jej usiąść na łóżku. W obliczu zaistniałej sytuacji zrobił jej nawet herbatę, ale na więcej zdobyć się nie potrafił. Limit dobroci dla żony uważał za wyczerpany. W końcu to był jej pomysł, nie jego. To, jak wyglądała, obchodziło go w stopniu minimalnym, wszak nie pokazywał się z nią w miejscach publicznych zbyt często. Mogła mieć te kilka kilogramów nadwagi, nie robiło mu to żadnej różnicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz