wtorek, 3 stycznia 2017

Zanim się pojawiłeś Jojo Moyes




Czasami bywa tak, że zbytnia reklama przynosi odwrotny skutek do zamierzonego. Czytelnik spodziewa się, że książka będzie naprawdę wyjątkowa, a ona okazuje się po prostu dobrą lekturą, o której przestajemy myśleć zaraz po zakończeniu czytania. Obawiałam się tej powieści. Tak wiele osób wypowiadało się pochlebnie na jej temat, w samych superlatywach... Od razu zaczęłam się buntować. Nienawidzę takich sytuacji. Nie znoszę czytać czegoś, co znają już wszyscy. Co wszyscy jednakowo uważają za najlepszą książkę. Właśnie z tego powodu długo zwlekałam z sięgnięciem po "Zanim się pojawiłeś". Właściwie nie zamierzałam jej czytać. Dopiero inna publikacja autorki stała się powodem, dla którego zaczęłam rozglądać się za tą powieścią. Tamta urzekła mnie i oczarowała."Razem będzie lepiej" spodobała mi się tak bardzo, że postanowiłam poznać twórczość nieznanej mi wcześniej pisarki.

"Zanim się pojawiłeś" to powieść, która zafascynowała mnie już na samym początku. Doskonale rozumiałam trudne położenie głównej bohaterki. Ten fragment zwrócił moją uwagę:

"Nigdy nie sądziłam, że gdy ktoś traci pracę, może się czuć, jakby obcięli mu nogę - jakby stracił coś stałego, coś, nad czym się nie zastanawiał. Nie sądziłam, że oprócz oczywistych obaw o pieniądze i przyszłość utrata pracy powoduje, że człowiek zaczyna się czuć nie na miejscu, trochę bezużyteczny. Że trudniej mu wstać rano teraz niż wtedy, gdy budzik brutalnie wyrywał go ze snu. Że można tęsknić za ludźmi, z którymi się pracowało, niezależnie od tego, jak mało się miało z nimi wspólnego." 


Jest taki prawdziwy. 

Wielokrotnie nie zgadzałam się z tym, co znalazłam na kartach tej powieści. Nie mogłam pokonać uczucia rozżalenia i rozgoryczenia. Nie jest to jednak historia bajkowa, cukierkowa i czytelnik musi się z tym pogodzić, choćby nie wiem jak bardzo pragnął innego finału. 

Całość oczywiście polecam. 


1 komentarz: