„Bez prób,
popełniania błędów, wyciągania wniosków – nie osiągnęłabym nic. Dlatego piszę,
poprawiam, wydaję, słucham recenzji, wyciągam wnioski.”
Patrycja Żurek wywiad
Patrycja Żurek jest
młodą mamą, dziennikarką i początkującą pisarką. Napisała już dwie powieści,
pierwszą, w zeszłym roku, zatytułowaną „Kobietki”, o czterech kobietach, o
różnych charakterach, odmiennych poglądach i całkowicie odmiennym sposobie
myślenia, każda ma inne priorytety, co innego uważa za istotne, ale łączy je
przyjaźń. Druga, najnowsza książka to „Z poczwarek w motyle”, opowiada z kolei losy dwóch
przyjaciółek, które pomimo dzielącej je odległości nie oddaliły się od siebie i
nadal ufają sobie, potrzebują się i mogą na sobie polegać.
Zawsze o to pytam, dlatego tym razem również zadam to
pytanie: Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem? Poczułaś wewnętrzny impuls,
a może ktoś Cię namówił, przekonał do tego, że Twoje historie powinni poznać i
inni?
Mając osiem lat
dostałam książkę „Ania z Zielonego Wzgórza”, przeczytałam ją jednym tchem i to
była moja pierwsza styczność z książkami. W dzieciństwie babcia czytała mi
„Baśnie” Andersena, ale przeczytać coś samemu – to zupełnie inna sprawa. Ania
zaczarowała mnie, zainspirowała. Od tamtej pory miałam ochotę stworzyć coś
równie pięknego, zaczarowanego. Zaczęłam pisać i piszę od tamtej pory. Czekałam
długo z wydaniem czegokolwiek, ponieważ nigdy nie miałam wsparcia, słyszałam,
że moje pisanie jest marne, więc robiłam to dla siebie. Nikt mnie nie namawiał,
ono samo we mnie wyrosło, a z czasem stało się coraz lepsze.
„Kobietki” to Twój debiut literacki. Czy obawiałaś się, jak
zastanie odebrana ta książka?
Nie. „Kobietki”
miały być książką, która zostanie wysłana na konkurs, ale przyznam, że było mi
żal tego tekstu. Gdybym wygrała ten konkurs, straciłabym prawa do tej książki.
Dlatego postanowiłam ją wydać. To była tak spontaniczna decyzja, że nie
myślałam o tym, jak zostanie ona odebrana przez Czytelników.
Którą z bohaterek polubiłaś najbardziej, a którą najmniej?
Czy mają w sobie cechy znanych Ci osób, a może od początku do końca polegałaś
tylko i wyłącznie na swojej wyobraźni?
Najbardziej lubię
Dagmarę, bo to silna, pewna siebie kobieta, która wie, czego chce. Jej życie
jest poukładane i chociaż ma pewne problemy z relacjami damsko – męskimi, to są
to problemy wynikające z tego, że nie poddaje się mężczyźnie. Najmniej lubię
chyba Martę, ale ciężko tu powiedzieć o całkowitym braku sympatii. Po prostu to
nie jest mój typ człowieka. Jest mi daleka pod względem swoich przekonań, postępowania
i myślenia.
Żadna z moich
bohaterek nie jest wzorowana na kimkolwiek z rzeczywistości. Nigdy nie opisuję
osób, które znam i zdarzeń, które miały miejsce. Polegałam całkowicie na swojej
wyobraźni.
„Z poczwarek w motyle” opowiada o losach Zuzanny i Sylwii.
Każda z nich ma problemy, ale jedna potrafi poradzić sobie z nimi lepiej, a
druga gorzej. Czy to wynika z tego, że mają różne charaktery, wychowały się w
innych rodzinach? Czy tak wiele zależy od naszych rodziców? Jakimi staniemy się
ludźmi, jakie relacje będziemy tworzyć z kimś bliskim, jak myślisz?
Rodzina, moim
zdaniem, ma ogromny wpływ na to, jakimi ludźmi jesteśmy. Rodzice kształtują
swoje dzieci od początku, nadając ich charakterom jakiś tor. Zuzanna miała
ciężkie dzieciństwo, Sylwia wręcz przeciwnie. Zuza musiała radzić sobie sama,
Sylwia zawsze miała wsparcie i mogła liczyć na rozmowy i porady. To dla młodego
człowieka jest bardzo ważne. Dlatego Sylwia radzi sobie o wiele lepiej, a Zuza
się poddaje. Jednakże zauważyć należy, że Zuza wcale nie jest taka bezbronna,
jej postawa wynika z nagromadzenia problemów, a także bólu migrenowego, który
nie daje jej żyć.
Powracając do
pytania, uważam, że wszystko co tworzymy w życiu dorosłym, jest efektem tego,
jak zostaliśmy wychowani, jakie wzorce obserwowaliśmy, jak bardzo mogliśmy
liczyć na rodziców. Ale też wiele zależy od naszego podejścia. Możemy chcieć,
by wyglądało to, jak u nas w domu rodzinnym, albo wręcz przeciwnie. Wszystko
zależy od tego, czego oczekujemy od życia.
Patrycja, nie ukrywam, że książka ta nie przypadła mi
zbytnio do gustu, ale bardzo podoba mi się to, iż masz w sobie tak wiele
dystansu, że chcesz pisać lepiej, że słuchasz rad innych. Skąd w Tobie tyle
pokory, zawsze taka byłaś?
Wydaje mi się, że
to naturalne. Jeśli nie posiadam wykształcenia, które zapewniałoby mi pewność,
że umiem pisać i wszystko robię sama, to ta pokora jest niezbędna. Oczywiście
chciałabym, by wszystko było idealne. Widzę w tym dużo wad, ponieważ te wady
faktycznie tam są. Ale bez prób, popełniania błędów, wyciągania wniosków – nie
osiągnęłabym nic, prawda? Dlatego piszę, poprawiam, wydaję, słucham recenzji,
wyciągam wnioski i piszę nowe rzeczy – jeszcze lepsze. Myślę, że takim sposobem
kiedyś dojdę do perfekcji.
Brawo!
Czy jeździsz na spotkania autorskie, starasz się o dobry
kontakt z czytelnikiem? Zależy Ci na jego opinii?
Oczywiście.
Organizuję spotkania, aktywnie uczestniczę w eventach, na które jestem zaproszona.
Z przyjemnością odpowiadam na pytania, podpisuję książki, czytam fragmenty,
dyskutuję. Autor bez Czytelnika jest nikim. Ważne jest, by szanować siebie
nawzajem i słuchać. Ich opinia sprawia, że ja staję się lepszym Autorem i
lepszym człowiekiem.
Czy są tematy, których nie poruszyłabyś w książce?
Nie. Nie ma dla
mnie tematów tabu. Jeśli poczuję potrzebę napisać o czymś, to to zrobię. Wydaje
mi się, że wszystko jest ludzkie, dlatego nie ma się czego bać – nawet w
trudnych tematach.
Opowiedz nam, jakie są Twoje plany, czy tworzysz kolejną
powieść, o czym ona będzie? A może masz już coś gotowego, całkiem odmiennego,
czym nas zaskoczysz?
Od roku mam gotowe
Księżycowe Cienie, które dopieszczam i ciągle poprawiam. Jest to swego rodzaju
wariacja erotyczna o wampirach, a więc temat całkiem odmienny od poruszanych w
Kobietkach i Poczwarkach. Dodatkowo mam kilka zaczętych powieści – piszę je
ciągle, w zależności od tego, na który temat mam ochotę.
Wiem, że pasjonujesz się literaturą, że sama dużo czytasz, jaka
książka jest dla Ciebie ważna, który bohater bliski?
Na pewno
wspomniana wcześniej Ania z Zielonego Wzgórza, do której powracam co jakiś
czas. Jest jak dobra przyjaciółka. Bardzo silny wpływ na moje życie miał „Atlas
Zbuntowany” Ayn Rand. Czytałam ją dwa razy i za każdym razem odkryłam coś
nowego, ważnego dla siebie. To piękna książka. Ogromny wpływ ma na mnie proza
Stephena Kinga, szczególnie „Ręka Mistrza” i „Bastion”. Jego „Bogeyman”
przeraził mnie jak nigdy nic innego. Bardzo podobały mi się „Łaskawe” Jonathana
Littell'a oraz „B Kompleks” Wiesława Lewoca.
Jaka jesteś prywatnie, jako mama?
Bycie mamą to
niesamowita rola. Synek nauczył mnie cierpliwości. Uwielbiam obserwować jego
codzienne zmagania z rzeczywistością, jego nowe umiejętności. Nigdy nie
sądziłam, że posiadanie dzieci to tak ogromne szczęście. Mogę uczyć go, czytać
mu do snu, dbać, gdy jest chory i po prostu kochać – za nic.
O czym marzysz?
Mam bardzo wiele
marzeń. Chciałabym, by mój syn był szczęśliwy. Chciałabym, żeby na świecie
panował pokój. Czasami patrząc w niebo i widząc lecący samolot myślę o
miejscach, które chciałabym zwiedzić: Norwegii, Chinach, Rumunii. No i
chciałabym kiedyś móc nazwać siebie pisarką.
Tego Ci życzę z całego serca.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję bardzo
serdecznie!
Konkurs
Zaczynamy zabawę dzisiaj, 2 grudnia, potrwa do 9 grudnia, do godziny 24:00. Do wygrania mamy papierową wersję "Z poczwarek w motyle", której fundatorem jest Patrycja Żurek. Książka będzie z autografem! Tutaj moja recenzja tej powieści: http://asymaka.blogspot.com/2013/11/z-poczwarek-w-motyle-patrycja-zurek.html Wygrana wygląda tak:
Najwyższy wpływ na moje życie miało skończenie studiów (licencjat) i pójście do pracy. Wiem, niby zwyczajne wydarzenie, ale dla mnie bardzo ważne. Dzięki temu wydarzeniu, moje życie zmieniło się o 180 stopni. Zmieniło się moje nastawienie do życia i rzeczywistości. W głowie miałam pstro i byle co, ale kiedy dostałam pierwszą wypłatę i z niej musiałam spłacić bieżące rachunki, z moich oczu spadły różowe okulary, przez które spoglądałam tyle lat. Teraz pracuję i jestem już na ostatnim roku studiów zaocznych. Cieszę się, że szybko mogłam zaznać prawdziwego i niestety też gorzkiego smaku życia. Czasem zastanawiam się nad moimi koleżankami, które do tej pory studiują dziennie i są na utrzymaniu rodziców, a kiedy przyjdzie im obronić dyplom i pójść w świat... Ech.. Nie wiem co z nimi będzie, ale oby życie nie musiało nikogo drastycznie doświadczać.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam,
elementarz90@gmail.com
Kiedyś byłam strasznie rozrywkową i niepatrzącą na nic i na nikogo osobą. Byłam bezwzględna, nie uznawałam kompromisów, nie liczyłam się z czyimś zdaniem, a jeśli tak się już stało to musiało nieść za sobą jakąś korzyść. Około 9 lat temu zrozumiałam, że nie można tak żyć. Cała filozofia polegała na tym by żyć dla ludzi, być ich przyjacielem, nie wrogiem. Poznałam wtedy cudownego mężczyznę. Zupełne przeciwieństwo. Spokojny, opanowany, wręcz idealny. Tak na prawdę nie należało mi się to od życia, a dostałam tak wiele., W zasadzie dostałam wszystko. Zmieniłam się w osobę, która czuje to, co czują inni. Staram się być dla wszystkich miła i uczynna. Wiele się w moim życiu zmieniło...kto wie, jakby ono wyglądało teraz, gdybym nie zrozumiała i nie zmieniła się w tę osobę, którą jestem teraz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-))
kawtan@tlen.pl
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNajwiększą zmianę w moim życiu spowodowała śmierć dziadka. Pomimo iż miał niecałe 94 lata, był w pełni władz fizycznych i umysłowych - do samego końca palił w piecu, chodził na zakupy, do kościoła aby poczytać klepsydry, kto umarł, po czym dzwonił i informował (jeśli ktoś bliski). Z dziadkiem byłam bardzo związana. Spędził on pół życia w Niemczech (w tym na robotach), ale poznał tam swoich najlepszych przyjaciół i zawsze wspominał te czasy najmilej. W tamtym roku, kilka miesięcy przed jego śmiercią zdołałam odszukać jego gospodarzy (to było jego ostatnim życzeniem). Do tej pory mam kontakt listowny z nimi, przez facebooka z ich dziećmi. Dziadek umarł nagle. Babcia została sama - 89 letnia staruszka, którą dziadek się opiekował. Od tej pory wszystko się zmieniło. Tato musiał się do niej przeprowadzić, mama została sama. Jestem jedynaczką, więc musiałam porzucić wszystkie plany i marzenia i być z mamą, która tez jest chora. Wiem, że moim obowiązkiem jest pomagać, najważniejsze jest zaakceptowanie sytuacji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
alkatraz007@o2.pl
Największy wpływ na moje życie miała... nauka czytania. To jak uzależnienie. Poznanie literek to był "pierwszy raz". Od tego się wszystko zaczęło. Początkowo mój organizm jeszcze się bronił, wszak czytałam nieskładnie, dukałam. Później, gdy aplikowałam swojemu umysłowi coraz większe dawki literatury wszelakiej, musiałam postarać się o dilera. I najlepsze jest to, że znalazłam go w szkolnej bibliotece! Jednak to mi nie wystarczało, zaczęłam gromadzić książki i "narkotyzować" się nimi w domu. Zostało mi to do dziś...
OdpowiedzUsuńTa specyficzna miłość do literatury uwarunkowała moje plany na przyszłość, sprawiła, że czuję się humanistką z powołania, nadała życiu sens, stworzyła marzenia, które wciąż realizuję.
Pozdrawiam
nieidentyczna
zuniek@onet.pl
Żyłam sobie, spełniałam się zawodowo, oddawałam się pasjom - i pewnego dnia poczułam, że pragnę zostać mamą. Ta decyzja odmieniła moje życie, można powiedzieć że przewróciła je do góry nogami. Pojawiła się Mila, wszystko stało się inne, inne obowiązki, inna miłość, inne małżeństwo, inny rozkład dnia - ta jedna mała krzycząca istota odmieniła całe życie :)
OdpowiedzUsuńasia.szaranska@gmail.com
UsuńKlika zdarzeń wpłynęło w różny sposób na moje życie, ale narodziny córki to wydarzenie priorytetowe. Ciąża okazała się miłym zaskoczeniem, byłam pewna, że to potrwa rok, czy dwa, bo lekarze dali mi 30% szans na zajście w ciążę. Trochę więcej niż ćwierć szansy, zawsze coś, ale za mało. Bałam się, że nigdy nie będę mamą, a tutaj niespodzianka, są dwie magiczne kreski. Teraz po prawie pięciu latach, wiem, że nigdy nic już nie będzie takie samo. Odkąd mam córkę inaczej śpię, inaczej myślę, inaczej żyję. Rodzicielstwo to nie tylko euforia, całuski i kolorowe rysunki. To nieprzespane noce, kupki, gorączka, krzyki, nerwy. Czasem rozczarowanie, nie dzieckiem, sobą. Wiem, że istnieją osoby, które nie chcą mieć dzieci, szanuję ich sposób życia, ale nie pojmuję. Rola matki jest dla mnie najważniejsza, chociaż nie radzę sobie z nią tak jak trzeba...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i powodzenia.
aleksseb@gmail.com
Myślę, że w życiu każdej kobiety największą i najważniejszą zmianą są narodziny dziecka. Mnie niestety to jeszcze nie spotkało. Choć można powiedzieć, że zostałam matką, bo... nagle zamieszkała z nami córka męża. Bez zapowiedzi, bez jakichkolwiek ustaleń. Nic po prostu przyjechała na weekend 10 grudnia 2011 roku i została do teraz. Zmiana życia była ogromna, ale tak naprawdę wydaje mi się, że jest ona dopełnieniem mojego życia. Tak jakby zakleiła jakąś pustkę i sprawiła, że życie stało się kompletne.
OdpowiedzUsuńO dziwo jednak nie to zdarzenie zmieniło moje życie najbardziej. Większe zmiany wprowadził pierwszy rok mojej zawodowej pracy (w szkole). W tym czasie stałam się pewna siebie, śmiała, odważna. Wreszcie poczułam swoją wartość i zaczęłam walczyć o siebie. Nowych pracowników, zwłaszcza takich, którzy są zaledwie wychowawcami świetlicy, a nie "przedmiotowcami" traktuje się inaczej. Ciężką pracą i wytrwałością musiałam udowadniać koleżankom, ile jestem warta i, że jestem tak samo ważne. Nie było to łatwe i nie raz miałam ochotę się poddać - siąść i płakać, ale tego nie zrobiłam. Jestem z siebie dumna! Tamtego czasu wcale nie wspominam z żalem. To jedna z lepszych rzeczy jaka mnie spotkała. Pomogło mi to uwierzyć w własne możliwości i stać się lepszym człowiekiem. Teraz po 9 latach koleżanki mnie szanują i traktują jak równą sobie. Ale wtedy...
To był dla mnie bardzo ważny czas. Największy przełom w życiu.
Pozdrawiam,
Magda
magdalenardo@gmail.com