poniedziałek, 2 grudnia 2013

Wywiad z Patrycją Żurek i konkurs z książką "Z poczwarek w motyle" do wygrania.



„Bez prób, popełniania błędów, wyciągania wniosków – nie osiągnęłabym nic. Dlatego piszę, poprawiam, wydaję, słucham recenzji, wyciągam wnioski.”
 Patrycja Żurek wywiad



Patrycja Żurek jest młodą mamą, dziennikarką i początkującą pisarką. Napisała już dwie powieści, pierwszą, w zeszłym roku, zatytułowaną „Kobietki”, o czterech kobietach, o różnych charakterach, odmiennych poglądach i całkowicie odmiennym sposobie myślenia, każda ma inne priorytety, co innego uważa za istotne, ale łączy je przyjaźń. Druga, najnowsza książka to „Z poczwarek w  motyle”, opowiada z kolei losy dwóch przyjaciółek, które pomimo dzielącej je odległości nie oddaliły się od siebie i nadal ufają sobie, potrzebują się i mogą na sobie polegać.


Zawsze o to pytam, dlatego tym razem również zadam to pytanie: Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem? Poczułaś wewnętrzny impuls, a może ktoś Cię namówił, przekonał do tego, że Twoje historie powinni poznać i inni?

Mając osiem lat dostałam książkę „Ania z Zielonego Wzgórza”, przeczytałam ją jednym tchem i to była moja pierwsza styczność z książkami. W dzieciństwie babcia czytała mi „Baśnie” Andersena, ale przeczytać coś samemu – to zupełnie inna sprawa. Ania zaczarowała mnie, zainspirowała. Od tamtej pory miałam ochotę stworzyć coś równie pięknego, zaczarowanego. Zaczęłam pisać i piszę od tamtej pory. Czekałam długo z wydaniem czegokolwiek, ponieważ nigdy nie miałam wsparcia, słyszałam, że moje pisanie jest marne, więc robiłam to dla siebie. Nikt mnie nie namawiał, ono samo we mnie wyrosło, a z czasem stało się coraz lepsze.


„Kobietki” to Twój debiut literacki. Czy obawiałaś się, jak zastanie odebrana ta książka?

Nie. „Kobietki” miały być książką, która zostanie wysłana na konkurs, ale przyznam, że było mi żal tego tekstu. Gdybym wygrała ten konkurs, straciłabym prawa do tej książki. Dlatego postanowiłam ją wydać. To była tak spontaniczna decyzja, że nie myślałam o tym, jak zostanie ona odebrana przez Czytelników.

Którą z bohaterek polubiłaś najbardziej, a którą najmniej? Czy mają w sobie cechy znanych Ci osób, a może od początku do końca polegałaś tylko i wyłącznie na swojej wyobraźni?

Najbardziej lubię Dagmarę, bo to silna, pewna siebie kobieta, która wie, czego chce. Jej życie jest poukładane i chociaż ma pewne problemy z relacjami damsko – męskimi, to są to problemy wynikające z tego, że nie poddaje się mężczyźnie. Najmniej lubię chyba Martę, ale ciężko tu powiedzieć o całkowitym braku sympatii. Po prostu to nie jest mój typ człowieka. Jest mi daleka pod względem swoich przekonań, postępowania i myślenia.
Żadna z moich bohaterek nie jest wzorowana na kimkolwiek z rzeczywistości. Nigdy nie opisuję osób, które znam i zdarzeń, które miały miejsce. Polegałam całkowicie na swojej wyobraźni.


„Z poczwarek w motyle” opowiada o losach Zuzanny i Sylwii. Każda z nich ma problemy, ale jedna potrafi poradzić sobie z nimi lepiej, a druga gorzej. Czy to wynika z tego, że mają różne charaktery, wychowały się w innych rodzinach? Czy tak wiele zależy od naszych rodziców? Jakimi staniemy się ludźmi, jakie relacje będziemy tworzyć z kimś bliskim, jak myślisz?

Rodzina, moim zdaniem, ma ogromny wpływ na to, jakimi ludźmi jesteśmy. Rodzice kształtują swoje dzieci od początku, nadając ich charakterom jakiś tor. Zuzanna miała ciężkie dzieciństwo, Sylwia wręcz przeciwnie. Zuza musiała radzić sobie sama, Sylwia zawsze miała wsparcie i mogła liczyć na rozmowy i porady. To dla młodego człowieka jest bardzo ważne. Dlatego Sylwia radzi sobie o wiele lepiej, a Zuza się poddaje. Jednakże zauważyć należy, że Zuza wcale nie jest taka bezbronna, jej postawa wynika z nagromadzenia problemów, a także bólu migrenowego, który nie daje jej żyć.
Powracając do pytania, uważam, że wszystko co tworzymy w życiu dorosłym, jest efektem tego, jak zostaliśmy wychowani, jakie wzorce obserwowaliśmy, jak bardzo mogliśmy liczyć na rodziców. Ale też wiele zależy od naszego podejścia. Możemy chcieć, by wyglądało to, jak u nas w domu rodzinnym, albo wręcz przeciwnie. Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od życia.



Patrycja, nie ukrywam, że książka ta nie przypadła mi zbytnio do gustu, ale bardzo podoba mi się to, iż masz w sobie tak wiele dystansu, że chcesz pisać lepiej, że słuchasz rad innych. Skąd w Tobie tyle pokory, zawsze taka byłaś?

Wydaje mi się, że to naturalne. Jeśli nie posiadam wykształcenia, które zapewniałoby mi pewność, że umiem pisać i wszystko robię sama, to ta pokora jest niezbędna. Oczywiście chciałabym, by wszystko było idealne. Widzę w tym dużo wad, ponieważ te wady faktycznie tam są. Ale bez prób, popełniania błędów, wyciągania wniosków – nie osiągnęłabym nic, prawda? Dlatego piszę, poprawiam, wydaję, słucham recenzji, wyciągam wnioski i piszę nowe rzeczy – jeszcze lepsze. Myślę, że takim sposobem kiedyś dojdę do perfekcji. 


Brawo!
Czy jeździsz na spotkania autorskie, starasz się o dobry kontakt z czytelnikiem? Zależy Ci na jego opinii?

Oczywiście. Organizuję spotkania, aktywnie uczestniczę w eventach, na które jestem zaproszona. Z przyjemnością odpowiadam na pytania, podpisuję książki, czytam fragmenty, dyskutuję. Autor bez Czytelnika jest nikim. Ważne jest, by szanować siebie nawzajem i słuchać. Ich opinia sprawia, że ja staję się lepszym Autorem i lepszym człowiekiem.

Czy są tematy, których nie poruszyłabyś w książce?

Nie. Nie ma dla mnie tematów tabu. Jeśli poczuję potrzebę napisać o czymś, to to zrobię. Wydaje mi się, że wszystko jest ludzkie, dlatego nie ma się czego bać – nawet w trudnych tematach.

Opowiedz nam, jakie są Twoje plany, czy tworzysz kolejną powieść, o czym ona będzie? A może masz już coś gotowego, całkiem odmiennego, czym nas zaskoczysz?

Od roku mam gotowe Księżycowe Cienie, które dopieszczam i ciągle poprawiam. Jest to swego rodzaju wariacja erotyczna o wampirach, a więc temat całkiem odmienny od poruszanych w Kobietkach i Poczwarkach. Dodatkowo mam kilka zaczętych powieści – piszę je ciągle, w zależności od tego, na który temat mam ochotę.

Wiem, że pasjonujesz się literaturą, że sama dużo czytasz, jaka książka jest dla Ciebie ważna, który bohater bliski?

Na pewno wspomniana wcześniej Ania z Zielonego Wzgórza, do której powracam co jakiś czas. Jest jak dobra przyjaciółka. Bardzo silny wpływ na moje życie miał „Atlas Zbuntowany” Ayn Rand. Czytałam ją dwa razy i za każdym razem odkryłam coś nowego, ważnego dla siebie. To piękna książka. Ogromny wpływ ma na mnie proza Stephena Kinga, szczególnie „Ręka Mistrza” i „Bastion”. Jego „Bogeyman” przeraził mnie jak nigdy nic innego. Bardzo podobały mi się „Łaskawe” Jonathana Littell'a oraz „B Kompleks” Wiesława Lewoca.




Jaka jesteś prywatnie, jako mama?

Bycie mamą to niesamowita rola. Synek nauczył mnie cierpliwości. Uwielbiam obserwować jego codzienne zmagania z rzeczywistością, jego nowe umiejętności. Nigdy nie sądziłam, że posiadanie dzieci to tak ogromne szczęście. Mogę uczyć go, czytać mu do snu, dbać, gdy jest chory i po prostu kochać – za nic.


O czym marzysz?

Mam bardzo wiele marzeń. Chciałabym, by mój syn był szczęśliwy. Chciałabym, żeby na świecie panował pokój. Czasami patrząc w niebo i widząc lecący samolot myślę o miejscach, które chciałabym zwiedzić: Norwegii, Chinach, Rumunii. No i chciałabym kiedyś móc nazwać siebie pisarką.

Tego Ci życzę z całego serca.
Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję bardzo serdecznie!


Konkurs

Zaczynamy zabawę dzisiaj, 2 grudnia, potrwa do 9 grudnia, do godziny 24:00. Do wygrania mamy papierową wersję "Z poczwarek w motyle", której fundatorem jest Patrycja Żurek. Książka będzie z autografem! Tutaj moja recenzja tej powieści: http://asymaka.blogspot.com/2013/11/z-poczwarek-w-motyle-patrycja-zurek.html Wygrana wygląda tak:
Wystarczy pod tym postem zostawić odpowiedź na pytanie zadane przez autorkę książki: Jaka zmiana miała największy wpływ na Twoje życie? Nie zapomnijcie o adresie e-mail, bym mogła się skontaktować ze szczęśliwcem, który wygra. Wyniki pojawią się w ciągu trzech dni roboczych od momentu zakończenia konkursu. Życzę jak zawsze powodzenia i trzymam kciuki :)))))))))))))

9 komentarzy:

  1. Najwyższy wpływ na moje życie miało skończenie studiów (licencjat) i pójście do pracy. Wiem, niby zwyczajne wydarzenie, ale dla mnie bardzo ważne. Dzięki temu wydarzeniu, moje życie zmieniło się o 180 stopni. Zmieniło się moje nastawienie do życia i rzeczywistości. W głowie miałam pstro i byle co, ale kiedy dostałam pierwszą wypłatę i z niej musiałam spłacić bieżące rachunki, z moich oczu spadły różowe okulary, przez które spoglądałam tyle lat. Teraz pracuję i jestem już na ostatnim roku studiów zaocznych. Cieszę się, że szybko mogłam zaznać prawdziwego i niestety też gorzkiego smaku życia. Czasem zastanawiam się nad moimi koleżankami, które do tej pory studiują dziennie i są na utrzymaniu rodziców, a kiedy przyjdzie im obronić dyplom i pójść w świat... Ech.. Nie wiem co z nimi będzie, ale oby życie nie musiało nikogo drastycznie doświadczać.

    Serdecznie pozdrawiam,
    elementarz90@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś byłam strasznie rozrywkową i niepatrzącą na nic i na nikogo osobą. Byłam bezwzględna, nie uznawałam kompromisów, nie liczyłam się z czyimś zdaniem, a jeśli tak się już stało to musiało nieść za sobą jakąś korzyść. Około 9 lat temu zrozumiałam, że nie można tak żyć. Cała filozofia polegała na tym by żyć dla ludzi, być ich przyjacielem, nie wrogiem. Poznałam wtedy cudownego mężczyznę. Zupełne przeciwieństwo. Spokojny, opanowany, wręcz idealny. Tak na prawdę nie należało mi się to od życia, a dostałam tak wiele., W zasadzie dostałam wszystko. Zmieniłam się w osobę, która czuje to, co czują inni. Staram się być dla wszystkich miła i uczynna. Wiele się w moim życiu zmieniło...kto wie, jakby ono wyglądało teraz, gdybym nie zrozumiała i nie zmieniła się w tę osobę, którą jestem teraz.

    Pozdrawiam :-))

    kawtan@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Największą zmianę w moim życiu spowodowała śmierć dziadka. Pomimo iż miał niecałe 94 lata, był w pełni władz fizycznych i umysłowych - do samego końca palił w piecu, chodził na zakupy, do kościoła aby poczytać klepsydry, kto umarł, po czym dzwonił i informował (jeśli ktoś bliski). Z dziadkiem byłam bardzo związana. Spędził on pół życia w Niemczech (w tym na robotach), ale poznał tam swoich najlepszych przyjaciół i zawsze wspominał te czasy najmilej. W tamtym roku, kilka miesięcy przed jego śmiercią zdołałam odszukać jego gospodarzy (to było jego ostatnim życzeniem). Do tej pory mam kontakt listowny z nimi, przez facebooka z ich dziećmi. Dziadek umarł nagle. Babcia została sama - 89 letnia staruszka, którą dziadek się opiekował. Od tej pory wszystko się zmieniło. Tato musiał się do niej przeprowadzić, mama została sama. Jestem jedynaczką, więc musiałam porzucić wszystkie plany i marzenia i być z mamą, która tez jest chora. Wiem, że moim obowiązkiem jest pomagać, najważniejsze jest zaakceptowanie sytuacji.

    Pozdrawiam serdecznie!
    alkatraz007@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Największy wpływ na moje życie miała... nauka czytania. To jak uzależnienie. Poznanie literek to był "pierwszy raz". Od tego się wszystko zaczęło. Początkowo mój organizm jeszcze się bronił, wszak czytałam nieskładnie, dukałam. Później, gdy aplikowałam swojemu umysłowi coraz większe dawki literatury wszelakiej, musiałam postarać się o dilera. I najlepsze jest to, że znalazłam go w szkolnej bibliotece! Jednak to mi nie wystarczało, zaczęłam gromadzić książki i "narkotyzować" się nimi w domu. Zostało mi to do dziś...

    Ta specyficzna miłość do literatury uwarunkowała moje plany na przyszłość, sprawiła, że czuję się humanistką z powołania, nadała życiu sens, stworzyła marzenia, które wciąż realizuję.

    Pozdrawiam
    nieidentyczna
    zuniek@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Żyłam sobie, spełniałam się zawodowo, oddawałam się pasjom - i pewnego dnia poczułam, że pragnę zostać mamą. Ta decyzja odmieniła moje życie, można powiedzieć że przewróciła je do góry nogami. Pojawiła się Mila, wszystko stało się inne, inne obowiązki, inna miłość, inne małżeństwo, inny rozkład dnia - ta jedna mała krzycząca istota odmieniła całe życie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Klika zdarzeń wpłynęło w różny sposób na moje życie, ale narodziny córki to wydarzenie priorytetowe. Ciąża okazała się miłym zaskoczeniem, byłam pewna, że to potrwa rok, czy dwa, bo lekarze dali mi 30% szans na zajście w ciążę. Trochę więcej niż ćwierć szansy, zawsze coś, ale za mało. Bałam się, że nigdy nie będę mamą, a tutaj niespodzianka, są dwie magiczne kreski. Teraz po prawie pięciu latach, wiem, że nigdy nic już nie będzie takie samo. Odkąd mam córkę inaczej śpię, inaczej myślę, inaczej żyję. Rodzicielstwo to nie tylko euforia, całuski i kolorowe rysunki. To nieprzespane noce, kupki, gorączka, krzyki, nerwy. Czasem rozczarowanie, nie dzieckiem, sobą. Wiem, że istnieją osoby, które nie chcą mieć dzieci, szanuję ich sposób życia, ale nie pojmuję. Rola matki jest dla mnie najważniejsza, chociaż nie radzę sobie z nią tak jak trzeba...

    Pozdrawiam i powodzenia.

    aleksseb@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że w życiu każdej kobiety największą i najważniejszą zmianą są narodziny dziecka. Mnie niestety to jeszcze nie spotkało. Choć można powiedzieć, że zostałam matką, bo... nagle zamieszkała z nami córka męża. Bez zapowiedzi, bez jakichkolwiek ustaleń. Nic po prostu przyjechała na weekend 10 grudnia 2011 roku i została do teraz. Zmiana życia była ogromna, ale tak naprawdę wydaje mi się, że jest ona dopełnieniem mojego życia. Tak jakby zakleiła jakąś pustkę i sprawiła, że życie stało się kompletne.
    O dziwo jednak nie to zdarzenie zmieniło moje życie najbardziej. Większe zmiany wprowadził pierwszy rok mojej zawodowej pracy (w szkole). W tym czasie stałam się pewna siebie, śmiała, odważna. Wreszcie poczułam swoją wartość i zaczęłam walczyć o siebie. Nowych pracowników, zwłaszcza takich, którzy są zaledwie wychowawcami świetlicy, a nie "przedmiotowcami" traktuje się inaczej. Ciężką pracą i wytrwałością musiałam udowadniać koleżankom, ile jestem warta i, że jestem tak samo ważne. Nie było to łatwe i nie raz miałam ochotę się poddać - siąść i płakać, ale tego nie zrobiłam. Jestem z siebie dumna! Tamtego czasu wcale nie wspominam z żalem. To jedna z lepszych rzeczy jaka mnie spotkała. Pomogło mi to uwierzyć w własne możliwości i stać się lepszym człowiekiem. Teraz po 9 latach koleżanki mnie szanują i traktują jak równą sobie. Ale wtedy...
    To był dla mnie bardzo ważny czas. Największy przełom w życiu.

    Pozdrawiam,
    Magda

    magdalenardo@gmail.com

    OdpowiedzUsuń