wtorek, 10 marca 2015

Dzień z książką. "Prowincja pełna snów" Katarzyna Enerlich

Dzień z książką.
"Prowincja pełna snów" Katarzyna Enerlich
Zasady zabawy:
Zapraszam do udostępniania postów z fragmentami, komentowania, lajkowania, zachęcania znajomych do polubienia mojej Pisaninki, zaglądania na mój blog i komentowania opinii na temat książek Kasi, uczestniczenia w Dniu z Książką po prostu. Najaktywniejsza, bądź najciekawiej wypowiadająca się osoba wygra pod koniec dnia egzemplarz "Prowincji pełnej snów".
Fragment trzeci.
"-Więc jednak...-powiedziałam po polsku. Zdziwiłam się, że zrozumiała. Odpowiedziała po polsku, lekko tylko zacinając się, jakby odgrzebywała słowa z pamięci.
-Więc jednak? Co to znaczy? Co chce pani powiedzieć?
Spojrzałam na nią zdziwiona. Jak miałam jej wytłumaczyć, że właśnie tej zdrady bałam się najbardziej, że przeczuwałam ją, kiedy wyjeżdżał na Syberię? Kiedy dowiedziałam się, że zamieszkał w domu Wiery, młodej miejscowej kobiety, od razu poczułam, że coś go z nią połączy. Jak miałam jej wytłumaczyć, że do dziś nie włączyłam jego aparatu, który przysłali mi wraz z jego rzeczami, bojąc się, że znajdę tam zdjęcia, których tak bardzo nie chciałam zobaczyć? Że dręczy mnie teraz myśl, czy w ogóle mnie kochał, skoro tak łatwo, po kilku miesiącach od rozstania, mógł posiąść ciało innej kobiety?
-Zna pani polski-skonstatowałam tylko niechętnie.
-Tak. Przodkowie byli Polakami. Trudniej mówić. Więcej rozumiem.
-Czego pani chce?
-Porozmawiać."



Fragment czwarty.
"Tego dnia postanowiłam zrobić na śniadanie omlet z pomidorami-licząc na to, że Irkowi zasmakuje. Czułam się znów kobietą, którą cieszy fakt, że gotuje dla mężczyzny. Dotąd łączyły nas tylko wspólne pomysły i pasje, nic więcej. Ale może to jest właśnie najważniejsze? Może tędy prowadzi droga do pięknej przyjaźni? Zrywałam w ogródku koper, który o tej porze roku był już mocno dojrzały, choć wysiewałam go po raz drugi. Wrześniowy ogród jest bowiem przerośnięty i wydaje na świat tylko najcięższe owoce: kabaczki, cukinie i dynie. Minął czas lekkich i pełnych zielonej wody ogórków i wiotkich liści sałat, których dobrym duchem jest wilgotny Księżyc. Świat powoli chylił się ku jesieni i ogród karmi ł nas inaczej, dodając jeszcze mięsiste, grube pomidory, z których robiłam przeciery. A część suszyłam na zimę, by je potem dodawać do sałat. 
Rozmyślania o mężczyznach pojawiających się w moim życiu pozwalały mi na odegnanie ciężkich trosk, na które nie mogłam sobie teraz pozwolić. Musiałam być spokojna, uśmiechnięta, tryskać dobrym humorem. Za chwilę miałam przyjąć kolejną z życiowych ról, tym razem była to rola gościnnej i zapobiegliwej gospodyni w Babie Jodze. Nie mogłam przywitać gości kamienną twarzą i oczami pełnymi łez."


Fragment piąty, ostatni.
"-Los połączył mnie z Ludmiłą jakiś czas temu, wówczas jednak nie wiedziałam, że dane mi będzie być z nią tak blisko. To wspaniała i ciepła osoba, pisarka, czego na pewno wam nie powiedziała. W wolnych chwilach będzie prowadzić Babę Jogę, a ja wraz z nią. Dumna jestem z tego, że zaprosiła mnie do współpracy. Będę tu dla was warzyć potrawy jak najbardziej oryginalne i zdrowe. Chcę wam również powiedzieć, że mam prywatnie u Ludmiły wielki dług wdzięczności, bo bez niej nie byłoby mojego życia teraz, i dziękuję losowi, że postawił ją na mojej drodze, a moje życie zyskało całkiem nowy smak i zapach. I mam dla niej na otwarcie Baby Jogi pewien prezent. Myślę, że jej się spodoba, bo jest to rzecz, którą sobie upatrzyła, ale nie kupiła, i postanowiłam, że tą rzeczą sprawię jej teraz niespodziankę."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz