Magdalena Kordel –wywiad
fotografia: Adam Golec
Magdalena Kordel to osoba skromna. Znakomita pisarka,
autorka książek takich jak: „48 tygodni”, „Uroczysko” czy „Okno z widokiem”,
uwielbianych przez całe rzesze czytelniczek. Prywatnie mama dwójki dzieci i
miłośniczka kuchni włoskiej, jak też polskich gór. Prowadzi blog: http://magdalenakordel.blogspot.com/, na którym
regularnie pojawiają się ciekawe informacje, spostrzeżenia, przemyślenia. Wraz z mężem
zajmuję się też agencją reklamowo –wydawniczą. Kiedy znajduje czas na to
wszystko? Czy doba ma wystarczającą ilość godzin? O to między innymi chciałabym
zapytać Magdalenę Kordel.
MK: Znakomita, skromna, uwielbiana – nie wiem czy się uporam z
taką ilością komplementów. A jeżeli chodzi o pytanie to nie będę oryginalna
gdy powiem, że doba jest stanowczo za krótka. Nie ze wszystkim zdążam, część
rzeczy zostaje na później, z części trzeba rezygnować. Nasz znajomy starszy pan
twierdzi, że kiedyś czas płynął wolniej i że ewidentnie to jest jakaś dziwna
sprawa i że zapewne ziemia się musi szybciej kręcić. Jak widać zbyt szybko
uciekający czas to problem dotyczący prawie wszystkich.
To niestety prawda...
Powiedz nam, swoim czytelnikom, wzięłaś ołówek i zaczęłaś tak po prostu pisać? Czy
pomysły zwyczajnie pojawiały się w Twojej głowie i postanowiłaś wypuścić je w
szeroki świat na kartach powieści?
MK: Zanim w ogóle wzięłam do ręki cokolwiek do pisania pisałam
bez pisania. Brzmi dość dziwnie, ale tak to właśnie wyglądało. Byłam dzieckiem chronicznie
nie lubiącym złych zakończeń. Szczególnie jeżeli rzecz dotyczyła zwierząt. A
jednocześnie byłam dzieckiem wychowującym się w domu pełnym książek. Czytano mi
bardzo dużo. Gdy porównuję te moje lektury z dzieciństwa z obecnymi książkami
dla maluchów to dochodzę do wniosku, że w tej chwili świat przedstawiony w
literaturze dziecięcej jest dużo bardziej złagodzony. Moimi ulubionymi
książkami były te autorstwa Jana Grabowskiego. Zresztą tego pana nie trzeba
nikomu przedstawiać, bo chyba wszyscy kojarzą jego powieść „Puc, Bursztyn i
goście”. Nie wiem jak jest teraz, ale kiedyś to była lektura w szkole
podstawowej. I tam życie podwórkowe było opisane tak jak wyglądało. Gospodyni
Katarzyna nie raz przylała psu czy kotu ścierką po grzbiecie, albo zlała
gryzące się psiska wiadrem wody. Psy potrafiły wdać się w bójkę i wrócić do
domu z rozszarpanym uchem albo jeszcze w gorszym stanie. A jednocześnie
emanowała z tych książek prawdziwa miłość do zwierząt i zrozumienie ich
zachowania. W tej chwili nie wiem czy opisane w taki sposób życie zwierzęcej
ferajny miałoby szanse na ujrzenie światła dziennego. No i trochę odbiegłam od
tematu, ale tylko trochę. Bowiem wspomniałam
o tym dlatego, że tych złych zakończeń trochę w dzieciństwie przeżyłam.
Wprawdzie mój tata nauczony doświadczeniem usiłował omijać te najgorsze
fragmenty ale nie zawsze wszystko wyłapał i wpadki się zdarzały. I wtedy po
wylaniu morza łez nad takim czy innym zwierzęciem w ruch szła wyobraźnia. Bo w
końcu kto mi mógł zabronić wymyślania innych zakończeń, zwrotów akcji, przygód?
Nikt. I wymyślałam do woli. Nawiasem mówiąc z perspektywy czasu uważam, że ten
mój bzik i wyczulenie było dość uciążliwe w życiu codziennym. Dochodziło do
tego, że rodzice chyłkiem oglądali bodajże Krzyżaków, Pana Wołodyjowskiego,
Potop i inne tego typu filmy, bo ja
zapłakiwałam się na nich na śmierć. I jeżeli myślicie, że chodziło mi o
ludzkich bohaterów to jesteście w błędzie. Bowiem tam GINĘŁY
konie!!!. Co tam wbijanie na pal czy inne rozrywki ówczesnej ludności. A wracając do tematu, to gdy w końcu nauczyłam się pisać powstała historia o
piesku Barim, który jakby na przekór mojemu optymistycznemu podejściu miał same
smutne przygody. I zupełnie nie rozumiałam dlaczego czytający dorośli
zaśmiewali się przy nich do łez. Cóż teraz ich rozumiem dużo lepiej. Sama czytając nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. A taka poważniejsza
przygoda z napisaniem książki to już historia „48 tygodni”. Książki, która z założenia książką nie miała
być. To były historyjki pisane do lokalnej gazety. Dopiero potem po
przeczytaniu całości, poprawieniu tego i owego doszłam do wniosku, że z tych luźnych
odcinków wyszła cała historia. I gdyby to ode mnie zależało na tym by się
skończyło, bo ja nie wierzyłam, że to może kogoś zainteresować. To Kuba, mój
mąż, wydrukował tekst i zawiózł do dwóch wydawnictw. Jedno odrzuciło, drugie
przyjęło i to był pierwszy krok do pisania dla większego grona.
Brawa dla męża w takim razie!
Twoje książki są pełne humoru, ciepła, dają nadzieję, a
Twoje bohaterki mają wiele interesujących pomysłów. Są Twoich zdaniem odważne?
MK: Mam nadzieję, że przede wszystkim są ludzkie. A to z mojego
punktu widzenia najwyższy stopień odwagi, więc tak, są odważne. Ale też po ludzku
się boją, cierpią, płaczą, mają wątpliwości. I nie wszystko w ich życiu kończy
się tak, żeby można było powiedzieć „i żyły długo i szczęśliwie”. Z każdą książką
tego realizmu jest coraz więcej. Oczywiście śmiechu i humoru nie braknie, ale
tak jak w życiu tak i w moich książkach nie ma tylko czerni i bieli. Jest cała
gama kolorów.
Skąd wzięła się Twoja miłość do słonecznej Italii, a z
drugiej strony do naszych rodzimych gór?
MK: Włochy jawią mi się jako miejsce pełne słońca, ciepła. Włosi
jako uśmiechnięci i pełni optymizmu. Włoskie jedzenie jest boskie, pomidory i
bazylia to szczyt rozkoszyJ. Poza tym Włochy to miejsce, gdzie człowiek wprost
potyka się o historię. Każdy głaz, każdy kamyk ma tysiące lat. Włochy to dla
mnie sztuka, historia, architektura i poezja oblana słońcem i owiana
przepięknym aromatemJ. Czyli mam w jednym wszystko co cenię i lubię. A
góry tak jak wielokrotnie mówiłam mam we krwi. Miłość do nich odziedziczyłam po
tacie. Gdy jestem w górach zdaje mi się, że jestem bliżej niego. To jedna
strona medalu. Drugą jest poczucie tego, że gdy jestem w Sudetach mam wrażenie,
że jestem u siebie. Jakbym nagle wracała z bardzo długiej podróży do domu. Poza
tym kocham góry. Kocham je zamglone, osnute ciężkimi chmurami, zapłakane
deszczem. Kocham charakterystyczną zimową ciszę, która ciepło oplata wyciszone
miasteczka. Tak samo dobrze się czuję w pełnym słońcu i w tłumie turystów, choć wybierając miejsce do
wypoczynku raczej wolę te mniej uczęszczane. Uwielbiam zmęczenie, które mnie
ogarnia gdy wędruję po szlakach i poczucie zwycięstwa, gdy daję radę dojść tam
gdzie założyłam, że dojdę. Góry to
mój własny kawałek świata. I wiem, że w
końcu właśnie tam zamieszkam. Po prostu nie ma innej opcjiJ.
Czy myślałaś kiedyś o napisaniu książki skierowanej do młodszego
czytelnika?
Czy pisanie wywróciło Twoje życie do góry nogami? Jak
zareagowali najbliżsi na to, że stałaś się popularna, rozpoznawana, lubiana
przez tak wiele osób?
MK: Hmmm… Pisanie nie wywróciło mojego życia do góry nogami.
Było ze mną od dawna i było częścią mnie. Zmieniło się tyle, że zaczęłam pisać
dla szerszego kręgu odbiorców. Stało się moim zawodem. Zresztą szczęście się
pod tym względem do mnie uśmiechnęło, bo pisanie to to, co lubię i w czym się
spełniam. Moja rodzina przyjęła to raczej spokojnieJ Mąż twierdził, że on
od początku wiedział, że tak to się skończy. W końcu to on czytał wszystko co
pisałam i tak naprawdę dużo mocniej wierzył we mnie niż ja sama. Na gruncie
domowym było spokojnie. A jeżeli chodzi o znajomych i przyjaciół, to tutaj było
większe zaskoczenie. Część się ucieszyła i wspierała, część nie wiedzieć czemu
się obraziła i zniknęła z naszego życia. Cóż czasem bywa i tak…
Co chcesz przekazać czytelnikom poprzez swoje książki? Zastanawiałaś
się nad tym kiedykolwiek?
MK: Przede wszystkim mam nadzieję, że każdy znajduję w tych
książkach coś co sprawia, że świat wydaje mu się bardziej przyjazny. Że po
przeczytaniu wzrasta wiara w to, że tak naprawdę wiele spraw można rozwiązać, jeżeli się człowiek nie podda. I że koniec jednej rzeczy oznacza
zazwyczaj początek czegoś innego. I że z prawie każdej sytuacji jest wyjście. A
jak go nie ma to należy je wybić chociażby łomemJ (to słowa pani
Leontyny z Sezonu na cudaJ). A jeżeli już mowa o konkretnym przekazaniu czegoś
to chyba mogłabym to sformułować tak: szczęście to drugi człowiek i żeby go nie
ominąć i nie przegapić to właśnie na tego ‘drugiego” trzeba zwracać uwagę.
Czy piszą do Ciebie ludzie, którzy czytują Twoje powieści
mówiąc: „Te książki zmieniły moje życie” albo „Świetnie się bawiłam”?
MK: Tak, dostaję wiadomości od czytelników. Tych zadowolonych i
tych niezadowolonych. Jedne i drugie cenię. Sporo jest listów mówiących o tym,
że dobrze jest się pośmiać w czasie czytania, że moje książki są odstresowujące,
że dają nadzieję, na to, że wszystko się jakoś ułoży i że za tymi zakrętami,
które się komuś przydarzyły będzie
czekać choć kawałek prostej i słonecznej drogi. Jednym z ładniejszych listów
jaki dostałam był taki, w którym czytelniczka napisała, że po przeczytaniu
serii o Majce zaczęła uśmiechać się do ludzi spotykanych na ulicach i że
częściej odwiedza swoją babcię. Zrobiło mi się niesamowicie miło, bo właśnie o
tym pisałam w odpowiedzi na jedno z poprzednich pytań.
Opowiedz nam coś na temat nowej powieści, której premiera już dzisiaj. Początkowo bohaterka miała mieć inne imię, czy coś jeszcze uległo
zmianie?
MK: Sama koncepcja powieści się zmieniła. Wyszła mi trochę
poważniejsza, dotykająca problemów, koło których trudno przejść obojętnie. To
chyba też najbardziej osobista powieść jaką do tej pory napisałam. Dom, który
opisuję istnieje naprawdę, sporo z tego co dzieje się w książce doświadczyłam
osobiście. Ale to tyle, niczego więcej nie powiemJ. Dodam tylko ku
uspokojeniu, że pomimo, że jest poważniej to z całą pewnością nie zapomniałam o
humorze. W końcu to cecha nie tylko powieści mojego autorstwa, ale też moja
dewiza życiowa, więc nie mogło go zabraknąć.
Wracasz do miejsc, do wcześniejszych postaci w swoich książkach.
Czytelnicy, którym znane jest już to otoczenie czują się tam prawie jak w domu,
jak myślisz?
MK: Mam taką nadzieję. Właściwie akcja wszystkich moich książek,
poza „48 tygodniami” toczy się w Malowniczym. I tak naprawdę poza postaciami,
głównymi ludzkimi bohaterami to właśnie miasteczko stało się samo w sobie
głównym bohaterem. Wiem, że niektórzy mają wrażenie, że spacerują po rynku
Malowniczego, że wiedzą jak wygląda sklep Kraśniakowej, kawiarnia „Piąte Koło”.
Teraz „Malownicze. Wymarzony dom.” sprawi, że miasteczko nie tylko przedstawi
Wam nowych mieszkańców, ale pokaże więcej szczegółów samego Malowniczego. I cóż
wierzę, że choć część z czytelników chętnie tam wróci razem ze mną, bo szczerze
mówiąc ja też czuję się tam jak w domu i bardzo chętnie wpadam z wizytą do
znanych już postaci i poznaję nowe.
Jaka jest Twoja ulubiona książka? Wiem, że dużo czytasz…
MK: To jest pytanie, którego nie powinno się zadawać molowi
książkowemuJ.
Otóż nie mam ulubionej książki, ulubionego autora. Mogłabym ewentualnie
wymienić tytuły z ulubionego regału, ale to by trwało całe wieki. Odpowiem
przewrotnie: nie czytam horrorów i romansów typu ona zemdlała, jak go ujrzałaJ.
Resztę czytam z wielką przyjemnością.
Madziu, nie jesteś osobą aktywnie promującą się w mediach.
Nie czujesz tego przysłowiowego „parcia na szkło”, dobrze myślę? Nie wydaje Ci
się, że możesz przez to coś stracić, a może Twoim zdaniem właśnie dzięki temu zyskujesz?
Bo nie zmieniasz się, bez względu na okoliczności, jesteś wciąż taka sama?
MK: Nie wiem czy jestem taka sama. Pewnie z biegiem lat jednak
się zmieniam. „Parcia na szkło” nie odczuwam, ale nie stronię od promocji. Tym
bardziej, że obecnie bez niej jest nikła szansa na to, żeby być zauważoną.
Odróżniam jednak promocję od megalomanii. Jedno z drugim ma niewiele wspólnego.
Co więcej, zależy też co kto rozumie przez „obecność w mediach”. Bo z mojego
punktu widzenia to obecne mają być moje książki i ja przy okazji, a nie ja a
przy okazji moje powieści.
Co czytujesz swoim
dzieciom? Czy zaraziłaś je miłością do literatury?
MK: Moje dzieci nie mają innego wyjścia, jak pokochać książkiJ
Ostatecznie skoro widzą rodziców otoczonych stertami lektur, to chciał nie chciał
musi im się udzielić. A jeżeli chodzi o to co czytuję młodemu to aktualnie
czytamy wiersze Wawiłow, jakiś czas temu skończyliśmy czytać „Kociego
taksówkarza”, całą serię o Muminkach, książki o Piracie Rabarbarze, „Reksia i
Pucka”. Przymierzamy się do „Innocentego białe piórko” i Tysiek ostatnio prosił
o przeczytanie po raz kolejny książeczki o Korczaku „Jest taka historia –
opowieść o Januszu Korczaku”, więc pewnie niedługo do niej wrócimy, chociaż
tutaj to ja muszę się zebrać w sobie, bo wiem, że od poprzedniego razu Tymek
się zmienił i będzie trzeba szczegółowiej rozmawiać i odpowiadać na trudne
pytania. To tak na szybko wymieniłam co mi przyszło do głowy. Jeżeli chodzi o
drugie dziecko to ma już 17 lat i czytuje to co jaJalbo ja to co ona.
Dzielimy się lekturami, podsuwamy sobie co ciekawsze pozycje. Ogólnie mała
córka jest dobrym wynalazkiem ale duża ma też inne zaletyJ.
Skąd wziął się pomysł na prowadzenie bloga, czy to
przypadkiem nie za sprawą Sabinki? Czy sprawia Ci to przyjemność? Czy myślisz o
swoich czytelnikach, czekających na nowy wpis? Czy masz wyrzuty sumienia, jeśli
przez dłuższy czas nic nie piszesz na blogu? I czy nigdy nie zwątpiłaś w sens
prowadzenia go?
MK: Tak, to Sabinka namówiła mnie do blogowania. Podchodziłam do
tego dość sceptycznie. Nie do końca wiedziałam co mam tam pisać, jak ma to
wyglądać. I wydawało mi się, że pies z kulawą nogą nie zainteresuje się tymi
moimi wynurzeniami. Ale okazało się, że tematy same się nasuwają, że blog to
bardzo dobre miejsce do nawiązania kontaktów, wyrażenia swoich poglądów,
podzielenia się zainteresowaniami. Uwielbiam pisać na blogu. Bardzo lubię i
cenię ludzi, którzy do mnie zaglądają. Z częścią z nich nawiązały się bliższe
znajomości. Nie wiem czy tak konkretnie myślę o czytelnikach pisząc post.
Raczej piszę o tym co mi w sercu aktualnie gra, albo o tym co mnie wkurza.
Jednocześnie mam nadzieję, że innych to zainteresuje, poruszy, rozbawi. Są też
wpisy, które ewidentnie czekają na wypowiedzi, propozycje i współudział. Na
przykład taka akcja pisania świątecznych opowiadań, nie mogłaby się powieść bez
udziału odwiedzających. Co do tych
wyrzutów sumienia to rzeczywiście czasami je miewam, gdy długo nic się na blogu
nie dzieje. Wtedy zaczynam też trochę za nim tęsknićJ. W sens prowadzenia
bloga nigdy nie wątpiłam i wątpić nie będę. To akurat mogę stwierdzić z całą
pewnością. Ja go po prostu lubię, to jest moja osobista wirtualna przestrzeń,
gdzie mogę pisać wszystko na co mam ochotę. A jeżeli chodziło Ci o jakieś
niesympatyczne epizody, które czasami się zdarzają, to zupełnie mnie nie
ruszają. I dlatego nie są w stanie mnie do czegokolwiek zniechęcić. Nie jestem
dobrym materiałem na ofiarę trollów (tak się ich nazywa?), bo ani mnie ich
wypowiedzi ziębią ani grzeją. Bardziej bawią absurdalnością. Co najwyżej
włączam na jakiś czas moderację komentarzy i przeczekuję. Ot i tyleJ.
I ostatnie pytanie, czy uważasz, że krytyka może być
budująca, może pomagać lepiej pisać?
MK: Mądra krytyka nie tylko może, ale jest budująca i potrzebna.
Pozwala wyciągnąć wnioski i w przyszłości uniknąć powielania błędów.
Uzasadnioną krytykę bardzo cenię i jestem na nią otwarta.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
KONKURS:
Zabawę zaczynamy dzisiaj, w dniu premiery, 20 lutego 2014 roku. Potrwa do 27 lutego, do godziny 24:00.
Wystarczy odpowiedzieć pod tym postem na pytanie zadane przez pisarkę: Jaki powinien być Wasz wymarzony dom? Oprócz komentarza proszę zostawić adres e-mail, bym mogła się skontaktować z Wami, jeżeli uda Wam się wygrać. Nagrody, bo egzemplarzy mamy aż trzy!!!, zostały ufundowane przez Magdalenę Kordel i Wydawnictwo Znak. Zapraszam do zabawy, a jeszcze dzisiaj na moim blogu pojawi się recenzja wyżej wymienionej powieści.
Aniu, znów ciekawy wywiad na Twoim blogu, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że ciekawy, Magda to niezwykle interesująca osoba :)))
UsuńW moim magicznym domu,daj mi go dobry Boże.
OdpowiedzUsuńW takim zaczarowanym domu, nic mi się stać nie może.
Anioł, co na zydelku cichutko sobie siedzi .
Raz spojrzy w prawo, to znów na lewo i życie domu bacznie śledzi.
Wieczorem na mym łóżku, przy głowie mojej siada ,
a ja mu wtedy w wieczornej ciszy, różne historie opowiadam .
Ile w tym moim domu,cudów i ile jest radości.
Ilu przygarnia tu do siebie, ludzi strapionych, ilu gości.
Anioł cierpliwie słucha i tylko czasem westchnie,
by potem szepnąć mi do ucha, tak cichuteńko bezszelestnie.
Spij już dziecino miła, bo cały dom już zasnął.
I nawet księżyc tam za domem, dawno już temu, dawno zasnął.
A jutro wczesnym rankiem, jak tylko dzień na świat zawita ,
magiczny domek słońce oświeci i będzie znów wędrowców witał.
Śpij już więc dziecino droga w zaczarowanym domku,
a ja polecę tam do nieba i powiem wszystko komu trzeba.
O tym magicznym domku , daj ci go Panie Boże.
Może to co mu powiem o Tobie, w tej prośbie Ci pomoże.
lalala... tak sobie na swoim blogu... http://ewamackowiak.blogspot.com/2014/02/anio-i-dom.html ...własnymi słowami śpiewam o tym...
Jaki powinien być MÓJ /Wasz/ wymarzony dom?
Pozdrawiam Ewa.
ewa_mackowiak@autograf.pl
Mówią, że dom to nie cztery ściany, ale ludzie którzy wspólnie go tworzą. Coś jest w tym powiedzeniu. Częściowo się z nim zgadzam. Jako dziecko mieszkałam z rodzicami i bratem w małym mieszkaniu w bloku i już wtedy postanowiłam, że gdy tylko dorosnę, zamieszkam w swoim wymarzonym małym domku z ogródkiem. Lata mijały jak szalone. Wyszłam za mąż, urodziłam syna i przyszła pora na realizację swojego marzenia, które do tej pory, przez lata siedziało w mojej głowie. Po stoczeniu wielu batalii z bankami i urzędami w końcu się udało. Kosztowało nas to masę wyrzeczeń, ale dziś z pełną świadomością tych słów, możemy powiedzieć, że było warto. Gdy wracam z pracy, nadal nie mogę uwierzyć, że to jest właśnie MÓJ wymarzony domek. Moje własne miejsce na Ziemi. Dzielimy w nim wszystkie swoje radości, troski i smutki. Każda ściana i nawet najmniejszy element zawsze będzie nam się kojarzyć w jakiś sposób. Uwielbiam nasze wspólne letnie siedzenie na tarasie. Ja czytam, mąż coś majsterkuje, a syn beztrosko bawi się na trawniku. Tak właśnie wygląda mój wymarzony dom. Jestem z siebie dumna, że nie poddałam się i walczyłam o to, aby moje marzenie o nim się spełniło. Mam swój wymarzony dom i jestem w nim naprawdę szczęśliwa.
OdpowiedzUsuń22victoria@wp.pj
Pisałam z telefonu i zrobiłam błąd w adresie ;). Oto poprawny 22victoria@wp.pl
UsuńGdy czytałam wszystkie poprzednie książki pani Magdy zaraz przypominał mi się dom mojej babci.Taka stara drewniana chata w środku lasu,do której z przyjemnością się przyjeżdżało o każdej porze dnia i nocy.Bo ten dom i jego wyjątkowość stworzyli ludzie.Moi dziadkowie Ich ciepło i mądrość życiowa emanowała na wszystkich domowników, a wyjątkowi sąsiedzi sprawiali,że trudno o nim było myśleć inaczej jak chatunia,domeczek,czy jeszcze inaczej,tak jak myśmy go nazwali-"miłostek"Ja też marzyłam o takim miejscu na ziemi.O azylu dla mnie i mojej rodziny.I mam taki azyl To mój stary dom,w którym mieszkają trzy pokolenia ludzi i zwierzaki mające swoje miejsce na ziemi..Babcia,my i nasze dzieci.Niedługo dom zapełni się najmłodszymi brzdącami i wtedy będzie to mój "miłostek"Pełen życia, i miłości .
OdpowiedzUsuńjolunia559@wp.pl
Mój wymarzony dom to taki w którym w każdym jego koncie czuć miłość domowników, Gdzie czuje się ciepło domowego ogniska.Marzę o dużej rodzinie z gromadką małych dzieci gdzie będzie słychać ich beztroski śmiech i tupot małych stópek.Ja i mąż siedzimy w dużych fotelach przy kominku z książką,a nasze dzieci wdrapują się nam na kolana mówiąc "Kocham Cię mamusiu/tatusiu.A gdy przyjdą kłopoty i zmartwienia na pewno sobie ze wszystkim poradzimy bo przecież mamy siebie,a to według mnie jest najważniejsze. W domu może być skromnie byle by była miłość.
OdpowiedzUsuńJak mówią słowa pewnej piosenki
"...W najdalszym kącie tego świata,
Dokąd cię rzucił twój wędrowny los,
Tęskniłeś zawsze do tej ziemi,
Na której nigdy nie brak trosk.
I tak jest zawsze i tak być musi,
Bo tylko jeden mamy w życiu dom,
Dokąd się wraca gdy w potrzebie,
Nawet z najdalszych świata stron .
Tu jest twoje miejsce,
Tu masz swój ciasny ale własny kąt,
Tu jest twoje miejsce,
Tu jest twój dom".
iskierka23,23@tlen.pl
Ciekawy wywiad. Nie czytałam jeszcze książek Pani Kordel, ale muszę to w końcu zrobić, bo dużo dobrego o nich czytam na blogach:)
OdpowiedzUsuńto zapraszam do udziału w konkursie :)))
Usuńwymarzony dom to taki, w którym zasypiasz i budzisz się z uśmiechem na ustach i błyskiem w zaspanym oku z nadzieją na nadchodzący dzień:)
OdpowiedzUsuńalsto@op.pl
Piękny wywiad:) dzięki Tobie, Aniu poznaję nie znane mi polskie autorki:) Dziękuję...
OdpowiedzUsuńA mój wymarzony dom? W każdym miejscu na ziemi, ale pod warunkiem, że z Tą Jedną ukochaną osobą - moim cudownym mężem:)
NO i jak zwykle....szybko szybko a e-mail gdzie? iwona067@gmail.com......poprawiam się:) Pozdrawiam:)
UsuńAniu - cudowny wywiad, a pani Magdalena wygląda na przesympatyczną osobę. I znowu po przeczytaniu u Ciebie wywiadu będę się rozglądać za książkami pani Kordel, której twórczości nie miałam jeszcze okazji poznać (a szkoda).
OdpowiedzUsuńMój wymarzony dom... Mogłabym wymyślać: piętrowy, z ogródkiem, najlepiej aby w okolicy był las, może rzeka lub jezioro... A może bardziej by mi odpowiadała chatka w górach? Tak naprawdę pomysłów na wymarzony dom mam bez liku, ale jest jedna rzecz, która w każdym marzeniu się nie zmienia. A mianowicie: mój wymarzony dom jest tam gdzie są dzieci moje: Iga i Iwo - moje największe i najukochańsze skarby. Razem z nimi każdy dom staje się moim wymarzonym. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Magda (m.tesna@wp.pl)
Mój wymarzony dom... Zawsze mi się marzył domek z ogrodem i sadem, Mieszkam w bloku i nadal sie marzy mały domek...
OdpowiedzUsuńelżbieta.m27@wp.pl
Pytanie można rozumiec na dwa sposoby jak dla mnie...
OdpowiedzUsuńSłowo DOM - może ktoś opisac kolor ścian, ilośc pokoi i wielkośc garażu...
Ja nie skupie sie na tym.
W moim rodzinnym domu brakowało bliskości, zrozumienia a przede wszystkim bezpieczeństwa - mimo, że moja mama naprawde sie starała. Nie chce wchodzic w szczegóły jaki był mój rodzinny dom, wiem jednak, że taki byc nie powinien. Wiem, że takiego domu nie chce stworzyc!
Moim najwiekszym marzeniem jest posiadac co najmniej dwójke dzieci. Myślalam również o adopcji, ale nie wiem czy mój partner do tego "dorośnie".
I kiedy już te dzieci - moje wyśnione, wymarzone wreszcie sie pojawią to chce by w moim domu było dużo ciepła, rozmów, śmiechu, bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Chce dac moim dzieciom to czego ja nie miałam a bardzo chciałam miec. Chce by czuły sie kochane, akceptowane, aby czuły, że zawsze mają w Nas wsparcie i pomoc... Bardzo mi na tym zależy. Mam nadzieje, że już niedługo...
zabulec6@interia.pl
Mój wymarzony dom jest zawsze tam gdzie jest mój synek i mój mąż z nimi wszędzie jestem szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńMój wymarzony dom, w sensie budynku, to domek jednorodzinny, na wsi, z dużym ogródkiem, do którego można wyjść po warzywa na obiad, owoce do jogurtu, posiedzieć wśród kwiatów, śpiewu ptaków, bądź przespać się na hamaku. A Dom, z dużej litery, to miejsce gdzie mogę wracać każdego dnia z uśmiechem i radością, do kochającej się rodziny, zapachu ciasta mamy, rumoru narzędzi taty, a w przyszłości do kochającego mężczyzny i gromadki roześmianych dzieci. A najpiękniejsze jest to, że 95 % z mojego wymarzonego domu, mam już teraz ( no może w tej chwili brakuje jeszcze słońca i tych warzyw w ogródku, ale to jeszcze troszeczkę :D )
OdpowiedzUsuńaga7994@o2.pl
Mój wymarzony dom - to dom pełen ludzi, przyjaciół, śmiechu bawiących się w berka dzieci, ja krzątająca się po kuchni i pichcąca pyszne smakołyki dla całej rodziny. Mąż niewidzący poza mną świata. Trzy psiaki ganiające po ogrodzie:) Dom to dla mnie ludzie, którzy go tworzą, dlatego marzę by zawsze tętnił życiem.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad, książkę Pani Magdaleny muszę zdobyć :)
Pozdrawiam
meil. byhappyyyy@gmail.com
Patrycja
Magdalena Kordel to osoba naprawdę niezwykła. Ciepła, skromna, bardzo ludzka. O jej książkę zawalczę. Nie ma takiej siły, która mnie powstrzyma, ale muszę pomyśleć. Wrócę tu i wezmę udział w konkursie! :) :)
OdpowiedzUsuńMój wymarzony dom znajduje się na wsi, pośród gór. To mały dworek na skraju lasu z pięknym wjazdem otoczonym aleją kasztanową i olbrzymim ogrodem. W środku wszystko jest drewniane, stare szafy, komody, stoły, krzesła, biblioteczka nadają specyficzny klimat i zapach domu. W każdym domu nie powinno zabraknąć prawdziwej miłości, zgody, spokoju, zrozumienia, szacunku! To wszystko sprawia, że dom ma w sobie duszę, to coś. Dom powinien być takim miejscem dla każdego z nas, do którego spieszymy się po zajęciach czy po pracy, powinien być rajem na ziemi, bezpieczną przystanią, naszym azylem, dawać poczucie bezpieczeństwa i swobodę, ukojenie w rodzinnym gronie. Dom to ludzie tworzący zgraną drużynę, to możliwość "wygadania się", podzielenia troskami dnia codziennego, wspólne poszukiwania rozwiązań problemów. W moim domu nie zabraknie muzyki i śmiechu. Dom to dla mnie miejsce, do którego chcę wracać, za którym tęsknię, kiedy go opuszczam. Dodam jeszcze, że nie może zabraknąć mamy, taty, dzieci, a w szczególności dziadków. Moja ciocia, która jest położną, często mówi, że: „W domu, w którym nie ma dzieci, brakuje nieba”. Kocham wielopokoleniowe rodziny. Moi rodzice do późnych godzin pracują, a dzięki temu, że mieszkamy z dziadkami, zawsze gdy schodzę na dół, do kuchni, to nigdy się nie nudzę. Babcia na pewno upiekła ciasto, czuć również zapach własnoręcznie świeżo upieczonego chleba, zrobi pyszną herbatę z malinową konfiturą, a dziadek opowie niezwykle interesujące historie z czasów wojennych. Mogę tak z nimi siedzieć cały wieczór. Czerpie od nich mądrości i doświadczenie życiowe. Dziadek siedzi przy kominku, pali fajkę, której to aromat (najczęściej waniliowy) roznosi się po całym domu i czyta książki. Najczęściej czyta na głos, by również babcia słuchała. Babcia robi na drutach ciepły sweter, skarpetki albo czapkę. W salonie obowiązkowo musi być duża biblioteka i mnóstwo książek. Tęsknie za tymi czasami, gdy byłam mała i dziadek albo babcia czytali mi i mojemu bratu każdego wieczoru do snu bajki. Każdy dom powinien mieć, choć małą, biblioteczkę. Nie wyobrażam sobie mojego przyszłego domu bez książek. Marzę również o dużej, przestrzennej i słonecznej kuchni, która, wg mnie, jest sercem każdego domu. To miejsce, gdzie domownicy najczęściej się spotykają i rozmawiają. W każdym domu powinien być również zwierzak. Od dziecka towarzyszy mi pies i kot. Troska o zwierzęcia uczy obowiązkowości i pilności. Nie jest ważne, jak wygląda dom, jak jest urządzony, najważniejsi są domownicy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Iza (izka3@op.pl)
Mój wymarzony dom... "Dom to nie tylko cztery ściany, okna i dach." To miejsce, które może pomieścić moje serce, otulić pierzynką uczuć, uśpić dotykiem dłoni, ogrzać muśnięciem wzroku. I dopiero wtedy, gdy serce umości się wygodnie w tym miłym zakątku, jest szansa na kluczyk do domu z dachem. Amulet. I nieważne, czy jest to ciasna kawalerka na dziesiątym piętrze bloku, czy drewniana chatka w górach, czy potężna willa z basenem. Mam w dłoni kluczyk do domu z dachem - amulet, który otwiera drzwi, daje bezpieczeństwo i miłość. I dopóki serce nie umości się w drugim sercu, dopóty nie ma szans na wymarzony dom pachnący zawsze świeżym chlebem. :)
OdpowiedzUsuń(anna.a72@wp.pl)
Mój wymarzony Dom to harmonia zaklęta w niewielkim wolnostojącym domku otoczonym zieloną pachnącą przestrzenią. Marzę o tarasie na którym mogłabym sobie usiąść, zerkając na bawiącą się córeczkę, popijając kawkę i czytając książkę. Tarasie, na którym mogłabym odpoczywać wdychając zapach świata. Myśląc o swym domku to właśnie ten taras- „pokój otwarty na świat” mam przed oczami. Marzę o nim za każdym razem gdy dostosowując swe marzenia do rzeczywistości szykuję sobie „swą przestrzeń” na blokowym balkonie, czując na sobie śledzące każdy mój ruch ciekawe spojrzenia sąsiadów… Jednak na przekór im, cieszę się tą wolną chwilą i historią z powieści, którą właśnie przeżywam.
OdpowiedzUsuńjedrowiaks@gmail.com
Mój wymarzony dom to Polska, ale taka, w której byłaby szansa na godną egzystencję, gdzie wszyscy byliby szczęśliwi i nie martwili się o jutro. Nikt nie musiałby wyjeżdżać za granicę za chlebem, ponieważ tu żyłoby się na wysokim poziomie. Władza stałaby się przychylna obywatelom, nie składałaby obietnic bez pokrycia. Każdy mógłby dostać się do lekarza zaraz po pierwszych objawach choroby, a nie rok później. Starsi ludzie mieliby pieniądze na podróżowanie i inne rozrywki, byliby aktywni do swych ostatnich dni, a przez to i zdrowsi. Nakreśliłam tu taką swoistą utopię, ale po prostu czasem tęsknota za krajem rozrywa me serce, a niestety realia tam panujące wymuszają pobyt za granicą. Polska sama w sobie jest piękna. Kiedyś zjeździłam cały kraj z rodzicami Fiacikiem 126p, a potem już sama trochę podróżowałam po świecie. I ostatecznie stwierdziłam, że najbardziej kocham to, co własne, nasze, rodzime. Tu się wychowałam, to tu stawiałam swoje pierwsze kroki, poczułam zapach świerków podczas wędrówek po lesie, dostrzegłam wydrę wyłaniającą się z Narwi, bociany latające wokoło. Czułam się bezpiecznie przy moich najbliższych, jakoś tak beztrosko. Zachwycałam się też podlaską kuchnią, aromatyczną, pyszną, wręcz doskonałą. Wyczekiwałam świąt, gdyż wtedy jeździło się do babci aż 300 km w jedną stronę, jak również wakacji, podczas których wybieraliśmy się nad morze lub w góry (tam to w ogóle było daleko). To już wszystko przeszłość, ale ona wciąż kwitnie w moich wspomnieniach. Tak bardzo chciałabym znów móc widzieć często rodziców, a nie dwa razy do roku, cieszyć się pięknem tych terenów, a jednocześnie nie martwić się tam o pracę. Polska na zawsze pozostanie moim prawdziwym domem, niezależnie od tego, gdzie faktycznie będę się znajdować. Dopiero po wyjeździe stamtąd człowiek odkrywa jak wielu rzeczy mu brakuje. Tego nie da się opisać w kilku słowach, poza tym jest zbyt bolesne, by drążyć temat. Może kiedyś na starość przyjdzie mi tam wrócić, tylko czy będę potrafiła odnaleźć się tam po okresie tak długiej rozłąki? Tego nie wiem. Ale każdego dnia marzę o tym, by coś w tej mojej ukochanej Polsce zmieniło się na lepsze. Żal mi ogromnie eurosierot, które prawie nie znają swoich rodziców, albo jedynie ze Skype, czy z przelotnych odwiedzin. Straszny stał się ten nasz świat. Marzę więc o nowej polskiej rzeczywistości, a ktoś kiedyś powiedział, że ponoć czasem marzenia się spełniają... I w tym pokładam nadzieję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Gosia
dziecina1@o2.pl
Kiedy pomyślałam o wymarzonym domu, przypomniało mi się zdanie wypowiedziane przez Kostka Bawolika w serialu "Dom": "Czasem bywa tak, że ściany są, a domu nie ma". To stwierdzenie zapadło w moją pamięć na zawsze. A wymarzony dom? To nie m², ale magia i klimat. To miejsce, do którego coś ciągnie, jakaś nieznana siła. I choć czasami jest to jedynie 30 m² czujemy się tam jak w pałacu.
OdpowiedzUsuńWymarzony dom dla mnie jest pełen ludzi, gwaru, śmiechu. Tu każdy czuje się kochany i potrzebny. Drzwi są otwarte dla wszystkich. No i przede wszystkim nie brakuje tu zwierząt. Psy biegają wolno, nie na łańcuchu, koty ocierają się o nogi, królik w kojcu kica po trawie. A sercem domu jest pokój wypełniony książkami. Jedynie tutaj panuje spokój i cisza. Taka oaza.
sylwiam720@gmail.com
Magda czy ty przypadkiem nie ukradłaś mi myśli.... o górach, ich pięknie ;-) wywiad czytam po raz drugi , Ani pytania i Magdy odpowiedzi , Ania szkoda, że gdzieś tam w świecie nie zauważył ktoś tych Twoich zdolności wywiadowczych ;-) pozdrawiam serdecznie obie Panie :-)
OdpowiedzUsuńMój wymarzony dom powinien mieć kilka pomieszczeń. Szczególny pokój należy się moim rodzicom, ponieważ chciałabym podziękować im za cały trud włożony w moje wychowanie. Mama zawsze marzyła o kominku, więc specjalnie dla niej umieściłabym go nieopodal. Kolejne pomieszczenie przeznaczyłabym dla kochanej babci, która opiekowała się mną gdy byłam młodsza. Nie zabrakłoby również miejsca dla drugiej babci, która ma obecnie 90 lat i coraz gorszy stan zdrowotny, więc zamiast do niej codziennie biegać, zabrałabym ją do swojego domu, aby była w pobliżu. Konieczne byłyby również dwa pokoje dla niespodziewanych gości i oczywiście parę - najważniejszych dla mojej przyszłej rodziny. Marzę o kilku toaletach nie połączonych z łazienkami, bo odkąd pamiętam zawsze były w mieszkaniu bitwy o to lokum i wygrywał - kto pierwszy ten lepszy. Kiedy byłam dzieckiem, pragnęłam mieć baśniowy strych, pełen biblioteczek z książkami, własne miejsce, gdzie mogłabym się ukryć - z oknem na świat. Śniłam także o piwnicy, w której mogłabym zgromadzić wszystkie domowe przetwory. Obecnie mamy działkę, położoną kilka kilometrów od naszego zamieszkania. Tato, kiedy tylko jest pogoda jeździ po pracy i zajmuje się swoimi roślinkami. Przygotowuje je do wiosny, niedługo nadejdzie sezon, kiedy będzie potrzebował pomocy, więc jak co roku większość wolnego czasu spędzę przy wyrywaniu chwastów, podlewaniu grządek, zrywaniu owoców itd. Chciałabym, aby mój przyszły dom miał choćby mały ogródek, w którym tato miałby swoje warzywa i owoce, a mama kwiaty, i aby nie trzeba było jeździć codziennie tak daleko. Najważniejsze jest jednak zdrowie, kiedy moi najbliżsi pozbyliby się ciężkich chorób, mój dom byłby najszczęśliwszym dla mnie miejscem w całym kosmosie.
OdpowiedzUsuńalkatraz007@o2.pl
UsuńMój wymarzony dom... Hmm, najlepiej gdzieś w lesie albo w puszczy, na uboczu, gdzie jest cisza, spokój. Drewniany domek z werandą, gdzie w słoneczne dni będę mogła siedzieć i słuchać szumu drzew i śpiewu ptaków. To takie miejsce, gdzie nikt nie będzie mi przeszkadzał, życie będzie toczyło się powolnym rytmem, zgodnie z naturą. Ach, ależ bym chciała mieszkać w takim domu ;)
OdpowiedzUsuńbookandcooking@gmail.com
Mój wymarzony dom, to miejsce pełne spokoju i starych rzeczy. Uwielbiam otaczać się rzeczami, które mają własną, ciekawą historię do opowiedzenia :komódki z wielką ilością szufladek, naftowe lampy dające miłe, ciepłe światło, haftowane obrusy czy też koronki. W domu tym powinno tak niedzisiejszo pachnieć pastą do podłogi, i piekącymi się kruchymi ciasteczkami...Lecz wiemy doskonale, że dom stanowią osoby..dlatego chciałaby aby każdy miał swój kącik, taki ukochany a kuchnia była wielka jak salon :) ponieważ znając moją rodzinę byłoby to główne miejsce wspólnych spotkań. ktoś kiedyś mądrze powiedział , ze nasz dom jest tam gdzie my jesteśmy, lecz myślę, ze również tam gdzie się spełniamy jako człowiek, gdzie nie ma miejsca na zakłamanie, gdzie wracamy z ogromną radością ponieważ jest to nasz skrawek na Ziemi. I ja bym taki dom chciała kiedyś mieć .. pozdrawiam serdecznie pyzikenator@gmail.com
OdpowiedzUsuńAniu, ja przesyłam Ci link do obrazka, jak chciałabym żeby wyglądał mój wymarzony dom:
OdpowiedzUsuńhttps://www.google.pl/search?q=wymarzony+dom&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=4isPU-S3Cqig4gSw_oHwDQ&ved=0CAcQ_AUoAQ&biw=1366&bih=641#facrc=_&imgdii=_&imgrc=dUqa9mjJKPiujM%253A%3BHJ8S1byjMTCC2M%3Bhttp%253A%252F%252Fimg.autokram.pl%252Fimages%252Fprojekt_268_7.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fdomator.wordpress.com%252F%3B500%3B317
Buziaki,
elementarz90@gmail.com
Mój wymarzony Dom...Nie napiszę jaki powinien być, tylko jaki jest! Bo od niedawna taki Dom, swój własny, w snach wyśniony mam:)
OdpowiedzUsuńMój Dom pełen jest optymizmu i uśmiechu.
Mój Dom budzi się do życia wcześnie, wraz z pierwszym radosnym krzykiem mojego dziecka. Powoli otwieram oczy wtulając się w ramię ukochanego męża i już wiem, że cokolwiek się wydarzy, to i tak będzie dobrze, bo mamy siebie.
Mój Dom to trzy osoby, trzy krzesła przy starym stole, trzy talerze wypełnione ciepłym śniadaniem, obiadem i kolacją.
Mój dom to tylko kilka ścian, ozdobionych naszymi wspólnymi radosnymi zdjęciami.
Mój Dom to dużo starych mebli, odnowionych naszym wspólnym trudem.
Mój Dom...Jak to dobrze, że go mam. Niby nic nadzwyczajnego, nic kosztownego i modnego. Ale jest Dom zbudowany z mocnych ścian miłości, Dom wytrzymały bo codziennie podsycany ciepłymi uczuciami, dobrym słowem i radosnych śmiechem dziecka, które nadaje zupełnie nowy sens życiu w naszym domu:)
Pozdrawiam, Agata agataja86@op.pl
Ps. Dziękuję za wywiad:)
Kiedyś gdzieś przeczytałam, że dom to nie tylko mury i dach. Dom to także ludzie, którzy w nim mieszkają czy to w luksusowym apartamencie, czy malutkim pokoiku. Dla mnie wymarzony dom to drewniany dom, w którym słychać korniki i tupot małych stóp dzieci biegających po tej podłodze. Wnętrza wypełnione miłością, szacunkiem, wzajemnymi relacjami zbudowanymi na zaufaniu. Także ściany te z cegieł, które widzą nasze łzy szczęścia i radości, chwile smutku i szczęścia, zastanawiania się na jaki kolor je pomalować, którą zasłonić meblami a którą nie... Dom to my nasze życie.
OdpowiedzUsuńkasia-16101@wp.pl
Mój wymarzony dom to dom w Sopocie z widokiem na morze. Mały, ale przytulny. Z tarasem. Noszę to marzenie w sercu. Widzę siebie o każdej porze roku, zasypiającą przy akompaniamencie szumu fal. Wracającą z pracy brzegiem morza. Dom pełen ukochanych drobiazgów. Gdzie każdy gość ma swój ulubiony kubek. Z fotelem bujanym i hamakiem, by sobie pobujać w obłokach, gdy przyjdzie na to ochota. Ala alusiaw@gazeta.pl
OdpowiedzUsuńMój wymarzony dom to taki gdzie będzie można spędzać każdą chwilę z rodziną. Drewniany domek- dokładnie taki jak ma jeden z braci Golców :) W środku kominek przy, którym każde zimne wieczory staną się ciepłe. Mój wymarzony dom to taki w którym panuje ciepła atmosfera, a ściany mają duszę i gdzie każdy kąt kojarzy się tylko z miłymi wspomnieniami i chwilami :)
OdpowiedzUsuńmail: natban1@wp.pl
Większość opisów w konkursie zgadza się z moimi wizjami Domu.Taki wymarzony, to oczywiście mało realny, ale pofantazjować zawsze można... Niedawno przypomniałam sobie swoje marzenie z dzieciństwa i młodości, które czasem nawet mi się śniło. Miałam przykrą młodość, nie wspominam jej miło. Czekałam na własny dom...a tymczasem nigdy się ze starego nie wyprowadziłam ;) Nie, nie żałuję. No, może czasem, gdy płacę kolejne faktury za niekończące się naprawy... Ale to mój dom. Mogę w nim wszystko. I to jest ten wymarzony- ze snów. Jestem w nim wolna. Nikt nie może mi niczego narzucić. Wprawdzie uzgadniam pewne kwestie z mężem, ale wiadomo,że mój głos jest najważniejszy ;) Dla niego kolor ścian, dekoracja okna, meble, to nie są kluczowe kwestie. Zupełnie jak dla mnie szczegóły dotyczące ogrzewania, albo elektryki... Przydatny ten prywatny chłop, chociaż w snach go nie było... Był duży pokój, mało pomieszczeń, bo nie lubię sprzątać. I mało okien z tego samego powodu. Kominek, fotel i książki. I właściwie to najważniejsze. Tymczasem życie podarowało mi nawet więcej! Bo czy martwić się brakiem tarasu, gdy mój balkon wychodzi na sad? Czy żałować,że nie mam pięknych pokoi, umeblowanych z gustem i smakiem, w zgodzie z trendami, skoro mam na czym zjeść i usiąść ? Są półki na książki, parapety, gdzie upycham kolejne doniczki. Miejsce na potrzebne narzędzia kuchenne, na sterty ubrań, poszewek, obrusików i nakryć...Albumy na zdjęcia, ramki, na których widzę nasze uśmiechnięte twarze w podróżach. Jest kanapa, gdzie na kocu polegują ze mną koty. Nie jest idealnie, ale to wszystko moje, nasze, wspólne. Wiele brakuje, ale najważniejsze jest- radość z ciepłego kąta. Pisze te słowa siedząc w wymarzonym domu. Zamiast kominka- grzejnik. Nie można mieć wszystkiego. Ale wcale nie trzeba, żeby być szczęśliwym :D
OdpowiedzUsuńtoporek@poczta.onet.eu
Mój wymarzony dom to nie tylko z cegły postawiona ściana.
OdpowiedzUsuńMój wymarzony dom to moja żona ukochana.
Mój wymarzony dom to nie ten za duże pieniądze pobudowany.
Mój wymarzony dom to pełne obrazów z naszego życia ściany.
Mój wymarzony dom to nie ten przez jeden rok pomurowany.
Mój wymarzony dom to ten przez całe życie z Tobą budowany.
Mój wymarzony dom to nie tylko piękny taras i płotek biały,
Mój wymarzony dom to Ja, Ty i nasz synek mały.
Mój wymarzony dom to nie tylko mebli pełne pokoje.
Mój wymarzony dom to Ty, szczęście moje. :)
Damian K. e-mail: Damianusxxx2@o2.pl
W piątek miałam okazję siedzieć z Magdą Kordel przy jednym stoliku i gawędzić (chwalę się). Jakby wszyscy pisarze (i nie tylko) mieli w sobie tyle skromności i pokory, jakże przyjemniej by się nam żyło. :)
OdpowiedzUsuńświęte słowa :)))
Usuń