środa, 5 lutego 2014

Wywiad z Krystyną Mirek i konkurs. Do wygrania "Miłość z jasnego nieba", książka ma dzisiaj premierę!!!

Krystyna Mirek jest pisarką powieści obyczajowych skierowanych przede wszystkim do kobiet, porusza bowiem w swojej twórczości tematy dotyczące głównie płci pięknej. Wykreowane przez nią postaci nie są wyidealizowane, nie mieszkają w bajkowym, wymyślonym świecie, nie żyją pod kloszem, z dala od trosk i problemów. Ich losy bywają pogmatwane, skomplikowane, trudne i pełne przeciwności, ale one nie poddają się tak łatwo, bo wierzą w miłość i w to, że musi być lepiej. 
Pisarka ukończyła polonistykę, ma męża i trójkę dzieci.  Pod tym adresem: http://krystynamirek.blogspot.com/ znajduje się strona autorska Krystyny Mirek. Przy okazji premiery najnowszej książki zatytułowanej „Miłość z jasnego nieba” chciałabym przybliżyć czytelnikom sylwetkę tej autorki.





Proszę powiedzieć nam kilka słów o Pani debiucie. Czy trudno było wydać pierwszą powieść? Skąd pomysł na zostanie pisarką?

KM: W moim przypadku najtrudniej było się odważyć wysłać tekst. Odpowiedź przyszła błyskawicznie, więc potem już było  łatwiej. Ale od momentu, kiedy pierwszy raz pomyślałam, że bardzo bym chciała napisać książkę, do wysłania tekstu minęło aż dziesięć lat.
Pomysł, by to zrobić, pochodzi z wnętrza, to jedno z pierwotnych pragnień, wpisane w osobowość chyba od urodzenia. Zawsze mi towarzyszyło, podobnie jak miłość do książek, ale nigdy się do niego nie przyznawałam, początkowo nawet sama przed sobą . Wydawało mi się zbyt wielkie.

Uważa Pani, że miłość to wdzięczny temat na książkę? Jest jej tyle odcieni, że można o niej pisać, pisać i jeszcze raz pisać?

KM: To z pewnością jeden z powodów, dla których warto się nią zajmować, gwarantuje, że pomysły na książki nigdy się nie skończą, bo choć tysiące autorów od tysięcy lat wciąż o miłości piszą, nie zdołali wyczerpać tematu.
Ale piszę na ten temat także dlatego, iż uważam, że miłość, we wszystkich swoich postaciach: do ukochanej osoby, rodziców, dzieci, rodzeństwa, świata, samego siebie, jest podstawą naszego życia. Jest  najważniejsza. Jeśli popełniamy błędy, to one bardzo często mają swoje źródło w zaburzeniu którejś z tych relacji, jeśli jesteśmy prawdziwie szczęśliwi, to dlatego, że w tych dziedzinach się układa. Kiedy jest się odpowiedzialnym za dom, dzieci i pracę, nie ma czasu na błahostki, piszę więc o tym, co uważam za najistotniejsze.


„Miłość z jasnego nieba”, najnowsza Pani książka, to historia o uczuciu, które nie ma prawa się spełnić, zakończyć szczęśliwie. Bohaterowie znajdują się po dwóch stronach barykady, stają przed trudnym wyborem, to sytuacja nie do pozazdroszczenia...

KM: Owszem, ale za to spotka ich w życiu coś bardzo cennego, co nie zdarza się każdemuJ

Co Pani myśli na temat modnych ostatnio „powieści z pieprzykiem”, czy proponowano Pani napisanie książki erotycznej? Jaki jest Pani stosunek do tego typu lektur?

KM: Tak, proponowano i były to kuszące oferty.  Pojawiały się rok temu, kiedy na listach bestsellerów królowały czarne i szare okładki zagranicznych erotyków. Wydawcy szukali wtedy polskich pisarek, które chciałyby podjąć temat. Ale nie przyjęłam tych propozycji, z różnych powodów. Nie mam takich planów i nie żałuję swojej decyzji.

Czy opisywane przez Panią historie są osadzone w realiach, mogłyby się zdarzyć w naszym prawdziwym życiu? Pytam, ponieważ nie miałam jeszcze przyjemności poznać Pani twórczości, przeczytałam tylko najnowszą powieść. 

KM: Myślę, że tak. Choć historie są w stu procentach fikcyjne, wyrosły z życiowych obserwacji i doświadczeń.  Staram się pokazywać prawdziwe życie, a opinie recenzentów świadczą o tym, że jest to słuszna droga, bo często ta cecha jest wskazywana jako zaleta moich powieści.

 „Pojedynek uczuć” z kolei opowiada o samotnym macierzyństwie. Niełatwa to sytuacja, nie do pozazdroszczenia, czy ciężko było o tym pisać? Czy odcisnęło to na Pani swoje piętno?


KM: To moja do tej pory najważniejsza książka. Powstała z impulsu. Zobaczyłam na własne oczy pewną bardzo przykrą sytuację i nie mogłam pomóc. Ani ja, ani nikt inny, kto był wtedy obok.
  Bo nasza władza nie sięgała tak daleko, jak  pana prezesa,  a w tej małej miejscowości to był jedyny zakład pracy.  Zwolnić się i zostać z małym dzieckiem bez środków do życia nie każdy może. Z tego poczucia bezradności i frustracji narodziła się opowieść. Jej pisaniu towarzyszyły bardzo silne emocje, ale to właśnie ona otworzyła mi drogę do serc czytelników.


Zaciekawiła mnie Pani i niebawem postaram się zapoznać z tym tytułem, czeka już na mojej półce na odpowiedni moment. 
Czy wczuwa się Pani w historie swoich bohaterów, czy targają Panią prawdziwe  emocje przy pisaniu? Czy oddaje Pani stworzonym przez siebie postaciom cząstkę siebie?

KM: Oczywiście, że tak, czasem wczuwam się nawet za bardzo i z trudem wracam do rzeczywistości J
Ale pisanie to także sposób na uwolnienie się od pewnych historii. One żyją w mojej głowie czasem całymi latami, przewijają się jak taśma filmowa i często obserwowanie ich kosztuje sporo wysiłku emocjonalnego. Zauważyłam z zaskoczeniem, że opowieści opisane milkną,  zostają na papierze i nie nachodzą mnie już nocami oraz w najmniej stosownych momentach.
Ale emocje zawsze są i z doświadczenia pięciu wydanych książek, wiem, że muszą być prawdziwe.  Im więcej ich towarzyszy pisaniu, tym wyżej czytelnicy oceniają opowieść, bo oni też chcą coś przeżyć podczas czytania. Jeżeli piszę o czymś, co dla mnie naprawdę ważne, odbiorca to czuje. To trudne, ale chyba nie ma innej drogi. Ja nie znamJ



„Droga do marzeń” jest o poszukiwaniu własnej drogi, o nadziei, ale też o tym, że może się okazać, iż ludzie, którym ufaliśmy zawodzą to nasze zaufanie. Jak Pani myśli, dlaczego tak się dzieje? Czy są zbyt słabi, kieruje nimi zazdrość, a może chodzi o coś zupełnie innego?

KM: Z tego pytania można by stworzyć dziesiątki opowieści. Tematu by nie zabrakło.  Bywa naprawdę różnie. Życie jest zawiłe, zaskakujące, często trudne. Dlatego z jednej strony trzeba zawsze być czujnym, bo nigdy nie wiadomo, która błaha z pozoru decyzja okaże się życiową, a z drugiej wybaczać sobie w miarę możliwości. Bo nie wiadomo, co nas samych czeka za zakrętem.

Skąd pomysł na specjalną dedykację, którą znaleźć możemy w najnowszej powieści?

KM: Powstał przypadkiem, a ma swoje korzenie w przeświadczeniu, że nigdy dość okazji i sposobów, by sobie wyznawać uczucia. Zwłaszcza w związkach o dłuższym stażu.

Którą swoją książkę poleciłaby Pani osobie, nie znającej jeszcze Pani twórczości?

KM: To zależy od wieku i zainteresowań. Ale zapewne ,,Pojedynek uczuć” albo najnowszą.

Jakim rodzicem jest Krystyna Mirek, jako mama trzech córek?

KM: Zwyczajnym. Staram się, ale jakieś błędy zawsze się wkradną. Dzieci i rodzina są dla mnie najważniejsze, dlatego czasem jestem przewrażliwiona i nadopiekuńcza. Jestem też taką mamą domową. Długo zostawałam z każdym nowonarodzonym dzieckiem, zanim wróciłam do pracy i teraz znów mnie to czeka, bo jestem w dziewiątym miesiącu ciążyJ Piekę drożdżówki, gotuję obiady i chociaż złapanie równowagi między pracą a rodziną nie jest łatwe, to właśnie godzenie tych dwóch sfer, bez zaniedbywania żadnej z nich jest moim podstawowym życiowym celem.

W takim razie życzę szczęśliwego rozwiązania i dużo, dużo zdrowia. 
Kto jako pierwszy czyta Pani powieści? Mąż, zaufana przyjaciółka?

KM : Jako pierwsi od początku czytają przyjaciółka, mama i najstarsza córka. To przedstawicielki trzech pokoleń, dzięki temu mam opinię z różnych punktów widzenia. Jedna z powieści (a było to trzysta stron, nawet nie chcę sobie przypominać, ile godzin pracy) którą wszystkie skrytykowały, została w szufladzie, bo i wydawca miał zastrzeżenia. Więc choć to pierwsze jury z pewnością nie jest w pełni obiektywne, to jednak dość miarodajne.

Czym jest dla Pani szczęście?


KM: Jest równowagą. Złapaniem balansu pomiędzy miłością, pracą, rodziną, zdrowiem, stabilnością finansową, własnym rozwojem, czystym sumieniem. Wszystkie te kierunki muszą się rozwijać razem, nie można jednego poświęcać, by osiągnąć inny. Wtedy człowiek czuje się szczęśliwy.

W jakim miejscu: na fotelu, krześle, w  łóżku, najlepiej się Pani pisze?

KM: Kiedyś umiałam pisać wszędzie, ale to było w czasach, kiedy tworzenie opowieści stanowiło hobby, było zajęciem spontanicznym i wykonywanym od przypadku do przypadku. Teraz jest to praca. Mam umowy, terminy i czytelników, którzy zaczynają mnie obdarzać swoim kredytem zaufania.  Musiałam więc zorganizować sobie miejsce do pisania z prawdziwego zdarzenia, bo choć wyobraźnia najlepiej działa, kiedy jestem zwinięta w kocyk na kanapie, to kręgosłup odmawia dłuższej współpracy w takich warunkach. Mam więc biurko, fotel i ulubioną lampkę. Ale i tak chodzę z laptopem po różnych miejscach i łapię każdą wolną chwilę. Tyle opowieści jeszcze czeka, a czytelnicy chcą, by były długie.  Trzeba pracować J

Bardzo dziękuję za rozmowę.

KM: Ja również dziękuję i pozdrawiam wszystkich serdecznie.

KONKURS:
Konkurs rozpoczynamy dzisiaj, 5 lutego, w dniu premiery. Potrwa do 12 lutego, do godziny 24:00. Wyniki ogłoszone zostaną do trzech dni roboczych, po zakończeniu zabawy. Krystyna Mirek chętnie zapozna się z Waszymi odpowiedziami na pytanie:  Czy wierzysz w taką miłość jak grom z jasnego nieba, która pojawia się znienacka i zmienia życie?

Odpowiedzi proszę zostawiać pod tym postem, w komentarzach, pamiętając o adresie e-mail, bym mogła skontaktować się ze zwycięzcą konkursu. Nagrodę w postaci powieści "Miłość z jasnego nieba" ufundowało wydawnictwo Feeria i Pani Krystyna Mirek. Dziękuję :)))






Pozdrawiam wszystkich czytelników, przypominam, że biorę udział w konkursie na Blog Roku 2013 i że do jutra, do 6 lutego, do godziny 12.00 można oddać głos na mój blog. Wystarczy wysłać sms na numer 7122 w treści wpisując F00058. Koszt to 1,23 zł. Pieniądze idą na szczytny cel, na łódzkie hospicjum dla dzieci osieroconych.


A tutaj moja recenzja książki, którą możecie wygrać w dzisiejszym konkursie: http://asymaka.blogspot.com/2014/02/krystyna-mirek-miosc-z-jasnego-nieba.html

Poza tym premierę ma dzisiaj również "Pensjonat marzeń" Magdaleny Witkiewicz, tutaj moja recenzja: http://asymaka.blogspot.com/2014/01/pensjonat-marzen-kontynuacja-szkoy-zon.html
Jej fragment pojawił się na okładce: 



Otrzymałam też imienne podziękowanie: 










36 komentarzy:

  1. Świetny wywiad. Gratulacje!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy wywiad, przeczytałam z przyjemnością:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wywiad, jak zawsze :-) Zgadzam się z Panią Krystyną - opowiadane historie muszą być prawdziwe. I tak, to prawda, że mają tendencje do nachodzenia i przewijania się w głowie dopóty, dopóki nie przeleje się ich na papier. Już od jakiegoś czasu mam ogromną ochotę na zapoznanie się z twórczością Pani Krystyny, więc spróbuję, co mi tam :) Wierzę w uczucie, nagłe zafascynowanie, które może trafić człowieka niczym grom z jasnego nieba. Wierzę, że wystarczy jedno spotkanie, jedno przelotne spojrzenie, delikatny dotyk, by nagle zapragnąć być przy danej osobie, poznać ją lepiej. To jakby przeczucie, zapowiedź czegoś większego, która rodzi się w nas i nie daje spać po nocach. Jednak to nie jest miłość, jeszcze nie, bo miłość moim zdaniem rodzi się z bliskości, z poznawania siebie. Na koniec pragnę pogratulować Pani Krystynie pociechy "w drodze" :) Dzieci są największym szczęściem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za gratulacje i miłe słowa. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. Bardzo interesujący wywiad, aż miło mi się go czytało i sporo dowiedziałam się o autorce. Zauroczyły mnie te torty w kształcie książki! ;) Gratuluję trafnych pytań.

    "Czy wierzysz w taką miłość jak grom z jasnego nieba, która pojawia się znienacka i zmienia życie?"

    Tak, wierzę w taką miłość. Może i jestem młodą osobą, ale doświadczyłam takiego uczucia. Jedno spojrzenie wystarczy, aby być pewnym, że to "TO", o czym marzą małe dziewczynki (i te duże też). Ja swojego partnera poznałam na kole historycznym w liceum. Podaliśmy sobie dłonie, aby się przedstawić, podniosłam wzrok i... Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie wiedziałam, że to jest tak naprawdę możliwe, dopóki sama tego nie doświadczyłam. Trzy lata jesteśmy razem, a moje życie obróciło się "do góry nogami". I jest to naturalna kolej rzeczy, wszystko wyszło samoistnie i wciąż jest piękne. Dlatego wierzę w ten grom z jasnego nieba, wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, wierzę w te całe "motylki w brzuchu", chociaż jestem realistką. Dlatego warto marzyć, warto mieć nadzieję, że człowiekowi pisany jest drugi człowiek i może go spotkać w najmniej oczekiwanym momencie. :)
    a_4marca@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Dałam znać o konkursie na fanpage'u swojego bloga. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wierzę. W mojej rodzinie jest wiele takich przypadków w każdym pokoleniu. I na ogół się udało mimo różnych kolei losu... Ale najpiękniej jest jak się na taką parę patrzy i człowiekowi się wydaje, że w mich ta miłość ciągle jest taka sama, a mają za sobą 60 lat wspólnego życia. Chciało by się tak... kasia_lawina@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawy wywiad :) Gratulacje Anka :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy wierzysz w taką miłość jak grom z jasnego nieba, która pojawia się znienacka i zmienia życie? Oczywiście. 34 lata temu uderzył mnie ten grom z jasnego nieba na widok mojego męża . Młody, przystojny chłopak otworzył drzwi i ...już byłam zakochana :) Zmieniło się moje życie i nadal zmienia. To najcudowniejsza rzecz, jaka przytrafiła mi się w życiu.To mój najlepszy przyjaciel na dobre i na złe. Zawsze jest przy mnie. Zawsze wierzył we mnie , Zawsze, codziennie, co chwilę,,,,:) gpst@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Wierze... Jestem romantyczną duszą :)
    To, że wierze, nie znaczy jednak, że przeżyłam :)

    zabulec6@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Andrzej Sapkowski na temat miłości powiedział: „O miłości wiemy niewiele. Z miłością jest jak z gruszką. Gruszka jest słodka i ma kształt. Spróbujcie zdefiniować kształt gruszki”.

    Dokładnie to samo można powiedzieć o miłości. Jest to najpiękniejsze uczucie, które rozświetla życie każdego człowieka, nadając mu sens, ale nie poddaje się jakiemuś konkretnemu zdefiniowaniu. Miłości nie da się zważyć ani zmierzyć, nie można określić jej wielkości ani siły. Miłość ma różne oblicza i odcienie. Może przychodzić i objawiać się na różne sposoby. Czasami przychodzi cichutko, powoli, niepostrzeżenie. Zdarza się też, że zjawia się nagle, znienacka, jako potężna siła, jak przysłowiowy grom z jasnego nieba, zupełnie zmieniając życie człowieka. Tak, właśnie w taką miłość również wierzę.

    Często można spotkać się z twierdzeniem, że prawdziwa miłość musi być oparta na dłuższej znajomości dwojga ludzi, gdyż żeby kogoś pokochać, trzeba go najpierw poznać, aby pokochać za coś. Nie do końca zgadzam się w tą opinią. Owszem, w wielu przypadkach tak właśnie jest, że miłość pojawia się między ludźmi, którzy znają się już dość dobrze. Ale nie jest to, według mnie, regułą. I niekoniecznie trzeba pokochać kogoś za coś. Pięknie ujął to ksiądz Jan Twardowski, który powiedział: „Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko. Kocha się za nic”. Właśnie tak uważam. W związku z tym, że miłość jest uczuciem tak bardzo nieprzewidywalnym i niepoddającym się żadnym regułom, wierzę, że może narodzić się nagle, z niewytłumaczalnych racjonalnie powodów. Zresztą czy miłość to uczucie racjonalne? Chyba nie. Człowiek w miłości może nieraz kierować się rozumem, ale przede wszystkim podąża za głosem serca. A z sercem się dyskutuje. Człowiek poddaje się sile miłości, niczym listek sile wiatru, który go unosi, raz w górę, raz w dół.

    Miłość, która spada na człowieka nagle, jak grom z jasnego nieba, bardzo często zmienia jego życie. Czasami okazuje się, że z miłości jest on zdolny do rzeczy, o które sam by siebie nie podejrzewał. I to jest właśnie piękne w miłości: że wyzwala w człowieku siłę, daje mu moc do zmiany życia na lepsze.

    Tak więc wierzę w taką właśnie miłość. Zresztą sama jej doświadczyłam, więc jakże bym mogła nie wierzyć? I poznania takiej miłości życzę każdemu.

    Dorota
    april.dp1@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  11. W moim wieku człowiek ma w sobie więcej rozwagi niż romantyzmu, więc i w miłości bardziej słucha rozumu niż serca. I choć nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, to chciałabym żeby właśnie taki grom mnie trafił i sprawił, żebym przestała kalkulować, analizować i poszła za głosem serca, tylko co na to mąż powie? Związki ewoluują i z czasem przychodzi tęsknota, za wielką miłością, cudownym olśnieniem, które wyrwie nas z szponów codzienności,. Być może dlatego tak lubię książki, bo w nich wszystko jest możliwe i każda kobieta ma szansę na przeżycie, czegoś niesamowitego, o czym nawet nie śniła – wystarczy jedna strzała Amora.

    agatrzes@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. W taką miłość wierzę,bo sama jestem "szczęśliwą ofiarą" takiego uczucia.Uczucie,które spadło na głowę jak grom i trzyma się mocno trzydzieści dwa lata!Można?Można!
    jolunia559@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. No więc nie będę oryginalna, a juz myslałam:) Przedmówczyni ma lepszy wynik ode mnie.....Wierzę zdecydowanie, bo taka miłość poraziła nas 30 lat temu, kiedy byliśmy z mężem nastolatkami (15 i 18 lat). walneło, zaiskrzyło, wybuchło i trzyma do teraz i powiem Wam, ze wcale sie nie tli po 25 latach, ale dalej plonie:) Jednak nie samo, niestety, trzeba dbać o ten ogień bardzo, oj trzeba dbać:) Ale warto:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i oczywiście tak się zatraciłam we wspomnieniach, ze zapomniałam o adresie: iwona067@gmail.com

      Usuń
  14. "Miłość jak grom z jasnego nieba" - oczywiście że wierzę:) teraz tym bardziej bo od 20 miesiecy jestem szczęśliwą meżatką i to za sprawa takiego gromu:) Spotkalismy się na poprawinach znajomych spojrzeliśmy sobie w oczy i wiedzieliśmy że to jest to:) od tamtego dnia jestem najszczęsliwszą osobą:) choć na poczatku dzieliło nas 100km szybko to zmienilismy i bylismy już nierozłączni:) a po 2 latach połączeni nie tylko gromem ale i węzłem małżeńskim:)))))) ale i przed tym spotkaniem wierzyłam że istnieje taka miłośc :)bo czym byłoby życie bez takiej miłosci i bez wiary w nia.... dla mnie byłoby niepełne czegos by mi brakowało za czyms bym teskniła.... Na szczęście mnie odnalazła i uczyniła świat piekniejszym:)))

    OdpowiedzUsuń
  15. zuzia363@wp.pl mój meilik:) tak się rozmarzyłam o tej miłosci że zapomniałam:)))

    OdpowiedzUsuń
  16. Odpowiedź:
    Owszem, uważam, że miłość może zmienić życie, ale nie określiłabym jej "gromem z jasnego nieba".
    Bo miłość nie od razu jest miłością w pełni tego słowa znaczeniu. Nie spada na nas ot, tak, bez żadnych wątpliwości, bez żadnych rozterek. Ona czeka, pojawia się, nabiera ostrości, dojrzewa, rośnie w siłę. Nie da się wyczuć ani tym bardziej przewidzieć momentu, kiedy uczucie zgodzi się całkowicie z naszą własną definicją "miłości", którą zawsze gdzieś tam w myślach tworzyliśmy. Gromem z jasnego nieba będzie odkrycie, że właśnie teraz, tak, właśnie w tej chwili na pewno kochamy, ale nie sama miłość, bo ona nie przychodzi znienacka, a przychodzi z czasem.

    E-mail: animi@onet.eu

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  17. Muszę wierzyć, bo taka miłość mnie spotkała. Zmieniła moje życie, z imprezowej dziewczyny zostałam Misiem do przytulania, do gotowania, przyjacielem w każdej chwili. Czy żałuję? Oczywiście, że nie, życzę każdemu by coś takiego go spotkało, chociaż raz w życiu (i oby ostatni;))
    riana@wp.pl

    OdpowiedzUsuń

  18. Na pytanie"Czy wierzysz w taką miłość jak grom z jasnego nieba, która pojawia się znienacka i zmienia życie?" odpowiem w następujący sposób:
    I tak, i nie.
    Owszem, taki przypadek zdarzyć się może, wtedy wszystko jest w różowym kolorze i unosimy się 30 cm ponad chodnikami. Tylko takie uczucie - wydaje nam się, że wyjątkowe i jedyne - często pryska jak bańka mydlana, fraszka- igraszka zabawka blaszana... Tak jak znienacka się pojawiło - tak nagle znika. Ale było! W swym trwaniu istniało i wtedy było prawdziwe i jedyne. Cóż, widocznie nie mogło być wieczne. Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los trzeba będzie stracić - śpiewała Anna Jantar. - Za miłość kiedyś przyjdzie nam zapłacić.
    Gromem bywa raczej zauroczenie, fascynacja. Trwałe uczucie buduje się wytrwale, cegła po cegle wznosząc mur, który - paradoksalnie -nie dzieli, ale łączy.
    Zarówno nagłe uczucie, jak i to stopniowo budowane, mogą zmienić nasze życie. Niewykluczone, że u podwalin naszej "budowli" będzie ten przysłowiowy już "grom". Bo to się zwykle tak zaczyna...
    A mi w głowie zaczynają się snuć rozmaite melodie, zatem kończę wypowiedź, póki pamiętam, by podać adres:
    agn.grabowska@autograf.pl

    OdpowiedzUsuń
  19. Czy wierzę w miłość jak grom z jasnego nieba, która pojawia się znienacka i zmienia życie? Oczywiście, ze tak !!! I mało tego - taka miłość przydarzyła mi się 20 lat temu...i teraz jest moim mężem ;)
    ewakubus@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  20. Trudno mi uwierzyć w coś, czego nigdy nie doświadczyłam. Chyba za mocno stąpam po ziemi, choć głowa jest wysoko w chmurach. Ale po cichu, w skrytości gdzieś tam się tli wiara w miłość od pierwszego wejrzenia, w miłość, która powali człowieka jak grom z jasnego nieba. A póki mnie nie powali, to nie uwierzę, choćby znajomi opowiadali o swym porażeniu miłosnym lub o którym bym to czytała w książkach. Ja po prostu muszę przekonać się o tym na własnej skórze.

    martucha180@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  21. Napiszę krótko.
    Wierzę i na jej cześć napisałam wiersz.

    „Moje zmartwychwstanie”.

    Kocham oczy, które dały blasku
    oczom moim.
    Kocham usta, które dały uśmiech
    ustom moim.
    Kocham oddech, który dał piersiom
    moim tchnienie.
    Kocham serce, które dało zmartwychwstanie
    mojej duszy.
    /Ewa Maćkowiak./

    ewa_maćkowiak@autograf.pl

    Fajny wywiad. Dziękuję i pozdrawiam Ewa.

    OdpowiedzUsuń
  22. Myślę, że istnieje miłość tak nagła i zaskakująca, która serce doprowadza do najwyższych obrotów, a umysł do szaleństwa. Nie jest to uczucie często spotykane, bo miłość mimo wszystko wymaga czasu. Potrzebny jest czas na rozmowy, poznawanie się, staranie o swoje względy…czas na namiętność i drżenie ciał…czas na to, aby klapki opadły z oczu i aby móc zaakceptować wady, nawyki, te drobne potknięcia, z którymi będziemy żyć do grobowej deski. Bo prawdziwa miłość, ta dojrzała, głęboka musi być cierpliwa. Nikt nie jest przecież idealny!

    Coś jednak ciągnie ludzi do siebie. Widzą się po raz pierwszy, a towarzyszy im uczucie swobody i lekkości, jakby znali się od lat. Nie krępują się patrzeć sobie prosto w oczy. Uśmiech nie schodzi im z ust. Przejmują się tym, jakie zrobili wrażenie i wyrzucają sobie z wielką złością, że powiedzieli coś banalnego czy niewłaściwego i może tym stracili szansę na kolejne spotkanie, tak upragnione jak kropla wody na pustyni.
    Pierwsze wrażenie może być mylne, zbyt pochopne, ale zdarza się i tak, że decyduje o dalszym naszym losie. Dajemy sobie szansę, chyba w skrytości marząc o miłości, bo przecież nie próbując, nie przekonany się czy serce dało nam właściwy sygnał.
    Mnie miłość nie zaskoczyła, pojawiała się stopniowo i na dobre zagnieździła się w moim sercu. Cieszy mnie jednak świadomość, że zdarzają się przypadki tych nagłych, gwałtownych uczuć, które zmieniają życie, bo oznacza to, że w miłości nie ma żadnych reguł, każda jest inna, bo i nie ma dwojga takich samych osób, a ta różnorodność jest tak potrzebna jak powietrze. Daje nadzieję nawet największym niedowiarkom. Miłość potrafi dokonać rzeczy z pozoru niemożliwych i to jest cud!
    „Słyszałem, że miłość to dwie samotności, które spotykają się po to, by im było lżej w życiu.”

    NAMALUJ MI SŁOŃCE – Gabriela Gargaś

    Pozdrawiam

    edyta.cha@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  23. Pewnie! Właśnie takiej doświadczyłam.
    Było słoneczne lato. Moja rodzina, ze względu na pracę taty, musiała się przeprowadzić do dużego miasta. Od września czekała na mnie klasa maturalna, egzaminy na studia, a ja kompletnie sama w dużym mieście, nikogo nie znałam. By poznać nową okolicę chodziłam z moim psiakiem na spacery. Niedaleko był park. Codziennie tam czytałam popołudniami. Czułam się wtedy opuszczona przez dawnych znajomych, dlatego uciekałam w świat książek, by móc choć pomarzyć o pięknej przyjaźni, miłości, której tak bardzo wówczas potrzebowałam. Po pewnym czasie zauważyłam, że niedaleko mojej ławki siedzi chłopak. Również czyta. Miałam wrażenie (jak się później okazało mylne), że na mnie nie spogląda... Pewnego dnia moja ławka była zajęta. Miejsce było dopiero na ławce, na której siedział owy chłopak. Podeszłam z dużym lękiem i nieśmiało zapytałam, czy mogę usiąść się i czy nie będzie przeszkadzał mój pies. Odparł nie. Nasze spojrzenia się spotkały. Dziś już nawet nie pamiętam, jak długo patrzeliśmy na siebie, ale jestem pewna, że właśnie w tym momencie strzała Amora w nas mocno uderzyła. Ładnie się do mnie uśmiechnął. Czułam, że to jest TEN. Ten nieznajomy, wysoki, szczupły blondynek z niebieskimi oczami, co tu dużo ukrywać, wpadł mi od razu w oko…, ale nie dałam niczego po sobie poznać. Nie planowałam zakochania, najważniejsza była dla wówczas nauka, a mama zawsze mi mówiła, że to przeszkadza w nauce. W międzyczasie poznałam koleżanki z osiedla. Okazało się, że będziemy chodziły do tej samej szkoły. Zaczęłyśmy spotykać się, pokazywały mi miasto, szkołę. Nadal chodziłam na te spacery o tej samej porze, ale niestety już potem go nie spotykałam. Martwiłam się, że go nie ma... Miałam nadzieję, że jeszcze go kiedyś zobaczę. Jedna z koleżanek zaprosiła mnie na urodziny, które odbyły się w ostatni weekend wakacji. Poszłam z ciekawości, by poznać ludzi. Tego dnia byłam jakoś szczególnie poddenerwowana, 2 razy przebierałam się… Poszłam… Oczywiście byłam spóźniona… Zabawa trwała już na całego… Oprócz tych koleżanek nikogo nie znałam. Nie wiedziałam, jak się zachować, co robić… Zauważyłam puste krzesło przy stole. Usiadłam się. Nie wiem, ile sama siedziałam patrząc, jak super bawią się inni… Nagle ktoś się do mnie dosiadł… Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, to był właśnie ten chłopak, którego spotykałam w parku. Głos mi drżał… Przyniósł mi sok. Zaczęliśmy rozmowę. Powiedział, że ostatnie 2 tygodnie spędził na obozie pływackim i dlatego nie chodził do parku. Też nie mógł o mnie zapomnieć. Na początku było mi trudno mówić… Ale było miło. Przyznam, że dziś już nie pamiętam, o czym wówczas rozmawialiśmy. Pamiętam tylko szybkie bicie mojego serca. Rozpoczął się rok szkolny. Okazało się, że byliśmy w tej samej klasie. Interesowało nas to samo, chodziliśmy na te same kółka tematyczne. Zaczęło nas coraz więcej spraw łączyć. Nawet mieszkamy blisko siebie. Potem wspólnie się uczyliśmy i nawet nie umiem określić dokładnie, kiedy staliśmy się nierozłączni. Maturę zdaliśmy super, dostaliśmy się na te same studia. Byliśmy już dość długo razem, ale nie przypuszczałam, że to będzie już ten czas… W związku z tym, że widujemy się codziennie, to spotkanie w Walentynki w zeszłym roku było czymś najzupełniej normalnym. Jak zwykle poszliśmy na długi spacer z moim psem, w nasze ulubione miejsce, gdzie widzieliśmy się I raz. Była ładna pogoda, już po egzaminach, więc nie musieliśmy się spieszyć. Humory dopisywały. Gdy doszliśmy do naszego miejsca poznania, usiedliśmy na naszej ulubionej ławce, wkoło cisza i spokój, to on wyciągnął małe pudełeczko, a w nim pierścionek z brylantem… Zapytał, czy zechciałabym spędzić z nim resztę życia… Zaniemówiłam… Mimo że myślałam kiedyś już o tym, to byłam zaskoczona. Padło TAK. Uważam, że każdy dzień jest zaproszeniem do szczęścia, że każde miejsce i każda chwila są dobre na miłość. Nigdy nie wiadomo, co i gdzie może nas spotkać. Spotkała nas miłość od pierwszego spojrzenia, spadła na nas jak grom z jasnego nieba, pojawiła się znienacka i odmieniła nasze życie! Pozdrawiam, Iza, izka3@op.pl

    OdpowiedzUsuń
  24. Miłość. Jakakolwiek by nie była, zawsze jest silna, porywająca, przewartościowująca i zmieniająca całe życie. Bez względu na to, w jakich sytuacjach się pojawi, uniemożliwia logiczne myślenie i sposób postrzegania świata.
    Miłość niejedno ma imię. Obronić się przed nią nie da. Bo miłość jest jak grom. Przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie - tracimy wyczucie czasu, koncentrujemy się na czymś tak ulotnym i lekkim, że ciężko się skupić na zupełnie czymś innym.
    Miłość. Piedestał poetów i wielkich tego świata. Odkrywana powoli, burzona murem samotności.
    Miłość - zalotna, wymalowana, pachnąca, namiętna, niekiedy obca i zimna, jak lody Arktyki.
    Miłość, cóż znaczy?
    Dla każdego co innego. Dla jednych to tchnienie wiosny, szczęście u boku jedynego mężczyzny bądź kobiety, dla innych to dziecko, czy świadomy wybór samotności.
    Tak, miłość jest WIELKA. Dlaczego miała by nie być. Miłość, to przecież miłość. To nieopisane do końca uczucie, które też potrafi uderzyć gromem z jasnego, całkiem bezchmurnego nieba. Potrafi przewrócić poukładane życie, obrócić orbitę wokół serca, a nawet stanąć na głowie, czy przegryźć dżdżownicę - jak w książce znanej pisarki.
    I wierzę w taką miłość. Albo powiem inaczej - chcę wierzyć, bo z mojej miłości zostały już strzępki, nawet nadzieja się wypaliła - brak maleńkiej iskierki w ognisku.

    OdpowiedzUsuń
  25. Wierzę w miłość jak grom z jasnego nieba, która pojawia się znienacka i zmienia życie :) Wierzę też w to, że tylko wiara pozwala taką miłość spotkać.
    Czasem idziemy ulicą i wystarczy jedno spojrzenie i już wiemy, że to jest to, że to coś wyjątkowego i niespotykanego... Wtedy już tylko od nas zależy czy wykorzystamy swoją szansę. Możemy przejść obojętnie, a potem żałować do końca życia i mówić, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Możemy też zatrzymać się na chwilę i powiedzieć po prostu: cześć... dać sobie i miłości szansę, a potem zobaczyć co z tego wyjdzie...
    Najważniejsze, by nie przegapić swoich pięciu minut i nie stracić swojej szansy na miłość!

    Pozdrawiam :)
    biedro_nka@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie, nie, nie! Nie wierzę! Miłość to za poważna sprawa na takie cuda. Zakochanie... owszem, fascynacja, jeszcze ujdzie, ale nie miłość. Zakochanie, które przejdzie w miłość, dlaczego nie, ale ja tego stanu nie nazywałabym "miłością" zbyt wiele kobiet wierzy w tę bajkę i zbyt wiele potem marnuje sobie życie! Każda tego pragnie, każda czeka, każdej się wydaje, a potem... no cóż, zwyczajne życie, szara codzienność, bylejakość i zawód, a przecież to i tak nie jest najgorsze, bywają o wiele straszniejsze scenariusze! Miłość to coś więcej niż motyle w brzuchu i drżenie rąk.... Nie ma co się czarować. Uważam, że to po prostu niemożliwe, a nawet jeżeli czasem się zdarzy komuś, przez przypadek, to dzięki niemu samemu, a nie "gromom", dzięki pracy nad związkiem...
    imarba@wp.pl (Iwona B.)

    OdpowiedzUsuń
  27. Tak, zdecydowanie wierze, ponieważ taka mi się przytrafiła, jak o godz 19 będąc na Rynku Krakowskim byłam osobą myślami daleko od zakochania to o 19.03 już tą samą dziewczyną nie byłam :) I tak wierzę, ze może to spaść na człowieka jak grom z jasnego nieba. Długo byliśmy razem, choć nie pobraliśmy się, ale te dni i te lata uważam za jedne z najwspanialszych w moim życiu. Uważam ,ze oprócz gromów jest w nas po prostu intuicja , która nam pewne rzeczy podpowiada, i która sie tez kierujemy :)) pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  28. To ja się wyłamię. Nie. Nie wierzę w miłość, która spada jak grom z jasnego nieba. To nie jest miłość, tylko zakochanie, fascynacja, zauroczenie, olśnienie, błysk, coś, co się nagle poczuło, ale nie miłość. Miłość jest bowiem oddaniem drugiej osobie, szacunkiem do niej, rezygnacją z siebie dla drugiej osoby i ostatecznie czymś, co wymaga pracy, cierpliwości, zrozumienia, zaangażowania, ale przede wszystkim poznania drugiej osoby. Nie jesteśmy wilkołakami, żeby sobie kogoś wpajać. Dlatego nie jesteśmy w stanie czuć miłości na zawołanie. Owszem, zakochanie może zmienić się w prawdziwą miłość, zawsze zmienia życie, choćby przez to, że wpuszczamy do niego drugą osobę. Ale samo zakochanie nie jest jeszcze miłością. Bo co innego znaczy zakochać się w kimś, a co innego pokochać kogoś.

    elwira_teksty@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  29. A wypróbuję się i tu.
    Bardzo chcę wierzyć w taką miłość. DO tej pory moje uczucia ewoluowały, nie doświadczyłam tego WOW. Ale to spotkało mojego brata i bratową. I tak mój racjonalny, logiczny brat stał się romantykiem pierwszej wody. List który napisał do mojej bratowej wzruszył mnie do łez, bo nie przypuszczałam, ze to jego zmieni uczucie. Zwłaszcza, że on negował takie rzeczy. A poznał moją bratową, która przypadkiem została bez mieszkania i szukała stancji. Otworzyły się drzwi, spojrzeli na siebie i TRACH. Na Wszystkich Świętych do domu przyjechał już zupełnie inny człowiek. Zakochany, z błyszczącymi oczami, inny.
    Dlatego ja nie tylko wierzę, ale wiem że takie sytuacje się zdarzają. Wiem, że miłość zmienia człowieka, jego świat, robi prawdziwą rewolucję. Mam nadzieję, że tego doświadczę. Na razie się nie zanosi, no ale cóż....
    kasiam203@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  30. Tak, wierzę w miłość jak grom z jasnego nieba, która pojawia się znienacka i zmienia życie :) 32 lata temu mój tato przypadkowo zajrzał do mamy do pracy, po 3 miesiącach znajomości byli już małżeństwem. Kuzynka, na której cała starszyzna w rodzinie postawiła już krzyżyk - miała zostać starą panną na zawsze, ale wyjechała do pracy do Hiszpanii, gdzie poznała przyszłego męża Hiszpana (po 40 roku życia wzięła ślub). Ufam, że i mnie spotka niespodziewana miłość, która uczyni mnie szczęśliwą!

    OdpowiedzUsuń
  31. Czy wierzysz w taką miłość jak grom z jasnego nieba, która pojawia się znienacka i zmienia życie?

    Co mam nie wierzyć, wierzę... Też i mnie Amor zamontował strzałę w kuper- całkowicie znienacka, bez mojej zgody, mącąc wszystkie plany i marzenia. Zawsze samotna, zbuntowana, nie miałam ochoty na jakieś wzdychania po kątach. Złośliwie komentowałam spijanie z dzióbków, trzymanie za rąsie i romantyczne patrzenie w oczy. Oczywiście, los postanowił sobie ze mnie zakpić i dokładnie to samo zaaplikował mnie. Okropność! Zero kontaktu z otaczającym światem, bujanie w obłokach, motylki nie tylko w brzuchu, ale w całym organizmie. Totalny brak logiki, swego rodzaju zaćmienia umysłu, kompletne zafiksowanie jednym temacie. On, jemu, z nim, o nim, dla niego... Doprawdy, żal wspominać ;) Na szczęście nic nie trwa wiecznie i z czasem rozum wrócił, niestety po fakcie zaobrączkowania. Papiery, urzędy, kwity, podania, kasy, terminy... Wybieranie sukni, obrączek, baloników, dekoracji na samochód, menu... A potem znów papierki...Ten etap mam za sobą i nie zamierzam zbłądzić znowu :) A co jeśli zauroczenie znowu na mnie spadnie? Jeśli na ulicy wpadnę na kolejną miłość mojego życia? Amor bywa złośliwy, nigdy nie ma gwarancji, że zaatakuje tylko raz. Co wtedy? Z miłością nie wygrasz, miłość jest najważniejsza, miłość ci wszystko wybaczy... Sloganów reklamowym sporo,ale w życiu bywa różnie. Zostawić wszystko co znam i kocham, by iść za ukochanym? A jeśli jest żonaty? Rozbijać rodzinę? Albo zniszczyć karierę, to co budował przez lata? A jeśli byłby księdzem? Wtedy wywrócilibyśmy cały nasz świat do góry nogami? Czy to warto-dla jednego gromu z nieba? Czy wolno? Mam nadzieję, że z czasem miłość jest bardziej przewidywalna. Nie wyskakuje znienacka, jak diabeł z pudelka. Nie krzyżuje planów, nie karze wybierać...Wiem-łudzę się...Serce nie sługa, krew nie woda, nie ma na świecie nic pewnego...

    toporek@poczta.onet.eu

    OdpowiedzUsuń