Maria Ulatowska od dawna wiedziała, że kiedyś napisze
książkę. Udało się spełnić to marzenie dopiero na emeryturze, ponieważ
wcześniej praca związana z prawem dewizowym pochłaniała autorkę bez reszty.
Zadebiutowała powieścią „Sosnowe dziedzictwo”, którą czytelnicy od razu
pokochali. Przyznaje, że bardzo chętnie zamieszkałaby w otoczeniu dworku
mieszczącego się w pobliżu sosen, z dala od zgiełku, tłumów, wśród przyrody.
Niebawem ukaże się
kolejna powieść autorki „Prawie siostry” i w związku z tym postanowiłam
poprosić pisarkę o chwilę rozmowy.
Skąd wziął się pomysł na pisanie bloga: http://sosnowyblog.blogspot.com/?
Ktoś Panią do tego namówił czy to Pani własna inicjatywa, od początku do końca?
Ten blog to tylko taki
parablog. Na prowadzenie bloga właściwie nie mam czasu. Tam więc tylko czasami
piszę o książkach, najczęściej o książkach polskich autorów.
„Sosnowe dziedzictwo” to Pani debiut literacki. Czy trudno
było zaistnieć na naszym polskich rynku wydawniczym osobie, która dopiero
zaczynała swoją przygodę z pisaniem?
Moje pojawienie się na polskim rynku było w
zasadzie bezbolesne. Ot, po prostu moja książka wpadła we właściwym czasie we
właściwe ręce. Na szczęście – we wspaniałym wydawnictwie. Miałam szczęście i
tyle.
„Domek nad morzem” to
powieść, która między innymi odpowiada na pytanie, czy emerytura oznacza kres
wszystkiego. Pani udowodniła nam, że absolutnie nie, wydaje Pani powieści, ma
masę pomysłów na kolejne ciekawe historie, czy trudno było zmierzyć się ze
stereotypem polskiej „emerytki”?
Nie mam pojęcia, chyba
nie zdążyłam być „stereotypową emerytką”. Miałam trochę więcej czasu niż
zwykle, a że moja praca zawsze polegała na pisaniu (pisałam projekty aktów
prawnych), spróbowałam napisać coś „niezawodowego” – i jakoś mi się udało.
Przeczytałam na Pani blogu, że literatura powinna nie tylko
bawić, ale też uczyć. Czego stara się Pani nauczyć czytelników poprzez swoje
powieści?
Przede wszystkim
języka polskiego. Tego, że można żyć bez przekleństw i wulgaryzmów. Oraz tego,
że życie – owszem, jest brutalne, trudne i ciężkie, ale przecież dookoła są też
mili i dobrzy ludzie – i to ich warto dostrzegać.
Ma Pani wśród pisarzy osoby, które Pani ceni? Uważa Pani, że
możliwa jest w tej branży prawdziwa sympatia, szczera, bezinteresowna przyjaźń,
bez zazdrości?
Oczywiście, że
istnieje bezinteresowna, szczera przyjaźń. Mam takich przyjaciółek 11, tworzymy
naprawdę dobraną grupę, wspieramy i popieramy się wzajemnie, a jeśli któraś którejś
czegoś zazdrości, to tylko tak po cichu i życzliwie. Spotykamy się przy każdej
okazji i bez okazji. Codziennie jesteśmy razem w Internecie.
Moje przyjaciółki to
grupa wspaniałych polskich autorek – wymienię je alfabetycznie: Hanna Cygler,
Anna Fryczkowska, , Agnieszka Gil, Joanna Jodełka, Manula Kalicka, Agnieszka
Lingas-Łoniewska, Lucyna Olejniczak,
Małgorzata Warda, Mariola Zaczyńska, Anna Zgierun-Łacina, Magdalena Zimniak.
Myślę, że i Pani, i czytelnicy Pani bloga znają je wszystkie i – oczywiście –
ich książki.
Zgadza się, znane są mi nazwiska naszych polskich pisarek i
cieszę się, że tak dobrze się Panie rozumieją.
Przygodę z Pani twórczością zaczęłam od „Przypadków pani
Eustaszyny”. Książka mnie bawiła, polubiłam postać tytułowej starszej pani, ale
jednocześnie bardzo ucieszył mnie fakt, że mówi Pani wprost o absurdach
panujących w naszym kraju, jak chociażby służba zdrowia. Czy i Pani ma nadzieję
na to, że kiedyś się to zmieni?
To jest pytanie, na
które jedyną słuszną odpowiedzią byłoby: oczywiście! Ale aż tak optymistycznie
nastawiona do rzeczywistości, niestety, nie jestem.
Za co kocha Pani spotkania autorskie?
Za kontakt z żywym
czytelnikiem, za możliwość obserwacji wspaniałych i autentycznych reakcji. Za
siłę, jaką mnie ładują takie spotkania. Za uśmiechy czytelników i ich wielkie
serca.
Proszę opowiedzieć nam o „Kamienicy przy Kruczej”, pomysł
narodził się dzięki pewnemu panu, prawda?
Tak, czytelnik mojej
pierwszej książki, „Sosnowe dziedzictwo”, w której ta kamienica „wystąpiła” po
raz pierwszy. Okazało się, że pan ten w owej kamienicy mieszkał (jak i ja,
zresztą). Odwiedził mnie na warszawskich targach książki, namówił na spotkanie
i naopowiadał mi mnóstwo historii, z których jedna posłużyła mi za tło
opowieści o losach pewnej kamienicy.
Wspaniała historia.
„Czytać muszę, tak, jak muszę oddychać” takie słowa ma Pani
na stronie tytułowej swojego bloga, czy czyta Pani od zawsze? Jakiś gatunek
darzy Pani szczególnym sentymentem?
Czytam od piątego roku
życia. Lubię thrillery, kryminały i oczywiście powieści obyczajowe. Lubię także
powieści przygodowe, podróżnicze, biografie. Nie czytam horrorów i s-f. Nie
lubię książek mrocznych i ponurych.
Czy pisząc pierwszą książkę spodziewała się Pani, że stanie
się „prawdziwą pisarką”? W którym momencie poczuła się Pani nią w pełni?
Cały czas jestem
praktykantką.
„Prawie siostry” to Pani siódma powieść. O czym ona jest? Przybliży
nam Pani temat przyjaźni, o którym mówi Pani w tej książce?
To historia o trzech
przyjaciółkach, które łączy – lub dzieli – ten sam mężczyzna. Przyjaźń i lojalność to coś, co pozwala im przetrwać.
A powieść o zabójcy, która krążyła jakiś czas temu po Pani
głowie? Czy nadal ma Pani zamiar ją napisać? A może tworzy Pani coś innego?
Kolejną świetną książkę, pełną humoru i ciepła?
Powieść o zabójcy
powstała – w kooperacji z „prawdziwym kryminalistą”, Jackiem Skowrońskim,
autorem trzech wspaniałych kryminałów i wielu opowiadań. Ukaże się w drugiej
połowie roku, w wydawnictwie Prószyński i S-ka.
Początkowo irytowała mnie postać Franki z „Całkiem nowego
życia”, wiem jednak, że gorzka lekcja, jaką
dostała od losu nauczyła ją siły i
odwagi. Czy uważa Pani, że każdy z nas musi coś stracić, by coś innego docenić?
Myślę, że takie po
prostu jest życie. Każdy z nas dostaje od losu jakąś lekcję, w tym rzecz, żeby
wyciągnąć z niej właściwe wnioski.
Dziękuję za spotkanie z Panią na kartach powieści.
„Kamienica przy Kruczej” szczególnie zapadła w moją pamięć, a Pani którą swoją
powieść uważa za najbardziej wartościową?
Matka kocha jednakowo
wszystkie swoje dzieci. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. To już muszą
ocenić moi czytelnicy. W zasadzie wszystkie książki mają swoich zwolenników i
przeciwników. Wyjątkiem jest „Całkiem nowe życie”, które – do tej pory – zbiera
same pozytywne recenzje (puk, puk, obym nie zapeszyła).
Wcale mnie to nie dziwi, ten tytuł i mi przypadł do gustu.
Dziękuję za rozmowę i czekam z niecierpliwością na kolejne
Pani książki.
Ja również dziękuję i
serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników.
KONKURS
Oczywiście udało mi się zdobyć egzemplarz najnowszej powieści Marii Ulatowskiej, dla jednego z czytelników mojego bloga. Pytanie będzie się wiązało z tytułem "Prawie siostry". Autorka powiedziała w rozmowie ze mną, że: "To historia o trzech przyjaciółkach, które łączy – lub dzieli – ten sam mężczyzna. Przyjaźń i lojalność to coś, co pozwala im przetrwać". Moje pytanie konkursowe, na które mam nadzieję, że odpowiecie pod tym postem, w komentarzu, zostawiając jednocześnie swój adres e-mail, to: Czy myślicie, że miłość może być warta tego, by o nią walczyć za wszelką cenę, wbrew wszystkiemu? Zabawa trwa od 12 lutego do 19 lutego, do godziny 24:00. Fundatorem nagrody jest wydawnictwo Prószyński i Maria Ulatowska, autorka książki.
Przypominam, że ciągle trwa konkurs z książką Pani Mirek, kończy się dzisiaj o północy, a na dniach pojawi się również nowy, z powieścią Magdaleny Kordel, której premiera 20 lutego.
Zapraszam serdecznie :))))
Miłość jest jak księga życia ciągle nienapisana do końca.Otwierasz i czytasz codziennie jedną kartkę i ciągle nie wiesz co będzie na końcu.To jak truskawki z odrobina pieprzu,Słodkie,a w język parzą,Dlatego warto walczyć i kochać mimo wszystko.Pozdrawiam panie Jola
OdpowiedzUsuńjolunia559@wp.pl
Interesujący wywiad. Gratuluje.
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad. Dziękuję Aniu.
OdpowiedzUsuńCzy myślicie, że miłość może być warta tego, by o nią walczyć za wszelką cenę, wbrew wszystkiemu?
Miłość niejedno ma imię.
Warto walczyć, jeśli jest czysta i prawdziwa, przetrwa wszystko.
Pozdrawiam :)
Jeżeli jest to prawdziwa miłość , ta na która się czekało , która jest odwzajemniana, czysta, to warto walczyć, ale nie wiem czy za wszelką cenę? Można walczyć, ale tak , aby nie ranić przy tym innych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
mój adres e-mail: atkabe2003@yahoo.com.
OdpowiedzUsuńKolejny świetny wywiad w Twoim wydaniu, Aniu:) Czy warto walczyć o miłośc? Oczywiście, o miłość należy walczyć cały czas podczas trwania w związku, pielęgnować i odpowiadać na nią. Jednak, czy za wszelką cenę? Niekoniecznie, kiedy miłość zdrowa zamienia się w toksyczną wówczas chyba nalezy odpuścić....
OdpowiedzUsuńiwona067@gmail.com
Może tym razem się uda, bo lubię książki Pani Marii, bardzo, bardzo :))
OdpowiedzUsuńCzy uważam, że miłość może być warta walki za wszelką cenę. Zapewne taka możliwość istnieje. Sądzę jednak że to margines, granice błędu statystycznego. Dlaczego? Bo uważam, że prawdziwa miłość jest dobrem, a walka kojarzy mi się z czyjąś krzywdą. Zresztą najczęściej te wywalczone miłości rozpadają się później, tak jakby w ich fundamentach tkwiły słabe punkty cudzego cierpienia. Nie wyobrażam sobie walki o o faceta? Z kim? z nim samym? w takim razie po co? Ze światem, gdy to będzie ON i on też to będzie wiedział akceptacja świata nie będzie nam potrzebna. Z inną kobietą. To może dziwne, ale nie patrzę na zajętych facetów, wychodzę z założenia że nigdy nie odbiję kobiecie jej mężczyzny, tak jak sama nie chciałabym, żeby na mojego, któraś zastawiała sidła. Jak w piosence Dolly Parton "nd I can easily understand How you could easily take my man But you don't know what he means to me, Jolene".
Nie wykluczam że może istnieć miłość warta, tego by rzucić dla niej wszystko na jedną szalę, ale nie spotkałam się z takim uczuciem. Są wartości dla mnie cenniejsze, przyjaźń, lojalność, godność.
Chociaż podobno amor vincit omnia
kasiam203@interia.pl
Ta prawdziwa miłość, gdy się jej doświadcza, nadaje sens naszemu życiu, warto więc o nią dbać i walczyć o nią wbrew wszystkiemu i wszystkim. Tak naprawdę miłości potrzebujemy wszyscy i wszyscy o niej marzymy lecz nie wszyscy doświadczamy, niestety. :-)
OdpowiedzUsuńulaj@op.pl
Oto moja odpowiedź: gdybym nie walczyła o moją miłość... mój mąż nie byłby moim mężem, tylko kogoś innego... mój dom nie byłby moim domem, właściwie wcale by go nie było... moje dzieci wyglądałyby inaczej, albo w ogóle by ich nie było... nie poszłabym na studia, które rozpoczęłam po ślubie, więc i zawód miałabym inny, i pracę całkiem inną... nie zobaczyłabym pięknych miejsc gdzieś tam w świecie, albo i zobaczyłabym, ale nie z TYM mężem i z TYMI dziećmi. A że bardzo jestem wdzięczna za moje życie uważam, że TAK, warto było walczyć o tę miłość i zrobiłabym to raz jeszcze, wbrew wszystkiemu... dariazok@wp.pl
OdpowiedzUsuńTak, miłość jest warta każdego poświęcenia. Gdyby nie ona, to żaden człowiek nie wiódłby normalnego, ustabilizowanego życia. Jest to uczucie, dla którego się żyje! Bez miłości nie ma nic. Dlatego uważam, że trzeba o nią walczyć i zabiegać... całą swoją mocą :)
OdpowiedzUsuńelementarz90@gmail.com
Miłośc , to co nas spotyka najlepszego w życiu i zawsze wartyo onia walczyć. Potem nie będzie może drugiej szansy, a kto nie walczy przegrywa.
OdpowiedzUsuńgrazyna.g.56@wp.pl
Kolejny ciekawy wywiad. Serdecznie ci gratuluję.
OdpowiedzUsuńKażdy z nas ma pewne zasady, których przestrzega. Jeśli jednak je łamie, by zdobyć miłość, jeśli niszczy innego człowieka, krzywdzi... wtedy znaczy, że nie jest wart tej miłości. Nie zasługuje na nią. asia.szaranska@gmail.com
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad. Miłość -owszem- jest warta wszelkich trudów, ale życie nauczyło mnie jednego: "Że nic nie za wszelką cenę" Czasem ustępując paradoksalnie otwieramy jej drzwi także i do swojego świata emocji i doznań. Pokochać tego samego mężczyznę co inne kobiety i rozpocząć walkę ...? Nie to nie dla mnie. Jak mawiam, ustępliwość rodzi przyjaciół -nieustępliwość wrogów. Ale to chyba wynika z mojego charakteru. Pewnie płakałabym w poduszkę, ale nie walczyła, a wręcz przeciwnie, usunęłabym się w kąt. Ale to tylko moje zdanie. Natomiast gdy w grę wchodzi miłość matczyna, gdy ma ona inny wymiar, nigdy bym nie poddała się. Taką miłość należy pielęgnować, cenić i hołubić. Podobnie gdy mówimy o miłości rodzicielskiej, ale nie gdy w grę wchodzi uczucie do mężczyzny. Znając siebie pewnie pomagałabym tej która miałaby najmniejsze szanse. A zresztą; walka i miłość to dla mnie dwa światy słów i związanych z nimi emocji. dwa odległe światy. Ale książkę jak wszystkie zresztą Marii Ulatowskiej, kupię i przeczytam. Bo nie wyobrażam sobie by tego nie uczynić. Czytałam jej fragment, opis i tak po prostu zapragnęłam ją mieć i przeczytać. Pozdrawiam gratulując wywiadu i gratulując tak trafnych odpowiedzi Autorce. Marta Grzebuła
OdpowiedzUsuńJak zawsze świetny wywiad, Aniu. :)
OdpowiedzUsuńPytanie konkursowe jest bardzo trudne. Miłość na pewno jest warta by o nią walczyć, ale czy za wszelką cenę? W kontekście nowej powieści Pani Marii Ulatowskiej, kiedy mamy do czynienia z trójkątem, wszystko zależy od tego, która miłość jest silniejsza: czy ta do mężczyzny, czy ta do przyjaciółki. Ja sobie nie wyobrażam poświęcenia swojej najstarszej i najlepszej przyjaźni dla żadnego faceta. Ale jestem świadoma, że czasami zdarza się tak silne uczucie, że niektórzy podejmują trudne decyzje, które w efekcie kończą jeden związek, jednocześnie tworząc nowy. Biorąc pod uwagę moje dotychczasowe doświadczenia, chyba bym nie walczyła za wszelką cenę, mam zasady, których staram się trzymać, aby czuć się dobrym człowiek. A może po prostu nie trafiłam na taką miłość, dla której byłabym w stanie poświęcić wiele i walczyłabym o nią za wszelką cenę?
Pozdrawiam
Magda (m.tesna@wp.pl)
Nie warto. "Wszelka cena" zamyka oczy na to, co może pokaleczyć innych. Każda rana zadana nawet nieświadomie rysuje nasze serca. Małe ryski żłobią małe rowki, a nimi ucieka to co najważniejsze: bycie uważnym. Bez tego stajemy się mniej ludzcy.
OdpowiedzUsuńslodkowinna@gmail.com
...to zalezy ,jak bardzo jestesmy w stanie "oddac siebie".Inaczej walczy sie o milosc dziecka,inaczej rodzicow,rodzenstwa a jeszcze inaczej mezczyzny czy kobiety. Zawsze jednak musimy miec swiadomosc,ze bardzo wiele ryzykujemy i ...mozemy przegrac.Nie zapominajmy jednak,ze jest to uczucie,bez ktorego zycie jest szare i smutne...dlatego kochajmy i pozwolmy sie kochac...bo to rowniez jest ogromna sztuka ;-)
OdpowiedzUsuńPrzesylam Walentynkowe buziaczki ;-)
OdpowiedzUsuńpoproszę jeszcze adres e-mail, inaczej niestety nie będę mogła uznać odpowiedzi :)))
Usuńpozdrawiam serdecznie i walentynkowo :)))
Owszem o miłość trzeba walczyć, ale ze zdrowym rozsądkiem. Nie wolno nikogo ranić, sprawiać bólu i przykrości. Nie warto poświęcać swojego szczęścia dla innej osoby. Jeśli jest to jednak miłość odpowiedzialna, sprawiedliwa i obustronna - trzeba zaryzykować. Prawdziwa miłość (na całe życie) zawsze się obroni, przetrwa wszystkie przeciwności losu - pod warunkiem, że związek dwojga ludzi będzie oparty na prawdzie i uczciwości wobec siebie i bliskich osób.
OdpowiedzUsuńalkatraz007@o2.pl
Jeśli chwyty są "dozwolone" to tak... Niedozwolone jest dla mnie rozbijanie rodziny, odbijanie chłopaka innej dziewczynie... Nieśli ktoś jest zajety - nie istnieje. Reszta - czemu nie. O ile oczywiście druga strona jest zainteresowana. Bo i z tym bywa różnie. Mówi sie "nie" a ktoś mimo to sie naprzykrza...
OdpowiedzUsuńWiec moja odpowiedz brzmi przekorni - "tak, ale..." :)
zabulec6@interia.pl
W miłości, zwłaszcza jej pierwszym etapie, łatwo się zatracić i działać na oślep. Czasami dwoje ludzi się poznaje i po prostu są razem, bo nie ma ku temu żadnych przeszkód. To grupa szczęściarzy! Bo zwykle relacje damsko-męskie nie są takie proste. Może to my sami je sobie komplikujemy, bo nie potrafimy rozmawiać, słuchać, czekać cierpliwie...Mówi się, że w miłości jest jak na wojnie - wszystkie chwyty dozwolone, ale ja tak nie uważam. Są pewne granice, których przekroczenie sprawiłoby, że przestajemy być sobą, gdy zaczynamy kłamać, udawać, posługiwać się kim jakby był zabawką w naszych rękach...i wtedy ktoś z pewnością zostanie skrzywdzony...nasze uczucie staje się nie tylko brudne i zachłanne, ale i niebezpieczne. Tłumaczymy się, że kierują nami słuszne pobudki, nie chcemy wypuścić z rąk swego szczęścia...no właśnie, "swego"...czy to nie egoistyczne? W takich przypadkach uważam, że o miłość nie wolno walczyć za wszelką cenę.
OdpowiedzUsuńJednak czasami chodzi tylko o to, aby szczęściu nieco pomóc, pokierować losem tak, aby natknąć się "przypadkiem" na TEGO wybranego. Może nieco zabawić się w detektywa i dowiedzieć, co lubi, o czym marzy. Takie działania wydają mi się niewinne i nie krzywdzące, mogą rzeczywiście przynieść piękny rozkwit miłości. Bo może ktoś nas nie dostrzegał, bo mu na to nie pozwalaliśmy albo nie był pewny naszej reakcji. Warto wówczas próbować!
W małżeństwie także trzeba walczyć nie raz o miłość, bo to uczucie, które wymaga nieustannej pielęgnacji. Raz wypowiedziane słowa: "Kocham Cię" nie wystarczą, trzeba je mówić jak najczęściej! Człowiek niestety łatwo schodzi z właściwej drogi, popełnia błędy, a wybaczenie to prawdziwa sztuka i nie można pozwolić na to, aby codzienność stłamsiła to, co najważniejsze. Miłość wymaga kompromisów, częściowej rezygnacji z własnych planów, nawet marzeń, ale bliskość i wsparcie, które otrzymujemy w zamian jest hojną nagrodą. I o taką prawdziwą i dojrzałą miłość warto zawalczyć, wbrew wszystkim przeszkodom!
Pozdrawiam :)
edyta.cha@wp.pl
Nie wiem, może tak, może nie. Dlaczego? Przysłowie powiada: "Z niewolnika nie ma pracownika", a ja dodam od siebie – z przymuszania nie ma miłości, nic na siłę. W takim przypadku istnieje duże ryzyko, że potem taka odbijana miłość może się rozpaść, może się wypalić, nie będzie dojrzała.
OdpowiedzUsuńmartucha180@tlen.pl
Tak miłość jest warta tego ,by walczyć o nią za wszelką cenę, wbrew wszystkiemu.Ja byłam zmuszona stanąć do walki o miłość osobiście.Jestem osobom niepełnosprawną ruchowo i kiedy poznałam mojego narzeczonego,który również jest niepełnosprawny moi rodzice nie zaakceptowali naszego związku. Kiedy się dowiedzieli o jego niepełnosprawności powiedzieli:" Agniesiu my nie mamy nic przeciwko Kamilowi,ale ( no właśnie było jakieś ale) jak wy sobie wyobrażacie wasz związek? przecież ty sama potrzebujesz pomocy osób trzecich. Nie możecie być razem, my tego związku nie akceptujemy". Były łzy,nieprzespane noce,ale wiedziałam jedno muszę walczyć o tę miłość i swoje szczęście.Choć nie było mi łatwo wyprowadziłam się z domu do Kamila mówiąc rodzicom "Kocham was ale kocham też Kamila i mam nadzieję,że kiedyś to zrozumiecie i razem z nami będziecie cieszyć się naszym szczęściem". Było ciężko. Tęskniłam za rodziną.Kamil cały czas mnie wspierał i mówił,że pewnego dnia wszystko się ułoży. I wiecie co się stało? Po roku kiedy już traciłam nadzieję pewnego niedzielnego popołudnia ktoś zadzwonił do drzwi. Kiedy je otworzyłam dosłownie mnie zamurowało. W drzwiach stali moi rodzice.Mama powiedziała,że chcą nas przeprosić,że wiele zrozumieli i cieszą się,że jesteśmy szczęśliwi,Znowu były łzy tym razem szczęścia:) Dziś rodzice są oczarowani przyszłym zięciem:)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto walczyć o swoją miłość.
zapomniałam o mailu: iskierka23.23@tlen.pl
OdpowiedzUsuńWarto walczyć ale nie za wszelką cenę. Często się zdarza, że to co nam się wydaje tak ogromnie ważne po jakimś czasie traci swój blask.. a zdobywając to niestety możemy krzywdzić kogoś po drodze. Ja rozumiem - nic na siłę, ale np. dziecko jest istotą ogromnie wrażliwą i nawet jak nam się wydaje, że czegoś nie widzi i nie słyszy to ..tylko mamy takie wrażenie. Mamy prawo do szczęścia jak najbardziej i powinniśmy o to szczęście walczyć, tylko miejmy też wgląd na innych,,,pozdrawiam serdecznie pyzikenator@gmail.com
OdpowiedzUsuńCzy myślicie, że miłość może być warta tego, by o nią walczyć za wszelką cenę, wbrew wszystkiemu?
OdpowiedzUsuńMiłość jest bezcenna,nie mogę do niej podchodzić w taki sposób.Czy można ją zdobyć walką?-raczej nie.Przecież serce nie sługa.W życiu bywają jednak sytuacje,które prowokują do podjęcia działań podtrzymujących zwątpienie w miłości i wtedy uważam,że warto podjąć nawet walkę,gdyż często gra toczy się nie tylko o miłość ale o najwyższą wartość ,o życie!Zdarza się tak podczas ciężkiej choroby albo po nagłym wypadku ,który spowodował trwałą niepełnosprawność.Ludzie stają się apatyczni,odczuwają rezygnację i dotychczasowe miłosne uczucie przekształcają w nieufność,brak wiary,zobojętnienie a nawet nienawiść.Jeśli kochamy i kochaliśmy wcześniej to warto walczyć o przetrwanie tej miłości ,bo po zwycięstwie ta miłość zdobędzie trwalszy grunt i stokroć się wzmocni.
Bywają też przykre chwile,kiedy doświadczamy zdrady.Czy warto wówczas podejmować walkę?to już sprawa bardzo dyskusyjna,a nawet jeśli to na pewno nie za wszelką cenę.Nigdy nie poświęciłabym dobra mojego dziecka w walce o miłość dla siebie.Ponadto nie uczyniłabym nic wbrew własnym zasadom zachowawczym,czyli nie dałabym się zwariować,gdyż znając siebie w przyszłości borykałabym się z wieloma wyrzutami .Konsekwencje zapewne byłyby przykre i działałyby destrukcyjnie na związek.
A o miłości myślę tak: Miłość to tchnienie wiatru,muśnięcie ukochanej dłoni, to uśmiech dziecka , serce matki , spokojna starość co nie boli. Miłość to promyk słońca i nadziei w otchłani trosk i obowiązków to radość dnia ,spokój nocy, tęsknota gdy odległość dzieli. Miłość to rozkosz,to westchnienie, pobudza zmysły ukryte,najgłębsze - czasem przynosi udręczenie sercu co krwawi najboleśniej. I co by o niej nie powiedzieć i co by jeszcze nie napisać to dla każdego jest marzeniem umrzeć kochanym to jest MIŁOŚĆ <3 =D.Wszystkich pozdrawiam i życzę miłości bez walki ;)
kotun3@o2.pl
Czy o miłość warto walczyć za wszelką cenę?
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie.
Miłość, to pojęcie względne. Jej wzniosłość polega na tym, by celebrować ją codziennie, nie tylko od święta. Miłość powinna zaskakiwać, być pełna budzącego się uczucia. Miłość tak bliska może być też wyrazem samotności i słabości. Czy to wstyd? Nie. najważniejsze to umieć się w tym wszystkim odnaleźć. Miłość powinna być słońcem na niebie, uśmiechem, dotykiem, zapachem. o te wzniosłości powinno się walczyć - nie kosztem czegoś lub kogoś.
O miłość powinno się walczyć odruchem serca, tym okruszkiem nadziei, jak też wielkiego, namiętnego uczucia. Nigdy nie powinno się o nią walczyć za wszelką cenę. Bo cena jaką wtedy poniesiemy może być naprawdę wysoka. Najbardziej gorzka może być cena pogardy, nienawiści i wszelkiego odrzucenia.
Miłość, to uczucie lekkie, jak motylki, czy majowe impresje. Miłość, to kochać tak po prostu:)
stokrotka954@wp.pl
Miłość jest tym, o co zwyczajnie trzeba walczyć, bo bez walki miłość nie istnieje. Walką jest wybaczenie, szukanie rozmowy, zapominanie o urażonej dumie, rezygnacja z czegoś, ustąpienie nawet wtedy, kiedy się zwyczajnie lubi stawiać na swoim. Nie można jednak walczyć za wszelką cenę, za cenę zapomnienia o sobie, własnych marzeń, czyjejś krzywdy. Nie można walczyć kłamstwem, manipulacją, zniewoleniem. I przede wszystkim nie można zmusić nikogo do miłości, bo to już nie będzie miłość, a zniewolenie, złota klatka. Piękna jest tylko miłość, która jest i się o nią walczy, a nie uczucie podobne do miłości, które nazwałabym obsesją.
OdpowiedzUsuńelwira_teksty@wp.pl
WARTO!!!!!! WARTO!!!!! WARTO!!!!! WARTO!!!!!
OdpowiedzUsuńJa zaczęłam swoją walkę już jako 14-latka. Zakochaliśmy się a cały świat był przeciwko. Nie poddawaliśmy się. Spotykaliśmy się ukradkiem, nawet na krótkich spacerach. Do dzisiaj pamiętam krótkie chwile, kiedy mogliśmy potrzymać się za ręce. A świat dookoła krzyczał: tylko nie ON, tylko nie TEN, nic z nim nie osiągniesz. A ja walcząc o swoje uczucia, wbrew wszystkim skończyłam szkołę, studia. Mam pracę, dom i cudowne dzieci. Z ogromnym sentymentem wspólnie wspominamy chwile sprzed 17 lat. Zdarza się, że nie pamiętamy ślubu, wesela. Za to doskonale pamiętamy gdy w deszczowe wieczory dawałam MU "znaki świetlne" z mojego pokoju, podczas gdy ON stał niedaleko mojego domu. Raz- tęsknię, dwa razy- kocham. Nie żałuję, warto było. Teraz doceniamy siebie podwójnie, bo wiemy, że świat potrafi być okrutny i zdradliwy.
Czy to wszystko było "za wszelką cenę"? Dla mnie, dla NAS - nie. To było naturalne, codzienne. Nie krzywdziliśmy nikogo, przyjaciele, którzy wtedy nas wspierali są z nami do dzisiaj. To po prostu się zdarzyło i......przetrwało. Mam nadzieję, że ta nasza miłość pozostanie na zawsze taka zwyczajna......
mlewandowska283@gmail.com
Czy miłość może być warta tego, by o nią walczyć za wszelką cenę, wbrew wszystkiemu?
OdpowiedzUsuńNie. Bo z miłością różnie bywa. A jeśli przeminie? Co wtedy?
Uważam, że o miłość warto walczyć, ale tylko wówczas, gdy stosujemy zasadę fair play.
Miłość jest warta tego, żeby o nią walczyć, jak najbardziej, ale nie za wszelką cenę. Dlaczego nie? Ponieważ w moim osobistym odczuciu "za wszelką cenę" to określenie zbyt bliskie makiawelicznemu "cel uświęca środki". Można walczyć o miłość nawet za cenę życia, tak jak to się często zdarzało choćby w straszliwych czasach Drugiej Wojny Światowej, ale już nie za cenę utraty uczciwości, honoru, narażenia na cierpienie czy niebezpieczeństwo drugiego człowieka. Niedawno czytałam wzruszającą i wstrząsającą historię miłości Rebeki i Józefa Bau, którzy poznali się i pobrali w obozie pracy przymusowej ( przemienionym potem w koncentracyjny ) w Płaszowie. W przypadku tej miłości można rzeczywiście mówić o miłości za wszelką cenę. Wiele razy małżonków ratował od śmierci po prostu cudowny zbieg okoliczności, wiele razy narażali się dla siebie nawzajem. Ale narażali siebie, nie innych... Mogłabym dla miłości decydować o swoim życiu, ale uważam, że miłość nie usprawiedliwia zdrady przyjaciela, krzywdy wyrządzonej drugiemu człowiekowi. Dziś tyle się mówi o miłości przy okazji spektakularnych rozstań, rozwodów, zdrad. A dla mnie to nadużycie. Bo prawdziwa miłość "ciągnie" ku dobremu, więc nie ma w niej miejsca na zrobienie krzywdy innym ludziom. Powiedziałabym tak:-): tak dla miłości "za wszelką cenę", ale pod warunkiem, że płacą ją zainteresowani, a nie osoby postronne.
OdpowiedzUsuńKinga
kangi1975@poczta.onet.pl
Miłość jest czymś o czym każdy marzy i pierwsza odpowiedź jaka mi się nasuwa to, że oczywiście, o miłość walczymy za wszelką cenę, wbrew przeciwnościom losu, wbrew sugestią życzliwych. Wbrew wszystkiemu i wszystkim. Jednak po namyśle dochodzę do wniosku, że jednak i miłość jest względna i zależy od punktu siedzenia. Warto jednak próbować walczyć o nią, bo lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż żałować, że się tego nie spróbowało, ale jednak nie za wszelką cenę.
OdpowiedzUsuńkasiasy@wp.pl