Ekonomia i pisanie, dwa różne kierunki i zamiłowania. Co
zwyciężyłoby w Pani sytuacji, gdyby musiała Pani wybierać?
Jeszcze kilka lat temu miałabym dylemat, gdyż ekonomia
zapewniała mi byt materialny. Dzisiaj na szczęście nie muszę już dokonywać
takich wyborów i mogę robić to, co zawsze było moim pragnieniem. Czyli pisać.
Jakie jest Pani
ulubione danie? Jeśli już przy tym jesteśmy załóżmy, że proces napisania i
wydania książki to potrawa, jakie według Pani powinny być jej składniki?
Moje ulubione danie jest aż do bólu zwyczajne – kluski
śląskie z gulaszem. Jeśli porównać napisanie i wydanie książki do potrawy to
nasuwają mi się dwie główne zasady, które stosuję przy gotowaniu – nie
przedobrzyć i nie pozwolić, by przepis (w przypadku pisania plan) zabił wszelką
kreatywność. Składniki muszą mieć odpowiednie proporcje, żeby potrawa nie była
zbyt pikantna (chyba że prokurujemy chili lub powieść erotyczną), nie może też
zawierać za dużo cukru, bo wywoła mdłości. Z kolei ścisłe trzymanie się
przepisu sprawi, że potrawa wyjdzie dokładnie taka jak tysiące jej podobnych,
przygotowanych przez innych ludzi. Powinna zawierać coś, co odróżni ją od
tamtych, sprawi, że zostanie zapamiętana.
Pani mąż jest policjantem. Jak to jest mieć u boku kogoś
takiego i pisać powieść kryminalną, w jakim stopniu pomógł Pani przy pisaniu
książki, opisywaniu wątków, wątpliwości kryminalnych, śledczych?
Dla autorki kryminałów jest to rozwiązanie idealne, gdyż
można o każdej porze dnia i nocy zadawać pytania. A zapewniam, że takich pytań
było wiele. Jako ekonomistka mam zamiłowanie do dokładności, wobec czego
weryfikowałam niemal każdy pomysł. Jeżeli mąż twierdził, że w realnym świecie
dany sposób postępowania nie mógłby mieć miejsca, rezygnowałam z pomysłu i
zastępowałam go innym. Czasami wyłania się problem, bo nie na wszystkie pytania
mąż jest w stanie mi odpowiedzieć. Większość naszych znajomych to policjanci
i dzięki temu zawsze znajdzie się ktoś, kto zna odpowiedź.
Dlaczego właściwie tytuł "Cynamonowe
dziewczyny"? Co ma wspólnego cynamon z bohaterkami?
Pierwotnie powieść nosiła tytuł Yellowknifer, lecz w
wydawnictwie uznano go za niemarketingowy. Nie wszyscy znają angielski, więc
nie każdy umiałby ten tytuł wymówić czy napisać. Nie miałam pomysłu na inny
tytuł i gdy zaproponowano Cynamonowe dziewczyny, uznałam, że jest niezły,
dlatego że zmusza do zastanowienia, co cynamon ma wspólnego ze zbrodnią. Otóż z
samą zbrodnią nic, za to wiele z bohaterkami. Jedna z głównych postaci, czyli
Petra, ma włosy w kolorze cynamonu, a i włosy ofiar Yellowknifera można
podciągnąć pod tę barwę. Stąd wzięły się Cynamonowe dziewczyny.
Czy świętuje Pani i nagradza ukończenie, bądź wydanie
książki i w jaki sposób ?
Ukończenia nie świętuję. Czuję się wówczas dziwnie, bo z
jednej strony jest to niesamowita satysfakcja, z drugiej zaś uczucie, jakbym
straciła kogoś bliskiego. Świętuję natomiast wydanie, ale dopiero wtedy, gdy
mam w ręce egzemplarz autorski. To takie małe zabezpieczenie przeciw
zapeszeniu. Siadamy wówczas z mężem przy stole, na którym leży książka, zjadamy
dobre ciastko i pijemy tak zwaną książkówkę, czyli kupionego specjalnie na tę
okazję Jacka Danielsa.
Dlaczego akurat
kryminały? Jest to moja ulubiona literatura, odkąd pamiętam wybierałam zawsze
książki z "dreszczykiem", nawet będąc dzieckiem zamiast baśni
czytałam krwawe historie. Czy w Pani przypadku też tak było? Jaka jest Pani
ulubiona literatura?
Odpowiedź w zasadzie zawarta jest w pytaniu, bo również od
dzieciństwa byłam zafascynowana tą tematyką. Gdy inne dziewczynki wyrywały
sobie w bibliotece Pollyannę, ja zaczytywałam się Agatą Christie i Edigeyem. W
szóstej klasie na fizyce zaczęłam pisać pierwszy kryminał. Wydało mi się to
lepsze od tracenia czasu na przedmiot, którego nigdy się nie nauczę. Niestety nauczycielka miała inne zdanie.
Potrafi nas otoczyć, śledzi każdy nasz krok, może zawładnąć
umysłem i zaoferować kilka nieprzespanych nocy...to ona - Inspiracja ;) Tematy
podobno leżą na ulicy, wystarczy po nie sięgnąć. Skąd Pani czerpie inspirację?
Czyta Pani rubryki kryminalne w gazetach, wykorzystuje zasłyszane historie czy
to wyłącznie działanie wyobraźni?
Odpowiem historyjką. Kiedyś znałam chłopca. Ładny,
inteligentny, grzeczny sześciolatek z tak zwanej dobrej rodziny. A jednak coś z
nim było nie tak. Ciężko mówić tak o dziecku, ale w tym chłopcu mieszkało zło objawiające się wówczas, gdy myślał, że nikt go nie obserwuje. Lubił krzywdzić
inne dzieci. Do dziś pamiętam wyraz zadowolenia na jego buzi, gdy udało mu się
sprawić, że ktoś cierpiał.
Nie wiem, jak potoczyły się jego dalsze losy. Być może
wyrósł na porządnego człowieka, niemniej jednak to ten właśnie chłopiec jest
pierwowzorem mojego Yellowknifera z Cynamonowych dziewczyn. Podobnie było ze
Sprzedawcą Snów. Na wpół zatarte wspomnienie zasłyszanej gdzieś opowieści
skutkowało wykreowaniem postaci zabójcy. Czyli w moim przypadku to konglomerat
codziennych obserwacji oraz wyobraźni.
Egzemplarz powieści trafi do Ewy, gratuluję.
Gratuluje pani Ewie a autorce bloga i ksiązki dziękuję za sympatyczny wywiad;) Oj, zazdroszczę lektury książki:) Ania coraz bardziej podsyca smaki:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odpowiedź na moje pytanie ;)
Interesujący wywiad. Gratuluję zwyciężczyni :)
OdpowiedzUsuńA ja mam pytanie odnośnie wydania własnej książki: chciałabym wydać własnym nakładem przez wydawnictwo rozpisani.pl: szukam opinii na ich temat. Na co zwrócić uwagę? Co zrobić samemu, a co lepiej zlecić wydawnictwu? Od czego zacząć promocję? Z góry dziękuję :)
OdpowiedzUsuńEwa napisz do nas na info@rozpisani.pl - na wszystkie pytania odpowiemy:)
OdpowiedzUsuń