Jolanta Knitter-Zakrzewska wywiad
Joanna Knitter-Zakrzewska jest
autorką powieści obyczajowych-„Asmodeusz. Portrety” i „Niebieskie cienie na
śniegu” i thrillera „Diabeł tasmański”. Pasjonuje się teatrem, literaturą,
historią i filmem. Ukończyła administrację
na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie i Podyplomowe Studia
Pedagogiczne na Uniwersytecie Gdańskim. Wielokrotnie zmieniała miejsce
zamieszkania, by wreszcie osiąść w Wejherowie. To tutaj mieszka i pracuje. Jest
matką czterech synów, których wychowuje wspólnie z mężem w otoczeniu
malowniczej kaszubskiej ziemi.
Anna Grzyb: Kiedy
pomyślała Pani po raz pierwszy, że jest w stanie stworzyć powieść?
Jolanta Knitter-Zakrzewska: Kiedy
tylko moje pierwsze koślawe litery zaczęły układać się w zdania, rozpoczęło się
moje pisanie. Miałam zawsze pełno zeszytów w kratę zapisanych łącznie z
okładkami przeróżnymi wierszami, opowiadaniami, szkicami do powieści. Pierwszą
powieść napisałam w wieku lat dziewiętnastu. Niestety nie udało mi się jej
wydać. Dopiero po wielu latach wróciłam do niej – usunęłam z niej nudne
fragmenty, dłużyzny, pocięłam, skróciłam i tym razem – wydałam w zbiorze
„Niebieskie cienie na śniegu”.
AG: Czy
ma Pani tak zwanego pierwszego recenzenta? Kto mówi Pani, nad czym warto
popracować, co zmienić, a co jest w Pani historiach najlepsze? Niektóre z
pisarek proszą o opinię mężów, inne przyjaciółki. Czy i Pani potrzebuje oceny
kogoś znajomego?
JK-Z: Tak,
oczywiście dyskutuję o historiach, które opisuję z moimi najbliższymi.
Cenię sobie również rady redaktora, który jako profesjonalista ma celne
sugestie.
AG: Skąd
czerpie Pani pomysły? Czy łatwiej pisze się opowiadania, czy powieść? Moim
zdaniem bohaterowie „Kobiety na końcu peronu” idealnie nadają się do dłuższej
opowieści…
JK-Z: Pomysły
czerpię z samego życia. Większość historii opisanych w „Kobiecie na końcu
peronu” jest w znacznej mierze oparta na faktach. Bohaterowie są bardzo ważni,
ale najistotniejsza jest dla mnie „podszewka”, puenta, głębszy sens i chyba
dlatego tak bardzo lubię formę opowiadań, również jako czytelnik, ponieważ w
krótkiej formie pomijamy całe fragmenty długich opisów podając treść w sposób
esencjonalny. Krótka forma daje również możliwość zawarcia w jednej książce
wielu różnych historii. To jak podróż pociągiem – mijamy wiele stacji i to
czytelnik sam wybiera, która najbardziej mu dopowiada, na której wysiądzie,
pozostanie dłużej, albo zabierze ją sobie w pamięci w dalszą podróż. Nie
wykluczam jednak, że w przyszłości pozwolę swoim bohaterom zaistnieć w dłuższej
powieści.
AG: Wydała
już Pani kilka książek, jakie są Pani doświadczenia we współpracy z
wydawnictwami? Czy Pani zdaniem łatwo jest wydać powieść? Czy debiutant ma
jakiekolwiek szanse na rynku wydawniczym?
JK-Z: Debiutant
na rynku wydawniczym jest jak mała płotka w akwarium pełnym dużo większych od
niego ryb. Żaden wydawca nie może nikomu zagwarantować, że jego książka zacznie
sprzedawać się jak poranne, świeżo upieczone bułki w piekarni. Przy
podpisywaniu umowy wydawniczej warto wybrać współpracę z tym wydawcą, który
potrafi zapewnić autorowi dobrych patronów medialnych. Mimo wszelkich trudności
nawet debiutant ma szansę zyskać grono swoich wiernych czytelników.
AG: Jakich
rad mogłaby Pani udzielić początkującym autorom?
JK-Z: Nigdy
nie można się poddawać. Nawet jeśli nikt nie chciał nas wydać, nie wolno
przestać pisać i spróbować jeszcze raz. Nie można porzucać własnej pasji, bo to
tak jakby się porzuciło część swojego życia. Człowiek, który pisze musi
pozostać wierny sobie. Nie powinien ulegać modzie, nawet jeśli jego poglądy i
sposób pisania są inne niż te obecnie „uznane” za „właściwe”. Szczerość
przekazu i głębszy sens – to najistotniejsze sprawy.
AG: Jakiego
typu literaturę Pani preferuje?
JK-Z: Zawsze
rozczytywałam się w literaturze obyczajowej. Moim ulubionym pisarzem jest Isaac
Bashewis Singer. Ze współczesnych pisarzy chętnie sięgam po Schmitta. Cenię
sobie jego powieść: ”Kiedy byłem dziełem sztuki”, a króciutką: „Tajemnicę pani Ming” uważam za jedną z
najpiękniejszych książek. Doskonałe są opowiadania Schlinka, który najbardziej
znany jest z powieści „Lektor”. Chętnie sięgam również po książki historyczne i
biografie. Jeśli chodzi o wątki kryminalne, to sięgam po nie pod warunkiem, że
oprócz nich historia ma rozbudowany wątek psychologiczno-obyczajowy. Tak jest u
MacDonalda w powieściach „Niebieskie pożegnanie” i „Koszmar na różowo”.
AG: Czy
Pani bohaterowie wzorowani są na rzeczywistych osobach, czy przygląda się Pani
ludziom, by później wykorzystać ich zachowania, sposób myślenia w swoich
opowieściach? Czy historie te są od początku do końca wyssane z palca?
JK-Z: Prawie
wszystkie historie w „Kobiecie na końcu peronu” są oparte na faktach, niektóre
zmieniłam naprawdę w niewielkim stopniu. Bohaterów również wzoruję na
rzeczywistych osobach. Mam taki system pracy, że notuję nawet wypowiedzi
konkretnych ludzi i wykorzystuję to później w opowieściach.
AG: Jakie
są Pani plany na przyszłość? Kiedy ukaże się kolejna książka Pani autorstwa? O
czym ona będzie?
JK-Z: Pracuję teraz nad powieścią o dojrzałym mężczyźnie, który po traumatycznym przeżyciu
odszedł przed laty z policji i żeby zapomnieć o przeszłości rzuca się w wir
pracy, próbując rozwikłać zagadkę śmierci pewnej kobiety. Więcej nie mogę
zdradzić. Kiedy książka się ukaże, to zależy w dużej mierze od mojego
najmłodszego synka, czy pozwoli mi wieczorami postukać w klawiaturę. Krzyś właśnie
skończył dwa latka i jest w tej chwili najbardziej pochłaniającą mnie
opowieścią.
AG: Dziękuję
za rozmowę.
JK-Z: Dziękuję:-)
Super wywiad :)
OdpowiedzUsuńKolejny ciekawy wywiad i kolejna autorka polska. Ciekawe historie zawiera w swoich książkach:)
OdpowiedzUsuń