niedziela, 3 kwietnia 2016

Siedem pytań do pisarza Agnieszka Pruska wyniki




Z wykształcenia jest Pani nauczycielką, jak przeczytałam na stronie. Czy to był wybór świadomy i czy czasami nie tęskni Pani za pracą w wyuczonym fachu?
            Częściowo pochodzę z rodziny nauczycielskiej, więc wybór zawodu był świadomy, choć może nie do końca przemyślany. Wiedziałam, jak wygląda praca nauczyciela, że to nie tylko godziny spędzone w szkole, ale i te poświęcone na przykład na sprawdzanie klasówek lub zeszytów, że to praca stresująca, a uczniowie bywają rozmaici. Do ostatniej chwili wahałam się, czy nie wybrać jednak historii, teraz pewnie bym tak zrobiła. Czy uczyłabym? Nie wiem… Przez pewien czas jednocześnie uczyłam i pracowałam w firmie, w której pracuję do dzisiaj, jakoś udawało mi się to połączyć. Muszę jednak przyznać, że miałam prawie idealne warunki pracy, bo uczyłam w szkole prywatnej, a rodzicom zależało na tym, żeby dzieci uczyły się (z dziećmi bywało różnie), a nie tylko były „przechowywane” w szkole. Mam córkę, chodziła do szkoły podstawowej, gimnazjum, liceum, to były dobre szkoły, ale i tak momentami byłam prawie przerażona tym, co się dzieje, szczególnie w gimnazjum. I to zarówno zachowaniami niektórych dzieci, jak i ich rodziców, którzy uważali, że ”moje dziecko jest najlepsze, wszyscy się na nie uwzięli”, (a dziecko stało obok i słuchało). Zero krytycyzmu, chęci sprawdzenia, co się dzieje z potomkiem i zrzucanie wszystkich problemów na szkołę, bo przecież przebywa tam ono osiem godzin dziennie. Być może nieco przesadzam, ale to temat, który zawsze mnie „nakręca”. Dzieci powinny być wychowywane przez rodziców, nie przez instytucje państwowe lub jakiekolwiek inne. Uczyłam krótko i nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, czy tęsknię za zawodem wyuczonym, przypuszczam, że gdzieś we mnie  to nauczycielstwo trochę siedzi i czasem daje znać o sobie. Z drugiej strony, gdybym chciała uczyć, nie przekwalifikowywałabym się.

            Czytałam kilka recenzji "Literata" i "Hobbysty", recenzenci piszą, że widać, iż zna Pani policyjne procedury prowadzenia dochodzeń oraz to, że zgłębiła Pani tajniki kryminologii. Mnie ciekawi, jak przygotowywała się Pani do pisania właśnie tych wątków, skąd czerpała Pani tę wiedzę?          
            Do zgłębienia tajników kryminologii to jeszcze mi bardzo daleko :-) Mam natomiast o tyle dobrze, że mogę konsultować różne zagadnienia z fachowcami, którzy chętnie odpowiadają na moje pytania i korygują nie zawsze słuszne wyobrażenia. Gdy mam już wymyśloną fabułę książki i  napisane plany (ogólny i szczegółowy), wiem, z jakimi zagadnieniami z zakresu kryminalistyki będę miała do czynienia i staram się uzupełnić wiedzę na ten temat. Moja „kryminalna” biblioteczka stale rośnie, z tych książek korzystam często i wolę mieć własne. Podczas pisania rodzą się kolejne pytania, na które nie zawsze mogę znaleźć odpowiedź w opracowaniach, czasem jakaś kwestia jest bardziej skomplikowana i potrzebuję porady specjalistów.  Bywa i tak, że pytam o coś banalnego dla policjantów,  kiedyś spytałam rzecznika prasowego KWP o ustronne miejsce do rozmowy w komendzie :-) Grunt, to mieć kogo podpytać!
           
            Pani Agnieszko, zastawiam się, dlaczego wybrała Pani tego rodzaju literaturę, jaką jest kryminalistyka? Skąd czerpie Pani pomysły i historie do swoich książek? Czy wszystkie opisane tak szczegółowo miejsca w książce odzwierciedlają rzeczywistość?
            Najważniejszym powodem jest to, że interesuje mnie kryminologia i kryminalistyka i to nie tylko dlatego, że czytam kryminały. Czytam również książki dotyczące tych zagadnień, a te zainteresowania towarzyszą mi chyba od zawsze. To nie było tak, że któregoś dnia postanowiłam napisać „coś”, rzuciłam kostką i wybór padł na kryminał, piszę po prostu o tym, co mnie interesuje. Kryminał jest gatunkiem, w którym tak naprawdę można połączyć różne wątki poczynając od historycznego, poprzez obyczajowy, a na miłosnym kończąc. Ze względu na morderstwo,  świadków, miejsce popełnienia zbrodni oraz charakter tak ofiary, jak i zabójcy, informacje zawarte w powieści kryminalnej muszą być spójne, nie przeczyć sobie wzajemnie, być realne. Aby uzyskać ten efekt trzeba sprawdzić całkiem sporo informacji, co bardzo lubię, tym bardziej, że czasem trafiam na coś, o czym bym nie przeczytała, gdyby nie książka, którą akurat piszę. Poza tym proszę zwrócić uwagę na to, jak różne są podgatunki kryminału, wystarczy wymienić retro kryminał, kryminał polityczny i typowo policyjny, każdy z nich jest inny, wymaga innej wiedzy. Wydarzenia, które opisuję są całkowicie fikcyjne, tak samo jak postacie występujące w „Literacie”, „Hobbyście” czy też „Żeglarzu”, który ma się ukazać w czerwcu. Zdarza się natomiast, że wykorzystuję sytuacje, z którymi spotkałam się kiedyś, a były na tyle ciekawe lub charakterystyczne, że uznałam, że dobrze by je było opisać w książce. Dotyczy to jednak głównie tła, a nie głównego wątku. Są jednak wyjątki: w przypadku „Żeglarza” kilkukrotnie wykorzystałam autentyczne wydarzenia, a w książce, którą obecnie piszę sięgam do faktów historycznych. Miejsca, w których toczy się akcja moich książek można podzielić na dwie kategorie: przestrzeń publiczną i prywatną. W pierwszym przypadku staram się opisać realia jak najdokładniej i rzeczywiście opisy odzwierciedlają rzeczywistość, w drugim przeważnie podaję przybliżoną lokalizację, nie piszę, że morderstwo miało miejsce przy ulicy Grunwaldzkiej 1010, w mieszkaniu 128, na dwudziestym piętrze. Powody są dwa: po pierwsze, nie każdy by chciał, aby w jego mieszkaniu autor kogoś „mordował”, a po drugie, uważam, że czasem dobrze coś zostawić wyobraźni czytelnika.

            "Gdy odrzucisz to, co niemożliwe wszystko pozostałe, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdą". To cytat, który umieściła Pani na swojej stronie internetowej. Świetnie oddaje on Pani książki, ale mam wrażenie, że w pewnym stopniu i Pani życie. Kobieta pisząca kryminały, posiadająca czarny pas w aikido według mnie musi być kobietą silną i niezależną. Prawda czy pozory?
            Sądzę, że prawda wygląda jeszcze inaczej, leży zapewne gdzieś pośrodku. Chyba mało jest ludzi, o których dałoby się powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że są silni i niezależni. Mogą sprawiać takie wrażenie, może im się tak wydawać, ale tak naprawdę dopiero zaskakujące i przeważnie traumatyczne przeżycia bezlitośnie to weryfikują. Na pewno jestem w stanie w miarę poprawnie ocenić swoje reakcje i zachowania w niektórych sytuacjach, znam samą siebie dosyć dobrze, ale nie wiem, czy jestem silna. Bo co to w unormowanym życiu oznacza? Poradzenie sobie ze zwykłymi codziennymi sprawami? Umiejętność bycia asertywnym? Kierowanie własnym życiem? Jeżeli tak, to jestem silna. Łatwiej mi jest ustosunkować się do niezależności. Jestem niezależna jeżeli chodzi własne zdanie i poglądy (niekoniecznie  polityczne, wszystkie), cenię je sobie i nie idę za tłumem tylko dlatego, że większość tak robi. Natomiast jeżeli chodzi o życie społeczne, to nie jestem kobietą niezależną, dostosowuję się do rodziny i znajomych, przy czym jest to układ symbiotyczny.

            Spotkałam się z określeniem "kryminał kobiecy", czy według pani kryminał ma płeć?
            Nie powinien, ale chyba ma, a w każdym razie tak się mówi. Przyjęło się, że lżejsze kryminały, takie z dużą domieszka humoru lub wyeksponowanym wątkiem romansowym są „babskie”, a te, w których są mocne opisy zmasakrowanych zwłok, lub siejący strach psychopata są… No właśnie, męskie? Proszę zwrócić uwagę, że podział jest raczej jednostronny, mówi się „kryminał kobiecy”, ale szczerze mówiąc nie spotkałam się z określeniem „kryminał męski”. Szowinizm? Zresztą proszę się zastanowić, czy mówiąc o kryminale „kobiecym” mamy na myśli autora (płeć obojętna) czy odbiorcę? Według mnie ten podział jest sztuczny, a opiera się na pewnych stereotypach. Kobiety są delikatniejsze, więc na pewno piszą i czytają mniej drastyczne książki? Raczej nie. A co z mężczyznami, którzy wolą przeczytać powieść z mniejszą ilością kryminału w kryminale, ale za to z elementami humorystycznymi? Mają poczuć się kobietami? A co z autorami? Jestem kobietą, więc powinnam zrezygnować z psychopaty i nie opisywać pracy techników lub lekarza sądowego? Przecież to po prostu… ciekawe. Muszę jednak przyznać, że napisałam również kryminał, który według tej klasyfikacji będzie należał do „kobiecych”, powinien ukazać się na jesieni. Jako czytelniczki nie interesuje mnie ani płeć autora, ani to, czy jest on uznawany za „babski”czy „męski”, ważne, żeby to była dobra lektura.

            Gdyby Pani mogła spędzić jeden dzień z wybraną osobą to kto by to był?

            Rozumiem, że nie chodzi o kogoś, z kim widuję się dosyć często, a spotkanie nie jest jakimś ewenementem i nie muszę wybierać spośród żyjących? Szczerze mówiąc, chyba nie umiałabym się zdecydować i losowałabym, bo chętnie spotkałabym się z wieloma osobami, które są mi z różnych względów niedostępne. Część z nich wypytałabym o czasy im współczesne, część interesowałaby mnie ze względu na osobowość, inni na wykonywany zawód, lub dokonane odkrycia na rozmaitych polach. Jedna osoba, jeden dzień, to naprawdę trudny wybór. W grę wchodziłyby trzy opcje. Dwie pierwsze dotyczyłby osób zmarłych, z którymi z jakichś względów chciałabym porozmawiać - to  rodzina (bo kto nie ma wśród bliskich osoby zmarłej, do której tęskni?)  i ktoś znany, ciekawy (pisarz, jakiś wódz z czasów rzymskich, a może znany archeolog?), trzecia możliwość, to spotkanie z kimś żyjącym, ale z jakichś powodów trudno dostępnym. Czyli moja lista wyglądałaby na przykład tak: babcia, mama, profesor Kazimierz Michałowski, jeden z pilotów walczący w Bitwie o Anglię, egipski kapłan, Robert Ballard, Ueshiba Moriteru, kilku pisarzy, parę osób, które były świadkami nie wyjaśnionych do dzisiaj zbrodni i… i może na tym poprzestanę, bo lista mi się rozrasta.

Co skuteczniej Panią "odstresowuje" - pisanie czy aikido, bycie literatem czy hobbystką :)
            Ja chyba jestem w ogóle mało zestresowana, odpukać, rzadko mi się trafiają sytuacje generujące naprawdę duże nerwy, natomiast takie „zwykłe” zdenerwowanie albo zaczytuję, albo zagaduję albo "zatrenowuję". Wszystkie te czynności pozwalają mi oderwać się od rzeczywistości, zapomnieć o czymś nieprzyjemnym, co się niedawno wydarzyło. Jeżeli czytam, to przenoszę się w innym świat, wyłączam się, tworzę barierę oddzielającą mnie od rzeczywistości. Rozmawiając albo skupiam się na rozmówcy, na tym, o czym rozmawiamy, co skutecznie odrywa moje myśli od problemu, albo przedyskutowuję to, co mnie niepokoi i przeważnie dochodzę do wniosku, że tak naprawdę to nie mam co się stresować, bywają gorsze problemy. Jeżeli chodzi o trening, to w momencie dotknięcia stopami maty przełączam się w inny „tryb”, liczy się tu i teraz, a nie to, co dzieje się poza matą. Poza tym wysiłek generuje przypływ endorfin, co skutecznie wpływa na poprawę nastroju, o ile istnieje taka potrzeba. Jeżeli chodzi o pisanie, to nie "odstresowuję" się pisząc z prostego powodu – jeżeli jestem czymś podenerwowana, czy choćby mocno podekscytowana – nie potrafię się skupić na pisanym tekście.

Według mnie najciekawsze pytanie zadała Ewa Udała i to ona wygrywa powieści Agnieszki Pruskiej. Gratuluję. 


3 komentarze: