Wracając do "Lilki i spółki", jej nakład już się wyczerpał, ale nie martwcie się, na pewno będzie dodruk. Nas spotkał wielki zaszczyt, ponieważ mamy egzemplarz z autografem, moja Zuza chodzi z książeczką dumna jak paw i wie, że tam, w środku, na pierwszej stronie jest słoneczko narysowane i coś napisane.... specjalnie dla niej i jej rodzeństwa. Nawet własnej cioci nie chciała dać do rąk, by mogła obejrzeć ten jej skarb. Wyglądało to przekomicznie, niecała trzylatka z książeczką pod pachą. Teraz zresztą nie jest inaczej, chciałam tylko zerknąć, by poszukać śmiesznego cytatu, który przekonałby i Was do sięgnięcia po ten tytuł, ale nie mam szans w walce z Zuzą. Dam sobie zatem spokój :)
Na czym polega fenomen tej książki? Autorka wnikliwie obserwuje swoje pociechy, najbliższe otoczenie, ma masę pomysłów i wybujałą wyobraźnię. Do tego niesamowita dawka poczucia humoru i recepta na rewelacyjną powiastkę dla młodszego czytelnika gotowa!
Poznajemy dzieci, w tym naszą narratorkę Liliannę, nie mylić z Lilaną, w żadnym wypadku!!! Ma ona 8 lat, jest bardzo rezolutną i mądrą młodą damą, powiedzmy... Na pewno jest szczera, i na sto procent nie można się z nią nudzić. Wakacyjne plany rodzeństwa krzyżuje drobna niedogodność, noga starszej siostry Wiki. Dzieci miały jechać do swojego ukochanego miejsca, do ciotki Franki, a zostaną wysłani do innej ciotki, Jadźki, co
"Ma pypeć na nosie i każe pić syrop z cebuli i pokrzywy. Poza tym ma czarny zeszyt z różnymi przepisami. Założyłam się kiedyś z siostrą, że ciotka Jadźka jest czarownicą..."*
I co o tym wszystkim myślicie? Czy wakacje tych trzech urwisów naprawdę będą do niczego? Czy będzie nudno, deszczowo, nieprzyjemnie, bez słodyczy, bez telewizji? A może czekają ich niesamowite przygody, a to, co wydaje się być takie straszne, potworne, nagle okaże się wspaniałe, pełne możliwości?
Mądra, zabawna, świetnie skrojona, szyta na miarę każdej Hello Kitty, czy innej Monster High, a nawet Supermana, Batmana, i tak dalej... powieść dla młodego czytelnika. Niby ze mnie jest trochę starszy i w szaty dziecięcych bohaterów się na pewno nie zmieszczę, ale na to zawsze można przymknąć oko. Gwarantuję szaloną, znakomitą zabawę, a wątek kryminalny jest po prostu the best!
Jedno mnie tylko zastanawia, czy dzieci Magdaleny Witkiewicz są takie na co dzień, czy dają jej choć odrobinę wytchnienia? Czy ten prawdziwy Mateusz tak samo jak książkowy Matewka sprzedałby nawet siostrę za coś pysznego, co można skonsumować?
Wiecie co, ja chyba przeczytam "Lilkę i spółkę" jeszcze raz, bo znowu mi się buzia śmieje, na samo wspomnienie!
Zapraszam na blog pisarki, możecie podzielić się z nią swoimi spostrzeżeniami z przeczytanych jej książek, przeczytać fragmenty jej powieści, ale też poczytać o jej życiu... KLIK DO BLOGA >.
* cytat z książki
Ja tam się Twojej Zuzi nie dziwię, wie dziewczynka, co dobre;)) Też jestem starszy czytelnik, a nogami przebieram, kiedy się pojawi w bibliotece;) Talent do tworzenia dziecięcych postaci Autorka ujawniła już w Milaczku, to co dopiero mówić o książeczce skierowanej bezpośrednio do dzieci:)
OdpowiedzUsuńPaula, gratuluję Bezdomnej, a "Lilka i spółka" naprawdę jest świetna :)
UsuńDziękuję, Aniu:) Mam nadzieję, że sama się o tym w najbliższym czasie przekonam;)
Usuńna pewno :)
UsuńJuż nie mogę się doczekać kiedy kupię "Lilę i spółkę" :))
OdpowiedzUsuńZuzia szczęściara, wie,że nabytek jest cenny to go strzeże!;) Mądra dziewczynka:)
he he, nawet mi dotknąć nie da :) jak zapamiętała, że to jej i dla niej :)
Usuń
OdpowiedzUsuńAch, kolejna świetna książka napisana przez panią Magdę. Cóż z tego, że przeznaczona dla młodszego czytelnika, kiedy ja "stara" miałabym ochotę ja przeczytać:)!
wiesz... wcale mnie to nie dziwi...
UsuńKurcze, a moja młoda taka oporna do książek, chociaż Magiczne Drzewo ją wciągnęło i przeszła przez wszystkie cztery tomy
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, że Lilka by ja wciągnęła :)
Usuń