poniedziałek, 13 października 2014

Ja, judaszka Ewa Bartkowska patronat medialny Pisaninki premiera: 16.10.2014 konkurs


Chciałabym dzisiaj opowiedzieć Wam jeszcze o kolejnym udanym debiucie, który już w czwartek ukaże się pod moimi skrzydłami. Jestem naprawdę dumna, że mogę rekomendować taką prozę. Ciekawą, dającą do myślenia, pokazującą nam różne punkty widzenia danej sytuacji. Autorka niejednemu z nas utrze nosa, bo przecież tak łatwo jest nam osądzać innych, krytykować, oceniać. Czy w trakcie lektury zmienimy zdanie? Stwierdzimy, że jednak nie mieliśmy racji? Być może. Pozornie wydawać by się mogło, że czternastoletnia dziewczyna i od dawna dorosły mężczyzna, jej nauczyciel, nie powinni byli zapałać do siebie uczuciem, bo taka miłość niemożliwa jest do spełnienia, zakazana, grzeszna... Co takiego musiałoby się stać, byśmy zmienili zdanie?

Ewa Bartkowska mieszkała w wielu różnych miejscach, ale czternaście lat temu osiadła na stałe we Wrocławiu. Jak sama mówi, jest zwyczajną kobietą, matką, córką, przyjaciółką. Ukończenie książki było dla niej momentem przełomowym, z chwilą, kiedy ją napisała stała się nareszcie sobą w stu procentach.
Literatura odgrywa w jej życiu bardzo ważną rolę. Tuż obok książek postawiłaby wiele na podróże i otwarte przestrzenie, które uwielbia. Nigdy nie przywiązywała wagi do stanowisk, miejsca pracy, zmieniających się w jej życiu ról. Musiała odgrodzić się od tego wszystkiego, by zrealizować swoje największe pragnienie. Od dziecka marzyła bowiem, by napisać książkę i cieszy się, że wreszcie to marzenie udało jej się spełnić. Zastanawia się tylko, dlaczego zdecydowała się na ten krok tak późno?

"Ja, judaszka" samym tytułem intryguje nas, ciekawi, zastanawia, co też może się kryć pod tą kontrowersyjną i niejednoznaczną nazwą? Co znajdziemy na kartach tej powieści? Zainteresowani czytamy opis wydawcy i coraz bardziej chcemy zagłębić się w tej lekturze! Młoda dziewczyna zafascynowana swoim nauczycielem, teraz już dojrzała kobieta, opowiada nam swoją historię. Poznajemy też męski punkt widzenia, myśli i rozterki czterdziestoletniego mężczyzny, który na równi z czternastolatką zatraca się w uczuciu zakazanym. Początkowo cała ta sytuacja budzi nasz niesmak, bunt, gniew nawet. Bo jakże to! Dziewczyna jest przecież jeszcze dzieckiem, zostanie wykorzystana i porzucona, skrzywdzona! Powoli, krok po kroku, strona za stroną emocje, jakie w nas buzują, zmieniają się. To prawdziwa huśtawka nastrojów, najpierw podchodzimy do tej historii dosyć sceptycznie, by wreszcie... by wreszcie po raz kolejny zrozumieć, że nic nie jest czarno-białe, że istnieją różne odcienie szarości, że nie wolno nam jednoznacznie nikogo oceniać i szufladkować. Jeżeli chcemy na jakikolwiek temat się wypowiadać, warto najpierw zapoznać się z faktami.

Alicja miała czternaście lat, osiem miesięcy i czternaście dni. Właśnie rozpoczął się kolejny rok szkolny, dla niej niezwykły, ale ona jeszcze o tym nie wiedziała. Nie wiedziała, czego doświadczy, jak bardzo zmieni się jej życie, jak wiele bólu i cierpienia ją czeka. Czy gdyby posiadała tę wiedzę, nie przekroczyłaby progu szkoły? Jej wielka miłość, najpiękniejsze uczucie, najszczersze jest tuż obok. Najwspanialszy człowiek, jakiego mogła spotkać na imię ma Wiktor. Spóźniony dotarł na apel inaugurujący rozpoczęcie roku szkolnego. Dla niej od samego początku było jasne, że łączy ich pokrewieństwo dusz. Czy i dla niego było to tak oczywiste? Czy możliwe do spełnienia jest uczucie zakazane, między uczennicą a nauczycielem? Jakich wyborów będą musieli dokonać, co poświęcić, by choć na moment stać się parą szczęśliwych ludzi?

Piękna opowieść o prawdziwej miłości. Miłości dojrzałej, mądrej, romantycznej. Niestety nie będzie idealna, wolna od błędów i dramaturgii. Na przykładzie dwójki głównych bohaterów tej książki zrozumiemy, że za szczęście w życiu musimy prędzej czy później zapłacić wysoką cenę, czy zatem warto zatracić się w uczuciu? Kochać i być kochanym, wbrew zasadom, przyjętym regułom, wbrew opiniom naszych bliskich i znajomych?

Alicja i Wiktor to niebanalne postaci, stworzone moim zdaniem naprawdę rewelacyjnie. Nie spotyka się osób o takiej wrażliwości na co dzień. Doskonale się rozumieją, uzupełniają, są dla siebie wszystkim. Mogą wiele godzin poświęcić na rozmowy, ale też mogą doskonale się bawić w swoim towarzystwie milcząc. Wspomnienia snute przez Alicję są obrazowe, ciekawe, barwne. Czytelnik nie może przejść obok tej lektury obojętnie, wzbudzi w nim ona wiele emocji, od tych negatywnych, pełnych oburzenia i niezgody, po sympatię, zrozumienie, wzruszenie, akceptację? Właśnie ta karuzela uczuć, na jaką zostaniemy wepchnięci być może wbrew naszej woli przez autorkę wyróżnia ową publikację na tle innych. Ile pamiętamy literackich historii, które wywołują w nas całą gamę emocji? Od tych negatywnych począwszy, a skończywszy na jak najbardziej pozytywnych być może? Poznajemy tu różny punkt widzenia, zmieniamy zdanie, zaczynamy patrzeć na tę czy inną sytuację oczami Alicji i Wiktora.

To opowieść niesztampowa. Wiele dzięki niej się nauczymy, zrozumiemy, dostrzeżemy. Będziemy kluczyć wraz z jej bohaterami ścieżkami rzadko odwiedzanymi, gubiąc się, ale nabierając jednocześnie pewności, że gdzieś tam w oddali musi być światło, jakiś punkt zaczepienia. To historia o ogromnej samotności, wychodzeniu poza ramy, o wielkiej odwadze, rozczarowaniach, wewnętrznej walce nie tylko z tym, co za nami, ale też z tym, co przed nami. Bo czy człowiek ma prawo do szczęścia za wszelką cenę i wbrew wszystkiemu? A może tak naprawdę sami sobie utrudniamy, stwarzamy niewidzialną granicę między tym, co powinniśmy, a co chcemy robić? Warto się nad tym wszystkim zastanowić, a pomoże nam na pewno w owych rozmyślaniach powieść zatytułowana "Ja, judaszka". Polecam z całego serca. Nie pozostaniecie obojętni, albo zakochacie się w tej książce, albo... nie ma żadnego albo. Zakochacie się na pewno. Tak jak i ja.

"Ja, judaszka" Ewa Bartkowska, Wydawnictwo JanKa, seria JaneczKa, premiera: 16.10.2014





KONKURS:
1. Zabawa zaczyna się dzisiaj, 13 października i potrwa do 19 października, do godziny 12:00.
2. Do wygrania jest egzemplarz powieści, ufundowany przez autorkę i wydawnictwo JanKa.
3. Należy pod tym postem odpowiedzieć na pytanie: Jak radzicie sobie z jesienną chandrą?


W komentarzu trzeba również podać swój adres e-mail.




20 komentarzy:

  1. Mam kilka sposobów na chandrę i to nie tylko jesienną.
    Pierwszy to spotkanie z osobami, które lubię i które wnoszą w moje żyje radość.
    Drugi to spędzenie dnia z dobrą książką, kawą i kotem obok siebie
    Trzeci to wymiana myśli z facebookowymi przyjaciółmi. Mam kilka osób, które uwielbiam :).
    No i spacer. Długi, długi, długi... Wśród pół,z dala od zgiełku i hałasu.
    Tak naprawdę, to nie mam czasu na jesienną chandrę. Mogę sobie pozwolić jedynie na jesienną zadumę.

    sylwiam720@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo spaceruje,odkąd mam dziecko na nowo poznaję świat i jesień nie jest taka zła ;). A na chandrę pomaga kubek kakao,coś słodkiego i dobra książka. A dobre książki poznaję tutaj :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem osobą która z natury jest nastawiona optymistycznie do ludzi i w ogóle świata, jesień zazwyczaj dobrze na mnie działa ale to musi być taka nasza złota jesień. Czasami łapie mnie chandra jednak mam swój sprawdzony sposób, są nim książki. W takich momentach traktuję je jak lekarstwo i oczywiście dawkuję wtedy w odpowiednich ilościach. Nie mogą być to książki smutne, muszą mieć odpowiednią dozę optymizmu, najlepiej jeśli kończą się "happy endem". Czytając moje problemy, trudne chwile idą w zapomnienie, staję się częścią świata, w którym żyją bohaterowie, można powiedzieć, że żyję ich życiem ich szczęściem czasami też problemami. Mogę polecić ten sposób jako najlepsze lekarstwo na jesienną chandrę, nie trzeba iść do lekarza, sami możemy wypisać sobie receptę. Dobrą metodą jest też spacer czy to z bliską osobą, czy też z psem, możemy wtedy podziwiać piękno natury, wyciszyć sie, zastanowić nad sobą i światem, w którym żyjemy

    OdpowiedzUsuń
  4. Chandra dopada nas nie tylko jesienią, kiedy za oknem jest szaro, zimno i... ponuro. Potrafi dopaść również w piękny, wiosenny, ciepły dzień. Mój sposób na chandrę? Kiedy dopada mnie, jest mi źle, do wszystkich o wszystko mam pretensje, wtedy siadam do pianina i gram... gram... gram... .

    haniania57@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Aerobic, by kości sie przez jesien, zime nie zastały. Ciepła herbatka z miodkiem. Tran, i od razu mniej przeziebien. Dużo uśmiechu. Przytulanie. Rozmowy. Muzyka. Dobre jedzenie. Film, KSIĄŻKA. Puzzle...
    zabulec6@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłam sceptycznie nastawiona do fabuły, dopóki nie zobaczyłam, że książkę wydało Wydawnictwo JanKa. Mam bardzo dobre zdanie o książkach, które publikują.
    Na jesienną chandrę? Tylko filmy z Louisem de Funesem! Albo dobra książka, pod warunkiem, że będzie to Agatha Christie :)
    Pozdrawiam!
    w_magda@hotmail.com

    OdpowiedzUsuń
  7. To będzie trochę 'przekorny' wpis ;) Gdyż ...
    ... jesień to dla mnie fuzja smaków, zapachów, uczuć i radości i tak samo jest u nas w domu w jesienne wieczory …
    - to już nasza tradycja; w ciągu roku jesteśmy zabiegani, nie sposób wszystkich razem zebrać o jednym czasie w domu. Jesienny klimat ma tę magiczną moc, która nakazuje zwolnić, zatrzymać się, nacieszyć sobą nawzajem „tu i teraz”. A ten czas najchętniej spędzamy w kuchni, gdzie przy dużym stole i aromatycznej herbacie przeglądamy wspólnie rodzinne albumy, pamiętniki, „pudełka wspomnień”; chyba nigdy nam się to nie znudzi. Kiedy rodzinka robi się głodna – nie ma nic przyjemniejszego, jak wspólna ‘produkcja’ naleśników – obowiązkowo z zawodami na najbardziej artystyczny podrzut na patelni ;) Posileni, znajdujemy jeszcze energię na kolejną partię jednej z ulubionych gier planszowych – a mamy ich sporo …

    pozdrawiam
    Aniela
    nadamagdamus@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam jesien :) W takie kolorowe dni spaceruje i przygladam sie naturze wdychajac swieze powietrze. Czytam ksiazki, a gdy chce od nich odpoczac ukladam puzzle. Mam ich sporo, a jeszcze dokupuje! Zawsze pamietam o hrebatce z miodem badz cytryna. Dobrze rozgrzewa i dodaje energii na dalsze coraz zimniejsze wzywania dnia. Staram sie nie zasmucac, iz lato odeszlo, bo w koncu wroci z tak piekna pora roku jak wiosna. Trzeba myslec pozytywnie i wyszukiwac w jesieni pozytywow: kolorowych krajobrazow, swiezego, bardziej wilgotnego powietrza, deszczu, ktory odpreza, wiatru co rozwiewa wesolo wlosy.... Od razu chandra sama mija! Ponad wszystko kupcie sobie chomika (hehe) czy innego futrzaka i mozecie z nim spedzac dnie i noce na zabawie. Warto nie zapominac o rodzinie i mozliwosciach jakie daja dlugie wieczory - wspolne ogladanie ulubionych komedii, granie w gry planszowe, karciane i duzo duzo smiechu! :) Sadze, ze z taka recepta chandra dlugo z nami nie pobedzie! Przynajmniej mnie sie udaje ^_^

    Pozdrawiam - kolorowych dni!

    punia10@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesienna chandra dopada i mnie, mój sposób na nią : filiżanka dobrego nastroju, talerz uśmiechu, łyżeczka szczęścia, i ogromny dzbanek radości :) A tak na poważnie dobra, spokojna muzyka (u mnie niezastąpiony Sting) ,dobra lektura. Kiedy to nie działa zaczynam myśli przelewać na papier. Największą pomocą przy jesiennej chandrze jest UŚMIECH moje córci to zawsze działa :)

    Pozdrawiam ciepło, jesiennie i kolorowo.
    justyna_szewczyk1978@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Kilka dni temu rozłożyło mnie przeziębienie, katar, no totalnie chandra, gdzie nic się nie chce. Postanowiłam wtedy poprawić sobie humor udając się do biblioteki (dobrze, że jest blisko). Jakież było moje zdziwienie, gdy w końcu udało mi się dorwać książkę Emily Giffin "Siedem lat później"! I właśnie wtedy takim moim sposobem na jesienną chandrę był leżing z Emily Giffin. Zrobiłam sobie jeszcze duży kubek gorącej czekolady i umknęłam pod kocyk. Ale gdyby to nie pomogło miałam w zanadrzu przytulenie się do bliskiej osoby.

    pozdrawiam słonecznie (mam nadzieję że jak najdłużej) :)
    iza.81@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. A co to jest jesienna chandra? Ja jeszcze jej na szczęście nie doświadczyłam. W kalendarzu jesień trwa od kilku dni, natomiast za oknem wciąż mamy jeszcze lato, chociaż dzisiaj chyba jesień, ta prawdziwa dała o sobie znać niestety, ale co tam :-) Od jakiegoś czasu co wtorek, na blogu Pisaninki oraz na jej facebookowym profilu pojawia cykl " Dzień z książką ". Można fantastycznie spędzić czas dyskutując na temat danej książki, interpretować kolejno umieszczane fragmenty. Biorę w tym przedsięwzięciu udział i powiem wam fantastycznie się bawię i jak tu pomyśleć chociaż na chwilkę o chandrze, nie da się po prostu. To jest jeden z moich sposobów. Kolejnym jest oczywiście czytanie książek...Któregoś dnia siostra w moim kierunku: "Ty to chyba w hipnozie jesteś, nie wiesz co się dzieje wokół ciebie gdy czytasz te książki". Jak ja mam przestać to robić, no jak...lubię ten hipnotyzujący stan i koniec...Fantastycznym sposobem są również wszelakiego rodzaju robótki ręczne. Na drutach robić nie potrafię i chyba nigdy się nie nauczę, ale poszydełkować lubię, czas szybko leci, zanim się obejrzymy będzie grudzień...Takie ręcznie zrobione serwetki mogą być fantastycznymi i oryginalnymi prezentami pod choinkę dla przyjaciół i członków rodziny...W parkach utworzyły się już piękne dywany z liści, można je fajnie wykorzystać...Potrzebna nam będzie biała kartka, np. z bloku rysunkowego oraz klej...no i oczywiście zebrane wcześniej podczas spaceru liście...Można w ten sposób wyczarować piękne obrazy i fajnie spędzić czas ze swoją rodziną...:-)

    karolina_23-1985@o2.pl :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie muszę radzić sobie z jesienną chandrą bo w moim słowniku takie słowo nie istnieje. Ja jesienią dopiero rozkwitam, cieszy mnie każdy spadający, kolorowy liść, każdy podmuch wiatru, który pachnie jesienią i pieczonymi ziemniaczkami w ognisku. Uwielbiam tą porę roku, która wywołuje uśmiech na mojej twarzy :)
    e-mail: sylwka.sk91@wp.pl
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy mam jesienną chandrę i wszystko jest szare albo brązowe jak liście na drzewach, ja ubieram się w kolory lata - najlepiej żółć, pomarańcz, zieleń. Świat od razy jest bardziej kolorowy. Siadam w fotelu z kubkiem rozgrzewającej herbaty z cytryną i czytam książki. Moje problemy i nastrój powoli znikają, bo myśli zaprzątają troski moich książkowych przyjaciół. Ktoś kiedyś powiedział, że 'kto czyta książki, żyje dwa razy'; Raz swoim życiem - często w naszych oczach szarym i ponurym, drugi - przygodami bohaterów powieści. Ich troski jakoś łatwiej znieść...;)
    e-mail: maja842@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. Na jesienną chandrę najlepiej działa długi, samotny spacer, pod warunkiem dobrej pogody. Poza tym najchętniej : wygodne miejsce na kanapie, ciepły koc, kuek parującej herbaty i ciekawa książka lub druty z robótką. Najbardziej lubię wczesne godziny poranne, kiedy wszyscy jeszcze śpią, jest cicho i przytulnie...ja zawinięta w grubaśny szlafrok, popijając pyszną kawę lub herbatę wchodzę w świat opowieści i razem z bohaterami przeżywam ich rozterki, mając świadomość, ze ten czas jest tylko dla mnie :)

    ewasol95@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Książka zapowiada się naprawdę dobrze! I chętnie poczytam o tej miłości. Ja też się kiedyś "śmiertelnie zakochałam" w nauczycielu :P Ale on nie okazywał mi najmniejszego zainteresowania i szybko mi przeszło ;)) Ale chętnie poznam historię Alicji i Wiktora :))

    A co do jesiennej chandry.. Z natury jestem optymistką, nie miewałam jesiennych chandr chyba zbyt często. Ale jak jakiś gorszy dzień się trafiał, to.. Spacer, najlepiej w lesie, albo jeszcze lepiej w parku! Wśród kolorowych liści, szeleszczących pod nogami.. Może nawet w deszczu...? Dobra muzyka, film, a czasem nawet płyta z wesela, mojego, czy też kogoś bliskiego.
    Ramiona mojego Synka i słodka buźka...
    Kominek z jakimś aromatycznym olejkiem, ciepłe kakao, albo lampka wina, koc, książka...

    annabachor@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  16. Im jestem starsza, tym częściej powtarzam: "Oj, Mama miała rację". Kiedyś opowiadała mi, że po urodzeniu mojej siostry miała nerwicę...duże gospodarstwo, na którym jest ogrom pracy, chora babcia, kłótnie z teściem i do tego ciągle wrzeszczące dziecko...tego było za wiele dla dwudziestolatki! Pomogły jej...psy :) Można powiedzieć, że był to rodzaj dogoterapii, choć bez specjalistów, ale kontakt z tymi wiernymi i bezwarunkowo kochającymi zwierzętami pomógł jej odzyskać równowagę psychiczną. Odkąd pamiętam mieliśmy co najmniej dwa psiaki i teraz nie wyobrażam sobie nie mieć czworonożnego przyjaciela we własnym domu. On jest moim lekarstwem na chandrę :) Gdy widzę jak cieszy się na mój widok, podskakuje, kręci się w kółko, pełen entuzjazmu i radości w małych błyszczących oczkach, zły humor w mig ulatuje. Podczas spacerów zmusza mnie - paskudnego leniucha jeśli chodzi o jakąkolwiek aktywność fizyczną - do biegania albo szybkiego chodu, co muszę przyznać bardzo dobrze wpływa na moje ciało, samopoczucie i odpędzenie problemów, bo nie mogę o nich myśleć, gdy padam zmęczona na kanapę Mam też komu powierzyć najskrytsze tajemnice, o których nawet przed mężem cicho sza...Polecam więc na chandrę kurację psią miłością :)

    obliczarozy@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. Na jesienną chandrę ( i nie tylko) pomaga mi praca na działce. Grabienie, kopanie, palenie liści. Po prostu grzebanie w ziemi i obcowanie z naturą. Mimo, że mam tam prąd, nie słucham wtedy radia. Najlepsze są niedzielne dni, kiedy prawie nikogo na działce nie ma, a ja słucham tylko odgłosów łamanych gałązek, spadających jabłek i szelestu liści. Działka to mój azyl i obrona przed chandrą i całym światem.
    batonzo@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  18. Właśnie wczoraj skończyłam czytać i jak dla mnie bez fajerwerków. Chyba zbyt wzniośle i patetycznie. Wiadomo, są gusta i guściki. Lubię bardziej wyraziste fabuły i bohaterów.

    OdpowiedzUsuń