wtorek, 5 sierpnia 2014

Księga Ludensona Zofia Stanecka



Twórczość autorki znam i cenię już od pewnego czasu. Miałam przyjemność poznać Ją na Warszawskich Targach Książki, poprosiłam bowiem o autografy w ukochanych książeczkach mojej Zuzi-dwóch historyjkach o Basi. Dziewczynka stała się wielką przyjaciółką mojej czterolatki, powiastki są już tak "zczytane", że chyba powinnyśmy zaopatrzyć się w nowe egzemplarze.
Recenzowałam już kilkanaście książek napisanych przez Zofię Stanecką i muszę przyznać, że jeszcze na żadnej z nich się nie zawiodłam, ani ja, ani moje dzieci. Pisarka ma niesamowity dar do tworzenia historii ciekawych, zabawnych, ma lekkie pióro i świetne pomysły.
"Księga Ludensona" przeleżała niestety czas dłuższy czekając na wolniejszą chwilę, bo z dziećmi czytanie dłuższych powieści nie jest proste i nie trwa "pięć minut". Na dłuższe historie musimy mieć więcej czasu, poświęcam na takie lektury kilkanaście wieczorów z rzędu.
Zofia Stanecka spędziła okres dziecięcy wśród książek, korzystała z biblioteki, czytała bardzo dużo i to odkąd pamięta. Powyższą pozycję napisała, ponieważ kocha morze, literaturę i najprzedziwniejsze istoty, które próbują wpasować się w nasz normalny świat.

Z prologu dowiadujemy się, że:
 "Jesienią 1806 roku nad Olandią przetoczył się sztorm. Morze uderzało z hukiem o brzeg, latarnie morskie gasły, statki gubiły drogę, a wiatr zawodził i niósł zniszczenie."[1]

Właśnie w takich niesprzyjających warunkach atmosferycznych przyszedł na świat Ludenson, najmłodszy troll w całej Skandynawii. Był niewielkich rozmiarów, mieścił się w dłoni swej rodzicielki Ludenmor. Ojciec jego, Ludenhud, wyjechał na dłuższy czas, a po powrocie z wielką dumą wręczył Księgę Olbrzymów synkowi. Powiedział, że od tego momentu to jego księga, Księga Ludensona.

Opowieść dzieje się współcześnie. Mamy rok 2010, jesteśmy w Jastrzębiej Górze. Towarzyszymy w okresie wakacyjnym letnikom. Mama wraz z czwórką dzieci przyjechała tu bowiem na całe lato. Rodzina Osmołowskich ma zamieszkać w starej wilii "Jaskółce". Czy miło i wesoło spędzą czas nad morzem? Zwłaszcza, że ich dom posiada niezwykły, tajemniczy, zamknięty na cztery spusty pokój. Oczywiście dzieci marzą o tym, by wejść do środka i dowiedzieć się, jaką zagadkę kryje pomieszczenie.

Książka zainspirowana została mitami Północy, ale dzięki pisarce stała się niebywale ciepła, sympatyczna i wesoła. Przenieśliśmy się w świat niczym nieograniczonej i nieposkromionej wyobraźni, gdzie troll nie jest bohaterem niezwykłym, a nade wszystko ceni się przyjaźń i odwagę. Za sprawą autorki dzieci przekonają się, że warto czytać, wierzyć w moc rodzinnych więzi, jak też być po prostu dobrym człowiekiem.

Niebanalne przygody czwórki rodzeństwa rozbawiły mnie, świetnie spędziłam czas z tą historią, a i moje dzieci nie miały powodów do narzekania. Z zainteresowaniem słuchały o tym, co dzieje się w życiu pięcioletniej Mańki, nastoletniej Natalki, siedmioletniej Marty i ośmioletniego Jacka.
Już sama podróż na miejsce wymagała od mamy ogromnych pokładów cierpliwości, zwłaszcza, że niełatwo było odnaleźć starą willę. Dzieci nie należały do spokojnych i poukładanych, każde z nich miało własne zdanie na każdy temat.
Zamiast wylegiwać się na plaży postanawiają udać się do... biblioteki!!!
Co takiego tam zastaną? Oczywiście nie zdradzę Wam tej tajemnicy, tak samo, jak nie powiem Wam, co znajduje się w zamkniętym pokoju. To wszystko musicie odkryć zagłębiając się w lekturze tej niesamowitej opowieści! Pewnie ciekawi Was też, czym jest tytułowa "Księga Ludensona" i jakie sekrety zawiera?
Idealna książka na lato, które trwa w najlepsze! Za sprawą tej powieści możecie wraz z jej bohaterami przeżyć wiele interesujących przygód, bez wychodzenia z domu! Polecam zdecydowanie.


[1] fragment pochodzi z książki "Księga Ludensona" Zofia Stanecka, wydawnictwo Wilga, 2013, strona 7




3 komentarze:

  1. Mój Bąbel zdecydowanie za mały na tę książkę. I wiem, wiem, że nie ocenia się książek (jak i ludzi) po okładce, sama niejednokrotnie sie przekonałam, że ciekawa okładka nie zapewnia ciekawej treści i odwrotnie - te niezachęcające potrafią bardzo pozytywnie zaskoczyć. Ale okładka "Księgi Ludensona" niestety ani trochę mnie nie zachęca...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy byłam mała lubiłam takie opowieści.

    OdpowiedzUsuń