sobota, 18 kwietnia 2015

Wojciech Mann Fotografomannia Obrazki autobiograficzne




Niezwykła książka. Dowcipna, interesująca, napisana z przymrużeniem oka i z wielkim dystansem do siebie. Swoista autobiografia.

Nazwisko Wojciecha Manna poznałam za sprawą programu telewizyjnego "Szansa na sukces". Doskonale pamiętam również nietuzinkowy duet dziennikarza z Krzysztofem Materną. Gdy pojawiła się możliwość zapoznania się z publikacją o tym jakże sympatycznym i dowcipnym człowieku, nie wahałam się ani minuty. Wiedziałam, że z taką książką będę się dobrze bawić i miło spędzę czas.

Za sprawą wyjątkowych fotografii poznajemy autora z innej strony. Uchyla on rąbka tajemnicy, pokazuje swoje prywatne zdjęcia, okraszając je zabawnymi komentarzami.
Rozdział pierwszy poświęcony został pojazdom, z jakimi miał do czynienia Mann. Jakie to były pojazdy, zapytacie, odpowiem, że niebanalne! Wpadlibyście na pomysł, by ujeżdżać pień? Często fotografowany był również na kucykach, choć jazdą tego nazwać nie można. Po prostu jako dziecko
pozował do zdjęcia. Słonia nie dosiadł, przynajmniej nie na pierwszej z tej serii fotografii, ale wyjaśnił młodszej siostrze, że można nad owym zwierzęciem zapanować. Czy faktycznie udało mu się przejąć nad nim kontrolę? Być może. Po Wojciechu Mannie można się spodziewać wszystkiego...

Kolejny etap to fascynacja motoryzacją. O jakim aucie marzył dziennikarz?
Rozdział drugi opowiada o stylizacjach autora. Jako dziecko nie miał zbyt wiele do powiedzenia w kwestii szaty, jaką zdobione było jego ciało. Często na głowie nosił kapelusz, słomkowy, chroniący go przed słońcem. W późniejszym okresie czasu wolał nosić brodę i wąsy, by wreszcie zrezygnować z tej jakże wątpliwej ozdoby. Szczególną rolę na niektórych obrazkach spełnia kamień, a właściwie kamienie.
Włosy raz nosił krótkie, innym razem do ramion. Na nosie nieodzownie okulary. Skórzana, modna, zagraniczna kurtka. Nic dodać, nic ująć. Istny model.

Pełna wspaniałych, fascynujących opowieści to publikacja. Przyciągająca uwagę, napisana z niebywałą lekkością i autoironią. To podróż niezwykła, rozpoczynająca się w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, kończąca się na teraźniejszości. Przemierzamy nie tylko ogromne odległości, kroczymy ścieżkami obcych kultur, zaglądamy do PRL, do radia, do wielu egzotycznych miejsc. To niesztampowa propozycja literacka, obok której nie można przejść obojętnie. Z uśmiechem na twarzy, łezką w oku wspominamy tamten świat lub dopiero go poznajemy, odkrywamy za sprawą Wojciecha Manna. Tym razem nie słuchamy go w radiowej Trójce, a czytamy. I jesteśmy podobnie  zafascynowani książką, jak poranną audycją. Cudownie napisana, zaskakująca i szalenie dowcipna, polecam serdecznie!

2 komentarze:

  1. Do kompletu polecam "Rock-Manna". Wspaniały jegomość z Pana Wojciecha, a jego wiedza muzyczna jest niesamowita. Lubię tez jego poczucie humoru.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Fotografomannia" jest jak dla mnie niedoceniona. Wchłonęłam ją błyskawicznie, a uśmiałam się strasznie :)
    http://chcecosznaczyc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń