poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Marta Grzebuła wywiad i konkurs


Marta Grzebuła wywiad i konkurs


Marta Grzebuła ma na swoim koncie czternaście książek, wśród których znajdują się takie tytuły, jak: „Epizod na dwa serca”, „Joker”, „Kiedy ktoś nocą puka do drzwi”, „Kobieta z okna” czy „Obsesja”. W najbliższym czasie i ja mam zamiar zaznajomić się z twórczością autorki, póki co, to Wam postanowiłam stworzyć możliwość wygrania powieści wydanej przez Martę Grzebułę. Urodziła się we Wrocławiu, to tutaj się kształciła w studium medycznym. Pisze od trzynastego roku życia, zadebiutowała w roku 2010 tomikiem wierszy. Zapraszam do rozmowy z autorką. Niedawno pojawiła się na rynku wydawniczym Jej najnowsza powieść.


Proszę opowiedzieć nam coś na temat książki, która dopiero co pojawiła się na rynku wydawniczym. O czym jest ta historia?
MG : „Poznać prawdę”, by uściślić odpowiedź i pytanie jednocześnie, to powieść, która już od dwóch tygodni jest na rynku. A o czym opowiada? O przyjaźni, miłości, a nawet widmie śmierci jednej z bohaterek. To skomplikowane losy ludzi, ich wzajemne relacje i poczucie lojalności, jakie względem siebie deklarują. Wszyscy znamy powiedzenie „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” i właśnie o tym jest ta powieść. Usiłuję przekonać Czytelnika, ale również i siebie, że i na tej niwie ludzkich relacji wszystko jest możliwe. Obraz troszkę zbyt idealny, trochę przerysowany, ale powodem jest i moje wielkie pragnienie, by tak właśnie było. By dar przyjaźni był poparty czynami i  słowem, a nie tylko, by brzmiał niczym fałszywa nuta. Brzmienie ma być takie, jakie deklarujemy, a nie jakie wyobrażamy sobie, że jest w nas. Nie ma ludzi idealnych, nie ma nieomylnych, lecz sztuką jest przyznać się do własnych ułomności, błędów, ale tylko po to, by nie popełnić ich po raz drugi. Bo to jak w innym przysłowiu „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki", więc i my nie zanurzajmy się w tym, co nam odbiera poczucie wartości. Tak samo starać się będą czynić to bohaterowie powieści: Basia, Amanda i inni. Czy im się to uda? No cóż, zapraszam do książki.

Do jakiego czytelnika kieruje Pani swoją twórczość?
MG: Sądzę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Ale wiem, że poszukujemy tego, czego sami nie zaznajemy. Co bywa poza naszym zasięgiem. Uważam, że książki są i zawsze będę uniwersalne. Nie ma znaczenia, czy autor opowiada historię mordów, krwawą i brutalną, czy mówi o subtelnej, wyrafinowanej miłości, ponieważ pula emocji, jaka wypływa z kart powieści do czytelnika jest autentyczna. Może oceniam to tak poprzez pryzmat siebie, siebie jako czytelniczki. I mnie zdarza się trudność w identyfikacji z bohaterem, ale niemal zawsze odnajduję wspólną strefę typową dla mnie i fikcyjnej postaci. Dlatego powtarzam, że książki mogą być pełne fikcji, ale nigdy nie może w nich zabraknąć emocji.  I tak staram się pisać. Stąd też moje motto: „Sercem do serc piszę”, by każdy mógł odszukać w losach, historiach z kart moich powieści coś, co będzie tak bardzo jego. Co będzie wyjątkowo czytelne i prawdziwe.




Która z Pani książek jest najbliższa Pani sercu?
MG: Mam takie dwie książki: „Dotykając nieba” i „Kobieta z okna”, bowiem są w nich oddane niesamowicie prawdziwe emocje, historie w nich opisane również. W oparciu o fikcję literacką opowiedziałam moją prawdę, moje smutki, ból. Po prostu przemyciłam w nich własne losy. Ale by dowiedzieć się, o czym teraz mówię, by to poznać trzeba zapoznać się z książkami. Ponieważ nie wszystko jest aż tak czytelne. Nuty biografii są w dialogach, w relacjach między bohaterami, a także pomiędzy ich łzami, to właśnie tam są ukryte i moje łzy.

W jaki sposób tworzy Pani swoich bohaterów? Czy posiadają cechy osób Pani znanych, czy są od samego początku do końca wymyślone?
MG: Bohaterowie z reguły są kreowani według mojego wyobrażenia. Dziwne jest to może, ale naprawdę „tworzę od podstaw” bohaterów. Daję im cechy, które pragnę, by istniały w każdym z nas, lecz nie tylko. Ułomności też bywają przerysowane. Jednak od założenia do realizacji jest długa droga i bywa, że moi bohaterowie ewoluują, że nieświadomie przypisuję im cechy ludzi znanych. Dodam, że piszę w sposób intuicyjny, bardzo spontaniczny, co ma znaczenie, bo wpływa na całość utworu.  To w sobie szukam potencjału emocji, wspomnień i sytuacji, lecz staram się, by tylko to, co stanowi siłę przekazu, a więc emocji było autentyczne.


Z którą postacią ze swojej książki mogłaby się Pani zaprzyjaźnić, a której wolałaby Pani nie spotkać na swojej drodze?
MG: Oni wszyscy są moimi przyjaciółmi. Do dziś pamiętam każdą z postaci. One jakby we mnie żyją. Śp mama mówiła, że dlatego tak czuję, bo każdy z nich jest mną. Raz jestem taką idealną Martą, raz tak bardzo niedoskonałą, że aż zakompleksioną. Nie do końca  zgadzam się z tym stwierdzeniem, ale bohaterka powieści "Epizod na dwa serca” o imieniu Magdalena, czy Beata z „Pomarańczowych ogrodów” lub Kinga z „Dotykając nieba” to ja, a raczej pragnienie, bym taka właśnie była. Po chwilowych zawirowaniach, po przejściach zdobyła się na odwagę i zburzyła mury wokół siebie. Mur depresji, smutku i odwiecznej tęsknoty za tym, by żyć tak, aby nikt przeze mnie nie płakał i abym ja nie płakała przez nikogo. I umieć znaleźć receptę na swoją psyche. 


Jak Pani myśli, czy trudno zaistnieć w środowisku pisarzy? Czy istnieje przyjaźń między autorami?
MG:  Nie wiem, czy jestem wyjątkiem, ale nie postrzegam ludzi poprzez fakt, że są czy nie są pisarzami. Mnie to w ogóle nie interesuje. Ważne jest jedynie to, co potrafią ofiarować, co dać z siebie innym. Nie tylko poprzez słowo pisane, lecz przede wszystkim czyny. Bo i ja, jak śp. Mama uważam, że nie słowa, a czyny są wykładnikiem tego, na ile i czy w ogóle zasługujemy na to, by określano, mówiono o nas: „Patrz to jest dobry człowiek”. I nie zastanawiam się czy „zaistniałam w świadomości pisarzy” pragnę zaistnieć jedynie w świadomości Czytelnika. To on jest dla mnie ważny. Lecz jeśli jakiś autor = pisarz stanie się czytelnikiem moich powieści, to on również będzie dla mnie najważniejszy. I tylko wtedy.

Jak radzi sobie Pani z krytyką? Czy bywa budująca?
MG : Początki były trudne. Źle znosiłam. Czułam się nierozumiana. Bo przecież tak usilnie pragnęłam i pragnę ukazać strefę emocji. Pragnę, by postrzegano moje książki tak, w jakim zamyśle je pisałam. Wielowarstwowość. Bo wszystko ma warstwy, nawet cebula, jak mawiał Shrek [uśmiecham się], ale tak, to prawda; wszystko ma warstwy. Nawet krytyka. A więc ta merytoryczna będzie brana zawsze pod uwagą, inną ominę.



Kto jako pierwszy czyta Pani książki? Potrzebuje Pani kogoś, kto podpowie, doradzi?
MG: Zawsze pierwszym czytelnikiem, słuchaczem, jest mąż, potem synowie i pasierbica. Ale nie tylko, również koleżanki z pracy. To dzięki jednej z nich-Agnieszce Połetek powstała „Obsesja”. Agnieszka wierzyła we mnie bardziej niż ja sama. Stwierdziła, że potrafię napisać dobry, z przesłaniem, erotyk. I myślę, że tak właśnie się stało.


Czy uważa Pani, że spotkania autorskie są potrzebne? Czy wymiana myśli z czytelnikami może autorowi dodać energii, chęci do dalszego pisania?
MG:Oczywiście, to jedna z najprzyjemniejszych sytuacji. Po każdym spotkaniu czuję się uskrzydlona, dowartościowana i pełna energii. Emanuje ona od czytelników, a i ja staram się im coś równie pozytywnego przekazać. Pamiętam szczególnie jedno, na którym podeszła do mnie grupka starszych osób. Każda z nich zaczęła kolejno mnie przytulać oraz dziękować za powieść „Zapomnę imię twoje” i „Dzień, który nie miał jutra”. Jedna pani stwierdziła: ”Być tak młodą, a jednocześnie tak emocjonalnie dojrzałą osobą, przy tym posiadać taki potencjał empatii, jak pani to niesamowite, a wręcz nierealne. Historie opowiedziane w tych książkach to połączenie współczesności z bolesną historią Polski z okresu II Wojny Światowej." A ja przecież nic wielkiego nie uczyniłam, tylko lata temu słuchałam opowieści babci Broni o Powstaniu Warszawskim, o Katyniu… I o tym, co przeżyła. Potem było już łatwo. Historia zaczęła się mieszać z fikcją. Bohaterowie z kart książki nie ci sami, co w realnym życiu, lecz ból i śmierć jak najbardziej realna.

O czym Pani marzy?
MG: Mam tylko jedno marzenie, by ci, których kocham byli zdrowi i szczęśliwi i by Bóg dał mi siłę znieść wszystko, co jest mi pisane, bo jak tak będzie, to na wszystko inne zapracuję sama.




Prowadzi Pani blog:  http://jarzebina22.pinger.pl . Co możemy na nim znaleźć?
MG : „Życie- to jest to”, czyli marzenia, pragnienia, informacje, wiersze i takie sobie ludzkie, moje, słabości; opisywanie tego, co już udało mi się osiągnąć.

W jaki sposób powstają tytuły Pani powieści?
MG: Z tym bywa różnie. Zazwyczaj tytuł jest „kluczem”. Czasami jestem jak ta bomba, noszę w sobie potężny ładunek emocji. Coś w głowie mi kiełkuje, coś pączkuje, a to właśnie słowo, bywa, że jedno, uwalnia ten ładunek. Wtedy siadam i piszę. Tak działo się w przypadku każdej z powieści. Tytuł rzadko kiedy się zmienia. Zdarzyło się to tylko dwa razy. Właśnie w przypadku „Poznać prawdę” oraz  najnowszej powieści, nad którą obecnie pracuję; „Zabójczej tajemnicy guwernantki”, ta nosiła tytuł „ Listy Marthy Demurely”.   Tak więc tytuły powstają od razu.

Dziękuję za rozmowę.
MG. I ja serdecznie dziękuję za rozmowę. Serdecznie pozdrawiam.

Konkurs:
Zabawa zaczyna się dzisiaj, 4 sierpnia i potrwa do 11 sierpnia, do godziny 22:00. 
A teraz przemówi ponownie autorka:
PYTANIE KONKURSOWE
Czy zgodzisz się ze mną co do stwierdzenia, że miłość to nie słowa, a czyny?
Uzasadnij chociaż w dwóch zdaniach.
Pozdrawiam.


Pod tym postem konkursowym czekam na Wasze odpowiedzi, nie zapomnijcie podać adresu e-mail. Do wygrania egzemplarz książki Marty Grzebuły, "Dzień, który nie miał jutra" lub "Epizod na dwa serca". 


26 komentarzy:

  1. Z nami kobietami czasem tak bywa: tobie na mnie nie zależy tylko gadasz,że mnie kochasz, zrób coś żeby to udowodnić :-) Każda z Nas lubi dostawać kwiaty, a szczególnie te bez okazji nawet mogą być zerwane prosto z łąki. Jakiś romantyczny wypad i nie musi to być wieczorne wyjście na kolację do drogiej restauracji, może to być hot-dog ze stacji benzynowej zjedzony we dwoje na tle pięknego zachodu słońca lub gdzieś na ławce w parku...dla mnie liczą się nawet małe gesty, w tedy wiem że jestem kochana, że komuś na mnie zależy...a potem na koniec randki, na pożegnanie przed snem wypowiedziane z ust ukochanego słowa KOCHAM CIE...czy trzeba czegoś więcej...:-)

    karolina_23-1985@o2.pl Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, 14 publikacji, a ja dopiero tutaj po raz pierwszy usłyszałam o autorce :( Widzisz, jak dobrze, że masz tego bloga i przedstawiasz ludziom kolejne ciekawe postaci :)
    Po słowach wypowiedzianych na spotkaniu autorskim przez te starsze Panie nabrałam apetytu na książki :) I chętnie wezmę udział w konkursie! Odpowiedź napisze na spokojnie później :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Miłość to nie słowa, a czyny" - zgodzę się, ale tylko częściowo. Ja powiedziałabym raczej: miłość, to NIE TYLKO słowa, ale TEŻ czyny. Bo i jedno i drugie jest ważne i potrzebne, uzupełnia się nawzajem. Bo cóż znaczą słowa: "Kocham Cię", "Jesteś dla mnie bardzo ważna", kiedy swoim zachowaniem zdradzamy coś innego..? Jest przecież wiele przykładów takich "miłości" na pokaz.. Ale z drugiej strony czy same czyny wystarczą? Są niezbędne, są koniecznie. Cudnie jest przecież dostać kwiaty, ale też zastać obiad po powrocie z pracy, zobaczyć posprzątane mieszkanie, czy zmyte naczynia.. Cudnie jest dostać kubek gorącego kakao do łóżka, kiedy leżymy chorzy, czy nie martwić się o załatwienie sprawy, na którą nie mamy czasu.. Czynami druga osoba pokazuje nam, że możemy na nią liczyć, ze nas wspiera, kocha.. Ale czyż nie jest najcudniej trzymać już w ręku ten parujący napój i usłyszeć "Kuruj się, Skarbie i niczym nie martw, zajmę się domem i dziećmi a Ty odpoczywaj. Bardzo mocno Cię kocham"...? :)
      Oj tak, dla mnie nie da się oddzielić słów od czynów, kiedy naprawdę się kogoś kocha - czy to małżonka, dziecko, rodzica, czy przyjaciela...

      Usuń
    2. A propos miłości rodzicielskiej jeszcze - jednego jestem pewna zupełnie, tu czyny nie wystarczą. Bo można naprawdę być pewnym miłości rodziców, widzieć w ich czynach, jak się martwią, ile dla nas robią. Ale kiedy brakuje zwykłego "Kocham Cię, Córeczko/Synku", "Jestem z Ciebie dumny!" itp. dziecko odczuwa jakiś żal, pustkę, smutek.. Czegoś mu brakuje, czegoś, czego nawet największe czyny nie potrafią dać. Dlatego powtarzam - i jedno i drugie jest ważne, Muszą być tylko szczere i spójne.

      Usuń
    3. A no tak - i tradycyjnie mail: annabachor@o2.pl

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Marina Kretkowska

      kiedy przyjdę do ciebie

      cieniem na czole położę smutek

      odgarnij z oczu niecierpliwość
      wytrzymaj słoną jesienność kosmyków na ustach

      wielka miłość nie jest moją mocną stroną
      z niewiedzy czy strachu

      umiem kochać tylko codziennie



      tak mi się skojarzyło na temat :)
      mari_na@wp.pl

      Usuń
  3. Godzę się.Lubię czuć się kochana, a nie o tym słuchać. Nic tak nie cieszy kobiety jak zabiegany mąż, chłopak-który znajdzie 3 minuty by przyjść i przytulić. Trzeba się przytulać :). Całus w czoło, cmok w rękę, pary z ogromnym stażem trzymające się za ręce-this is love. Wcale nie potrzeba, wycieczek, luksusów i innych dyrdymałów by czuć, że ktoś nas kocha-wystarczą małe gesty. :) Mówić to może każdy co chce i kiedy chce. Słowa dziś straciły na wartości. Ja to tak widzę. Mój tata zawsze mi powtarzał i powtarza "Pamiętaj aby Twoje słowo było droższe od pieniędzy i nigdy nie obiecuj czegoś czego nie zrobisz". Jest on zarazem jedyną osobą jaką znam na świecie której obietnice, jakieś mimowolnie rzucone zdanie- są pewne jak w banku. Ja nie wierze w słowa, nawet te dotyczące i deklarujące wielką miłość. Są dla mnie jedynie dodatkiem do tego co widzę. /Kaśka Kafar
    kasiakucik6@interia.eu

    OdpowiedzUsuń
  4. - miłość to nie słowa, a czyny? Nie koniecznie, bo człowiek jest osobą stadną. Mężczyźni nie zawsze lubią rozmawiać, ale należy pamiętać, że bez rozmowy - porozumienia nie stworzymy udanego związku. Nie mówienie o oczekiwaniach, potrzebach prowadzi do niepotrzebnych nieporozumień... (nie zawsze partner jest w stanie się domyśleć tego co chcemy i my też mamy z tym problem..) Ważne jest jednak, by umieć słuchać, ustąpić... kasia_lawina@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdy chce usłyszeć słowa kocham cię...lecz czy to jest najważniejsze? Jest ważne...ale uważam, że pokazywanie miłości może być ciekawsze i piękniejsze...kwiatki jako dowód miłości...fajna ale oklepana sprawa...jest wiele sposobów na okazanie uczucia ukochanej osobie...a to jak to się zrobi zależy tylko od naszej interpretacji i potrzeb drugiej osoby :) gosiaa10@buziaczek.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z tym stwierdzeniem, bo czyż nie czynami udowadniamy naszą miłość? I to nie tylko miłość między partnerami. Miłość między bratem i siostrą, miłość rodziców do dzieci i dzieci do rodziców, miłość do zwierząt, do świata. Człowiek, który kocha rozsiewa wokół siebie szczęście, właśnie poprzez czynienie dobra.

    sylwiam720@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, bardzo się zgadzam:) Słowa? nImi sie nie nakarmimy, choć są potrzebne, bo dowartościowują i dodają siły. Jednak czyny zdecydowanie i to niekoniecznie jakies wzniosłe, te najdrobniejsze gesty świadczą najbardziej o uczuciu: drożdżówki z jagodami przyniesione przez męża wracajacego z pracy ze słowami "Miałaś na nie ochotę przecież", zdobyta na allegro ksiązka, której dawno szukałam, przykrycie kocem, kiedy zdrzemnęłam się zmęczona po pracy w domu i szkole, telefon do pracy, w której zostałam do późnych godzin wieczornych "Może zrobię jakieś zakupy?".....Mnie zawsze takie drobne czyny w wykonaniu mojego cudownego męza rozczulają i wierzcie mi nie potrzebuję kwiatów i słów miłości, by czuć się ważną i kochaną:) Iwona067@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się z Twoim stwierdzeniem,że miłość to czyny :) Drobne gesty ,uczynki potwierdzają naszą miłość. Dzisiaj np mój synek poczęstował mnie na wpół rozpuszczoną czekoladką,mały,spontaniczny gest ale pełen miłości. A jak mój mąż stwierdzi ,że pozmywa to też jest miłość ;) . Chociaż spontaniczny sms " kocham Cię" też jest miły
    ewaudala77@op.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Miłość, to czyny zgadzam sie z tym stwierdzeniem, od słów do czynów,droga nie jeden raz bywa daleka.Natomiast wg mnie własnie czyny, nawet najmniejsze gesty, świadczą o miłości ,irena136@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy się zgadzam sama nie wiem :)
    z jednej strony powiedzieć można wiele ... ale nie zawsze to co się mówi jest prawdą, miałam okazję się o tym przekonać :( niestety...
    były piękne słowa ale czynów praktycznie żadnych...
    ale z drugiej strony kto z nas nie lubi słuchać miłych słów?? czy związek byłby pełen gdyby były same czyny ?? Czy gdyby partner dbał o nas ale nie mówił że nas kocha , potrzebuje itd to czy byłybyśmy do końca usatysfakcjonowane?? Myślę że miłość to i słowa i czyny :)
    moni.tarnow7@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślę, że stwierdzenie powinno brzmieć "Miłość to nie tylko słowa, a przede wszystkim czyny". Sądzę, że owszem czyny są "dobitniejszym" odzwierciedleniem naszych uczuć, ale słowa również są nam potrzebne. Chcemy słyszeć słowa miłe i słowa zapewnienia. Chcemy w nie wierzyć i jeśli ich dłuższy czas nie słyszymy, to czegoś nam brakuję. Zastanawiamy się wtedy czy coś z nami jest nie tak, czy z naszym związkiem.
    Oczywiste jest, że to przede wszystkim czyny, czyli drobne gesty w kierunku TEJ osoby, sprawiają, że chce się nam wracać do naszego domu, że tęsknimy za sobą. Uwielbiam kiedy mąż coś przygotuje do jedzenia, wykąpie córeczkę wieczorem, zrobi pranie, czy po prostu zrobi mi kawę. Ale kiedy do tego powie "Kocham Cię", "tęskniłem" lub coś równie miłego to uskrzydla nas to na dłużej. Według mnie do pełnej i nieopadającej satysfakcji w związku potrzebne jest jedno i drugie. I w zależności od sytuacji w różnych proporcjach.
    kasziko@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. ZGADZAM SIĘ!

    A na uzasadnienie przytoczę dwa ulubione cytaty: mojego ulubionego mężczyzny - myśliciela i ukochanego męczyzny - partnera :)
    "... nie istnieje rzecz zwana „miłością”. „Miłość” jest abstrakcją, rodzajem bogini, z którą kłopot polega na tym, że nikt jej nigdy nie widział. W rzeczywistości istnieje tylko akt kochania. Miłość jest twórczą aktywnością. Zakłada troskę, wiedzę, reagowanie, afirmację i radość – nakierowane na osobę, drzewo, obraz, ideę. Kochać, oznacza powoływać do życia, powiększać jej lub jego życiową aktywność. Jest to proces samoodnawiający się i samonapędzający."
    ]Erich Fromm]

    "Nie to, jacy jesteśmy, ale co robimy w związku tak naprawdę nadaje barw i smaku miłości" [WK]

    A ja dodam od siebie:
    Aby kochać i być kochanym, trzeba się cały czas rozwijać – podążać za ukochanym człowiekiem, ale być też dla niego inspiracją. Miłość to interakcja - w jedną stronę nie działa - SZCZEROŚĆ, INTYMNOŚĆ, BLISKOŚĆ UWAŻNOŚĆ, SZACUNEK I ZAANGAŻOWANIE - to niezbędne składniki, które wymieniane w wzajemnej relacji tworzą dla niego stabilny fundament.

    pozdrawiam
    Aniela
    nadamagdamus@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja raczej powiedziałabym, że miłość to nie TYLKO słowa, a TAKŻE czyny.
    Słowa odgrywają ogromną rolę w miłości. Nie mam na myli wyłącznie zwykłego "Kocham Cię", które nie zawsze okazuje się szczere, ale raczej, prawdzie słowa, które są wypowiedziane z głębi serca.
    Czasami jednak same słowa nie wystarczają. Jeśli chce się być na zawsze z ukochaną osobą trzeba zdobyć się na odwagę i czasami także POKAZAĆ, jak wiele ta osoba dla nas znaczy.
    Jeśli, coś obiecujemy powinniśmy dotrzymać słowa, jeśli tęsknimy powinniśmy jak najszybciej przyjechać, jeśli chcemy być zawsze razem - powinniśmy po prostu BYĆ(!), a nie tylko mówić, obiecywać i nic więcej nie robić...
    Ale trzeba wziąć też pod uwagę, że są ludzie, którzy nie mają okazji czegoś powiedzieć, albo nie mają okazji czegoś nam pokazać (w czynach). Wtedy powinniśmy się zadowolić tym, co dostajemy - słowami lub czynami - i uwierzyć, że to jest szczere (bo czasami naprawdę jest (niezależnie od formy)!
    Niektórzy też mogą nie mieć odwagi, czegoś powiedzieć, czegoś zrobić... Wtedy otrzymam "tylko jedno", ale jakże cenne...

    mysia186@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. Miłość wcale nie potrzebuje słów, bo słowa wypowiedziane w złości niekiedy nie znaczą tego, o czym mówią. Nienawidzę Cię nie oznacza wcale tej nienawiści a odejdź często znaczy, że straszliwie Cię potrzebuję. Tak już jest. Mówimy coś bez przemyślenia i wbrew sobie, ale te słowa są bezwartościowe. Ważne są czyny, chociaż to słowo brzmi straszliwie patetycznie. Liczą się gesty, dotyk, pamięć o ważnych rzeczach, wytrzepanie dywanu i zrobienie kolacji. Takie wszystko i nic, taka codzienność. Niekiedy szara, niekiedy przeplatana kolorami, ale nasza.
    batonzo@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja jestem zwolenniczką teorii "złotego środka", a na miłość składa się tak wiele elementów, że zarówno czyny, jak i słowa są niezbędne. Trudno jest mi stwierdzić, czego powinno być więcej. Bo jeśli słyszałabym często: "Kocham Cię, kocham", a widziałabym obojętność, lekceważenie moich potrzeb albo flirtowanie z innymi kobietami, to cóż by mi było po tych słodkich słówkach? Z drugiej strony bez rozmów, ciągłego poznawania się i opowiadania o swoich smutkach, radościach i pragnieniach nie wyobrażam sobie funkcjonowanie związku!
    Najważniejsze jest, aby czyny potwierdzały słowa, a w ślad za słowami szły czyny...w takich związku miłość nigdy nie uschnie :)

    Pozdrawiam serdecznie :)
    edyta.cha@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja bezsprzecznie zgadzam się z autorką. Pewnie, że przyjemnie jest usłyszeć "Kocham Cię", czy "Zawsze możesz na mnie liczyć", ale ile te słowa naprawdę znaczą dowiadujemy się dopiero wówczas, gdy pojawiają się problemy. Mam wrażenie, że współcześnie szasta się górnolotnymi tekstami na lewo i prawo, jednak zbyt rzadko są one odzwierciedleniem w rzeczywistości.
    Banalny przykład, gdy pary mówią sobie: "Kocham Cię", wyznają miłość przed ołtarzem używając słów "I nie opuszczę Cię aż do śmierci" lub w urzędzie "I uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe", a po kilku latach z byle powodu rozstają się. Wiadomo, iż kiedy związek jest toksyczny, lepiej się wycofać i zawalczyć o swoje własne szczęście. Jednak współcześnie zbyt szybko i łatwo "niezgodność charakterów" staje się powodem rozwodów.
    Pracuję z dziećmi niepełnosprawnymi i widzę wiele samotnych kobiet opiekujących się swymi chorymi dziećmi. Dlaczego? Bo "królewicz na białym koniu" zaginął w ramionach kochanki, gdy pojawiły się problemy. Co ze słów tego królewicza pozostaje takiej mamie?
    Ostatnio, z okazji rocznicy powstania na wielu forach był poruszany temat, jak byśmy zachowali się w obliczu wojny? Często w odpowiedzi na to pytanie czytałam słowa "Stanąłbym/stanęłabym w obronie swego ojczystego kraju". Na ile prawdziwe okazałyby się one w obliczu tragedii jaką jest wojna, jeśli często mamy problem z okazaniem pomocy ludziom mającym problemy, żyjącym obok nas w czasie pokoju, gdy nikt nam nie zagraża?
    Słowa to zawsze słowa, potrafią pocieszyć, potrafią upokorzyć i zniszczyć - mają wielką moc, jednak to właśnie czyny pokazują nas prawdziwymi, takimi jakimi jesteśmy.

    Mój e-mail: 3dytka@vp.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. Aby słowa " kocham Cie" nie brzmiały jak banał powinno sie te słowa poprzeć czynami. Nie mam tutaj na myśli spełnianie każdej zachcianki ukochanej osoby. Ale tak jak w słowach piosenki "cieszmy się z małych, rzeczy bo wzór na szczęście w nich
    zapisany jest" Drobne rzeczy cieszą najbardziej jak np. kwiaty
    zerwane na łące, przyjscie po ukochaną osobę do pracy/ na uczelnię. Także zagadzam się z powyższym stwierdzeniem w 200% :)
    anpit@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  18. Po części zgodzę się z Tym stwierdzeniem bo słowa z czynami idą w parze., miłość to nie litery poskładane w słowa to emocje okazywane przez najmniejszy dotyk, Uśmiech o poranku, i wspólny czas. Bo miłość to chwile ulotne ,które w sercu pozostawiają ślad każdego dnia dający siłę by przetrwać najgorsze.. Dlaczego więc powiedziałam że w połowie sie zgadzam bo słowa czasem są potrzebne by druga strona uwierzyła w miłośc......
    "M" ------> jak marzenie
    "I "---------> jak idealność
    "Ł" - -------> jak łzy które czasem sa potrzebne
    "O "------------> jak - oddanie ,
    "Ś"---------> jak śmiech
    "Ć"----------> jak - ćarki


    Bo miłośc to słowa pisane gestami :)

    fresalina@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  19. Witam!
    Coz znacza same slowa bez czynow????? Hmmmmm.....raczej niewiele . Pisze tu moze jako jedyny przedstawiciel plci brzydkiej ale zdanie i osad na ten temat swoj mam : powiedziec kobiecie -KOCHAM CIE to naprawde nic trudnego bo przeciez slowa nic nie kosztuja (podobno) , lecz udowodnic te slowa czynami -to juz wielka sztuka . Moze nie jestem sentymentalny czy romantyczny (zona twierdzi,ze TAK :-) ) , to jednak potrafie czynami wyrazic moje uczucie do niej : posprzatam , ugotuje , jej ulubiona kawke zrobie , kwiatki podleje , zaprosze na spacer , swiece wieczorem zapale ...... dla mnie to wiele i dla zonki rowniez bo widze ,ze docenia moje gesty . Kazdy mezczyzna powinien okazac swoje uczucie wybrance i chocby mialo to byc "nic takiego" -trzeba to zrobic aby widziec szczescie na twarzy swojej polowki .....dla mnie osobiscie to BEZCENNE :-) :-) :-)
    POZDRAWIAM :-)
    LUBIE NA FB JAKO WLODEK PIASECKI .
    piaseckiwodek@gmail.com

    OdpowiedzUsuń