poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Siedem pytań do Beaty Gołembiowskiej. Wyniki.




 Czytam Pani życiorys i tak się zastanawiam: Jaki wpływ na kreowanie postaci literackich ma wnikliwe oko fotografika? Pomaga czy raczej przeszkadza w tworzeniu postaci bohaterów książek?


Beata Gołembiowska: Fotografia postaci, twarzy, elementów ciała była dla mnie często nie tylko „ślizganiem się po powierzchni”. Starałam się też zgłębiać duszę modela. Pamiętam jedną sesję – fotografowałam ośmiomiesięczną dziewczynkę  na kolanach dziewięćdziesięcioletniej prababci. Nie zapomnę starczych dłoni trzymających dwie pulchne łapki. „Krawędź i początek życia” – taka myśl mi towarzyszyła podczas sesji. Moja fotograficzna wrażliwość pomaga mi w opisach nie tylko twarzy, zachowań bohaterów, ale też ułatwia mi wnikanie w ich wnętrza. Widzę też moich bohaterów w przestrzeni, w krajobrazie. To tak, jakby przed moimi oczami pojawiały się kadry – fotograficzne i filmowe. 

Przyznam, że nie czytałam jeszcze żadnej książki Pani autorstwa, dlatego moje pytanie nie będzie dotyczyło książki :) Czy zastanawiała się Pani nad powrotem do Polski, czy jednak Kanada to właściwe miejsce?




BG: Dla autora piszącego po polsku i osadzonego w tematyce polskiej Kanada nie jest najlepszym miejscem. Jestem w stanie dobrze opisać ten okres, w którym przebywałam w ojczyźnie, stąd siłą rzeczy tkwię w swoich powieściach w latach mojego dzieciństwa i młodości. Jeśli zahaczam o współczesność, mam problemy.  Wypytuję wtedy o wiele rzeczy Polaków mieszkających w kraju, a w czasie moich pobytów w Polsce staram się nasiąknąć polskością ile się da.  Kanada, a szczególnie mój dom w lesie jest dla mnie oazą ciszy i spokoju, w której mogę siedzieć godzinami z laptopem i pisać, pisać, pisać. Gdybym znalazła takie miejsce w Polsce! Na pewno jest ich wiele, ale z kolei moje córki są w Kanadzie. Jeśli rozważam powrót do Polski to taki połowiczny – pół roku w ojczyźnie, a pół roku w Kanadzie. Planuję też wydać moje książki po angielsku. Szczególnie “Żółta sukienka” wydaje mi się  - zacytuję tu Kaczmarskiego “ przetłumaczalna na obce języki “. Moje dwie nowe powieści, które piszę też będą  - tak mi się wydaje – przemawiać nie tylko do Polaków.


Kanada to moje niespełnione(jeszcze) marzenie. Czym Panią ten kraj zachwycił?



BG: Moje marzenia o Kanadzie zaczęły się od Ani z Zielonego Wzgórza. Dwukrotnie odwiedziłam Wyspę Księcia Edwarda i nie rozczarowałam się. Jest taka, jaką opisała ją Lucy Montgomery. Gdyby nie odległość od moich córek, najchętniej tam bym osiadła. Trudno powiedzieć czy cała Kanada mi się podoba – jest to olbrzymi kraj. Mieszkam w Quebeku, czyli francuskojęzycznej części Kanady. Jest on bardzo specyficzny, kulturowo i językowo. Mieszkałam też w Vancouver – jeśli chodzi o położenie -  najpiękniejszym mieście  w Kanadzie. Kanada mnie zachwyca przestrzeniami i dziką przyrodą. Tolerancją i życzliwością ludzką. Uczciwością i zaufaniem do drugiego człowieka.


Jak Pani myśli, czy czytelnicy odkryli, co chciała Pani przekazać poprzez swoją twórczość? Czy Pani książki spełniają swoją rolę, zadanie, które jej Pani powierzyła? 

BG: Reakcje czytelników przewyższyły moje oczekiwania.  Nie spodziewałam się, że moje książki,  a  szczególnie “W jednej walizce” i “Żółta sukienka”, gdyż “Malowanki na szkle” zaliczają się do nowości wydawniczych – będą tak entuzjastycznie przyjęte i tak wnikliwie odebrane. Obawiałam się, że trafią jedynie do osób starszych, a tymczasem moimi głównymi czytelnikami są osoby w grupie wiekowej 20 – 40 lat.   Chciałam, aby moje książki zostawiały ślad, prowokawały do przemyśleń, żeby chciało się do nich powracać. “Żółtą sukienkę” pożyczył ode mnie mój przyjaciel. Po kilku dniach zadzwonił do mnie.
“Beata, chcę kupić tę książkę, gdyż nie mogę się z nią rozstać” – powiedział.  Te słowa do tej pory mnie uskrzydlają, a przyjaciel oczywiście dostał ode mnie książkę w prezencie.


Czy mieszkanie z dala od Polski, a mianowicie w Kanadzie utrudnia czy ułatwia Pani pisanie dla polskiego czytelnika? 

BG: I tak i nie. Z dala od Polski potrafię dostrzec jej najpiękniejsze strony. Dzięki temu moje opisy  ojczystych krajobrazów czy klimatów nabierają różowej mgiełki. Niestety nie potrafię dobrze opisać Polski współczesnej, z jej nowo-mową, zachowaniami, zwyczajami. Jestem polską pisarką piszącą o Polsce z marzeń, z mojego dzieciństwa i młodości. Współczesna Polska jest taka “nierealna” . Czy to dobrze czy źle? Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. A może dzięki mojemu spojrzeniu z dala mogę uświadomić rodakom, że żyją – mimo wszystko - w pięknym kraju?



Cieszę się, że dziś możemy pytania zadać właśnie Pani. Skwapliwie z tej możliwości korzystam. Obserwuję Pani twórczość od jakiegoś czasu. Zaintrygowała mnie Pani wszechstronność. Już dawno przekonałam się, że artyści wszechstronni stanowią świetny materiał na pisarza. Używają słów jak malarz kolorów w obrazie, „kadrują” sceny z precyzją fotografa…Taką wszechstronną twórczynią była Tove Jansson na swojej skalistej wysepce…

Porusza Pani w swych książkach trudne tematy, bolesne problemy narodowe (W jednej walizce), ale też z jednakową uwagą skupia się na pojedynczym człowieku… To dobry i trudny kierunek. Skalista ścieżka… Życzę wytrwałości w kroczeniu po niej. Jestem pewna, że jeszcze niejednokrotnie nas Pani zadziwi.

Każdy pisarz jest jednak najpierw czytelnikiem. Zapewne posiada Pani swojego Mistrza, z którego książek czerpie jak z elementarza. Czy wyjawi nam Pani kim on jest? Czyje książki strzeże Pani jak skarbu w swej domowej biblioteczce?



BG: Pięknie dziękuję za tak miłe słowa. One są potrzebne każdemu twórcy, pozwalają na kontynuację pracy, szczególnie w chwilach wątpliwości. Dziękuję też za pytanie – bardzo ważne, gdyż każdy pisarz jest najpierw czytelnikiem i pozostaje nim na zawsze. Książki mnie wychowały, były moimi nauczycielkami, przewodniczkami, przyjaciółkami. Z całej ich plejady mogę wymienić kilka, do których wracam wielokrotnie:
Pielgrzymi puszczy –Grey Owl’a, Tajemniczy ogród F. H. Burnett’a, Błękitny zamek – L.M. Montgomery, Nad Niemnem – Orzeszkowej, Anna Karenina – Tołstoja, Zbrodnia i kara  - Dostojewskiego, a ze współczesnych – Oskar i pani Róża  i Małe zbrodnie małżeńskie - E. E. Schmitt’a.  Jak można wywnioskować z tej listy fascynuje mnie literatura psychologiczna  i ta, która  opiewa piękno przyrody.

Wyemigrowała Pani z rodziną do Kanady. Czy tęskni Pani za swoją ojczyzną? Czy ciężko jest żyć na obczyźnie? Marzy się Pani powrót z rodziną do Polski?

BG: Podkreślam często swoją tęsknotę za Polską. Za jej krajobrazem, mową, kulturą, ludźmi. Tęsknota szczególnie dawała mi się we znaki na początku mojej emigracji. Potem trochę  przygasła, aby odżyć znowu w ostatnich latach, kiedy piszę po polsku dla Polaków. Myślę, że szczególnie ciężko jest żyć na obczyźnie ludziom, którzy w Polsce byli “solą tej ziemi” – twórcami, działaczami, patriotami. Kanada, chociaż jest pięknym i przyjaznym krajem, nie zaspakaja ich potrzeb. Chciałabym móc przebywać w Polsce przynajmniej pół roku. Moje córki są w Kanadzie i nie wyobrażam sobie, że mogłabym zbyt długo być z dala od nich. Dlatego chyba na zawsze będę jedną 
nogą tu i drugą tam.

Którą książkę poleciłaby Pani uczniom w gimnazjum jako lekturę obowiązkową? Którą książkę zdaniem Pani warto by było omawiać na lekcjach języka polskiego?

BG: Taką ponadczasową dla mnie lekturą jest “Zbrodnia i kara” Dostojewskiego. Może wydaje się trudna ze względu na język czy zawiłość zagadnień, ale opowiada tak dogłębnie o duszy ludzkiej, że nic nie straciła na aktualności. Człowiek wykształcony powinien znać pewne literackie dzieła – Iliadę, Odyseję, Hamleta  i na pewno Dostojewskiego. Jeśli nauczyciel stanie na wysokości zadania, to na pewno potrafi wzbudzić zainteresowanie Dostojewskim, tak jak pamiętam mój nauczyciel wzbudził w nas zapał do “Wesela” Wyspiańskiego.

Czy życie w Kanadzie jest łatwiejsze niż życie w Polsce?
Czy żałowała Pani kiedykolwiek, że wyemigrowała ze swojej ojczyzny?
Skąd zrodził się pomysł na napisanie W jednej walizce. Polska arystokracja na emigracji w Kanadzie?


BG: Niestety nie umiem na pierwsze pytanie jednoznacznie odpowiedzieć.  Oczywiście można ogólnie stwierdzić, że Kanada, olbrzymi, bogaty, młody  kraj, w którym nie było wojen,  jest pod wieloma aspektami atrakcyjny dla emigrantów. Z kolei znam wielu Polaków, którym żyje się tam gorzej – niekoniecznie pod względem materialnym – niż w Polsce. W Polsce zostawili rodziny, swoje środowisko – i to jest wartość nie mniej ważna niż zasoby materialne.  Z tych niematerialnych powodów żałowałam wielokrotnie swojej decyzji o emigracji. A pomysł o książce “W jednej walizce”? Zrodził się pod wpływem pracy nad realizacją filmu – “Raj utracony, raj odzyskany”, który jest załączony do książki. Film opowiada o polskich ziemianach  i arystokratach  mieszkających w Rawdon – kanadyjskim miasteczku, w którym i ja obecnie mieszkam. Ich wspomnienia były tak ciekawe, że postanowiłam napisać książkę. W ten sposób powstała “walizka ze skrawkiem polskiej historii” przez wiele lat zapomnianym, a jeśli chodzi o Kanadę, po raz pierwszy przeze mnie opisanym. 


Zawsze się zastanawiałam, jak to jest napisać książkę, czy są to chaotyczne myśli przelewane na papier w przypływach weny, czy pisanie według ustalonego grafiku. Jak wygląda praca pisarza od tej właśnie strony, czyli od początku, od samego powstania pomysłu?


BG: Chyba nie ma tu reguł, chociaż  na podstawie wypowiedzi wielu ludzi pióra, pisanie jest “pracą”, która powinna być systematyczna.  Moje pomysły rodzą się najpierw w głowie, potem powstaje roboczy schemat, który często się zmienia, nawet diametralne. Staram się pisać codziennie – rano dwie godziny, wieczorem dwie, a w wolne dni dłużej i w czasie pisania rodzą się pomysły. Zauważyłam, że gdy mam dłuższą przerwę, tworzenie staje się o wiele trudniejsze. To tak jak pianista, który przestał ćwiczyć. Często, kiedy nie stukam w klawisze, przy innych czynnościach (mycie naczyń etc.) myślę o moich bohaterach. Bywało, że pewne sceny i rozwiązania mi się przyśniły.


Żółta sukienka stała się dla bohaterki Pani książki symbolem traumatycznego wydarzenia z dzieciństwa. Jak zatytułowałaby Pani powieść o sobie, gdyby tytuł miał odzwierciedlać miłe wspomnienie dotyczące konkretnego przedmiotu, który na trwałe zapisał się w Pani pamięci?


BG: Byłby to kwiat. Jack in the pulpit – taka jest nazwa angielska, a po polsku – Jacek na ambonie? Jest to przedziwny kwiat, który był wielokrotnie przeze mnie fotografowany –  podaję tutaj stronę internetową, bo zauważyłam, że na mojej stronie w podstronie – fotografia przyrodnicza go nie ma http://www.wildflower.org/plants/result.php?id_plant=ARTR

Ten kwiat był i jest dla mnie źródłem fascynacji. Jest ich wiele odmian – od zielonych z bardzo bladymi paskami do intensywnie bordowych. Po raz pierwszy spotkałam je w Kanadzie i podczas moich wiosennych wędrówek po lesie zawsze kojarzyły mi się z niemalże dziełem sztuki. Szczególnie w pierwszych latach emigracji był dla mnie taką “pocieszką”. Wmawiałam sobie, że gdyby nie wyjazd do Kanady, nie miałabym możliwości spotkania się z nim, podziwiania. A teraz, zawsze na wiosnę witam go z radością. Gdy ukażą się pierwsze kwiaty wracam z lasu z okrzykiem – są już Jacusie! A zatem powieść  miałaby tytuł – Jacek na ambonie.

Czy sięga Pani po książki współczesnych polskich twórców? Jeśli tak to jaka lektura zachwyciła Panią najbardziej i dlaczego? A może nie warto sięgać po polskich autorów? Jak Pani sądzi?



BG: Moim ostatnim odkryciem jest Jacek Dehnel. Bardzo lubię Pawła Huelle i Stefana Chwina, a z kobiet - Dorotę Terakowską, Joannę Chmielewską i Małgorzatę Musierowicz. Wielkie wrażenie wywarła na mnie “Madame” Libery. Wiem, że Olga Tokarczuk jest wspaniałą pisarką i zawsze to sobie powtarzam, gdy po nią sięgam, lecz nie mogę przez nią przebrnąć. Polska literatura ma wielu wybitnych pisarzy. Niestety nie jestem w stanie ich wszystkich poznać. Jeśli chodzi o największe wrażenie to pozostaję przy “Madame “. Może dlatego, że Libera tak doskonale opisuje czasy mojej młodości?


Czy jest taki temat, który boi się Pani z jakichś względów poruszyć? Taki, który wydaje się Pani trudny w przekazie, albo odbiorze przez czytelników?


BG: Tym tematem jest ogólnie przemoc. Zmierzyłam się z nim w “Żółtej sukience”, ale nie potrafiłam go opisać tak dosłownie. Drugim trudnym tematem jest erotyka. Opisując sceny miłosne jest bardzo łatwo ulec kiczowi, przynajmniej ja tak to odbieram. Wydaje mi się, że w tej dziedzinie im mniej dosłowności tym lepiej, tym bardziej scena działa na wyobraźnię. Tak jak w filmie “Fortepian” Jane Campion scena dotknięcia ciała poprzez dziurę w pończosze była dla mnie najbardziej podniecająca.  W moich powieściach jest kilka scen erotycznych, które pisałam w pocie czoła, wykreślając i przerabiając. Chyba nie są złe, ale moim zdaniem muszę jeszcze dużo popracować, aby stały się takie, jak ta scena z “Fortepianu”.  


Autorka postanowiła nagrodzić panie, które zadały pytania zaznaczone na niebiesko. Obie dostaną "Malowanki na szkle", gratuluję. 

5 komentarzy:

  1. Dziękuję za możliwość wygrania książki i za odpowiedzi, które tworzą portret Pani osoby, Pani Beato:) To świetny pomysł na zadawanie pytań przez czytelników:) A na książkę cieszę się bardzo bardzo:) Pozdrawiam i Anię i autorkę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy wywiad :) I miło, że autorka odpowiedziała na aż tyle pytań. Gratuluję Dziewczynom! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję serdecznie za odpowiedź. Bardzo lubię poznawać pisarzy poprzez ich fascynacje i osobiste lektury, stąd moje pytanie :)
    Cieszę się, że już powstają nowe powieści.
    Przy okazji proszę przyjąć gratulacje, Pani książka została doceniona przez czytelników w konkursie przeprowadzonym na portalu Granice.pl (głosowałam!)
    Bardzo się cieszę z nagrody :) Dziękuję i pozdrawiam, życząc dalszych sukcesów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Olu i Iwonko, książki są już wysłane. Czekam na wrażenia.
      Zapraszam wszystkie Panie do mojej strony
      www.beatagolembiowska.studiobim.ca

      Usuń